lut 222023
 

O tym, że słowa „narracja” możemy używać wymiennie ze słowem „propaganda”, nie muszę nikogo przekonywać. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że narracje czyli rodzaje propagandy służą ograniczeniu naszej wolności. To niby było zrozumiałe za komuny, ale wtedy wydawało nam się, że ujawnienie propagandowego charakteru narracji, automatycznie ją rozbraja. To nie była prawda i nadal nie jest.

Narracje są narzędziami używanymi przez organizacje polityczne i ekonomiczne do sprawowania władzy. Stąd muszą być ograniczane, przy zachowaniu pozorów wolności. Taka sytuacja jest naszym udziałem i my musimy się na to zgodzić. Państwo nasze zainteresowane jest – jak każde państwo – określonym profilem narracji, który wyjaśnia i ułatwia jego misję. Nazywamy to, zgodnie z zasadą przyjętą w mediach elektronicznych, formatem. Format naszej narracji państwowej jest wszystkim znany, ale mniej znane są jej systemowe wady. Jest to narracja płytka, a przez to stwarza złudzenie funkcjonalności. To znaczy wydaje się, że każdy, nawet bardzo nierozgarnięty polityk może się nią posługiwać. Nie może – to oczywiste – ale każdy próbuje. Ta płytka i słaba w istocie narracja posiada formaty konkurencyjne. One są silnie z nią skontrastowane i w zasadzie jej zaprzeczają. Ja celowo nie używam przykładów, żeby tekst ten nie wyglądał jak pospolite szyderstwo. Mamy więc w zasadzie kilka narracji państwowych, które wzajemnie się wykluczają, ale wszystkie w jakimś stopniu ograniczają naszą wolność. Ta obowiązująca dzisiaj czyni to w stopniu najmniejszym. Konkurencyjne narracje – nazwijmy je rzekomo państwowymi – po prostu zakazują używania pewnych wyrazów i pojęć uznając je za stygmatyzujące. Czy wobec tego, że mamy kilka państwowych narracji możemy mieć pewność, że ta, która teraz obowiązuje się utrzyma? Nie. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że jej rozszerzanie i rozbudowywanie nie jest możliwe, albowiem wtedy ci najdurniejsi z polityków, przeznaczeni do posługiwania się tym formatem, stracą całkowicie rezon, grunt pod nogami i zajdzie obawa, że będą pierniczyć takie dyrdymały, o jakich się jeszcze tu nikomu nie śniło. Stąd prostota i jednowymiarowość nasze patriotycznej gawędy. A także jej płytki charakter. Nie sięga ona dalej niż do czasów powstania styczniowego, które powoli zamienia się w jakąś walkę Zeusa z tytanami, staje się mitem, baśnią i zaprzeczeniem realnej polityki. Przestaje być narzędziem poznania, a staje się narzędziem wychowania. Czy właściwego? Wierzymy, że tak i nie mamy o to do państwa pretensji. Jako środowisko i autorzy rościmy sobie jedynie prawo do wydawania ocen pozbawionych propagandowego entuzjazmu. To chyba niewiele i na to akurat państwo nasze pozwolić sobie i nam może.

