mar 222023
 

Ze względu na moje przygody zdrowotne i inne jeszcze okoliczności, ciągle nie skończyłem korekty nowej książki Gabriela Ronaya zatytułowanej „Zaginiony król Anglii”. Mam jednak nadzieję, że uda mi się to dzisiaj i w przyszłym tygodniu książka pojedzie do drukarni. Jak zwykle wszystko zwalnia i idzie jak po grudzie, ale nie można się tym przejmować, trzeba robić swoje. Jak mawiał Tytus de Zoo – żeby być wesołym trzeba mieć wygodne buty, umyć uszy i na czas odrobić lekcje.

Nie będę w szczegółach opowiadał o czym jest nowa książka Ronaya, ale jest ona na tyle wstrząsająca, by na jej podstawie dokonać pewnej syntezy, która dotyczy opisu wielkiej polityki zmierzającej do likwidacji królestw, państw, bądź przejęcia ogromnych i zasobnych obszarów.

Chodzi z grubsza o to, że kiedy mechanizm polityczny działający w centrach decyzyjnych – na dworach, w kancelariach, w dowództwach floty, jest przestawiony, ofiarom politycznego mordu nie może pomóc nic, ani odwaga dowódców, ani bohaterstwo żołnierzy, ani sprzyjające okoliczności na polu walki. Po prostu nic, albowiem decyzja, która została w ich sprawie podjęta jest zabezpieczona licznymi gwarancjami o charakterze praktycznym. Jej wykonania zaś pilnują ludzie naprawdę zdecydowani. Żeby więc osiągnąć sukces i odmienić los, trzeba przede wszystkim dobrze rozpoznać okoliczności. I to jest rzecz znana, ale okazuje się, że często o tej prawidłowości zapominamy. Choć przecież wszyscy czytaliśmy powieść Bolesława Prusa „Faraon” i oglądaliśmy jej ekranizację. Ani armia, ani oddanie dowódców, ani poświęcenie żołnierzy nie znaczyły nic wobec intrygi i pieniędzy. Śmierć zaś przyszła nagle i dosięgła wszystkich, którzy wierzyli w świetlane jutro.

