kw. 272020
 

Dyskusja publiczna toczy się nieustająco wokół pieniędzy, które rząd wyasygnował na ratowanie upadających wskutek zarazy przedsiębiorstw. Nie mogę się do niej nie przyłączyć, tym bardziej, że jestem wydawcą książek z serii „Biblioteka historii gospodarczej polski”. Są to książki znienawidzone, tak to trzeba ująć, albowiem naświetlają one problemy, które władza chce zwykle ukryć. Jakby tego było mało są one niemym wyrzutem wobec ludzi nauki, którzy w swoich powierzchownych publikacjach i płytkich analizach, chcą wmówić Polakom, że ich sytuacja jest świetna, bo kiedyś przecież było gorzej. Wierzcie mi, że nie ja nakręcam tę koniunkturę i nie ja odpowiadam za wykształcenie polskich ekonomistów i polityków. Ja się nawet na tej całej ekonomii nie znam. Uważam tylko i konsekwentnie to podkreślam, że nie można mówić o ekonomii współcześnie, bez naświetlenia warunków ekonomicznych lokalnych z przeszłości. Nie można mówić o globalizmie ekonomicznym w Polsce, jednocześnie podkreślając odrębny charakter polskiej gospodarki i jej rzekome zapóźnienia. Ewolucjonistyczne spojrzenie na ekonomię i na historię to jest obłęd, który trzeba zwalczać ogniem i żelazem. Powinni to czynić lepsi ode mnie. To zaś co ja mam do zaprezentowania, to stary, mocno używany fotoplastikon, w którym pokazuję ciekawe i kolorowe obrazki z przeszłości, z czasów, kiedy można było być historykiem i ekonomistą jednocześnie. Dziś takie cuda się nie zdarzają, albowiem pojawienie się takiego stworu zdemaskowałoby z miejsca wszystkich gardłujących w telewizji oszustów. Powróćmy więc, jak za dawnych lat, w zaczarowany bajek świat. Oto przedmowa do książki prof. Adam Szelągowskiego „Pieniądz i przewrót cen w Polsce w XVI i XVII wieku. Z komentarzami.

Postęp w naukach historycznych, jak zresztą w każdej prawie dziedzinie wiedzy, nie jest u nas równomierny, ale idzie skokami. Jakkolwiek zapatrywalibyśmy się na przyczyny tego zjawiska – a są one nazbyt dobrze znane ogółowi myślącemu – jest ono najbardziej ujemnym objawem naszego rozwoju duchowego w stuleciu minionym. Ogół, wrażliwy i żądny nowych prądów umysłowych, czerpie je u obcych, aż nazbyt łatwo zapominając i przechodząc do porządku dziennego nad tym, co dotychczas zdziałała myśl polska. Łatwiej jest u nas wyrastać pod skrzydłami szkół obcych, zwłaszcza niemieckich, aniżeli nawiązywać nić tradycji do dawnej nauki i dawnych szkół historycznych w Polsce.

Urocze, prawda? Ogół czerpie prądy u obcych, a nie zapomina o tym, co w ekonomii zdziałała myśl polska. Dzisiaj jedynymi polskimi myślami w ekonomii są myśli Balcerowicza i mowy nie ma, żeby od tego odstąpić, bo zaraz jakiś usłużny medialny enkawudysta wpakuje nam kulkę w potylicę.

Tak właśnie stoi sprawa z badaniami historyczno-ekonomicznymi u nas w chwili bieżącej. Gdyby kierunek nauk historycznych nie ulegał wielokrotnie zboczeniom lub też powstrzymaniu, nie trzeba byłoby przypominać, iż ten rodzaj studiów powstał u nas bardzo dawno, bo na schyłku XVIII stulecia, że nowego ich zapłodnienia nie należy wywodzić z Niemiec, od Schmollera lub Lamprechta. Prace Łojki, Czackiego, Surowieckiego i Łabęckiego są wzorowe pod względem bogactwa i obfitości materiału archiwalnego, i jeszcze dziś żadnej sprawy ekonomicznej z przeszłości Polski nie można poruszyć bez oglądania się na to, co zrobili w tym zakresie ci pierwsi, nie tylko żądzą wiedzy, ale i duchem obywatelskim owiani pionierzy nauki historyczno-ekonomicznej u nas.

Dziś już można. Można spokojnie pisać o ekonomii, bez oglądania się na cokolwiek, najmniej zaś na polskich autorów. Najważniejsze, to utrzymać w mocy obowiązującą hagadę o zapóźnieniu ekonomicznym kraju. Nic więcej się nie liczy.