Nie ma mowy, żebyśmy sięgnęli w głąb dziejów i zaczęli tam jakieś poszukiwania, które ułożyłby się w inną niż stworzona przez ostatnie 120 lat historia naszego kraju i narodu. Pobieżna nawet kwerenda błahych bardzo problemów wskazuje bowiem, że wywróciłoby to wiedzę podręcznikową na nice, a także zagroziłoby obowiązującej narracji państwowej. No, ale to nie znaczy, że inni, na przykład wrogowie państwa, nie sięgną do tych złogów z przeszłości i nie zaczną w tym gmerać. Myślę, że nie sięgną, ale pewności nie mamy, może przyjść taki moment, że się jednak zdecydują. Mamy jednak, jako państwo, misję, która powinna być realizowana, albowiem państwo bez historii nie jest państwem. Jeśli jednak sięgamy do czasów wcale nieodległych, czyli do początków ojczyzny odrodzonej i znajdujemy tam relację z procesu Eligiusza Niewiadomskiego, omijaną przez historyków jak śmierdząca ryba, to robi się trochę dziwnie. O tym, że całe stosy dokumentów z przeszłości leżą nieprzebadane, albo przepadły w wyniku opieszałości historyków, nie muszę nikogo przekonywać. Dlaczego tak się stało i dlaczego tak dzieje się nadal? Albowiem strażnicy narracji państwowej utożsamiają się z nią personalnie. To znaczy wydaje im się, że oni są współczesnymi odpowiednikami postaci historycznych, wysuwanie zaś zarzutów przeciwko tym postaciom, to wprost atak na nich. To jest dziecinne i głupkowate, a także heretyckie, albowiem zalatuje kultami pogańskimi opartymi o doktryny polityczne zamienione – wcale nie elegancko – w legendę. Politycy zaś mają pilnować spraw państwa tu i teraz, a ich wiarygodność i moce pochodzą z decyzji, a nie z tego czyim duchowym spadkobiercą czuje się ten czy tamten. To jest dziecinada. Jednak stale się ją u nas uprawia, a istotną przyczyną trwania tego stanu rzeczy są hierarchie akademickie. One uprawiają swoją propagandę, zwaną dorobkiem naukowym, która polega na powtarzaniu zaklęć już raz kiedyś przez kogoś wyemitowanych. Ma to ich uwiarygodnić w oczach strażników hierarchii akademickiej i zagwarantować, że żaden nie spróbuje tu niczego zmieniać. Myślę, że z taką sytuacją mamy do czynienia wszędzie, nawet w USA czy Wielkiej Brytanii. I to jest nie do zwalczenia, nikt nie będzie przecież robił czystek na uniwersytetach, poza rzecz jasna komunistami. Czyli jeśli ewentualnie czystki się zaczną ich początkiem będzie sam uniwersytet, gdzie władzę obejmą komuniści, bo tam oni się właśnie wylęgają. Swoje zaś działania rozpoczynają od poszukiwania czegoś co nazywają „prawdą”. Zwykle w tym bezbożnym dziele omijają wszelkie istotne dokumenty i artefakty, albo na chama zmieniają w swoich pismach ich wymowę i znaczenie.

Poświęćmy im teraz kilka zdań, w związku z wczorajszym przemówieniem prezydenta Bidena. Dopiero wczoraj do mnie dotarło, że komuniści, których pogłowie w Polsce nie zmniejszyło się wcale po roku 1989, traktowali ostatnie 30 lat, jako chwilową zmianę w dziejach ich rodzin. Uznali też w większości, że wszystko wraca do normy, po 24 lutego zeszłego roku. Opisane tu wczoraj pomysły Trzaskowskiego i Gduli świadczą o tym najdobitniej. Oni na powrót chcą rządzić z nadania globalistów wyizolowaną zoną, w której żywność produkowana będzie w chłopskich zagrodach, a historia pisana będzie przez wskazanych propagandystów. Kłopot z komunistami jest taki, że oni są organiczną częścią naszej państwowej narracji. Nawet jeśli nazwiemy ich złem, oni tam nadal będą, a my będziemy musieli określać się wobec nic, ignorując wszystkie inne, istotne zjawiska w dziejach. Tylko dlatego, że są komuniści. Tego nikt uporczywie nie chce zrozumieć, albowiem wydaje się wielu, że sensem i misją państwa jest walka z komuną. Oni z tego drwią, albowiem swoje uwierzytelnienia biorą z banku, a nie ze źle odczytanych i jeszcze gorzej przeanalizowanych dokumentów historycznych. Ktoś tu wczoraj wspomniał, że stary Gdula trzęsie Polskim Związkiem Łowieckim. No, a młodszy wprowadza reformy na modłę europejską. Czy ktoś się łudzi może, że w tym jest jakaś sprzeczność?

