Fizyczna natura koniunktur jest falowa. Na pytanie co faluje? Odpowiadam – falują ceny i emocje. Fala koniunkturalna, wzbudzana przez wielkie ośrodki propagandy rozchodzi się w przestrzeni i wygasa powoli. Czas wygasania jest długi, a to oznacza, że na koniunkturach pozornie martwych i nieistotnych można zarabiać niezłe pieniądze. Będę się teraz zajmował realiami rynku książki, bo na nich się znam, ale jeśli ktoś potrafi przełożyć szczegóły niniejszego opisu na inne rynki, zachęcam go do tego szczerze. Gra na wygasających koniunkturach jest moim ulubionym zajęciem. Zarabia się na tym trochę, ale nie tyle oczywiście ile na giełdzie czy na rynku paliwowym, że o diamentach nie wspomnę. Jeśli jednak ktoś wchodzi na rynek książki to przecież nie po to, żeby zostać milionerem. To jest jasne. Takie rzeczy są niemożliwe z istoty. Na rynku książki zarabia się trochę, a poza tym „trochę” jest wyłącznie zabawa i emocje związane z przeżywaniem publikowanych treści. Jaki błąd popełniają wydawcy, pośrednicy i autorzy znajdujący się na tym rynku? W mojej ocenie oni usiłują, bez zrozumienia istoty rzeczy, wzbudzać koniunktury i na nich zarabiać. To jest katastrofa. Jeśli idzie o rynek książki katolickiej albo religijnej w ogóle, sprawa ma się tak, że wydawcy, pośrednicy i autorzy usiłują zarabiać na emocjach, które wzbudziło ukrzyżowanie Jezusa, jego wcześniejsze cuda, a także życie jego matki. To jest bardzo prymitywny sposób i nieskuteczny z natury, albowiem codziennie w milionach kościołów na całym świecie odbywają się msze święte, w których – jak wierzą chrześcijanie – dochodzi do fizycznej przemiany chleba w ciało, a wina w krew Jezusa. Dodawanie do tego faktu, który dla chrześcijan jest bezsporny, jakiejś hagady, moralnych dylematów, aneksów i gloss, celem wzbudzenia koniunktury handlowej jest co najmniej niestosowne. Czyni się to jednak, a efekt tego jest taki, że sprzedaż książek religijnych spada. W zasadzie leci na pysk. Próba przechwycenia fali jaką wzbudziło ukrzyżowanie jest pomysłem słabym, wręcz nędznym. Czynią to jak wiemy przeciwnicy Kościoła i im ten numer wychodzi lepiej, albowiem mają większe pole do działania. Nie są zblokowani prostym i bezspornym faktem dokonywanej przy ołtarzu transsubstancjacji, albowiem w nią nie wierzą. Katolicy zaś wobec tej niewiary, mają pomysł taki, żeby niedowiarków przekonywać słabą publicystyką religijną albo jeszcze słabszą beletrystyką. Powtórzę więc – fala wzbudzona dwa tysiące lat temu przez ukrzyżowanie Jezusa nie nadaje się do zarabiania pieniędzy. Czy to oznacza, że książek religijnych ma nie być? Oczywiście, że nie, one mają powstawać. No, ale jak? Mamy za sobą dwa tysiące lat ziemskiej wędrówki Kościoła, jego upadków, wzlotów, małych i wielkich sukcesów, historii podniosłych i podławych, kłamstw i półprawd, które nadają się znakomicie na materiał literacki. Mamy do tego jeszcze otwartą możliwość polemiki z przeciwnikami Kościoła, której w żaden sposób nie wykorzystują autorzy z Kościołem związani. To wszystko leży odłogiem, albowiem polityka rynkowa jest taka, by wzbudzać koniunktury wokół wydarzeń, które zmuszą do reakcji czytelnika masowego, czyli wydarzeń najgrubszego kalibru. Nie zmuszą, albowiem rynek nie jest dobrym miejscem na prezentacje Męki Pańskiej. Jest za to dobrym miejscem na prezentację drogi jaką przechodzili ludzie od grzechu do świętości i na odwrót, jest dobrym miejscem dla polemik z wrogami i przeciwnikami Kościoła, jest dobrym miejscem dla prezentacji nowych koncepcji życia wspólnotowego, duchowego, czy jakiego tam chcecie. Przy założeniu, że koniunktury, jakie wzbudzają wydawcy są rzeczywiście autentyczne i spowodują