lip 122021
 

Młodsi może tego nie pamiętają, ale starsi na pewno. W serialu na motywach prozy Zbigniewa Nienackiego, zatytułowanym Pan Samochodzik i templariusze, główny bohater opuszcza się w głąb starej studni, albowiem poprawnie odczytał szyfry znajdujące się na murach starego kościoła, czy też w jakimś manuskrypcie. Już dokładnie nie pamiętam. Było tam – w jednej ze wskazówek – napisane: 9 metrów, a do tego narysowano jeszcze strzałkę w dół. Pal diabli, że w XIV wieku nikt nie mierzył niczego w metrach, o co innego chodzi. Oto opuszczając się po linie Tomasz Samochodzik, zauważył, że w ścianie studni jest wejście do jakiegoś lochu, wszedł tam, ale zorientował się, że to pułapka zastawiona na różnych frajerów. Skoro w szyfrowanej informacji było napisane 9 metrów, to prawdziwe wejście musi być na tych właśnie 9 metrach. I rzeczywiście było. Po co ja o tym wspominam? Otóż czynię to dlatego, albowiem mam przemożne wrażenie, że jako grupa mówiąca jednym językiem, ale także jako grupa gromadząca się wokół publikowanych tu treści, no i każdy z nas pojedynczo, kiedy próbujemy odkryć jakąś tajemnicę, pakujemy się wprost do tej pierwszej dziury, bo nam się wydaje, że to już.

Ja sam zrobiłem tak wielokrotnie, w różnych przypadkach. A powiem Wam w sekrecie, że są ludzie, którzy za możliwość zajrzenia do dziury pułapki pobierają jakieś opłaty. Mam tu na myśli różnych przenikliwych demaskatorów. Wrócę jednak do siebie, bo od siebie samego należy zacząć rozliczenia. Jak powiadam wielokrotnie dokonywałem fałszywych wyborów, wiedziony zawsze tym samym – chęcią zwrócenia uwagi na siebie. Konsekwencją takiej postawy było zawsze zlekceważenie innych narracji, które – bardzo często – ktoś mi podsuwał w dobrej wierze, ufając, że je właściwie rozpoznam i do czegoś wykorzystam. Czasami tak rzeczywiście czyniłem, ale nie zawsze. Wiem jak trudne jest zwalczenie odruchu, który każe nam wejść do dziury pułapki. Mózg bowiem i całe ciało reagują gwałtownie i odczuwamy to jako ekscytujący przymus. Oto tajemnica i my ją właśnie odkryjemy. Nic z tego nie będzie. Prawdziwa tajemnica jest głębiej. Opisywany tu grzech ma jeszcze inny wymiar. Oto siedząc w dziurze pułapce, potrafimy głośno bardzo i namolnie domagać się uznania i oklasków. I za nic na świecie nie przyjmiemy do wiadomości, że mogą istnieć istoty, które rozumieją coś więcej niż my. To się często przytrafia pojedynczym ludziom i całym narodom. My, na przykład, nie potrafimy zrozumieć, że opieranie patriotycznych hagad na działalności terrorystycznej Piłsudskiego jest degradujące, a nie nobilitujące. To jest nie do wytłumaczenia i wynika wprost z tego, że każdy kto przestanie się interesować prostymi komunikatami dotyczącymi jedzenia, fizjologii i piłki nożnej, trafia na odpowiednio spreparowane narracje, które mają nadać jego nędznemu życiu nowy sens. I chce być bohaterem szarżującym na niemiecką piechotę, bo już mu wcześniej wytłumaczono, że z tymi szarżami na czołgi to ściema.

Wszystkie te gawędy, jak jedna, mają charakter pułapek. Jako naród nie możemy się też chwalić sukcesami naszej polityki, albowiem te nie powinny być w zasadzie dostrzegalne i dyskutowane. Jeśli zaś są, to znaczy, że ktoś nas okantował, a nie my odnieśliśmy jakiś sukces. Rozumie to chyba każdy tylko nie polski, patriotyczny dziennikarz, który posługując się emocjonalnymi opowieściami o bohaterstwie żołnierzy września, próbuje znaleźć się w zarządzie jakieś spółki skarbu państwa.