Od czego należy rozpocząć próbę odwracania nieuchronnego losu? Zanim wskażę ten moment, wspomnę jeszcze tylko, że w intrygę zakończoną katastrofą, zawsze wplątani są wróżbici, mówiąc językiem współczesnym analitycy, ludzie zajmujący się wskazywaniem omawianiem powierzchownych podobieństw i sugerowaniem fałszywych dróg. To zaś oznacza degradację i umniejszenie znaczenia ofiary we jej własnych oczach, oraz podniesienie znaczenia wroga. Tak było w czasach faraonów i tak samo jest dzisiaj. Dobra strategia więc powinna zacząć się od znalezienia odpowiednich gwarancji, których udzielą potężne i wpływowe siły. Jeśli takowej nie ma, należy oprzeć się wyłącznie na własnej woli i intuicji. Potem zaś musi nastąpić widowiskowe przepędzenie wróżbitów i oszustów przepowiadających przyszłość na podstawie fragmentów przeszłości. W tym akcie zamanifestuje się wola zwycięstwa, co na pewno zrobi na wszystkich odpowiednie wrażenie. Gwarancje często są udzielane w ostatniej chwili, to znaczy przeciwnicy muszą się czymś wykazać, by asekurująca cały układ potęga mogła się zdecydować, na kogo ostatecznie postawić. Zwykle jeden z uczestników rywalizacji wykazuje się bezwzględnością, i on przeważnie zwycięża, ale nie musi tak być, albowiem bezwzględność i okrucieństwo nie zawsze są w cenie. Bywają pułapką. Ich rola rośnie, kiedy konfrontacja odbywa się w terenie wyizolowanym, kiedy żadne zewnętrzne komisje nie mogą sprawdzić co tam się naprawdę działo, a wynajęci propagandyści opisują sprawy z fałszywym smutkiem malującym się na twarzach. I tak było w Anglii, w czasach duńskiego najazdu, kiedy rodzima dynastia Wessex usiłowała się utrzymać przy władzy, mimo drastycznej przewagi Duńczyków. Opisy wyczynów duńskich okupantów w Anglii za czasów Ethelreda Bezradnego, powinny raz na zawsze otrzeźwić wszystkich miłośników serialu „Wikingowie” oraz wyleczyć ich z wszelkich sentymentów dla tak zwanych „ludzi północy”. My zaś, powinniśmy się wyleczyć z mrzonek o rzekomej matce Kanuta Wielkiego pochodzącej z rodu Piastów, która prawdopodobnie nigdy nie istniała. Nie można bowiem trzymać z jawnymi piekłoszczakami. No a tak należy określić duńską politykę w Anglii w X i XI wieku. Trudno doprawdy wskazać jakieś sensowne cele tej polityki poza eksterminacją miejscowej ludności, jej skrajnym upokorzeniem przed wymordowaniem, przy jednoczesnych – dużych – apetytach na miejscowe produkty, z których zboże było najważniejsze. Anglia bowiem była spichlerzem zakotwiczonym na wielkim morzu. I tak też postrzegali ją najeźdźcy. Wobec słabości miejscowej władzy poczynali sobie oni niezwykle zuchwale, nie licząc się nawet z założeniami polityki własnego władcy. To zaś prowadzi nas do wniosku, że mogli być jedynie narzędziem w ręku jakiejś innej, potężniejszej i posiadającej globalne wpływy organizacji. Chaos jaki wprowadzali na zajętym przez siebie terenie, likwidacja dużych populacji, zajmujących się obrabianiem ziemi, to są wskazówki – w mojej ocenie – jednoznaczne. Ktoś chciał zdewastowania Anglii mimo składanych głośno deklaracji o jej przejęciu i pokojowym eksploatowaniu. O ile Swen Widłobrody wykazywał jeszcze jakieś cywilizowane odruchy, o tyle jego syn Kanut był ich całkowicie pozbawiony. Stworzył on okoliczności, w których hierarchia kościelna Anglii mogła jedynie stanąć po jego stronie, albowiem inaczej czekałaby ją śmierć. Była to decyzja chwiejna, w oczekiwaniu na pojawienie się kogoś, kto zniwelowałby nieco potęgę Kanuta. I taki ktoś się pojawił. Był to Edmund Ironside – Żelaznoboki. Jego epopeja jest wstrząsająca. Zacznijmy do rzeczy najważniejszej czyli od przepowiedni. Została ona bezwzględnie i do końca wykorzystana przez Duńczyków najpierw, a potem przez Normanów. Oto św. Dunstan, propagator ruchu monastycznego, wysyłający misje do Skandynawii, także do Danii, gdzie zakładane są klasztory filialne. Był on protegowanym króla Edgara Spokojnego, a po jego śmierci wskazał na następcę jego syna Edwarda, zwanego potem męczennikiem. Wdowa po spokojnym królu Edgarze – Elfride – wolała jednak widzieć na tronie swojego syna Ethelreda zwanego potem Bezradnym (ciekawe czemu?). Królowa trzymała z możnymi, którym nie podobały się klasztory zakładane przez Dunstana w ich dobrach. Niszczyli je, a mnichów przepędzali. Król Edward zaś popierał klasztory. Po jego śmierci z rąk skrytobójców, św. Dunstan rzucił ponoć klątwę na dom Ethelreda Bezradnego. Jego zaś synem był Edmund Ironside, który wyruszył w pole przeciwko Kanutowi. Można było nie pisać i nie mówić o tej klątwie, tym bardziej, że Edmund był dzieckiem z drugiego małżeństwa, a Kanut najchętniej pozbyłby się klasztorów z Danii i całej Skandynawii. Decydowała jednak siła i bezwzględność. Kanut zaś demonstrował je bez przerwy, mordował całe wioski, kastrował zakładników pochodzących ze szlachty i w ogóle dokonywał przeróżnych horrendów.

