Dziś będzie trochę popu, ale trudno trzymać pion i poziom, kiedy tak zwani wielcy osuwają się wprost w zidiocenie, bynajmniej nie łagodne, a wręcz zalatujące grozą. Zaczniemy jednak od kwestii podstawowej – znak znaczy. Bez znaków się nie obejdziemy.
Oto znany kolekcjoner męskich peruk i tupetów, a także wielki przyjaciel Polski, Szwach Weiss powiedział w izraelskim radio, że rząd polski na uchodźctwie brał udział w mordowaniu żydów. Ja rozumiem, że pan Weiss ma 85 lat, codziennie łyka środki pobudzającej, z których viagra nie jest bynajmniej tym najbardziej dewastującym organizm, rozumiem, że on się już zbliża do schyłku i za chwilę Lucyfer – jak to ładnie ujął w swoich wspomnieniach Hipolit Milewski – sięgnie po jego piękną duszę. Rozumiem to wszystko, ale nie oceniam wypowiedzi pana Weissa w kategoriach zidiocenia, to jest – do czego już się powinniśmy przyzwyczaić – część planu. Po podpisaniu deklaracji premierów, która wywołała w Izraelu wycie, a w Polsce niezadowolenie, były ambasador Izraela w Polsce, Żyd uratowany przez Polaków, opowiada, że rząd państwa wciągniętego w wojnę przez ludzi, od których zależało powstanie państwa Izrael, mordował jego rodaków. To jest niezwykłe i groźne. Nie wiadomo bowiem czego jeszcze możemy spodziewać się po wielkich przyjaciołach Polski, kiedy Polacy zaczną domagać się, by na forach międzynarodowych mówiono o nich prawdę. Ja oczywiście wiem i wielokrotnie o tym pisałem, że to całe domaganie się przez Polaków uznania, domaganie się zrozumienia, a także chwały za uratowanie Żydów, nie ma sensu, trzeba się od tej narracji oderwać i nie mieć z nią nic wspólnego. No, ale nie można, bo Żydzi z jednej strony kokietują nas tą swoją rzekomą przyjaźnią i zmianą holocaustowej narracji, z drugiej zaś opowiadają o tym, że ich rząd emigracyjny mordował. Oderwanie się więc nie wchodzi w grę, jesteśmy bowiem jak wychowanek domu poprawczego, niewinnie osadzony, za jakieś drobne wykroczenia, który został uzależniony emocjonalnie od wychowawcy sadysty. Nie potrafimy zrozumieć swojej sytuacji i nie potrafimy jej sprostać. O tym, by mogły jej sprostać czynniki oficjalne mowy nie ma. Znajomy powiedział mi ostatnio, że na rynku ukazała się książka ministra Czaputowicza, zatytułowane „Suwerenność”. Co Czaputowicz chce osiągnąć tą książką? Czy on zwariował? Nie, Czaputowicz podkreśla nasz brak suwerenności, pisząc książkę o suwerenności właśnie. Pisze ją jako minister, bo mu się zdaje, że ma wtedy większe juju. Czym jest juju tłumaczył nie będę, bo wszyscy dobrze pamiętają. Tak to działa. Im więcej urzędników pisze książki z pobożnymi życzeniami tym gorzej. Bo to jest wyraźny znak, że oni nic nie mogą, że są nędznymi popychadłami, a każdy, nawet najbardziej pośledni, urzędas unijny, nie mówiąc już o izraelskim, ma nad nimi władzę i może takim jednym i drugim pomiatać do woli.
