lip 052022
 

Każda nawet najbardziej niesamowita informacja może być unieważniona poprzez trywialne komentarze. To samo jest z wydarzeniami i postaciami, które powinny zwrócić naszą uwagę. Ludzie, lub lepiej konsumenci treści, przyswajają tylko pewien określony rodzaj strawy duchowej i zanim zaczną trawić inne pasze, musi minąć trochę czasu. Dokładnie tak samo jest w przyrodzie, o czym pięknie opowiadał w Wąsowie Piotrek Tryjanowski. Zanim przejdę do dalszego ciągu, mała dygresja na ten temat. Ptaki w Polsce nie potrafią jeszcze poradzić sobie z inwazyjnymi gatunkami wielkich ślimaków z Portugalii i USA, które się pojawiły parę lat temu. Ich układ pokarmowy musi to nowe pożywienie jakoś zaakceptować, a to trwa bardzo dlugo. Bądźmy jednak dobrej myśli. Treść, która w czasach słusznie minionych była podawana poprzez kanały propagandowe, uwolniła się dziś od kontroli, ale w stopniu niewielkim. Ludzie jednak żyją złudzeniem, że mają prawo wyboru, a także innym – że rozumieją komunikaty i intencję z jaką zostały one wyemitowane. Czasem tak, ale tylko czasem. Kontrola treści bowiem odbywa się dziś poprzez aktywność autorów i komentatorów, którzy wskazują co jest, a co nie jest istotne dla rozwoju duchowego i umysłowego przeciętnego Polaka. I tak nikomu nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć, że książka Lisickiego pod tytułem „Czy Jezus był Bogiem” to jest pod każdym względem skandal i informacyjna katastrofa. Uwodzi ich bowiem tytuł, a krańcowo strywializowane metody oceniania treści, które odziedziczyliśmy i zahibernowaliśmy w naszych mózgach, po latach komunistycznej pop kultury, nie pozwalają na odrzucenie tej formuły. W ogóle udawanie mądrego albo światowca poprzez posługiwanie się zestawem gadżetów, takich jak okulary, fular, poszetka czy coś innego, albo określony rodzaj treści, na przykład o tematyce religijnej, ma długą tradycję, sięgającą towarzysza Bieruta. Tradycja ta ciągle żyje. Wracajmy jednak do naszych baranów. Żeby unieważnić treść wystarczy wpisać kilka komentarzy zakończonych wyrazem „ziew”, nawet jeśli komentujący nie zdradza oznak zrozumienia tekstu, jego upór i wytrwałość w wypisywaniu takich komentarzy przekona sporą grupę ludzi, że tekst nie wnosi niczego nowego. Pół biedy jeśli mamy do czynienia z naszymi tutaj nawalankami, z jakimiś Ebenezerami Rojtami czy inną tajniacką swołoczą, gorzej jeśli takiej obróbce poddawane są wypadki polityczne i osoby mające polityczne wpływy sprawa zaczyna wyglądać upiornie. Okazuje się bowiem, że postawy i decyzje jednoznaczne, całkowicie unieważniające polityka i jego misję, stają się nie do końca jasne, dwuznaczne i „może nie takie złe, jak się wydaje”. Nie pamiętamy już jak Donald Tusk zrezygnował z zainstalowania w Polsce tarczy antyrakietowej. Nie pamiętamy, jak wszystkie rozgłośnie radiowe z RMF na czele wyszydzały ten projekt, nazywając go tarczą strzelniczą. Wszystko to zostało zapomniane, choć przecież USA odpowiedziały zawieszeniem projektu tarczy i resetem ogłoszonym 17 września. Potem był atak na Gruzję i zamach w Smoleńsku. To wszystko poszło w niepamięć, a Donald Tusk jest dziś traktowany serio jako polityk i jako alternatywa dla opresyjnego rządu PiS, który na złość obywatelom podnosi składkę ZUS i obniża podatki, chcąc ich do imentu skołować. W polityce nic nie dzieje się szybko, a każda decyzja ma swoją wagę i konsekwencje, taką wagę i konsekwencje mają też słowa. Jeśli więc ktoś wypowiada słowo reset, należy się zastanowić dlaczego ono padło. I co z pojawienia się tego słowa wynika. Wielu ludzi wspomina moment, kiedy to Sikorski zaprosił do Polski Ławrowa, żeby uczestniczył w obradach ambasadorów. Nie było żadnego polskiego dziennikarza, który wskazałby podobieństwo tego faktu do podobnych, wiernopoddańczych gestów, które Polska wykonywała wobec Rosji w XVIII wieku.

