lut 012020
 

Wbrew pozorom wszystkie trzy elementy, umieszczone w tytule są ze sobą ściśle powiązane. Tak się niestety składa, że widzimy jedynie część tych połączeń, a reszty musimy się domyślać. Zacznę może od Czyngis chana, albowiem właśnie wydaliśmy o nim książkę. Jest to postać, która fascynuje mnie od dawna, albowiem serce moje skłania się ku ludziom bezkompromisowym i skutecznym. Te cechy zaś łączył w sobie właśnie on – Czyngis chan. Był to także człowiek anielskiej cierpliwości, który nigdy z niczego nie rezygnował. I to cenię w nim najbardziej. Swoją błyskotliwą karierę polityczną rozpoczął w wieku 51 lat, czyli dokładnie w tym, w który ja wejdę za miesiąc. Przez dwadzieścia ponad lat dokonał serii prezentacji, na dużych bardzo obszarach, które nauczyły wszystkich, co to znaczy determinacja, dobre przygotowanie ideologiczne, taktyka i jasno określona strategia, zawarta w prostym zdaniu – nigdy nie trać z oczu celu, który sobie wyznaczyłeś. Nie musisz o nim mówić, ale musisz go widzieć. Książka, którą wydaliśmy – Wojny Czyngis chana – opowiada o niektórych aspektach wspomnianych prezentacji, a niektóre tylko wspomina lub sugeruje ich istnienie. Ja może skupię się na tych dwóch ostatnich. Bo jak wygląda wojna to sobie przeczytacie sami. Oto każdy podbity teren jest natychmiast łączony szlakami handlowymi z centrami produkcji przemysłowej w Chinach. Czyngis w zasadzie od razu zawierał stosowne umowy z kupcami działającymi na terenie zajętym przez jego tiumenie. Oni zaś dostosowując się błyskawicznie do nowych warunków, wysyłali karawany do Chin. Przy chanie od pewnego momentu, niestety nieokreślonego dokładnie, znajdują się przedstawiciele republiki weneckiej, którzy aktywizują się w miarę jak armia zbliża się do Wołgi. Wprost jest napisane, że w kolejnym pokoleniu, po śmierci chana, to Wenecjanie zapoznali Batu i dowódców wyprawy na Europę z mechanizmami władzy i zależności politycznych w krajach przeznaczonych do podboju, a także, co najważniejsze – w Rzymie. Mongołowie wiedzieli wszystko o wszystkim, ale nie tylko dzięki Wenecjanom. Karawany kupców wprost z Azji, tych co wcześniej zaczęli kupować chińskie zabawki i zapachowe gumki do ścierania, ruszyły ze swoim towarem wprost ku cesarstwu przez ziemie Polski i Węgier, zbierając oczywiście informacje. Nie ma niestety w naszej książce słowa o angielskim templariuszu, który wprowadził tiumenie nad Dunaj i negocjował różne kwestie z królem Węgier, czyli – mówiąc wprost – straszył go, ale może kiedyś przetłumaczymy książkę o nim. Na razie musimy zająć się czymś innym.

W zalinkowanym wczoraj tekście o Zygmuncie Kubiaku, którego autorka steku bredni o konserwatystach, opublikowanym w Teologii Politycznej dołączyła do konserwatywnych myślicieli, takich jak Krzeczkowski i Iwaszkiewicz, pada znamienne zdanie, które wypowiada sam Zygmunt Kubiak – Polska jest krajem opartym na strukturach towarzyskich. To ważne, bo na strukturach towarzyskich oparte były także takie kraje jak Ruś, Węgry i Polska w czasie kiedy, nad ich granicami pojawiły się tiumenie Batu i Subugedeja. Oczywiście, książęta ruscy walczyli ze sobą, podobnie jak na pieńku mieli Konrad Mazowiecki i Henryk Pobożny, a także król Węgier i magnaci jego królestwa. Konflikty te jednak, choć nieraz brutalne, rozgrywały się w ramach pewnej konwencji, a ich uczestnicy byli ze sobą spokrewnieni. To znaczy istotna zmiana stosunków nie była możliwa, bez jakiegoś katalizatora. Popatrzmy teraz jak budująca była uczciwość dowódców tiumeni w porównaniu z uczciwością Zygmunta Kubiaka, którego celem, w czasie udzielania wywiadu było przede wszystkim to, by ukryć istotę owych towarzyskich struktur rządzących Polską. Ja może zacytuję w całości ten fragment tekstu