Zaczynają się właśnie obchody kolejnej rocznicy rzezi wołyńskiej. To jest moim zdaniem w najwyższym stopniu irytujące. Dlaczego? Już tłumaczę. Zacznę od irytacji mniejszych. Nie można upamiętniać pomordowanych eventami rynkowymi, na których jeden czy drugi wydawca chce trafić parę złotych. To jest degradujące. Nie można tego robić, jestem o tym przekonany, w przestrzeni otwartej. A to z tego względu, że przestrzeń otwarta w Polsce jest zarezerwowana dla ofiar ukraińskich. Na Ukrainie ona także jest dla nich zarezerwowana, bo nikt tam nie postawi pomnika pomordowanym Polakom. Nikt więc obcy, patrząc na to z boku nie zrozumie o co nam chodzi. Ukraińcy zaś już się postarają, żeby na świecie ludzie zrozumieli iż największym problemem jaki oni mają z Polakami jest sławetna granica etniczna, którą trzeba zawsze wyznaczać tak, by sięgała jak najdalej na zachód. Kwestię granicy etnicznej zrozumie każdy, a najgłębiej zrozumieją ją Brytyjczycy, bo oni na wyspie polikwidowali granice etniczne i dobrze wiedzą dlaczego to zrobili. Narracja globalna jest wymierzona w nas. W tej narracji, mieszkaniec Ukrainy, w łapciach i koszuli z wzorkiem, zawsze będzie dobry, albowiem aspiruje i trzeba mu dać szansę. Polak będzie zły, bo ma wszystko swoje i nie widzi potrzeby, by stawać się kimś innym, na przykład poddanym brytyjskim. Mam tu na myśli dawnego Polaka, bo z tym współczesnym jest inaczej. Dlaczego ten Polak miał swoje? Bo ukradł Ukraińcowi, to jasne. I tamten słusznie się na nim mścił. Nawet jeśli czasem trochę przesadził, to założenia były prawidłowe. Wiemy o tym z pism socjalistów, własność to przecież kradzież. No, a skoro tak, to może wysuńmy tu teraz na plan pierwszy prezydenta Ukrainy, pana Poroszenkę, ekonomistę i biznesmena od czekolady, który karierę zrobił całkiem bez wspomagania KGB, samym tylko talentem i sprytem. Jego zaś, krążące po sieci zdjęcia, w mundurze radzieckim to fejk i potwarz. Czy on cokolwiek rozumie z emocji, jakie wzbudzają w Polsce jego wystąpienia? Myślę, że ni cholery, a gdyby nawet rozumiał, zacierałby ręce z uciechy.
Wobec tak zarysowanej sytuacji stwierdzić należy, że żadne porozumienia z Ukrainą, czy to odgórne czy to oddolne nie są możliwe, albowiem oni realizują pewne polecenia, których istoty nie rozumieją. Dostają za to jakieś paciorki i siekiery i są tak szczęśliwy, jakby im ktoś w kieszeń nasikał. Jakiekolwiek więc próby porozumiewania się spotkają się z lekceważeniem lub zostaną uznane za wyraz słabości jeśli nie poddaństwa. Dla nich sprawą oczywistą jest to, że Polaków na Ukrainie ma nie być, bo taki był plan globalny. My tego zrozumieć nie możemy i przyjmujemy ich tutaj, a także stawiamy pomniki ofiarom polskiego podziemia, nie dociekając za bardzo kim były te ofiary. Narracje o rozmaitym charakterze rozsnuwają się wokół niczym warkocze mgły nad stepem ciągnące się o rzeki…Gdzieś ostatnio przeczytałem, że Ukraińcy też mają swoją Inkę. Jakaś biedna dziewczynina została schwytana i skazana na śmierć przez komunistów i teraz rozdmuchiwany będzie jej kult. Trzeba by może sprawdzić najpierw czy w tym mordzie nie brali udziału krewni Szwacha Weissa, żeby jakiś skandal dyplomatyczny nie wybuchł niespodziewanie…
Istotne jest to, że my otwieramy przestrzeń na ofiary ukraińskie, a oni ją zamykają dla ofiar polskich. Poroszenko kładzie wieniec przy granitowym pomniku, a prezydent Duda kładzie wieniec w polu. Nikt nie zrozumie dlaczego, a nawet jeśli zrozumie pomyśli jedno – frajerzy. No więc podtrzymuję postulat wczorajszy, musimy budować przestrzenie zamknięte, do których wejść można za okazaniem specjalnej legitymacji wydanej przez Królewską Komisję Wojska Skarbu i Domen. Przestrzeń bowiem pamięci w Polsce i wszelkie narracje historyczne wydane są na łup cwaniaków, albo idiotów. W przestrzeni tej szaleją kolekcjonerzy peruk i tupetów, byli sowieccy oficerowie i proste głupki, którym się zdaje, że dogadując się z sąsiadem osiągną międzynarodowy sukces i wszystkie gazety umieszczą ich zdjęcie na okładce.
