lip 242021
 

Wielokrotnie spotkałem się z zarzutami, że powinienem pisać o tym, albo o tamtym, a już z całą pewnością powinienem pisać o roli rodziny. Ja tego nie lubię, albowiem nie lubię teoretyzowania połączonego z powoływaniem się na teksty kanoniczne lub świeckie o takim charakterze. Pomyślałem jednak, że warto dziś, po wysłuchaniu wielu bardzo wystąpień prawicowych polityków i kandydatów na polityków rzec jakieś słowo o rodzinie. Każdy z nich bowiem, im jest głupszy i mniej w tym zakresie doświadczony, z wielką ochotą powołuje się na rodzinę i jej funkcje. Ludzie tacy z reguły mają w ręku Biblię i cytując z niej różne fragmenty zachwalają uroki rodzinnego życia i wagę rodziny dla społeczeństwa. Nie zauważają przy tym, że biblijne rodziny miały gwarancje Boga na utrzymanie się przy życiu, w ich posiadaniu znajdowały się stada bydła lub kilometry kwadratowe ziemi ornej obrabianej przez najemników. W Biblii nie ma słowa o ZUS-ie i świadczeniach na jego rzecz, nie ma też nic o obowiązkowej służbie wojskowej, ani o organizacjach, które traktując rodzinę instrumentalnie, za jej pomocą firmując swoje, bynajmniej nie święte i nie prospołeczne cele.

Wszystkie te ograniczenia mamy dzisiaj, ale ich także nikt nie zauważa. Tak jest po prostu wygodniej. Organizacji te wykorzystują rodzinę jako pierwszy etap na drodze wychowania i dyscyplinowania swoich przyszłych adeptów. Za komuny rodzina była niszczona poprzez łatwość dokonania aborcji, a także poprzez tak zwany zimny chów, którego efektem było powstanie pokoleń całych frustratów i psychopatów, zasilających następnie szeregi partii, wojska i milicji. I nie mówcie mi, że tak nie było. Do tego jeszcze dodać można powszechną degenerację alkoholową, usprawiedliwiają na wszystkie możliwe sposoby i rozwody. Pod koniec zaś komuny, tak zwaną edukację seksualną połączoną z promocją pornografii. Mnie najbardziej rozbrajali zawsze ludzie, którzy prowadzili walkę z pornografią latając od kiosku do kiosku, z Biblią w ręku i tłumacząc kioskarkom, że źle robią wystawiając te pisma na widok publiczny. Byli tak przejęci swoją misją, że nie widzieli nic ponadto. I żaden z nich by nie uwierzył, gdyby mu ktoś powiedział, że próbuje zgasić pożar lasu za pomocą wielkanocnej sikawki w kształcie jajka. Tłumaczenie nie miało sensu, albowiem poddawani byli pewnej obróbce polegającej na tym, by podnieść im samoocenę, skompromitować i wykorzystać do różnych politycznych celów. Numery te robi się także dzisiaj.

