Miał być dzisiaj odcinek powieści, ale będzie później. Dziś o mądrościach. Opowiadałem tę anegdotę już kilka razy, ale jeszcze powtórzę. W VIII księdze przygód Tytusa, Romka i A’tomka, tej, w której bohaterowie przenoszą się w przeszłość za pomocą aparaciku skonstruowanego przez prof. T. Alenta, jest taka oto scena. Tytus został uwięziony w krzyżackim zamku, a chłopcy uciekli w przyszłość. Potem wracają, a Tytus nadal siedzi w lochu, jest już siwy i pomarszczony, bo minęło wiele lat. Codziennie zagląda do niego miejscowy astrolog, który doradza wielkiemu mistrzowi. I ten astrolog, widzimy to wyraźnie na obrazku, wychodząc pewnego dnia z lochu od Tytusa mówi – jeżeli kiedyś odkryją, że swoje mądrości biorę od małpy, jestem zgubiony. Uważam, że to jest żart dotyczący mojej skromnej osoby, a przekonałem się o tym wczoraj czytając wywiad z prof. Andrzejem Nowakiem. Wywiadu tego Andrzej Nowak udzielił Teologii Politycznej, a fragmenty przedrukowało Wpolityce. W wywiadzie pojawia się taka oto fraza, którą my tutaj eksploatujemy od czasów bardzo dawnych i bezskutecznie próbujemy wyjaśnić ludziom jej sens.
Najgorzej jest, kiedy w polityce historycznej jesteśmy tylko reaktywni
Profesor Nowak odwiedził mnie ostatnio na targach, a ja wdałem się z nim gawędę o Baśni socjalistycznej. Zapytałem go czy wie, że w każdym rosyjskim więzieniu, a także w wielu garnizonach, w ich zasobach bibliotecznych był Kapitał Marksa, który jak nam to pisze Ludwik Krzywicki, tłumaczono pokątnie, bez honorariów, wprost dla idei. Prof. Andrzej Nowak pokiwał głową i rzekł, że to z pewnością dlatego, że cenzura uznała Kapitał za książkę nudną i nie nadającą się do przeczytania. Dlatego wydano zgodę na druk. Przyznam, że się załamałem. Wytłumaczyłem jednak od razu profesora przed samym sobą, bo choć jest on specjalistą od spraw rosyjskich, to o dystrybucji książek może nie mieć pojęcia. Jeśli coś trafia do państwowych zakładów karnych, gdzie siedzą wywrotowcy, musi być przez kogoś zatwierdzone. Ten ktoś zaś za swój podpis musiał wziąć łapówkę, którą ktoś mu wręczył. Kto? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, kiedy zaczyna się kryzys w państwie. Wtedy mianowicie, gdy zamienia się ono w konglomerat folwarków, dla pozoru tylko scentralizowany. Tak się dzieje we wszystkich imperiach z wyjątkiem Brytyjskiego, które znalazło sposób na obejście tej pułapki. Ten sposób nazywa się popkultura lub jak kto woli jawność pozorowana.
W państwie-konglomeracie nic nie jest tym czym się wydaje, ale rzecz cała okazuje się dopiero wtedy kiedy nadchodzi pora likwidacji tego państwa. Tak właśnie było z Rosją w pierwszej połowie XX wieku. Państwo-konglomerat służb, ministerstw, całych nacji uwikłanych w rządowe interesy i je monopolizujących, państwo rządzone przez udzielnych kacyków markujących jedynie swoją podległość centrali, jest właśnie państwem reaktywnym. W dodatku reaguje bardzo chaotycznie na to co tam wobec niego szykują inni. Od tego należy moim zdaniem zacząć dyskusję nad reaktywnym charakterem narracji historycznej, jaką posługują się Polacy. Od tego, a nie od rozważań czy postawa Dmowskiego zwalczająca romantyzm jest lepsza niż postawa Piłsudskiego, który miał w sobie wiele z romantyka. To są dyrdymały w sam raz dobre dla panów z Teologii Politycznej, ale na ten blog, dla przykładu, dla miejscowych konsumentów treści, nie nadają się zupełnie. Wielka to szkoda, że pisanie II tomu Baśni socjalistycznej idzie tak powoli, bo nie mogę nic zdradzić z zawartych w nim tajemnic. Udowodnienie jednak, że pomiędzy Dmowskim a Piłsudskim nie ma żadnej istotnej różnicy, ten pierwszy zaś nie jest wcale tak nowoczesny w swoich nowoczesnych myślach, jak się wszystkim zdaje, jest bardzo proste. Musicie jednak na to poczekać. Bardzo proszę o cierpliwość, bo nie dam rady przyspieszyć.
Dlaczego Polska jest dziś państwem reaktywnym w sferze tych, (niebawem będę rzygał na dźwięk słowa narracja) narracji historyczno-politycznych? Bo nie ma ponoć ani jednego opisu politycznej i historycznej rzeczywistości, którego autorem byłby człowiek zainteresowany trwaniem Polski jako takiej. Wszystkie opisy pochodzą do ludzi, którzy domagają się zmian, w dodatku natychmiastowych, a skoro tak, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ludzie Ci zostali przez kogoś wynajęci, wychowani, a gawędy, które sprzedają są spreparowane i im podsunięte. Nikt bowiem, kto zajmuje się codziennym budowaniem nie domaga się natychmiastowych, rewolucyjnych zmian. To jest sfera działalności agentów, a wiedza o tym mechanizmie jest wiedzą podstawową. Agenci zaś działają zawsze w imię dwóch celów – zmiany władzy (na bardziej sprawiedliwą rzecz jasna) i zmiany stosunków własności. Trzeba się teraz zastanowić dlaczego ludzie zainteresowani trwaniem Polski jako takiej nie zostawili żadnych pism. To nie jest prawda, te pisma są, przynajmniej dla wieku XX, i my je wydaliśmy. Chodzi oczywiście o Hipolita Milewskiego i Edwarda Woyniłłowicza. Jak jest z czasami odleglejszymi? Tego nie wiem, ale mamy tylu uczonych specjalistów, że oni powinni znać odpowiedź na to pytanie. Ktoś powie, że w czasach Milewskiego i Woyniłłowicza nie było Polski. Owszem była. Nie było jej w sferze polityki, ale w każdej innej była. Żart z niepodległością polegał na tym, że kupiliśmy wąski bardzo i niesłychanie problematyczny zakres politycznej swobody, oddając w zamian wszystkie inne atuty jakimi Polacy dysponowali wcześniej. Głównie chodzi mi o terytorium, a zaraz za nim o własność nieruchomą oraz swobodę fiskalną. Ktoś powie, że wolność jest ważniejsza niż wszystko. Jasne, ja się z tym zgadzam, ponieważ jestem zwolennikiem konsekwencji w podejmowanych decyzjach. Skoro więc odzyskano już tę całą niepodległość, trzeba się było zastanowić jak ją utrzymać, a żeby to zrobić, trzeba było głębokiego namysłu kogoś takiego jak Hipolit Milewski, a nie kogoś takiego jak Józef Piłsudski. Nikt bowiem, kto nie zrozumie istotnych przyczyn konfliktu Rzeczpospolitej z Moskwą w XVI, XVII i XVIII wieku, nie może się wypowiadać na temat niepodległości Polski. Przyczyna zaś tych konfliktów była jedna – kontrola szlaku handlowego pomiędzy Konstantynopolem a Nowogrodem Wielkim. Szlak ten istnieje do dziś i zawsze będzie przyczyną konfliktów polsko-moskiewskich. Polska niepodległość zostawiła ową najważniejszą rzecz za kordonem, razem z wieloma milionami Polaków, którzy zostali przez bolszewików wymordowani. Dlaczego to zrobiła? Bo prowadziła politykę reaktywną, politykę kretyna, który czyta instrukcję obsługi pralki trzymając ją do góry nogami, bo mu powiedzieli, że tak trzeba.
Dziś rzecz jasna Polska jest tak samo reaktywnym konglomeratem, jakim była przed wojną. Cieszymy się, że prof. Nowak to zauważył, ale niewiele z tego faktu wynika. Niewiele, bo dziś, tak jak przed wojną nie ma żadnych autorów, którzy zajmowaliby się codziennym budowaniem i byli zainteresowani trwaniem Polski jako takiej. Ja zaś jestem tylko małpą siedzącą w lochu, do której co jakiś czas zagląda któryś z astrologów. Niczym więcej….Reaktywne zaś narracje pozostaną, możecie być o nie spokojni. Pozostaną, bo są gwarantem utrzymania się na stołkach i przy korycie zespołów takich jak Teologia Polityczna, Fronda i innych….Pocieszające jest to, że ktoś czasem zaprosi tę starzejącą się coraz wyraźniej małpę na jakąś publiczną pogadankę i ona tam będzie miała szansę się powygłupiać…Józef Orzeł zaprosił mnie do Klubu Ronina 28 sierpnia…Klubowicze mogą zajrzeć…może zdarzy się coś ciekawego.
Zapraszam na stronę www.basnjakniedzwiedz.pl Michał idzie na urlop, więc FOTO MAG będzie na razie zamknięty. Zapraszam jednak do Tarabuka, do księgarni Przy Agorze w Warszawie. Do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu Gufuś w Bielsku Białej, do sklepu Hydro Gaz w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
To jest smutne.
Tak rzeczywiście wygląda imperium rosyjskie (literatura) jak gdyby składało się z archipelagu wysp. Każde miasto to wyspa w rękach urzędników , każde ministerstwo to wyspa oddana urzędnikom, każdy fragment działania jak na wyspie tylko formalnie kontrolowanej. Stąd to rozpasanie łapówkowe i w tym rozpaskudzeniu nieświadome podcinanie gałęzi, na których ci urzędnicy siedzieli. Ciekawym byłoby porównanie z Rosją drugiego urzędniczego państwa jakim były Prusy.
Jakoś ci urzędnicy podlegali sformalizowaniu (Weber) i kontroli.
Tak do dziś wygląda też Polska.
Może to brutalnie zabrzmi, ale dopóki nie jesteś zamknięty w lochu oraz masz rodzinę, robisz po prostu swoje i patrzysz korzyści swojego klanu. Tu i teraz każda inna strategia jest bez sensu.
Stąd myślę, że decyzja naczelnika więzienia rosyjskiego o obecności lektury Marksa w bibliotece więzienia, którym tenże naczelnik zarządzał, mogła być motywowana wyłącznie „bakszyszem”, bo przecież nie było to spowodowane urzędowym okólnikiem.