W równej też mierze, jak oni, autor niniejszej pracy przypisuje rolę i znaczenie czynnikom ekonomicznym w dziejach, a więc nie większą ponad charakter pewnej funkcji i objawu życia ogólnozbiorowego narodowego. Przede wszystkim zaś uważa siły ekonomiczne jako podwładne woli i rozumowi ludzkiemu. A chociaż walka i powściąganie tych czynników czysto żywiołowych nie jest rzeczą łatwą, bo wymykają się ustawicznie spod kierunku sił psychicznych, to przecież wpływ człowieka na gospodarstwo społeczne można wyśledzić już w najwcześniejszej dobie. Jak w najdonioślejszych sprawach życia narodowego, sprawach rządu i potęgi na zewnątrz, tak samo i w sprawach gospodarczych, wytwarza się pewien system polityki u każdego narodu. Toteż śledzenie kierunku polityki ekonomicznej, badanie rozwoju ekonomicznego tudzież postępu myśli ekonomicznej, postawił sobie autor jako cel główny.

Oczywiście, że wpływ człowieka na gospodarstwo można wyśledzić już w najwcześniejszej dobie. Kłopot w tym właśnie, że ów wpływ ma być niewidoczny, albowiem konieczne jest poddanie się prądom i opiniom obcych. Nie w tym celu, by swoje gospodarstwo powiększyć i zdynamizować jego rozwój, ale po to, by pozostawało ono w stałej zależności od kogoś, albo cierpiało na nieuleczalne charłactwo. Do tego służą wszystkie implantowane tu teorie ekonomiczne i tego ukryć się niestety nie da.

W badaniach historycznych jesteśmy tak samo zależni od ogólnego stanu danej gałęzi wiedzy, jak w każdej innej nauce – a nawet więcej, bo w wyborze zagadnienia naukowego historyk jest nieraz bardziej skrępowany, aniżeli każdy inny uczony. Nie własna chęć i dobra wola, ale często ilość i przystępność materiału wyznacza i określa mu cel, tudzież zakres i charakter pracy.

Tak było i z pracą niniejszą. Powstała nieomal ubocznie i przypadkowo w toku innych studiów naukowych autora. Potrzeba jej rosła w miarę nagromadzenia się materiału i rozszerzania się zagadnienia, a zarazem w miarę tego jak rosła możliwość osiągnięcia pewnych wyników. Mimo to autor sam dokładnie zdaje sobie sprawę z licznych braków swej pracy. Na usprawiedliwienie niech mu posłuży trudność pracowania u nas na polu dziejopisarstwa, zwłaszcza czasów nowszych. Podczas gdy materiał do wieków średnich prawie w całości wydano, a w przeważnej części krytycznie rozebrano i oświetlono, w zakresie dziejów nowożytnych brak wszelkich wydawnictw i opracowań przedwstępnych. Trzeba samemu nie tylko badać i oceniać, ale także szukać. A wobec rozproszenia naszych pamiątek dziejowych po świecie jest się wielokrotnie skrępowanym nie tylko nieznajomością tego, czego się szuka, ale i tego, co można znaleźć, a czego się nawet nie przypuszcza.

To jest fragment fantastyczny i demaskatorski. Badaczy poważnych ogranicza dostęp do źródeł, a raczej brak tego dostępu. I do tego właśnie, o czym Adam Szelągowski nie wiedział, służy dobrze zorganizowany rynek antykwaryczny. Blokuje on dostęp do źródeł dla tych historyków i ekonomistów, którzy chcieliby powiedzieć coś więcej ponad narzuconą hagadę. Źródła znikają, albo rzekomo płoną, albo znajdują się w prywatnych kolekcjach, do których nie ma dostępu, albo okazuje się, że w ogóle nigdy ich nie było. Całe szczęście ekonomiści mają łatwiej niż historycy, albowiem pieniądze, w przeciwieństwie do tekstów, musi być w obrocie zawsze. A skoro tak, to można wnioskować na podstawie okoliczności współczesnych o tym, jakie zasady rządziły jego obrotem w przeszłości. Nawet jeśli ma się do dyspozycji ograniczoną bardzo bazę źródłową.

