Najpierw ogłoszenie: już tylko 58 osób może się zapisać na konferencję, która odbędzie się 14 października w pałacu w Ojrzanowie. Za miesiąc zaś, w Krakowie, w hotelu Polonia, który stoi naprzeciwko dworca odbędzie się Kiermasz Książki i Sztuki – 5-6 sierpnia, sobota-niedziela, od 11 do 19.00. Udział biorą: Gabriel Maciejewski, pracownia „Sztuka cięcia”, Irena Czusz, Tomasz Bereźnicki. I tyle. Nikt już więcej się nie zmieści.
Teraz do rzeczy. Każdy mniej więcej pamięta takie nagranie z Bobem Dylanem, w którym widzimy, jak młody Bob, skrępowany obecnością publiczności, czeka aż specjaliści od nagłośnienia obwiążą go tymi wszystkimi kablami, jak podepną go do wzmacniacza, żeby mógł wreszcie zagrać te swoje trafiające prosto do serca pieśni. Ubrany jest prosto i skromnie, w dżinsową kurtkę i jakieś portki. Kabli jest sporo, a dźwiękowcy się uwijają jak w ukropie, bo publiczność czeka. I kiedy on już jest naprawdę skrępowany tą całą techniką, kiedy mu to ustrojstwo od organek opada na pierś, a gitara plącze się w kablach, zaczyna się pieśń o wolności. I ona rzeczywiście trafia do wszystkich serc. Co z tego obrazka zrozumiały miliony słuchaczy, obserwujących Dylana i słuchających go przez całe dekady? Tyle, że wystarczy mieć gitarę, organki, zasiąść przy ognisku i śpiewać, a osiągnie się prawie taki sam efekt, jeśli nie dokładnie taki sam, jak Bob. Tak nie będzie. W ten sposób można jedynie stworzyć tło lub jak kto woli pudło rezonansowe dla Boba, który dzięki takiemu naśladownictwu będzie jeszcze sławniejszy, jeszcze bardziej niedostępny i daleki. Jego piosenki zaś, choćby mówiły samą prawdę o życiu, miłości, czy czym tam chcecie, nie dotkną nigdy niczego ważnego w życiu tych biedaków, którzy próbowali go naśladować przy ogniskach. Wzbudzą tylko falę powierzchownych emocji potem przez lata i w głupich jakichś rozmowach będą wracać jako najważniejsze wspomnienia, do których się tęskni. Często z przymusu, bo człowiek nie ma nic innego poza tym.
Z Bobem Dylanem zestawimy teraz epokę napoleońską, celowo pisaną z małych liter. Widzimy co się dzieje we Francji i różni ludzie zaczynają wieszczyć różne rzeczy, o których my tutaj wiemy od co najmniej kilku nastu lat. Dla pewnych osób jednak, patrzących na Francję poprzez tak zwaną epokę napoleońską, obecne wypadki są nie do pojęcia. Złudzenie polega tu na zawężeniu perspektywy. Można je też nazwać złudzeniem a la Łysiak. Lub – stosując nadużywany tu ostatnio zaśpiew filozofów – pars pro toto, czyli wskazywaniem prawidłowości w dziejach wielkiego kraju o skomplikowanej historii, poprzez jedną, krótkotrwałą aferę, o nieznanych do końca źródłach finansowania. Zastanawiałem się do czego mógłbym tę epokę napoleońską porównać i wyszło mi, że do badacza Pisma Świętego po siedmiu klasach szkoły powszechnej. On tak się ma do Pisma, jak ta epoka do historii Francji. Dzisiejsze zaś wypadki nie przesądzają jeszcze o niczym, choć wszystko może się zdarzyć. Francuzi zaś mogą po prostu pójść po rozum do głowy i pojąć wreszcie jakie komunikaty są wysyłane jej władzom i całemu narodowi.