Wróćmy do szybkości przesuwania się klatek w politycznym filmie. Żyjemy pewnym złudzeniem. Oto jeśli zapada ważna decyzja, sześciu przynajmniej komentatorów pisze do niej glossy i zakończenia. Nie mając w rzeczywistości pojęcia co się wydarzy. Przynajmniej czterech czyni to nie z głupoty, albo naiwności, ale na polecenie, po to, by ludzie przyjęli ich fałszywą interpretację jako swoją i jedynie słuszną. W ten sposób tworzy się narracje, które zaczynają żyć same dla siebie i są utrwalane poprzez powtarzanie ciągle tych samych słów i gestów. Pisałem o tym wczoraj i przedwczoraj. Magma ta utwardza się w sposób naturalny, a także poprzez polewanie jej różnymi niepięknie pachnącymi substancjami. Potem zaś stanowi materiał do zapychania kanałów komunikacji, albowiem każdy polityk i w ogóle każdy człowiek, który próbuje wziąć udział w dyskursie publicznym, musi zauważyć przynajmniej jej istnienie. A ci mniej zorientowani będą z magmą zajadle polemizować. Jej obecność niesie ze sobą spore koszty, wiążą się one z porzuceniem interpretacji i oceny zjawisk zachodzących tu i teraz przed naszymi oczami. Nie pamiętam już o czym dyskutowaliśmy, kiedy Obama robił reset, pamiętam tylko, że Terlikowski umieszczał wówczas na swoim blogu wiersze Herberta, mające świadczyć o tym, że niewiele już wolności nam zostało. I chyba na tym się skończyło. Najważniejsza i najbardziej obciążona konsekwencjami decyzja polityczna dotycząca Polski została przez miejscowych „intelektualistów” zinterpretowana poprzez cytaty z poezji. I to nie jest frajerstwo bynajmniej, ale ciągłe, przepraszam Panie i co wrażliwszych kolegów, obsikiwanie stygnącej magmy, żeby była jeszcze twardsza.

Wszyscy rozumiemy, że Tusk powinien zniknąć z polityki, bo jeśliby raz jeszcze zdobył władzę, już nie będzie się – przepraszam – opieprzał. Załatwi swoich przeciwników naprawdę, a wraz z nimi całą rzeszę niezdecydowanych. USA są wielkim krajem, który gra w grę globalną i nie mają czasu na pełnienie roli wychowawczej wobec zdeprawowanych elit narodów środkowoeuropejskich. Podejmą więc takie decyzje, które będą dla nich najkorzystniejsze i najmniej kosztowne. My zaś zostaniemy zmuszeni do przyjęcia ich najbardziej niekorzystnej interpretacji i zanurzymy się w nowej jakiejś brei, którą wyprodukują dla nas Pospieszalski, Sumliński, Lisicki, Ziemkiewicz i reszta. A wszystko rzecz jasna w imię pluralizmu dyskusji i demokracji, manifestującej się zróżnicowanymi poglądami. My tutaj akurat, poprzez obecność innych treści niż dotyczące spraw bieżących, a także poprzez inną nieco komunikację i inne priorytety jesteśmy przed działaniami tych szkodników zabezpieczeni, nie za mocno, ale jednak. Oni tu nie wejdą, to pewne, ani nie wyniosą stąd niczego. Mogą się co najwyżej zdziwić, że my się ekscytujemy jakimiś według nich nieistotnymi kwestiami, ale i to uczynić mogą tylko prywatnie.