Jakoś nie mogę się otrząsnąć po przeczytaniu relacji z misji jezuickich nad Wielkimi Jeziorami, a także po tej książce o Irokezach, którą wstawiłem do sklepu. To jest niezwykłe, jak tamta sytuacja przypomina naszą – my, tak samo jak Huroni, nigdy nie sprawdzimy jakie gwarancje i na co opiewające, ma nasz sąsiad, który próbuje odnieść sukces na tym samym co my rynku skórek bobrowych. To się zapewne na nas zemści. Tym silniej, im więcej otwartej przestrzeni do dyskusji o relacjach wzajemnych będzie wokół nas.
Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl , dziś po południu umieszczę tam nagranie z kolejnej pogadanki z Józefem. Będziemy mówić o zmianie ustawy o IPN
Pisma XIX wiecznych socjalistów – informujące że własność to kradzież… Tak , a jeszcze ważny był, ten niszczący proletariuszy „wyzysk”. Dobrze że teraz już nie ma tego „wyzysku”.
Tak a propos dzisiejszych jezuitów katolicki mem z internetu.
„Nie można upamiętniać pomordowanych eventami rynkowymi, na których jeden czy drugi wydawca chce trafić parę złotych. To jest degradujące. Nie można tego robić, jestem o tym przekonany, w przestrzeni otwartej.”
Dokładnie tak samo myślę. Są na tym świecie rzeczy, o których należy milczeć i milczenie jest najmocniejszą bronią. Nawet wtedy, gdy druga strona uważa to za naszą słabość i gdy jej na tym naszym milczeniu zależy. Bo milczenie to jest najmądrzejsze, co można tutaj zrobić. Milczeć, ale nie zapominać. Milczeć, ale po trzykroć się na tym przykładzie uczyć. I wcale nie z szacunku dla Ukraińców ani nie ze strachu przed nimi. Z szacunku dla samych siebie. Śmierć zadana siekierą jest upodlająca. Jest upodlająca jako czyn charakteryzujący sprawcę, ale też jako zdarzenie obiektywne. Czy moje niespełna dziesięcioletnie dziecko, które skądinąd bardzo sobie ceni oglądanie Faktów, Wiadomości itd. i wiele z tego czerpie, musi być epatowane obrazami, do których niektórzy czterdziestolatkowie nie dorastają i ich rozmiaru nie ogarniają? Czy nie powinno zamiast tego mówić się o sukcesie polskich płetwonurków, którzy mieli swój udział w przy wydobywaniu tego tuzina pechowców z Tajlandii, tudzież o polskich korzeniach jednego z graczy Anglii czy też Belgii (nieistotne, którego)? Wołyń to nie jest zdarzenie, o którym można relacjonować w telewizji publicznej ani mówić w mediach masowych. Genialną intuicją wykazywali się np. Żydzi w powojennym Izraelu, bardzo sobie chwaląc np. urodę aryjską, o czym świetnie pisał Hłasko. Najmądrzejsze, co można robić, to budzić tęsknotę za utraconą Ukrainą. Są na tym świecie rzeczy wymykające się werbalnym i legalnym osądom. Oficjalna postawa rządu wobec Ukrainy powinna być postawą doraźną, uwzględniającą obecne uwarunkowania, i niczym więcej.
Przestrzeń zamknięta a przestrzeń otwarta to są dwa wymiary, dwie cywilizacje od zawsze istniejące, niekoniecznie antagonistyczne względem siebie: cywilizacja czynu i cywilizacja słowa. Elity polskie (władca, dwór i otoczenie – nie piszę o klerze, bo często to były elity najpierw rzymskie, a potem polskie, zwłaszcza w pierwszych wiekach naszej państwowości) powszechnie zaczęły aktywnie się posługiwać umiejętnością pisania i czytania (rozumianego jako środka zastępującego porozumienie) dopiero kilkaset lat po tym, gdy granice naszego państwa zostały po raz pierwszy ustalone i obronione. W znaczeniu polityki słowo pisane nigdy nie było „sine qua non” definiowania celów i ich osiągania. Są bowiem piłkarze mający wrodzone rozumienie strategii, którzy się nudzą na odprawach przedmeczowych nie potrafiąc rozróżnić płytkiego od głębokiego pressingu, a i tak to oni strzelają decydujące gole i zaliczają najistotniejsze asysty i to na nich teoretycy strategii budują swe doktoraty. Są i tacy, którzy choćby pojmowali wszystko w lot, w kluczowym momencie wystrzelą przedwcześnie… W polityce chodzi o to, by być kreatorem, a nie realizatorem.
