Zacząłem czytać powieść Waldemara Łysiaka pod tytułem „Szachista”. Po raz drugi w życiu. Myśl przy tej lekturze przyświecała mi taka – musimy skończyć z ocenami dzieł literackich bez kontekstu historycznego. Ja wiem, że to trudne, ale to jest jedyna droga. Jeśli bowiem będziemy czynić tak jak do tej pory, czyli tak jak tego uczą na uniwersytetach nie dojdziemy do niczego. Okaże się bowiem łatwo, że powieści ważne, niosące ze sobą jakieś istotne komunikaty o czasach, w których powstały są lekceważone, a w hierarchiach znaczeń na pierwszy plan wybiją się jakieś śmieci. Tak jest dzisiaj, a do tego jeszcze co jakiś czas akademia zmienia metodę oceny i okazuje się, że to co ważne było 20 lat temu jest całkiem nie istotne dziś, bo zmienił się sponsor, albo cały system kształcenia wprzężono do innego wózka. Biedne profesory od literatury, jak te osły idą do rzeźni, a ich miejsce zajmują mulice z napisem „gender” wypalonym na tyłku. I cały wózek jedzie w zupełnie niespodziewanym kierunku.
Cóż ja takiego zobaczyłem w pretensjonalnej i wtórnej książce Łysiaka pod tytułem „Szachista”. Wiele rzeczy, ale obejdę je ogródkiem, zanim wyjaśnię o co chodzi. Zacznę od anegdoty, chyba już ją kiedyś opowiadałem, ale nie zaszkodzi przypomnieć. Kiedy byłem w szkole średniej przyjeżdżali do nas przedstawiciele różnych służb mundurowych, żeby nas zachęcać do wstąpienia w szeregi tychże organizacji. Był nawet raz marynarz. Nie on jednak wywołał największy entuzjazm wśród kolegów. Pewnego dnia bowiem pojawił się długowłosy pan w skórzanej kamizelce, który wyglądał jak Indiana Jones i ostatnia krucjata. Gawędził tak ciekawie, że wielu kolegom opadły szczęki, a opowiadał o przewagach polskich służb specjalnych nad innymi służbami. Ja, będąc od dzieciństwa naturą marzycielską, słuchałem tego pana z uwagą, opowiadał bowiem bardzo plastycznie, ponieważ jednak zawsze potrafiłem oddzielić marzenia od praktyki dnia powszedniego, jego gawęda nie uwiodła mnie wcale. Waldemar Łysiak, gdyby mu przyszło opisywać moją osobę w swojej powieści „Szachista” napisał by z całą pewnością taki oto lapidarny komunikat – ryby w ascedencie panny….
Jego bohater bowiem jest, prócz innych chwytów, charakteryzowany także poprzez wątki astrologiczno-okultystyczne. Co ów bohater ma wspólnego z wizytą tego dziwnego oficera w naszej szkole, hen, hen, dawno temu? Moim zdaniem wszystko. Moim zdaniem książka Łysiaka o próbie porwania Napoleona Bonaparte, całkowicie wyssana z palca, nie miała nigdy żadnej innej funkcji poza formatowaniem umysłów młodych ludzi i przekonaniem ich, że służba w jednostkach wykonujących niebezpieczne zadania jest czymś najbardziej fantastycznym na świecie. Ktoś powie, że ja się czepiam Łysiaka. Nie, jest dokładnie na odwrót. Ja próbuję ze wszystkich sił pana Waldemara wytłumaczyć. Bo na jego przykładzie, na przykładzie autora zdolnego, ale zmanierowanego w sposób niemożliwy do wyobrażenia, widzimy dopiero jaka jest istotna funkcja literatury popularnej przeznaczonej dla tak zwanej młodzieży męskiej. Ona w każdym kraju jest identyczna i w miejsce Łysiaka możemy wstawić dowolnego autora, a cały schemat nadal będzie prawdziwy. To jest być może także główna przyczyna dla której literatura popularna naprawdę, a nie popularna w znaczeniu akademickim, nie jest omawiana przez studentów filologii. Nie jest, bo akademia ma inną funcję niż wojsko, a jak pamiętamy nie można mieszać porządków. Jest ponadto akademia miejscem gdzie krzyżują się różne wpływy, mogące zepsuć niejeden życiorys przyszłego bohatera. Nawet takiego jak Beniamin Bathurst, którego stworzył Waldemar Łysiak, ku uciesze młodzieńców czytających jego książki w latach 80-tych i wcześniej. Ja mam akurat wydanie z roku 1989, nakład jest wstrząsający, prawie 50 tysięcy egzemplarzy. Rzecz nie do wyobrażenia dzisiaj. A jest to wydanie trzecie, rozumiem, że dwa poprzednie były większe i ukazały się w latach dla pozyskiwania nowych adeptów służb mundurowych kluczowych. Jeśli dodamy do tego jeszcze druk powieści w odcinkach w tygodniku Panorama Śląska, który rozpoczął się gdzieś w ciemnych latach osiemdziesiątych to okaże się, że „Szachista” był jedną z najsilniejszych, jeśli idzie o sprzedaż, pozycji na rynku księgarskim.