Co nie znaczy, że jesteśmy środowiskiem poza krytyką. Pamiętamy przecież dobrze, jak mój blog był traktowany przez ś.p Jerzego Targalskiego, który wyszydzał publikowane tu treści i ingerował w nie jako administrator portalu niezalezna.pl. Szczególnie źle obchodził się pan Targalski z tekstami dotyczącymi Moskwy. Ja sobie to przypomniałem dziś z rana, ale a propos czego innego zupełnie. Chodzi bowiem o Węgry, zastanawiam się jak człowiek tak przenikliwy, który po roku czy dwóch rządów Orbana, wprost pisał, że jest to współpracownik Putina, mógł spokojnie patrzeć na wycieczki, jakie redaktor Sakiewicz organizował dla polskiej publiczności, a których celem był Budapeszt? Misja zaś polegała na zacieśnianiu przyjaźni polsko-węgierskiej. Przecież wszyscy byli świadomi tego co się dzieje? Pędźmy teraz do pointy – nie wszystko w polityce i komunikacji jest oczywiste i nie wszystko da się skomentować od razu. Dobrze o tym pamiętać. Dobrze też jest uświadomić sobie, że działania bezmyślne, czynione według nieważnych już paradygmatów albo wprost dla stymulowania emocji są poważną częścią rynku komunikacji. I nie sposób ich zastąpić czymś nowym, bo ta nowa treść musiałaby być najpierw zrozumiana przez tych, którzy powołani zostali do dystrybucji treści i memów, a potem przez nich powielona. Wcześniej zaś zaakceptowana na szczeblach najwyższych. To zaś następuje wolno. Dlatego do świadomości ludzi przebija się tylko treść kontrowersyjna, krojona na modłę rodem z radzieckich publikacji ukazujących się w latach sześćdziesiątych, albo z pisma Młody technik, gdzie karierę zaczynał Ziemkiewicz – czy Jezus był Bogiem albo czy Yoda był Żydem i temu podobne. I nic ponadto się nie przeciśnie. Dziękuję za uwagę.

  14 komentarzy do “O sprawach, które mieliśmy przed oczami, a których nie widzieliśmy”

  1. Dzień dobry. Z tym Orbanem to i ja, muszę przyznać, dałem się trochę zwieść na początku jego kariery, bo też i łatwo mu było; nie dość że „konserwatysta” – wprawdzie bez muszki, ale jednak i do tego – Węgier. Na przeciętnego Polaka to broń całkowicie skuteczna. Natura ludzka skłonna jest do uproszczeń i powierzchownego oglądu rzeczywistości, głównie z lenistwa i siły zła o tym wiedzą. Dlatego zawsze powtarzam swoim dzieciom – walczcie ze swoim lenistwem! Ono leży u podstaw większości ludzkich nieszczęść. Ma Pan wiele racji pisząc o degrengoladzie tak zwanej „prawicy” w Polsce. Nie dość, że sztuczna, wystrugana przez lewicę w zasadzie, jako zwykły sparring partner, to i tak próchnieje i się rozpada. Przy tej okazji myślę sobie, że może my w Polsce moglibyśmy już przestać grać kartami przeciwnika. Porzucić wreszcie układ krzeseł francuskiego Zgromadzenia Narodowego z czasów zbrodniczej rewolucji – czyli ten cały podział prawica-lewica, adekwatny mniej więcej jak piłsudski-dmowski. Ale czym go zastąpić? Ja myślę, że znalazłoby się. O walce lenistwem już napisałem. Trzeźwość jest dobra. Ale można sięgnąć jeszcze do zbioru cnót ewangelicznych, rzutować je na realia współczesne (mało kto rozumie te historie o barankach), bez trywializacji rzecz jasna i wokół tego sztandaru rozpocząć gromadzenie własnego obozu. Po raz pierwszy to my zdefiniujemy siebie, a nie pozwolimy to zrobić przeciwnikowi. I niech się martwi… 🙂

  2. Zgadzam sie z Panem poza tym, ze nic nie mam ani do Wegrow, ani do Orbana.

    Przywolana tutaj ksiazka ma zachecic Polakow do odpowiedzi na najwazniejsze pytania: kim jestesmy (a zatem->) jaki jest cel naszego zycia? Jest to nurt tozsamosciowy pisarstwa skierowany do Polakow po to, zeby Polacy okreslili sie w koncu kim sa poprzez okreslenie swojego stosunku do Jezusa oraz do Jego oponentow – zydow. Tozsamosc, a wiec odpowiedz na pytanie kim jestesmy rodzi kolejne pytanie – po co jestesmy?