Nie zabieram zbyt często głosu w kwestiach rodziny, albowiem nie jestem dobrym przykładem, który mógłby ilustrować kłopoty współczesnych rodzin. Nie posiadając niczego, dosłownie – niczego, podjąłem kilka mocno niestandardowych decyzji, które zmieniły życie mojej rodziny i uczyniły je znośnym. W innych rodzinach sprawy mają się całkiem inaczej. Można te rodziny podzielić na kilka kategorii. Pierwsza to patologie, które z płodzenia dzieci zrobiły sobie sposób na życie, albowiem państwo socjalistyczne, któremu rodzina potrzebna jest, albowiem załatwia i ułatwia pierwszy, najbardziej kosztowny etap produkcji przyszłych żołnierzy, pracowników fabryk, policjantów, a także emigrantów będących kartą przetargową w różnych międzynarodowych negocjacjach. Do procederu tego państwo ochoczo dopłaca, bo i tak potem wychodzi na swoje, prowadząc za pomocą bardzo dyskretnych narzędzi swoisty handel niewolnikami. Z pomocy państwa korzystają także rodziny, które nie mają patologicznego charakteru, ale nie widzą nic złego w pobieraniu świadczeń, albowiem rodzina jest dobrem samym w sobie, a jeśli jest to rodzina katolicka to wszystko jest w najlepszym porządku. Byłoby, gdyby nie struktury niejawne. Państwo socjalistyczne bowiem w miarę jak usprawnia swoje funkcjonowanie, krzepnie i poszczególne jego grupy zaczynają funkcjonować jak biblijne klany parające się jednym konkretnym zajęciem – jedni pasą bydło, inni uprawiają rolę, jeszcze inni pośredniczą w handlu. W państwie socjalistycznym jedni są urzędnikami samorządowymi, inni ułatwiają własnym dzieciom dostanie się na wydział lekarski WUM, a jeszcze inni obracają ziemią w tej całej agencji, której nazwy zawsze zapominam. Aha, niektórzy uczą jeszcze na uniwersytetach. I mowy nie ma by przez te struktury przebił się ktoś spoza ściśle spojonej struktury klanowej. Wszystko to, a nie ma o tym mowy w Biblii, firmowane jest hasłami wolności i powszechnej dostępności wszystkiego. Pytanie istotne brzmi – czy ta struktura ma jeszcze chrześcijański charakter? Można się oczywiście łudzić, że ma. I powoływać się przy tym na teksty kanoniczne oraz świeckie o takim charakterze. Tyle tylko, że to nieprawda, albowiem rodziny włączone do takiej struktury są, w mojej, być może błędnej ocenie, wyznawcami Baala. A to z tego powodu, że oddają hołdy i biją pokłony przed strukturą tajną. Na jej czele nie stoi pomazaniec, który swoją osobą firmuję piramidę zależności pobłogosławioną przez katolickich kapłanów. Na jej czele stoi wujek Ziutek, który znał się z panem Mietkiem, jeszcze z czasów pierwszej Solidarności. Obaj coś tam podpisali, dobrze nie wiadomo co, a potem kariera jednego wystrzeliła, a drugi trochę pił i przez to nie wdrapał się na najwyższe szczeble powstającej właśnie drabiny dystrybucji dóbr i stanowisk. No, ale się potem opamiętał i okazało się, że zrobił to na tyle wcześnie, by koledzy z dawnych lat podali mu rękę. Dziś obaj firmują życie rodzinne, które daje im wiele satysfakcji i organizują przy udziale proboszcza chrzest samochodów przed urzędem.

Gwarantem sukcesu tego życia jest negacja tego co tam napisane było w Biblii, czyli bożej opieki nad rodziną, stad bydła, które stanowią o ekonomicznym bezpieczeństwie i niezależności rodziny, a także wielkiej własności ziemskiej, która załatwia tę samą kwestię. Gwarancją sukcesu życia rodzinnego, uważanego za życie katolickie, a nie będącego nim w istocie, jest posłuszeństwo wobec struktur niejawnych. Te zaś, choćby nie wiem jaki wolnościowe hasła głosiły, są częścią państwa socjalistycznego i nigdy nie dopuszczą do tego, by sytuacja trwale i istotnie się zmieniła. To bowiem spowoduje ich unieważnienie i wyłonienie się innych liderów i innych struktur.

Ja się wielokrotnie spierałem z różnymi ludźmi, którzy w sposób demonstracyjny afirmowali życie rodzinne, w kwestii pobierania tak zwanych świadczeń. Mając świadomość, że rodzina współczesna nie ma wiele wspólnego z rodziną biblijną, nie ma nawet wiele wspólnego ze strukturą mafijną, bo tak naprawdę możliwości załatwienia czegokolwiek komukolwiek są bardzo trudne, uważałem, że jeśli już się te świadczenia pobiera lepiej nie robić z tego jakiegoś wyczynu i nie opowiadać o tym, jak sprytnie wykorzystuje się głupie państwo. Nie jest to bowiem żaden sukces, ale przyznanie się do tego, że rodzina – szczególnie zaś jej ojciec – służy jedynie jako parawan zasłaniający działania struktur niejawnych. Celem ich zaś nie jest – jak się wydaje wielu naiwnym osobom – załatwienie pracy Ryśkowi i Baśce. Organizacje niejawne mają swoje cele i są podłączone do innych organizacji, które mają w Polsce, kraju afirmującym rodzinę, swoją misję. Jej elementem jest właśnie degradacja i degeneracja rodziny, która ma tylko jedno wsparcie – Kościół. Wsparcie to jednak, mam takie wrażenie, nabiera coraz bardziej dekoracyjnego i infantylnego charakteru. Być może powodem jest to, że członkowie rodzin, szczególnie wielopokoleniowych, są częścią różnych struktur niejawnych, które wszystkie razem i każda z osobna, nie mają wobec rodziny dobrych zamiarów. Deklarują je jednak, albowiem rodzina jest niezbędna w pierwszym etapie wychowania przyszłych pretorianów tych organizacji. I warto nawet trochę dopłacić, żeby ten cel był realizowany jak należy. Warto nawet zaangażować do tej roboty proboszcza.

