kw. 282019
 

Jak wiecie nie lubię poruszać w swoich tekstach tak zwanych najważniejszych problemów. Nie czynię tak, albowiem wiem, że to jest w dłuższej perspektywie pułapka, która zatrzaskuje się w niespodziewanym momencie i wyjścia już z niej nie ma. Ludzie jednak tak czynią i międlą podsuwane przez polityczne i medialne agencje newsy oraz ogrywają stare jakieś – rzekomo ważne – kwestie, bo wydaje im się, że w ten sposób będą zauważeni. Mechanizm ten opisałem już kiedyś, ale nie zaszkodzi opisać go jeszcze raz. No, ale nie dzisiaj. Dzisiaj chciałbym porozmawiać o zmarłym niedawno Tadeuszu Plucińskim. Jeśli ktoś nie wie kim był Tadeusz Pluciński, niech sprawdzi w wiki. Starsi na pewno wiedzą. Był to człowiek, o którym pisano, że jest pierwszym amantem polskiego kina. Wczorajsze popołudnie i wieczór strawiłem na czytaniu wywiadów z Tadeuszem Pluciński i studiowaniu jego dorobku. To bardzo inspirujące i ciekawe. Sami spróbujcie. O zmarłym wszystkie portale pisały, że grywał zwykle role amantów. No, a ja przeglądając dorobek aktorski, ten filmowy, pana Tadeusza, stwierdziłem (a wiele z tych filmów oglądałem), że amanta nie zagrał on nigdy. Tak właśnie – Tadeusz Pluciński nigdy nie zagrał amanta. Nie istnieje bowiem taka figura jak amant. Nie ma jej. Od kiedy? Nie wiadomo dokładnie. Być może istnieje ona w szkołach aktorskich, gdzie uczą tak zwani „starzy mistrzowie”, ale szczerze wątpię. Tadeusz Pluciński miał 92 lata w chwili śmierci, więc starszych od niego mistrzów już nie ma. On sam zaś opowiadał, że kiedy studiował, to jeden z tych wielkich, Schiller chyba, powiedział mu, że wygląda jak fryzjer albo alfons. To także nie była prawda i scena ta dobrze obnaża tak zwany warsztat aktorski. Nie ma czegoś takiego. Być może są jakieś zajęcia z technik manipulacji, jakieś zajęcia kondycyjne, ale aktorem może być w zasadzie każdy kto jakoś wygląda. Pojęcia bowiem i figury, jakimi posługują się – według tego co przytaczał Pluciński – wykładowcy w szkołach aktorskich nie pasują do niczego, ani do tekstów sztuk i scenariuszy, ani do oczekiwań widzów, a przede wszystkim nie pasują do oczekiwań władzy, która te szkoły aktorskie utrzymuje i która, jak mniemam, ma jakiś wpływ na to, kto karierę robi, a kto spada w nicość. Powróćmy jednak do założenia podstawowego – Tadeusz Pluciński nigdy nie zagrał amanta, a grywał wiele. Zagrał niemieckiego żołnierza, amerykańskiego oficera, oficera austro-węgierskiego, zagrał komendanta straży pożarnej, a także księdza, pastora oraz księdza mówiącego głosem Barbary Kraftówny. To nie wszystko. Tadeusz Pluciński zagrał też niewiernego męża, ministra rolnictwa i gangstera, tego ostatniego na deskach teatru w „Operze za trzy grosze’, i wiele innych ról, w tym tajemniczą bardzo rolę, którą określa się w wiki, jako „mężczyzna chodzący za Grzanką”. Ja może poświęcę jej kilka słów, albowiem jako małe dziecko obejrzałem ten film. Nosił on tytuł „Upał”, a wyreżyserował go Kazimierz Kuc. To jest coś naprawdę niezwykłego. Jak Kuc w latach siedemdziesiątych wydębił pieniądze na to dzieło? Nie mam pojęcia. To jest film, w którym grają panowie Wasowski i Przybora. Grają siebie, a chodzi w tym obrazie o to, że w wielkim mieście jest upał i ludzie wyjechali z tego powodu. Na miejscu są tylko „starsi panowie”, gromada chłoporobotników oraz kobitka nazwiskiem Grzanka, która, patrząc obojętnie dookoła, demonstruje swoją kreację, całkowicie z punku widzenia ówczesnej ulicznej mody fikcyjną. Jest do błyszcząca suknia z rozcięciem po samo biodro. W tym stroju pani ta chodzi po Warszawie, a za nią, bez jednego słowa, snuje się Tadeusz Pluciński. Dramaturgia obrazu polega na tym, że do miasta, pod nieobecność władz, zwala się obcy jakiś ambasador grany przez Michnikowskiego i Przybora z Wasowskim mają coś z tym zrobić. To była taka niby komedia, ale nie widziałem, by ktoś się choć raz uśmiechnął w czasie seansu. Może ci, z którymi to oglądałem, po prostu nie dorośli do tego filmu. Fakt pozostaje faktem – Tadeusz Pluciński nigdy nie zagrał amanta. Wiele osób zaprotestuje i powie mi teraz, że on wcale nie musiał, albowiem on był amantem. Proszę Państwa, ja tu nie dyskutuję dziś o prywatnych zatrudnieniach Tadeusza Plucińskiego, bo o tym, przez ponad 80 lat jego życia dyskutują wszyscy i wszyscy się tym ekscytują. Oczywiście, wszystkich szczerze zachęcam do takich dyskusji, ale sam w tym uczestniczył nie będę. Chodzi mi o to, w jak prosty sposób unieważnia się cały wielki obszar sztuki i jak łatwo jednocześnie wmówić ludziom, że nic takiego nie nastąpiło. Potrzebny jest tylko jeden przystojny facet, który w miarę poprawnie potrafi wypowiedzieć swoją kwestię. Resztę robią media. Powtórzę więc jeszcze raz – Tadeusz Pluciński nigdy nie zagrał amanta. Jeśli zaś zsumowalibyśmy kwestie, jakie Tadeusz Pluciński wypowiadał we wszystkich filmach, w których grał, będzie tego objętościowo mniej niż znaków w tym tekście. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi. Konstatacja jest taka – współczesne lamenty sław filmowych nad upadkiem aktorstwa są niestety spóźnione. Bracia Mroczkowie i cała reszta gamoni udających aktorów, to tylko dzieci tego mechanizmu, którego ofiarą i symbolem był Tadeusz Pluciński. Ja nie twierdzę, że to był słaby aktor, to była figura za pomocą której aktorstwo zostało wykończone. To co mamy dziś, jest tylko konsekwencją takich zagrywek. Ja nie wiem kto stymulował karierę Tadeusza Plucińskiego, czy była to milicja czy jego kochanki, ale znaczenia to już dziś wielkiego nie ma. I nie on jest też temu winien. On tylko tak wyglądał. Gdybym ja tak wyglądał i gdyby płacili mi za to, że stoję pod ścianą w ciemnych okularach i patrzę w dal, pewnie bym nie protestował. Bo niby po co?