Dla równowagi muszę teraz podać trzeci przykład złudzenia, którym ludzie uwielbiają się karmić. I przyznam się Wam, że mam pewien dylemat. O czym tu napisać? Chyba jednak skupię się na zakończonych wczoraj Targach Książki i Sztuki. Oto, nie wspominam tu o sobie akurat, ale o innych wystawcach, mieliśmy tam prezentację profesjonalizmu zawodowego, której próżno szukać w wielu uznanych galeriach. Do tego było to ładnie połączone z dystrybucją i otwarciem się na klienta, który mógł przyjść obejrzeć sobie z bliska obrazy i grafiki, porozmawiać z artystami i wypowiedzieć swoje opinie na temat ich pracy. Oni zaś, niczym starożytni mędrcy z anegdoty o Machiavellim, uprzejmie mu odpowiadali. To się rzadko zdarza, jeśli brać pod uwagę ogólną dostępność artystów w Polsce i to, co zwykle określamy jako poziom. Nie tylko prac, ale także samych twórców.
Nie mogłem się jednak oprzeć wrażeniu, że niektórzy goście, szczególnie ci związani z pionem kultury i promocji naszego miasta, poczuli pewien niedosyt odwiedzając nasze targi. To znaczy pragnęliby bardziej przebywać w towarzystwie jeszcze prawdziwszych twórców, czyli takich na przykład jak Szczepan Twardoch, albo Katarzyna Bonda, a z malarzy to może Kamil Sipowicz, albowiem dla ich wysublimowanych gustów, to co tam pokazaliśmy, było po prostu za słabe, a może zbyt niszowe. Nie wiem czy damy radę sprostać w przyszłym roku takim wyzwaniom, ale na pewno spróbujemy.
Pora teraz na pointę. Ta zaś musi być bezlitosna i twarda. Uleganie emocjom nie oznacza wcale wrażliwości, a już na pewno nie oznacza wrażliwości na piękno. Przeciwnie, jest to jedynie uleganie presji jaką wywołuje technologia, promocja, wreszcie polityka i pieniądze. Wszystkie te sprawy, jawnie przecież diabelskie, nie mogą przyjść do nas w swojej oczywistej postaci, ukłonić się i powiedzieć – oto jesteśmy. Muszą się w coś przebrać, w dodatku musi być to coś takiego, co zapadnie nam głęboko w serce i pamięć. A do tego zadziała tak, byśmy potem nie byli w stanie się od tego uwolnić i wierzyli, a często tak jest, że uporczywe i wtórne powracanie do tych wrażeń, to jest proces twórczy. My zaś uczestnicząc, za bezdurno, w promocji jakiegoś towaru sami jesteśmy artystami lub znawcami.
To nie jest prawda. I trzeba się dobrze zastanowić, zanim powtórzy się czyjąś opinię, nawet jeśli bardzo nam się ona podoba, trzeba się dobrze zastanowić zanim zagra się czyjąś piosenkę, albowiem nie wiadomo po co dokładnie została ona napisana. Najlepiej bowiem mierzyć się z tymi wyzwaniami, które stawia przed nami życie tu i teraz i opowiadać o nich w sposób nam właściwy, bez nawiązań, analogii i zapożyczeń.
To nie jest proste, ale nikt nam nie powiedział, że będzie łatwo. Na targach, w niedzielę tłumaczyłem odwiedzającym nasze stoisko klientom, na czym polega i jak działa tak uwielbiany przez czytelników format, którego centralną postacią jest detektyw rozwiązujący różne historyczne zagadki. To jest najbardziej oczywiste złudzenie, którego nikt nie prostuje, bo wielu wierzy w to, że w ten sposób, poprzez sprzedaż takich formatów popularyzuje się wiedzę o historii. To także nie jest prawda. Sprzedaje się tylko ten format i przekonuje się czytelników, że oni sami nie mogą być autorami, a o karierze w zawodzie detektywa to nie ma już nawet co marzyć. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć co to są prawdziwe zagadki historyczne i jak się je rozwiązuje, niech sięgnie po książki Gabriela Ronaya, których jest dokładnie trzy. Autor zaś ma dziś ponad 90 lat i całe życie poświęcił na ustalanie pewnych informacji o swoich ulubionych bohaterach. Nikt nie musi go oczywiście naśladować. Niech nikt jednak nie liczy na to, że po obejrzeniu przez jego dzieci nowej wersji „Pana Samochodzika” na Netflixie, one sięgną po książki Nienackiego, które on sam czytał. To jest po prostu niemożliwe. Tak jak niemożliwe jest, po lekturze tych książek, rozwiązanie jakiejkolwiek tajemnicy, nawet najbardziej banalnej.