W pracy niniejszej autor postawił sobie za cel wyświetlenie kwestii pieniądza jako czynnika ekonomicznego w XVI i XVII w. u nas. Kwestia waluty ma w wiekach średnich, a i później prawie do końca XVII w. to samo znaczenie, co dzisiaj kwestia pieniądza w najobszerniejszym znaczeniu tego wyrazu, włączając weń nie tylko zapasy kruszcowe, lecz także wszelkie inne surogaty pieniądza, jak papiery wartościowe, długi państwowe itp. Ma przeto doniosłość zarówno ze stanowiska rozwoju finansowego, jak i handlowego. Prócz tego wiąże się z kwestią pieniądza rozwój literatury ekonomicznej nowszych czasów, która w początkach cała jest poświęcona zagadnieniom na pół praktycznym: ceny, wartości, odsetek, określeniu natury bogactw itp. Zarazem zmiana cen, będąca w znacznej części – choć nie wyłącznie – skutkiem zmian waluty, sprowadza kwestię drożyzny, jedną z tych, które stanowią najdonioślejsze zagadnienie natury socjalnej w XVI i XVII w. To właśnie wraz z innymi względami zmusza prawodawstwo do wkraczania w sprawy pieniężne i inauguruje nowy okres polityki ekonomicznej – merkantylizm.

Te praktyczne zagadnienia, przedstawione we wczesnej literaturze przedmiotu są moim zdaniem najważniejsze. Chronią nas bowiem przed zbytnim teoretyzowaniem, czyli przed wiarą, że gra w trzy karty prowadzona przez jakiegoś pana w masońskim fartuszku uchroni nas przed nędzą. To nie może być prawda, jak wszyscy wiemy.

Tę więc stronę, ściśle ekonomiczną, znaczenia pieniądza wyświetla praca niniejsza. Ale jest jeszcze strona druga – czysto numizmatyczna, jak określenie stopy, wagi i ligatury pieniądza, jednostek mierniczych i liczebnych itp. Temu zagadnieniu poświęcony jest cały szereg prac w literaturze specjalnej, począwszy od rozprawy Czackiego „O monecie polskiej i litewskiej” i Lelewela „O monecie polskiej”, a kończąc na Piekosińskiego dziele „O monecie i stopie menniczej w Polsce w XIV i XV w.”, na które często będę się musiał powoływać. Zagórski wydał źródła do sprawy menniczej w Polsce pt. „Monety dawnej Polski z trzech ostatnich wieków”. Wydawnictwo to zawiera pierwszorzędny, aczkolwiek niezupełny materiał do poznania rozwoju systemu monetarnego u nas. Również ściśle numizmatyczny charakter ma wspaniała praca K. Strończyńskiego pt. „Dawne monety polskie dynastii Piastów i Jagiellonów”, oraz niewielka rozprawa K. Hoszowskiego „Wiadomości historyczno-prawnicze w przedmiocie rzeczy menniczej w dawnej Polsce”.

Wobec tak obfitej i świetnej literatury numizmatycznej do dziejów Polski, strona – że tak powiem – techniczna, czyli mennicza kwestii pieniądza nie przedstawia wiele trudności, zwłaszcza że już rozwiązano większość zagadnień z numizmatyki średniowiecznej, w późniejszych zaś czasach ustawodawstwo sejmowe, ordynacje podskarbich i komisji menniczych, dokładnie określają wszystko to, co się odnosi do rodzaju i sposobów bicia pieniądza.

Komentując ten fragment powiem tylko jedno – już tylko z tego powodu, że jest w niej bibliografia i przypisy warto kupić tę książkę.

Daleko poważniejsze trudności nastręczały się w toku rozprawy z powodu braku opracowań, bądź ogólnych, bądź szczegółowych, z zakresu dziejów gospodarstwa w Polsce. Autor, chcąc dojść do pewnych wyników, musiał badać wpływ pieniądza na inne strony życia narodowego, zarówno na świadomość, jak i na politykę ekonomiczną, na handel i na finanse. Każdy, ktokolwiek obeznany jest ze stanem wiedzy historycznej u nas, rozumie, że kwestie powyższe nie są wcale wyświetlone lub też są wyświetlone niedostatecznie. Oceniając przeto doniosłość pewnego zarządzenia z jednego stanowiska, niekoniecznie wypadną nam rezultaty podobne, jeśli będziemy brali tę samą sprawę ze stanowiska odmiennego. Interesy fiskalne są nieraz sprzeczne z interesami handlowymi, tak samo interesy różnych gałęzi produkcji. Podobnie, badając politykę handlową, której punktem wyjścia była ochrona pieniądza przed odpływem za granicę, autor wyłączył ze swych studiów politykę celną, którą kierowały inne względy. O ile przeto szczupły i ograniczony jest zakres naszej kwestii, o tyle też trzeba ograniczyć wagę i doniosłość ostatecznych wywodów w kwestiach ogólnych, dotyczących czy to handlu, czy to miast, czy też polityki ekonomicznej. Ocena tych zagadnień z punktu widzenia autora może być tylko względną i czekać na potwierdzenie lub zaprzeczenie, o ile samoistnie i tylko dla siebie te poszczególne zagadnienia będą podjęte i opracowane.

