mar 292024
 

Na początek informacja – zostało już tylko jedno miejsce na konferencji w Krakowie. A teraz, po wczorajszym marudzeniu, możemy znów porozmawiać sobie na nasze ulubione, poważne tematy. Poważne czyli głębokie i znajdujące odzwierciedlenie w pop kulturze, gdzie jest wszystko. I tym się właśnie różnimy od innych, którzy aspirując do akademickich rang popadają w zidiociałą powagę i głoszą różne „prawdy” niczym ksiądz prałat z ambony.

U nas jest inaczej. Oddaliśmy oto do druku kolejny, 39 już numer kwartalnika Szkoła nawigatorów. Powstał on tylko i wyłącznie dzięki zaangażowaniu Barbary, czyli Matki Scypiona, za co z tego miejsca bardzo Barbarze dziękuję. To dzięki jej pracy, trwającej cały rok, mogliśmy złapać oddech i zaplanować kolejne numery. Będą się one składać z tekstów archiwalnych i tłumaczeń, ale takich, których na pewno nie znacie. No, ale wracajmy do nawigatora nr 39. Poświęcony jest on fechtunkowi i broni białej. Ja też coś tam do niego dołożyłem. Chciałbym od tego właśnie zacząć omawianie tego numeru. Napisałem tekst o szermierzach filmowych, a kiedy zacząłem pisać o filmowych muszkieterach, z prozy Dumasa przeniesionych wprost na ekran kinowy, doznałem olśnienia. Mało kto pamięta, że wszyscy bohaterowie powieści, łącznie z dowódcą kompanii królewskich muszkieterów, są ze sobą spokrewnieni. W dodatku pochodzą z tej samej okolicy, czyli w zakątka pomiędzy Zatoką Biskajską, a Pirenejami. Co, jak sądzę, powodowało w nich wielką niechęć do Hiszpanii, stanowiącej stałe zagrożenie dla ich doczesnych dóbr, a także wyobcowanie z kontekstów nadreńskich i niezrozumienie Niemców, stanowiących dla Francji zagrożenie z drugiej strony. Dla tych ludzi mieszkańcy Lotaryngii, czy nawet Prowansji byli tak samo obcy i niezrozumiali, jak Aborygeni. Oni za to świetnie porozumiewali się między sobą, będąc świadomi przy tym, że całe to okropne miasto, do którego ich sprowadzono, było im wrogie. I traktowali je tak, jak łup, który należy maksymalnie wykorzystać. Po co Gaskończyków, katolików jak Aramis i protestantów jak Portos, sprowadzono do Paryża? Żeby chronili osobę króla. Ktoś powie, że to nie jest żadna rewelacja, bo Łotysze chronili osobę Lenina, a Szwajcarzy chronią papieża. Otóż jest różnica i to wielka, albowiem Gaskończycy, po zjednoczeniu się Hiszpanii, pozostali jej wrogami, choć wcześniej, kiedy Iberia była podzielona ta wrogość nie była wcale oczywista. Gaskończycy mimo tego, że mieli najdalej do Paryża czuli się Francuzami, ale jednocześnie byli we Francji całkowicie obcy. Już lepiej czuli się chyba w Londynie, albowiem penetracja ich ziem przez szpiegów i pieniądze angielskie była stałym elementem życia i historii. Wyprawa D’Artagnana do Londynu, nie była przypadkową wycieczką powodowaną brawurą. Potraktowałbym to raczej jako misję człowieka, który doskonale orientuje się w tamtejszych realiach, którego Dumas opisał, jako młodzieńca z temperamentem, ale bez doświadczenia. Przy okazji przygód D’Artagnana dowiadujemy się, że nikt nie mógł opuścić Francji bez specjalnego glejtu podpisanego ręką kardynała. To ciekawe, zważywszy na ilość Francuzów kręcących się w XVII wieku po Europie, także wschodniej.