    Zydzi pisani z malej litery uwazaja Jezusa za wroga. Dla nich Jezus jest wrogiem z definicji, jak rowniez wrogami dla nich sa ci, ktorzy wierza w Jezusa.

    Zagadnienie to jest stale obecne w naszej historii.

    Zadaniem Kosciola jest nieustanne udzielanie odpowiedzi zydom, zarowno tym pisanym z malej litery, ktorzy pozostaja w opozycji do Jezusa, jak i tym pisanym z duzej litery, ktorzy przeszli na strone Jezusa i potencjalnie moga stac sie Jego narodem, jak narody europejskie, ktore w Niego uwierzyly, jak narod polski, przez co narodowosci zyskuja legitymacje do istnienia.

    Bez Boga jestesmy tylko zbiorem ludzi bez tozsamosci. Nie jestesmy narodem (chrzescijanskim), lecz masa ludzka. Juz od 1945 roku funkcjonowalismy jako The Polish People’s Republic (=the Nation under occupation), a od 1989 roku jestesmy oficjalnie, bez zastrzezen „We the People“ zamiast „We the Nation“. W 1989 roku ostatecznie utracilismy nasza tozsamosc narodowa, bo stalismy sie „We the People“ jak ludzie w People’s Republic of China jako czesc swiatowego, komunistycznego „ludzkiego rodu” a nie jako czlonkowie uksztaltowanego  przez historie narodu.

    Jak na razie wplywowi zydzi, ktorzy tworza tresci w mediach i edukacji daja odpowiedz negatywna na pytanie postawione w tytule wspomnianej ksiazki, a wiec temat ten jest jak najbardziej na czasie, poniewaz oni widza to tak:

    https://youtu.be/ZLdbY2aH7Xg  

  3. – oczywiście, przytacza Pan dużo prawdziwych i użytecznych szczegółów, tylko że ja właśnie nie chciałbym się nimi zajmować. Tak samo jak Żydami (żydami). Chciałbym żebyśmy my, Polacy, ze wszystkimi zastrzeżeniami dotyczącymi tej nazwy, zajęli się sobą. W tym swoją tożsamością i tymi kilkoma rudymentarnymi sprawami, które Pan też wymienił. A Misją Kościoła jest doprowadzenie ludzi do zbawienia a nie odpowiadanie komukolwiek. Aczkolwiek dla nas jest jeszcze Kościół źródłem wskazówek praktycznych, bardziej niż dla innych, bo to Kościół nas stworzył i tego się nie odkręci…

  4. jak Obama ogłosił reset, to ja pracowałem w amerykańskiej korporacji i zastanawiałem się dlaczego ta korporacja wyprzedaje aktywa w Niemczech , Skandynawii i Polsce. Reset oznaczał wycofujemy się z Europy i koniec , amerykański kapitał też idzie. Potem widziałem jak Amerykanie zaczynają w 2014 inwestować w Polsce, bo Obama resetuje reset, ktoś tam gada że na Warszawe bomby nie spadną przez najbliższe 15 lat (zostało jeszcze 8 lat), potem przychodzi Google i Microsoft z pomysłem stawiania centrum informatycznego w Polsce pod Warszawą, chodzi o infrastrukturę , budują dużo. Mam nadzieję, że Ameryka zostanie tu dłużej. Wiem ,że wojna na Ukrainie zmusi wszystkie strony do opowiedzenia się po czyjejś stronie i to szybciej niż myślą.

    Tuskowie myślą i mają rację pamięć wyborcy jest krótka.

    Co do książek, czy Jezus był Bogiem czy nie był bogiem (celowo z małej litery) to takich książek powstały tony. Dla mnie jest jeden dowód oczywisty istnienie Kościoła bez Boga w Jezusie objawionym by nie powstał. Kilka systemów totalitarnych by zapłaciło każdą sumę za badania , które dowiodą  bajki o Jezusie, a to się nie udało. Historycy nie potrafią zaprzeczyć istnieniu Jezusa, a co dopiero „lisiccy” i inne Kody da Vinci.

