Streszczę dziś krótko pakiet informacji dotyczących Maroko i Hiszpanii, które otrzymałem wczoraj. To pewne informacje, a ja się posłużę nimi dla wygody. Zepsuły się, zgodnie z przewidywaniami, dwa auta i muszę w związku z tym trochę polatać po mieście.
O co chodzi w tym całym niby kryzysie? W mojej ocenie o utrzymanie przy życiu starej siatki komunistycznych agentów zasilanych z Moskwy, czynnych na terenie Hiszpanii, Maroko i Sahary Zachodniej. W Hiszpanii to łatwe, albowiem rząd jest komunistyczny i przeważająca część społeczeństwa nie widzi poza lewicą żadnej alternatywy. Tak to wygląda z wierzchu, być może jednak – gdy splunąć na tę skorupę i zstąpić do głębi – sprawy ukażą się w innym świetle. Zobaczymy.
Poszło o to, że w hiszpańskim szpitalu przyjęto pod fałszywym nazwiskiem pacjenta, znanego marokańskim służbom jako Brahim Ghali. Pan ten, rocznik 1946, rozchorował się na covid 19, a przebywając na Saharze Zachodniej nie miał dostępuj do opieki medycznej. Marokańczycy dowiedzieli się, że on leży w hiszpańskim szpitalu, ochraniany przez hiszpańskich tajniaków i uznali, że jest to dobry powód do tego, by zacząć tak zwany dym. Tak wygląda wersja oficjalna, albowiem pan Ghali jest jednym z dawnych przywódców frontu Polisario, organizacji finansowanej przez Moskwę i Algierię. Pan Ghali nie ma za dobrej prasy, bo ciągnie się za nim oskarżenie o homoseksualne gwałty i molestowania, a także o stosowanie tortur na jeńcach. Spróbujcie jednak o tym gdzieś przeczytać. Na przykład w Gazecie Wyborczej.
Taki powód inwazji, bo to co dzieje się w Ceucie, Hiszpanie nazywają inwazją, podają Marokańczycy. Młodzieńców zaś, zasłaniających się nieletnimi chłopcami – ciekawe czy nie molestowanymi czasem – Hiszpanie nazywają wprost żołnierzami. Rzeczywistość, jak mówią słowa piosenki, jest jednak inna. Hiszpania i kilka innych krajów nie dostosowało się do zaleceń Donalda Trumpa i nie uznało marokańskiego zwierzchnictwa nad Saharą Zachodnią. Rządy tych krajów czekają od lat 70 -tych XX wieku aż ONZ ogłosi rezolucję w sprawie przeprowadzenia referendum na Saharze Zachodniej. Na razie się na to nie zanosi. Brahim Ghali jeśli w ogóle coś znaczy w tym całym układzie, uznany być może jedynie za kapiszon detonujący bombę. Jest to zmanierowany stary pedał udający politycznego przywódcę.
Przytoczę teraz w całości pewien obszerny, krążący po hiszpańskim internecie, komentarz opisujący całą sprawę. W tłumaczeniu oczywiście.