Niepokoje we Francji moze uspokoic tylko donosny i przejmujacy do glebi spiew muezzina nadawany z jakiegos placu centralnego w duzym miescie francuskim, gdzie posrod tradycyjnej zabudowy bedzie stal wielki meczet. Spotykalem wielu spanikowanych Francuzow albo obojetnych na to, co sie dzieje.
https://www.youtube.com/live/qKsynNP7iuw?feature=share
Tlumaczylem swoim dzieciom, co to jest parasol, bo nie wiedzialy. Otoz parasol, jak sama nazwa wskazuje, jest na slonce, czyli sluzy do ochrony przed ostrym sloncem. Niemcy maja dwie rozne nazwy na rzecz chroniaca od slonca i od deszczu. Pielgrzymi w Mekce uzywaja parasoli do ochrony przed sloncem – ci cwansi. W Italii robie tak samo. Europejczykow trzeba ksztalcic od podstaw, poniewaz zyja zludzeniami, czyli falszywymi przekonaniami.
Trzeba zaczac od Arystotelesa, ktorego tutaj dawno nie bylo i wyksztalcic kilka procent bedacych elita.
Januszy i Grazyn nie da sie przekonac, zeby uzywali parasola na slonce. Po prostu nie da sie i juz. Dlatego uwazam, ze nauki wyzwolone sa tylko dla wybranych.
Wstep na targi ksiazek powinien byc reklamowany poprzez jakies wyrazne ograniczenie w rodzaju „nie dla idiotow”.
Byłem kiedyś w Anglii i ci Anglicy, podobnie jak my przekonani są że ambrela, jak parasol, nie jest dla cienia tylko od deszczu. Myślę że się niepotrzebnie napinasz a to rzecz klimatu, tego co z nieba leci. Nie rób dzieciom wody z mózgu, nie używaj czarnego parasola na słońcu.
Hahahaha…!!
Akurat tak sie sklada, ze mam wrazliwe oczy na UV i uzywalem czarnego, malego skladanego parasola, ktory jest lekki i kosztuje pare groszy w drogerii. Byly tez lekkie parasole aluminiowe w kolorze zielonym wojskowym w Tchibo i tez sa bardzo dobre, ale najlepszy jest czarny. Oczy odpoczywaja i skora na twarzy i na karku jest chroniona. Odczucie jest takie, jakby czlowiek caly czas stal w cieniu a nie chodzil w sloncu.
Wlosi pytali sie, czy bedzie padac, no ale to sa Wlosi.
Oczywiscie nikomu moj parasol nie przeszkadzal, bo uzywalem go podczas spacerow na szlakach, gdzie nie bylo duzo ludzi.
Kazdy Janusz uwaza, ze im bardziej ma zjarana twarz po powrocie z urlopu, tym wiekszy wzbudzi szacunek wsrod kolegow i kolezanek w pracy, a ja akurat jestem zwolennikiem klasycznego savoir vivre i twierdze, ze zjarana twarz to jest obciach.
Od deszczu to sa gumiaki i peleryna, ewentualnie Regenschirm rowniez. W kazdym manor albo cottage w przedsionku sa specjalne stojaki na gumiaki. I znow – w Polsce albo wp*** sie do kogos do domu w ubloconych butach (bo rzekomo savoir vivre kaze chodzic w butach etc.) albo zdejmujesz i swiecisz dziurami w skarpetkach. W Polsce nic nie jest normalne!
Gumiaki chronią przed kałużą, nie przed deszczem. Nie widziałem by ktoś chronił się pod gumiakiem. Peleryna ok. Stosunek peleryn do parasoli na ulicy Londynu jest jednak niekorzystny. Rozumiem, że opisujesz życie wiejskie. Czy Ty nie lubisz Polski?