Za zdanie: interesy fiskalne są nieraz sprzeczne z interesami handlowymi, należałoby prof. Szelągowskiego wycałować. Podobnie jak za wskazanie czym jest polityka handlowa – zapobieganiem wyciekom dobrego pieniądze za granicę. To sobie teraz przypomnijcie wszystkie reformy monetarne i wszystkie zamknięcia mennic, inicjowane przez polskich królów. Przypomnijcie sobie talary Zygmunta Augusta wywożone masowo go Holandii, talary, którymi płacono za najemników walczących przeciwko Hiszpanom.

Pracę więc niniejszą można uważać tylko za przyczynek do historii handlu i miast, tudzież polityki ekonomicznej w Polsce. Podobnie i w sprawie cen, ich wzrostu i upadku, autor z powodu braku materiału nie mógł się pokusić o wywody dostateczne. Aczkolwiek materiał mu dostępny, a zebrany przez Łojkę, jest ogromny, to jednak dotyka tylko cen zbożowych i prędzej może być ilustracją wywodów, niż wszechstronnym materiałem dowodowym. W każdym razie nie wypadało gardzić i tym dobytkiem, który może się przydać przyszłemu historykowi cen w Polsce.

W redukcjach pieniądza autor opierał się na tablicach ewaluacyjnych Czackiego. Wydawało się autorowi zupełnie dostatecznym dla jego celów, jeżeli określi wzrost cen lub siły kupna pieniądza przy pomocy stosunku cen złotego polskiego do cen złotego węgierskiego, którego wartość uchodzić może w tych czasach prawie za niezmienną. Tak samo autor zaniechał redukcji pieniędzy do jakichkolwiek dzisiejszych ze względu na to, że chodziło mu wyłącznie o stwierdzenie stosunku psucia się stopy pieniężnej lub wzrostu cen w oznaczonym ściśle okresie czasu, a nie o porównanie ich z wartością dzisiejszą.

Nie znam żadnego historyka, któremu przydałbym się materiał zgromadzony w tej książce. Znam jednego blogera, niejakiego Feterniaka, który jest lokalnym historykiem z Kociewia. Napisał on kiedyś, że książkę tę, jak również inne prace Adama Szelągowskiego, kserowano na studiach i podawano sobie z rąk do rąk jak najcenniejsze skarby. Wniosków chyba jednak żaden student historii z Gdańska, z tej publikacji nie wyciągnął. Pan Feterniak był szczerze oburzony bezczelnością, jaką tu zaprezentowałem, niszcząc tak ważny symbol wiedzy tajemnej, jaką były kserówki prac Szelągowskiego. Dziś można je po prostu kupić i po kłopocie. Pytanie tylko, czy one się ostały w programie nauczania? Podejrzewam, że nie.

Praca niniejsza pojawiała się częściowo rozdziałami w dwu czasopismach: „Ekonomiście” warszawskim z r. 1901 i w „Kwartalniku historycznym” z r. 1900 i 1901. Podejmując się wydania jej w osobnej książce, przerobił autor pewne jej części, aby przystosować ich zawartość do koniecznej ciągłości i potoczystości wykładu. Niektóre ustępy, dotyczące handlu w Polsce, bądź też literatury pieniądza z XVII w., rozszerzono i uzupełniono dzięki szczęśliwemu przyrostowi materiału.

Materiał rękopiśmienny, jak też druki współczesne, dotyczące kwestii pieniądza, udało mi się zebrać po licznych poszukiwaniach w wielu bibliotekach i archiwach. Najwięcej czerpał autor z księgozbioru Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie, z Biblioteki Jagiellońskiej i Muzeum Czartoryskich w Krakowie, tudzież z Biblioteki królewskiej w Berlinie, po części także z archiwum m. Gdańska i zbiorów Biblioteki Raczyńskich oraz Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu. Na tym więc miejscu składa autor instytucjom tym szczere podziękowanie, a nade wszystko instytucji tak czcigodnej i tak zasłużonej, jak Kasa pomocy dla osób pracujących na polu naukowym im. Mianowskiego w Warszawie, której zasiłkowi zawdzięczam ukończenie pracy niniejszej.