Ani poziomem tego na ile tekst jest nudny.
Też to sobie pomyślałam, że jesteśmy na podobnym etapie. Urzędnicy nie zdają sobie sprawy , ze skutków swojego uzależnienia do „ustosunkowania” .
Prof. Nowak bedzie bronic tego co mówił, robił i pisał całe życie. Nie on jeden zreszta. Skad dziela Marksa w każdym więzieniu? Skąd nagle na mundurach, flagach, wielu wrogich sobie państw wzięły sie pentagramy? Odpowiedzi na takie pytania nie usłyszymy ani od prof. Nowaka ani żadnego innego.
od „ustosunkowania”
Takich spraw nie załatwia się na poziomie naczelnika więzienia
Nie wydaje mi się, żeby carską Rosją rządzili urzędnicy…
Łaskawco, o tym jednak, czy do więzień trafi Kapitał zdecydowali jednak oni, za odpowiednią opłatą, zapewniam cię. A czy tobie się może wydaje, że carską Rosją rządził car?
Chodzi mi o to, że rządził ten, kto płacił i wymagał. Czyli – np. dawał tego rodzaju łapówki…
Rządzenie było wynikiem dogoworów pomiędzy gubernatorami a agenturą. Tak z grubsza rzecz ujmując. Jeśli Skałon ułaskawiał swoich niedoszłych morderców, to jak to rozumieć?
że ktoś mu kazał
Jak kazał?! Zapłacił, nie kazał…
Na szczescie, w dobie internetu nie ma znaczenia kto i kiedy odwiedza malpe w lochu czy tez do swojej klatki zaprasza. Niemniej, pan Orzel moglby swoja klatke udostepnic w bardziej godnym terminie. Koniec sierpnia to zapchajdziura: wszyscy sa mentalnie albo jeszcze na wakacjach albo juz w szkole.
Może się trafi następna okazja
Mnie się wydaje, że koniec sierpnia to dobry termin na taką „podgotowkę” do tego, co się będzie działo w procesie odklejania palestry od konfitur przez nich zawłaszczonych, która to palestra prezentuje się zupełnie jak ci ówcześni rosyjscy gubernatorowie.
Nie chcę myśleć że mnie pan Prezydent zawiedzie.
Niechby kto spróbował zapytać utytułowanych o pentagramy. Zabiliby go wzgardliwym milczeniem.
Adolf Hitler w więzieniu czytał m.in. książki: Medisona Granta, który pisał: „o sentymentalnej wierze w świętość ludzkiego życia, która stoi na przeszkodzie w eliminacji niepełnosprawnych”. Za lekturę Hitler podziękował mu tak: „jest Pan moim bohaterem, a pańska książka moją biblią”.
Ciekawe co dzisiaj czytuje się w więzieniach?
To idzie głębiej. Coryllus nie nazwał po imieniu podziemnej rzeki, przemieniającej krajobraz na powierzni tak, jak rycie węgla pod zapadającymi się miastami śląskimi pozmieniało krajobraz, bo nie musi: opis Polski, folwarków urzędasowsko-biznesmańskich, jest całościowy. Jeżeli my to chcemy skomentować, to tej podziemnej, podpłukującej każdy dom, rzeki, nie możemy zignorować. Podziemna rzeka? To waluta. Polska nie ma pieniądza. Ten złoty współcześnie drukowany (podobnie, jak przedwojenny) jest kreaturą niewoli. Obecny pieniądz to jest dopracowany utrwalacz zależności.
Obecne rachityczne, niepolskie „złote” wypłukują z nas więcej mocy działania, niż to jakąkolwiek pracą, albo pozytywnym gospodarczym działaniem w domu i w firmie potrafilibyśmy wyrównać. Wyrównywanie zapadlisk, wypłukiwanych przez podziemne a rwące rzeki pieniędzy, pozostające — co do ich pierwotnej emisji — poza polskimi rękami niemożliwe jest właśnie dlatego, bo taka niwelacja szkód stanowi ledwie reakcję.
Dygresja.
Weźmy takiego NUM-a. Nie da się wykluczyć, że podejrzanie nieobecny przy konkretnym wdrażaniu czegokolwiek co stanowi „program rządowy” NUM jest brytyjskim kontrolerem, takim capo di tutti capi już wcześniej nasłanych na Polskę kontrolerów. Pisze elektroniczne raporty nie gorzej, niż bełkoczący poprzednik, który w Bydgoszczu zbyt raźnie się nie czuł. Stare zużyte pryki zostały poddane ewaluacji, walidacji i fokusowaniu – sami powiedzcie, skąd przy takiej nawale obowiązków wobec City brać jeszcze czas na wdrażanie programu mieszkanie+ czy innego lokalnego przedsięwziątka? No skąd, gdy ważne zadania mają pierwszeństwo. Wypełnia więc on narzucone mu obowiązki raczej bardziej starannie, przez co wypuszczają, kontrolnie, NUMa na sąsiednie państwa, aby konkurencyjne raporty i stamtąd wysłał. Tego zaszczytu poprzednik nie dostąpił. Nie ma się z czego złośliwie cieszyć; wszystkie gromko ogłoszone rządowe programy kwiczą zbyt cicho. Mieszkanie+ zwłaszcza. Porównałem niedawno program mieszkaniowego budownictwa w jednym tylko landzie tutaj, w Hesji, z budownictwem mieszkań w Polsce. Hesja buduje więcej. Ale za to Hesja nie ma wyfiokowanego NUM-a.
Koniec dygresji.
Pisze Coryllus: brakuje inicjatywy, brakuje akcji, nie istnieje żaden polski ośrodek „zainteresowany tym, by Pospolita Rzecz istniała”. Uszczegółowię tę diagnozę o obserwację, że nie istnieje polski ośrodek, kontrolujący obiegową walutę w wyprzedzający sposób, aktywnie. Brak jest akcji, której kompas nastawiono na trwanie, czyli na kurs przyszłych pokoleń. Przeciwnie: folwarki szarpią każdy ile potrafi, wysługując się temu, kto da więcej. Centralnie trzyma całość za twarz ten, kto drukuje pieniądze, rozdawane naszystom. Te wyemitowane pieniądze ludzie pracujący muszą od tamtych „zarabiać”, będąc im w całości posłusznymi.
Inaczej: na nic prywatna szkoła, gdy finansowo jest ona w Systemie „złotówek” drukowanych dla bardzo posłusznych naszystów. Firma coryllusowa to kolejny kamień w murze więzienia. Rozlicza się ona według przepisów, wzmacniających tylko System. Ten więc chętnie toleruje „patriotyczne inicjatywy” bo je w całości, na poziomie waluty, kontroluje. Bez tego, co nazwałem „wymianą akwarium”, czyli bez usunięcia macek Systemu, mury będą „rosły, łańcuch kołysał się u nóg”. Zniknąć z Systemu, płynąć na fali, dać się tym ograniczającym (innych) uwarunkowaniom pchać do przodu. Żeglować korzystając z wiatru, a nie walczyć „donośnie i patriotycznie” z huraganem. Niech złoty niepolski niesie firmę, a nie ją pogrąża, jak obecnie.
W końcu po coś nazwano „Szkołę Nawigatorów” obecną nazwą, tak właśnie jak to jest konieczne adresując ruchliwych i nawigujących Czytelników, oraz ruchliwego i żeglującego Autora, prowadzącego nawę wydawniczą, a nie „Szkołą Niwelacji Szkód w Totalnie Reaktywnym Reżymie” jak by może chciał się historycznie zaznaczyć Prezes, czy inny, może najlepiej życzący, ale jedynie reagujący o wiele za późno na już powstałe szkody, polityk. Żeglujmy więc, Kapitanie.
PS
Dam link, gdy go znajdę.
Wiesz jeszcze wg mądrości nie od małpy ale od moich znajomych, to ich zadziwia, że grupa urzędnicza która dziś się zachowuje podobnie jak rosyjscy urzędnicy (łapówkarstwo, sprzedajność, podporządkowanie Polski ich zawodowym interesom) nie zauważa, że sama sobie podrzyna gałąź na której siedzi. Myślą, że choć zepsuci, nielojalni, zbutwiali są komukolwiek potrzebni, że są wybraną kastą i że UE pozwoli im zachować to co mają wypisane w deklaracjach podatkowych – nikomu nie są potrzebni, a już najmniej tym, do których się skarżą. Dla tych którym się skarżą są padliną do wykorzystania i zmarginalizowania.
Niestety dane nie są ogólnie dostępne z zewnątrz 🙁 dostęp tylko od wewnątrz 😉
Centralna Biblioteka Więziennictwa
Jeśli kogoś to interesuje -> Tydzień Bibliotek rozpoczęty
Dobry materiał na kabaret 😉
pisze pan:
„nie ma ponoć ani jednego opisu politycznej i historycznej rzeczywistości, którego autorem byłby człowiek zainteresowany trwaniem Polski jako takiej. Wszystkie opisy pochodzą do ludzi, którzy domagają się zmian, w dodatku natychmiastowych’
kto domaga się zmian? przecież pisuary są za utrzymaniem całego bagna, byle polerować łysiny i napełniać brzuszki na stołkach w zusie. żeby to utrzymać, chujska-gejke będzie gadać największe kłamstwa (kukiz zgodnie z prawdą zwrócił się do niej nazwą jej zawodu)
AH w więzieniu nie siedział. Za zamach stanu skazany został na honorowe umieszczenie w twierdzy na bodaj cztery lata, ale nawet tego umieszczenia nie odbył. Jego kara była fikcją; mógł pojawiać się w naznaczonej celi twierdzy, bo to stanowiło punkt dla jego kariery politycznej, zaplanowanej poza Niemcami.
Zwróć uwagę: bezdzietny Austriak nie poczuwał się do żadnej łączności z tymi, na których uczono go przez te cztery lata rzekomej odsiadki, faktycznie spokojnego uniwersytetu, preparacji, nauki — wpływać. AH najprawdopodobniej nie był jedynym przyszłym przywódcą Niemców, jakiego preparowano w latach dwudziestych, by dobrze wykonał (ukryte przed publicznością) naznaczone mu zadanie.
Był tym śpiochem, którego ostatechnie uruchomiono.
