mar 142024
 

Usłyszałem ostatnio, że są na tej planecie ludzie, którzy organizują wypady do lasu dla innych ludzi i tam pouczają ich w zakresie znawstwa botaniki. Tu roślinka taka, a tam śmaka, tu taki grzyb, a tam śmaki…Przyjemność taka kosztuje 800 zł od osoby. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że procederem tym zajmują się specjaliści od lichenologii i mykologii, myślę, że prędzej czynią tak amatorzy, którzy wiedzą jak odróżnić śledziennicę skrętolistną od bluszczyka kurdybanka. A tak to i ja potrafię. Dlaczego nie zajmuję się więc tym intratnym procederem, ale siedzę tu z Wami całkiem bezproduktywnie? – Bo mało jest jeszcze roślin w lesie – odpowie ktoś przytomny. I to jest rzeczywiście prawda. No, ale są też inne powody.

Osiem stów od osoby !!!! Obliczyłem szybko, że jak zbierze się dziesięć osób to jest osiem tysięcy, a gdyby tak zorganizować cztery wypady do lasu, każdy dla 10 osób to jest 8000×4 czyli 32000 miesięcznie! I to bez pisania książek, bez denerwowania się czy nakład przyjedzie o czasie czy nie, bez zamawiania ilustracji, bez zastanawiania się gdzie ten nakład położyć i czy dam radę go sam rozładować, bo plecy już nie te. Trzydzieści dwa tysiące miesięcznie bez myślenia – kupią, nie kupią, bez organizowania konferencji i nerwów czy wszystko w tym hotelu dobrze zrozumieli czy nie. No i czy ja czegoś nie zapomniałem, bo zdarza mi się to coraz częściej. 32 tysiące bez kłótni z żoną o każdy przecinek, bo korekta i redakcja za każdym niemal razem doprowadza nas do rozwodu. Cisza, spokój i usypiający szelest banknotów. Najpierw każdy wpłaca po osiem stówek, potem jedziemy do lasu i w porannej mgiełce spacerujemy wśród kwitnących kokoryczy, a ja tłumaczę, co i jak się nazywa do czego jest przeznaczone, od czasu do czasu przerywając swój wywód jakąś zabawną, ale nie nachalną anegdotą. Są mądrzy ludzie na tym świecie i oni potrafią się naprawdę urządzić. Nie mają głupkowatych pomysłów, nie narażają siebie i rodziny na zmienne koniunktury, nie kłócą się ze wszystkimi, z powodu, że coś im się zdaje. Nie układają szarad, których nikt nie rozumie i rozumieć nie chce, nie budzą niepokojów w sercach, ale spokojnie dzielą się z bliźnimi swoją wiedzą i pobierają za to godziwe honorarium. I nikt nie czuje się oszukany, jak tutaj, kiedy podważamy kompetencje Lisickiego i Terlikowskiego. A niby na jakiej podstawie? Przecież są to uznani publicyści, mają renomę i dorobek, a co najważniejsze, chętnie pokazują ich media, konserwatywne oczywiście. A Terlikowski wczoraj w RMF powiedział, że Judasz był kobietą. I to jest dopiero wyczyn! Ktoś może teraz rzec – panie, po co to jeździć do lasu po rosie, moczyć nogawki u kościołowych spodni, łazić po bagnie za jakimiś kwiatkami, kiedy można iść do radia i wygłaszać tam takie jak Terlikowski opinie i jest jeszcze lepiej? Napisz pan książkę – czy Judasz był kobietą…a nie…Judasza już sobie wykupił w abonamencie Terlikowski, coś innego by się przydało. Może Marek Aureliusz, bo on taki bardziej dla inteligentów…No i piszesz pan: „Czy Marek Aureliusz był kobietą?” Potem drukujesz pan to i wstawiasz na allegro. Reszta robi się sama. Później już tylko czekać na zaproszenia z radia i telewizji, gdzie upierasz się pan jak osioł, że był kobietą i dostajesz pan histerii na wizji, kiedy pokazują ten jego sławny, konny posąg. Nawet jak to będzie kompromitacja i tak znajdzie się duża grupa ludzi, którzy będą myśleć, że to może jednak prawda. Jak wiara zacznie w nich słabnąć, zabierzesz ich pan na grzyby. Praca lekka, przyjemna, mało stresująca, w świetle jupiterów i w dodatku się nie kurzy. Same plusy.