Teraz słów kilka o metodzie. Waldemar Łysiak doskonale rozumie i wyczuwa konstrukcję i nie próbuje się nawet bawić w jakieś eksperymenty. Moim zdaniem schemat szachisty jest ściągnięty z Conana Barbarzyńcy, ale może być także wzięty z czego innego, bo Conan nie jest przecież dziełem oryginalnym. Chodzi o to, że anglosaski przepis na przygodę został z powodzeniem zastosowany u nas, a ponieważ w latach osiemdziesiątych, ani nawet dzisiaj nikt nie ma dużego pojęcia o stosunkach panujących w Anglii na przełomie stuleci XVIII i XIX, wszystko tam wydaje się autentyczne. Do chwili oczywiście póki człowiek nie dorośnie i nie zacznie się zastanawiać co tam, w tych jakże ponurych okolicznościach, robi mnich gdzieś z klasztoru w Szkocji? No, ale nie znęcajmy się nad Łysiakiem, bo nie o to chodzi. Autor włożył masę pracy w to, by książka wydawała się prawdziwa. Są przypisy, nazwy ulic, konteksty historyczne dotyczące epoki, ale jeśli idzie o tę, tyle razy wyszydzaną, prawdę psychologiczną, to mamy tam po prostu festiwal jaj z pogrzebu. Nie będę tego opisywał, bo to jest zajęcie dla akademii właśnie. Nam tutaj chodzi o sprawy najistotniejsze. Jaki komunikat przekazuje Łysiak młodzieńcom zamierzającym narażać swoje życie w służbie ojczyzny? Niewesoły. On im wprost mówi, że ich przełożeni to durnie i karierowicze, a oni sami są w zasadzie skazani na śmierć. Jednak – pisze Łysiak – warto uprawiać proponowany przeze mnie zawód, albowiem daje on dużo sensualistycznej satysfakcji. Wiecie o co chodzi – szybkie samochody, łatwe dziewczyny i wiatr we włosach, jak ktoś oczywiście ma włosy. Waldemar Łysiak ujmuje to nieco bardziej poetycznie, ale to nie znaczy, że nie zalatuje od tych opisów tandetą. Czym Łysiak różni się od autora cyklu Hornblowerowskiego? Tym, że jego bohater obdarzony jest cechami niemal nadnaturalnymi, a ma ledwie 23 lata. Potrafi wszystko i wszystko mu wolno, ale jednak na koniec przegrywa mimo tych niezwykłych umiejętności, choć przecież Łysiak próbuje go ocalić i przechować nie dla potomności bynajmniej, ale dla tych biednych durniów, których usiłował zwerbować. Z Hornblowerem zaś jest całkiem na odwrót. On nie ma ani jednej nadprzyrodzonej cechy, a do tego jeszcze ma chorobę morską, nikt go nie lubi, a wredni koledzy, kiedy zaczyna służbę w marynarce, usiłują go zabić. Zwycięża jednak, dlaczego? Bo Korona potrzebuje takich jak on. Korona potrzebuje zwykłych, wiejskich chłopców, którzy znają matematykę i nie boją się pokonywać trudności dnia codziennego. Korona ma wszystkie narzędzia, które pozwalają osiągnąć sukces, a oni – te wiejskie fajtłapy – mają się jedynie nauczyć ich perfekcyjnej obsługi. Powinni też zawsze wiedzieć, że rozkaz jest najważniejszy. Bohaterów Łysiaka nie potrzebuje nikt. Nawet sam Łysiak, bo dziś, jak mniemam, wstydzi się Beniamina Bathurtsa i niechętnie o nim rozmawia. Nie są oni nikomu do niczego potrzebni, bo składają się jedynie z fikcji i marzeń niedorostków nie mających w życiu szansy na nic, poza nudną służbą, nudną pracą, nudną żoną i równie nudną, choć czasem okropną śmiercią.