Do czego zmierzam? Stale zagrożona rozbiorem Francja, nie była pewna swoich poddanych, musiała grać jednymi przeciwko drugim. Politycy jednak, trzymający ster państwa, dobrze sobie z tym radzili. Mieli za sobą całe stulecie doświadczeń. Mam na myśli wiek XVI wypełniony wojnami religijnymi. Osobę króla, która w polityce francuskiej była najważniejsza i utożsamiana z racją stanu chroniono otaczając ją gromadą pochodzących z Gaskonii kuzynów i pociotków, którzy byli lojalni tylko wobec siebie nawzajem. No i wobec króla. Reszta nikogo nie obchodziła. Mogli robić co chcieli, ale mieli zakaz pojedynkowania się. Nie z powodów, które zwykle są wskazywane czyli złamania dyscypliny, obyczaju, czy obaw o destabilizację sytuacji w mieście czy na dworze. Pojedynek był narzędziem politycznym, a potencjalny prowokator pojedynku był na pewno agentem, za którym stała cała, silnie rozbudowana struktura, zapewniająca mu ochronę. Jeśli nie był agentem ginął w starciu. Tak było zawsze, co pragnę podkreślić i mam nadzieję, że jasno wynika to z opisanych w nowym nawigatorze sytuacji. Kiedy ktoś stawał do pojedynku, było to zdarzenie rangi międzynarodowego skandalu i mało w tym starciu znaczyły umiejętności szermierzy, albowiem wszystko było aranżowane. Przykładów na to jest dość. Akceptowanie wyniku pojedynku, było w rzeczywistości akceptacją dla politycznych szantaży i oznaką wielkie słabości władzy. Nie można było dopuszczać do takich sytuacji. Był jednak ten kłopot, że trzeba było stale rekrutować nowych ludzi, do jednostek specjalnych przy królu, albowiem szpad i szabel rzeczywiście brakowało. Nie można było jednak brać kogokolwiek z ulicy, bo ten ktoś mógł okazać się hiszpańskim agentem wychowanym przez mistrzów destrezy, której we Francji nie znano. Triumfowała tam włoska szkoła szermierki i wszyscy wymienieni tu bohaterowie w niej właśnie się specjalizowali. Udało nam się nawet wskazać moment, kiedy ostatecznie zadekretowano i wskazano, że to szkoła włoska będzie tą, która obowiązywać musi każdego francuskiego fechmistrza służącego królowi i walczącego za kraj.

No, ale idźmy dalej. Jednostka specjalna przy królu to pierwszy i najważniejszy element utrzymania w całości państwa, które naciskane z dwóch stron trzeszczy w szwach. Uszczelnienie granic i wysyłanie na wschód i zachód wyłącznie ludzi sprawdzonych, przeznaczonych do zadań szpiegowskich, to kolejna zasada. Trzecią można by wskazać także, ale ona nie jest przedmiotem rozważań w naszym nowym kwartalniku. Omawiamy ją za to w książce, która do druku pójdzie po świętach i nosi tytuł „Porwanie królewicza Jana Kazimierza”. Choć może słowo „omawiamy” użyte jest trochę na wyrost. Wspominam tam o niej. Chodzi o wysyłanie gdzie się da różnych dam, które wychodziły za lokalnych magnatów i kształtowały politykę kraju, zamieniającego się powoli, dzięki ich wpływowi w kolonię. Tak było z Polską, czego raczej ukryć się nie da. Choć nie wszyscy magnaci dali się nabrać na wdzięki dwórek Marii Ludwiki. No, ale Zamoyski, a po nim Sobieski, dali się podejść jak dzieci. Przypomnę tylko, że Maria Kazimiera, rezydowała przez długi czas na zamku w Gniewie, dokąd wybieramy się latem.

Do tych elementów dodać jeszcze można piracką flotę operującą na Atlantyku, a także rozmaite perfidne i podstępne akcje, wykonywane z pomocą fechmistrzów włoskich i Francuzów wyszkolonych w szkole włoskiej szermierki. Takie, jak choćby wspomniane porwanie Jana Kazimierza.

No i cóż z tym teraz począć? Francja ocalała, stworzyła do tego potężną armię, która pustoszyła Niemcy, mogła prowadzić wojny w koloniach, utrzymywała stały sojusz ze Szwecją i sułtanem, a Polska była dla niej polem do rozmaitych eksperymentów, których celem było wyłącznie jedno – dalsze osłabianie Niemiec. Politykę bowiem Francja rozumiała zawsze bardzo egoistycznie. W odróżnieniu od Hiszpanii.