To są bardzo dobre pomysły i sądzę, że wielu ludzi by się zdecydowało na realizacje. Kłopot tylko w tym, że trzeba napisać książkę. To jest właśnie najgorsze – jak ktoś wymyślił sobie, że chce być pisarzem, musi pisać książki. I nie ma od tego odwołania. Honoraria zaś za książki są takie jakie są, a jak ktoś nie chce ich akceptować, musi zgodzić się na to, co my tu uprawiamy, czyli osobiście obsługiwać każdy zawór i bez przerwy pilnować czy ciśnienie nie spada. To jest stresujące i potrafi, w dłuższej perspektywie, wygasić nadzieję na sukces. Trzeba mieć nie lada charakter i upór, żeby przy tym trwać, mając jeszcze świadomość, że ktoś tam chodzi po śródleśnych łąkach i wskazując niczego nie świadomym ludziom łan kwitnącej rukwi wodnej mówi, że to przebiśniegi. A wcześniej zainkasował od tych frajerów po osiem okrągłych stówek.

Jeśli Wam się zdaje, że to jest mistrzostwo świata, w pomnażaniu swoich dochodów w oparciu o zdobytą w szkole średniej i na dwóch semestrach biologii lub leśnictwa wiedzę, to jesteście w całkowitym błędzie. Ja się wczoraj zetknąłem, wirtualnie oczywiście, z człowiekiem, który jest absolutnym czempionem w opisywanych tu zawodach. Nazywa się on Mateusz Marczewski i jest pisarzem, który wydaje swoje książki w wydawnictwie Czarne. Prowadzi też swojego bloga, ale kiedy klikamy w link nic nam się nie wyświetla. Wniosek stąd płynie taki, że jednak pisanie codziennie czy nawet co drugi dzień czegoś na blogu, to dla uznanego pisarza zbyt duży wysiłek. Mateusz Marczewski jest nie tylko pisarzem, ale też pracownikiem naukowym, który prowadzi zajęcia na SWPS w Warszawie. A oprócz tego organizuje w miesiącach wiosennych i letnich terenowe sesje z młodymi adeptami pisarstwa, w czasie których wprowadza ich w tajniki zawodu. I co? Myślicie, że on bierze za to 800 zł od osoby? Frajerzy! Nie rozumiecie co to jest być mistrzem! Za taką frajdę, za taką porcję wiedzy tajemnej i nieosiągalnej gdzie indziej trzeba wybulić 2950 od łba! Na jednej sesji jest maksimum 10 osób. Czyli za jeden wyjazd mistrz inkasuje 29500 zł. Z tego opłaca oczywiście pokoje dla adeptów i wyżywienie. Myślicie pewnie, że w jakimś pałacu na Dolnym Śląsku, jak to czynią nie rozumiejący struktury biznesu idioci? Otóż nie. Prawdziwa wiedza o pisaniu przekazywana jest w małe chatce na Pogórzu Izerskim. Tam skraca się dystans pomiędzy mentorem a adeptami, łatwiej się rozmawia i wszyscy stają się sobie bliżsi. Mistrz zaś dzieli się z nimi tajnikami zawodu, wśród których znajduje się także wiedza praktyczna – skąd wziąć pieniądze na wydanie książki? Mateusz Marczewski to z pewnością wie. I zna, jak przypuszczam, dokładnie adresy, pod którymi już czekają uśmiechnięci sponsorzy gotowi finansować młodych literatów. Pod pewnymi warunkami rzecz jasna. Jakimi? Tego nam mistrz nie zdradza, ale dorosły i poważny człowiek rozumie, że zawsze są jakieś warunki i nikt za darmo pieniędzy nie rozdaje. Szczególnie młodym pisarzom.

Jeśli uświadomimy sobie, że takich sesji w roku może być sześć, łatwo obliczymy, że da nam to 177000 tysięcy dodatkowego dochodu rocznie, nie licząc honorariów za książki i pensji wykładowcy. Nawet jeśli miałaby to być połowa tej sumy i tak warto się za tym zakręcić. No, ale do tego trzeba być uznanym pisarzem. Co to znaczy? Zdobyć nagrodę im. Macieja Szumowskiego, na przykład, jak to się zdarzyło Mateuszowi Marczewskiemu. Nie każdy więc może robić takie sztuki, jak on, najpierw trzeba zdobyć certyfikat.