Ktoś mógłby pomyśleć, że byłem bardzo odważny. Smarkacz, który na początku lat 50. stara się o audiencję u prymasa i na tej podstawie podejmuje życiowe decyzje, to była rzadkość. Ale Polska jest krajem opartym na strukturach towarzyskich. Matka roztaczała nade mną parasol ochronny. Przekonałem się o tym, gdy na początku lat 60. zabrakło tej osłony. Stałem się wówczas łatwym celem dla UB

To jest bardzo ciekawe, albowiem brat Zygmunta Kubiaka – Tadeusz, którego wczoraj pomyliłem z Zygmuntem właśnie, współpracował całym swym jestestwem z aparatem bezpieczeństwa. Matka musiała mieć podobne zatrudnienia, albowiem inaczej ów towarzyski parasol by nie działał. Sam Zygmunt Kubiak, którego miałem okazję zobaczyć kiedy był już bardzo leciwy, nic o swojej współpracy nie mówi. Być może nigdy jej nie było, a być może sprawa miała się tak, że on po prostu nie został dopuszczony do elitarnego grona filologów klasycznych, którym wydawano książki, bo się Paradnowski wystraszył, że Kubiak przyćmi go swoim popularyzatorskim blaskiem. Tak tylko głośno myślę. Tak więc owe struktury towarzyskie, na których opierała się Polska w latach pięćdziesiątych i które przestały chronić Kubiaka po śmierci matki, muszą być dziś reaktywowane, albowiem chce tego Teologia Polityczna. To było, moim zdaniem, napisane wczoraj wprost. To był żal za rajem utraconym. – Dlaczego – płakała autorka – nie może być tak jak dawniej, kiedy wszystko było z góry umówione i rodzice pilnowali karier? Hola, dziś też pilnują, a więc chodzi o coś innego. O co? O to, że dziś wszyscy żyjemy na wielkim stepie. A imię jego internet. Wspomina nam Tadeusz Kubiak o swojej wizycie u prymasa, a ja jestem ciekaw jak wyglądały wizyty weneckich kupców u papieża, który nie przejmował się bardzo obecnością Mongołów nad Dunajem, ale okropnie stresował się aktywnością cesarza Fryderyka Hohenstaufa. Prymas powiedział Kubiakowi, żeby ten zerwał z Paxem. Aha, więc były i związki z Paxem? Rozumiem, że także asekurowane przez mamę, bo przecież cały czas jesteśmy w tej Polsce lat pięćdziesiątych, która opiera się na strukturach towarzyskich. A ja myślałem, że ona się opierała na braciach Różańskich, Moczarze i kilku jeszcze osobach. Co ze mnie za głupek. Nie mogę też nadziwić się, że ten Kubiak z taką łatwością został przyjęty przez prymasa i miał jakąś rolę do odegrania. No, a współcześni konserwatyści z Teologii Politycznej, też by chcieli, żeby ktoś wyznaczył im jakąś misję, ale prymas jakoś nie chce. Ma inne plany. Może ktoś mu powiedział, że lepiej dogadać się z dowódcami tiumeni, bo oni po prostu chcą tylko dziesięciny i jak ją dostaną, to przyślą tu karawany z towarem ze swoich fabryk. I nic ponadto się nie wydarzy. Jeśli zaś idzie o pielęgnowanie struktury towarzyskich, może być kłopot. Będą łazić, prosić, narzucać się, próbować zmieniać wszystko, tak żeby im było wygodniej. To się stanie w końcu nie do wytrzymania, a wreszcie, kiedy prymas powie im wyraźnie – won – zawrą sojusz z cesarzem i będą go popierać tak gorąco, że on sam się zdziwi. Tak tylko gdybam.