Sprowadźmy to teraz do jakiejś syntetycznej formuły. Niech będzie taka – segmenty i figury służące do opisu aktywności artystycznej, czy to aktorskiej, czy to pisarskiej nie służą lepszemu jej zrozumieniu, rozrywce i komunikacji z widzem lub czytelnikiem, ale ukryciu faktu, że prawdziwe aktorstwo i prawdziwa literatura przeszkadzają sponsorom widowisk i serii publikacji rozrywkowych. To znaczy im bardziej artyści chcą uzyskać niezależność i im bardziej traktują swoją sztukę serio i osobiście, jako zawód, a także misję, tym bardziej irytuje to władzę i organizatorów rynku. Usuwa bowiem element masowości, a co za tym idzie dewastuje masową sprzedaż i wyciąga ją spod wpływu pośredników. Starają się oni ze wszystkich siły powstrzymać tę tendencję i dziś jesteśmy na takim etapie, że wszelkie indywidualne formy aktywności niszczone są przez masowe programy promocji sztuki dla idiotów, ubrane w pozory artystycznego indywidualizmu. Idioci w obszarach komunikacji, zwanych czasami sztuką są potrzebni władzy, ale nie tylko oni, potrzebni są jej także gangsterzy mentalni i zwykłe chamy. Przy czym przez słowo „władza” nie rozumiem rządu PiS i ministra Glińskiego, albowiem ludzie ci nie rozumieją po prostu co się wokół nich dzieje, a więc o tym by posiadali jakąś władzę nie może być mowy. Oni stanowią jedynie pudło rezonansowe dla różnych cwaniaków, którzy korzystając z publicznych pieniędzy lansują propagandę, prymitywniejszą niż socrealizm.