„starannie wybieramy bibliotekarzy”….. i wszyscy od razu mają przed oczami Freemana w Showshank, wystylizowanego na najmądrzejszego czarnego wśród białych
Ogarnij się. Poza tym przeczytaj, ci pisze C. jeszcze raz – niech przystąpi do Ciebie zrozumienie tekstu.
obsiewa się chwastem wiele pól i poletek, przyglądając się uważnie, które wyda najobfitszy plon
ogarnij się i spójrz, jakie są fakty.
„Polityczna poprawność” zawsze w cenie 😉 To chyba na podstawie Kinga ergo nic dziwnego. Poza tym lubię ten film 😉
O pentagramy i pentagony. Tego samego szablonu używano do znakowania samolotów, wysyłanych nieodpłatnie do Stalina (30.000 ezemplarzy dostał, kłopotliwe wycinanie z wojennych kronik filmowych montażystów powojennych potem czekało, aby NIE POKAZAĆ, ile samolotów sowieci dostali od USA) podczas wieloletniego futrowania NKWD czym chata bogata. Włącznie z brokatami i atłasami, adamaszkami i żakardami na luksusy podczepionych pod aparat stalinowski enkawudzistek. Plus kompletny Disneyland, wesołe miasteczko, gotowy do użycia rewolucyjnego, kolorowy Coney Island, dla narybku.
Gwiazdy na samolotach USA i CCCP były te same. Pod koniec wojny domalowywano amerykańskim pasy podłużne, zmieniające znak przynależności państwowej.
Cokolwiek ktos cos powie, nie ma racji. Budujmy siebie, tak jak polscy sportowcy.
Po wielu latach zerknalem w ten telewizor i oglądałem tę moja ukochaną kiedys lekką atletyke w mistrzowskim wydaniu i tych polskich sportowców tak szczesliwych i do przodu, bo sa znakomici i tyle. I w tych czasach, gdy nawet polscy sportowcy przez te klody im podsuwane pod nogi musza przechodzić, mamy tak swietne wyniki. Jakiz potencjał drzemie w narodzie. I niech polscy sportowcy nie oddają pola. Życzę im tego z calego serca.
Ostatnie ostrzeżenie…
…i pięcioramienne gwiazdki-już wszędzie i swastyki na rublach,swastyki Adolfa…
pacz pan jaki zbieg okoliczności…
Pięcioramienne gwiazdki,pentagramy i swastyki pochodzą z tego samego źródła,o wiele starszego niż się wydaje.
Ws Tytusa i kultury pop
Znany obieżyświat opowiadał jak to południowoamerykański szaman w celu określenia pogody na najbliższe dni plótł kółko i rzucał je na wodę i po intensywnym wpatrywaniu się w nie ferował wyroki. Na dociekliwe pytania, czy nie łatwiej spojrzeć w niebo stwierdził, że w niebo to może sobie każdy sam spojrzeć, a do rzucania kółka potrzebny jest właśnie szaman, a chmury i tak odbijają się w wodzie.
Sęk w tym, że oni są potrzebni. Z bardzo różnych powodów. Oczywiście, nie indywidualnie, ale jako masa.
Otóż to.
Coryllusie,
nie rozumiem, o co chodzi z tym Nowogrodem – jakie on ma jeszcze znaczenie wg Ciebie?
Nowogród nazywa się dziś Petersburg, chodzi o lądowe połączenie Morza Czarnego z Bałtykiem.
w Rosji (carskiej) wdrażano model pruski *(bismarkowski). Dwór carski, koła dyplomatyczne czy wojskowe roiły się od Niemców bądź naturalizowanych Niemców (czyli tych, którzy przyjęli prawosławie, wżenili się w patrycjat rosyjski i wówczas mogli już wchodzić na szczeble karier administracyjni-wojskowych).
W Sowietach powielono ten model, tylko kadry już były inne9 z awansu społecznego) i, rzecz jasna, wyrodziło się to w rozmaite patologie.
Zdradzę jak mnie kiedyś dopadł atak furii (wg zasad Coryllusa, żywioł piąty).
Przez wiele lat korzystałam z możliwości zakupów w Quelle. Dostałam katalog główny na sezon jesień-zima, a tam pod pretekstem zbliżających się świąt, wszędzie pentagramy. Na każdym obrazku jako tło, niby gwiazdki takie. W części z bielizną damską porno shop i duży wybór zabawek z tej dziedziny. Dosłownie zagotowalo się we mnie. Kartki z porno shopu od razu ze złością wyrwalam, a na każdym pentagramie metodycznie narysowalam długopisem krzyżyk. Dopiero wtedy mogłam zapoznać się z zawartością katalogu.
O ile to co powyżej napisałam, świadczy o tym że zdarza mi się mocno wkurzyc i że raczej powinnam to zostawić dla siebie, a nie ujawniać tej cechy publicznie, ale to nie koniec opowieści.
W następnym roku, a był to… sprawdziłam, rok 2009, Quelle przystało katalog, w nim zaś jak nigdy dotąd, bardzo dużo symboli chrześcijańskich i wyjatkowo ładna oferta. Aż mi było miło. Zamówiłam parę rzeczy. Byłam zadowolona, chciałam zamówić następne, ale okazało się że firma Quelle została zlikwidowana, tzn. połączony z Hallensem, a w chwili obecnej to już jest Cellbes.
Kara na Quelle więc spadła szybko. Firma nie doczekała Bożego Narodzenia.
E, to bardzo łagodna odmiana furii Panią dopadła:)
Pierwszy użył go, kłamiąc przy tym w żywe oczy, Sikorski. Może trzeba zmienić na słowo hagada i wtedy pełna zgoda. Narracja = hagada.
Narracja=ściema. Hagada też tu pasuje.
Powiedzieć,że Polska przed 1918 była,to uzna cię z idiotę,ale była…
Przed I wojną ,w Smoleńsku rosyjski „izwoszczyk”pyta polskiego szlachcica:
-Wam barin na polskuju storonu?-chodzi o przeprawę przez Dniepr.
Wg oświadczenia JOrła, KR to pomysł i dziecko Ziemkiewicza, a tenże szerokim łukiem go omija mając ciekawsze ($$$ + endecja) zajęcia.
No pogadal sobie z nia jak… szmata ze szmata… chyba nie sadzi Pan, ze jest inaczej !!!
Jedna uprawia medialna prostytucje, a drugi polityczna… a tak poza tematem to tylko same mendy i szmaty chodza do tv „burdelika”.
Takie mam odczucie,że ci carscy urzędnicy,to pikuś ,z którymi mamy aktualnie do czynienia.
Nie na Ciebie jednego /@ Coryllus/ działa słówko „narracja” jak środek wymiotny.
Tak, może to zwać się i hagadą, jak wyżej zauważono. Gaduła znieczulająca dla publiczności, by ta nie zauważała zbyt często i namolnie, iż moloch odsysa jej krew.
=====================
Gdy wspominamy „Operację polską” z lat 1937 – 1939, to robimy to w poczuciu ogromnej krzywdy i kolejnej zbrodni na Polakach. I żaden jeden od narracji nie zająknie się nawet o traktacie ryskim. Ergo – nie ma mowy o DOKTRYNIE pośród naszych umiłowanych. Bo mówienie o zbrodni traktatu ryskiego i winie ówczesnych polskich przywódców/polityków implikuje natychmiastowe ich /tych współczesnych/ wywalenie z przestrzeni publicznej i zabronieni im dostępu do mikrofonów. No i rewizję polityki polskiej /z naciskiem na wewnętrzną/, kreowanej przez naszych umiłowanych. Bez rewizji polityki wewnętrznej /wobec Polaków/ nie ma co gadać o doktrynie. Wszystko będzie narracją.
A kto by tam bronił narracji, jak przyjdzie co do czego… To tylko słowa, słowa, słowa, żądne na końcu naszej krwi.
„to z pewnością dlatego, że cenzura uznała Kapitał za książkę nudną i nie nadającą się do przeczytania.” powiedział profesor – sowietolog…
Profesor namawia do zatrudniania renomowanych kancelarii adwokackich ws obrony naszych interesów – wydaje mi się, że to lepszy humbug; będziemy w tym samym miejscu, ubożsi o wiele milionów $$.
No i to jest najwspanialsza konstatacja jak na jutrzejsze wielkie swieto…
… zamiast tych wszystkich detych gadek i zalosnych wystapien przy Grobie Nieznanego Zolnierza – dzisiaj i jutro – i innych dostojnych miejscach „naszej waadzy” potrzeba nam przede wszystkim mowienia o DOKTRYNIE naszego panstwa… i to zwlaszcza w poczuciu ogromnej krzywdy milionow Polakow w kolejnych zbrodniach, poczawszy od tej jutrzejszej, ktorej juz 97 rocznice bedziemy obchodzic… a takze haniebnej zbrodni traktatu ryskiego… i rewizji historii…
… wlasnie tak, jak Pani napisala !!!
Po prostu tak sobie tylko pier…ą.
w sedno tarczy, Panie A-Tem. Dobrześ Pan wycelował, skąd się bierze ZŁO TO…
I co jeszcze chodzi panu profesurowi po tej biednej i pustej glowie… az zalosc bierze, ze ten pan to taaakie ZERO !!!… i czarna rozpacz, ze sie toto znalazlo w radzie doradczej Prezydenta RP !!!
Dokladnie…
… 3 po 3 para 15 !!! I tak sie dzieje wszedzie, za koleja… i w Polsce… i we Francji… i w tym calym pier*****ku w brukselce… WSZEDZIE !!!
I tylko „kryzysy” wymyslaja zeby bylo o czym pier****c na kolejnych spedach debili i tlumokow intelektualnych !!!
Byl nie tak dawno – „kryzys” w Turcji… potem „kryzys dyplomatyczny” w Holandii… teraz „koalicja swiatowa” na gwalt potrzebna do Korei… „interwencja” czeka na Wenezuele… no na „teraz” to taka jest rozpiska „geopolityczna”, a potem to sie zobaczy.
Najpierw kryzys tworzymy a potem dzielnie go zwalczamy i sze kręci
OMC a by zginęli wszyscy Finowie – przez Nowogród. Mannerheim mądrze zatrzymał wojska fińskie PRZED miastem – chociaż mógł je wziąć – ale nie zrobił tego. Rozumiejąc Moskwę, to ostatnie zwycięstwo nad wściekłym gadem odłożył. Kiedy prowadził rokowania o poddaniu Finlandii, to w każdej chwili nad stołem rokowań wisiało jego „nie wziąłem Peterburga”. Mannerheim miasto świetnie znał.