Na szczęście mamy nasz wielki step, który łączy a nie dzieli, o czym chciałem przypomnieć. Wielki step, którego nienawidzą z całej duszy wszyscy zwolennicy zarządzania za pomocą struktur towarzyskich. Wielki step bowiem nadaje znaczenie koczownikom i ich metodom działania, a odbiera to znaczenie ludom osiadłym, obudowującym swoje siedziby wałem i markującym jedynie chęć porozumienia się z innymi. Ta bowiem jest w istocie chęcią dominacji, która na osi czasu generuje wyłącznie chroniczne konflikty, nie dające nadziei na żadne rozstrzygnięcie, za to gromadzące kibiców, sponsorów, budżety i jakąś tam produkcję, już to wojenną, już to propagandową, która z czasem nazwana zostaje kulturą materialną i duchową. Koczownicy są zaś wspomnianym katalizatorem. Nie działają sami, bo ktoś im zawsze składa propozycję. Kto? Organizacja dysponująca kapitałem i flotą, ale nie posiadająca ani stepu, ani możliwości poruszania się po nim. Organizacja ta nie jest także zainteresowania podsycaniem chronicznych konfliktów pomiędzy ludami osiadłymi, ona chce je zakończyć i partycypować w zyskach płynących z obrotu towarami przez wielki step. Konflikty te zaś, ów manewr uniemożliwiają. Organizacja taka, jest częścią składową wspomnianej tu już kultury materialnej i duchowej ludów osiadłych, ale ma ją tak naprawdę w nosie. I nie zawaha się jej podeptać, jeśli na horyzoncie pojawią się widoki na wielkie zyski. Te zaś gwarantuje wielki step.

Ktoś powie, że mylę rzeczywistość publicystyczną, z rzeczywistością polityczną. Być może. I co z tego? Teologia Polityczna nazywa komunistów i agentów UB, konserwatystami. Im wolno, a mi nie? Nie po to Czyngis chan wymyślił internet, żebyśmy się teraz mieli ograniczać.

Na dziś to tyle. Dziękuję.

  11 komentarzy do “O układach towarzyskich, roli internetu i Czyngis chanie”

  1. Dla Rojta towarzyska przynęta ☺
     

  2. Dobry tekst, taki z zakresu ekonomii politycznej.
    Nazywam Polskę łąką, a to tymczasem fragment stepu 

  3. Genialne,  Panie Gabrielu…
    … a ostatni akapit jest zwyczajnie  PRZEGENIALNY  !!!

  4. no dobrze, przyjdzie organizacja i złoży propozycję i co dalej ?

  5. Wobec wywołanego tu mimochodem Parandowskiego nawiąże w mojej ilustracji do alchemii słowa, którą tak zdefiniowała czarownica Bellezza Orsini podczas rzymskiego procesu w roku 1528, gdy sędzia chciał koniecznie poznać tajemnice czarnej magii: Kto uczy się liter i zasad czytania i pisania, a potem w ten czy inny sposób kontynuuje, nigdy nie widzi końca; im więcej stara się dowiedzieć, tym więcej rzeczy musi poznać, które wcześniej go nie wciągały, a im dalej tym bardziej nie może znaleźć ukontentowania. To właśnie jest czarostwo.
     

  6. Dokładnie tak samo opisuje Simon Sebag Montefiore „brytyjski” historyk w książce „Stalin. Dwór czerwonego cara”. Sami przyjaciele i układy towarzyskie. Do początku lat 30tych żadnych tajniaków chroniących najwyższe osoby Politbiura. Odlot i spontan.  Jeśli napisze jeszcze dwie książki napisze o Stalinie to wyjdą mu „Chłopcy z placu broni”, nie ma wyjścia…

  7. albo Timur i jego drużyna 
    no po prostu ministranci

  8. Drogi Coryllusie, naturalnymi organizacjami składającymi oferty i gwarancje ludom stepów są kupcy. Potrzeba jedynie trochę gotówki i obietnicy łupów. Potem, po osiągnięciu celu, wystarcza zwykle adieu.
    Jeśli chodzi zaś o Czengis chana to nigdy nie zdobył Chin. Walczył z Dżurdżenami i Mandżurami. Podszedł pod Pekin i wrócił na step z gigantycznymi łupami a kupcy, którzy go motywowali to Ujgurzy. Chiny zdobyli dopiero następcy. Osiągnięciem Czengis chana było zjednoczenie, w wielu wojnach domowych, ludów stepu właśnie. Przez wiele lat tworzył pięść, którą łatwo było potem uderzać w dowolnym kierunku.

  9. „Był to także człowiek anielskiej cierpliwości, który nigdy z niczego nie rezygnował.” 
    „które nauczyły wszystkich, co to znaczy determinacja, dobre przygotowanie ideologiczne, taktyka i jasno określona strategia, zawarta w prostym zdaniu – nigdy nie trać z oczu celu, który sobie wyznaczyłeś. Nie musisz o nim mówić, ale musisz go widzieć.”
    Podstawowe słowa, które musimy pamiętać, jeżeli chcemy coś osiągnąć!

  10. Czekam z niecierpliwością na tą książkę o tym templariuszu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.