paź 112023
 

Nasz największy dramat polega na tym, że w obszarze zbiorowej komunikacji, czy też dyskursu publicznego promowane są, pardon, same gówna. Wynika to wprost z pogardy kreatorów przekazu do publiczności, a także z chęci zagarnięcia budżetów na tę komunikację przeznaczonych. PiS tym się różni od całej reszty, że w partii tej główni rozgrywający są osobami serio. Cała reszta zaś, poniżej pierwszego garnituru polityków nie jest już tak poważna i musi być bez przerwy dyscyplinowana. Jest też podatna na działanie agentur, albowiem polska polityka to nieustająca wojna z agenturami państw obcych.

Kiedy przychodzą wybory dochodzi, przed kampanią i w jej trakcie do serii demaskacji i unieważnień, których ofiarami są najważniejsi propagandyści. Najłatwiej zaobserwować to zjawisko na przykładzie opozycji i ludzi, którzy tę opozycję lansowali z mediach społecznościowych. W zasadzie żaden z nich się nie uchował. Dziś z kampanii wycofał się ten cały Seba, co walnął seicento w Beatę Szydło. Dyżurni głosiciele prawd objawionych przez Jaruzelskiego, tacy jak Otoka-Frąckiewicz weszli już na poziom bełkotu, do którego nie zbliżyli się nigdy scenarzyści serialu o Kiepskich. To zaś oznacza, że wytracili impet komunikacyjny i są jak ten komputer w ostatnich sekwencjach „Odysei kosmicznej 2001”, co gada sam do siebie i śpiewa piosenki.

O takich gwiazdach scen lewicowych jak Jaś Kapela świat już dawno zapomniał, ich wpływ na umysły i serca ludzi, szczególnie młodych jest równy zeru absolutnemu, ludzie ci bowiem nie zauważyli, że czas płynie, a oni się starzeją. W dodatku szybciej niż inni, bo nieumiarkowanie w stosowaniu używek, niszczy zewnętrzną powłokę człowieczą bardziej niż służba w okopach. Wszystkie, pardon, człony, rakiet propagandowych powoli się zużywają, odpadają i giną w odmętach kosmosu.

I tylko jedno pytanie wisi niepokojąco w powietrzu – po co oni wszyscy byli potrzebni? Skoro w godzinie próby żaden z nich się nie sprawdził? Może zacznijmy od tego – dlaczego się nie sprawdził? Albowiem każdy z nich dostał fałszywe instrukcje, albo jeszcze gorzej – nie dostał żadnych instrukcji, ale uwierzono w jego geniusz, doświadczenie i towarzyskie wyrobienie. Oraz pewność, że wie, o co ludziom chodzi. Zredukowano w ten sposób obszar komunikacji do kilku trendów, które zaczęły być obrabiane przez nieprzytomną zupełnie liczbę „fachowców” od komunikacji  i zwykłych trolli. Pod koniec zaś zmagań wyborczych okazało się, że wielu ludzi najbardziej na świecie interesują dzieła sztuki sprowadzane przez ministra Glińskiego i jego ludzi z zagranicy, w ramach odzyskiwania przedmiotów zagrabionych. Nie zaś sprawy związane z aborcją, LGBT, czy nawet dostępem do leków. Ludzie bowiem, ludzie – powiadam – nie dysfunkcyjne barany – interesują się przede wszystkim tym, co może ich w jakiś sposób wyróżnić od reszty. Propaganda polityczna w Polsce, jej poszczególni przedstawiciele, doszli do wniosku, że najbardziej wyróżnia ludzi pokazanie cycków, albo zdjęcie gaci. I w tym kierunku rozwijali swój przekaz przez całe dekady. Oczywiście znajdowali mnóstwo zwolenników, albowiem ich misja w rzeczywistości polegała na zdewastowaniu komunikacji i umożliwieniu działania na tym obszarze obcych agentur, manipulujących grubą socjotechniką. To się rozgrywa na naszych oczach cały czas, ale widzimy, że słabnie. Nie udało się zdewastować sfery komunikacji, choć swoje pięć groszy dołożyli do tego także propagandyści rządowi. Uczynili to jednak – tak ich usprawiedliwiam – z przemożnej chciwości, a nie ze złej woli czy z inspiracji organizacji Polsce wrogich. To oczywiście słabe wytłumaczenie, ale innego nie mam.