Parasol et parapluie
Dokladnie. We Francji z nieba pluje a Polak mowi, ze deszcz pada.
Mam na mysli obszary wiejskie, a konkretnie Cotswolds. Tam sie chodzi po blocie z psami, poluje konno na lisy albo chodzi sie po mokrej trawie.
https://www.amberley-books.com/pub/media/catalog/product/cache/7fb8bd274d0d4357356492ad17ccc357/9/7/9781848680203_1_8.jpg
https://de.wikipedia.org/wiki/Cotswolds#/media/Datei:Looking_up_Water_Street,_Castle_Combe.jpg
https://de.wikipedia.org/wiki/Cotswolds#/media/Datei:Valley_south_of_Crickley_Hill_Country_Park_(3921)-Pano.jpg
https://de.wikipedia.org/wiki/Cotswolds#/media/Datei:Broadway_tower_edit.jpg
Przepraszam że się zapytam. Jakiej jesteś narodowości?
Trzeba miec mocne nerwy, zeby zyc w Polsce. Na przyklad wczoraj bylem na spacerze w rejonie Swieradowa-Zdroju i na mapie byla zaznaczona glowna droga lesna, chociaz poza szlakiem, no i chcialem skrocic trase, ale okazalo sie, ze ta droga lesna byla tak rozjezdzona przez pojazdy lesne, ze nie byloby mozliwosci wejsc tam nawet w gumiakach. W Niemczech nie do pomyslenia. Drogi lesne sa tutaj ladnie wysypane tluczniem. No, a w dolnej czesci trasy lesnej kolo Swieradowa byl z kolei swiezo polozony asfalt na potrzeby lesnikow. Po asfalcie tez kiepsko sie chodzi. A szlak turystyczny po kamieniach.
Nie musze dodawac, ze miejscowosc dzisiaj wyglada gorzej, niz w 1945 roku, ale zostalem zmasakrowany przez to, ze w restauracji scianka podokienna od wewnatrz byla wymurowana z kostek granitowych, a na to polozyli parapet z lastryka.
No i oczywiscie „pierogi ukrainskie” w menu, a tam przeciez zyje duzo przesiedlencow zza Buga, ktorzy ledwo uszli z zyciem.
Jestem z Wielkopolski.
Odnoszę wrażenie, że nie zrozumiałeś mojego pytania albo masz problem z tożsamością.
W Krosnowicach pod Klodzkiem jest tkalnia z 1845 roku (pozniej przebudowana), ktora od poczatku byla napedzana turbina wodna, dlatego ksztalt gwiazdzisty. Budynek wyglada dosc nowoczesnie, a jest to po prostu niemiecka wiocha.
Przesiedlency zachowuja sie tak, jak by przyjechali z terytoriow murzynskich, co jednak nie jest prawda, bo przed wojna wsie w Polsce wygladaly bardzo ladnie i nowoczesnie, oprocz kielecczyzny.
https://polska-org.pl/foto/7528/Zaklady_Przemyslu_Bawelnianego_dawne_ul_Fabryczna_Krosnowice_7528483.jpg
Krzysztof Ator Woźniak z właściwym sobie wdziękiem masakruje pomysł spędzenia wczasów w Polsce:
https://youtu.be/ofogNuvSQrc
Polskość najlepiej zachowała się na Białorusi i w niektórych enklawach w zachodniej Polsce, np. na Podlasiu. Jestem generalnie Polakiem z Wielkopolski.
Doktor Tomasz Sommer powiedział, że podobno w Marsylii buntownicy spalili bibliotekę, a Marsylia od najdawniejszych czasów była siedzibą ważnych zgromadzeń zakonnych. Na tyle ważnych, że zakonnicy rządzili na przykład Sardynią. Nie wiadomo, co tam się dokładnie spaliło, ale być może także ważne dokumenty.
Papież Franciszek ma rację, że spalenie Koranu w Sztokholmie to był błąd. Należy palić dzieła Arystotelesa, to wtedy będzie jakaś reakcja w Europie. Przy okazji można spalić oficjalnie w Krakowie jakieś niepotrzebne albo zniszczone książki z KJ, to byłaby dobra reklama, że niby są to „książki zakazane”.