Zarówno Bathurst jak i Hornblower działają w tym samym momencie dziejowym, jeden trochę wcześniej, drugi później…Obaj mają to samo zadanie – zatrzymać Napoleona w jego drodze na wschód. Bathurst, wymyślony przez Łysiaka komediant, przegrywa, a Horblower nie dość, że odnosi sukces, to jeszcze po latach okazuje się iż był wzorowany na prawdziwej postaci admirała terroryzującego wszystkie jednostki na Bałtyku. Ich funkcja jest również taka sama, zadaniem Hornblowera postaci literackiej, było przyciągnięcie jak największej ilości młodych ludzi w szeregi armii i floty, po to, by zwyciężali. Całe zaplecze było temu podporządkowane. I oni rzeczywiście zwyciężali i zwyciężają nadal. Łysiak zaś pokazuje nam – celowo lub mimowolnie – że nie mamy żadnych szans, nawet jeśli pomaga nam Chińczyk-mistrz karate, człowiek produkujący cudowne bronie i dwóch Cyganów. Nie ma to żadnego znaczenia w porównaniu z potęgą floty. Jak pamiętamy wystarczył jeden liniowiec blokujący odwodową armię pod Rygą, by cały plan ataku na Rosję przestał być aktualny. Jeden liniowiec….
Zastanawiam się teraz co zrobiłby Waldemar Łysiak, gdyby nie musiał płacić takich serwitutów, o czym by pisał? Niestety są to sprawy poza moją wyobraźnią i nie potrafię się z nimi zmierzyć. Dodam tylko jeszcze jedno, zarówno z tej jak i z innych książek Łysiaka wyziera brzydka niechęć do policji. Cóż to znaczy? Moim zdaniem potwierdza to wszystkie moje przypuszczenia. Łysiak nie jest i nigdy nie był przestępcą, bo ci akurat żyją z policją w dobrej komitywie. On reprezentował organizację organicznie policji wrogą i szczerze jej nienawidzącą – armię. Kiedy różni ludzie mu zarzucali, że był agentem bardzo się denerwował, moim zdaniem słusznie, bo on nie był żadnym agentem, ani nie jest nim dziś. To jedynie my nie rozumiemy do czego służyła i nadal służy literatura prawdziwe popularna, ta, której nie omawia się w czasie zajęć ze studentami na wydziałach filologicznych.
Dziś jeszcze raz zamieszczę tu linki do wszystkich opublikowanych nagrań z Bytomia, a także do swoich dwóch pogadanek z Wrocławia.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl, do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze i do księgarni Tarabuk
I jeszcze nagrania
https://www.youtube.com/watch?v=ivZR3NYDdm8
https://www.youtube.com/watch?v=pnH4_CNnFHQ
https://www.youtube.com/watch?v=bz4wLIvJ5C8
Oto przed Państwem wykład który w czasie targów książki w Bytomiu wygłosił przeor klasztoru cystersów w Wąchocku Ojciec Wincenty Wiesław Polek. Dotyczy on kasaty zakonu cystersów na ziemiach Królestwa Polskiego, w początkach XIX wieku oraz dewastacji przemysłu stalowego zarządzanego przez ojców cystersów, co dokonało się rękami naszych narodowych bohaterów – Stanisława Staszica i Stanisława Kostki Potockiego. Miłego odbioru. Pod drugim linkiem są pytania z sali.
https://www.youtube.com/watch?v=GLVOlqgspyg&feature=em-upload_owner
https://www.youtube.com/watch?v=UAUQxSEPJ_k&feature=em-upload_owner
Mam nadzieję, że wykład ten ukaże się w kolejnym, dodatkowym numerze Szkoły Nawigatorów. Niebawem przed nami pierwszy taki numer, dostępny poza prenumeratą, poświęcony Żydom i gospodarce. Kolejny zaś dotyczył będzie obecności Kościoła w przemyśle i finansach i tam znajdzie się, jak mniemam powyższy wykład.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl. gdzie można już kupić kolejny, polski numer Szkoły nawigatorów
Prócz tego zachęcam do obejrzenia wywiadów z laureatami nagród oraz transmisji z wręczenia bytomskich rozetek.
https://www.youtube.com/watch?v=eQspcgDeRJI https://www.youtube.com/watch?v=fmP_w6hZvQ4
Wystąpienie Leszka Żebrowskiego w Bytomiu. Nie ma co gadać, trzeba oglądać.
https://www.youtube.com/watch?v=REUBriCylFY
I pytania publiczności
https://www.youtube.com/watch?v=_I9sLyPcIAM
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl Już widać wszystkie okładki książek
Zamiast czytać Łysiaka słuchałem jedynki. Redaktor Piotr Gociek o 8:40 w pierwszym programie PR mówił o listach minister Zyty Gilowskiej do blogera Krzysztofa Osiejuka. Dobra zmiana w PR 😉
Nie moze byc! Zbiesil sie… czy co ???
