paź 082023
 

Tak to chyba trzeba interpretować. Obejrzałem sobie trailer zapowiadający film „1670” i mam wrażenie, że cofnęliśmy się do lat pięćdziesiątych, kiedy to telewizja puszczała obraz o Kostce Napierskim i szlachcie psowającej dziewki. Jeśli do tego dołożymy film o Kościuszce z Braciakiem w roli głównej, któremu dla towarzystwa dodali Murzyna, to w zasadzie widać, że w kinie jest gorzej niż w latach pięćdziesiątych za Stalina. Jakieś nierozpoznane siły pchają na rynek spreparowane treści, z którymi większość ludu zamieszkującego Polskę powinna się utożsamić. Są to treści promujące biedę, wyzysk i ciemnotę, ukryte pod współczuciem dla biedy, wyzysku i ciemnoty. Chodzi o to, by młodzi ludzie, którzy wykazują jakieś zainteresowanie historią od razy wiedzieli z kim się utożsamić. Dotyczy to też osób starszych, odkrywających jakieś swoje stare dzieje i zastanawiających się, czy ich przodkowie rzeczywiście żyli w tak ciężkich warunkach. Niektórzy zapewne tak, ale przekaz, który jest im podsuwany dziś pod nos nie służy temu, by zrozumieć cokolwiek, przede wszystkim zaś obecną sytuację, ale temu, by zmienić swój stosunek do władzy lokalnej. Ta bowiem ma być utożsamiana z tą zatabaczoną szlachtą. O nic więcej nie chodzi. Dziwne jest tylko to, że owa lokalna władza, którą wszyscy tutaj popieramy, zajmuje się kolportażem tych bredni. To doprawdy niezwykłe.

Sprawa jest prosta jak włos Mongoła – jeszcze nikomu nic dobrego nie przyszło z tego, że utożsamiał się z poddaństwem. Przeciwnie postawa ta była wielokrotnie wyszydzana i demaskowana za komuny, przez artystów naprawdę wybitnych i aktorów utalentowanych, którzy już dawno wymarli. Starsi zapewne pamiętają sztukę pod tytułem „Słoń”, którą kiedyś wyemitował Teatr Telewizji, i której dziś już nikt nie powtórzy. W teatrze tym jest bowiem dziś miejsce dla gniotów i produkcyjniaków. O czym była sztuka Aleksandra Kopkowa „Słoń” przypomnę krótko – pracownik kołchozu odkopuje złotego słonia. Wszystko wokół aż krzyczy, żeby tym słoniem wzmocnił władzę ludową i braci swych babrzących się w gnojowicy. On jednak postanawia uciec z tym słoniem do Ameryki, bo słoń otworzył przed nim nowe zupełnie perspektywy. Tak to wyglądało z grubsza. Były lata osiemdziesiąte i spektakl ten został wyemitowany w TVP. I wszyscy rozumieli o co chodzi. Dziś mamy rok 2023, aktorzy z prawdziwego zdarzenia wymarli, a propaganda państwowa i antypaństwowa odgrywa te same jasełka, z użyciem tych samych aktorów. Niczym się one nie różnią. I wszędzie widać Michalinę Olszańską. My zaś musimy wierzyć, że jest to niewiasta wybitnej urody. Musimy też wierzyć, że burdelmama jest patriotką, co ratuje rewolucję, a aktor Baka, jak się go pociągnie z wierzchu plakatówką, obstoi za Macieja Borynę. W tych produkcjach nie ma ani jednego śmiesznego żartu. Nie ma żadnego zaskoczenia, ani nawet półzabawnej pointy. Obejrzałem sobie wczoraj „Skąpca”, niewyobrażalną ramotę, która ma przecież 400 lat. Fabuła trzyma się na dodanych bez sensu postaciach, które usprawiedliwiają całą akcję i istnienie innych postaci. Nic się nie klei samo z siebie, nie ma tam żadnej psychologii – to akurat dzięki Bogu – ale są aktorzy. I oni, nawet najbardziej banalne i płaskie kwestie wypowiadają tak, że widz nie musi się za nich wstydzić. Oni ten tekst uzdatniają i czynią go strawnym, do tego wszyscy wiedzą, że trzeba się koniecznie porozumieć z widownią, nawet tą przed telewizorem i jakoś im to wychodzi. Na tym bowiem polega ten zawód – na porozumieniu się z widownią.