Powtórzę: w mojej, być może błędnej ocenie ludzie afirmujący życie rodzinne, które stanowi zaplecze organizacyjne dla struktur niejawnych są wyznawcami Baala.

Udało się wysłać do drukarni obydwa tomy Kredytu i wojny. Ukażą się w nowych zupełnie okładkach. Będą też miały wyższą cenę, o czym już dziś informuję. Niestety wszystko drożeje. Kulka lodów na prowincji kosztuje już 4,50, więc trudno, by nie drożały książki, których napisanie angażuje taką ilość ludzi i kosztuje tyle czasu. Jak wszyscy pamiętają zacząłem pisać tom II Kredytu i wojny jakoś w marcu. Mamy połowę lipca i rzecz poszła do druku. Uważam, że za późno o miesiąc. No, ale po drodze mieliśmy różne przygody, zaczęły się wakacje i wielu współpracowników gdzieś wyjechało. Wakacje trwają i trudno mi ocenić kiedy przyjedzie tu nakład, bo zapewne w drukarni także są urlopy. Obiecano mi dołożyć wszelkich starań, by stało się to jak najszybciej.

Niestety tak się składa, że sprzedaż nie jest zbyt rewelacyjna, a pośrednicy, który oddaję swoje książki, ociągają się z zapłatą. Nie pozostaje mi nic innego jak rozpoczęcie nowej dwutygodniowej promocji. Bardzo mi przykro, że tak czynię, ale trudno mi prowadzić bloga, angażować się w książki, a leżą jeszcze dwie rozgrzebane i prowadzić promocję tytułów starszych. Jestem po prostu już trochę znużony. O wiele łatwiej jest ogłosić promocję. Nie lubię tego, albowiem można to nazwać psuciem cen. No, ale muszę mieć jakieś zyski, nie mogę, w oczekiwaniu na realizację faktur, żyć powietrzem, ani powiedzieć dzieciom, że nigdzie w tym roku nie wyjadą. Za chwilę będzie półmetek wakacji. Trzeba coś wymyślić, zaplanować, ale pewnie jakoś na krótko, bo jest mnóstwo roboty.

Tak więc od dziś do 31 lipca obniżam ceny na następujące tytuły:

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/czy-krolobojstwo-krytyczne-studium-o-smierci-krola-stefana-wielkiego-batorego/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zydowscy-fechmistrze/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/feliks-mlynarski-biografia/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gimnazjum-i-liceum-wolynskie-w-krzemiencu-w-systemie-oswiaty-wilenskiego-okregu-naukowego-w-latach-1805-1833/

 

  5 komentarzy do “Rodzina wobec struktur niejawnych”

  1. Wie Pan, chyba tak jest jak Pan pisze, bo nawiązując do filmów amerykańskich mam w pamięci niewiarygodną ilość filmów, które w scenariuszu przewiduję kadr z filmowaniem mebla/komody, na której ustawiona jest galeria zdjęć raczej dużego formatu, prezentująca bohaterów danego filmu od tzw małego do dużego, czyli od dziecięctwa przez czas adolescencji do dorosłości . Jednym słowem jest to prezentacja stabilnego, uporządkowanego, prawidłowego  obywatelskiego wzrastania  w celu pozostania Amerykaninem przez duże A.

    Jednym słowem produkcja społeczeństwa w celu …..  i na potrzeby ….

     

    /w polskich filmach takiego kadru na fotografie rodzinne – nie ma/

  2. To skutek republikanizmu, systemu wymyślonego w końcu przez sektę pitagorejczyków i przez następne stulecia wdrażanego na różne sposoby w różnych miejscach. Jeśli więc zapytać, kim są dziś spadkobiercy duchowi ww. sekciarzy, to istotnie, są nimi czciciele Baala, bardziej znanego jako Lucefer.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.