Dobrze, że nie zacząłeś od Wolskiego, bo tam to już sam wiatr we włosach, panienki szybsze niż ferrari i gorętsze od kawy w Mc Donaldzie (no może kawa to to nie jest ale parzy jak skurczybyk), a znajomość „karata” wystarcza do wykiwania służb całego świata.
No słowem wygrywamy wojny nawet bez użycia jednego czołgu i psa. Pokrzepianie młodych serc i członków, że ho ho ho.
PS. No, ale fakt jeszcze bardziej bezsporny niż przy Łysiaku, że żadna akademia się tym nie zajmie.
PS.2. Nasze akademie mają jednak jakieś zalety.
Nie słucham Jedynki, w ogóle słucham tylko RM, czasem Radia Warszawa, a jak chcę się dowiedzieć co knuja, TOK FM, dlatego nie wiedziałam kto to jest ten Gociek.
Gosiek to jeden z jelopow ze stajni kolaboranta Sakiewicza… dzis dla zmylki
w PR… szkoda czasu pani Rozalio dla tego jelopa.
Pardon… Gociek
Mają po prostu inne zadania.
co do sssakiewicza – zgoda,
gociek ma sporo plusów dodatnich – jeśli to jelop, to kto takim nie jest?
Nie jestem przekonany. Może oni i kiedyś mieli różne zadania, ale obaj to autorzy lektur dla dorastających chłopców. Krótkie posegregowanie ceną na Allegro pokazuje, że te treści wyceniane są niezmiernie nisko. O ile w przypadku Łysiaka ma to pewien związek z wielkością nakładów, o tyle w przypadku Wolskiego już chyba nie. Ten ostatni nadrabia ilością tytułów (co rok prorok).
Pytanie co czytają dzisiejsi chłopcy? No na pewno nie o bohaterach, którzy ćwiczyli karate, bo to przecież wymaga wielogodzinnych treningów, które uniemożliwiają w tym czasie kontakt z komórką i komputerem.
Wolski „uaktualnił” już nieco ofertę i panienki u niego wskakują na kolana wybitnym hakerom.
A Łysiak to nawet w powieści o końcówce starożytnego Rzymu umieścił speca od materiałów wybuchowych. I co. Nic!
Ci panowie nadal próbują, ale już chyba sami nie wierzą, że realizują czyjekolwiek zadania.
Łysiak ucieka w historię i to go ratuje przed zejściem na margines. A Wolski od jakiegoś czasu jest już poza marginesem.
Co dziś oglądają i czytają dorastający chłopcy. Grę o tron.
Erotyczne projekcje Wolskiego mają moc „Pamiętników Fanny Hill”.
A tutaj a to to sadysta, a to zwyrodnialec, a to bezpruderyjna dzikuska, a to dziecko na stosie, a to kubełek krwi, a jak oglądalność siada to akcja informująca na wszystkich portalach, kto się w następnym odcinku rozbierze i to bez dublerki. Na aktorską listę płac wpisanych kilkadziesiąt aktorek z branży porno…
Propaganda wymaga rozmachu…W planach dziesięć sezonów..
Uwaga, uwaga. Przed chwilą słuchałam fragmentu retransmisji bardzo zdenerwowanego Waszczykowskiego. Chyba mu się wypsnelo jak „jelity” nazwały sobie to super państwo – Europenia.
Wiem, że nie na temat, ale czasami człowiek musi, inaczej się udusi. Sorry.
państwo nowe? – podziemie stare i wyćwiczone, pożyjemy-zobaczymy, nie takich świrów mieliśmy obok, Chruszczowa chyba nie przelicytują?
mityczność szachów? siedząc onegdaj w celi z majorem kgb graliśmy w warcaby [szachów nie da się zrobić w 5 minut]- wygrywalem z dziesięć razy pod rząd, aplauz chlopaków z demoludow [węgier, słowak] no bo Polak ruskiemu dokłada, ale nagle zapadla cisza;- jednym pionkiem gość ściągnął mi wszystkie moje pionki za jednym razem;- paniatno?