W tym miejscu dochodzimy do wniosku, że cała sfera komunikacji, została przez polityków PiS odpuszczona. Pozostawiono ja ministrowi Glińskiemu i mediom, gdzie usłużne błazenki, coś tam próbowały robić, zgarniając ile się da pod siebie. Wyszła z tego Szlimakowska, Dewajtis i Korona Królów, która wywołuje wymioty, ale nie ma to najmniejszego znaczenia wobec aktywności polityków partii rządzącej. To oni robią komunikację i to oni wyznaczają jej standardy. Reszta jest milczeniem.

Dlaczego żadna z partii opozycyjnych, gdzie są przecież jacyś analitycy rozumiejący sytuację, nie zmieniła strategii, obserwując, jak wszystkie koncepty komunikacyjne, oparte na wrogości wobec PiS zdychają jeden po drugim?

Dlaczego nikt nie wpadł na pomysł, żeby już teraz przygotowywać kolejną kampanię, w kolejnych wyborach, typując i wskazując ludzi i postawy, które nie wywoływałby reakcji womitalnej, jak Nitras? Bo nikt tam nie wie co to jest ta reakcja? Bo wszyscy święcie wierzą w to, że są świetni i odniosą sukces? Nawet jest tak jest i w to wierzą, powinni już myśleć o tym, co zrobić za cztery lata. No chyba, że kolejnych wyborów miałoby już nie być. Bo po co wybory w jakimś nowo utworzonym niemieckim landzie? Agresywna końcówka tej kampanii mnie zdumiewa. Tusk i reszta zachowują się jakby demokracja miała się skończyć, jakby miało nie być niczego. I dotyczy ów stan obydwu wariantów powyborczych. Gdy PiS wygra, to będzie dla nich dramat nie do przeżycia. No, ale tym bardziej powinni już szykować jakąś nową komunikację, która by zmieniła ich wizerunek i odebrała PiS ludzi zwanych potocznie niezdecydowanymi, albo pobudziła do jakiejś reakcji nowe roczniki. Będzie ich aż cztery. I wszystkie zdrowo ogłupiałe. Żal nie skorzystać. Jeśli zakładają przegraną PiS, to chyba nie są na tyle głupi, by sądzić, że PiS przegra z kretesem i znajdzie się poza sejmem. Co w takim razie planują? Noc długich noży? W czyim wykonaniu? Ochotniczych strażaków podporządkowanych niegdyś Pawlakowi?

Jeśli wyborcy PO złożą sobie te wszystkie okoliczności do kupy, muszą dojść do wniosku, że cała opozycja jest zdalnie sterowana. Jeden niezależnie myślący osobnik w tej strukturze, zacząłby już teraz zawracać cały ten statek szaleńców, żeby ocalić cokolwiek przed wyborami samorządowymi. No, ale nikogo takiego tam nie ma. PiS zaś, jeśli wygra wysoko, zacznie już następnego dnia po wyborach robić kampanię samorządową. I to jest dość oczywiste. Pierwszymi jej ofiarami będą Majchrowski i ten gamoń z Poznania, co uroczyste słowo honoru przed kamerami dał, że remont do lipca skończy. Trzaskowski zostanie na deser. No, ale PiS tak zrobi, albowiem narzędzia komunikacyjne, którymi się posługuje są wyprodukowane tutaj i służą do porozumiewania się miejscowych. Tamci nie mają na to żadnej odpowiedzi. Mogą jedynie degradować swoich zwolenników, coraz bardziej idiotycznym przekazem i coraz budować coraz bardziej absurdalne fikcje. Czy się opamiętają? Oby nie.

 

Wszystkich, którzy chcą znaleźć się wokół przedmiotów i znaczeń czyniących ludzi lepszymi, zapraszam w tę sobotę na Kopiec Kościuszki w Krakowie, gdzie odbędzie się wernisaż Tomka Bereźnickiego.

Ci, którzy zapisali się na konferencję, oczywiście będą w Ojrzanowie.

Dziś rozpoczynamy sprzedaż nowego numeru kwartalnika „Szkoła nawigatorów” poświęconego Łużycom.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-luzyce-nr-37/

  24 komentarze do “O fikcyjności polskiej polityki”

