sty 172024
 

Przeczytałem ostatnio o grzybie, który infekuje ciało muchy. Nie pozwala jej jeść, tylko zmusza do coraz większej aktywności. Mucha lata jak oszalała i nie jest świadoma tego, że nie jest już muchą, ale wydmuchą, czyli pustym formatem, w którym mieszka grzyb. Myślę, że są pewnie inne muchy, które obserwując taką zainfekowaną, są pełne podziwu dla jej mocy, osiągów i wytrwałości. W pewnym momencie, kiedy grzyb gotowy jest do rozrodu, mucha siada gdzieś, w przypadkowym miejscu, rozkłada szeroko skrzydła i nagle eksploduje, a zarodniki grzyba rozsypują się wokoło i infekują inne muchy lub czekają sobie aż jakaś pojawi się koło jednego z nich i nie mając tego świadomości wchłonie go lub przeniesie na swoje ciało.

Grzyb nie myśli, nie ma litości i nie zastanawia się nad losem muchy, realizuje tylko swoją misję. I popatrzcie teraz tylu mamy specjalistów i mistrzów od metafor, a nikt jeszcze nie porównał sławnego marszu przez instytucje pana Gramsciego, do strategii tego grzyba. Nikt nie zastanowił się czym się skończy dla Europy zeroemisyjność i zmuszenie ludzi do ogrzewania się pompami ciepła jedynie. Prawdopodobnie skończy się eksplozją całego organizmu i rozsianiem się zarodników dookoła. No chyba, że ktoś ulży cierpieniu muchy i rozgniecie ją wcześniej packą.

Jacyś naiwniacy z tytułami profesorskimi nawołują do porozumienia się z Tuskiem, który deklaruje, że chce poprawić praworządność w Polsce. Nie ma mowy o tym, by się z tym człowiekiem porozumiewać, albowiem jest to niemożliwe. Mucha nie porozumiewa się z grzybem, albowiem ten zmusza ją tylko do ciągłego latania bez odpoczynku i nie rozumie jej komunikatów. Te zresztą nie są wysyłane, albowiem grzyb infekuje ośrodkowy układ nerwowy muchy. U nas co prawda włączają się jakieś mechanizmy obronne, prokuratorzy nie chcą słuchać ministra sprawiedliwości, ale zobaczymy na jak długo to starczy i czy nie przyspieszy tylko eksplozji ciała muchy.

O czym ja chcę dziś powiedzieć posługując się tą okropną metaforą? O tym, co zaznaczyłem w swoim wpisie już wczoraj czyli o intrygach politycznych. Towarzyszy im zwykle chorobliwy entuzjazm, tak jak tej muszę zainfekowanej przez grzyba. I nikt nie spodziewa się, jaka jest rzeczywista przyczyna owego entuzjazmu. Ludzie bowiem, w przeważającej masie, przekonani są o swojej przenikliwości. I za nic na świecie nie dopuszczą do siebie myśli, że ich pozycja, czy struktura w której działają mogłaby zostać naruszona przez intrygę. Celowo piszę – intrygę, albowiem wyraz „spisek” został już wyszydzony dawno, przez tych właśnie, którzy spiskami się zajmowali. Z polityczną intrygą jest trudniej, albowiem słowo to obecne jest w kulturze popularnej i ma różne znaczenia. Poza tym literatura historyczna pełna jest intryg firmowanych najsławniejszymi nazwiskami, więc trudniej intrygę wyszydzić. Marsz przez instytucję jest niewątpliwie intrygą, która miała posłużyć komunizmowi do opanowania Europy. Czy ów marsz był skuteczny? Na razie widzimy, że tak, wiosną czeka nas odpowiedź na kluczowe pytanie – czy komuniści zdecydują się na sfałszowanie wyborów, żeby utrzymać się u władzy? Na pewno spróbują, ale czy są jakieś mechanizmy, które ich od tego powstrzymają? Nie wiem. Mam wrażenie, że nie ma, bo wszyscy, jakby mieli grzyba w głowie, wierzą, że można z lewicą polemizować, coś jej tłumaczyć i wyjaśniać. Nie można i pewnie znów wylądujemy w jakiejś ruskiej zonie, zanim zdążymy się obejrzeć. Oby nie.