Dla mnie Adamo21 wieloletni kolaboranci… sssakiewicza to gamonie
„nasiakniete” szkodnictwem nadzwyczajnym i celowym, pierwszej wody… i nadgorliwe.
Dla mnie pan Gociek nie ma zadnych plusow… jesli juz to tylko
„plusy ujemne”.
Pani Rozalio, spokojnie… we Francji nic sie nie dzieje… luz blues. Polityczne marionetki dostaly
sraczki… merdia maja bic piane, ze… to koniec swiata…
… tylko superpanstwo… z tymi starymi degeneratami… bez nich zginiemy i teraz to juz tylko
NWO… i TTIP…
… a poza tym zaczynaja sie lada dzien polfinaly w Euro, za 2 tygodnie zaczyna sie Tour
de France… naprawde nic sie nie dzieje oprocz tego, ze UE sie… rozpier.ala i nie ma szans
na uratowanie tego burdelu… a to niby superpanstwo – to juz bankrut…
… a w Hiszpanii wygral wczoraj… ponownie konserwatywny i eurosceptyczny Mariano Rahoj
az 57%! Tutaj okrzykniete to zostalo… jako wielkie zaskoczenie!
Wiec bedzie sie dzialo… nikt z normalnych ludzi nie chce UE… a to co pokazuja w TV…
to po prostu DEKORACJA dla gawiedzi… to wszystko juz bylo, to wszystko znamy z historii
uwaznie ten… cyrk merdialny obserwujmy… i badzmy przebiegli jak weze… nie dajmy sie
nabrac ponownie… na te merdialne plewy.
o nawet sobie nie wyobrażasz jak się bardzo cieszę, że przestałeś nośnik wiedzy o ludziach i historii zwany beletrystyką traktować po macoszemu ( a przynajmniej ja odnosiłem takie wrażenie)
tem bardzi, że ja całą praktycznie swoją wiedzę czerpię z beletrystyki. Po prostu z braku źródeł nauczyłem się najpierw czytać, a potem pisać między wierszami. Co ciekawe (nie ma przypadków) wspominałem dziś swoje liceum a konkretnie język polski, który to zaliczałem z trudem. A wspominałem w kontekście, że żaden przedmiot nie nauczył mnie tak historii jak język polski i wspaniała, acz swego czasu znienawidzona niemal, profesor Nowińska. A wiesz czemu nauczyła? Bo przed każdą lekturą, czy wierszem padało magiczne słowo „geneza”. Żebyś miał ułatwioną odpowiedź na pytanie „co autor miał na myśli” Nieboska Komedia i powstanie w Lyonie? Jakie kurde powstanie w Lyonie? Tak to wyglądało.
Ale ponieważ doświadczenie w uczeniu się na błędach cudzych przy pomocy beletrystyki mam nieco większe, chciałbym zwrócić ci uwagę, że Łysiak również tworzył swoje książki w pewnym otoczeniu.
Jako architekt, nie musiał tego robić a jednak tworzył i „Perfidia” i „Rekonkwistę” w modnym wtenczas stylu Topora, McLaina, czy Jacquemard’a. Później zajął się okresem okołonapoleońskim. Pisał dla sławy, a może trochę dla zysku
😛
Kawał rzemieślnika. Pisarza, od osoby potrafiącej pisać odróżnić można po przesłaniu jakie książka niesie.
Ustaw Łysiaka w kontekście czasowym, proszę. Nie dlatego że go lubię, bo na starość zdziwaczał, ale dla prawdy badawczej.
Exactement!
Te stare dziady to… do trumny sie kwalifikuja, a nie superpanstwo budowac!
Jak widzialam dzisiaj „spanikowanego” Hollande’a z „zasmuconym” smolenskim rudym psem
z Kaszub via tv w Paryzu z samego ranca… to po prostu pusty smiech czlowieka ogarnia…
jak widzi te zalgane qrwy… i ich „zatroskanie”!
Nie ma żadnej Rekonkwisty, jest Konkwista i ona została napisana dużo później niż te napoleońskie dyrdymały. Jak właśnie ustawiłem go w kontekście czasowym, nie rozumiem więc o czym mówisz.
