sty 162024
 

Najcięższy zarzut, jaki historycy stawiają narodowi polskiego brzmi – szlachta nie chciała płacić podatków. To jest tylko częściowo prawda, a wynika ona z tego, że po dwóch stuleciach dobrobytu – XV i XVI wieku – szlachta obudziła się z głęboką nieufnością do króla. Tym, królem, który rozpoczął proces nadużywania zaufania szlachty był Zygmunt Stary, a za panowania jego syna zaufanie doń spadło prawie do zera. Kolejne panowania lekko je podniosły, ale powszechnej zgody z królem już nie było. I można sobie mówić różne rzeczy, ale to była główna przyczyna, dla której szlachta nie współpracowała – obawiano się, że król jest wobec swojego państwa, powierzonego mu dobra, nie do końca lojalny. Mimo wszystko szlachta płaciła podatki, a kraj trwał, aż do serii intryg poprzedzonych niszczącymi wojnami, które w końcu doprowadziły do jego upadku. I wtedy w Polsce zaczął się rabunek narodu przez państwo, a raczej państwa, które Polskę podzieliły. Okazało się, że z niewielkiego Królestwa Polskiego można wycisnąć tyle podatków, że hej. Nigdy nie zebrano takie ilości pieniędzy w ogromnej Rzeczpospolitej. No, ale podatki w Polsce zbierano w przeznaczeniem na wojnę, a to znaczy, że ich wysokość była uzależniona od zagrożeń. Odpowiedzialnością zaś za tę wysokość i za zagrożenia należy obarczyć dwory obce, intrygantów i najeźdźców. Podatki w kraju podzielonym zbierali również najeźdźcy. Zbierali je, żeby prowadzić wojny oraz polityczne intrygi, a także, by karmić swoich klientów. Nikt dzisiaj nie zadaje sobie pytania – dlaczego Polska pod zaborami była niedoinwestowana? Każdy pyta – dlaczego szlachta nie uratowała kraju przed nędzą, skoro miała pieniądze? To jest myślenie komunistyczne, które zostało nam zaimplementowane przez zaborców. Ci rabowali naród, nie było żadnych programów, które ponosiłby z upadku słabszych, nie było systemu kredytowego w dzisiejszym tego słowa rozumieniu, nie było zezwolenia na budowę trwałych siedzib, był tylko rabunek instytucjonalny. Za ten rabunek miała odpowiadać szlachta, w osobach takich, jak pan Daleniecki w powieści „Noce i dnie” oraz inni posiadacze opisywani przez Żeromskiego choćby. Myśl, że jak jedna część narodu obrabuje – podobnie jak to czynili zaborcy – drugą część narodu i przeznaczy te zrabowane kwoty na państwo, to naród się zintegruje i będzie wobec państwa lojalniejszy, legła u podstaw niepodległości odzyskanej w roku 1918. Nikt jakoś nie pomyślał, że może to być taka sam intryga państw obcych, jak intrygi wcześniejsze. Nie ma bowiem u nas tradycji zajmowania się intrygami wymierzonymi w nasze państwo. Do ich opisu używamy pojęć z XIX wieku stworzonych na niemieckich uniwersytetach, albo usypiamy się jakąś kretyńską kokieterią w wymiarach indywidualnych, to znaczy – na przykład – cieszymy się, że w czasie zaborów, ten czy inny Polak czegoś tam dokonał na rzecz ogólnego rozwoju ludzkości. I to nam poprawia humor, a także staje się kluczem do rozumienia historii. Bez tego w ogóle nikt by się historią nie interesował, albowiem byłaby dlań nie do zniesienia. Każdy bowiem chce być wyczynowcem, jak ci wszyscy bohaterowie nie swoich ojczyzn z XIX wieku.