Intryg polityczny przebranych w jakieś dziwne szatki jest wokół nas więcej i każdej z nich, nieodmiennie towarzyszy entuzjazm ludzi, którzy poprzez intrygę, chcą zwrócić na siebie uwagę – zaistnieć, albo ogrzać się w jakimś ciepełku dostępnym powszechnie, a pochodzącym z niewiadomego źródła. No i przede wszystkim poczuć się kimś ważnym. Intrygą polityczną było, jak sądzę, rozpropagowanie idei tak zwanych małych ojczyzn. Zważywszy na to, że samorządy były i w większości przypadków nadal są fikcją, a małe ojczyzny były promowane w czasach, kiedy na prowincji trwała wielka juma, nie może być co do tego żadnych wątpliwości. Jacyś biedacy angażowali się w te swoje małe ojczyzny, a wszystko skończyło się wyprzedażą majątku i wyjazdem na emigrację w roku 2005. Ci najbardziej oburzeni losem małych ojczyzn uznali, ze winna za te dramaty jest ich duża ojczyzna i poszli – po tej konstatacji – na służbę do jej wrogów. Nie ma się co dziwić, że najbardziej i najsilniej małe ojczyzny promowane i propagowane były na terenach przyłączonych do Polski po II wojnie światowej. Te zaś po transformacji ucierpiały najbardziej. Winą za to obarczono Polskę, a konkretnie tych, którzy firmowali przemiany. Najpierw był to Wałęsa, potem cała tak zwana demokratyczna opozycja, a teraz jest to PiS, który się wyprzedaży majątku sprzeciwiał zawsze. Nie ma to jednak znaczenia, albowiem inaczej niż się zdaje ludziom zbudowany jest mechanizm intrygi zwanej „małą ojczyzną”. A jak on jest zbudowany najlepiej wie główny do niedawna propagator małych ojczyzn, sławny pisarz – Szczepan Twardoch. Podkreślał on zawsze iż pochodzi z jakiegoś śląskiego zadupia i nic ponadto zadupie go nie ciekawi i nie zajmuje. Ten format był akceptowany, a w ostatnich latach przeniesiono go na wschód, gdzie wszyscy zaczęli się zachowywać dokładnie tak samo, jak wcześniej wyznawcy małych ojczyzn na zachodzie kraju – wysunęli roszczenia wobec wielkiej ojczyzny, a to co od niej dostali uznali za rzecz naturalną. Wprowadzili też, w strykturach gdzie zostali zatrudnieni, zasady rządzące grypserą. To znaczy, że tolerowane są tylko te wypowiedzi, które dotyczą dobrostanu i egoizmu grupy rządzącej na danym terenie. Żadne inne uwagi nie były i nie są tolerowane.

Ktoś powie, że tak było już dawniej. No, tak, ale za komuny myślenie w kategoriach szerszych było wymuszane poprzez partię, która wmawiała ludziom, że jest i państwem i narodem. Kiedy partii zabrakło pojawił się szereg intryg, bardzo atrakcyjnych i stymulujących emocje lub jak kto woli ośrodkowy układ nerwowy. I tak władza przeszła w ręce lokalnych gangów, które – o czym wiedzieć nie chcemy – stworzone zostały w ramach sławnego marszu przez instytucje. Dziś zaś decydują, każdy ze swojego miejsca, o tym, kiedy nastąpi eksplozja ciała muchy, którą zainfekowały. Mucha przez osiem lat latała bardzo intensywnie, coś tam zrobiła, coś gdzieś przeniosła, czymś się zajmowała. Teraz szuka miejsca gdzie by wylądować i szerzej rozłożyć skrzydełka.

Oczywiście, nie wszędzie jest tak, jak napisałem, ale jestem pewien, że we wschodnich rejonach kraju stan ten jest powszechny, a ludzie, którzy zawsze żyli tam wsobnie i nie mają świadomości tego stanu. Poza tym nie mają nawyku myślenia w kategoriach innych niż lokalne.

Na koniec refleksja dotycząca rozwoju małych ojczyzn. Ich wielbiciele, nie świadomi istoty intrygi, bardzo lubili mówić o upadku zakładów produkcyjnych w terenie. Czekali też aż jakiś rozsądny samorządowiec odwróci tę tendencję. Przy czym głosowali od wielu lat na tego samego oszusta, który niczego nie zamierzał naprawiać, za to wysuwał roszczenia wobec wielkiej ojczyzny. Oczekiwał też wiele od Unii, która proponowała to, co zwykle, czyli marsz przez instytucje, do którego on się ochoczo przyłączał. Ludzie zaś gardłujący o wznowieniu produkcji nie mieli i nie mają pojęcia jak poważna jest to sprawa. I na jak wysokim szczeblu musi być ustalana. Żaden samorządowiec nigdy tam nie sięgnie. Produkcja musi być przez kogoś odbierana, a tym kimś może być tylko państwo. Ono załatwia sprawy dalszego obrotu towarem, bo nikt – no chyba, że reprezentuje grzyba – nie odbierze dużych ilości specjalistyczne produkcji bez gwarancji jej sprzedaży z zyskiem. To są rzeczy oczywiste. Dlatego w Polsce mogą powstawać jedynie montownie, o których decyduje państwo i inwestor, albo zbrojeniówka, która pracuje na rzecz państwa. Jeśli komuś się zdaje, że uda mu się otworzyć fabrykę tekstylną, ten chyba spadł z byka. No, ale są tacy, co w to wierzą, bo zdaje im się, że najważniejsze to zacząć, reszta zrobi się sama. Jest to jedno z wielu złudzeń, które grzyb wywołuje w ośrodkowym układzie nerwowym muchy. Bardzo dziękuję za uwagę