Warto palić, ale w sposób odpowiedzialny, przemyślany.
myślę, że po polskich dworach książki były palone przez najeźdzców, bo ci nie znali polskiego czy nazwijmy to ogólnie także – książkowego- języka./Mam na myśli i języki obce i pewne przyzwyczajenie do regału z książkami/ .
Czy we Francji osoby palące książki , palą to co znają i lubią a niektóre książki nawet cenią , no nie wiemy, domyślamy się, że palone są te książki bo są czymś obcym, może nieważnym, nieznanym
może
są ludie tacy jak Ator czy Pitoń, którym śmierdzi każdy wydany dolar na inwestycje publiczne, wszędzie wieszczą upadek gospodarki i bardzo dbają aby nie zadrażniać relacji z nimik w regionie. No i ta druga kategoria ludzi z wizją, którzy po prostu cieżko pracują w każdej dziedzinie, szarpią w każdym miejscy PL aby zbudować nowoczesne państwo z silną konkurencyjną gospodarką jak Gróbarczyk, Błaszczak czy Morawiecki. Z ludźmi takimi jak Ator się nie rozmawia, to są pieniacze, bez dalszych perspektyw widzenia przyszłości kraju, jak tylko kolejne fundszue unijne i dokopanie pisowskiej władzy.
Dlaczego to miejsce będzie NAJWAŻNIEJSZE W POLSCE – Wielki projekt – YouTube
z samej rozbudowy portów, poglębiania kanałów czy zwiększania przepustowości cargo na Bałtyku z pominięciem Hamburga Polska rocznie wzięła o 30 mld więcej z handlu na Bałtyku…. ale Ator to taki czarnowidz jak i Warzecha czy prof. Dudek nowy kumpel Kubusia Wojewódzkiego, który też pewnie wszędzie widzi grayżyny i januszy.
tutaj super zachowuje się Pan Janusz Żmurkiewicz, Prezydent miasta Świnoujście, który nie poszedł drogą trutnia z Elbląga i daje niesamowitą przyszłość swojemu miastu.
Dziwiąc się co nieco tej „dyskusji” nie mogę jednak nie zareagować na „Nie musze dodawac, ze miejscowosc dzisiaj wyglada gorzej, niz w 1945 roku”.
Nie można tutaj zapominać o takich czynnikach, jak:
– upływa czasu, co oczywiste
– nie poparty należytymi staraniami o stan licznych obiektów,
– na co składa się mnóstwo przyczyn, w tym m.in.:
– poczucie tymczasowości, gnębiące przez dziesięciolecia mieszkańców „ziem utraconych”; sam się urodziłem w rodzinie „tymczasowych” mieszkańców, więc temat mi jest znany z autopsji,
– walny udział Werwolf-u (czy jego popłuczyn) w utrzymywaniu ww. świadomości, ale nie tylko – także walny udział (do spółki z namiestnikami z Moskwy) w znanym nam wszystkim sposobie zarządzania krajem
Powiada Pan – Werwolf? …
https://youtu.be/COGBfVMAMCU
https://youtu.be/ntTszNhMZ1I
Jak to było z tą małpą i zegarkiem?
Oj, żołnierzyku „wolności”, przecież oni – jedni i drudzy – od kilkuset już lat – robili i nadal próbują robić wszystko, co w ich mocy (a starają się bardzo tę „moc” utrzymywać, kształtować, tworzyć), by w tym kraju nic się nie udawało, a ty, biedactwo, nie wiem czy na zlecenie czy z własnej inicjatywy (nie chcę tu cytować popularnego określenia na taką postawę) wspierasz ich usiłowania każdym swoim słowem. Współczuć Ci? Czy wręcz odwrotnie?
To pewnie wyborca POKO na spedach z Tuskiem i Budką krzyczy ***** *** i nie znam hymnu typowy materiał na mentalnego niewolnika GW TVN… W swoim życiu chce być wreszcie Niemcem albo przynajmniej austr
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.