Dlaczego więc w Polsce nie zastosowano podobnych tricków? Z dziewczynami by nie wyszło, to jasne, albowiem na katolickich dworach takie numery przejść nie mogły. No, ale Francja także była katolicka – zawoła ktoś naiwnie. Była tak samo katolicka, jak Hołownia z Terlikowskim, a może nawet bardziej. No, ale dlaczego nie stworzono korpusu do zadań specjalnych? Choć widoki na to przecież były. Powodów jest, jak sądzę kilka. Pierwszy banalny – nawet gdyby taki korpus powstał, na basie chorągwi lisowskich, nie nadawał się do misji zagranicznych i dyskretnych, albowiem ludzie ci znacznie się różnili wyglądem od standardów dworskich w Szwecji, czy nawet w Turcji, nie mówiąc już o Rzeszy czy Francji. Trzeba by było ujednolicić modę, żeby wśród jednakowo wyglądających kawalerów w kapeluszach ukryć swoich ludzi. Polska prowadziła więc politykę w polu to zaś oznacza, że ponosiła straszliwe koszty, bo polityka gabinetowa, polityka intryg i prowokacji jest po prostu tańsza. Kluczowym elementem polityki polskiej była husaria. Jak mało przydatna do istotnych rozgrywek pokazała przyszłość. Oczywiście, przy czym będę się upierał, likwidacja chorągwi lisowskich to była intryga francuska, na tyle skuteczna, że do dziś pisze się o zbrodniach i nadużyciach elearów. Siła tej propagandy jest więc przemożna, a wierzą w nią wszyscy, albowiem Francja stworzyła coś jeszcze, coś co było kolejnym elementem jej systemu bezpieczeństwa – drabinę aspiracyjną. Tak naprawdę dopiero druga wojna światowa ją unieważniła. Wszyscy wiedzą o co chodzi, o rzekomą wyższość kulturową Francuzów nad całą resztą.

Pozostaje jeszcze kwestia agentów, tych było po prostu mrowie, a poznajemy to po tym, że taki kawaler d’Avaux  koordynował politykę w Niemczech i w Polsce rezydując w Hamburgu. W zasadzie zajmował się tylko dyktowaniem listów swoim sekretarzom i przyjmowanie raportów, a potem odsyłaniem ich do Paryża, na biurko kardynała.

Nie wiemy, jak dziś zarządzana jest Francja, ale wiemy, jak zarządzana jest Polska. Wszyscy nadal prowadzą swoje intrygi na naszym terytorium. Jest ono głównym terenem rozgrywek europejskich i powinniśmy się dobrze zastanowić, czy przez tę okoliczność całość państwa nie jest zagrożona. O lojalności wobec tego państwa w ogóle nie chce mi się mówić, albowiem jest to kwestia, którą Polacy mają w pogardzie. I mam tu na myśli także szczerych patriotów, a do tego katolików, którzy nie oparliby się żadnej pokusie i prowokacji, jaką wymyślił jeszcze w XVII wieku kardynał de Richelieu. Najszczersi patrioci, w prywatnych rozmowach zamieniają się w skorumpowanych degeneratów, kłamiących jak naoczni świadkowie porwania Konstancji Bonacieux. Oni też bowiem chcieliby być skuteczni w działaniu, a to im się kojarzy przede wszystkim z łamaniem zasad. No i ze starannym ukrywaniem tego, ale też i ujawnianiem co jakiś czas, żeby pokazać widowni, że nie są frajerami.