  1. fikcyjność obietnic

    kandydatka Lewicy p. Joanna Wielgus, jak tylko w Debacie powiedziała, że ma trzech synów, to się zastanowiłam dlaczego ona kojarzy mi się z oddaniem psów do schroniska , przecież nie musiały byc oddane  skoro w rodzinie jest 5 osób,

    no i pomyślałam, czy ona ma czas dla rodziny … no nie ma tego czasu… mama polityczka to rodzina chyba też -trochę porzucona-

    i już dalej nie słuchałam …… bo jako wyborca też pewnie zostanę -porzucona-

  2. Dzień dobry. Ja też sądzę, że wygra PIS i bardzo się zdziwię, jeśli ich wynik będzie lepszy niż 51%. Dlatego wbrew wieszczeniom żadnej katastrofy nie będzie, kasa z budżetu nadal będzie płynęła do tej bandy… nieudaczników – to najłagodniejszy epitet. Słusznie w chciwości upatruje Pan przyczynę różnych lapsusów, to ona bowiem leży u podstaw motywacji funkcjonariuszy republikańskich en bloc, pisowskich nie wyłączając. Ale liczne przykłady z cywilizowanego wszak „zachodu” upewniają nas, że to nie nasz wynalazek. Przyczyną generalną tego tak żenująco niskiego poziomu przekazów – wszystkich – jest głęboka pogarda „kreatorów” dla publiczności. Ona robi też wszystko, żeby ich w tej pogardzie utrzymać, ale to ma też wpływ na skuteczność. I jak nie raz już było, „nasi” wygrają nie dlatego, że są tacy świetni, ale dlatego że ich przeciwnicy są beznadziejni. Cóż, dobre i to.

  3. Pani poseł powiedziała, że lewica wybuduje 300 mieszkań dla młodych. Nie powiedziała tylko dla których, ale to się chyba samo przez się rozumie. Nie wszyscy będą porzuceni…

  4. Ale dlaczego musi być tak, że: „…najbardziej na świecie interesują dzieła sztuki sprowadzane przez ministra Glińskiego i jego ludzi z zagranicy..”

    Dlaczego muszą być sprowadzane? I dlaczego z zagranicy?

    Wszystko, zawsze musi być sprowadzone z zagranicy.  Czy to nie jest wyuczanie bezradności? Utrwalanie poczucia niższości?

    Przecież mamy wzorce, wicepremier Goryszewski powiedział kiedyś, że nie ma znaczenia czy Polska jest bogata czy biedna, ważne żeby była katolicka. Dlaczego tego pomysłu nie udało się zrealizować? Dlaczego nawet nie było próby? Wszystko ugrzęzło w podjazdowych wojnach czy parcelacją ma się zajmować tylko Orlen czy też powinna mieć w tym swój udział rodzina Kancelarii RM.

  5. 300 mieszkań??? -temi rencami-  jak mówił śp Albin Siwak

    i wybuduje bez porzucania rodziny i wyborców

    łatwizna

  6. jest radiostacja, która w sprawie wyborów podjęła modlitwę

    proszę się nie martwić

  7. Chyba się przejęzyczyła, bo pozostali mówią 300 tysięcy. Niech tam, niech budują. To lepsze niż podrzucanie Franciszkowi fałszywych pokrzywdzonych.

  8. Franciszek zalecił Polakom modlitwę o Boże Miłosierdzie dla Ojczyzny. Pewnie już obejrzał film. Tak to Pan Bóg potrafi pisać prosto po krzywych liniach.

  9. Bo chodzi o działania „w ramach odzyskiwania przedmiotów zagrabionych”, jak czytamy w końcowej, urwanej części zacytowanego zdania? To, że z reguły są za granicą, jest po prostu faktem, a czy należy starać się o ich restytucję… hm, to oczywiście kwestia potencjalnie dyskusyjna. Zapytam wprost: nie należy?

  10. no masz rację, jak można zgłaszać pretensje do ministra, że realizuje to co obiecał w swoim programie wyborczym , że odzyskuje ukradzione nam artefakty

  11. Należy, należy… odzyskaliśmy Damę z łasiczką, z Krakowa do Krakowa.

    Fikcyjność polskiej polityki!

  12. wstąp do Kordegardy do zobaczysz odzyskany Dyptyk : Matka Bolesna i Chrystus z cierniową koroną. zobaczysz Samosierrę, relikwiarz  nie pamiętam chyba św Kingi, ostatnio były szkice Matejki  itd

  13. Oj, chyba próbujemy dywersji. 😉 W znaczeniu chwytu erystycznego, rzecz jasna. Przecież mówiliśmy o zagrabionych dziełach, sprowadzanych z zagranicy przez ministra G. „Dama” wróciła z niemieckiej niewoli do Krakowa jeszcze w 1946 roku, a potem państwo polskie nie umiało jej skutecznie zagrabić ani oddać właścicielom, ani uczciwie odkupić. A była okazja w 1984 roku podobno za 5-6 mln $ (dzisiaj trzeba to przemnożyć przez 3). Od 1991 roku sytuacja prawna kolekcji teoretycznie była „czysta”, a zarazem bezpieczna z punktu widzenia interesu społecznego – jeśli przez to rozumieć gwarancję dostępności zbiorów dla publiczności – jednak w praktyce nie wyglądało to tak pięknie.