To zapewniło, po wielu latach wojny i po wielu tygodniach rokowań, Finom przeżycie i jakątaką niezależność, lub – jak mówią moi fińscy znajomi – „niezależność”. Zżymają się na niemoc państwową, przecież nie odzyskali ich fińskich ziem. Nawet ów domeczek myśliwski, podarowany Mannerheimowi podczas „dwudziestoletniego rozejmu” Finowie wzięli ze sobą, gdy jeszcze toczyły się rokowania, ile Finowie będą musieli oddać (wszystkie sprawne linie obronne, tyle), aby nie pozostawić go moskwicinom, kradnącym fińską ziemię. Zbudowali go Generałowi co do beleczki od nowa, w niezagarniętym przez Moskwę resztkowym państwie Finów.
Nowogród/Peterburg ma ogromne znaczenie, także dla Polski. To już powiedział Coryllus, więc wycofuję się. Te miasta nie są tożsame, one pełniły identyczną funkcję. Tożsamość ich jest funkcjonalna.
…dzięki. Cała zasługa po stronie Coryllusa, który pracuje niezliczone godziny.
Niszczy się Polskę za polskie pieniądze. Tymczasem hierarcha z hierarchą powtarzają mantrę: „…ale nie ma jeszcze wojny… cieszmy się… aj-waj…”
NIE cieszę się, bo wiem, że istnieje też silny pokój, zbrojny pokój, pokojowe trwanie uzbrojonego narodu w godności, we własności i w perspektywie oddania i broni i własności — przyszłemu pokoleniu. Dbania, nieustannego dbania o przyszłość naród rozbrojony, pozbawiony własności nie uskutecznia. Cudem stało się możliwe odbudowanie Polski ze zniszczeń wojną światową; zatrzymano odbudowę stanem wojennym, którego Polska nie przeżyła. Po wojnie jaruzelskiej, w Polsce nastąpiła zapaść psychiczna i biologiczna.
Jeśli to zjawisko systematycznego niszczenia psychiki i biologii Polaków po Stanie Wojennym Jaruzelskiego nazywasz „obsianiem chwastem pól” to trafnie nazywasz.
A Szwedzi zabrali Finlandii Wyspy Alandzkie, i chyba nie oddadzą.
Tak. Każde poletko niezależne jest własnością, której można bronić i z której należy korzystać. Sport niesie ze sobą pewną trudność: jak przekazać następcom, co oznacza sukces. W sporcie nie ma budynków, maszyn, kultur rolniczych ani wyhodowanych odmian zwierza gospodarczego. Jest wysiłek. Jak go z pożytkiem przekazać następnemu pokoleniu?
Szarogęszą się w Finlandii do dziś, choć ich jest 2%. Raziły mnie dwujęzyczne tablice (Helsingfors, brr). Zaprzyjaźniony Fin powiedział mi: po to trenuję na poligonie – Szwedzi żądają tablic miejscowości, ale wiesz, oni u nas nie dowodzą.
Przekazał mi sporo przykładów szwedzkich wymuszeń – bez nerwów, za to z głębi pamięci.
Jakoś tak kojarzy mi się odgrzewanie neoendecji z tym traktatem ryskim. Endecja bowiem uważała, że Polska będzie bardziej „etniczna” bez Kresów. Zapewne na tych Kresach endecja nie mieszkała… Potem w jeszcze większej „etniczności” dopomogli Ruscy w 1939 roku i ciągu dalszym, traktatowym, a nawet jeszcze potem, „prostując” granice. Teraz neoendacja – to dla mnie: fajnie jest, nie grzebmy w błędach przeszłości, nie rozliczajmy naszych umiłowanych za los, który nam zgotowali. Generalnie chodzi o to, że nasi umiłowani lekką ręką szafują życiem i mieniem narodu. Trochę o tym już mówi się na okoliczność rocznic Powstania Warszawskiego, ale zazwyczaj jest to owatowane bohaterstwem powstańców. A do Rzeszowa wjeżdża się szeroką ulicą im. Okulickiego…
Znaczy: nasi umiłowani mają w tradycji to szafowanie życiem i mieniem /ooo, w mienie to się z lubością wpijają/ Polaków. No to jak mogliby zmienić tę, tfu!, narrację? „Kapitał” Marksa był po prostu nudny……………… Noż……….
To na końcu. Ale od początku to twardo stoją na stanowisku, że tylko narracja dla ludu. Nic więcej.
Kapitał faktycznie był nudny. Do poduszki to czytywali Engelsa, bo miał lekkie pióro.
Ja to kiedyś policzyłam: mniej więcej co pokolenie fundują nam upływ krwi, albo rabunek. Albo jedno i drugie na raz. /Upływ krwi to jatki, ale i emigracja./ Tak patrząc od np. Powstania Listopadowego. Może ta analiza winna stać się jedną z podstaw doktryny?
Se jaja, Chloru, robisz. A tu idzie o życie. No, o świadomość profesora, powiedzmy…
OT
Bardzo Panstwa przepraszam, ale doznalam wlasnie lekkiego wstrzasu estetycznego, ktorym musze sie podzielic. Pardon, wiecej nie bede:
https://youtu.be/TEGa56_C3CI?t=128
Dla odpoczynku – o mądrościach branych z KSIĘGI.
Warto być oczytanym, czyli opowieść o domniemanym końcu świata. /Chodzi o ten straszny orkan i nawałnice na Pomorzu, o których wszyscy wiedzą./
Dzieje się w Osowej, u moich R.. Noc, rzeczona nawałnica. Krzyś – syn budzi matkę – Ankę:- Mamo, mamo, obudź się, jest koniec świata!Anka zwleka się z wyra i gna na taras: nad nią niebo jasne, jaśniste i walą pioruny, a na gałęziach drzew leży śnieg. Burza przewalała się właśnie nad Osową. Wyładowania i grzmoty działy się w tym samym momencie. Przeto Anka biegnie do męża – Pawła:- Paweł, Paweł, obudź się, jest koniec świata!Paweł spojrzał w okno, za którym była jasność i rzekł, nie wyłażąc z wyra:- Jaki koniec świata? W Apokalipsie napisano, że koniec świata zacznie się ciemnością.Co rzekłszy – nakrył się kodrłą, a nie kordłą… czy tam czymś i zasnął snem sprawiedliwego.Ergo: warto być oczytanym.
A to widac golym okiem, ze najlepiej by im bylo „nie grzebac w przeszlosci”… ale tak sie nie da !!! Nie da sie nie grzebac w przeszlosci !!! Rozliczenie za przeszle grzechy i winy to PODSTAWA !!!…
… Angole przy swoim Brexit’cie powoluja sie na swoja historie i zapisy z 16 wieku !!!… Palestynczycy cofaja sie az o co najmniej 150 lat do tylu !!!
A my nie mozemy zrobic porzadku z wlasna TARGOWICA sprzed z ledwoscia 100 lat ???!!! Chyba sobie „dobra zmiana” raczy zartowac !!! Co chce rozwijac w tym syfie i szambie w jakim jest Ojczyzna… i z kim i na jakich zasadach ten „postep i rozwoj” wprowadzac ???
Z k****** i zlodziejami ??? Nie tak sie z narodem umawiali… i nie za taka hucpe i scieme narod im placi !!!
Never !!!
Panie Gabrielu, dzisiejszy wpis jest po prostu ŚWIETNY. Szczególnie z tą wiodącą analogią do małpy, za gadanie z którą można być zgubionym.
A w sobotę w Radiu Maryja tematem Rozmów Niedokończonych był właśnie Roman Dmowski. I jak doskonałą treść niesie w sobie jego książka „Myśli nowoczesnego Polaka”. Ciekawe, czy zaproszą Pana po wydaniu tej drugiej części o socjaliźmie, żeby mógł Pan sprostować.
Podróżnik po Rosji pod koniec 19 wieku odnotowuje dwie plagi: pijaństwo i korupcję oraz załącza ilustrację na poziomie ulicy. Balowicze zakłócający swym stanem porządek publiczny są zaprzęgani po wytrzeźwieniu do pracy „społecznie pożytecznej”. Chyba, że mają na łapówkę dla policjanta.
Podróżnik cytuje też anegdotę, że car nie może wydać dekretu antykorupcyjnego, bo nie ma tyle pieniędzy, by przekupić premiera, ministrów, wyższych urzędników, etc. – od góry do dołu.
Tak. Tylko chciałam zaznaczyć, że wiadomo jak ta rosyjska masa urzędnicza skończyła, bezmyślnie pasożytując na państwie czy społeczeństwie.
Coryllus Tytusem prawicy
Jeśli TAM strzelają, to my tu. A jak TU zaczną, to my, frrru, tam. I nie inaczej! — To jest, nie uwierzysz, cytat. Mówił dowódca PeWu, Przysposobienia Wojskowego, odbywanego obowiązkowo przez lekarzy na ŚlAM-ie, w latach 80-tych.
Ktoś go wtedy, za to, próbował. Pan pułkownik wyciągnął donosiciela za ucho, na następnych zajęciach, i zapytał się sali, trzymając szczura na odległość ramienia, za ucho, czy ma mu nakopać do d… czy też lepiej „do ryja” — sala ryczała z uciechy.
Pułkownik wyjaśnił młodym lekarzom, że znajomych „tam” to on ma dosyć i czy oni wiedzą, dlaczego. Sala zażądała wyjaśnień (donosiciel w międzyczasie uciekł, zostawiając rzeczy). Odpowiedź brzmiała: „bo mam rozum”. Jeszcze więcej wesołości.
Pułkownik pouciszał największych śmieszków i chichotki i powiedział: „przy dzisiejszym nasyceniu techniką pola walki*) wojnę poprowadzą roboty, a wy macie zmiatać pod ziemię, a gdy się przypadkiem nie da, to macie wiać jak najdalej od pola walki. To jest jedyna wiedza, jakiej będę od was wymagał na zaliczeniu PW!”.
Pułkownik zyskał 500 kumpli (i koleżanek) w jednym momencie. Kto słuchał, ten powtarzał dalej. Więc, jak widzisz, da się. Jeszcze tych siedzących za pulpitami sterowniczymi robotów trzeba przekonać, że oni przeznaczeni zostali pierwsi na mielonkę – w wikipedii już zdaje się jest „uderzenie dekapitacyjne” jako hasło odrębne, takie lub podobne, wyrażające coś zupełnie konkretnego, co wikipedyści opisują. Jeszcze mamy przekonać więc sterujących robotami, by załączyli rozsądek. Jak ów -dawno emerytowany- pułkownik wojsk zmechanizowanych, prowadzący pewu na AM.