Jednym z najważniejszych dzieł Mateusza Marczewskiego jest książka pod tytułem „Niewidzialni”. Oto co czytamy o niej w opisie na stronie wydawcy:

A oto przepis na slumsy: weź kilka aborygeńskich rodzin, zapakuj do pickupa i wskaż im budynek, w którym od dziś mają mieszkać. Wysadź ich, wywal ich dobytek, te osmalone garnki, worki ze starymi szmatami, telewizor. Wróć za kilka miesięcy. Okolicy nie poznasz. Dymiące koksowniki, śmieci, graffiti na ścianach, bezpańskie psy, gołe i brudne dzieciaki. Biali, którzy zostali skazani na to sąsiedztwo, chętnie opowiedzą ci tysiące gorzkich historii: o pijaństwie, nieróbstwie, narkotykach i brudzie. A potem zapytaj tych Białych, jakie noszą imiona ich nowi sąsiedzi i skąd pochodzą.

I to jest właśnie przepis na społeczeństwo podzielone.

I o tym jest ta książka.

Świeżość tych spostrzeżeń i ich głębia zwalają z nóg. Można by co prawda zapytać autora – ale jak to bracie? Tak po prostu chcesz zwalać ludziom pod próg jakąś patologię, którą musisz wynieść z terenów zajętych przed developerów, bo to oni organizują lokalne wybory i bez nich już nigdy ich nie wygrasz? I chcesz tę patologię, celowo zrzucić w okolice gdzie do tej pory, niezamożni całkiem obywatele szarpali się z życiem, żeby wyrwać mu jakiś kawałek stabilizacji? Oni nie mają czasu, żeby pytać, jak ma na imię jakiś czarny alkoholik, bo mają tysiące własnych problemów. Poza tym pijaka, żyjącego z zasiłku nie obchodzi skąd przyjechał i gdzie mieszka. On może tego nawet nie pamiętać.  Interesuje go jedynie to, czy dowiozą wódkę. Program zaś leczenia alkoholików to, jak mniemam, domena państwa, a nie osób prywatnych, w dodatku niepijących.

No, ale takiego pytania nikt nie zada. Tak, jak nikt nie zapyta czy polskie społeczeństwo nie jest równie trwale podzielone? Na tych, co mogą organizować sesje wyjazdowe w cenie 2950 od osoby, połączone ze wspólnymi wieczornymi pogaduchami i na tych, którzy tego nie zrobią, bo nie starczy im oddechu, żeby w tym emocjonalnym zaduchu wysiedzieć choćby minutę.

Jeśli wydaje Wam się, że drwię dziś tutaj z kogoś, to jesteście w błędzie. Piszę to wszystko całkiem serio, bo widzę, że tamci przestali żartować. I dialektyczny proces udowadniania, że osioł jest wielbłądem rozpoczął się w najlepsze, a także nabrał już sporego przyspieszenia.

A tu macie link do strony reklamującej warsztaty mistrza Marczewskiego. Jeśli macie wolne 3 koła możecie się zapisać i przeżyć tam, wraz z mistrzem, niezapomniane chwile. Dowiecie się czym jest prawdziwe pisarstwo. Dotkniecie samego dna sensu…A przypomnę jeszcze w tym miejscu, że działający na przeciwległym biegunie ideologiczno-emocjonalnym Tomasz Gryguć napisał książkę „Głębokie dno snu”. Przypadek? Nie sądzę.

https://mateuszmarczewski.pl/

Można się też umówić na kursy indywidualne online. Jeśli ktoś oczywiście nie ma ochoty jechać w góry.

Ja niestety mam dużo słabszą ofertę, a do tego wystawiam nikomu niepotrzebne książki, takie jak wspomnienia księdza Blizińskiego, albo trzeci tom Baśni, po półtorej stówy za egzemplarz. Kto to słyszał?! Co za zdzierstwo! I co za to człowiek dostaje? Wspominki jakieś? A tu proszę: https://mateuszmarczewski.pl/pisanie-jako-proces-warsztat-wyjazdowy-2/

Aha i jeszcze podniosłem ceny konferencji do 380 zł od osoby. Niesamowite. A do tego zamiast bliskości i energii bijącej z autora i jego ciepłego wzroku omiatającego twarze adeptów, proponuję jakieś wykłady. Sam zaś latam gdzieś na tych konferencjach i nawet nie mam czasu, żeby z każdym porozmawiać. Co to za idiotyczna formuła?

Musimy to chyba zmienić. Bo jak coś jest za tanio, to nikt nie wierzy, że jest naprawdę. Ho, ho, tak, tak…takie to właśnie życie jest.

Macie już te ogłoszenia na koniec.

W kwietniu – 12 – odbędzie się pierwsze spotkanie z cyklu „Wieczory w katakumbach”, miejsce spotkania – pałac w Ojrzanowie. Gościem będzie Piotr Naimski. Na spotkanie wchodzą tylko ci, którzy zapisali się na listę. Impreza ma charakter prywatny i nikt poza zapisanymi na liście nie jest na nią zaproszony.