Co jest najgorsze? Po trzech, czterech dekadach, kiedy większości z nas nie będzie już na świecie, nie będzie też śladu po tych sporach. I nie będą one miały żadnego znaczenia. Podobnie jak państwo nasze i my wszyscy żyjący w słabych, wtórnych i płytkich narracjach. Być może dla kogoś wygodnych i wystarczających, ale nie dla nas tutaj. Gdyby tak było nie pisalibyśmy i nie komentowali. Dla wszystkich jest jasne, że satysfakcji z pisania mamy aż nadto, a do organizowania propagandy państwowej nikt nas nie dopuści z powodów, które zostały wyjaśnione wcześniej. Tragiczne jest jednak to, że my sami i ludzie, którzy tu i teraz żyją w Polsce, nie mogą i nie będą mogli obejrzeć się nigdy w żadnym zwierciadle. Nie istnieje taki segment narracji, który pozwoliłby na to, byśmy zobaczyli siebie samych. Oczywiście są karykatury takich narracji, a są to seriale. Nie ma jednak tego, co zwykle nazywane było literaturą obyczajową, a co w istocie było propagandą państwową, wskazującą na to, że każdy z nas, jaki by nie był, jest ważny dla organizacji. Nawet jeśli nic nie znaczy we własnych oczach. Zamiast tego mamy produkcje wychowawcze, na bardzo niskim poziomie i produkcje formujące działaczy politycznych. Te są na jeszcze niższym poziomie. No i kryminały, które mają przekazywać najbardziej chamską, antypaństwową, komunistyczną propagandę w wydaniu europejskim. Na samym zaś dnie jest publicystyka i krytyka, które – jak dwie obrzydłe, potworne siostry – usiłują to wszystko uwiarygodnić. Na dziś to tyle.

Jeszcze prośba od mojego kolegi

Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.

 

Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.

Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.

Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.

Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.

Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330

z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

Jeśli chcesz pomóc indywidualnie poniżej podajemy link do Polskiego Związku Niewidomych Okręg Lubelski i numeru konta:

https://pzn.lublin.pl/podziekowanie-specjalne/

także z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

 

 

  10 komentarzy do “O rodzajach narracji”

  1. przykre, od wczoraj na wszystkich mediach i socjal i tv, każdy chce ośmieszyć drugą stronę, a swoją wybielić przy użyciu pana prezydenta Bidena. Dewaulacją i negacją to się wiele nie osiąga, ale naród ma ubaw.

  2. Opozycja się skompromitowała moim zdaniem, a im więcej doniesień o wadze spotkań Bidena z Trzaskowskim tym gorzej. Wszystkie decyzje zapadną poza nimi

  3. Dzień dobry. Ano tak to jest, Panie Gabrielu, Pański wywód, spójny i logiczny, możnaby wszakże uzupełnić o istotne moim zdaniem kwestie. Pada tam słowo „misja” – naszego państwa. Jaka ona też jest mianowicie? nawet oficjalna odpowiedź na to pytanie jest trudna do odnalezienia, a różne doraźnie podawane brzmią co najmniej fałszywie. Po drugie; jakie też ono jest „nasze”, to państwo? Mamy w nim coś do powiedzenia może? Ktoś interesuje się naszym zdaniem? Kiepsko to wygląda. Polityków od stu lat wozi się w teczkach, istotne decyzje zapadają i tak bez ich udziału, gdzieś daleko stąd, a te narracje o których Pan wspomniał są dla nas jedynym źródłem informacji, co też prawdziwie rządzący względem nas zamyślają. Żeby stan ten zmienić, to trzeba sobie postawić parę pytań podstawowych; kto to jesteśmy „my”?, po co nam państwo, jakie cele sobie stawiamy i jak to – nasze wtedy – państwo ma nam w tym pomagać. Wszystkie te kwestie były bezwzględnie jasne w I RP i nie istnieją w ogóle teraz. Dlaczego? Ano – przez tych strażników, o których Pan pisze. Istotną kwestią jest – kim on są? Ja mam swoje typy, ale nie będę się narzucał. U Berlinga też byli Rosjanie poprzebierani w niby to polskie mundury. System się sprawdził, więc…

  4. Nasz państwo balansuje cały czas na granicy herezji, to znaczy lansuje typ bohatera, którym nieodmiennie jest gotowy na śmierć za idee gołodupiec, jedocześnie wskazuje zawsze jako zdrajcę lub osobę podejrzaną tego, który posiada cokolwiek i tym zarządza z sukcesem. To się nie zmienia w sposób istotny, a jedynie przesuwany jest wskaźnik na tej skali. Raz jest trochę więcej akceptacji dla posiadaczy i łączy się ich z państwem, a raz tępi bezlitośnie wskazując na kluczową rolę obłąkanych gołodupców