*)
Dekiel mówił to na pocz. lat 80-tych!
Wiem, mordę mam wstrętną, ale – jakie nooogi…
Wiesz co, przychodzimy na blogi stworzone przez Coryllusa własną jego pracą, możemy tu za darmo wypisywać różne rzeczy, a on ze swej ciężkiej pracy wszystko opłaca. A Ty mówisz wprost, że urzędnicze pasożyty i darmozjady, które żerują na nim są potrzebne. I co? – Staniesz w pierwszych szeregach obrońców, gdyby przyszlo ich zwalniać, by zabrali się za sensowną, pożyteczną działalność?
Po drugie, Szanowny Coryllus jest dobitnym zaprzeczeniem szerzonej tu przez niektórych pseudoteorii, mówiącej iż pracą nie da się nic osiągnąć. Pozostaje więc socjal, kradzież lub oszustwo (synonimy).
Kilka dni temu zdębiałem czytając na SN komentarz w stylu: „PiS poprzez 500+ próbuje zacząć wprowadzać dobrobyt” (treść z pamięci, ale sens oddany). Nie jest ważne kto napisał, a zresztą autora i tak nie przestanę cenić i szanować za inne jego opinie.
Ale jaja, gdyby tak zaprząc sędziów za korupcję do sprzątania ulic.
Podobnie jest w „Fistaszkach”. Sprawozdawca sportowy, przejęty meczem, wrzeszczy w radio: (jeśli dobrze pamiętam) „po tym golu nie będzie jutra. nie bęęęędzie juuutra”. A słuchająca radia, bohaterka Fistaszków mówi zdziwiona: „Nie będzie jutra?, przecież najpierw przed końcem świata miał na wózku przyjechać prorok Eliasz ????? .”
Chyba będę musiał zmienić nicka, gdyż ja nie jestem malborskim Tytusem.
Otóż to! Zastanawiałem się nawet, czy nie zacząć obserwować współczesnej brytyjskiej listy przebojów, ale się nie da, uszy mi nie wytrzymały. Ale ludziom się to podoba, a może nie mają wyboru?.
W ten schemat jest wpisany rzekomy bunt hipisów przeciwko państwu. A po przedłużonej młodości posłusznie przyjęli państwowe posady i kasę z dotacji państwowych. Imperium trwa.
🙂
Myślę, że nawet nie umieliby miotły dobrze trzymać.
Aha, to o to chodzi z tą małpą na koszulce:
https://drive.google.com/file/d/0B4XxwigotgWrbXFtQ18zTDc0ZW8/view
Komentarze Grzerltas -> nebraska dają dużo i budują analogię do czasów opisanych w 70 latach Hipolita Korwin – Milewskiego.
Najgorzej jest, kiedy wobec biurokracji urzędniczej jesteśmy tylko reaktywni
Fajne zdanie ? Popatrz na biurokracje imperium rosyjskiego, biurokracje pruską i biurokracje unijną. Każda z tych biurokracji redystrybucje PKB. W każdym z tych systemów są jawne i zapożyczone dochody. HKM ciekawie opisuje jak, któryś z wujów cara na swoje statutowe obowiązki, na które miał budżet roczny, potrzebował ekstra dochodu i zawekslował bo mu zadzwonili na jego komórkę znalezioną w centralnym rejestrze działalności gospodarczych. I pewnie było tak, że przyszli dobrzy bankowcy i powiedzieli na każdego rubla zabudżetowanego damy drugiego w akcji „raj dla poddanych cara”, taką mamy promocję dla tej grupy zawodowej. Tylko wuj musiał założyć NGO, w zarządzie umieścić protegowanych bankowców, dać im koncesję na obrót materiałami wojskowymi i prasą. I wuj musiał uciekać jak szef zarządu NGO-su dostał polecenie wymyślenia, że teraz trzeba „zatrzymać Rosję” bo za mało w niej demokracji w demokracji.
Nebraskę zastanawiało jak działał biurokracja Pruska i tu postawię tezę, że była jak dzisiejsza biurokracja Chińska. Kapitalistycznie licząca, a ludowo działająca. Potrafiła tak działać na długo przed wynalezieniem kapitalizmu, jak i marksizmu, leninizmu i innych baśni socjalistycznych. I pewnie mało, kto był względem niej reaktywny, to biurokracja miała być reaktywna i trzymać mocno za twarz ewentualnie propagandowo w byciu lepszym jakiś tam poddanych.
Może „false news” ale z próbą oceny wysokości łapówek w Rosji.
Za amerykańską gazetą z 1909 roku, która powołuje się na anonimowego rosyjskiego emerytowanego generała.
Za czasów Aleksandra II wdowa po wybitnym generale pragnęła ulokować swego dobrze wykształconego syna w jednym z ministerstw. Minister obiecał, że załatwi sprawę, gdy pojawi się vacat. Po bezskutecznym oczekiwaniu i dwukrotnym listownym powtórzeniu prośby, zwróciła się w końcu do cara. Ten zapytał, czy do prośby dołączyła pieniądze. Odpowiedziała, że nie śmiałaby obrazić ministra, a ponadto nie ma pieniędzy. Car odpowiedział, żeby nie martwiła się o obrazę, a tysiąc funtów jej pożyczy [oryginalną informację wytworzył korespondent London Standard z Odessy – stąd funty]. Za tydzień podczas rutynowego spotkania car zagadnął ministra o tego młodego człowieka oraz o te tysiąc funtów. Niezmieszany minister oświadczył, że jego stanowisko kosztowało go 22500 funtów, ale oddał 1 tysiąc carowi. Rozeszli się w zgodzie.
W co nakopać Macierewiczowi?
No nie znam się. Nogi jak nogi. Lepsze takie niż żadne.
To nie byłaby wielka atrakcja, bo nikt by ich nie odróżnił od innych równie zasłużonych z kręgów kryminalno-prawniczych. We Włoszech w latach 2000+ przyjemnie było popatrzeć na śliczne dziewczyny w pomarańczowych kamizelkach przykładające się do mioteł. Sądzę, że to były uliczne „celebrytki”, które chwilowo nie załapały się do telewizji. Robiłem zdjęcia „z biodra”. Niestety cyfrowe, więc poszły razem z dyskiem.
Upraszczasz sobie rzeczywistość. Oni się nie zabiorą za żadną „pożyteczną” działalność, bo nie ma takiego zapotrzebowania. Ilość pieniądza, który jest w obrocie znacząco przekracza zapotrzebowanie na pracę ludzką (głównie dlatego, że dzięki globalizacji jest ona bardzo tania). Z wielu różnych powodów, także finansowych, a może przede wszystkim dla świętego spokoju trzeba milionom ludzi płacić za pracę „niepotrzebną”. Ale ona jest potrzebna, nawet jeśli głupia, bo dzięki niej krąży pieniądz, który ty, ja, czy Coryllus możemy potem zarobić dzięki pracy „potrzebnej”.
Jest to zaiste wstrząs estetyczny. Aczkolwiek można się dopatrzyć pewnego podobieństwa do ś.p.Amy Winehouse. W każdym razie, gdyby nie sieczka w głowie, jakiś amator z pewnością by się znalazł.
Same poważne tematy, doła można załapać, ale przecież nie wszystko co złe musi się spełnić. W podziękowaniu braciom Węgrom za pomoc 1920 roku.
https://youtu.be/f5UGmlSWQYs 3:36 Martynas – Hungarian dance.
Praca „potrzebna” i „niepotrzebna” to i tak praca. Ciężko je rozróżnić a jak jeszcze włoży się pasję w tą „niepotrzebną” to zupełne zaciemnienie.
Ilość pieniądza to jest dopiero pole do taksonomii i podziałów na takie i „śmakie” pieniądze oraz instrumenty finansowe. Pracy się nie pierze a pieniądze i owszem.
Znakomicie, że pamiętałaś o podziękowaniach braciom Węgrom. Dzięki.
Oni „chwilę” wcześniej mieli doświadczenie z panem Belą K.
A jak już zaznali uroków bolszewickich, wiedzieli, że Polsce trzeba pomóc.
Nie będę tu wklejać, ale poszukaj sobie, Rozalko, Roby’ego Lakatosa /ergo: Koniokrada/. Prawdziwy węgierski cygan, bardzo muzycznie wykształcony, tłusty, ale jak on piknie gra! Nie ma siły – cygana na skrzypcach nie idzie podrobić.
Obejrzałam Koniokrada, piknie gra.
https://youtu.be/efuhnpOTpuk 4:06 Muzyka węgierska – JEST JEDEN BÓG. Polskie napisy.
Opisałeś z grubsza neomarksistowską patologię, uznałeś jej wytwory za stan normalny i próbujesz znaleźć dla nich logiczne uzasadnienie. To tak samo, jakbyś w PRL, gdzieś w 1966 r. podał jakieś argumenty odnośnie ówczesnej ekonomii, stwierdził że jest tak jak jest i tak być musi. Pieniądz nie ma nic wspólnego z zapotrzebowaniem na pracę, bo ludzie mogą się wymieniać bez jego pośrednictwa. Zapotrzebowanie na pracę jest funkcją ludzkich potrzeb – indywidualnych i/lub zbiorowych. Nikt nie jest w stanie sam własnymi siłami wytworzyć wszystkiego czego do życia potrzebuje, więc musi skorzystać z pracy wykonywanej przez innych ludzi. Na normalnym rynku dochodzi do wymiany dóbr wytworzonych poprzez ludzką pracę. Praca zawsze wymaga poświęcenia na nią czasu i wysiłku w różnej postaci – wydatkowania energii. To jest sytuacja ograniczenia wolności – sprzeczna z naturą biologiczną człowieka, która skłania go do tego by na przemian głównie tylko jadł i leżał, a działał tylko dla utrzymanie gatunku. Rekompensatą za świadomą zgodę na utratę czasu i energii potrzebnych na pracę są produkty uzyskane od innych ludzi, a powstałe w wyniku ich pracy na tej samej zasadzie.
Neomarksizm (marksizm antykulturowy, neokomunizm) stawia sobie za pierwszy cel główny wykorzenienie z ludzkiej świadomości pracy jako metody zaspokajania potrzeb i podnoszenia poziomu egzystencji oraz jako drugi: zablokowanie jakiegokolwiek dostępu do zasobów przyrody, gdyż zapewniałby on ludziom samodzielne utrzymanie przy życiu choćby na najniższym, elementarnym poziomie związanym z zaspokajaniem głodu, a wtedy planowana komunistyczna niewola nie byłaby całkowita i nieuchronna.