Jeśli już więc jesteśmy przy Francji, a zbliża się Wielkanoc, przypomnijmy może, że były czasy kiedy Francja nie była protektorką Szwedów i sojuszniczką sułtana, ale najstarszą córką Kościoła i wierną sojuszniczką papieża. I trwała mimo burz, okrążenia i sił odśrodkowych, a trwała dzięki regule cysterskiej, komandoriom templariuszy i targom w Szampanii. No, ale kto o tym pamięta? Nawet my tutaj już coraz słabiej. Na dziś to tyle. Dodam jeszcze, że dziś zamiast francuskich agentów, których raporty opublikowaliśmy w tomie „Okraina królestwa polskiego”, po kraju kręcą się Sumliński z Gadowskim i opowiadają ludziom, że za dwa trzy lata wybuchnie wojna. Chcą sobie trochę zarobić, ale czy rozumieją jakie spustoszenie czynią w głowach i sercach? Raczej nie. Gdyby w Polsce rządził ktoś na miarę kardynała, włóczono by ich końmi, a potem zamknięto w zamku Sisteron na dożywocie.

Teraz ogłoszenia. Ludzie mnie pytają czy spotkanie z Piotrem Naimskim 12 kwietnia to konferencja? Nie, to wieczorek. Spotykamy się, gadamy i wyjeżdżamy, no chyba, że ktoś sobie wykupił pobyt w hotelu. No, ale to jest już indywidualny wybór. Jedzenia też nie będzie tylko kawa. Impreza, jak wielokrotnie pisałem, ma charakter prywatny, wchodzą na nią ludzie z listy.

IX konferencja LUL Odbędzie się, zgodnie z zapowiedzią, w hotelu Polonia w Krakowie. Termin 8 czerwca tego roku. Ilość miejsc ograniczona do 50, bo sala jest mała. Wpłata – 380 zł od osoby. Na pewno wystąpi prof. Andrzej Nowak. Tytuł wykładu poda nam później. Zostało już tylko 27 miejsc.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-9-konferencji-lul/

Prócz prof. Nowaka potwierdzili swój udział: Piotr Kalinowski, czyli nasz kolega Pioter, który wygłosi wykład pod tytułem „Zaginione imperia”, kolejnym wykładowcą będzie Piotr Grudziecki, czyli nasz kolega Grudeq, który wygłosi wykład pod tytułem „Prawo spadkowe”. Sorry querty, ale z nimi o tym rozmawiałem już rok temu. Kolejnym wykładowcą na konferencji w Krakowie będzie prof. Ewa Luchter-Wasylewska, która wygłosi wykład „Enzymy – niezwykle biokatalizatory”. Wczoraj swój udział potwierdził dr Adam Witek, który wygłosi wykład pod tytułem „Kto się boi CO2 ? Albo co ma laser (molekularny ) do wiatraka”. Ostatnim wykładowcą będzie pan Michał Chlipała z Collegium Medicum UJ, który wystąpi z prelekcją zatytułowaną „Historia ewakuacji medycznej z pola walki”. Zostało już tylko 17 miejsc.

W dniach 6-7 lipca 2024 odbędą się Targi Książki i Sztuki. Tym razem w pałacu w Ojrzanowie.

Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, w dniach 10-11 sierpnia będziemy z Hubertem na festiwalu Vivat Waza w Gniewie. To duża impreza a my będziemy mieć tam spotkania autorskie w związku z książką „Gniew. Bitwa Wazów” oraz kolejną – „Porwanie królewicza Jana Kazimierza”. Dostaniemy też stragan w rynku, gdzie wystawimy nasz towar – książki i ilustracje, a także koszulki.

Wizyta we Wrocławiu zaowocowała tym, że znalazło się tam trochę egzemplarzy Wspomnień księdza Bliźnińskiego. Ja zaś odnalazłem jeszcze 6 egz. III tomu Baśni polskich. Sprzedaję drogo. Nie ma przymusu kupowania, to tylko oferta.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/waclaw-blizinski-wspomnienia-mojego-zycia-i-pracy/

  27 komentarzy do “O sposobach utrzymania państwa w całości”

  1. „Jednostka specjalna przy królu to pierwszy i najważniejszy element utrzymania w całości państwa, które naciskane z dwóch stron trzeszczy w szwach.”