Moim zdaniem Waszczykowski w tym oświadczeniu ma rację :
„Uważam, że jeśli ze względu na Brexit władze Wielkiej Brytanii zapowiadają swoje dymisje, a my (…) obarczamy również władze UE błędami, to również (…) konsekwencje powinna ponieść przynajmniej część władz UE”
Jego zdaniem, dałoby to pole do rozmów „już nowym politykom, nowym ekspertom”, którzy nie byliby „obciążeni tymi błędami i brzemieniem tej klęski, jaką był Brexit”, oraz możliwość wypracowania nowej pozycji zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla Europy.
Naturalnie, ze pan Waszczykowski ma racje, ze te trupy z UE, z KE… MUSZA ODEJSC!
Wg mnie… na zasluzona emeryture… albo gdzie indziej. Rowniez wg mnie kwalifikuja
sie albo… do domu spokojnej i szczesliwej starosci albo… taki kapo jak Schultz na
przymusowe leczenie psychiatryczne, a madame kanclerin nalezy sie za caloksztal
Trybunal Stanu w Strassburgu !!!
Z nowymi politykami, z nowymi ekspertami, a jeszcze… „bez obciazen bledami
i brzemieniem kleski Brexit”… taki zwierz panie Apes Cornelius tutaj NIE WYSTEPUJE !
I prosze sobie nawet nie robic zludzen… jedyne co mozemy zrobic to myslec wylacznie
o sobie i nie przejmowac sie UE, bo nie widzialam wczesniej i nie widze nadal aby
UE interesowala sie Polakami i Polska, a jesli juz sie interesuja to tylko w jednym celu,
tylko jak nas… wydymac ze wszystkiego!
Obawiam, że się nażrą Stoperanu i będą się starali utwardzac nas w jedności.
Im juz nic nie pomoze, nawet stoperan… pani Rozalio, to sa juz pustaki, jedno
co moga to tylko… dodruk kasiory… co tylko sytuacje pogorszy.
Potrzebny jest powrot do tego co bylo przed UE… czyli suwerenne panstwa,
z wlasnymi gospodarkami, przemyslem… lepszym czy gorszym, ale wlasnym.
Potrzebna jest produkcja, handel, wymiana… bedzie praca, zajecie dla ludzi
no i przede wszystkim koniec z przeregulowanym, niespojnym, wrecz niszczacym prawem i koniec z techno- i biurwokracja.
Bez ograniczenia rozpasanej biurwokracji, administracji, procedur… nie ma
nawet o czym mowic…
… w kazdym badz razie „projekt” UE wlasnie na naszych oczach zdechl
i zadne zaklecia, uzdrowienia, zmiany traktatow tu nic nie pomoga i nic nie
dadza.
„Projekt” UE to jest chory, poroniony zupelnie dyktat przez ludzi opetanych,
bezboznych… nam potrzebny jest rozwoj wlasnego kraju, naszej Ojczyzny,
zeby jak najszybciej mogli wrocic Polacy z tego wygnania, bo ani w GB ani
we Francji i innych krajach zachodniej Europy… nie ma dla nas ani miejsca
ani przyszlosci… i nie bedzie.
Dlaczego nie doceniacie dziewczynek? Jak czytałam Alistaira Mc Laina, czy Kena Folleta, to się zawsze identyfikowalam z głównym bohaterem, a nie z kobietami, które tam występują.
Za czasów Ł.W. nie było policji jeno milicja „łobywatelska”, no i faktycznie w tamtym pokoleniu „napierniczali się” z tą milicją pod stadionami całymi bandami i być może Ł.W. brał w tym udział. Niemożliwe by szanowny gospodarz nie pamiętał tych rozpierduch i zbiegowisk. Także raczej nie przez wojskowy sentyment, wojsko poborowe było też powszechnie znienawidzone przez młodych z uwagi na panującą tam falę potrzebną trepowskim zbokom do używania darmowych chłopców.
Natomiast te gorące uczucie Ł.W. do bonapartyzmu to jakiś przepotworny obłęd promasońskiego uczucia. Tego się nie da czytać. To znacznie gorzej od wypowiedzi Rzeckiego z „Lalki”.
Czy był – jeśli był to jest nadal – agentem, tego nie wiemy. Dowiemy się gdy kiedyś nastąpi normalność i będzie lustracja. W każdym razie w prl-u nie wydawali nikomu setek tysięcy książek futrując na maksa za darmo..
PS Warsztatowo to literat ogromnie zdolny, wręcz kolosalnie wybitny, ale co z tego.