falę autentycznych emocji, a co za tym idzie falę sprzedaży. Jak się te sprawy mają rzeczywiście widzieliśmy na ostatnich Targach Wydawców Katolickich. Mają się fatalnie. Dziesiątki poradników jak żyć zgodnie w małżeństwie, biografie Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego, niezliczone ilości książek o duchowości wybitnych osób pisane przez ludzi, którzy może i są poczciwi, może i działają w dobrej wierze, ale nie mają nic do przekazania czytelnikom bardziej niż oni doświadczonym. Targi te mają coraz bardziej młodzieżowy charakter, a ponieważ w Kościele i okolicach jest tak, że młodzież w zasadzie terroryzuje księży i biskupów, którzy mogą się jedynie cofać, rozmiękczać swoje decyzje i przytakiwać, mamy to co mamy. Nie istnieją żadne koniunktury wzbudzane przez Kościół, na których ktokolwiek chciałby zarabiać. Mówię o zarabianiu, a nie wyłudzaniu pieniędzy w postaci dotacji. Te, które próbuje się wzbudzić nie rozchodzą się dalej jak na dwa metry od Arkad Kubickiego. Książka religijna umiera i jest nieautentyczna, a ja poznaję to także po propozycjach jakie składają mi pośrednicy zajmujący się obrotem taką literaturą. Albo coś się zmieni natychmiast, albo interes zwinie się za dwa sezony. Możliwe jest także, że zostanie odnowiony w jakimś innym duchu, o wiele bardziej atrakcyjnym, jeśli przejmą go organizacje żydowskie.
Teraz słów kilka o zarabianiu na wygasających koniunkturach, a także na tych, które falują jeszcze intensywnie. Poszukiwanie takich koniunktur, ryzyko związane z wskoczeniem na falę i sprzedaż, a także promocja treści które falę wzbudziły, czasem polemika z tymi treściami, to są sprawy niezwykle ekscytujące. Nigdy, podkreślam, nigdy, nic nie sprawiało mi takiej przyjemności. Nigdy też z tego nie zrezygnuję, będę się tym sportem zajmował do śmierci. W zasadzie zarabiamy teraz na jednej dogasającej fali i drugiej, którą sam wzbudziłem. Ta pierwsza będzie nadal eksploatowana w różnych zakresach, chodzi o tematy ziemiańskie, całkowicie źle rozgrywane przez rynek. Niebawem wskoczę na kolejną falę, całkiem już prawie wygasłą. Chodzi o falę jaką w PRL wzbudziły książki dotyczące historii Francji. Zaplanowałem całą serię tłumaczeń tekstów źródłowych i wspomnieniowych dotyczących historii Francji nowożytnej i średniowiecznej. Szczegółów zdradzał na razie nie będę, ale wszyscy pamiętają, że trwa intensywne tłumaczenie biografii Ludwika Świętego, które zakończy się w przyszłym roku. Fala, którą sam wzbudziłem napędzana jest źródłami i publicystyką dotyczącą stosunków pomiędzy Anglią a Moskwą. Najciekawsze jest to, że na falę tę nikt nie chce wskoczyć. Nikt poza środowiskiem Szkoły Nawigatorów nie próbuje zagospodarować tej koniunktury i na niej zarobić. To jest moim zdaniem szczęśliwa okoliczność. Ja jednak nie jestem aż tak naiwny, żeby sądzić iż to się dzieje li tylko z niezrozumienia fizycznej natury koniunktur. Takich rzeczy nie ma. Inni autorzy i wydawcy nie są tym zainteresowani z obawy, że fala ta nie przyniesie im zysków, a także z obawy, że przykryje te koniunktury, na które oni wyasygnowali już pieniądze. Cóż tu można rzec? Róbcie tak dalej. Świat wokół drży od fal, bo działy promocji i ministerstwa propagandy pracują na pełnych obrotach. Nie ustaną nigdy zaślepione pychą, że tylko one mogą być skuteczne i tylko one mogą rozprzestrzeniać informacje powszechnie ważne. To nieprawda, albowiem fizyczna natura świata jest inna i nie można jej tak po prostu zaprzeczyć.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl
Nie wskoczą, bo Pana fale rozwijają umysły, a tego czyni nie lzja
Niech wskakują, to nawet lepiej
Z tą biografią Trójcy Świętej to jakiś żart?