Zanim się tym zajmiemy, słowo o literaturze i jej adaptacjach filmowych, bo tam najlepiej widać jak prosto jest ukryć durnia i jego projekcje. Jak prosto jest przekonać ludzi by uwierzyli, nie w kłamstwo bynajmniej, ale w humbug, jak prosto można sprawić, że oczywiste absurdy będą traktowane jak odkrycia nieznanych obszarów aktywności ludzkiego mózgu. Wczoraj obejrzałem kolejny odcinek serialu „Chyłka” według prozy Remigiusza Mroza. Serial nazywa się – uwaga – „Chyłka. Zaginięcie”. Akcja toczy się wokół zaginięcia małej dziewczynki, ale sprawa w sądzie dotyczy jej zamordowania. Nie ma ciała, jedyną osobą, która mówi o zamordowaniu jest niezrównoważona matka dziecka, przeciwko której przemawiają wszystkie dowody, a przede wszystkim logika narzucona przez samego Mroza – to się nazywa „Zaginięcie”, a nie „Zamordowanie”. No i wczoraj, bez trupa, na podstawie zeznań matki, bez dowodów, bez kropli krwi chociaż, wsadzili ojca tego dziecka, czy też domniemanego ojca, nie jest to istotne, na trzy lata do pierdla. I wszyscy cmokają….Ja w takich momentach przypominam zawsze starą i dobrą sztukę zatytułowaną „Zapomnij o Herostratesie”, w której to podpalacz świątyni Artemidy zostaje medialną gwiazdą. Lubią go kobiety i mężczyźni, lubi go nawet perski namiestnik, albowiem dokonał on czegoś niezwykłego. Nie lubi go tylko sędzia, który zostaje wyrzucony z roboty i przyjmuje fuchę strażnika więziennego. Przychodzi do tego więzienia po to, by przywrócić sprawom właściwy wymiar, czyli po prostu zamordować Herostratesa. Niestety czyn ten nie zaciera pamięci o tym durniu. My jesteśmy w gorszej sytuacji, albowiem mamy do czynienia z legionem Herostratesów i żaden z nich w dodatku nie musi nic robić. To znaczy nie musi robić nic wielkiego. Tadeusz Pluciński stał pod ścianą i patrzył, a dziennikarze pisali o jego podbojach. Tymon Tymański pierdzi publicznie, a Mróz pisze, że można skazać kogoś za morderstwo nie mając ciała. Telewizja TVN przerabia to na serial i wszyscy cmokają, że to świetna konwencja, prawie tak samo dobra, jak te amerykańskie. I nie chodzi tu już doprawdy o to, że traktuje się nas jak idiotów. Chodzi o to, czy my sami zostaniemy zmuszeni do tego, by traktować siebie jak idiotę i będziemy z tego jeszcze dumni. Oto ktoś się zastanawia dlaczego w Muzeum Narodowym w Warszawie nie pokazuje się dzieła Gierymskiego „Trumna Chłopska”

https://niezlasztuka.net/o-sztuce/aleksander-gierymski-trumna-chlopska/

A za to pokazuje się jak jakaś pani zjada banana

https://oko.press/komu-przeszkadza-banan-tematyka-z-zakresu-gender-nie-powinna-byc-pokazywana-w-muzeum-narodowym/