Król Edmund, żeby mu się przeciwstawić poszukał najpierw sojusznika. I to był jego pierwszy błąd, albowiem powinien tego sojusznika trzymać jak najdalej od siebie i zadbać, był stał on jak najbliżej Kanuta. Tym sojusznikiem był hrabia Mercji. Oczywiście w kluczowych momentach zawsze zawodził. Uciekał z pola bitwy, domagał się dodatkowych negocjacji, czynił wiele zamieszania, podkreślając, że bez niego Edmund sobie nie poradzi. Można więc postawić hipotezę, że to on pilnował interesów ponadpaństwowej organizacji, która chciała zawładnąć Anglią i rządzić nią za pomocą figuranta. Być może Edmund o tym wiedział i traktował hrabiego Mercii jako swoją gwarancję. Nie zorientował się, że było odwrotnie. Po serii bitew i potyczek, które nie przyniosły rozstrzygnięcia, ale dały czas do namysłu Kanutowi, który zorientował się, że łatwo nie będzie i musi coś na szybko wymyślić, doszło do królewskiego pojedynku. I tu także Edmund popełnił błąd. Miał wielką przewagę i powinien był zabić Kanuta, od którego był dużo młodszy. Nie zrobił tego jednak – zgodził się na pokój i podział królestwa, licząc zapewne, że położona na północy Mercja, musi skonfliktować się z Duńczykami, którzy oddzielali ją od Wessexu i Londynu. Aha, Edmund i jego następcy z lokalnej dynastii mieli zawsze bezwzględne poparcie kupców Londynu. To ważne. Oni nie wahali się nigdy. Zmienili swoje preferencje dopiero po najeździe Normanów i uzyskaniu przywilejów od Wilhelma Bastarda. Decydując się na pokój, na warunkach postawionych przez Kanuta, król podpisał na siebie wyrok śmierci. Ta zaś była okrutna i gwałtowna. Do zabicia króla przygotowano specjalny mechanizm. Miała to być niewielka wyrzutnia strzał, która uwalniała je z potężną siłą. Zainstalowano ją w królewskim wychodku. Średniowieczne bowiem sposoby zmiany dynastii musiały pozorować legalność. Król Edmund miał umrzeć nagle, ale bez śladów widocznych na ciele. Potem, po zamontowaniu pułapki, wystarczyło tylko wywołać dolegliwości żołądkowe i zawlec osłabionego króla do wychodka. To wszystko. Zajęli się tym ludzie hrabiego Mercji. On sam zaś zwrócił się po nagrodę do Kanuta, ale spotkała go przykra niespodzianka – śmierć. Sam Kanut utrzymał się przy władzy dzięki swojej bezwzględności, ale nie na długo. Jego syn też nie nacieszył się władzą i na tron wróciła dynastia Wessex. To moim zdaniem wskazuje jasno, że Kanut, podobnie jak wiele wieków później Piotr I car Rosji, nie zrozumiał kto i do czego go powołał.

Historia, którą opisał Gabriel Ronay, zaczyna się właśnie po zabójstwie króla Edmunda Żelaznobokiego.

My zaś widzimy, analizując opisany przykład, że w polityce przede wszystkim nie można tracić z oczu celu. Pokus zaś, wywoływanych przez fachowców, które ten cel zamazują lub wskazują inny, lepszy rzekomo, pojawia się bardzo dużo. Nie można też polegać na fałszywych sojusznikach, ani też ustępować na krok w czasie negocjacji. Kiedy zaś czujemy, że mamy przewagę musimy ją wykorzystać na tyle, na ile to jest możliwe. Jeśli bowiem cofniemy się i okażemy słabość czeka nas śmierć lub upokorzenie.

Wydaje się, że dziś mamy dobre gwarancje, sojusznicy zaś proponują nam to, czego akurat naprawdę potrzebujemy. Jedyne na co musimy uważać, to deklaracje o przyjaźni płynące ze strony tych sił, które nigdy nie były nam przyjazne. No i na różne lukrowane propozycje, emitowane w przestrzeni publicznej.

Na koniec jeszcze powrócę do historii Wojny Peloponeskiej i ateńskiej floty, która – kiedy wyszła w morze – nie potrafiła – mimo legendy i oczywistej przewagi – odnieść żadnego decydującego zwycięstwa. Te bowiem nie znalazły się w zapisach umów, które zawarli ze sobą wielcy ówczesnego świata nad głowami pewnych siebie Ateńczyków. Do analizy tej wojny jeszcze wrócimy.