Intrygi polityczne są głębokie i rozgrywają się w czasie. Nas zaś oprowadzają po świecie polityki kłamcy, albo idioci, którzy wmawiają tłumowi, że sprzedają miliony książek, na rynku gdzie nawet Biblia nie rozchodzi się w milionowych nakładach. Usypiają nas kokieteryjnymi historiami i zwalają winę za katastrofy na tych, którzy jeszcze mieli coś w rękach, albowiem to oni są zwykle celem intrygi. Wiadomo przecież, ale nie tutaj, że bez zasobów w rękach ludzi zorientowanych propaństwowo i uważających się za naród, państwo jest atrapą. W ową atrapizację państwa ochoczo wkroczyliśmy w roku 1918 wznosząc różne okrzyki. Nie myśląc w sposób globalny, a jeśli już, to z całkowitym przekonaniem, że tak zwane mocarstwa chcą dla nas dobrze. Był to tylko etap na drodze do wielkiej jumy, która przyszła wraz z komunizmem. Wtedy powiedziano, że co prawda nie udało się zintegrować narodu wokół idei państwa tak dobrze, by państwo przetrwało, ale to wszystko z powodu opieszałości w okradaniu tych, co jeszcze mieli jakieś zasoby. Teraz wszystko podzieli się sprawiedliwie – mówiono – i naród przez to będzie bardziej zintegrowany. I rzeczywiście, naród zapędzony do niewolniczej pracy zintegrował się. Połapał się też, że posiadaczami nie są już w jego kraju posesjonaci, do których nienawidzenia wzywano go od ponad stu lat, ale jacyś inni ludzie. Oni oświadczyli w pewnym momencie, że integracja narodu jest niepotrzebna, albowiem za bardzo związał się on z państwem. Teraz zaś potrzebne są inne idee, w których państwo nie odgrywa już takiej roli, jak kiedyś. I znów nikt nie zorientował się, że ta gawęda, może być częścią intrygi politycznej, które – jak wspomniałem rozgrywają się w czasie i wymagają takiego podania, by ich ofiary nie zorientowały się o co chodzi. Pozwolono więc zdewastować państwo, albowiem przyświecała nam wówczas inna idea, państwo zaś było opresyjne. Jakoś tak się jednak złożyło, że władzę w nim przejęli ci sami ludzie, którzy wcześniej decydowali o opresyjnym charakterze tego państwa. Potraktowali je tak, jak żaden dziedzic, nawet Daleniecki, który przecież zgodził się na remont czworaków, nigdy w życiu nie potraktowałby swojego majątku. Nikt jednak nie nazwał ich wrogami, ludźmi dezintegrującymi państwo i naród. Dopiero po pewnym czasie zaczęto nazywać ich złodziejami, ale nie miało to już żadnego znaczenia. Próba integracji państwa z narodem, jaką oglądaliśmy przez ostatnie osiem lat, spotkała się z umiarkowanym zrozumieniem, albowiem opisywana tu integracja narodu zamieniła się w jego dezintegrację. Proces ten był łatwy do przeprowadzenia, albowiem naród pozbawiony majątku za komuny, integrował się wokół telewizora i piłki nożnej, imprezy ułatwiającej okradanie narodu, także ze złudzeń. Po tak zwanym upadku komunizmu, czyli uwłaszczeniu potomków złodziei na rzekomo narodowym mieniu, mieliśmy kilka lat spokoju, albowiem tamci musieli skonsumować ten niby sukces. No i konsumowali go, aż do momentu kiedy prezydentem został Lech Kaczyński, ofiara kolejnej intrygi. Zdezintegrowany naród, który przywykł do starej śpiewki o tym, że trzeba kogoś okraść, żeby się wokół tego zintegrować, nie pamiętał już jak to jest, gdy ludzie posiadający cokolwiek utożsamiają się z państwem. Ochoczo więc poszedł głosować przeciwko państwu, dość gwałtownie wzbogaconemu, za kolejnym rabunkiem firmowanym przez tych samych ludzi, którzy przed trzy pokolenia okradali go i przymuszali do niewolniczej pracy. Wolność zaś kojarzyli w deprawacją. Tę z kolei uwiarygadniali żartami i kawałami podawanymi ze sceny i z ekranu.

Nie wiem czy ta diagnoza komuś pomoże, być może nie. Uważam jednak, że jest słuszna.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy pomagają mi wspierać Saszę i Anię, to ważne, bo Sasza z kolei pomaga mi w wydawnictwie.

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  6 komentarzy do “Państwo okrada naród”

  1. Podatków nie płacę i na tym się bogacę 😉

  2. Diagnoza (po redakcji 😉 )

    Czasy pierwszej komuny odcisnęły się głęboko i szeroko w całym społeczeństwie.
    Polacy nie pamiętają już jak to jest, gdy ludzie posiadający własność utożsamiają się z państwem. Ochoczo więc poszli głosować przeciwko państwu, dość gwałtownie wzbogaconemu za rządów PiSu, za kolejnym rabunkiem firmowanym przez tych samych ludzi, którzy przed trzy pokolenia okradali go i przymuszali do niewolniczej pracy. Wolność zaś kojarzyli jedynie z  deprawacją. Tę z kolei uwiarygadniali żartami i kawałami podawanymi ze sceny i z ekranu przez celebryckie LGBT mendy 😉

  3. Nie chcieli płacić na swoje wojsko, to płacili na okupacyjne. Proste.

  4. Dzień dobry. To dobry opis, choć niekompletny. Do kradzieży bowiem trzeba dodać eksterminację tak zwanych klas posiadających, którą – tak jak złodziejstwo – wyjęto spod zakazów Dekalogu i zalegalizowano. Integracja zaś dotyczy potomków złodziei i morderców, de facto – wspólników czy beneficjentów zbrodni, mimo upływu czasu obawiających się kary, nie tyle Boskiej co ludzkiej i dlatego łatwych do zintegrowania pod wiadomymi hasłami. Czarno widzę…

  5. Chyba u Jankego widziałem ostatnio gościa, który opowiadał, przy okazji omawiania jego książki, że rozbiory zastymulowały rozwój zacofanej gospodarczo Polski. Zawsze wydawało mi się odwrotnie – i nadal oczywiście tak uważam. Tego typu narracja służy przekazowi, że musimy być zarządzani z zewnątrz. Spojrzenie na podatki zaborcze jest świetnym poszerzeniem argumentacji. A tak naprawdę dobrym podsumowaniem zaborów jest to, że nie załapaliśmy się na XIX wiek w rozwoju.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.