W Krakowie, 4 grudnia 1901 r.

Ja niestety nie mam komu podziękować za pomoc w wydaniu tej książki, albowiem nie bacząc na trudną sytuację ekonomiczną kraju, wydałem są sam, nie oglądając się na nikogo. Mogę jedynie podziękować tym, którzy ją kupują. Tytuł ciągle jest dostępny.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

  35 komentarzy do “Pieniądz i przewrót cen”

  1. Dostęp do źródeł ekonomicznych w dobie Internetu

    https://arxiv.org/archive/econ

    jest na pociągnięcie myszki ☺

    A najemnicy w Niderlandach to talary brodatego Zygmunta Starego lubili ☺

  2. Ekonomista wyklęty, chciałoby się powiedzieć.

    —————————-

    Wielu polskich intelektualistów cytuje angielskie przysłowie że dżentelmeni  nie rozmawiają o pieniądzach, nie wiedząc że angielscy dżentelmeni prawie zawsze rozmawiali o pieniądzach.

  3. Tu chodzi o Zygmunta Augusta, Stary nie miał brody

  4. Oczywiście, tylko innym wciskają kit, że nie…

  5. Henry nie czyta książek Maciejewskiego, Baśnie w komplecie powinien kupić i przeczytać i pamiętać na wyrywki – bardzo przydatne w towarzyskich rozmowach

  6. nie no gdzie tam analiza tekstów wcześniejszych , przecież ekonomia do 1989 roku to bazowała na marksowskim podejściu do wszystkiego, na wykładzie to wiadomo że trzeba było się trzymać linii partyjnej, ale na ćwiczeniach był pewien luz, nie pamiętam, żeby sobie pozwolono przed audytorium studenckim na jakąś historyczną refleksję. Nawiązanie do spraw jak ta powyżej opisanych i leżących w archiwach, że tylko sięgnąć i studentom przekazać, było nie do pomyślenia.

    Historia myśli ekonomicznej była „w obcęgach”.

    Myśl taka nie mogła wykraczać poza to co napisali panowie profesorowie : Lipiński, Górski, Nasiłowski, Sierpiński. Tylko walka klas, bez interesów fiskalnych czy handlowych różnych państw.

  7. Sięgnęłam do źródeł czyli po talara i faktycznie nie miał brody ☺

  8. @Nebraska – porzuć to wykładanie płytek na UW i zacznij wykładać chemię w Tesco. Źródłowe półki klientom na wyrywki będziesz mogła wskazywać ☺

  9. coś się tak człowieku obruszył, zawsze robisz beke z tekstu, a kiedy Henry`ego coś dotyczy to giewałt !!!

    Zwyczajnie zapamiętaj: Zygmunt August i Józef Nasi. Tyle

  10. Henio, no co Ty? Przecież byłeś dzisiaj pierwszy.

  11. Balcerowicz miał wykładać nowy ekonomię keynesowską (jeszcze nowszy rodzaj etatyzmu), ale poświęcił zachodnią karierę dla bycia twarzą polskiej transformacji. Jego dorobek to głównie publicystyka ekonomiczna żywcem nawiązująca do ekonomii zachodniej. Natomiast głównymi bohatermi polskiej myśli ekonomicznej bynajmniej nie są przedstawiciele przedwojennej szkoły krakowskiej czy poznańskiej (to nic, że liberałowie, ale to endecja przecież) tylko dwóch socjalistów – Oskar Lange i Michał Kalecki (niby taki polski Keynes). Nie muszę chyba dodawać jakie głupoty oni wypisywali. Czyli tak żle, a tak jeszcze gorzej? Ale co tam, podręczniki do historii myśli ekonomicznej już wydrukowane i studenci to czytać i powtarzać.

  12. Myślisz, że to @Nebraske wyprowadza z równowagi ☺

  13. Odnośnie kawałka: kiedy można było być historykiem i ekonomistą jednocześnie. Dziś takie cuda się nie zdarzają.

    Ależ takim przykładem jest przecież nasz Pan Premier,  historyk z wykształcenia a potem kariera w bankowości i studia MBA. Czyli mamy cud.