Nie wiem dlaczego mamy się temu dziwić i dlaczego mamy z tego powodu lamentować? To jest stały element procesu ogłupiania mas, zwanego – nie wiedzieć czemu – edukacją artystyczną. To jest ten sam proces, który karze wierzyć, że w teatrze i w filmie mamy postaci amantów, pierwszych naiwnych i pierrotów. Ten sam mechanizm, który każe wierzyć, że pierdzący Konjo to artysta, a Mróz piszący o skazaniu za zabicie dziecka bez oględzin ciała, to geniusz konwencji kryminalnej. To wszystko już było i dziś jest tylko powtarzane w zwiększonej skali. O co chodzi? Uważacie, że te wcześniejsze oszustwa nie były nimi, bo Wy byliście młodsi? Bo się tym bardziej przejmowaliście i zapadało Wam to w serce? Biedacy…Popatrzcie jak władza prawdziwa, rozgrywa władzę fikcyjną. Dyrektorem Muzeum Narodowego został pan Miziołek, z którego swego czasu cała warszawska historia sztuki śmiała się w ukryciu. Drwiono z jego zaangażowania, z jego przejęcia się tą cała sztuką i artystami, a także z zaangażowania w zakupy książek do bibliotek. Pan Miziołek jest człowiekiem o temperamencie Duce, przez to właśnie nigdy nie zapisałem się na jego zajęcia. Za bardzo mnie drażnił. W praktyce oznacza to, że jest on całkowicie bezradny wobec działających na rynku mafii i klik, które zarządzają tymi dziwnymi prezentacjami określanymi jako ekspozycje muzealne. Biedny pan dyrektor, on pewnie chciał dobrze i przychylił się do opinii niczego nie rozumiejącego ministra, który kazał zdjąć ekspozycje z bananem i przez to teraz będzie jeszcze bardziej wyszydzany, jeszcze bardziej będą mu dogryzać i jeszcze głupsze rzeczy będą próbowali wcisnąć do tego muzeum. Zacznie się zaś od demonstracji, która odbędzie się pod muzeum już w poniedziałek. Mają tam przyjść wszyscy ci, którzy rozumieją sztukę i będą jeść banany w sposób najbardziej zmysłowy. Jakie szczęście ma Tadeusz Pluciński, że nie doczekał tej hańby, nie sądzicie? Taki sympatyczny, taki dyskretny i dynamiczny jednocześnie człowiek, a tu taka chamówa…Niesamowite. Powiem tak, bardzo uważnie będę oglądał zdjęcia z tej manifestacji i jeśli tylko zobaczę tam kogoś znajomego natychmiast go tu opiszę. Będzie kupa śmiechu…

Ludzie, musicie w końcu zrozumieć, że nie można dyskutować z tym czymś na zasadach przez to coś proponowanych. Prezentacja zaś własnych kryteriów i zasad wywołuje albo wściekłość, albo szyderstwo. Poza tym, żeby prezentować te własne zasady musicie mieć kogoś, kto naprawdę maluje, naprawdę pisze, naprawdę myśli i naprawdę sprzedaje. Nie zaś takiego co tylko stoi pod ścianą w ciemnych okularach i robi dobre wrażenie. To dotyczy wszystkiego, także polityki. Ostatnio zaś jeden kolega, który jest wybitnym i bardzo silnie wyspecjaliziowanym artystą, w dodatku „naszym” powiedział mi, że politycy PiS, ludzie nie mający żadnej władzy nad komunikacją zwaną sztuką, nie wiedzą co znaczy słowo tryptyk. Dajcie spokój…kupcie lepiej Glińskiemu kilo bananów, niech sobie zje i przemyśli dokładniej tę sprawę. Ktoś zapyta – a co należało zrobić? Sprawdzić czy goła baba z bananem jest ubezpieczona i na ile, a następnie wziąć robotników zdjąć ją ze ściany i zwalić z mostu do Wisły. Po prostu. Tak by się zachował prawdziwy Duce…to taki żart, niech się dyrektor Miziołek na mnie nie gniewa, ale naprawdę nie miałem ochoty chodzić na jego zajęcia.

Życzę wszystkim miłej niedzieli.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  17 komentarzy do “Pierwszy amant polskiego kina albo dlaczego nie rozumiemy oczywistości”

  1. bez kozyry powiem, że nie podoba mi się sztuka nowoczesna i mam nadzieję że zwolennicy tej sztuki na jutrzejszym proteście, po obżarciu się bananami, dostaną rozstroju przewodu pokarmowego, udadzą się do domów i w łazience swoje aspiracje przemyślą.