  38 komentarzy do “O naprawdę wielkich strategiach”

  1. Dzień dobry. Ano tak to było z grubsza, ja tylko chcę wsiąść na chwilę na mojego ulubionego konika – którym są standardy. Cały ten wojenny folklor robi oczywiście wrażenie na dzisiejszych populacjach etatystów, robił pewnie mniejsze na tych, co to robili wycieczki na multańską stronę, a już gangsterzy dziś zwani ironicznie Piastami ( to jak „Arbeit macht frei” 🙂 zrobiliby wielkie oczy, o co też chodzi. Tak się robi i nikt kto nikomu nie obciął języka, nie wyłupił oczu, nie spalił jakichś grodów, żeby na ich miejsce zbudować swoje, żadnego państwa nie zbudował. Z pomocą outsourcingu – z Danii oczywiście, na co są poważne dowody a i nieco przesadne koncepcje o wikińskim pochodzeniu państwa polskiego z X w. Wikingowie byli najpotrzebniejszym elementem państwotwórczym – bezwzględnymi bandytami do wynajęcia, którym zdarzało się pracować na własny rachunek. Ktoś bandzie Mieszka musiał dać pieniądze na ich wynajęcie, archeologia mówi że były to dirhemy, wiadomo kto je tu przywoził… Pytanie – kto za tym stał? Wenecja, kto wie, może i tak, choć dla mnie trochę za wcześnie. Papież? Krescencjusze? Orsini? Podejrzewam, że ktokolwiek to był – miał otwarty także projekt angielski. Wyspiarze wyciągnęli z tego wnioski i przejęli strategię przeciwnika aż nadto skutecznie. I – mamy to co mamy…

  2. Piastowie to byli gangsterzy, a wokół nas same pobożne baranki.

  3. – nie wiem na ile pobożne..

  4. Niekoniecznie trzeba być gangsterem. Czasem zwykłe usztywnienie stanowiska wystarczy

  5. To był polemiczny wpis do wypowiedzi Pana Knechta. Wszyscy nasi sąsiedzi to cywilizowane ludy, zwłaszcza ci z Pragi z największym targiem niewolników w  tej okolicy, to tacy cywilizowani, ale Piastowie to łotry. Piastowie jak na tamte czasy, byli europejscy       i tyle, ani lepsi ani gorsi.

  6. – oczywiście że Piastowie byli europejczykami z krwi i kości, co potem różni tacy próbowali negować. Europa ma takie właśnie korzenie i gdyby nie Kościół Katolicki, który próbował nauczyć inkryminowanych europejczyków załatwiania spraw bez ostrych narzędzi – to pewnie do dziś balibyśmy się chodzić w pojedynkę. Dziś tak zwana Europa odeszła już dość daleko od nauki Kościoła i stare europejskie standardy wracają…

  7. Gdyby Niemcy i Ukraincy nie pomogli nam w odbudowie kraju zaraz po 1039 roku, to dzisiaj ogladalaby Pani ten film bez koniecznosci tlumaczenia:

    https://youtu.be/IRxyyKD_3QM

    Premier Morawiecki przedwczoraj w Heidelbergu wystosowal do Niemcow zaproszenie do dzialan o podobnym charakterze (moze nieco przedwczesnie, bo jeszcze nie ma wojny w Polsce).

  8. Jeśli się zastanowić komu zależało na chrystianizacji Polski, to jestem przekonana, że tym którzy dostrzegali zagrożenie islamem. Przecież cały ten system oparty był na niewolnictwie. Zastopowanie dopływu niewolników oznaczało osłabienie tej barbarii. Św. Wojciech za jedno z najważniejszych swoich zadań uważał walkę z niewolnictwem.

  9. Jeden targ niewolników w Pradze .A drugi ?Wydaje mi się że ten w Jomsborgu.Całe dorzecze Odry to chyba był teren polowań na ludzi.Obodryci i Wieleci żyli z tych polowań do XII wieku.Zawsze mnie zastanawiało że Polska NIGDY nie sprzymierzała się z Wieletami i Obodrytami.Rzeka niewolników płynąca z terenów dzisiejszej Polski została zastopowana chyba przez przyjęcie chrześcijaństwa przez Piastów.

