mar 112021
 

Ktoś może pomyśleć, że piszę ten tekst wiedziony emocjami i irytacją, jaką odczuwałby każdy rodzic, który musi zmierzyć się z niepowodzeniem dziecka. Zanim jednak sformułujecie takie oceny poczekajcie do pointy.

Najpierw zrobię jednak spory zamach i obejdę rzecz naokoło. Bardzo lubię przygotowywać sobie różne rzeczy w tajemnicy, a potem patrzeć jaki efekt wywołuje produkt, który pojawia się nagle, w wyniku tych przygotowań. To się nie zdarza często, ale czasem się zdarza. Powód jest taki, że mnóstwo produktów wchodzi na rynek bez żadnych przygotowań. Tak po prostu. W ostatnim czasie podjąłem, a w zasadzie podjęliśmy, dwa duże przedsięwzięcia: Kredyt i wojnę tom II i dwa tłumaczenia z języka angielskiego, które wykonał mój syn. Jedno jest już gotowe i wydane, wszyscy wiecie o co chodzi, o Propozycję poskromienia Hiszpanii, XVIII wieczny anonimowy tekst, wzywający parlament w Londynie do ostatecznego rozprawienia się z imperium hiszpańskim. Drugą książką, jaką Gaga tłumaczył, był znany niektórym z opisów i tekstu toyaha, umieszczonego w III numerze Szkoły nawigatorów, reportaż Roya Moxhama, zatytułowany Wielki indyjski żywopłot. Kupiłem prawa do tego tytułu i zleciłem tłumaczenie synowi, albowiem mam do niego całkowite zaufanie. To ważne, albowiem chodzi o pieniądze, które zarobimy na sprzedaży tej książki. Rzecz jest gotowa i trwają właśnie prace redakcyjne. Książka ukaże się w końcu kwietnia, albo w maju.

W czasie tej niełatwej pracy, nasz tłumacz chodził normalnie do szkoły, prowadził życie towarzyskie, przygotowywał się do matury i do olimpiady z języka angielskiego. Czynił to mimo iż Uniwersytet Warszawski ogłosił iż wyniki tej olimpiady nie będą honorowane przy naborze na studia. Nie wiedzieliśmy dlaczego, ale nas to nie obeszło, albowiem potrzebny był sukces i sprawdzian, który – wydawało się – nie będzie szczególnie trudny. Olimpiadę organizuje szkoła im. Lindego z Poznania, która jest jakąś bardzo znaną i uznaną placówką. Jak większość pewnie wie, a ja dowiedziałem się o tym niedawno dopiero, konkurs ten składa się z dwóch etapów. Pierwszym jest trzygodzinny test obejmujący różne, często bardzo szczegółowe zagadnienia z zakresu historii, kultury i gramatyki języka. Za ten test dziecko moje dostało 83,5 punkty na sto możliwych. Następnym etapem był egzamin ustny, czyli dziesięciominutowa pogadanka przez skype z jakimiś dwoma osobami z wymienionej wyżej szkoły. Na tym etapie oceniano wiedzę o kulturze krajów anglojęzycznych i opanowanie języka. Czyli były to jakby dwie oceny. Dostał z tego egzaminu 8 i 9 punktów. W swojej nieopisanej naiwności sądziliśmy, że po wyciągnięciu średniej, spokojnie znajdzie się wśród najlepszych olimpijczyków w kraju. Po ogłoszeniu wyników okazało się, że zabrakło mu pół punktu. Nie rozumieliśmy jeszcze o co chodzi i jedna z nauczycielek pracujących w szkole, gdzie uczy się nasz syn, napisała do organizatorów prośbę o wyjaśnienie sytuacji, albowiem okazało się, że w grupie osób, które znalazły się wśród 55 najlepszych młodocianych anglistów w kraju są takie, które z pisemnego, trwającego trzy godziny testu, dostały dużo mniej punktów niż nasz syn i jego koleżanka, także w tym konkursie startująca. I nie chodziło o osoby, które miały jeden, albo dwa punkty mniej, chodziło o sześć, siedem punktów. To sporo, jak na tak wyśrubowane kryteria, jakie tam obowiązywały. Myśleliśmy, że to jakaś pomyłka. Okazało się, że nie. Otóż, żeby było „sprawiedliwie”, organizatorzy zrównali wagę trzygodzinnego testu z dziesięciominutowym egzaminem ustnym przeprowadzanym przez skype. Uczynili to wprowadzając mnożnik. Ja nie wiedziałem, co to jest ten mnożnik, ale już wiem. To jest 1/10 maksymalnego wyniku na teście pisemnym. A że w tym roku wiele osób zdobyło na teście 90 punktów, mnożnik wynosi 9. Punktację oblicza się następująco – wyniki egzaminu ustnego, przeprowadzanego przez skype i trwającego 10 minut sumuje się, a potem dzieli przez dwa, wyciągając z nich średnią. Następnie mnoży przez 9 i dodaje do sumy punktów uzyskanych na trzygodzinnym teście pisemnym i mamy laureatów. Samych dobieranych. Kiedy istota tej metody do mnie dotarła, przestałem się dziwić, że UW nie przyjmuje na swoje wydziały tych laureatów. Ktoś, kto nie osiągnął nawet 80 punktów na teście pisemnym, ale spodobał się paniom z drugiej strony skype’a i zyskał nie 9, a 10 punktów automatycznie lądował w pierwszej czterdziestce. I na odwrót, ktoś kto przekroczył 80 punktów na trzygodzinnym teście, ale nie spodobał się paniom ze skype’a, po zamiast powiedzieć o tym, że Ronald Raegan był kolegą Karola Wojtyły przez całe 10 minut opowiadał o tym, jak rozmontował on powojenny konsensus polityczny i gospodarczy, spadał na miejsce 170.