Nie należy mylić ludności Sahary z Frontem Polisario. Co więcej, Saharyjczycy są ofiarami Polisario, które narodziło się i zostało uzbrojone z pomocą ZSRR i Algierii. Ten mały chory człowiek (Ghali, lider), którego Hiszpania przyjęła na żądanie Podemos (hiszpańska partia komunistyczna) , jest typem, odpowiedzialnym za zbrodnie, tortury i upokorzenia. Po Madrycie, pod koniec lat siedemdziesiątych, chodził dumny i arogancki. Niejednokrotnie zatrzymywał się w niedawno otwartej ambasadzie radzieckiej. Ambasada z bardzo zagmatwanym przedstawicielstwem dyplomatycznym. Ambasador, Sergio Bogomolov nic nie znaczył. Decydował o wszystkim młody sekretarz ambasady Igor Iwanow, który doskonale mówił po hiszpańsku, a po likwidacji ZSRR został sekretarzem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej. I tam rozgrywali Wiktor Afanasjew, Jurij Kożyn i Walerij Nadolnik, który był ulubieńcem nowoczesnych kobiet ze względu na swoje fizyczne podobieństwo do Clinta Eastwooda. Ale tym, który naprawdę przestrzegał dyplomatów przed tym, co jest słuszne, a co nie jest zgodne z radziecką poprawnością, był Julio, szofer ambasadora, członek KGB i Hiszpan z urodzenia. Był jednym z dzieci, które Front Ludowy wysłał do ZSRR, gdy Stalin przestał wierzyć w korzyści płynące z hiszpańskiej wojny domowej. Aby uczcić ustanowienie stosunków na najwyższym szczeblu między Hiszpanią a ZSRR, Juan Garrigues, który miał firmę eksportową -CIEX-, produktów do ZSRR, zorganizował imprezę flamenco zamykając Corral de la Morería. Bogomołow chętnie przyjął zaproszenie, podobnie jak jego „podwładni”. Ale dwaj z nich, Iwanow i Julio, szofer, który był prawdziwym szefem, zniweczyli ten plan swoją kategoryczną odmową. A wraz z Sowietami, ambasador Algierii, Khaled Kheladi, oraz czterej wysocy rangą przedstawiciele Polisario, w tym chory człowiek chroniony przez rząd hiszpański (Ghali) również na imprezę nie zostali zaproszeni. Na odwet Maroka nie trzeba było długo czekać. I przysłała do naszego afrykańskiego miasta siedem tysięcy młodych i wcale nie wygłodzonych najeźdźców. Będą również próbować zrobić to samo z Melillą. To nie są imigranci, ale żołnierze. Spóźniony i niesłuszny, jak zawsze, rząd Sancheza, przed niemożnością wykorzystania środków w postaci 200 strażników cywilnych i policji krajowej do powstrzymania inwazji, nakazał rozmieszczenie wojska. Siły zbrojne, w przypadkach tak poważnych jak ten w Ceucie, nie są tam po to, by się popisywać i ostrzegać o swojej obecności, ale by działać. A pierwsze działanie to nic innego jak odesłanie siedmiu czy ośmiu tysięcy najeźdźców do Maroka. Podemici i inni beneficjenci lewicy określają ich mianem „imigrantów”. Żołnierze „imigranci” próbowali przemocą wejść i zająć prywatne domy i posesje. Prezydent miasta Ceuta poprosił o większą obecność wojskową, a mniej pieszczot i pomocy dla najeźdźców. Jest to sytuacja pre-wojenna, będąca konsekwencją poparcia rządu hiszpańskiego dla oprawców i terrorystów z Polisario. Iglesias odszedł z polityki ( lider komunistów z Podemos) lub został z niej wyrzucony, ale uczynił to z ostatnim zatrutym prezentem. Niestety, siłę można pokonać tylko siłą. Odpowiedzią na atak może być tylko obrona. Słowa są bezużyteczne, a tym bardziej, gdy wypowiada je najbardziej katastrofalna minister spraw zagranicznych w historii Hiszpanii, która nic nie wie, a jeśli już, to wie to na opak. Ceuta jest Hiszpanią od 1580 roku. Absolutną Hiszpanią. Trzy i pół wieku przed powstaniem Królestwa Maroka, Ceuta była hiszpańska. Polisario jest konsekwencją ZSRR. Mijają lata, dekady, a nawet całe stulecie, i aktorzy są wciąż ci sami, a przemoc jest owocem hańby. Musimy ich wyrzucić, zwiększyć obecność Sił Porządku Publicznego, zezwolić na działanie Sił Zbrojnych, wyleczyć ranę z Maroka i rozładować niesławę, którą chronią Sanchez i Iglesias.