  10. Jak to wyglądało, jak była tego skala i jak krociowe zyski przynosiło, można przeczytać                w książce ” Królestwa wiary”.

  11. Mielismy dobrych sasiadow, a Czesi musieli zrobic porzadek, bo Chrobry za bardzo sie rozpasal.

  12. Jomsborg byl samodzielna, wysunieta placowka otoczona przez morze Slowian. Pobyt wojownikow w obcym panstwie mogl miec bardziej charakter wieczoru kawalerskiego, ktory nieco sie przedluzyl, niz stalej bazy prowadzacej oficjalna dzialalnosc na duza skale. Wnioskuje to po tym, ze lokatorzy tego przybytku dali sie pozniej we znaki takze Dunczykom i Norwegom, przez ktorych zostali skasowani.

    Mysle, ze zycie we wczesnym sredniowieczu toczylo sie dwoma torami: spokojnym i cywilizowanym oraz rozbojniczym. Byly ekscesy, ale generalnie zylo sie byc moze bardziej stabilnie, niz we wspolczesnych czasach. W zrodlach wiecej uwagi poswieca sie ekscesom.

  13. – niewątpliwie sprzedaż niewolników była głównym źródłem dochodu przedchrześcijańskich państw naszego regionu a i po przyjęciu chrześcijaństwa nie prędko z tego zrezygnowano. Handel prowadzili Żydzi, którzy mieli tu już wtedy swoje ośrodki i przerzucali towar – chyba głównie do Wenecji a potem dalej w świat – islamu. To stawia Wenecję w roli beneficjenta tego układu, w kontrze do Papieża. Coś się musiało potem zmienić, bo tak sami nie odpuścili chyba…

  14. W Dubaju zdecydowana wiekszosc mieszkancow to przyzwoici, porzadni ludzie.

  15. Wielka strategia na Wschodzie polegala na tym, ze przy pomocy niewielkich sum dawalo sie pozyskac przychylnosc lokalnych wladcow, bez czego zadna ekspansja nie bylaby mozliwa. Dowod: sukcesy Krzyzakow i kleska najazdow mongolskich. Dalej: sukces Anglikow w Indiach, sukcesy Europejczykow w Afryce, kleska polityki uprawianej z pozycji sily, kompromitacja Niemcow i Belgow w Afryce, kleska Niemiec i ZSRR w XX wieku. Sukcesy Sorosa.

  16. Wydaje mi się że Jomsborg nie był ,,placówką rozrywkową ,,tylko targiem niewolników .Przybywali tam głównie kupcy z Kordoby .(Najkrótsza droga)Mieli mnóstwo pieniędzy w gotówce i byliby łatwym łupem dla innych łupieżców .Potrzebowali ochroniarzy którzy swoją sławą odstraszali potencjalnych napastników.To chyba była jakaś ,,rzeka ludzi porywanych,,w dorzeczu Odry i Wisły .Słowo ,,Slaves,,nie wzięło się ot tak sobie.Myślę że Kordobę i Alhambrę wybudowano na krwi i pocie naszych przodków .

  17. Uwazam, ze Harald Bluetooth, ktory zalozyl te placowke, musial miec uklad z Mieszkiem i Chrobrym i mial ich pozwolenie na posrednictwo w handlu niewolnikami (pracownikami do opieki i na budowy).

    https://images.app.goo.gl/wreUGFTWdWH6Unfe7

    Niemcy, czyli margrabia Hodon i Zygfryd von Waldbeck chcieli uwolnic Polakow od wikingow i zorganizowali prywatna wyprawe, wbrew ukladom Mieszka z Ottonem I. Wiemy, jak sie skonczyla ta wyprawa. Gdyby Mieszkowi cos nie pasowalo w funkcjonowaniu Jomsborga, to po Cedyni albo zamiast Cedyni mogl bez problemu zajac Jomsborg.

    https://youtu.be/7gQFCSDy6ro

    Moim zdaniem handel odbywal sie pol-dobrowolnie albo calkowicie dobrowolnie – w sensie takiej dobrowolnosci, jaka mogla istniec w tamtych czasach. Panskim zdaniem budowlancy z Polski w palacach emirow nagle przestali klasc lastryko, ktore pucowaly Polki, bo w pewnym momencie Ojciec sw. powiedzial, ze to nie jest ok?

