sie 252018
 

Postanowiłem, że dziś i jutro umieszczę tu fragmenty nowej książki. Oto zestaw najlepszych kawałków z książki Klemensa Junoszy

„W każdym handlu, a głównie w naszym handlu główną podstawą jest uczciwość.

„Zawsze uczciwość, pamiętaj to sobie! Ja miałem takie zdarzenie. Pożyczyliśmy jednemu kawalerowi, który miał się bogato ożenić, grubszą sumę; pożyczyliśmy we trzech: ja, Lejzor Talar i Noach Figielman. Odbierało się różnemi czasy i, Bogu dziękować, odebrało się bardzo pięknie; nie dołożyliśmy do tego interesu. Upłynęło kilka lat. Noach umarł, a Lejzor znalazł u siebie między papierami jeszcze jeden dokument na kilkaset rubli od tego samego pana. Udał się do niego; tamten miał trochę krótką pamięć, nie utrzymywał rachunków i niewiele się sprzeczając – zapłacił.

„Całkiem gładko to poszło, jak po maśle, ja nie wiedziałem o niczem. Jednego dnia przyszedł do mnie Lejzor, opowiedział, jak to było i podzielił pieniądze akuratnie na trzy części: jedne dla mnie, drugą dla siebie, trzecią dla dzieci po nieboszczyku Noachu. Sobie policzył tylko za dwa kursa omnibusu i wierz mi, że nawet w tym drobiazgu nie było symulacji; on naprawdę jechał omnibusem, bo go bardzo noga bolała wtedy.

„Oto uczciwość, oto człowiek, który chodzi drogą sprawiedliwych, nie łakomi się na cudze, jest wspólnik rzetelny, człowiek honorowy! I naprawdę on dużo, dużo ważył swoje słowo; jeżeli przyrzekł komu, że się zgłosi po pieniądze o dziesiątej rano, to już o siódmej spacerował po ulicy, a od dziewiątej czekał w bramie, żeby nie uchybić terminu ani na jedną minutę.

„Ja go za to szanowałem.

„Mnie to przykro, luby mój wnuczku, bardzo przykro, że nie mogę wylać na papier całego morza doświadczenia, jakie się znajduje w mojej pamięci.

„Ludzie używają do pisania pióra z ciężkiego ptaka, z gęsi – i to jest właśnie przyczyną, że pisanie nie może być tak lotne, jak myśl.

„Dużo widziałem ludzi, dużo robiłem interesów, głowa moja napełniona jest wspomnieniami, niby bryka żydowska, co kursuje pomiędzy Radomiem a Warszawą. Za jedną myślą goni druga, za drugą trzecia, dziesiąta, piętnasta; jedna drugą prześciga, potrąca, popycha; robi się z tego zbiegowisko, jarmark, a na jarmarku, mój wnuczku, jest wiele dobrych rzeczy, piękny wybór. Dla ciebie chciałbym wybrać, co najlepsze, ale w takim pośpiechu mogę niejedno pominąć. Wielkie jest w mojem sercu kochanie dla ciebie; chciałbym ci oddać wszystko, co uzbierałem do głowy mojej, żebyś miał na całe życie i jeszcze swoim dzieciom zostawił.

Dziadzio pisał tę kartkę z rozrzewnieniem wielkiem i widział oczami ducha swojego przyszłość swojego wnuka, wielką przyszłość, a dlaczego wielką? Dlatego, że wnuczek pieniędzmi robił, dlatego, że był z rodu artystów, a pieniądz w ręku artysty prędzej rośnie, niż trawa, a obficiej się mnoży, niż piasek w morzu.

Atoli rozrzewnienie dziadka nie przeciągnęło się dalej, niż na dwie karty; opanował on uczucie i poskromił je, niby rozhukanego rumaka, poczem zaraz zawrócił na grunt praktyczny i rzucał znowuż dobre rady i nauki… niby perły.

„Szanuj klienta, który ma ambicyę, bo ambicya dużo znaczy; można z niej czerpać, jak ze studni.

„Jak dostaniesz do rąk dobrego człowieka, to go nie puść; dobry dłużnik znaczy więcej, niż cztery konie. Wyobraź sobie, że czterema końmi jeździsz. Alboż ci nie wolno?