Ponieważ świadomość korzyści uzyskiwanych kosztem poświęcenia swych sił i czasu na pracę człowiek nabywa w podczas wychowania i edukacji, dlatego zasadniczym celem ataku neomarksizmu na każde społeczeństwo jest przejęcie stworzonego przez nie systemu szkolnictwa oraz zniszczenie wychowania i przekazywania wzorców z pokolenia na pokolenie w obrębie tzw. tradycyjnej rodziny. Ludzie, którzy nie mają możliwości wytwarzania jakichkolwiek dóbr poprzez pracę, bo zostali od niej trwale oduczeni oraz nie mogą jednocześnie nic do jedzenia wyhodować ani upolować, muszą się całkowicie poddać terrorowi władzy, by zachować cień szansy na przeżycie. Opanowane przez neomarksizm: system państwowego szkolnictwa, media i przemysł rozrywkowy tworzą tzw. piekielną triadę [St. Michalkiewicz], ktora ja dotychczas nigdzie w Europie nie napotkała jeszcze większego oporu. Idzie jak walec po prostu.
Neomarksizm w Europie Zachodniej wykorzystuje globalizację i współdziała z tzw. kapitalizmem finansowym, do tego by do czasu ostatecznego domknięcia systemu zapewnić w opanowanych państwach Starej Unii spokój społeczny. Oduczane od pracy, idiociejące z prędkością świata społeczeństwa, żyjące z łaski zbankrutowanych do cna tzw. państw opiekuńczych, nie chcą przecież utracić z dnia na dzień osiągniętego kiedyś wysokiego poziomu życia i w takiej sytuacji bez wątpienia zbuntowały by się, olewając przy okazji globalne ocieplenie, ekologię, gender, homoproletariat itp.. Produkcję niezbędnych i potrzebnych dóbr należało więc gdzieś tymczasowo przenieść – stąd latające w poszukiwaniu najtańszej siły roboczej po całym świecie fabryki, co niektórzy mylnie odbierają za przejaw powrotu do wyzysku dokonywanego przez dziewiętnastowieczny, absolutnie krwiożerczy, wilczy rzekomo kapitalizm przemyslowy.
Posługując się terminem „pracy niepotrzebnej” nieświadomie, ale wprowadzasz ludzi w błąd i z neomarksizmem oswajasz, co w świetle powyższych wyjasnień nie wymaga już chyba dalszego uzasadniania.
Dzięki za ciekawe wyjasnienia.
Nikt tak naprawdę nie wie ile biurokracji jest naprawdę potrzebne. Proponuję więc w takiej sytuacji kierować się zasadą: po pierwsze nie szkodzić, i w związku z tym przyjąć, że w ogóle nie jest potrzebna.
To z marksizmem, czy też neomarksizmem niewiele ma wspólnego, w sensie przyczynowym. Mechanizm jest dużo prostszy i prawie w całości finansowy. Oczywiście, trzeba sporo propagandy i ideologii, żeby temu nadać jakiś sens. Ale to wcale nie musi być neomarksizm, może być w zasadzie dowolna ideologia lub religia, aczkolwiek akurat chrześcijaństwo w wersji rzymskokatolickiej nadaje się wyjątkowo kiepsko.
Clou pozostaje, że nie da się tego wywrócić bez finansowego kataklizmu. Chcąc, nie chcąc, musimy w tym brać udział. Jedyne, co możemy to konsekwentnie wywierać nacisk na kierunek zmian.
Dlatego wyjaśniam Mietkowi, że każda praca jest potrzebna. Nie ma zasadniczej różnicy między pracą rolnika, a urzędnika skarbowego, czy dowolnego biurokraty. Natomiast system finansowy odpowiada za to, że musimy na gwałt mnożyć pracę.
W roku 1891 miastem Żerków liczącym 1829 mieszkańców zarządzał magistrat składający się z burmistrza oraz sześciu rajców miejskich. Ponadto miasto zatrudniało kamelarza (kasjer miejski), pachołka miejskiego (policjanta) mającego nadzór również nad więzieniem miejskim, dwóch żandarmów i dwóch stróżów nocnych. Miasto na wypadek pożaru zakupiło dwie sikawki. Ponadto każdy z obywateli miał obowiązek uczestniczenia w jego gaszeniu poprzez dostarczenie konewki, kufy i narzędzi.
Żerków dzisiaj liczy też jakieś 1800 mieszkańców, za to w Urzędzie pracuje ponad 50 osób.
Było o tym już sto razy. Tu można przeczytać genialne rzeczy.
Np.:
> kiedy zaczyna się kryzys w państwie. … gdy zamienia się ono w konglomerat folwarków, dla pozoru tylko scentralizowany. Tak się dzieje we wszystkich imperiach z wyjątkiem Brytyjskiego, które znalazło sposób na obejście tej pułapki. Ten sposób nazywa się popkultura lub jak kto woli jawność pozorowana
>W państwie-konglomeracie nic nie jest tym czym się wydaje, ale rzecz cała okazuje się dopiero wtedy kiedy nadchodzi pora likwidacji tego państwa. Tak właśnie było z Rosją w pierwszej połowie XX wieku. Państwo-konglomerat służb, ministerstw, całych nacji uwikłanych w rządowe interesy i je monopolizujących, państwo rządzone przez udzielnych kacyków markujących jedynie swoją podległość centrali, jest właśnie państwem reaktywnym.
>Agenci zaś działają zawsze w imię dwóch celów – zmiany władzy … i zmiany stosunków własności. … dlaczego ludzie zainteresowani trwaniem Polski … nie zostawili żadnych pism. … pisma są, … Hipolita Milewskiego i Edwarda Woyniłłowicza.
Ekonomia, systemy finansowe, księgowość, ilość pieniędzy w obiegu, podatki itp. są wtórne wobec ludzkich potrzeb oraz możliwości i sposobów ich zaspokajania poprzez pracę. Ludzie nie pracują dla pieniędzy – dla faktu ich posiadania, lecz po to, by za ich pośrednictwem mieć co jeść, móc się ubrać, mieć gdzie spać itd. To, czy zarobione poprzez pracę pieniądze zostaną zaksięgowane w takim a nie innym systemie może zaspokajanie potrzeb blokować albo otwierać. Nie zmienia natomiast w ogóle ich istoty oraz tego, że na przynajmniej najbardziej elementarnym poziomie muszą być zaspokojone bez względu na okoliczności zewnętrzne.
Grabież polega na tym, że urzędnik skarbowy przemocą odbiera innym ludziom wytwory ich pracy, samemu nie poświęcając czasu i energii na ich wytworzenie. Oznacza to, że nie dostarcza na rynek wymiany dóbr ekwiwalentu w postaci towaru lub usługi dla owoców pracy innych ludzi. A chce oczywiście żyć na takim samym lub nawet wyższym poziomie niż oni. Jest więc darmozjadem i pasożytem zarówno z pubktu widzenia pomyślności jednostki jak pomyślności tworzonej przez jednostki wspólnoty. Praca urzędnika skarbowego nie jest więc taka sama jak rolnika. Pasożyt też musi wykonać jakąś tam pracę w sensie fizycznym, po to aby ulokować się w odpowiednim miejscu na ciele żywiciela i móc z niego wysysać krew.
Czyli dopóki nie nastał socjalizm. Najgorsze jest to, że ludzie – najczęściej inteligentni i mający olbrzymią wiedzę, pragnący z całego serca dobra i pomyślności swoich wspólnot – dają się na to ucieleśnione diabelstwo nabierać, praktycznie bez końca , widząc w nim sposób na rozwiązanie społecznych problemów. A przecież wystarczy choćby Rerum Novarum. To stosunkowo krótki tekst.
Ja działalność gospodarza widzę w ten sposób, że przy pomocy swoich intuicji atakuje szczelnie zakamuflowany twór, którego konstrukcja maskująca jest zrobiona z grubej papy. Czasem uda się atakiem szarpiącym uchylic kawałka (rąbka) pokrycia, a czasem nawet urwac pokaźny kawalek. Odnoszę wrazenie, że w dzisiejszym tekscie gospodarzowi udalo sie coś takiego, że wreszcie ujrzelismy pod papą majaczący cień prawdy i nie jest to prawda wesoła.
Ciekawe także didaskalia A-Tema, którego uprasza się o rozwinięcie tematu złotówki (kto gdzie i jak kontroluje) choćby na szkole nawigatorow.
A mnie sie wydaje…
… a wlasciwie to jestem przekonana, Panie Mietku, ze na tych najczesciej „inteligentnych i majacych olbrzymia wiedze ludzi” powinnismy… baaardzo uwazac !!! Wlasnie bardzo czesto tacy szczerzy „z calego serca pragnacy dobra i pomyslnosci swoich wspolnot” ludzie wcale nie sa tacy inteligentni…
… wprost przeciwnie… czesto sa ograniczeni intelektualnie i oprocz „dobrych checi i pragnien” nie potrafia nic… zwyczajnie sa tepi, glupi, ograniczeni i naiwni…
… i to jest prawdziwy dramat.
My tutaj nie wiemy nawet tego, za co Macierewicz, czy też dlaczego – za jakie zasługi dla Systemu i gdzie i jak uzgodnione – dostał posadę „wielkiego reorganizatora armii” a na dodatek „powoływacza struktur wojsku równoległych”, nazywanych jakoś dla niepoznaki, terytorialnie czy lokalnie – prawie jak „lokalna demonkracja” Agnieszki Migoń z Kielc. Też tego nie wiedziałem, przyznaję się — aż do niedawna. Astało się to jak następuje.
Koledzy, wiele lat temu raczkujący w dyplomacji peerelu razem ze mną (jak wiecie, wyszedłem z tego MSZ-towskiego kręgu po przekonaniu się, wśród jakich ludzi musiałbym spędzić zawodowe życie, gdybym był się zatrudnił w 'polskim emeszecie’) wiedzieli. Starzy znajomi, a po części też nowi, zorientowali mnie w arkanach wewnętrznych przepychanek, jakie miały miejsce w latach 70-tych i następnych, a to pomiędzy żydowskim KOR-em i resztą „doradców Solidarności”. Całkiem niedawno mi to opowiedziano. Nadal nie wiem wszystkiego. Słuchając ich opowieści, poukładałem sobie główne klocki.