    Coś mi się widzi, że ani Kaczyński ani Duda „Trzech Muszkieterów” ani „Dwadzieścia lat później” nie czytali ze zrozumieniem 😉

  2. Wojna będzie w czerwcu.

  3. Ani król, ani kardynał nie mieli na głowie Konstytucji, napisanej tak, jak została napisana nasza.

  4. Jackowski za każdym razem, kiedy prowadzi program „tyle wizji”, do kamery pokazuje podziękowania od policji lub od ludzi prywatnych. A to pieska odnajdzie telepatycznie, a to coś innego. Ostatnio wskazał szczegóły dotyczące prowadzonego śledztwa w sprawie morderstwa, które naprowadziły policję na właściwy trop.

    Opity kawą Gadowski może co najwyżej planować takie wojny, które już były i powtarzać zasłyszane opinie. Moim zdaniem nie posiada on talentu pana Krzysztofa z Tucholi i jeśli miałby zostać schwytany i wybatożony, to z litości i troski nad jego pisarstwem. Nie zagraża on nikomu. Oczywiście inicjatywa szkół rycerskich i Ruch Obrony Polaków to dobre posunięcia, ale brakuje nam kadr.

  5. Nie. Nawet Trylogii nie czytali ze zrozumieniem

  6. z tym kardynałem Richelieu to można powiedzieć że każdy orze jak może, on mógł i tak orał jak mu warunki pozwalały, no ale nie ma takiego cwaniaka żeby nie trafił na lepszego od siebie i po cwanym Richelieu był Mazarini, potem chyba Colbert i . może jeszcze ktoś i .. zaczęła się rewolucja …  wyspiarzom to pasowało

  7. Każde zbliżenie francusko-hiszpańskie spotykało się z natychmiastową reakcją Londynu. Tanią, bo realizowaną przez agentów albo operacje finansowe, których koszt był przerzucany na przeciwnika

  8. Dzień dobry. Uff, ale tu dzisiaj wątków. Po kolei zatem. Po pierwsze; żeby prowadzić politykę gabinetową, to trzeba mieć… gabinet. Nie trzeba rozwijać. Po drugie; szlachta polska istotnie wolała działać w polu niż za biurkiem, bo czuła się tam lepiej, do tego była w istocie powołana, no i utwierdzana w przekonaniu o wyższości szabli nad piórem, może nie przez jakieś dwórki jednakowoż. Kto chodził do szkoły w PRL, ten wie, że Polska upadła, bo szlachta wolała gospodarzyć niż wojować. Ja to… znam na pamięć. Moim zdaniem wychodzi tu na wierzch istotna różnica między nami a nimi – dowody której można sobie wykopać z ziemi (można jak można…). My – zasiedzieli tu od setek pokoleń, mający za sąsiadów ludy proste i mało niebezpieczne, dysponujący praktycznie nieograniczonymi zasobami – nie wykształciliśmy tego cynizmu, potrzebnego by przetrwać idąc przez ziemie Semitów i innych takich, równie rozwiniętych i niebezpiecznych. A czym skorupka nasiąknie – wiadomo. Dlatego oni i my mamy do dziś zupełnie różne rozumienie słów. Takich jak prawda na przykład. Kto popracował w korporacji, ten wie o czym mówię. Wesołych Świąt Gospodarzowi i Jego Gościom.

  9. jeśli o te korporacji chodzi, to przebija się opinia o specyficznym dobrze kadr w typie nie tyle profesjonalnym co mocno nadzorczym

    wyglada na to że menedżerowie to w centrali (u nich) a u nas to pilnujący i pilnowani

  10. Wolała gospodarzyć, ale gospodarzyła źle i było polnische Wirtschaft

  11. – cóż, kadrę dobiera się do zadań. Jeśli potrzeba nadzorców…

  12. – o to, to. I jeszcze – za premierem Jaroszewiczem – warcholstwo.

  13. Własnie stałem na podwórku, aż nagle rozległ się dziwny sygnał. Potem głos kobiecy, gdzieś z oddali powiedział, że za chwilę rozlegnie się próbny alarm. I rzeczywiście, rozległ się…Wesołych i spokojnych świąt życzę wszystkim

  14. Rozległ się głos anioła, żebyśmy się nie przelękli, ale musi się stać to, co zostało zapowiedziane.

    Moim zdaniem sens Świąt polega na tym, że pewne rzeczy muszą się zadziać w wymiarze rzeczywistym, a nie symbolicznym lub wirtualnym.