Kryminały Joanny Chmielewskiej bardzo dobrze usposabialy czytelników z kolei do milicji, ale jak to się teraz mawia, „partner” Joanny – bohaterki i narratorki – Marek, z pewnością był ze służb. Tak jak Pan Samochodzik, lub leśniczy u Nienackiego w „Raz w roku w Skiroławkach”. Ten, to już był, tak jakby, na emeryturze.
Łysiak również wielbi Piłsudskiego. Ja czytałam jego Salon z 10 lat temu, i prawdę mówiąc, zaszczepil mi, na pewien czas, te uczucia.
Angole zrobili BREXIT z EURO 2016… ale piekny wieczor! Gratulacje dla Islandii!
Nastepny mecz z Francja… mam nadzieje, ze tym zabojadom tez zrobia… exit.
On nie jest kolosalnie wybitny…jeśli zaś idzie o policję to miałem na myśli zawartość jego książek, a nie warszawę lat siedemdziesiątych. Ja zaś nie pamiętam żadnych bójek, bo jestem rocznik 1969 i lata 1984- 90 spędziłem w internacie na prowincji
Sport !
W sobotę miałem możliwość obserwacji/porównania różnicy w – biernym – odbiorze emocji sportowych.
W bielańskich osiedlach/blokach jak nasza reprezentacja zdobywa bramkę słychać okrzyki wiwatu (głośne), czasem jakieś wuwuzele. Po wygranym meczu trochę dłużej.
Na wsi było podobnie. Wuwuzele, a potem długie szczekanie wszystkich – chyba – psów w okolicy.
W meczu ze Szwajcarią było tak dwa razy !
Od czasow Piechniczka przestalam interesowac sie i emocjonowac pilka nozna. Meczu
ze Szwajcaria nie ogladalam… dzis tak sie zlozylo, ze przyjaciel ogladal, wiec troche bylam
„skazana”… no i mecz potoczyl sie wyjatkowo „zle” od samego poczatku… ku naszej wspolnej
rozpaczy juz w 3 minucie byla przewaga dla Angoli… a po polminucie bylo wyrownanie…
a po kwadransie Islandczycy „dobili” pewnych siebie Angoli… no a potem to juz sila rzeczy
kibicowalam Islandczykom.
Ogolnie mecz byl bardzo dobry, a Angole mieli farta, ze nie przegrali conajmniej 4 bramkami,
bo bramkarz bronil rewelacyjnie dobrze.
Rzeczywiscie odbior meczu „na zywo” na stadionie to jest cos absolutnie niewiarygodnego.
Raz bylam na Stade de Rennes w „moim” Rennes… no i bylo super… oczywiscie druzyna
Rennes wygrala, a teraz moi znajomi Francuzi poinformowali mnie, ze wlasnie w Rennes
gra… reprezentant Polski Kamil Grosicki…
… ale generalnie pilka nozna mnie nie interesuje… wystarczy, ze dosc dokladnie podawane
sa do wiadomosci afery w korych uczestniczyl zawieszony, a niegdys „bozyszcze” Michel
Platini czy inna „swieta krowa” Sep Blatter… operuje sie przekretami na miliardy euro…
po prostu mozg sie lasuje i nie chce sie wierzyc… potwornie brudny sport obecnie.
Tak, pieski sa zestresowane… szczekaja, trzesa sie, ogolnie sa zdezorientowane… nie lubia
jak jest glosno, wycia syren, wybuchow petard, sztucznych ogni… chyba taka ich natura.
masz rację, później. Ale popularność zdobyła wcześniej.
A ja myślałam ze pieski też się cieszą.
Opisalam moje osobiste spostrzezenia, pani Rozalio. W domu rodzinnym
pod Warszawa, u rodzicow i u mojej mamy odkad pamietam, zawsze byly
2 psy – jeden maly tzw. pokojowy… ujadacz, robiacy duzo halasu… pewniak,
ze za furtke na posesje… nikt obcy, nawet najblizsi sasiedzi nie weszli…
moj byly maz takie rasy nazywal „zaczepno-obronnymi”… on pies zaczepia,
a ty go bronisz. Zawsze to byly „mieszance” zwykle kundelki, ratlerki,
pekinczyki… one zawsze nie znosily dzieci, bo dzieci im dokuczaly np.
patykami przez siatke ogrodzeniowa…
… i 1 duzy pies… budzacy strach i respekt, duzo mniej szczekajacy… ale
jesli juz szczekal to wiadomo bylo, ze cos sie dzieje… w poblizu.