AM był, trzeba nam wiedzieć, głównym strategiem porozumienia ponad Stanem Wojennym, opartego na Ludowym Wojsku Polskim i jego najtwardszym jądrze, na wywiadzie wojskowym oraz na wewnętrznej WSW. Macierewicz rozpoczął na samym ooczątku lat 80-tych składanie ofert przywódcom wojskowym a równolegle opozycyjnym. Starannie wyselekcjonowanym kręgom pokazał wówczas plan, powiedzmy że jego autorstwa, plan wprzęgnięcia Kościoła do przykrycia paktu WSI-KOR z reaktywowanym prezydentem, mnóstwem flag, orłów, rogatywek i symboli religijnych. Władza miała przypaść jemu i KORnikom, LWP dostałoby podwyżki uposażeń aż do „zachodnich standardów” a Kościół zabezpieczałby porozumienie ponad podziałami. Jaruzelski długo się wahał. Przekonsultował ten projekt Okrągłego Stołu, dogowor żydowsko-enkawudowski nad głowami Polaków, pod flagą biało-cerwoną i podniesioną Hostią, z Rockefellerem (to ten niedawno zmarły wapniak po serii przeszczepów serca), z Sorosem oraz z zespołem bankierów nowojorskich. Jaruzelski postanowił urządzić Okrągły Stół nieomalże dokładnie według planu Macierewicza, ale z jednym wyjątkiem: to on i Kiszczak rozgrywają Kościół i Polaków, a nie żaden agenturalny KOR. Okrągły Stół, wysiudanie cywilnej bezpieki, przekształcenia ustrojowe, prywatyzacja przedsiębiorstw, przyklepanie dekretów PKWNowskich i poczynań Bieruta… to już jest historia. Gdzie jest w niej rola Macierewicza i czego mu się nie udało dokonać? Już odpowiadam.
Plan Macierewicza i jego popleczników z 1980 roku, bo już wtedy KORniki wypracowały projekt zagarniecia władzy nad LWP, Kościołem Katolickim i Solidarnością, nad świadomością narodową i nad materialnymi podstawami bytu zarazem, wypalił ledwie w jednym punkcie: opanować centrum decyzyjne „S” udało im się prawie dobrze. Odpowiednie wpisy w Encyklopedii Solidarności zaświadczają ten splot trockistowskiej ideologii i przemysłowej praktyki. Co innego nie udało mu się. Na przykład, AM musiał zębami zgrzytać, gdy CzeKiszczak i Jaruzel w tysięcznych uśmieszkach prezentowali te ich sowieckie mordy do kamer, jako rzekomi zbawcy Polski i gwaranci nowoczesnej, pokojowej transformacji. Tymczasem Jaruzelski i poplecznicy faktycznie realizowali — bez niego, wyłącznie pod własnym kierownictwem — ów kanciasty okrąglak, zaprojektowany przez Macierewicza. Podobno są gdzieś papiery, jak to AM dogaduje się ochoczo z elitarną (wywiad!) formacją WSW/WSI i z pozostałą enkawudowską trepownią niższego płazu, tą trzeźwieszą, nadającą się by ich użyto jako motor przekształceń. Co takiego, konkretnie, nie udało się AM?
W 1984 AM został odsunięty od rozmów z juntą spawacza. Jaruzelski wiedział, że to nie on był strategiem sprzedania Polakom 'naszego ludowego wojska’ jako 'zbawcy w trudnej chwili dziejowej’. Wiedział też to Kiszczak, itp, komu oni zawdzięczają projekt wysunięcia WSW na centrum dowodzenia przekształceniami, na jądro 'demokratyzacji ustroju’ Polski, która przed 1981 była nieznośnie niedemokratyczna, ale od 1982 roku to już tylko świeci przykładem ludom i narodom. Macierewiczowi zatem i podczas Stanu Wojennego pozwolono dalej pracować koncepcyjnie nad propagandowym sprzedaniem tej wojskowo-WSIowej transformacji Kościołowi i narodowi. „Polskie, nieskalane, obdarzone zaufaniem społecznym” LWP jako przewodnia siła narodowa, gdzie Kościół stoi obok i ewentualnie wycisza podniesione nastroje – to był cel moskiewskiego praktyka komunizmu Jaruzelskiego i trockistowskiego internacjonała, ideologa Macierewicza. Wydaje się, że sukces w sprzedawaniu „demokratycznego Okrąglaka z kantami” był tak niespodziewany, że jego architekta ostatecznie nawet nie doproszono do rozmawiających. Kiszczak, Jaruzel, rozmaici agenci uplasowani w hierarchii KK i agenci uplasowani w Odgórnie Stworzonej Solidarności sami załatwili sprawę, bez Macierewicza. Wałęsa wożony gasił strajki, Kościół entuzjazmował się zwrotem mienia i wizytami już to na Zachodzie w ogóle, już to konkretnie w szklarniach, w pałacach Brukseli, gdzie zaaranżowano dla polskich hierarchów jakiś patriotyczny kit. Niech się babcia cieszy. Tymczasem WSW po cichu przejęło gospodarcze filety Peerelu — a w tym wszystkim architekt zrobienia w konia Polaków został na lodzie. Ale- niedługo było stania na lodzie. Nadszedł rok 1992.
W 1992 AM sporządził 'Aneks’. Jaruzel go najpaskudniej wykolegował? Nic to, na Janie Olszewskim wjechał do centrali jego niedawnych rozmówców. AM wyciągnął z niej (’ja tylko realizuję postanowienie Sejmu’) personalne teczki i młodych i starych. Chodzi, przypomnijmy, o wojsko, złożone z samych kandydatów na dowódców. Albo kandydatów na dowodzenie gospodarką, czyli na przyszłych dość sprawnych kapitanów przemysłu. Częściowo tam, w bezkarności, gwarantowanej przez PRL zbrodniczej organizacji, znaleźli się tam oprawcy księży i porządnych Polaków, którzy podpadli reżymowi, których zlikwidowano. Tej to formacji dowództwo – jemu miało przypaść, jemu, a nie żadnej matrioszce sowieckiej proweniencji, która to matrioszka ledwie poprawnie akcentującej słowa, gdy matrioszka się produkowała po polsku. Tymczasem matrioszka obwołała siebie prezydentem, a jego szurnęła na bok. Późniejsze wydarzenia wskazują na zemstę Macierewicza na ludziach Kiszczaka.
Zemstą, prędko wymyśloną, było powołanie SKW. Owa SKW, typowa struktura równoległa, do niczego w 1992 roku – poza wewnętrznymi rozgrywkami – nie była potrzebna, była za to ze zrozumiałych względów ostrym cierniem w boku faktycznych realizatorów transformacji ustrojowej, instalujących WSW/WSI na szczytach bankowości i (wtedy jeszcze pracującego) polskiego przemysłu. Niedawny architekt rozwiązania zarówno 'nie dość trockistowskiej’ partii jak i partyjnie podporządkowanej, cywilnej bezpieki, nasz architekt wykorzystania wojska jako narzędzia transformacji, dostał do ręki akta personalne. Oznaczało to, że tu czasu do stracenia nie ma, że natychmiast trzeba takiego przystopować, zanim nie zrealizuje swego, projektowanego w 1980-1984, podporządkowania Polski jemu i jego jaczejce. Beneficjenci transformacji porozumieli się ponad podziałami i postanowili sami przejąć i poprowadzić WSI, elitę armii, jako środek, narzędzie do realizacji celów transformacji. Raz kolejny postanowiono realizować program macierewiczowy bez Macierewicza. Narzędzie się najwyraźniej ogarnęło, a nabierając funkcjonalności podmiotu sprawczego „uratowało transformację” czyli stołki dla siebie i dla swojaków. Zrealizowano to w tym samym 1992 roku, więc błyskawicznie, wypychając Tuska i Pawlaka na przód, do roli „poster boys” — milusich twarzy brutalnej rewolucji, toczącej się wtedy w gabinetach. Tak to po raz drugi AM został odsunięty.
Teraz mamy powtórkę z rozrywki. Projektant i Stanu Wojennego i jego konsekwencji, czyli porozumienia narodowego na gruzach starego porządku, znowu rozdaje karty w wojsku, czyli tak, jak to sobie i poplecznikom przedstawiał w latach 1980-4, rozpracowując strategię pochwycenia władzy dla KORowców z użyciem WP do taranowania opornych. Znów powołuje struktury równoległe. Znów są gorące akta personalne WSW/WSI, wreszcie na biurku tego architekta, który pierwszy miał pomysła, jak to da się naobiecywać „tym Polakom” że dostaną tę ich, a niech mają, „Hostię, piosenkę, chorągiewkę i ptaszka” byle by władza trafiła do znanego Che-Guevarrysty i jego kumpli, zaprzysiężonych rewolucerów. Coś jednak jest w tej współczesnej sytuacji nie tak. Coś tu zgrzyta.
Co jest „nie tak”? — Sporo poszło strategowi wykorzystania wojska do zdobycia władzy nie tak. Wymarli kumpke z rewolucyjnych jaczejek. Kto żyje, ten się urządził gdzie indziej, już dawno, i teraz puka się w czoło na ofertę „awansu”. Jedunie samotniutki Nowaczyk chwycił haczyk, ale to jest płoć, a nie troć. Janningery wysłali młodego — znów gruchnął rechot po internetach. To „nie tak miało być” że taki dziad na wymarciu urządza się w LWP, pardon, w WP. Dalej, wiele tych pieczołowicie zachowanych teczek jest już bezużyteczne, bo ci, na których były haki, podobnie jak rewolucerzy z dawnych jaczejek KOR, również, dawno lub niedawno, wymarli. Z naturalnych przyczyn. Dalej, WP nie jest trepownią, znaną AM, gdy ten proponował Jaruzelskiemu wzięcie narodu za twarz. Wojsko się w Polsce odmieniło, sporządniało, stechnicyzowało. A jednak. Kawałkami, rumowisko zostawione Polsce przez agentów okrąglaka, trwa nadal, nikt go nie uprząta, nie niweluje tragicznych skutków rzekomych „społecznych umów” a faktycznie bezpieczniackiej kombinacji operacyjnej KORników i WRONy.