Nie powiem, zdziwiłem się, kiedy to do mnie dotarło. Napisaliśmy do pani, które ten, pardon, cyrk obsługuje, żeby dowiedzieć się, kto też wymyślił tę super metodę wyłaniania zwycięzców w konkursach dla młodzieży. Otrzymaliśmy odpowiedź, że mędrcem tym jest doktor Henryk Krzyżanowski z Poznania. Podane to zaś było w takiej formie, że od samego patrzenia na nazwisko Krzyżanowski, powinniśmy się zamienić w słupy soli, a gdyby ów pan się nam pokazał w całej swojej postaci, ani chybi winniśmy się rozsypać w proch. Wpisałem nazwisko Henryk Krzyżanowski w googla i wyszło mi to:

https://www.youtube.com/watch?v=CBqOg39FwNU

Otwarcie przyznam, że wytrzymałem tylko do pierwszego erotycznego limeryku. Na starość staję się mało odporny. Może Wam się uda wytrwać dłużej, ale ja naprawdę nie mogę. Nie jest to jednak wszystko, albowiem pan Krzyżanowski jest zasłużonym działaczem Solidarności i w dawnych czasach, wraz z Lechem Kaczyńskim, dzielnie walczył o wolną Polskę. Występował w telewizji Trwam i publikował na łamach Wielkopolskiej prasy. Jest zdaje się też jakąś poznańską legendą. Ja oczywiście wszystko rozumiem, SB, wyprowadzanie w kajdankach, podstępy TW i wszystkie gadżety, jakie potrzebne są do tego, by zyskać sławę i poklask, a także tę czarowną legendę, którą buduje Lisiewicz mówiąc, że przeciwnicy Henryka Krzyżanowskiego są dziś bogatymi biznesmenami, a on został akademickim wesołkiem, piętnującym ludzkie przywary. Rozumiem to wszystko, ale czekam kiedy to się wreszcie w cholerę skończy. I kiedy taki Lisiewicz, który miał brata w kancelarii Komorowskiego, przestanie opowiadać swoje czerstwe, niepodległościowe wice.

Gówno mnie obchodzi kim był ten pomarszczony dowcipniś w przeszłości, nie dbam nawet o to, że cała ta olimpiada to konkurs o pietruszkę. Składamy skargę do kuratorium i pismo do organizatorów. No, a potem czekamy aż niepodległościowa, wolna prasa gospodarnej i krystalicznie uczciwej Wielkopolski, nazwie nas czerwonymi hienami żerującymi na legendzie bohatera.

Nie może być bowiem tak, że o ambicjach młodzieży decydować będzie anorektyczny erotoman gawędziarz.

To pisałem ja, Gabriel Maciejewski, starszy.

  33 komentarze do “O estradowym charakterze solidarnościowych legend”

  1. Niezła rodzinka kuta na dwie nogi i styropian solidarnościowy i opozycja

    No i bardzo dobrze że jest ta głupota napiętnowana.

    Już kiedyś pisałam o konkursie recytatorskim na poziomie podstawówkowym, gdzie w jury zasiadała między innymi mama Osoby Wygranej /inne nazwisko/, matka chrzestna /oczywiście inne nazwisko/  i z kuratorium siostra matki /inne nazwisko/.