A może by Episkopat Polski zalecił by 11 lipca w każdym kościele w Polsce odprawiono msze za dusze pomordowanych,przecież taka msza nie ma nic wspólnego z polityką… a „polscy ” politycy nic nie mogą.
>sławetna granica etniczna…
Typy graniczne 1912-2018
Też mi to przyszło do głowy. Z uroczystą Mszą Św. w katedrze na Wawelu.
Doskonaly wpis…
… ja od zawsze nie sluchalam tego starego knura Szewacha… mdlo mi sie robilo na widok tego HIPOKRYTY… zreszta NIGDY nie bylo… nie ma… i nie bedzie ZADNEJ pSZyjazni polsko-izraelskiej… i na nic sie zdadza wszelkie gledy i pierdy merdialne !!!
Szewach i Szymon Perez to 2 INDYWIDUA… jednego juz – dzieki Bogu nie ma wsrod nas… a jak Fspaniale wyklady prowadzil – to niejednokrotnie bylo widac na YT… t.j. spiaca, znudzona publike… i tyle w temacie tej detej pSZyjazni !!!
Czaputowicz i jego kniga… NIKT tego gniota nie wezmie do reki !!!… to rzeczywiscie jest jego, tego calego zidiocialego komucha calkowita degradacja… i kompromitacja…
… a pomysl wejscia do przestrzeni zamknietej za okazaniem specjalnej legitymacji – dos-ko-na-ly !!!
A propos tzw. globalnych narracji – to nalezy je calkowicie OLAC… najlepiej cieplym moczem… i dalej robic swoje, bez ogladania sie na polityczyH debili… we Francji dzis wlasnie strugana „nowa lewica” ze starych knurow olala Macron’a… ZERO KOMUNIKACJI !!!
Tylko u Pana na PGR i SN dzieje sie realna polityka… i prawdziwe zycie… bez sciemy i falszu… naprawde doskonaly pomysl z ta przestrzenia zamknieta… i specjalnym, szczegolnym wejsciem… NIE dla tego globalnego petactwa !!!
Pomysł bardzo dobry. Jednak wielu duchownych się boi.
Opowiem pewną historię, której byłem świadkiem. W październiku zeszłego roku pewien parafianin przyniósł ofiarę na wypominki roczne za zmarłych. Pragnął, aby ksiądz modlił się za: „Polaków pomordowanych na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów„. Proboszcz nie przyjął tej intencji na wyżej wspomniane wypominki. Albo się bał, albo to jakiś Ukrainiec, bądź Łemek?
Smutne…
Coz…
… i „nasz” ZONT… i „nasi” duHowni sie bojo… oczywiscie UTRATY KORYTA !!!… za niedlugo zaczna sie bac wlasnego cienia… byle tylko na stolku sie utrzymac !!!
Jest wesolo… i fajnie sie dzieje…. a oTwaga i boCHaterstFo tak wielkie wsrod Jelit ZONdzONcyH, ze klekajcie narody swiata !!!
Natomiast ksiądz prawosławny w Cerkwi na Woli powiedział wprost o „rocznicy haniebnej akcji Wisła”, nie podając żadnego kontekstu.
Fajny tekst i z tym o narracjach na początku jestem gotów w pełni się zgodzić – aż dziw. Tylko taka mnie myśl dręczy… Jak to jest z tym „prawem własności” (ach!)? Wiem, że już Locke to wyjaśniał, ach jakże elokwentnie, a potem „von” Mises i K*win, ale ja nadal nie całkiem rozumiem…
Jest to „prawo” jak w „prawo grawitacji”, czy też jak w „prawo o handlu detalicznym natką piertruszki na miejskim targowisku”? No i inna istotna sprawa… Jak skrupulatne przestrzeganie tego prawa (z cudzysłowem lub bez) miałoby pomóc AKURAT POLSCE? Tu i teraz, w przyszłości, albo nawet 300 lat temu?
Wiem – ziemiaństwo, ach! Sam akurat mam pewne genetyczne i kulturowe związki z tą klasą, ale przyznam, że uwielbienie Autora dla tej sfery i jego wiara w to, czego ona by nie potrafiła, gdyby jej „socjaliści” (nie „leberały” przypadkiem jednak, skoro to Anglia?) nie przeszkadzali, trochę mnie zadziwia i doprasza się jakiegoś oświecenia.
Pzdrwm
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.