„Jeżeli dłużnik ci umrze, nie potrzebujesz siedzieć po nim na pokucie: to, co pozostał ci winien, rozłóż na innych, oni to z procentem zapłacą.

„Masz śliczny fach, mój wnuczku, szlachetne zatrudnienie, powinieneś o tem pamiętać. Zastanawiaj się dobrze, że pieniądz wspiera głowę, a głowa wspiera pieniądz. Ty masz i pieniądz i głowę, więc wszystko masz.

„Jak ci się trafi inny geszeft, choćby dobry, ale nie twego fachu, ty go nie bierz. Kto handluje pieniędzmi, nie powinien handlować pieprzem i cynamonem. Nie staraj się o martwy towar, skoro masz żywy.

2.

Na widok żony, powracającej do zdrowia, Karol zapomniał o całym świecie, o kłopotach, o Luftermanie nawet.

Przyszedł rano, gdy pan Karol do biura się wybierał.

– A, łaskawy pan Lufterman.

– No, ja jestem, dzień dobry panu.

– Przedewszystkiem bardzo panu dziękuję, że pan uwzględnił moje krytyczne położenie.

– Co ja takiego uwzględniłem?

– Żona moja chorowała kilka tygodni, rozumiesz pan, to pociąga za sobą wydatki, nie byłbym w stanie zapłacić panu raty, a pan był tak delikatny, że wcale nie przyszedł, by się upomnieć o nią.

– Rzeczywiście, ja mam bardzo delikatną naturę, ale nie wiedziałem, że pańska żona była chora. Mnie to jest bardzo przykro, trzy razy przykro: raz, że żona pańska była chora, drugi raz, że pan nie jest przygotowany na ratę, a trzeci raz, i to jest właśnie najgorszy raz, że z powodu niezapłacenia raty, ja potrzebuję wymagać od pana całkowitą sumę na jeden raz.

– Bój się pan Boga, ależ to mnie zrujnuje!

– To bardzo może być i dlatego jest mi tak przykro; ja od tej wymagalności zdrowie tracę, ale ustąpić nie mogę.

– Dlaczego? Powiedz pan dlaczego? Czy nie płaciłem rzetelnie, dopóki mogłem?

– Płacił pan.

– Czy nie jestem gotów dać panu teraz kilka rubli za pańską wyrozumiałość?

– Owszem, pan jesteś gotów, ja wiem, pan już trzyma rękę w kieszeni.

– Więc?

– Ja panu powiem prawdę: ja już mam dosyć tego lichwiarstwa, to paskudny fach, państwo powiadacie, że to niehonorowe jest, że każdy lichwiarz, to rozbójnik, złodziej, a ja powiadam, że czy ono honorowe, czy nie honorowe, to też niewiele warte, bo żadnego dochodu nie daje.

– Nie daje?

– Co się pan dziwi? Skąd ma dać? Czy z tego, że pan na przykład nie zapłaci raty, albo że drugi pan pojechał sobie na posadę do takiego kraju, w którym wcale komorników nie ma, a wyrok znaczy tyle, co nic. Miałem takie zdarzenie, dalibóg! Pan Franciszek, ten blady, z jasną brodą, pojechał do Persyi sprzedawać perkal i moje trzysta rubli z nim pojechały. A czy pan myśli, że nie trafi się taki, co sam sobie zrobi śmierć? Też miałem takiego gałgana! On sam sobie zastrzelił i moje dwieście rubli też były zastrzelone. No, powiedz pan sam, co z tego lichwiarstwa jest? Tfy! Jedno z drugiem nic. Ja potrzebuję wycofać kapitał i wolę handlować z mydłem, z gipsem, ze smołą, wolę szynk utrzymywać, niż tem paskudztwem się trudnić.

– To jest pańskie postanowienie nieodwołalne?

– To jest, panie takie, jak wyrok z ostatniej instancji. Pan musisz się starać o pieniądze.

– Ale skąd?

– Pańska głowa w tem.

– Ha, trudno, skoro pan inaczej nie chce, to muszę…

– Wierz mi pan, że mnie to bardzo boli.

– Jak prędko żąda pan tych pieniędzy?

– Gdzie pan widział człowieka, który powoli żąda?

– Więc dziś?