    Wobec tego życzę wszystkim spełnionych Świąt, dobrze przeżytych!

  15. Ale zachowajcie trochę rozsądku

    https://youtu.be/1ESK-dUKT4s?si=qnxuigtWd8U2XyQM

  16. Henry..to prawda,bo nawet nie nadążyli przeczytać „produkcji” w druku FIT For 55,a co dopiero Trzech Muszkieterów.Wydaje mi się ,że Ada ujęła to trafnie i celnie.

    Alleluja! Niech zmartwychwstały Jezus Chrystus codziennie otacza Ciebie opieką i Wszystkich piszących tutaj.

  17. Wie pan ze jedyny wpis po polsku dotyczacy destrezy ktory wyskoczyl w przegladarce to jest wlasnie ten :

    https://matka-scypiona.szkolanawigatorow.pl/destreza-jeronimo-sanchez-de-carranza-luis-pacheco-de-narvaez-francisco-lorenz-de-rada

  18. Dlatego Don Lopez Soarez (Krzysztof Litwin) miał zakaz pojedynkowania się.

  19. Jakie zadania ma sztuka? Ukryć to, co zbyt oczywiste i zapoznać się z tym, co zbyt doskonale i niedostępne.

    Kroki szermiercze do zapamiętania dla tępaków były przedstawiane w formie tańca tak, żeby nawet dziecko zrozumiało.

    Johann Heinrich Schmelzer „Fechtschule”

    https://youtu.be/DvoAXuFf1SM?si=0lKG3MFIpUtWKiBP

  20. Pani tak pięknie chowa szpadę w ostatnich sekundach, że na chwilę tracę równowagę

    https://youtu.be/5Wpw4GmFC7Y?si=kSneyKLLpuXgaP9b

  21. Tak, w Niemczech jest sporo szkół destrezy, ale w Polsce nikt się tym nie interesuje

  22. Madryt z przełomu XVII i XVIII wieku był bardzo niebezpiecznym miejscem. Zadawając się z niewłaściwymi ludźmi można było zostać sprowokowanym do pojedynku lub być ożenionym z jakąś pięknością wbrew własnej woli. Świadczy o tym historia Don Lopeza Soareza opowiedziana przez dowódcę cyganów.

     

    https://youtu.be/N353-mKJnss?si=RbwoBxe6-1oe4IhH

  23. Wesołego Alleluja i do przodu 😉
     

  24. Też tak to sobie wyobrażam.

    Dodałbym, że po wyspiarzom to pasowało ciąg dalszy nastąpi o czym można będzie przeczytać później.

     

    Dobrze jest, że jest rozróżnienie: każdy lub wszyscy mogą orać.

     

    Swoją drogą to orka jest przeciw tym tam, których poza chwastami inaczej nie umiem nazwać.

  25. Tak sobie poczytałem w Nawigatorze o sprawie św Stanisława vs Bolesław Śmiały.
    Jak widziałem, właściwie wszyscy patrzą z jednej strony.
    To ja bym wrzucił kij w te szprychy.
    Bolesław stwierdził, że centrum władzy i decyzji przeróżnych zaczyna być trochę za bardzo zcentralizowane w Rzymie, które szło ręka w rękę z naszymi, zachodnimi sąsiadami.
    No i zaczął rozmyślać o „alternatywie” Bizancjum. To, oczywiście, nie podobało się przedstawicielowi „Watykanu”, po to tu był, żeby rozszerzać ich wpływy.
    I tu jest problem – czy polityka Papieża powinna być górą nad interesem „państwa, dzielnicy, gminy itd. itp.” Być może Śmiały przewidział wiele wypadków w (jego) przyszłości, gdzie wtrącanie się Watykanu w polityczne układy Polski, wcale nie wpłynęły  pozytywnie.
    I to trwa, gdzie pchano PL do katolizacji Ru parę lat temu.
    Nie wiem, na ile „przejście” na prawosławie by było lepsze. Napewno stosunki miedzywojenne  na wschodzie Polski byłyby zupełnie inne.
    Z

  26. Jestem ZA „head off” Stanisawa. 🙂

    \z

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.