    Podobne już było. Jakieś kobiety awangardy w ubiegłe wakacje,  rozsiadły się na leżakach ustawionych pod palmą na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu , posiedziały chyba dzień  i zapewne podtrute spalinami wróciły z wymiotami do swoich domów. A jeszcze ważne, przy tych leżakach stał napis Lesbos.

  2. W ostatniej klasie gimnazjum mojej wnuczki pani  chyba od sztuki, czy jakoś tak obraziła się,(obraziła dosłownie: słowem i zachowaniem!) na uczniów, iż ona (ta młodzież) nie rozumie obrazu o dwóch barwach białej i pomarańczowej, nie rozumie tego przebłysku geniuszu i co artysta chciał im rzec.

    Pani była obrażona przez tydzień, a teraz zapewne strajkowała, ale nie o tym dzisiaj mowa 🙂

  3. Autor ma racje i problem jest bardzo powazny, ale wina jest czesciowo po naszej stronie.

    Ta pani pieknie ssie tego banana w 1972 roku, lekko nadpsutego. Najpierw jednego, potem probuje wlozyc sobie dwa naraz, ale ma zbyt waskie usta. No i potem zgrabnie wypluwa z buzi budyn smietankowy z Winiar albo kaszke manne.

    Podtekst jest taki, ze to sa banany dewizowe (ewentualnie z Kuby).

    Juz dawno temu doszedlem do wniosku, robiac remanent historyczny, ze gornicy z kopalni Wujek oddali zycie za to, zeby byly dostepne na codzien banany w sklepach i coca-cola. Wartosc odzywcza i smak bananow pastewnych (bo takie importujemy) wysmial w swoich programach Wojciech Cejrowski, a coca-cola to napoj, ktory sklada sie z siedmiu lyzeczek cukru na szklanke wody i kwasu fosforowego, ktory niszczy zeby mleczne naszych pociech. Jako prowokator z natury powiadam wiec, ze o to walczyla Solidarnosc w swojej 10-milionowej masie i prosze mi udowodnic, ze bylo inaczej. W 1989 roku sprzedalismy nasza matke, czyli Polske za garsc dolarow, kisc bananow, amerykanskie napoje i ogolnie za tzw. zachodni styl zycia (nawet polscy zolnierze gineli za ten styl zycie w Iraku i oficjalnie sie o tym mowilo w telewizji) a teraz mamy umierac za wartosci europejskie, demokracje, prawa czlowieka itp.

    Z jednej strony istnieja dobre metody, ktorymi mozna walczyc (jedna z nich Autor opisal w notce), z drugiej zas sadze, ze trzeba sie przede wszystkim najpierw wyluzowac i robic sabotaz na spokojnie, inteligentnie.

  4. Kiedys napisalem list do sponsorow pewnego waznego muzeum w sprawie wystawy historycznej, ktorej wymowa byla w mojej ocenie bulwersujaca i dyrektor tej placowki o malo co nie dostal zawalu i odpisal mi w bardzo emocjonalnym tonie. No coz, uwazam, ze to ONI powinni sie denerwowac, jak cos spsoca, a nie my, poczciwi obywatele. Stanowisko zobowiazuje.

  5. GENIALNY  WPIS  !!!   !!!   !!!

    Cudowny wpis, Panie Gabrielu  na wspaniala niedziele  Milosierdzia Bozego i jeszcze cudowniejsza konstatacja zawarta w calym  2 akapicie… ona jest tak  prawdziwa do bolu, ze juz bardziej chyba nie mozna…

    … dlatego – pozwoli Pan, ze nie skupie sie na „artyzmie” sp. Tadeusza Plucinskiego, bo ja go NIGDY w aktorstwie pana Plucinskiego nie widzialam… to byl „aktor” jakich wielu…

    … jedno co mnie zaskakuje, to to ze dozyl pieknego wieku, ale to juz chyba nie koniecznie Jego zasluga.

    Swiec Panie nad Jego dusza,

  6. No tak to nie jest sztuka tylko – urągowisko, rozdrażnianie, obrażanie itp. Sposób na dewastację chrześcijańskich zasad, złamanie nas. Używają do tego tej awangardy młodzieżowej, takiej która nie ma żadnych zahamowań.