  5. Rynek ideii rzeczywiście opanowany jest przez codzienne gesty i zachowania.

    Ksiądz „tradycjonalista”, teraz w lipcu 2022, udziela komunii w maseczce.

    Przed wejściem „do piekarni” – chłodnej i klimatyzowanej – stoi w spiekocie ogonek a w środku jedna osoba (nie żadnej, kartki na dźwiach nie ma).

    Większość Ludzi to Idioci. Bez cudzysłowów.

    Z jednej strony szkoda, a z drugiej trzeba zaakceptować fakty.

  6. Szanowny Panie.

    Czy tytuł „O Boskiej naturze naszego Pana Jezusa Chrystusa” uraża pańskie uczucia religijne? SAM TYTUŁ ociera się o prostacką profanację.

    Proszę być spokojny, pronumeraty „Do Rzeczy” nie zlikwiduję.

  7. Nie uraża. 

  8. te 20 kilka procent ciągłego wsparcia platformy, przez jej zaczadziałych wyborców, będących  absolutnie w dołku intelektualnym, przegranych i uparcie uprawiających politykę jakby to było taplanie w błocie… tego nie rozumiem … nawet duża ilość  kasy zza kurtyny, nie tłumaczy takiego uporu wyborczego, trąci mi to potrzebą bliższego kontaktu z medycyną.

  9. – dla mnie to całkiem wytłumaczalne. Te 20% to mniejszości narodowe i weterani UB wraz z progeniturą. Obie grupy systematycznie zastraszane, że przyjdzie kaczor i ich zje… I obie dość głupie żeby w to wierzyć. No, może z wyjątkiem niektórych mniejszości, ale to inna historia… 😉

  10. Ale pojecia nation i people sa niekiedy tozsame.

    People jako rzeczownik pluralny moze oznaczac ogol ludzi lub narod.

  11. aaaaaa. mniejszości nie brałam pod uwagę, a to pewnie jest obowiązkowo w ich środowiskach zaprogramowane, być  kontra asowi który się wybija na samodzielność .

    Wolfy z opolskiego, komuniści z nad granicznego Podlasia i może uczestnicy a akcji Wisła, co dziś są na kresach koszalińsko – zielonogórskich , do dziś nienawidzą bo tak mają.

  12. krajowi , nie asowi choć właściwie sena zdania jest zachowany

  13. „Nation” różni się zasadniczo od pojęcia „people” tak samo jak różni się od Volku czy ordy, dlatego złośliwi mówią o naszym sąsiedzie, że jest to ziemia bez narodu dla narodu bez ziemi.

  14. moim zdaniem ci ludzie uzależnieni są od nienawiści do zdefiniowanego wroga i jest to problem socjologiczny, psychiatryczny, populacyjny …  gdyby nie pis, padłoby na antysemitów, homofobów, germanofobuf, afroamerykanofobuw, jakieś inne coś, co można nienawidzić pod dyktando mediów …  wyłączmy prąd na kwartał i ta grupa się zmniejszy, bo z braku bodźców antypisowskich przerzuci się na coś innego …  auta spalinowe, rodzinny wielodzietne, scotus (sup. court usa), cokolwiek, co koliduje z polityczną poprawnością, bo to politpopr. generuje ten stan fobii … te 20 procent to stała populacyjna, albo kosmiczna, jak kto woli, pod tą szerokością geograficzną … ci ludzie kochają być politycznie poprawni i tyle … media zawsze znajdą wroga, którego oni znienawidzą …  brak samoświadomości się kłania, zerowy wskaźnik autorefleksji,  wysoki pragmatyzm i oportunizm, wiara w „poważne” źródła, fakty, autorytety itd …  część to histerycy wykreowani i ukształtowani przez media, bo mają taką skłonność, bo część populacji tak ma i mieć będzie, vide wykłady prof. Święcickiego  … jest 25 lat po grzybach, media zrobiły swoje … czas na odczarowanie internetu

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.