Wracamy do wymiaru indywidualnego takich pułapek. Jeśli piszę taki tekst, jak ten wczorajszy, na pewno nie czynię tego poniesiony chwilową ekscytacją. Tak to może wyglądać, albowiem jest wiele wiążących się ze sobą informacji, które trzeba jakoś podać i nie zawsze wychodzi to z wdziękiem. No, a człowiek ma też inne zajęcia. Ja, dla przykładu, po zakończeniu pisania Kredytu i wojny, od razu zabrałem się za napisanie małej książeczki pod tytułem Krucjata dziecięca. Nigdy byście nie zgadli o czym ona będzie. Jeden rozdział już jest. Czynię to dlatego, albowiem przypuszczam, że kiedy ukaże się II tom Kredytu, po fali szyderstwa, jaka się przetoczy przez niszowe portale karmiące się naszymi myślami, każdy cwaniak zacznie wydłubywać stamtąd co lepsze kawałki, nagrywać na ich podstawie podcasty i mówić, że sam jeden na to wszystko wpadł. Jak będzie dodatkowo kilka małych książek poruszających kluczowe zagadnienia tam opisane, to będzie takiemu złodziejowi trudniej. Kiedy więc puszczam taki tekst, to bardzo wszystkich proszę, by nie ładowali się pojedynczo i grupami do dziury w ścianie studni, umieszczonej na pięciu i pół metrach. Prawdziwa droga do skarbu znajduje się bowiem na 9 metrach, tak jak było w tych zaszyfrowanych informacjach. Ja rozumiem przemożną chęć przekazania światu, że gdzieś tam się już było i wszystko widziało, ale naprawdę nie o to chodzi. Rozumiem przemożną chęć porównania każdej sytuacji do współczesnej pandemii, a także dotykającą wielu ludzi refleksję, że wszystko już było, nie ma się czym ekscytować, porozmawiajmy lepiej o czymś bardziej aktualnym. Wszystko to rozumiem, ale mam jedną uwagę. Jeśli ktoś chce prowadzić dyskusje w takich rejestrach, to znaczy, że pomylił portale. Jest cały ogromny internet, gdzie przenikliwi indywidualiści mogą cyzelować swoje wyraziste osobowości wymieniając aktualne bon moty z podobnymi sobie. Tutaj zajmujemy się czymś innym. Mianowicie tym, jak bezpiecznie opuścić się na głębokość 9 metrów i odnaleźć właściwą dziurę. I nie pokaleczyć się przy tym i nie wpaść do wody, bo nie każdy umie pływać. Ja na przykład nie potrafię, choć miałem zamiar się nauczyć.

Tak, jak w polityce nie chodzi o to, by komunikować się z wyborcami, za pomocą metafor pochodzących z bajek Krasickiego, co czyni poseł Konfederacji, nazwiskiem Sośnierz. To są komunikacyjne pułapki, które robią zapewne jakieś wrażenie na ludziach odkrywających właśnie, że istnieje jakiś świat poza fizjologią, jedzeniem z Biedronki i piłką nożną. No, ale od tych ludzi nic nie zależy, najmniej zaś zależy od nich wynik wyborów. Co akurat posłowie Konfederacji powinni wiedzieć, albowiem Grzegorz Braun już jakiś czas temu powiedział, że gdyby wybory mogły coś zmienić, już dawno byłby zakazane. Po czym ochoczo zabrał się za kokietowanie wyborców różnymi ekstraordynaryjnymi gawędami. To właśnie nazywam pakowaniem się do dziury pułapki i powtarzam – droga do skarbu jest głębiej. Naprawdę, choćby nie wiem jak atrakcyjna i łatwa w eksploracji wydawała się ta pierwsza dziura, droga do skarbu jest głębiej. Musicie mi uwierzyć.

Komunikacja zaś, jej jakość, głębia i funkcjonalność, powodująca, że samoczynnie tworzą się spójne u łatwo wykonujące zadania grupy, jest wszystkim.

Niestety dziś też nie wyślemy do druku II tomu Kredytu i wojny. Do tego o ponad tydzień opóźnił się druk Tajemnic szpiegostwa angielskiego. Tych, którzy go jeszcze nie dostali bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że przyjedzie ono jutro, albo pojutrze, ale pewności nie mam, bo drukarnia komunikuje się ze mną okazyjnie.

  18 komentarzy do “Studnia, w której odkryto skarby templariuszy”

  1. Dzień dobry. Jednak – nie ma tego, co by na dobre nie wyszło. Cały ten skomercjalizowany nurt oparty na templariuszach, niewątpliwie mający na celu, obok zwykłej eksploatacji, także zdeprecjonowanie Zakonu, przynosi jednak pewien efekt pozytywny. Jest nim ukazanie i popularyzacja komunikacji hermetycznej, elitarnej, opartej na przynależności do organizacji i znajomości znanych w niej kodów. Co by nie mówić, Klinika Języka czyni coś podobnego, może nie wprost w konsekwencji nurtu templariańskiego, że tak powiem, ale ze świadomością, że tylko taka komunikacja pozwoli tylko „właściwym osobom” zejść na te 9 metrów. A to warunek bezpieczeństwa organizacji. Z jednej strony wiele złego zostało tu już powiedziane o „wybraństwie”, ale znajdująca się na drugim biegunie masowość też nie prowadzi do niczego dobrego. I teraz możemy się długo zastanawiać, my profani, gdzie jest ta subtelna granica między dobrze pojętym elitaryzmem a bałwochwalczym wybraństwem…