    Umówmy się: rodzinie Czartoryskich (może z wyjątkiem skonfliktowanej z ojcem Tamary) chodziło od początku o odzyskanie konkretnego, wymiernego w pieniądzach majątku, który ostatecznie sprzedano państwu za cenę dość umowną – pamiętajmy, że chodziło o całą kolekcję, wartą znacznie więcej niż 100 mln – a kasę wytransferowano za granicę. Nieco naginając prawo pod pobłażliwym okiem sądu, który wcześniej zgadzał się na różne dziwne zmiany statutu.

    Był taki film „Złota dama” o historii całkiem analogicznej, tylko że tam o jeden obraz –  narodową relikwię (przypadkiem wartą około 100 mln $) walczyła z państwem austriackim amerykańska Żydówka. I wszyscy płakali ze wzruszenia, kiedy w końcu wygrała, zachwycając się praworządnością austriackich sądów, które przyznały jej rację wbrew oczywistemu interesowi społecznemu. Bo pani Altmann była nieustępliwa w kwestii odzyskania samego dzieła, a nie jakiegoś pieniężnego ekwiwalentu, i otwarcie mówiła, że za nic nie zostawi go w Wiedniu, tylko sprzeda, komu chce. Co też się stało.

    No ale to, jak się rzekło, odrębny temat, niemający nic wspólnego z odzyskiwaniem przez państwo polskie dzieł zagrabionych z polskich muzeów. Raczej jest to pytanie, czy warto coś kupować, kiedy można zabrać siłą albo po cichu zajumać. 😉

  14. Dama siedzi w Krakowie, a nie jeździ po całym świecie. A to zasadnicza różnica.

  15. Capo di tutti capi jest w opałach bo sfajdał się tragicznie podczas debaty, kitórą miał rzekomo pewnym krokiem wygrać… i teraz jego dogadani kelnerzy z zaplecza wyskakują ratować Dona. Mentzen daje milion za nagrania z Morawieckim z „Sowy” a dwóch generałów bawi się w piaskownicy podczas, gdy  w Izraelu wybija się cywili jak kaczki. Jak ktoś nie ma honoru i pod publiczkę odchodzi ze służby przed samymi wyborami, to jest tyle wart co ten małpiszon niemiecki Tusek, który zmyślił sobie że odchodzi jeszcze 10 oficerów z WP. Pytanie  z cyklu tych powaznych czy na takie sugestie króla mafii vatowskich jest jakiś paragraf??? Czy można sobie od tak rzucać słowa na wiatr dotyczące bezpeiczeństwa 40 mln ludzi i to tylko z zemsty po skopanej debacie..

    Tą jaczejkę Der Onet należy zdelegalizować, absolutna 5 KOLUMNA NIEMIECKA.

    Mentzen schrzaniłeś kampanię dzięki idiocie Wiplerowi.

  16. Moim zdaniem Niemcy wciąż udowodniają, że w ogóle nie znają Polaków en masse. Dlatego płynąca z Berlina narracja, którą bezrefleksyjnie i posłusznie podchwytuje PO najczęściej jest strzałem w stopę. No cóż, niemiaszki pewnie myślą, że wszyscy Słowianie są tacy sami: skoro udało im się niegdyś z podrzuceniem Rosjanom Włodzimierza Ilicza Uljanowa, to i teraz się uda z podrzuceniem Polakom Donalda Donaldowicza Tuska. Wtedy się mówiło o tyfusie w zaplombowanym pociągu…, a teraz o naszym DDT?

  17. To nie dywersja tylko niezrozumienie: odzyskiwać można i trzeba, tylko nie trzeba na tym się koncentrować. Koncentrujemy się na odzyskaniu szkiców Matejki a poza tym… próżnia.  Odzyskaliśmy to, odzyskaliśmy tamto, czasami odzyskujemy dzieła, które komuchy „odzyskały” w 46.

    To ma być piętno odciśnięte na kulturze przez 8 lat rządów?!

    Może i tak, może to wszystko na co nas stać.

    Może powinniśmy się cieszyć z rzeczy, których udało się nie stworzyć. Jeśli tak, to mnie najbardziej raduje, że nie została stworzona nowa opera narodowa z librettem duetu Wildstein/Gmyz. Dumny jestem niezmiernie i składam za to ministrowi G. moje gorące podziękowania.