  7. Poszukałam na Filmwebie, czy ktoś nie drąży tematu wyroku bez zwłok i tam znalazłam ten link, więc okazuje się, że jednak można, ale muszą być świadkowie:

    https://www.rp.pl/artykul/246385-Brak-zwlok-nie-gwarantuje-bezkarnosci-.html

  8. Ogólnie na Filmwebie 90% komentarzy jest miażdżących dla tej całej Chyłki-sryłki, wkleję jeden ciekawy, oglądać nie będę, bo jak zwykle nie mogę patrzeć na te ryje od dzików, bananów i nauczycielów. Moim  zdaniem ludzie są tak naoglądani netflixem i hbo, ze już tej naszej nędzy nie kupują. Komentarz:

    „To jak pokazali Suwałki i okoliczny Augustów to jakaś kpina . Piękne czyste i rozwijające się miasto jakim są Suwałki pokazali jak jakieś miasto na Ukrainie. Bar z pierogami pokazany jako jakaś speluna nawet nie istnieje a sąd który wygląda jak stodoła również . Nie wiem czego spodziewałem się po TVNie. W Augustowie pada kwestia że „jak prawie wszyscy tutaj pochodzą z Białorusi” ja się pytam kto ? Suwalszczyzna to jeden z nie wielu zakątków które od zawsze były Polskie (co innego Mazury czy Gdańsk ) . Powiem tylko tyle . Kpina TVNowska”

  9. >demonstracji, która odbędzie się pod muzeum już w poniedziałek…

    Specjalnie dla demonstrantów muzyczna odpowiedź Dyrektora

    Yes! We have no bananas.

    Ale mamy hot dogi.

  10. Dokładnie takie samo skojarzenie miałem odnośnie bananów i coca-coli.

    Zanurzyliśmy się w powierzchownym dobrobycie. Kiść bananów w rękach prostych i zwykłych ludzi była symbolem awansu. Kolonizacyjnego.

    W 97 Clinton pozwolił sobie w Warszawie użyć sformułowania „Coca-Colę już macie”. Żałosne, ale jakże celne. Zostaliśmy ocenieni jak stado szympansów smacznie zakąszające bananem napój składający się z wody i farbki.

    W tym samym czasie prawie codziennie upadał jakiś duży zakład.

    A Pluciński? Z mimiką Fantomasa był amantem teoretycznym, ale był. Miejsce w historii gwarantuje mu m. in. rola „Kwaśniewskiego, kata na baby” , oznaczającego swoje zdobycze czułym ukąszeniem w uszko ….

  11. Żebrowski jak zawsze na posterunku zjadł banana.Powinien krzyknąć :Za Blondynę !!!

  12. no właśnie 29 kwietnia 2019  o godz. 12,41,  przeczytałam w  internecie, że ocenzurowane pracy dwóch ssssskandalistek, wróciły do Muzeum  jako dzieła przedstawiające wartość artystyczną

  13. Ktos przytomnie skomentowal, ze ona wcale tego banana nie je. Nieprawde mowil rowniez posel Niesiolowski, ze w PRL byl glod, bo jezeli ktos sie bawi zywnoscia to swiadczy o dobrobycie. I tak klamia na okraglo.

  14. Dyrektor Miziolek powinien wystawic Kobiete-jedzaca-banana w Sotheby.

  15. Kobieta „jedząca” banana budzi przynajmniej jakieś szczere emocje w gawiedzi. I właśnie dlatego uznana została za sztukę. U większości współczesnych odbiorców Gierymski z tym swoimi malowankami może sprowokować co najwyżej wzruszenie ramion „eee… ładne”. Może gdyby udatnie namalował rozpacz Pazdana po kosztownym nietrafieniu w piłkę, to jeszcze… Ale jakaś niebieska trumienka w skansenie? Co za idiota kupiłby niebieską trumnę? Za to laska wymownie wciągająca owoc pastewny — nie sposób, by nie wywołała emocji młodzieży. A sztuka to emocje, co nie?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.