Bardzo czesto szczekaly te psy na… Ruskich albo Ukraincow, nawet
i na rodzimych „niebieskich ptaszkow”, ktorzy probowali „cos” ukrasc.
2-3 lata temu byl u nas taki przypadek, ze psy strasznie ujadaly… juz
byla sasiedzka „mobilizacja” i okazalo sie, ze to „na bezludziu” zostal
okradziony sasiad, ktory sie nowo budowal… ukradli mu 11 czy 17 okien
plastikowych… Policja „nie znalazla” sprawcow.
Nasze pieski musielismy chronic przed halasem… np. w Sylwestra…
baly sie i dostawaly jakiejs wariacji, biegaly jak oszalale… duzego psa
czasami uspokajal brat albo szwagier, a maly zawsze uciekal na kolana
do mamy.
Można się podpisać czterema łapami.
Z nadmiaru wrażeń zrezygnowałem z oglądania czy słuchania transmisji i „odkryłem”, że wuwuzele + pieski + zegar (dla orientacji w czasie) nawet słoneczny wystarczają do przekazu dobrych wiadomości.
Oczywiście po drugim sygnale włączyłem radio.
Ale niestety niewiele ma to wspólnego z Szachistą i Hornblowerem
To fakt, panie Marku… i z Szachista i Hornblowerem nie ma to
nic wspolnego.
szachy to jednak sport, horn-blower to marynarka wojenna – trzykrotne przeciąganie pod kilem, aby mieć pewność.
Powieści Łysiaka trzeba czytać „na pniu”, ponieważ tracą. Po latach – pomysły w nich opisane, są nieważne. Są wyjątki jak Empirowy Pasjans, praca zadedykowana ojcu; to on pasjonował się czasami napoleońskimi, i siłą bezwładu przeszło na Waldka. „Panie Waldku – pan się nie boi?”.
Kupiłem „czerwonego” Szachistę w 80 roku, i już wtedy mnie zastanawiało, a mianowicie – ile czytelnik traci czasu by zmóc opasłe tomisko, gdy można było ciekawie a zwięźle opisać to samo na 10 kartkach lub w formie jak Szuańska Ballada, czy w formacie „tygrysa”. Sytuację (skórę autora) ratowały zamieszczone rysunki. Otwierasz, widzisz tajemnicze rysunki i kupujesz (10 kartek i nadbudowę).
Cesarski Poker , Empirowy Pasjans …wydanie (jak na mizerię tamtego czasu) jest luksusowe, niemal empirowe: ilustracje, twarda okładka i tajemnica – to uwodzi, bo u Łysiaka jest, a na zewnątrz nie ma nic.
„Flet z mandragory”, tytułowy korzeń, zawsze przypominający postać człowieka; ja myślę że pomysł na tytuł wywołał furorę i zrobił sprzedaż. Ten tytuł i tajemnica wchodzą w rezonans i uwodzą do dzisiaj.
Świetne „Wyspy zaczarowane” (koniec lat 80), a dziś już nieaktualne.
Myślę o nowych czytelnikach, że Łysiak zdobywał rynek jeszcze raz i jakby od nowa – po stanie wojennym. Przełom, to była książka „Dobry” i kontynuacja „Lepszy”. Nie wiem jak dzisiaj, ale wówczas to były dobre powieści – na sukces. Ale też …napisał Łysiak chybioną i nie najlepszą powieść „Najlepszy”.
@sovereign, pominąłeś całą furę tytułów, np. „Statek”, „Milczące psy”, czy choćby wielotomowe „Malarstwo…”
Ja to może podsumuję tak: kiedy Coryllus niemalże jak jakiś docent diagnozuje studenta Łysiaka, ogarnia mnie śmiech. Łysiak ma taki dorobek (nie tylko beletrystyka, czy napoleomania ale także m.in wykształcenie z historii sztuki), że wypada samemu coś najpierw osiągnąć, żeby się zrównywać i „czytać w myślach Łysiaka”. Podejrzewam że cały dorobek Łysiaka na przykład nie ma tylu opracowań na http://WWW.kompromitacje, co dorobek Coryllusa. Paiętam Coryllusie jak zdiagnozowałeś losy chłopstwa pod ziemiaństwem, jako w sumie fajne, bo kiedy chłop odrobił co trzeba dla pana, to już miał czas wolny dla siebie. Pewnie dużo czasu miał, prawda?
po dobrym w trylogii jest „Konkwista”
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.