  18. Skąd przekonanie, że MKiDN koncentruje się na restytucji dóbr kultury? Może stąd, że prasa nieżyczliwa aktualnej władzy (czyli prawie cała) koncentruje się na każdej sprawie, którą da się per fas et nefas wykorzystać jako pretekst do medialnej gównoburzy, jak ten zakup Kolekcji Czartoryskich. Do tego już nie będę wracał; kto chce, niech poszuka w artykułach – nawet z „antyreżimowej” prasy, byle sygnowanych nazwiskami prawników czy muzealników, a nie politruków – i wyrobi sobie pogląd na sprawę.

    Osobiście wolałbym, żeby żaden rząd nie wyciskał zbyt mocno swojego piętna na kulturze. Zresztą ustrój rozmaitych ciał dystrybuujących państwowe środki na kulturę jest pomyślany tak, żeby rząd nie mógł zbyt aktywnie narzucać twórcom swoich celów politycznych. Co nie oznacza, że twórcy nie biorą udziału w walce politycznej. Ależ biorą, często wbrew rozumowi i przyzwoitości, i to przeważnie po (aktualnie) antyrządowej stronie, ale takie ich prawo. Mówimy jednak nie o bieżących poglądach, ale o tym, co zostanie po tych 8 latach – lub więcej, taką mam nadzieję. Polska opera, powiada pan? W sobotę mamy prapremierę w TWON i nie jest pierwsze tego typu wydarzenie tego rodzaju od roku 2015. Instytut Książki co roku dofinansowuje dziesiątki przekładów literatury polskiej, co najczęściej w ogóle umożliwia ich wydanie. Dzisiaj Tokarczuk da sobie radę bez państwowego patronatu, ale kto zapłacił za tłumaczenie „Biegunów”, którzy dali jej w 2017 Nagrodę Bookera i nazwisko jako tako rozpoznawalne międzynarodowo? Myśli pan, że Nagrodę Nobla przyznają za same właściwe poglądy? Nie, te poglądy muszą być jeszcze wyrażone w języku zrozumiałym dla noblowskiego gremium i przez osobę, o której owo gremium miało szansę usłyszeć, a to pośrednio zasługa Glińskiego. Tak samo jak statuetka Akademii dla dofinansowanej przez PISF „Zimnej wojny”;) Trochę żartuję, ale na serio uważam, że choćby te dwie sprawy powinny być uczciwie zaliczone ministerstwu na plus nie przeze mnie, ale przez ludzi, dla których są one symbolem sukcesów kultury polskiej za granicą.

    A kultura „państwotwórcza”? Proszę przejść się na Cytadelę do nowo otwartych muzeów Historii Polski i Wojska Polskiego i odpowiedzieć nie tutaj, ale samemu sobie – czy to jest powód do zadowolenia, czy narzekania?

  19. no to zwróć uwagę na odnawianie zabytków i budowę muzeów – benzyna tak tania że aż PO węszy podstęp, można tanio objechać kawałek Polski

  20. Cytadela, kaponiera z muzeum katyńskim, pawilon powstania styczniowego i rewolucji 1905 roku – no piękne centrum patriotyzmu

  21. Naprawdę? Byłem tam w ostatnia niedzielę, spędzając prawie dwie godziny i nie odwiedzając żadnego z wymienionych miejsc. Może warto pójść i zobaczyć samemu, co się zmieniło?

  22. No i „Chłopi”, są jeszcze „Chłopi”!

    Bez sięgniecia do sakiewki ministra G. nie byłoby nagrody Nobla dla Reymonta…  nie, coś mi się pomieszało 🙂

  23. Rzeczywistość bywa absurdalna. Albo po prostu nie kieruje się logiką zacietrzewionych politycznie internetowych komentatorów. 😉 Jakkolwiek to brzmi, kluczowe dla światowej kariery naszej noblistki zagraniczne wydanie jej książki ukazało się dzięki finansowemu wsparciu państwowej instytucji. Przypadkiem w okresie, kiedy kieruje nią straszny min. G., a nie w cudownych dla polskiej kultury czasach pani min. Omilanowskiej. A sam Instytut, promujący polską literaturę w tak skuteczny sposób, powstał za rządów SLD, co mimo totalnej do nich antypatii uczciwie odnotowuję wraz z tym, że ówczesny SLDowski minister dziś jest dyrektorem Teatru Wielkiego w Warszawie i jest to bodaj najlepszy okres tej sceny w ostatnich dziesięcioleciach.

    Jak wypadła najnowsza polska opera kompozytora o nieznanych mi poglądach politycznych, z librettem „pisowskiego” pisarza, zrealizowana przez „antypisowskiego” reżysera pod okiem „starego komucha”, zobaczę i usłyszę w sobotę. Nie zachęcam, bo biletów i tak od dawna nie ma.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.