Tego nie ma w żadnym współczesnym scenariuszu. Nie ma, albowiem one są adaptowane na potrzeby telewizji z inną myślą. Po to, by grupa osób uważała się za wybitnych artystów. Na początek można wymienić Łepkowską Ilonę i Grabowską Ałbenę. Istoty tak zmanierowane, że właściwie o nich należałoby nakręcić jakiś film, albo zrobić przedstawienie. To by dopiero było aj waj…Niestety nikt by tego nie zrozumiał, albowiem nikt od trzech dekad nie wychowuje publiczności. Wszyscy ją deprawują. Czyni to też TVP wmawiając ludziom, że Dewajtis to megaprodukcja, a Szlimakowska to rekonstrukcja historyczna. Wszystko zaś jest puszczane po to, byśmy zostali osadzeni w formacie chłopa pańszczyźnianego, który uwolnił się do karbowego i dziedzica, posiadł umiejętność składania liter i dziś ma jedynie dziękować tym lepszym od siebie istotom – w zasadzie nierozpoznanym – które go tej trudnej sztuki nauczyły. Ich misja wychowawcza nie skończy się wobec nas nigdy, albowiem wiadomo, że człowiek ledwo piszący i ledwo czytający ma skłonności do głupich wyskoków i należy go cały czas pilnować. No i nie daj Boże nie tłumaczyć mu, że może być kimś innym.

Gadałem wczoraj z Tomkiem, który siedzi na targu w Łodzi. Na stoisku ma, jak zawsze dwie wycięte z tektury postaci – jedna z nich to Clint Eastwood, a druga to Lee Marvin. Powiedział mi, że gdzieś koło południa dopiero zjawiła się jedna osoba, która wiedziała kim jest Eastwood. To zaś oznacza, że filmy takie jak „Brudny Harry” są dla takich ludzi zbyt trudne i pełne nieczytelnych subtelności. Niedługo nikt nie będzie wiedział kto to jest Bruce Willis. Będziemy za to wyedukowani w temacie Kościuszki, który podróżował po Polsce ze swoim przyjacielem Murzynem i nauczał szlachtę jak ma nie krzywdzić chłopów.

Gadaliśmy też o tym, że komedia i ironia umarły dawno, a nie dość tego, zjawisko to jest rozpoznane i omawiane w amerykańskich podcastach. Nie ma komedii, ironii i przekazu podprogowego skierowanego do widza, a nie przeciw widzowi, bo jest poprawność polityczna i obyczajowa. Co to takiego ta poprawność? To właśnie jest nowa wersja stalinizmu. Służy ona dyscyplinowaniu białych ludzi, posiadających inne nieco ambicje niż wskazane w opisywanych tu filmach. Już sam fakt, że Netflix zajął się tematem tak hermetycznym i nieeksploatowanym przez nikogo, jak historia Polski i ujął to w ramy propagitki powinien obudzić nas wszystkich. Czy obudzi? Nie sądzę. Znajdą się nawet tacy, co będą chwalić ten szajs. A seminariów i dyskusji, gdzie różne wariatki będą się wyjęzyczać, będzie pewnie z setka.

Wczoraj na twitterze jakaś zgraja mądrali znów rozpoczęła dyskusję, jakim to złym królem był Zygmunt III Waza i jak oni sami pokierowaliby państwem, gdyby tylko ktoś dał im szansę. I tak to leci w koło Wojtek. Ludzie nie próbują realizować niczego, bo czują się potomkami chłopów, którym zły dziedzic przetrącił życie, a jednocześnie siedząc nieruchomo przed monitorem pragną orzekać o najważniejszych sprawach tego świata. I mowy nie ma, żeby ich od tego odciągnąć i dać jakąś konkretną robotę do ręki, bo poczują się upokorzeni i wykorzystani, jak za czasów pańszczyzny. Straciliby też wtedy ciastko, które zjedli minutę wcześniej i choć było ono wirtualne, nie ma to przecież znaczenia.