  5. – ja tam tej akceptacji nie zauważyłem, może z wyjątkiem pośredniego zadbania o nich przez zniesienie podatku od darowizny w rodzinie. Poza tym – nic. Retoryka „sprawiedliwości społecznej” pędzi w najlepsze, jak w czasach „3 x tak”… No i propaganda w stylu „uczciwą pracą jeszcze nikt się nie dorobił”. A nie interesuje nikogo – dlaczego…?

  6. To jest istota „naszego” systemu i niewiele się w tym zmienia lub zgoła nic,  czego przykładem może być mechanizm, w którym „dopieszczamy” tych „słabszych” kosztem ludzi kreatywnych i aktywnych. Polityka wobec małego i średniego biznesu polegająca na „docieraniu” ich kosztami prowadzenia wpisuje się w stuletnią socjalistyczną misję naszego państwa, takiej „demokracji biurokratycznej”, w której dwa miliony „prywaciarzy” jest z zasady zasobem do wyciskania przez „patriotyczną” klasę polityczno-urzędniczą. I to jest ta „misja”, bo innej być nie może.

  7. Teren musi się poszerzyć na wschód, wtedy przyjdzie zmiana

  8. 2000 luksów światła potrzebne jest człowiekowi aby utrzymać wewnętrzny rytm organizmu. Dawka luksów jakiej dostarcza  pan Gabriel ,zdecydowanie przewyższa  tę normę. Piękne dzięki  za wszystko.

  9. „(…) komuniści, których pogłowie w Polsce nie zmniejszyło się wcale po roku 1989, traktowali ostatnie 30 lat, jako chwilową zmianę w dziejach ich rodzin. Uznali też w większości, że wszystko wraca do normy, po 24 lutego zeszłego roku. Opisane tu wczoraj pomysły Trzaskowskiego i Gduli świadczą o tym najdobitniej.” przecież Trzaskowski poleciał do USA po rekomendacje, których otrzymanie chyba ponownie, choć pośrednio, potwierdzone podczas obecnej wizyty Bidena. Gdula to wiadomo i szkoda, że wcześniej się nie wychylił. Ale spójrzmy szerzej: Lloyd Austin powiedział, że pozbycie się rasistów z wojska to nie tylko jego priorytet ale jego sprawa osobista. For 1st Black Pentagon chief, racism challenge is personal | AP News Poglądy Kamali Harris przynajmniej nie są dwuznaczne – progresywistka czytaj szczera marksistka. Komuniści i socjaliści wszelkich odmian opanowali lub kontrolują w zasadzie wszystkie kluczowe stanowiska we wszystkich międzynarodowych organizacjach politycznych, państwowych, ekonomicznych, militarnych – znaczyłoby to zatem, że to co obserwujemy wokoło to nie jak się wielu wydaje walka prawicy z lewicą, tradycji z postępem czy wiary z bezbożnikami a jedynie stara poczciwa kłótnia w rodzinie o podział łupów. O ile pamiętam w PRLu na dorosłego fizycznego przypadało chyba 40,0kg mięsa. Obecnie pojawiają się głosy że „wolny” świat przytnie nam spożycie do 16,0kg a resztę dopcha robakami i GMO. Tu naprawdę nie chodzi o to, żeby się licytować z prowokatorami czy tak będzie czy nie bo nie tacy grzęźli w dialogowaniu z Judaszami. Chodzi o to, że jakiś tam miliarder z USA, właściciel firmy komputerowej, niejaki Gates wygłasza sobie orędzia do świata przedrukowywane w branżowych pismach medycznych (sic!) , że oto „kolejna PANDEMIA jest niemal pewna” a dalej „przed nami kolejna PANDEMIA I nie chodzi o koronawirusa.” Bill Gates: przed nami kolejna pandemia. I nie chodzi o koronawirusa (medonet.pl)  i nikt nie zada pytania skąd ten pan niby takie rzeczy wie?   

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.