Jeśli ktoś może mi pomóc i dorzucić się do naszej zrzutki dla Saszy i Ani będę wdzięczny

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  26 komentarzy do “Strategia grzyba, małe ojczyzny i marsz przez instytucje”

  1. Siekiera, motyka, bimber, szklanka
    W nocy nalot, w dzień łapanka,
    Siekiera, motyka, światło, prąd
    Kiedy szwaby  pójdą stąd?

    Co tu robić, o czym śnić,
    Szwaby nam nie dają żyć.
    Ich kultura nie zabrania,
    Zmuszać ludzi do żebrania.

    Siekiera, motyka, bimber, szklanka
    W nocy nalot, w dzień łapanka,
    Siekiera, motyka, światło, prąd
    Kiedy szwaby  pójdą stąd?

    Siekiera, motyka, imigracja,
    W diabły poszła demokracja.
    Siekiera, motyka, czarny ptak,
    Wolne media trafił szlag. 😉

  2. …są pełne podziwu dla jej mocy, osiągów i wytrwałości …

    A bardzo tej wytrwałości i mocy pożądając, chętnie częstują się pozostawionymi na widoku strzępkami formatów.

    O, proszę jaki smakowity format, wygląda prawie jak kremówka papieska. Weźmy, podnieśmy, poczęstujmy się.

  3. Podejrzewam że większość ludzi w tym kraju nie rozumie o czym Pan tutaj pisze

    PS

    Bardzo dobry tekst

     

    Pozdrawiam

  4. Dzień dobry. Ja z czasów komuny pamiętam jeszcze jedno – jej patent na zapewnienie sobie poparcia a co najmniej posłuszeństwa mieszkańców tak zwanych ziem zachodnich. Było to straszenie junkrami pruskimi i ich potomkami, którzy mieli już się szykować do windykacji. Ułatwiano im nawet przyjazdy i niejeden „wrocławianin” mógł usłyszeć różne komentarze i „porady” dotyczące (tymczasowego) zarządzania majątkiem. Niestety „junkrów” polskich na ścianie wschodnich nie można było tak wykorzystać, ale wystarczyło postraszyć „rewizjonistami” i ludek bogobojny przekaz rozumiał. Generalnie beneficjenci reformy rolnej i zasiedzeni na pruskich majątkach „rodacy” kiepsko się nadawali do zarządzania czymkolwiek, tworząc dobrą pożywkę dla licznych na zachodzie żartach o Polakach. A i dziś widać, że niedaleko jabłka spadły od jabłoni, psy są bowiem mądrzejsze – intuicyjnie wiedzą, która ręka karmi a która można i trzeba kąsać. No ale widać i ludzie mają swoje grzyby. Srogo karzesz nas, Panie…

  5. Ooooo ! Henry… Tusku nie znał tego szlagieru i wdał się w romans z tante Makrelą i tą hrabiną von Ursulą i coś tam… Toż wychodzi na to ,że to skrzyżowanie tyłka z batem.

  6. Trudno mieć pretensje do Polaków przybyłych na  „Ziemie Odzyskane”, że słabo sobie radzili z gospodarowaniem w swoich nowych miejscach zamieszkania. Wyrwani z prymitywnych warunków na Kresach albo centralnej Polski, z nędzy, z obszarów o niskim poziomie kultury gdzie dopiero w międzywojniu poznawali wychodki,  musieli wiele się nauczyć. Po dwóch pokoleniach jest już znacznie lepiej.