Mnie nie pozostaje nic innego, jak zajmować się, jak to czynię od 15 lat, sprawami beznadziejnymi, nie rokującymi wcale dobrze i wywołującymi wyłącznie ambaras oraz zamieszanie. I choć pochodzę z małorolnych chłopów polecam wszystkim wspomnienia księdza Józefa Borodzicza, który nie był chłopem, a szlachcicem, obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego i do tego duchownym.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

  18 komentarzy do “Stalinizm powrócił”

  1. Za tydzień będzie już wiadomo czy dało się wystarczająco dużo wybudzić 😉

  2. Przyznaję Panu rację, bo sam próbowałem zdiagnozować tą przyczynę

    postawy społeczeństwa na całkowite zaniechanie i uchylania się od

    podejmowania aktywności dłużej, niż chwilowe zainterowwnie przekazem memowym.

    Wszelkie ambitne treści i próby przekazania ich szerszemu odbiorcy skazane są na niepowodzenie.

    Społeczenstwo spoczywa na laurach lenistwa i usprawiedliwienia

    traumami z przeszłości, które widzi namalowane tak pięknie w Netflixie.

    Byłem ostatnio  pytany o malarstwo bydgoskiego malarza Jana Szkaradka . Czy widzę szansę na renesans jego sztuki. Nie mogę znaleźć powodu dla którego

    ktoś miałby podejmować próby zrozumienia dzieła Kapistów i ich „religii koloru”. Powiedziałem, że społeczeństwo szuka łatwych doznań konsumpcyjnych, nie wymagających szukania rozwiązań problemów. Zatem teraz widzę że współczesny stalinizm ma swoją rolę do spełnienia, aby sprawić , że każdy problem zostanie podany na tacy z gotowym rozwiązaniem. A masowy odbiorca będzie wtedy usprawiedliwiony i zwolniony z  szukania prawdy, bo już może wtedy usiąść przed tv z tacką czipsów i włączyć Netflixa. Ponizej jak to ambitne malarstwo nie ma szans na odrodzenie we współczesnej Polsce

    https://youtu.be/P8NpXABJxoQ?si=SmxLY288n-mdkUy4

  3. Taki prymitywny i głupi może być tylko trockizm.

  4. jest też tak, że po artyście zostaje prawie nic, moja teściowa była spokrewniona z rzeźbiarzem o nazwisku Durek, wiem od niej tyle, że rzeźbił legionistów, ułanów, konie, i rzeźby jego były ustawiane w 20-leciu między wojennym po wielu punktach gdzie stacjonowało wojsko, kiedy wybuchła wojna rzeźby te chyba zostały zniszczone , to ten bydgoski malarz i tak miał więcej szczęścia

  5. Mnie szczęscia miał w 1950 Władysław Strzemiński został na polecenie Ministerstwa Kultury i Sztuki, zwolniony z pracy w PWSSP pod zarzutem nierespektowania norm doktryny realizmu socjalistycznego. W tym okresie rozpadło się także jego małżeństwo z Katarzyną Kobro. Pozostawał bez źródeł dochodu. Zatrudniał się do malowania szyldów. Według informacji zawartych w filmie dokumentalnym Podaj cegłę, czyli polski socrealizm autorstwa Andrzeja Sapiji, Strzemiński zmarł z głodu, jako ofiara systemu komunistycznego w PRL, który uniemożliwiał podejmowanie pracy przez twórców będących w opozycji do socrealizmu.

  6. tak się reżimy rozprawiają z tymi co mają inne zdanie

  7. Promocja prowincjonalnych malarzy w ogóle nie wchodzi w grę, bo utożsamiający się z chłopami pańszczyźnianymi odbiorca nie mierzy niżej niż Leonardo. A tu jakiś Szkaradek…i jeszcze się trzeba zastanawiać nad jego obrazami…kto to słyszał?

  8. Mam nadzieję, że dziś nam to nie grozi. To znaczy, że jednak każdy twórca będzie mógł jakoś tam zadbać o własne dochody

  9. W 1939 roku mój ojciec miał 14 lat i gdy Armia Czerwona we wrześniu weszła do Chełma  razem z innymi chłopakami biegali do tych sowieckich okupantów na handel. Ruskie sołdaty idąc przez Kresy grabili co się tylko dało i mieli ze sobą dużo towaru. Chłopaki zabierali z domu lepy na muchy (bo były słodkie) i wymieniali je (jako cukierki) na prawdziwe zegarki. Ruski sołdat nigdy nie widział prawdziwych cukierków, wystarczyło mu, że to jest słodkie, więc wszystko się zgadzało, a zegarki były dla nich zupełnie nieprzydatne bo nie wiedzieli jak się z tym obchodzić i do czego to służy. I tak dożyliśmy czasów, w których teraz to telewizja serwuje nam lepy na muchy bo jest przekonana, że ma przed ekranem samych gamoni.