– Choćby w tej chwili…

– Panie, to nie sposób…

– A co jest pański sposób?

– Daj pan chociaż trochę czasu, nie jestem przygotowany, nie spodziewałem się.

– To ja się bardzo dziwię. Przecież pan pisał na wekslu własnoręcznie: „W razie chybienia jednę ratę, cała suma zrobi się wymagalna od jednego razu”. Pisał pan tak?

– Pisałem.

– A dlaczego pan raty nie zapłacił?

– Bo się pan nie zgłaszał.

– O co idzie? Ja jestem teraz zgłoszony, zapłać pan ratę i wszystko będzie w porządku, ja nie będę mógł wymagać od pana całej sumy.

3.

– Że pan nie rozumie takiej prostej rzeczy! Ja wymagam sumy, pan jej nie masz, ja nie ustąpię, a pan jej nie dostaniesz, więc cóż stąd? Prosta kombinacya: muszę znaleźć kapitalistę, który tę sumę panu da, a pan ją oddasz mnie. Czy to jasne?

– Bardzo jasne, jak w samo południe.

– Taki kapitalista niechętnie robi interesa, trzeba go namówić; jak i gdzie namówić? Przy kufelku. Człowiek, co ze swego kapitału żyje, ma grymaśną gębę, wódkę lubi mocną, bardzo mocną, śledzia marynowanego, bardzo marynowanego, piwa on nie pije, tylko czarny porter, bardzo czarny porter! Cygaro on też lubi i to najmniej za sześć groszy. Prócz tego on ma faktora, bez faktora nie zrobi nic. Faktora trzeba też sobie zjednać, a jak pan myśli, czem takiego łapserdaka zjednać? Trzeba mu wsadzić w zęby rubla, dwa, i prócz tego zapewnić mu procent od interesu. W takim razie on będzie gadał, a jeżeli nie, to nie; on będzie siedział cicho, jak kamień. Rozumiesz pan teraz, na co ja biorę te kilka rubli?

– Więc sądzisz pan, że ów kapitalista da?

– Ja myślę.

– A cóż to za osobistość?

– Wcale nie jest żadna osobistość, po prostu lichwiarz: nawet muszę pana uprzedzić, że jest z tych ordynaryjnych lichwiarzów, bardzo paskudnego gatunku, przytem ma jeden feler, niedobry dla pana.

– No?

– On jest młody, całkiem jeszcze, niedawno sobie ożenił.

– A cóż mi to przeszkadza, czy on stary, czy młody. Interes pieniężny, on pożycza, bierze procent. Co lata mają do tego?

– Dużo mają. My starsi, doświadczeni, cośmy już robili dość różnych interesów, kontentujemy się niewielkim zyskiem i niech będzie mała korzyść, byle pewna. Ja na przykład brałem od pana po ludzku, nic nie zarabiałem, całego kramu cztery procent na miesiąc. Ten łapserdak zażąda od pana najmniej ośm; a dlaczego? Bo on jest młody, chciałby się od razu zbogacić.

– Ale to niepodobieństwo!

– Nikt pana nie przymusza brać.

– Jakże, a pan?

– Przepraszam; ja panu nie bronię wziąć od kogo innego. Zresztą potarguj się pan; mnie się zdaje, że jeżeli będziesz się pan trzymał twardo, to on opuści na siedm. I jeszcze pana uprzedzam, że jego faktor, między nami mówiąc, wielki cygan, nie bierze mniej, jak pięć rubli od sta z sumy, a żona tego kapitalisty, taka sama drapieżnica, jak on, też potrzebuje dostać porękawiczne. Widzisz pan, jaka to dyferencya starzy ludzie i nowi ludzie! Jak pan robiłeś ze mną interes, toś dał dla mego małego wnuczka na pierniczek rubla; z nim co innego! Przecież wstydziłbyś się pan dać rubla młodej kobiecie, która przytem jest bardzo ładna i bardzo edukowana.

– Ależ na Boga, ten pański kapitalista, to jest jakiś rozbójnik, bez sumienia.

– I mnie się tak zdaje.

– Lichwiarz-pijawka, w najszkaradniejszym gatunku!

– Mogę za to solidarnie poręczyć. Pan dobrodziej powiedział bardzo wielką prawdę.