    Osoba Wygrana nosiła nazwisko taty, więc też inne nazwisko niż te ze składu  jury

    mieszkam na Mokotowie od urodzenia, uczęszczałam w tej dzielnicy do szkół i mam doświadczenie samorządowe właśnie z  tej dzielnicy czyli – znam ludzi – ale młode matki zajmujące miejsca na widowni  mogły uwierzyć w bezstronność jury

  2. Nawet takich konkursów nie mogą odpuścić

  3. Dzień dobry. Ano tak to bywa, każdy, kto ma lub miał dzieci w wieku szkolnym musiał się nieraz nagimnastykować, żeby płaczącemu dziecku wyjaśnić, dlaczego tak jest. Ja wykorzystywałem takie sytuacje, żeby bez ogródek powiedzieć  dzieciom, że to właśnie po to chodzą do szkoły. Żeby przez to przejść i przygotować się tak do dorosłego życia, w którym będzie tylko gorzej. Nie żeby „przebierać” wierszydła jakichś dziewiętnastowiecznych ćpunów, tylko się zahartować. A wiedzę – to trzeba znaleźć gdzie indziej. O pozycji – nie wspomnę. Kwity – czasem się przydają, więc chodzimy.

  4. Czy kryteria oceniania były podane do wiadomości uczestnikom olimpiady?

  5. Tak, był regulamin, ale nikt go nie rozumiał, bo nikt nie wiedział jakie ma on konsekwencje w praktyce

  6. Można próbować, ale nic to nie da. Jeśli już, to poprosić o wgląd do pracy pisemnej. Sprawdzić jak to zostało ocenione.

  7. Wiem, że to nic nie da, ale napisać trzeba

  8. Zastanawiają punkty z części pisemnej. Jeśli był sztywny klucz, to może się okazać, że syn za dużo wiedział i zaproponował rozwiązania poprawne, ale nie ujęte w kluczu, to można podważyć.

  9. Moja córka (10 lat) bierze dziś udział w konkursie historycznym pn. Wojny polsko – krzyżackie w XV i XVI w. Przygotowywałem ją do tego. Korzystałem przede wszystkim ze źródeł wiedzy popularnych i przeznaczonych dla dzieci w jej wieku. Aczkolwiek, by nabrała wiedzy ogólnej, mówiłem też o arenie międzynarodowej (to, o czym pisano tu sporo). Mówiłem o pieniądzach, o cłach, szlakach handlowych i województwie malborskim (na szczęście pominąłem sprawę Zawiszy). Siedzę teraz jak na szpilkach i mam stracha, że niepotrzebnie jej o tym mówiłem, o tych wszystkich okolicznościach, o więzach krwi i Konstantynopolu.  No cóż, podjąłem decyzję, czekam na wynik…

  10. metoda stara albo starsza od świata, co by wsadzić swoich , test z wiedzy bo musi być , potem rozmowa i dobranie odpowiednich wag.

    przykład 1:

    opowiadał mi ojciec kandydata na prokuratora, test plus rozmowa i syn się nie dostał

    przykład 2:

    kwalifikacja na zrobienie specjalizacji lekarskiej, test z wiedzy i rozmowa, nasz kandydat (lekarz z 4 letnim stażem) test z wiedzy i drugie miejsce, rozmowa na ogólne tematy i czy nadajesz sią na lekarza ósme miejsce ,  wyprzedzili go ludzie po studiach bez praktyki ale ze znanymi „medycznymi” nazwiskami, dobrze że było na tyle miejsc że lakarz sie załapał

    takich historii jest wiele

  11. https://youtu.be/waaaYWcQwfM?t=587

    Sądziłem, że gospodarz na temat konkursów, wie wszystko. Własne dziecko to jak ciemne okulary, które nie pozwalają rozpoznać oczywistego.

  12. – dobre przykłady. To jakby ktoś pytał co za problem mamy w zasadzie w Polsce z korupcją. Przecież to już dawno normalny, europejski kraj…

  13. Ten system tak działa, z góry wiadomo kto jest najlepszy. To się zaczyna od przedszkola…

    Mój syn brał kilka razy udział w konkursach na określone stanowisko pracy. Potrafią unieważnić konkurs bez podania przyczyn, albo zmienić kryteria w trakcie jego trwania… ot tak spod palca. Raz się wściekł,  tym razem konkurs obejmował również test z języka angielskiego i rozmowę w tym języku. Ostała się dwójka kandydatów. On i jeszcze jakaś pani, która była z komisją po imieniu. Kiedy się zorientował w sytuacji, na do widzenia pokazał palcem błędy w teście.

  14. I jeszcze można dodać przetargi

  15. Przepraszam panie, że to powiem. Najgorsze są te głupie baby w komisjach… nie mają żadnych zahamowań, a na dokładkę  mężczyźni przy nich głupieją.