Czegóż się dowiadujemy z tego emocjonalnego wpisu? Przede wszystkim tego, że obserwowane swego czasu u nas kurioza, dotyczące szczególnej roli kierowców zatrudnionych w istotnych placówkach politycznych, to nie żadne kurioza, a norma. Od teraz jak mniemam, zostanie to zmienione, bo nie będzie już nikogo, kto słysząc na jakiejś uroczystości słowa – mój mąż jest kierowcą w ambasadzie – nie podrapie się po głowie i nie spojrzy spod oka na osobę, która taki komunikat wyemituje.
Po drugie, dowiadujemy się w jaki sposób przeprowadza się pokojową inwazję w sytuacji, kiedy kategorycznie zakazane jest używanie broni i każdy wie, że można wszystko, ale nie można strzelać, bo to spowoduje katastrofę. Otóż ludzie zwani imigrantami, mogą wejść do czyjegoś domu, wyciągnąć dziadka sprzed telewizora, postawić go razem z fotelem na ulicy, potem wygonić dzieci z ich pokoi, wyłączając im komputery i smartfony, a następnie przedstawić właścicielom – zamożnym lokalsom – taką oto alternatywę: albo opuścicie kwadrat sami, albo was zwiążemy i wyniesiemy, a wcześniej jeszcze trochę pomolestujemy, jak nas uczył senior Ghali. Na to wszystko patrzeć będzie miejscowa policja i służby, które – bez pozwolenia z najwyższej góry – nie będą mogły kiwnąć palcem. Przeciwnie, jeśli mama lokals się wkurzy i rozwali garnek z owsianką na łbie „imigranta”, który postawił przed sobą, dla bezpieczeństwa, swojego młodszego brata, uczęszczającego do trzeciej klasy podstawówki, policja ją aresztuje, albowiem zaatakowała niewinnego człowieka i stworzyła zagrożenie dla osoby nieletniej, czego pod żadnym pozorem czynić nie można. Tak wyglądają realia w kraju zarządzanym przez lewicę. A na straży tych procedur i zwyczajów stoi postępowa, lewicowa prasa, która broni wartości.
Ponoć to, co dzieje się w Ceucie jest kopią, tak zwanego „Zielonego marszu”, czyli imprezy zorganizowanej przez Marokańczyków w 1974 roku, kiedy to wielu mieszkańców Maroko, całkiem spontanicznie i bez broni, ruszyło na tereny Sahary Zachodniej, by ją zasiedlać. Sukces tego przedsięwzięcia był połowiczny, a w zasadzie żaden.
W zeszłym roku król Maroko Mohamed VI złożył Amerykanom następującą propozycję – udostępni im bazę morską na swoim terenie, ale w zamian oni zamkną swoją bazę w Rota, niedaleko Kadyksu, na terenie Hiszpanii. Po wstępnych oględzinach, okazało się, że baza marokańska nie spełnia standardów i Trump przedłużył umowę z Hiszpanami. Szczegóły tutaj
W Hiszpanii sprawy te, tak zwany zwykły obywatel, ocenia następująco – Algierię finansuje Putin, Maroko, USA, a Hiszpania nie ma chwilowo żadnego protektora.
Czy to oznacza, że stanie się „chłopcem do bicia”? Nie wiadomo. Ludzie doświadczeni i świadomi pewnych spraw, twierdzą, że kryzys rozejdzie się po kościach. No nie wiem. Jeśli ta cała Guardia Civil, nie wyniesie tych kolesi co zajmują domy mieszkańców Ceuty do łódek i nie spuści ich kopniakiem na wodę, może być różnie. Na dziś to tyle. Miłej zabawy.
Dzień dobry. Ja oczywiście tylko teoretyzuję, ale każdemu wolno mieć jakąś, subiektywną oczywiście, wizję. Otóż myślę, że to Hiszpania cały czas jest na celowniku i wszystko co tam się dzieje ma wywrzeć negatywny wpływ na ten karaj, od demoralizacji społeczeństwa do strat terytorialnych. A dzieje się tak dlatego, że to stare, katolickie królestwo, które – podobnie jak Polska – mimo dzisiejszej ruiny materialnej i każdej innej jednak ma w sobie pokłady tego, co wielcy dzisiejszego świata uważają za niebezpieczne. Z pozoru, z wierzchu może być tak jak Pan o nich napisał, ale ja wierzę w to, że moment refleksji może na Hiszpanów jeszcze przyjść, dlatego im nie odpuszczą. Tak jak i nam. Póki żyjemy…
Też tak uważam. Przyjdzie godzina próby
Nie kupuję produktów marokańskich.