  14. Cud to będzie jak @Nebraska, w obronie @Coryllusa, Ci nie dołoży ☺

  15. Profesor Szelągowski cytuje w roku 1922 autora, który wiosną poprzedniego roku (4 marca 1921) przestał być 28-ym prezydentem USA.

    Czy mógłbym prosić o dokładniejsze wskazówki bibliograficzne?

    Z jakiego tekstu/wystąpienia profesora Szelągowskiego pochodzi ta wypowiedź?

    Z góry dziękuję i przesyłam ukłony

  16. Tata chodził koło polityki i wiedział, że historyk może być politykiem (najznamienitsze przykłady – Borusewicz i Komorowski), ale kiedy znalazły się pieniądze na kształcenie kadr z Solidarności Walczącej to pchnął syna-gotowego historyka gdzie indziej

  17. Państwo a młode narody. XV., Tygodnik Illustrowany, 1922, Nr 42, str. 642

  18. Coryllus sam się broni, a jakaś tam, cicha czytelniczka jego książek nie musi się wysilać.  Sam się broni co widać i słychać.

  19. Nie wiem, ale talar to nie kawał, więc…

  20. Pięknie dziękuję!!!

  21. Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    MicrosoftInternetExplorer4

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-qformat:yes;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin:0cm;
    mso-para-margin-bottom:.0001pt;
    text-align:justify;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
    mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;}

    Rozważania ciekawe ale nabiorą innego znaczenia jeżeli uzmysłowi się czym jest pieniądz. Pieniądz to jest informacja o posiadaniu a monety, banknoty weksle i inne maja tą informację tylko zabezpieczyć i uwiarygodnić informację. Podstawą ekonomi jest aparat skarbowy który kontroluje wiarygodność informacji (pieniądza) a nie jakieś tam monety i systemy monetarne. System skarbowy określa ile z danego terenu możny wyeksploatować dóbr. I tak było zawsze w społeczeństwach państwowych lub państwo podobych co było na blogu i książkach Gospodarza poruszane. Dla przykładu angielski system z czasów Wilhelma Zdobywcy.
    https://opendomesday.org/map/
    Obecnie stworzono taki domesday book w formie geoportali w skali globalnej.
    Widać tu doskonale ile są warte koncepcje wolnościowców gospodarczych.
    A prof. Szelągowski jest niestety zbyt mocno przywiązany do monet ,ich piękna i kruszcu w nich zawartych.

  22. To jest historia propagandowo-gospodarcza

  23. Kariera w bankowości nie ma nic wspólnego z ekonomią, tak myślę

  24. Tak? To ile i czego można było wyeksploatować z Anglii w XIV wieku, kiedy krążyły tam złote pieniądze, bite z kruszcu przywożonego zza morza?

  25. Poza tym to nie jest jedyna jego książka. W tej akurat jest trochę o kruszcu, wcale nie za wiele, w innych jest o czym innym.

  26. Akurat w Anglii zawsze krążyły i krążą złote pieniądze zza morza.

  27. Nie kwestionuję prof. Szelągowskiego. Zwracam uwagę na inną optykę np.

    – Dobrze gadasz Gabrysiu, a naści złotego suwerena- mógłby powiedzieć król.

    Albo załatwiłby to samą tylko informacją :

    -Dobrze gadasz. Idź do mego folwarku i powiedz im by dali to czego ci tam trzeba.

    Teraz mogłoby to wyglądać inaczej . Masz tu fakturę, dostaniesz zwrot vatu a My zwalimy to później na Nikosia i Baraninę.

  28. A poza tym jak fascynujące jest to, że są materialne dowody istnienia informacji.

  29. goście zza żelaznej kurtyny, zabierając głos w dyskusji wymawiali Kaleckiego jako „Kaleki” i to jakoś zmniejszało stres studencki, pozwalało przetrzymać tę jego uczoną wielkość

  30. „Zanim został zamordowany, prezydent Kennedy zatwierdził prawo niezwykle korzystne dla kolekcjonerów. Odejmowali sobie od podatku wartość dzieła, które zamierzali zostawić w ramach darowizny – najczęściej swojej własnej fundacji. Wartość ta zależała od cen na licytacjach, ale smarując komu trzeba w departamencie finansowym, można je było poważnie zawyżyć.”

    Dawid Stein „Trzy Picassy przed śniadaniem”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.