IX konferencja LUL Odbędzie się, zgodnie z zapowiedzią, w hotelu Polonia w Krakowie. Termin 8 czerwca tego roku. Ilość miejsc ograniczona do 50, bo sala jest mała. Wpłata – 380 zł od osoby. Jeśli chodzi o prelegentów mogę powiedzieć tyle, że na pewno będzie prof. Andrzej Nowak. Tytuł wykładu poda nam później.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-9-konferencji-lul/

Prócz prof. Nowaka potwierdzili swój udział: Piotr Kalinowski, czyli nasz kolega Pioter, który wygłosi wykład pod tytułem „Zaginione imperia”, kolejnym wykładowcą będzie Piotr Grudziecki, czyli nasz kolega Grudeq, który wygłosi wykład pod tytułem „Prawo spadkowe”. Sorry querty, ale z nimi o tym rozmawiałem już rok temu. Kolejnym wykładowcą na konferencji w Krakowie będzie prof. Ewa Luchter-Wasylewska, która wygłosi wykład „Enzymy – niezwykle biokatalizatory”. Wczoraj swój udział potwierdził dr Adam Witek, który wygłosi wykład pod tytułem „Kto się boi CO2 ? Albo co ma laser (molekularny ) do wiatraka”. Ostatnim wykładowcą będzie pan Michał Chlipała z Collegium Medicum UJ, który wystąpi z prelekcją zatytułowaną „Historia ewakuacji medycznej z pola walki”. Zostało już tylko 32 miejsca.

W dniach 6-7 lipca 2024 odbędą się Targi Książki i Sztuki. Tym razem w pałacu w Ojrzanowie.

Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, w dniach 10-11 sierpnia będziemy z Hubertem na festiwalu Vivat Waza w Gniewie. To duża impreza a my będziemy mieć tam spotkania autorskie w związku z książką „Gniew. Bitwa Wazów” oraz kolejną – „Porwanie królewicza Jana Kazimierza”. Dostaniemy też stragan w rynku, gdzie wystawimy nasz towar – książki i ilustracje, a także koszulki.

Wizyta we Wrocławiu zaowocowała tym, że znalazło się tam trochę egzemplarzy Wspomnień księdza Bliźnińskiego. Ja zaś odnalazłem jeszcze 6 egz. III tomu Baśni polskich. Sprzedaję drogo, bo potrzebuję forsy. Nie ma przymusu kupowania, to tylko oferta.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/waclaw-blizinski-wspomnienia-mojego-zycia-i-pracy/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-tom-iii-wielki-powrot/

 

  27 komentarzy do “O mojej nieopisanej głupocie”

  1. W tej chatce na pogórzu Izerskim pewnikiem piją mocz szamana. Może samego Stasiuka?

  2. Warsztaty pisarstwa plus kurs botaniki, to wychodzi 3750 zł. Pogórze Kaczawskie i część Pogórza Izerskiego będzie geoparkiem UNESCO. Zgodnie z regulaminem warunkiem uzyskania tytułu geoparku UNESCO, oprócz walorów naturalnych, jest istnienie bogactwa kulturowego (historii, tradycji) i oddolne inicjatywy mieszkańców, czyli żywy folklor.

  3. Nie wiem czy Stasiuka, bo on ma pewnie już przerośniętą prostatę i tylko ciurka po kropelce, ale może innego jakiegoś mistrza…

  4. Dzień dobry. Poniekąd nie dziwię się Pańskiej ekscytacji, nic tak bardzo nie inspiruje człowieka zmagającego się z rzeczywistością niż wizja łatwych pieniędzy. Ja – chcąc nie chcąc -musiałem się zmierzyć z tym tematem, kiedy moje dzieci dorastały i zadawały różne pytania. Niektóre trudne. Zawsze jednak życie przychodziło mi w sukurs. Najmilej wspominam żebraczki, rozkładające się mini-obozami na schodach naszego kościoła. Co ja się nagadałem o tym, że trzeba się uczyć, żeby coś w życiu osiągnąć, a tu – obraz jeden, wart tysiąca słów, jak mówią nad Bosforem. Trochę trudniej przyszło mi z tymi krzykliwie odzianymi młodymi cudzoziemkami stojącymi niegdyś tabunami przy każdej leśnej dróżce. Ale też się udało. W połączeniu z leśnymi przewodnikami, którzy nie są bynajmniej zjawiskiem nowym, pozwoliły mi sformułować tezę taką mniej więcej; spróbujcie zarobić chociaż stówkę bez zdejmowania majtek albo częstowania grzybami, a ja wam kupię ten las. A może i tartak na dokładkę…

  5. Tym cenniejszy jest stasiukowy mocz. Mnie zastanawiają te wpisy byłych uczestników tych warsztatów. Gdybym był redaktorem naczelnym jakiegoś pisma wybuliłbym kasę i posłał jakiegoś ogarniętego młodego dziennikarza, żeby doświadczył przebywania w procesie pisarskim.