  16. I dlatego w Kosciele trzymano baby na dystans,bo wiedziano,że wszystko rozwalą, u mnie w firmie publicznie to mówię,”baba nie może być szefem”.Przepraszam …

  17. Ma pan rację. Będą się czepiać szczegółów i zadręczać wszystkich, a całości nie zobaczą.

  18. Ja brałem udział kilka lat temu w olimpiadzie historycznej, gdzie doszedłem do etapu wojewódzkiego (czyli drugiego), który był podzielony na dwie części- pisemną i ustną. Pisemną zdałem i trzeba było jechać na ustaną. I tu się zaczyna zabawa, bowiem podzielono na na dwie wymowne grupy – Ci z Łodzi i pozostałe miasta województwa. Jako że jestem z mniejszej miejscowości jechałem na drugi dzień. „Żyri” było znudzone i nie miało ochoty mnie słuchać. Później wyszło że kolejny raz wszystkie miejsca „biorące” na etap krajowy są zajęte przez łodziaków. Dopiero dwa lata temu przebito ten szklany sufit, ale coś czuję, że to tylko wyjątek potwierdzający regułę.

  19. Była sobie pani Kasia, która wymyśliła bardzo dobrą formułę konkursu recytatorskiego. Zależało jej na tym konkursie i pilnowała poziomu, kryteriów, sprawiedliwej i czytelnej oceny. Okazało się, że zmieniła się władza, przyszła na jej miejsce nominatka z koterii PO. Wszystko diabli wzięli. Można tak w nieskończoność…

  20. Limeryki są najprostszą formą grafomanii

    A doctor from Posnania

    Developed a strange form of mania

    He thought that his home

    Has always been a board of styrofoam.

    Ten zaznaczony powyżej zwrot powinien spowodować głośne odczytanie tego limeryku. Jeśli nie zadziała, to każdy może wkleić limeryk do jednego z wielu miejsc w sieci, które zamieniają tekst na mowę.

  21. Dziś przez nieuwagę uruchomilem TV.  W starym konkursie „1 z 10” TVP bral udział ork o purpurowych wlosach. Czym predzej wylaczylem.

  22. Najlepsze konkursy recytatorskie i akademie szkolne, były za PRL u nas w trójce, w Dęblinie. Wiem bo brałem udział. Przygotowania ciągnęły się tygodniami. Wszystko dopięte na tip top. Były też występy estradowe…poważna władza potrzebuje poważnej sztuki, także w wykonaniu dzieci.

  23. On zdaje się miał jakieś uznanie, stąd te wszystkie zabójcze miny

  24. „Trójka” trzyma fason i obecnie, ale udało się zrobić kilka rzeczy i później, w innych szkołach, ba nawet w mieście.

  25. Odpuść sobie. Syn jak mniemam jest dorosłym facetem, ile jeszcze lat masz zamiar „wycierać mu nosek”? Udział w konkursie to jego sprawa, jego sukces lub porażka. Pozwól mu być dorosłym, poznawać świat dorosłych takim jaki on jest w realu i ponosić tego konsekwencje, zdobywać doświadczenie. W przeciwny razie wasze rozmowy przez następne kilkadziesiąt lat będą wyglądać tak ” Cześ synu co u ciebie, wszystko ok. A u ciebie, też wszystko w porządku, to fajnie, to narazie, no to narazie.”

  26. Prowadzący wraca do źródeł. Przypominam sobie jaką jazdę w początkowej fazie stanu wojennego urządził lubelskim nauczycielom. W radio odczytywał jakiś list czy coś takiego. Takiego steku kłamstw i kalumni nawet dzisiaj trudno sobie wyobrazić. Głónym wątkiem był jakiś rozlatujący się pomnik „wyzwolicieli” , który ponoć z winy nauczycieli się rozpadł. A rozpadł się, bo towarzysze o nim zapomnieli. Nie pamietam szczegółów, ale pamiętam wielopiętrowe kłamstwa…

  27. pirs jest chyba absolwentem zdalnych kursów z podstaw psychologii, mędrzec a nawet miszcz

    zależy miszczu  pirsie, ile masz lat, ale  to doświadczenie z faworyzowaniem ludzi skazanych na sukces musiałeś przerabiać bo niezależnie czy prl czy transformacja a szczególnie transformacja, te zachowania obowiązywały.

  28. Nie, nie jestem miszczem, jestem tylko ojcem syna. Czego nieborska nigdy prawdopodobnie nie doświadczy.

  29. Przepraszam że nie dodałem „małpy”. Pozdrawiam

  30. No coz,popieram Pana niezaleznosc!Czy uda im sie napsuc krwi?Decyzja nalezy do Pana syna i ojca!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.