AM, analizując posłuszeństwo wobec niego, preferuje awanse zahakowanych (gruba teczka personalna ojca jako wskazówka, że i syn będzie chodził na pasku – to zaledwie pojedynczy przykład „dziwnych awansów”) otwartych tylko dla członków Starych Rodzin, lub po polsku mówiąc — mafii. To już doprowadziło do konfliktu z Andrzejem Dudą, który (słusznie!) sprawdza, na ile przyszła, przez AM przesiana, przebrana i wybrana kadra generalska przyszłym posłuszeństwem obdarzy Naród Polski, a nie starego krętacza, co to Jaruzela chciał wykiwać, a Kiszczakiem się posłużyć jak pachołem, mydląc oczy Kościołowi Świętemu przy okazji. Tego, kto Andrzeja Dudy automatycznie nie popiera, nie chcę znać.
SUMMA
Na koniec, nastawienie AM wobec Andrzeja Dudy, to wspomnienie lat KOR-owskich, kiedy na murzyńskich balach Gross, Michnik, Macierewicz i inni odpoczywali po trudach nauk politycznych, serwowanych im; nowo hodowanym, przyszłym przywódcom Polski z łaski ich prowadzących oficerów. Bynajmniej nie taki ostatni umysłowo, Macierewicz miał najdalej idący plan: wykorzystam głupie, popijające wódeczność polskie wojsko i równie nieżyciowy polski Kościół po czym, doprowadzeni do zgody nad narodem polskim, oni sami z siebie, wdzięczni mi, obwołają mnie rychło prezydentem. Ten urząd się w sam raz dla AM wyciągnie z lamusa, kiedy już nastąpi wymiana nie dość trockistowskiego aktywu pezetpeerowskiego na korniki i na innych, już wystarczająco trockistowskich rewolucerów. Pomyślmy teraz razem: jak musi się czuć człowiek, zdolny do takiego krętactwa, gdy wytrącają mu z ręki inicjatywę (1984) a chwilę później (1988) Jaruzel obwołuje się Prezydentem, który to urząd wdzięczny Naród wyciągnął dla spawacza, a nie dla niego, faktycznego architekta kombinacji, z lamusa?
I jeszcze coś.
Co gorsza, ledwie AM pozyskał archiwum WSW/WSI (1992), a już znowu wytrącają mu, z jego rąk, kolejną szansę mianowania się tym, na którego się szykował mniej lub bardziej otwarcie już od lat 70-tych, czyli prezydentem. Co jeszcze gorsza, to po kolejnym ćwierćwieczu (!), gdy jego nemezis Jaruzelski, vicenemezis Kiszczak i gromada pomniejszych enkawudzistów, z którymi AM wiązał swoje szanse, poumierała, więc hulaj-dusza, nareszcie droga wolna do urzędu, już w latach 70-tych wziętego na cel — a tu wyskakuje z nikąd, z jakiegoś brukselskiego gremium artystów rozliczania delegacji, ów niepozorny centuś, urzędnik „niezdolny do strategii”, Andrzej Duda i WYGRYWA PREZYDENTURĘ, należną AM!
No żesz…
Podzwonne słyszymy i widzimy co dnia, obecnie. Bez usunięcia tego przedłużenia Jaruzelskiego i Kiszczaka, jakim jest AM-właściwy autor wojskowej transformacji Polski pod sztandarami, orłem w koronie i feretronami procesji idących po władzę hierarchów Kościoła, kiedy to podczas procesji kierowane przez AM niezawodne WSI bezszelestnie przejmuje media i zakłady pracy, uniwersytety, ministerstwa oraz biskupstwa-nie da się ruszyć Rzeczpospolitej z jej letargu peerelowskiego, nie da się wyruszyć z miejsca, w jakim drepcze Czeciaerpe, twór zaledwie reaktywny…
Polska dzisiejsza to twór nieciekawy, z którego się ucieka (to ostatnie szczególnie rozumie młodzież). Utrwalacz kantów okrągłostołowych, które sam projektował, a z którymi Jaruzel poleciał (1985) po placet do NYC, a tam do Rockefellera i Sorosa, po ich zgodę dla pierwotnie macierewiczowej finty dogoworu „okrągłostołowej ustrojowej transformacji, przy której zmienia się mnogość zasadniczych elementów tak, aby było nadal pod skórką tak, jak było poprzednio” tkwić będzie w poprzednim reżymie, pozostając przy tym uboższy o odmawiane mu przez dziesięciolecia zaszczyty transformatora, należne — nie jakiemuś Jaruzelskiemu ale — jemu. Ta ubogość doprowadzi do kolejnych konfliktów z Dudą. Skonfliktowany utrwalacz kantów okrągłostołowych, montujący dziwolągowate formacje zbrojne, duszący projekty rozwojowe bo ich nie rozumie, pytlujący najtańszą retoryką, jest z oczywistych przyczyn zawalidrogą.
I na tym ostatnim stwierdzeniu wypada nam skończyć.
Spojrzyj, proszę na powyższy komentarz. Chwilę trwa przygotowanie takiego rysu historycznego, zwłaszcza że muszę usunąć wszelkie wskazówki prowadzące do opowiadających (nie może być widać, kto tak szczerze opowiadał najnowszą historię).
O pieniądzu napiszę, gdy znajdę formułę podobnej anonimizacji informacji, jak zastosowana powyżej.
Pozostaje kwestia niedowierzania: jak to (powiedzieć może czytelnik) jest – dowódca wywiadu wojskowego, autentyczny organizator, kierownik, bez wytchnienia wyzywa jego twór.. który przekształcał, częściowo go powołał… jak to? A właśnie-pod latarnią najciemniej.
Podobnie jest z pieniądzem. Krzyczący „patriotycznie” nieraz należą do jądra Systemu; pracują najstaranniej abyśmy nie uzyskali niezależności ani suwerenności; utrwalają obcą władzę nad „polskimi” złotówkami. Porusz takiego, rzeczowo, a sfora patriotów z wrzaskiem rzuci się Ciebie linczować.
Świetnie piszesz. Serce rośnie, gdy się Ciebie czyta. A ja niechcąco napisałem przed chwilą coś podobnego do Twojej uwagi, jak to skądinąd myślący Polacy, że zacytuję …dają się na to ucieleśnione diabelstwo nabierać praktycznie bez końca. To jest takie podsumowanie, że lepszego nie napiszę.
Pisz, jak najczęściej. Oddech swobody i radość życia biją z Twoich słów.
Opisujesz część rzeczywistości, analizujesz ją. Wcale nie fałszywie, ja nie widzę powodów, by zaczynać od zaprzeczenia Tobie.
Mietek natomiast pokusił się o syntezę. Nieskończenie trudniejszą od wyrwania fragmentu i analizy urywka. Mietek odniósł sukces, syntetyzując. Spróbuj to zauważyć.
W ogóle, artykuł Coryllusa i dyskusję – nawet z Waszym sporem „trafił analityk na zdolnego do spójnych syntez” – na nieosiągalnym dla łżemediów poziomie prowadzoną, należy archiwizować, wrzucić w PDF, zapisać by móc skorzystać z niej w przyszłości.
Wielkie dzieki !!!
Na pamięć Twojej syntezy powinni uczyć naszych maturzystów. Bo jeśli młodzi tego nie zrozumieją, co im tutaj zwięźle zestawiłeś, to niczego nie zrozumieją, utoną w zalewie medialnych – najczęściej fekalnych – fejków. Fake feces, fecal fakes. Same stuff all along, that we call mass indoctrinaction by television, the tube, teevee, tv.
Literówka prędkość śwata pasuje. Miała być prędkość światła, wiem… Tak napisana prędkość jednak, jak to w komentarzu się znalazło, tak myślę, lepiej oddaje rzecz, którą opisujesz:
Trochę rozmawiamy jak gęś z prosięciem, ale niech tam.
Nie ma znaczenia, czy są wtórne, czy pierwotne. Ważne, czy są realne. Rerum novarum nie mówi o pracy, ale o własności. I to o takiej własności, której już w zasadzie nie ma. Dziś faktyczny posiadacz na ogół nie jest właścicielem. Dodatkowo pieniądze nie są już funkcją własności, a jednostką rozliczeniową skumulowanej roboczogodziny. Inaczej mówiąc współczesny pracownik jest koparką bitcoinów – nie ma znaczenia co robi, ważne, żeby dało się z tego wykreować pieniądz. Dopiero na poziomie transakcji finansowych pieniądze się zarabia lub traci. A przez to nabywa lub traci własność (ale niekoniecznie posiadanie). Skądinąd pasuje to do definicji pracy z Laborem exercens, która mówi o każdej działalności człowieka.
Względnym jest, czy praca urzędnika skarbowego jest grabieżą, czy nie. Zależy to od relacji między wkładem tegoż urzędnika w wartość wykreowanego „bitcoina”, a tegoż wkładu pracowników wykonujących opodatkowaną pracę. Może on mieć ekstremalnie niską wartość w relacji do poświęconego czasu i wysiłku (często tak jest w przypadku pracy fizycznej), ale może też być absurdalnie drogi.
Jeśli zatem pracujesz w ogródku i uprawiasz sobie marchewkę, to z punktu widzenia Laborem exercens wykonujesz pracę. Ta praca ma też jakąś wartość rynkową, ale o ile nie sprzedasz tej marchewki na ryneczku, ta wartość może być dodatnia, ujemna lub zerowa. Prawie w ogóle nie zależy to jednak od ciebie. Na tym polega geniusz i szaleństwo w jednym obecnego systemu finansowego.
Tyle, że to jest synteza rzeczywistości minionej.
Dzięki i czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam.
aaa, no i jeszcze jedna sprawa, skoro tak to jaka w tym wszystkim jest rola Jarosława bo wydawało mi się przez moment , że to on jest rozgrywającym?
I ja przyłączam się do dziękujących :)))
O ile jeszcze nie brał Pan tego pod uwagę to proszę o zamieszczenie tego tekstu w SzkoleNawigatorów.
Tekst jako pretekst do drapania się po głowie co za cholera ujeżdża stylitę Antoniego :(((
Mnie nie interesuje w tej dyskusji, czy urzędnik skarbowy kradnie z punktu widzenia patologicznego systemu, lecz to że ograbia Ciebie, mnie oraz innych ludzi z wytworów naszej pracy. Po drugie, to ludzka praca – jej wytwory – nadają pieniądzowi wartość, o czym się mógłbyś łatwo przekonać, gdyby na przykład cała realna gospodarka stanęła na dwa tygodnie. Pierwszy tydzień przejechałbyś na rynkowych zapasach, ale już w drugim jadłbyś banknoty na obiad, a wydruki ze swojego konta na kolację.