Autorkę tych biografii Trójcy Przenajświętszej skądś znam…
Przypomniałem sobie, Budapeszt 2004, już wtedy miała ogromne aspiracje.
Koniunktura na łapigroszów
Od stuleci corocznie na Wielkanoc. Choć w marketingu nazwa „dojna krowa” (cash cow) na etap w cyklu życia produktu powstała w slangu dopiero w latach 1970-tych, to w Anglii już w roku 1424 znano krowy dojone trzy razy dziennie.
no to coś jak sprzedaż szczebelków drabiny Jakubowej – opisane w „Krzyżakach”
Dziekuje, Panie Gabrielu…
… za ten bardzo interesujacy dla mnie wpis dotyczacy realiow rynku ksiazki, bowiem czesc Panskich opisow jest bardzo adekwatna do tego co sie dzieje w mojej dzialalnosci handlowej… chocby taka, jak moja sobotnia konstatacja, ktora wyraza piekne polskie przyslowie, ze „chytry i pazerny 2 razy traci”… a dotyczy to NATURALNIE wszelkiej masci posrednikow – podam krociutko przyklad…
… w ubieglym roku, o tej wielkanocnej porze „na fali” byla sprzedaz bazi, bardzo dobrze sie sprzedawaly. Mozna bylo je kupic od parunastu osob, ktore mialy bazie swoje, hodowlane lub gdzies tam w polach mialy dostep do wierzb, gdzie te bazie rosly, wszystkim drobnym handlarzom one naprawde niezle sie sprzedaly… w tym roku w polowie bud „handlarzy zawodowych” bylo multum bazi juz przez caly marzec… na bazie te WCALE nie bylo popytu, gdyz bazia – to tradycja wielkanocna, a w tym roku jest ona wyjatkowo pozna – malo tego – okazalo sie, ze bazie byly bardzo wczesnie sciete, trzymane w specjalnych chlodniach, a teraz, kiedy na dworzu jest cieplo – bazie zwyczajnie zczernialy, zeschly sie, a kocki spadaja na potege… polowe bazi musieli wyrzucic, bo sie nie sprzedadza !!!
Wychodzi na to, ze jednak warto miec dobry towar, pewnego pochodzenia i wiedziec jak sie z nim obchodzic… klienci szukaja dobrego towaru – i chociaz maja „weza w kieszeni” to jednak w przewazajacej mierze towar sie sprzeda.
A wracajac do Panskich pomyslow zwiazanych z historia Francji czy Anglii – to uwazam, ze to „strzal w 10-tke”… no i brak konkurencji – to w dzisiejszych realiach tez znaczacy plus.
Nie ma czasu na czytanie komentarzy, a nawet komentarzy do komentarzy szczególnie w literaturze religijnej. Sięgam o ile to możliwe do źródeł.Dla mnie zawsze ważny był tytuł „naukowy” autora czyli św. lub bł. a także na ile czas zweryfikował autora. Beletrystyki religijnej z zasady nie czytam.Liczy się autor jako świadek treści czyli jego życie, czyli autentyczność.Dla mnie np. sprzedawane przez Pana listy o.Kolbego były czytane z wypiekami na twarzy a 47 lat życia do dziś pamiętam, chociaż czytałem to ponad 30 lat temu.Jeżeli autor umieszcza na okładce swoje zdjęcie, to nawet nie biorę tego do ręki. Masa jest również literatury protestanckiej zupełnie niestrawnej, nieodkrywczej, sentymentalnej, bez Ducha.
A taką swoją falę ma duchowość karmelitańska, eksploruje swoje bardzo bogate, źródła ciesząc się dwoma wydawnictwami ale i rekolekcjami(konferencje LUL?).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.