  18. Problem dotyczył nie tylko pogańskich czy świeżo ochrzczonych  Słowian. Porywano ludzi wszędzie, gdzie się dało.

  19. Jasne. Sama by Pani poleciala za pare dirhamow.

    https://kobieta.gazeta.pl/kobieta/56,107880,20437619,tak-to-sie-robi-w-emiratach-szesc-typow-meskich-podrywaczy.html

    Mieszko wiedzial, czy nie wiedzial? – Jeszcze jak!

    Margrabia Hodon zarzuca Mieszkowi (w roli Mieszka Wojciech Pszoniak), ze Mieszko zajal Wolin i przejal zyski z handlu. Pierwsza Polska upadla, bo elity nie mialy umiaru w eksploatowaniu jej zasobow. Dopiero Czesi poskromili te apetyty.

  20. Pełen spontan.

  21. To co lansuje obecnie GW to trochę unowocześniona wersja ” niewolnic do towarzystwa”. Były specjalne szkoły, w których kształcono niewolnice. Uczono je przeróżnych rzeczy: śpiewu, tańca, układania wierszy, przepisywania ksiąg itp. Ceny za wyspecjalizowaną niewolnicę były zawrotne. Kształcono również chłopców między innymi do obsługi administracji.

  22. Ha !Jak Pana znam to pewnie chowa Pan za pazuchą akt erekcyjny Jomsborga z podpisem Mieszka ,Chrobrego ,Dąbrówki .

  23. Dokladnie. Z punktu widzenia nabywcy, z dziecka nie ma zadnej korzysci, jesli nie ukonczy odpowiedniej szkoly albo kursu. Sa to szkoly janczarow albo kobiet do towarzystwa i niestety ta praktyka przyjela sie tez na rodzimym gruncie. Panstwo uzurpuje sobie prawo do ksztalcenia i wychowywania mlodych ludzi wylacznie na swoje potrzeby.

  24. Nalezaloby sie poszwendac po Wolinie z wykrywaczem metali.

    Krzysztof Jackowski w kazdym odcinku cos znajduje, tylko musi miec zdjecie danej osoby albo jakis przedmiot do niej nalezacy. W kazdym odcinku cos znajduje.

    https://www.youtube.com/live/k-uTl4Eiub0?feature=share

  25. Erekcja na pewno byla.

  26. Zarzucono mi, ze odwolywanie sie wspolczesnie do (ciaglosci) kultow starozytnych to nonsens, tymczasem znana pogodynka przebrala sie za babilonska boginie Nintu w ramach szerszego projektu skierowanego do tubylczej klasy sredniej.

    Oczywiscie cala akcja ma szczytny cel i glebokie uzasadnienie kulturalno – ideologiczne z odwolaniem sie do starozytnych kultow. W internecie wrze! Uwazam, ze to jest skandal.

    https://www.pudelek.pl/dorota-gardias-podziwia-polnaga-siebie-na-fotografii-i-wspomina-stresowalam-sie-nieslychanie-zdjecia-6879130493942560a

  27. A własny rozum już odnalazł czy dalej szuka?

  28. I wspólne oglądanie NRDowskich westernów.

  29. Musi poszukać z egzemplarzem ,,Faktu,,.Na pewno coś znajdzie.

  30. Jackowski ma czesto lepszego nosa, niz jego pies, ktory wabi sie: Albercik.

    Albercik czasami pojawia sie w zasiegu kamery w nagraniach na zywo.

  31. Polubił ich Pan .Podrzucili jakiś trop ?

  32. Znam przyszlosc z grubsza – jakies pol roku, rok do przodu. Interesuje mnie, co sie bedzie dzialo na rynku nieruchomosci.

  33. I Albercik ma nosa co ?

  34. Wikipedia wyjaśnia, jak koncern Ericsson nadał nazwę wymyślonej przez siebie technologii od imienia króla duńskiego Haralda Bluetootha. To na pewno nie mógł być zły człowiek!

    https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Bluetooth

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.