Hiszpania to dzisiejsze Austro-Węgry.
Coraz luźniejsza federacja lokalnych narodów, której tak naprawdę lokalsi nie chcą bronić.
Gdy Juan Carlos zdradził Hiszpanię w latach 1970-tych demoralizacja i brak identyfikacji mieszkańca wystartowały jak u nas w 1991. Teraz jest tam bagno, które u nas będzie za 10 lat.
Mną osobiście wstrząsnął widok muzułmańskiego targu tuż obok katedry w Granadzie, w której pochowana jest Izabela Katolicka. A był to rok 2011.
Ludzie bez poczucia tożsamości najpierw stracą własność, a następnie środki do życia i wreszcie prawo do życia. Wszystkie te procesy dzieją się równolegle w różnym stopniu nasilenia z wiadomym skutkiem na końcu.
Kilka lat temu w pociągu pozwoliłem sobie na głośną uwagę, że Hiszpanie to bydło na podstawie moich kontaktów ze studentami w Hiszpanii. Młoda dziewczyna siedząca naprzeciw powiedziała, że jej matka jest Hiszpanką. Zapytałem, no i co w związku z tym?
Okazało się, że jedzie na jakąś lewacką imprezę do Berlina.
Po pierwszym tygodniu nauki języka w Madrycie zwróciłem uwagę dyrektorce szkoły, że my, uczniowie, chcemy mieć włączoną klimatyzację, świeżą wodę w butelkach a nie nalewaną z kranu i wyraziłem kilka uwag na temat dydaktyki nauczania języka obcego. Na drugi dzień mieliśmy wszystko, o co prosiłem (jedna nauczycielka w trakcie kursu zrezygnowała z naszej grupy, bo nie wytrzymała nerwowo). Koledzy z Polski mówili, że tak nie można, że to jest chamskie.
Kolega po pierwszych kilku tygodniach pracy z Hiszpanami stwierdził, że oszukują i generalnie grają w ch…, więc generalnie miałem rację traktując Hiszpanów w sposób asertywny i bez kompleksów.
Niemcy są porządnym narodem, zwłaszcza ci z zachodu i południa.
Pod katedrą w Granadzie biali żebracy walczyli rano o dobre miejsca. Nie wiem, jak jest teraz. Cyganie zaś śpiewali kolędy w stylu flamenco i grali na gitarach, ale pod innym kościołem.
Merci
Muszę powiedzieć, że mam bardzo miłe wspomnienia z pobytu w Hiszpanii, natomiast ci Polacy, którzy mieli zbyt dobre, nierealistyczne mniemanie o Hiszpanach byli rozczarowani, przynajmniej na początku.
Bavarowie to nie Niemcy. Dla nich „Deutch” to biedna hołota z Północy.
I Hiszpanów nie ma. 4 czy 5 narodowości, których nie jednoczy ani język ani kultura.
Galicja to nie Andaluzja ani nie Valencja
Najlepsi pod względem charakteru są Walencjanie i Murcjanie, Andaluzyjczycy zdradliwi, Madryt się wywyższa, mieszkańcy Galicji, krajów baskijskich i Leonu chłodni, catalanes son polacos, Extremadura jak wskazuje sama nazwa i cyganie jak to cyganie – zależy jak komu przypasi, wyspiarze zaś z definicji nie są nigdy całkiem normalni.
La Cava czyli Lafirynda
Dramatis personae: Julian, hrabia Ceuty; jego córka Florinda; Roderick, ostatni król wizygotów.
Czy można prosić o źródło komentarza z hiszpańskiego internetu? Chciałbym wysłać znajomym Hiszpanom .
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.