  10. Zmarł na gruźlicę, która w tamtym czasie była najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce (11%). Wiadomo dlaczego i Strzemiński nie nabawił się jej w 1950 roku po utracie pracy, chociaż bieda i niedożywienie, czego nie mogły zrekompensować dorywcze zajęcia i pomoc studentów, na pewno pogarszały jego stan. W końcu zasłabł na ulicy i trafił do szpitala, gdzie zmarł, ale po kilkunastu miesiącach. Zdanie „zmarł z głodu” sugeruje, że w ostatnich dniach lub tygodniach przestano go karmić w ogóle lub karmiono poniżej biologicznego minimum, inaczej niż pozostałych pacjentów. Przecież to nonsens.

    A małżeństwo z Katarzyną Kobro rozpadło się wcześniej. W 1947 roku artysta wyprowadził się z domu i wniósł pozew o pozbawienie żony praw rodzicielskich. W tamtym czasie to on rozdawał karty na uczelni i w Związku Plastyków, co wykorzystał do uniemożliwienia żonie objęcia katedry rzeźby. Oskarżał ją (zgodnie z prawdą) o podpisanie za okupacji tzw. „rosyjskiej volkslisty”. Chora na nowotwór Katarzyna zmarła w nędzy przed nim.

  11. Rzeczywiście zmarł na gruźlicę , ale socrealizmu nie popierał i został jednak z tego powodu zwolniony z pracy tak jak znajomy sędzia mojego ojca który w komunie nie chcial orzekac pod dyktando PZPRu i wyjechał do Australii.

    „Lata 50. przynoszą artyście serię porażek. Po tym jak w 1950 roku został zwolniony z uczelni na polecenie Ministerstwa Kultury i Sztuki, musiał szukać pracy dorywczej jako malarz szyldów. Wiązało się to z gwałtownym pogorszeniem jego sytuacji bytowej. W 1951 roku wykryto u niego zaawansowaną gruźlicę. Malarz zmarł 28 grudnia 1952 roku”.

    https://www.polskieradio.pl/39/156/artykul/2624191,wladyslaw-strzeminski-polski-awangardzista-z-rosji

  12. Tak a propos polskich Murzynów, to mieliśmy gen. Władysława Jabłonowskiego, który był wprawdzie synem swej matki, ale nie był synem swego ojca, który, co ciekawe, uznał go pomimo osobliwego koloru skóry. Jak to wówczas mawiano: pani zapatrzyła się na koniuszego. Wyszliśmy na tym zapatrzeniu nie najgorzej, bo chłopiec wyrósł na polskiego patriotę. Był współczesny Kościuszce, który w Sosnowicy, rzut kamieniem od miejsca, w którym obecnie przebywam, poczęstowany został czarną polewką.

  13. Coraz smakowitsze historyjki serwujesz 😉

  14. pamiętacie lokaja z filmu DJANGO, no i raz w sprawach warszawskiej spółdzielczości mieszkaniowej, gdzie musiałam skorzystać z pomocy adwokackiej, zdarzyło się że wchodzę do takiej kancelarii a w drzwiach wita mnie identyczna osoba jak w DJANGO, ubrana w niebieską  kamizelką i niebieskie spodenki 3/4, no i też białe pończochy i kolor skóry tego kancelaryjnego lokaja taki sam jak w filmie Tarantino. To osłupienie jakie przeżyłam bardzo rozśmieszyło służącego, no i kilku znajomych fatygowało się do tej kancelarii po poradę prawną, żeby na własne oczy to zobaczyć.

    miał adwokat fantazję

  15. Odpowiedzialność za wydarzenia w kołchozie ponosi Przewodniczący Kołchozu.

    W „Słoniu” jest to Kurycyn.

    Odpowiednikiem Kurycyna jest chyba Kurski: mamy w końcu „Reset”. Może „Reset” nie jest śmieszny, ale przynajmniej jest straszny (w więcej niż jednym znaczeniu tego słowa).

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.