  2. Nie, musimy się opuścić na 9 metr

  3. krucjata dziecięca czy mogła być zwykłą /jednak zawoalowaną/  kradzieżą dzieci, może mogło tak być

    czekam na tę książkę,

    swoją drogą , ile razy w historii zdarzało się coś w podobie

  4. Panie Coryllusie, bez mapy ani rusz. Znaki znakami, szyfry szyframi, ale bez mapy nie da rady.

  5. Co da zejście na 9 metr? Próba dzielności jak pokonanie smoka w bajkach. I wówczas mozna otworzyć sklep bławatny albo żelazny i zasiadać między szanowanymi? Tajemnice biznesowe, intrygujące. Ale czy tam jest życie? Tam skarb twój, gdzie serce twoje. I o nie jest frazes. Śnie szyfr.

  6. Metafizyka czyli jak odkryłem skarb templariuszy w studni zwanej Austriacką Biblioteką Narodową

    Najpierw na okładce włoskiego słownika średniowiecza odkryłem iluminację, która wydawała mi się świetnie pasować do tematyki kredytu i wojny. Rozpocząłem poszukiwania źródła i doprowadziły mnie do okładki metafizyki Arystotelesa. Google zawiódł, ale nie dałem za wygraną i zwróciłem się do Yandex. No i proszę, w austriackiej bibliotece narodowej znalazłem iluminację z Hesji z roku 1370, która ma być dowodem narodzin nauki dzięki współpracy trzech kultur. A jednak, gdy przyjrzymy się dokładniej, to zobaczymy, że iluminacja heska przedstawia innych mędrców niż okładki do średniowiecza i Arystotelesa.

  7. Na tej ostatniej to wygląda tak , że jednak niby razem a oddzielnie następują te iluminacje. Każdy sobie a nawet wbrew sobie. Ten co chciał wspólnie, stoi z głupią miną, bo chyba czuje, ze wpadł w pierwszą dziurę i nie wie co zrobić. A powinien studiować mapę Ziemi.

  8. Takie można odnieść wrażenie, ale zauważmy, że kosmici z antenkami są w obu grupach.

  9. Kosmici z antenkami ? Tej grupie z prawej strony iluminacja się się udała, ale nie mogą iluminować na tę drugą stronę, bo antenki się rozpychają.

  10. Niech więc pan przejdzie na portal dla sercowych, jest ich całkiem sporo, można wybrać odpowiedni dla siebie. My tutaj będziemy się zajmować tajemnicami biznesowymi

  11. Tak, charakterystyczne kapelusze wikingów są widoczne, ale jest też jeden gość z rogami i jeden w koronie. Według jakiego kryterium ich podzielono?

  12. Rozumiem, ze komentarze powinny byc wystarczajaco PONIZEJ DNA (taki zart)

     

    Gazeta „Le Figaro” dziala od 1826 roku. Wg jej zalozycieli „Le Figaro“ to balwierz z Sewilli, ktory ma golic slowem rojalistow. Obecnie ma „centroprawicową linię” :))))

    Oczywiscie, ze jest to burzuazyjna gazeta libertynska, jak nie przymierzajac, lemingi z Wilanowa.

    W Le Figaro pisal co niedziele felietony historyczne Alexander Dumas (pisywal tez Wiktor Hugo i pojawia sie wiele innych znanych nazwisk).

    Z pewnoscia nasze dzieci nabyly w szkole wiedze o historii wlasnie po linii gazety Le Figaro i nie zadnej innej.

     

    Ta sama grupa medialna byla w latach 1990-tych wlascicielem 51% udzialow w Rzeczpospolitej i paru innych gazet w Polsce.

     

    Wlascicielem francuskiej gazety byl do niedawna zyd Serge Dassault, a wlasciwie przechrzta na katolicyzm – miliarder z branzy zbrojeniowej i medialnej.

    Jego przodkowie to m. in.: ojciec Alzatczyk, matka z zydow sefardyjskich Allatini, dalsza rodzina z Litwy, zydzi z Salonik (jedni z najbogatszych ludzi w Imperium Osmanskim).

     

    https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/a/a8/Madame_Monet_Reading_Le_Figaro.png

  13. Udało mi się dotrzeć do żródła w wikimedia commons (niestety bez krytycznego spojrzenia historycznego, ale cieszmy się z tego co łaskawie udostępniają)

    Rozdzielczość mogłaby być lepsza, ale imiona kosmitów da się odcyfrować.

  14. Autor szczery komunista po iluminacji.

  15. Moje skojarzenia:

    Krucjata dziecięca? = dzisiejsze SJW

    Katarzy? = „lewica laicka”

    Husyci? = ISIS (kotoś jeszcze pamięta co to ISIS było???)

    Z niecierpliwością czekam, co Gospodarz zaobserwował.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.