– Jakże się nazywa ten ludożerca?

– Taki ludożernik nazywa sobie… on sobie… sobie nazywa… Leon Bernard Hapergeld.

– Pan go dobrze znasz?

– Cokolwieczek znam, ale bardzo mało.

4.

Lejbuś na swem weselu czuł się bardzo szczęśliwym; jadł różne doskonałe rzeczy, posilał się, jakby na całe miesiące głodu, chociaż go głód nie czekał.

Rosół z kaczki, skrzydło z gęsi, całego śledzia, parę kawałków nadziewanej ryby, porcyę tortu, garść makaroników i cukierków skonsumował bez żadnej trudności; przytem nie żałował sobie ani wódki, ani piwa, ani rodzenkowego wina, ani araku do herbaty.

Młoda żona szepnęła mu delikatnie do ucha:

– Słuchaj, ty, paskudniku, jeżeli ty co dzień tak jadasz, to lepiej daj mi od razu rozwód, bo ja nie chcę, żeby mój posag był umieszczony w twoim bezdennym brzuchu.

Lejbuś mruknął znacząco i odpowiedział półgłosem:

– Ty mnie jeszcze nie znasz, Reginko, ty nie wiesz, jaki ja jestem skąpy. Za własne pieniądze ja jeść nie lubię, ale teraz, na weselu… Powiedz, moja kochana, kto sprawił to wesele?

– Jak to kto? Rodzice.

– No właśnie; rodzice sprawili, więc lepiej, że ja zjem, niżby goście mieli zjeść; niech się więcej w familii zostanie. Czy nie mam racyi?

– Masz bardzo śliczną racyę i mnie to cieszy, że jesteś mądry.

– A wiesz, Reginko, dlaczego ja tańczyłem tak gwałtownie?

– Zapewne z uciechy, że dostałeś ładną, posażną i edukowaną żonkę.

– Nie; ja się mogę cieszyć z tego siedząc i skutek będzie taki sam.

– Więc?

– Ja tańczyłem dla utrzęsienia się, żebym mógł więcej zjeść.

Pani Regina roześmiała się i powiedziała Lejbusiowi do ucha, że jest z niego bardzo przyjemny, bardzo mądry paskudnik.

 

  9 komentarzy do “Pająki – wybrane fragmenty”

  1. Czytając to można się poczuć jak wychowanek owiec czytający podręcznik dla wilków…

  2. Klimat powiesci taki jak w slynnym skeczu pt ,, Sek” w wykonaniu panow Dziewonskiego i Michnikowskiego. W miescie w ktorym mieszkam ,znaczy Lubartowie ,mogly sie dziac taki historie, poniewaz mieszkalo tam przed wojna 70% zydow, a oni tam dosc mocno kombinowali. W gre wchodzily podpalenia i inne przypadlosci. Jak wroce do  domu to sie temu lepiej przyjze.

  3. o to, to, kapitalnie spuentowane !!!!

  4. Jak się jest owcą to może tak to wygląda. Inaczej się czyta, jak się jest myśliwym polującym na wilki  🙂

  5. Polować na wilki ? To nawet od Brigitte Bardott  (gwiazdy filmowej lat 60 – tych dziś leciwej  ekolożki) można reprymendę otrzymać. Chyba nie wolno polować na wilki (jakie by one nie były), bo to może być np. język nienawiści. Trzeba dać się zagryźć, a tego żeśmy zagryzieni to już nikt nie zauważy, bo więcej lebensraumu zostanie dla wilkowatych.

  6. z całą pewnością już to kiedyś czytałem … pytanie tylko gdzie …

  7. Właściwie to nie wilki a raczej wilkołaki – z zewnątrz łagodny wygląd, a w środku, pod łagodna powłoką czyha drapieżca, najgorszy typ drapieżcy…finansowy

  8. oczywiście – 1 numer specjalny SN z 2016

  9. Gdyby. Gdyby późniejszy Kanclerz zamieścił podobne najlepsze kawałki w „swojej walce”, byłby to „zaledwie” machiawelizm; spostrzegawczość w formie trzynastej księgi – gdyby było tego dożo i w najlepszym brzmieniu, byłby to młot …Thora. Rozpatrując świat do 1942.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.