  6. My mamy Tokarczuk. Stasiuk geograficznie należy do Beskidu Niskiego.

  7. Bez zdejmowania rzeczywiście trudno zarobić

  8. Nie ma żadnych ogarniętych młodych dziennikarzy. To już jest przeszłość. Kiedy odejdzie nasze pokolenie ludzie będą się smarować gównem i uważać, że krążące nad nimi muchy to złote pszczoły z leśnych, dzikich pasiek

  9. I dlatego DO NAS przyjeżdżają Warszawiaki, żeby za duże pieniądze móc posiedzieć wiosną w sadzie z widokiem na wzgórza, poniemieckie wioski i raczyć się lokalnym winem.

    Można też szukać agatów.

  10. U mnie w biurze jest młody chłopak, tuż po trzydziestce, ogarnięty, pracowity, zdolny. Nastraja mnie optymistycznie, że na tym naszym kraterze, są jeszcze w stanie zakwitnąć zielone źdźbła.

  11. Nie trzeba mieć pickupa, żeby praktykować pick up i nie trafić na pick me girl.

  12. Pick up artist method – jak macie jakieś linki, sugestie, to podrzućcie, ale nie kursy za 4000 zł.

  13. Cezary Graf oferuje zamknięte webinary po kilkanaście tysięcy od łebka na temat: jak uniknąć wyjebongo majątkowe, dokąd uciekać z Polski w razie W, jakie paszporty opłaca się mieć w szufladzie i jak dywersyfikować nadwyżki szmalu.

    https://images.app.goo.gl/6xt5EDXGkPrnzbnTA

  14. I po lesie nie trzeba łazić.

  15. Każdy wyborca PiS i KO wiedział, że są to partie prowojenne – PiS deklarował to otwarcie, a Tusk nie był przeciwny. W kampanii mówiło się jednak o ekspansji: gospodarczej, politycznej, cywilizacyjnej.

    Podstawowym warunkiem i motorem ekspansji jest demografia. O jakiej ekspansji może mówić kraj, który pod tym względem jest na świecie w pierwszej piątce od końca? Zatem wszystko wskazuje na to, że przegramy tę wojnę, która od wczoraj jest bardzo prawdopodobna, nie wiemy tylko, jak dotkliwa będzie ta klęska. Wydaje mi się, że to miał na myśli Wojciech Sumliński mówiąc o końcu Polski. Może Polska przetrwa, ale w jakiejś okrojonej formie z terytorium rozciągającym się od Sierpca do Częstochowy i od Kutna do Radomia.

  16. Gryguć zostanie na samym początku wojny zbombardowany w Suwałkach i polegnie jak Baczyński albo uda mu się zbiec, jednak to wydarzenie będzie miało wpływ na prozę Grygucia.

  17. Ja tam wole czytac panskie ksiazki niz lazic po lesie

    Pozdro !

    P.S

    Panie JK z wielkiej litery ja bylem pierwszy jako jk na tym forum , przypoinam .

  18. Proste wyliczenia na ogół nie są proste. Nikt nie chwali się, jak idzie naprawdę. Ilu jest chętnych na leśne medytacje, a ile przynosi stragan nad morzem. Istota interesu to wyczucie co idzie najlepiej i jakie są tendencje cen. Na ogół za każdymi większymi pieniędzmi kryje się jakiś nietuzinkowy chwyt, ciąg chwytów generuje fortuny. Oczywiście pomijam pralnie i wszelkie interesy instytucjonalne, w których dominują krasnoludki.

  19. Włączone ciasteczka zaczęły blokować mi dostęp do strony??? 😉

  20. Ruch jest cialu czlowieka do zycia niezbedny, prosze nie zaniedbywac wiec i lasu.

    Prof etnobotaniki spod Rzeszowa organizuje nie spacery, a tygodniowe warsztaty co dzikiego mozna jesc. Jako umiarkowany antynatalista,  jednak wlasnie ma trzeciego potomka z druga panią.

    PS. A kolejna niespojna antynatalistka, Ursula von der Layen, ma siódemke! Wiedzieliscie? I na pewno nie karmi ich dzikimi ziolkami 🙂

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.