  7. Pan to – jak widzę – prymus ze szkoły zawstydzania Polaków. Po pierwsze, niepotrzebnie Pan uogólnia, mieszając wieś z miastem. A co do wsi to też się Pan myli – na Ziemie Odzyskane ciągnęli najczęściej Polacy po 5-letnich „studiach cywilizacyjnych” w „arbajtlagrach”, u „bałerów”, w fabrykach zbrojeniowych, czy choćby na kolei w czeskich Sudetach, jak mój tata, który – poza „dyplomem europejsa” – przywiózł stamtąd nienajgorszą znajomość dwóch języków obcych i to po zaledwie dwóch latach tam pobytu, jako że wcześniej zaliczał niemal 2-letni kurs „resocjalizacyjny” u naszych wschodnich „przyjaciół”. Gdy osiedlił się na tych Odzyskanych, to nic nie było dlań zaskoczeniem.

  8. oczywiście po trzech latach arbajtlagru

  9. Na tego typu złośliwe grzybnie znakomicie działa woda święcona. Środek niezawodny a zapomniany.

  10. Kolejny Reset szykują, nawet najgłupsi już zadają pytanie – dlaczego nikt nie siedzi?

  11. Nie mogę się tym przejmować, albowiem kokieteria nie jest moim celem

  12. Jakoś nikt go ostatnio nie stosuje

  13. A ze środków bardziej przyziemnych, acz równie skutecznych, chlor. Najbardziej skuteczny grzybobójczy terminator, składnik preparatów od chlorchinaldinu po domestosa 😉

  14. A swoją drogą z tą muchą to jak w horrorze 🙂 Czyli w życiu 🙂

  15. Tego środka to zdaje się o.o. Marianie użyli wobec ks. Borodzicza. Pozostanę przy swoim. Bez autentycznej, żarliwej ewangelizacji nie da się ocalić ani Polski, ani Europy. Gospodarz wielokrotnie o tym celnie pisał.

  16. Nie wie pan o przemyśle rolno – spożywczym na Kresach? Cukrownie, przetwórstwo zboża. Tym zajmowali się Polacy. Na Ziemiach Zachodnich były zupełnie inne warunki – przede wszystkim gleba, także klimat.

  17. i zupełnie inna dostępność kredytów, wszyscy ci znani księża – spółdzielcy opisani w literaturze, budowali spółdzielczość w parafiach na bazie dostępnego kredytu, kiedyś na wykładzie o spółdzielczości prof powiedział że miesiąc obrotu bankowego w banku bydgoskim to było tyle co w banku warszawskim przez rok

    jeśli tak było to o czym tu mówić …. jedynie to, że na Kresach byli ludzie bardzo pracowici i minimalizowali koszty

  18. na ziemi bydgoskiej mogli sobie co do poziomu życia pozwolić na dużo więcej

  19. Dlatego Kresy były takim Paragwajem Europy. Rolnictwo, bieda, elita składająca się z ziemian, urzędników i wojskowych. Minimalizowanie kosztów to jak się odbywało na tych Kresach? Poprzez niskie koszty pracy, prawda? Bo przecież nie poprzez mechanizację. Na „Ziemiach Odzyskanych” to przede wszystkim była inna infrastruktura, także w II RP ziemie po zaborze pruskim czy województwo śląskie to inna rzeczywistość, ale nie będziemy tu tych oczywistości roztrząsać. Większość znanych mi kresowiaków to sobie chwali całe to przesiedlenie, chyba że mieli ojca jakiegoś urzędnika średniego szczebla, to trochę sentymentu pozostało, bo dzieciństwo pewnie fajne.

  20. Na kresach zarabiało się lepiej niż np. na Lubelszczyźnie.

  21. Przecież na Kresach były zupełnie inne stosunki własnościowe i agrarne. Ogromne połacie ziemi, o których na zachodzie nie było mowy. Specyficzna produkcja rolna jak cukrownictwo, charakterystyczne dla dobrej ziemi. Ogromne ilości drzewa.

    Nie mówiąc o zbożu.

    Kresowiacy „chwalą” sobie przesiedlenie, bo wybrali ojczyznę, nie ziemię, to jest proste wyjaśnienie.

  22. Nie jestem pewna, czy miarą wielkosci kredytów można mierzyć i porównywać dwa tak różne światy, jak kresowy czy zachodni.

  23. można powiedzieć że jeden świat miał dostępność kredytów a drugi świat ratował się minimalizacją kosztów  /mińszczyzna, wileńszczyzna, itd/

    bo ten przemysł przetwórstwa spożywczego o którym piszesz to na żyznych glebach, które może nawet nie potrzebowały łatwo dostępnego kredytu

  24. Dokładnie tak. Pisząc miałam na myśli żyzny Wołyń, gdzie oprócz żyznych gleb był obecny, niechętny/wrogi Polakom, żywioł  ukraiński (ruski).

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.