lut 102023
 

Chciałem wczoraj znaleźć fragment tekstu Platona, w którym znajdują się anegdoty dotyczące Talesa. Wpisałem stosowne wyrazy w gugla i odnalazłem coś niezwykłego. Mianowicie tekst Rafała Michalskiego zatytułowany Rozważania wokół koncepcji śmiechu.

Nie przeczytałem całego, bo chyba by mnie tu z Wami dziś nie było, ale coś tam przeczytałem. Tekst dotyczy tego, jak Platon oceniał śmiech. Raczej źle, jako celową drwinę i wywyższanie się. Autor zaś ma problem, jak wobec tego upchnąć w tę koncepcję, z którą zdaje się nie można polemizować, ironię sokratejską. Nie wiem jak z tego wybrnął, ale nie ma to znaczenia, bo co innego jest ważne. Rozpoczynając swoje rozważania autor powołuje się na anegdotę, którą Platon wkłada w usta Sokratesa, a która dotyczy Talesa. Ten miał spacerować wpatrzony w niebo i wpaść do studni. Przez to właśnie powstała często omawiana w tekstach figura filozofa oderwanego od życia, który wpada w pułapki przez to życie zastawiane. Do tego jeszcze u Platona występuje tracka służąca, który wybucha śmiechem widząc, jak Tales gramoli się ze studni. To jest powód do rozważań na temat misji i funkcji filozofów, a pan Michalski ma kolejny problem – jak tę misję – spoglądanie w gwiazdy – pogodzić z „ziemską” filozofią Sokratesa. W pewnym momencie wyznaje nam jednak, że ten Tales z anegdoty, to w istocie nie jest Tales. Cała sytuacja została zaczerpnięta z bajek Ezopa. Po prostu Platon przepisał taką bajkę, ale zamiast anonimowego astronoma, który występuje u Ezopa umieścił tam Talesa. Po co to uczynił? Nie wiadomo. Może po to, by dostymulować ateńskich intelektualistów frustratów, którzy musieli mieć w każdej linijce czytanego tekstu jakieś potwierdzenie własnych aspiracji? Nie wiadomo.

Mamy więc taką oto piramidę fikcji, do której odnoszą się od dwóch i pół tysiąca lat ludzie poważni, mniej poważni i zwykli durnie. Platon wymyśla Sokratesa, a nam o tym pisze autor omawianego tu artykułu – nie możemy mieć pewności, że ten opis Sokratesa miał cokolwiek wspólnego z prawdziwym Sokratesem. Platon wykorzystał go jako pretekst do prezentacji własnych poglądów i metod. To samo zrobił z Talesem, albowiem nie miał pojęcia o prawdziwym życiu Talesa i można założyć, że go to życie wcale nie interesowało. Udowadniał jakieś swoje tezy, służące dokładnie nie wiadomo do czego, ale najpewniej do rozgrywek polityczno-towarzyskich, jak wszystkie tezy. Mamy więc fikcyjnego Sokratesa, który posługuje się bajkowym schematem, uwiarygodnionym za pomocą imienia pierwszego filozofa przyrody. Gdzie to wszystko znajdujemy? W tekście, którego najstarsza kopia pochodzi z IX wieku po Chrystusie, kiedy Platon, jego domniemany autor nie żył już od 1300 lat.

Okoliczności te nie przeszkadzają Rafałowi Michalskiemu, a podejrzewam, że i innym współczesnym autorom, na snucie rozważań dotyczących koncepcji śmiechu. Jeśli macie czas odnajdźcie i przeczytajcie sobie ten tekst, bo to jest autentyczne, nieprzekłamane, czyste szaleństwo.

Jaką metodę zastosował pan Michalski? Identyczną jak Platon. Żeby uwiarygodnić swoje rozważania wskazał na podobieństwa, pomiędzy występującym u Platona, czy też rzekomego Platona, Talesem, o którym opowiada fikcyjny Sokrates, a biblijnym Jakubem. Oto stosowny fragment:

Gdybyśmy uznali, że ukazuje ona mit założycielski filozofii, to obraz ten

nie byłby zbyt pokrzepiający dla jej adeptów. Pod pewnymi względami przypomina

on mityczną narrację o innej archetypowej postaci – [,] a mianowicie

o starotestamentowym, kulejącym Jakubie. W kontekście śmiechu znamienne

jest już imię jego ojca Izaak, które dosłownie oznacza „tego, który chce

się śmiać”17. Życie Izaaka jak na gorzką ironię losu nie obfitowało jednak

w zabawne epizody, z Biblii dowiadujemy się głównie o nieprzerwanym paśmie

nieszczęść i cierpień, które go nawiedzały. Jego syn Jakub również nie

był uosobieniem bohatera komicznego, ale bez wątpienia przez stosunkowo

długi czas musiał borykać się ze wzgardliwym śmiechem współplemieńców,

przynajmniej do momentu, kiedy stoczył heroiczny pojedynek z tajemniczym

Aniołem.

Zarówno Tales, jak i Jakub byli zatem obiektami kpin i szyderstw ze strony

swoich współczesnych, a mimo to obaj otworzyli nowy rozdział w historii

swoich kultur. Jakub dał początek i nazwę narodowi Izrael, z którym utożsamił

się nie kto inny jak sam Jahwe, natomiast Tales, przełamując mityczny

obraz świata Greków dał początek kulturze opartej na zaufaniu do rozumu.

Wprawdzie Jakub nie należał do najtęższych głów wybranego narodu, ale podobnie

jak Tales, mimo przeszkód i szyderstw świetnie radził sobie w życiu.

Jak przekazuje Stary Testament[,] Jakub od samego początku żył w cieniu

swojego brata bliźniaka Ezawa, którego umiłował ojciec Izaak. W porównaniu

z bratem musiał wydawać się nieudacznikiem i niezgułą podporządkowanym

nadopiekuńczej matce. Już samo imię, które dosłownie oznacza

„trzymający się za pietę” antycypowało upokarzającą relację do Ezawa, który

był powszechnie podziwiany, mimo że nie dbał o majątek i status społeczny,

o czym świadczy choćby to, że za miskę soczewicy odstąpił Jakubowi swój

przywilej pierworództwa. Jakub mimo swoich ułomności wykazywał się dużym

sprytem i iście szelmowską przebiegłością – znana jest historia, kiedy to

wraz z matką oszukał umierającego, ślepego Izaaka, od którego uzyskał błogosławieństwo

na łożu śmierci. Jak podsumowuje żywot słynnego patriarchy

Paul Johnson: Jakub zupełnie nie przypominał swego dziada, Abrahama. Obłudnik, makiawelik,

raczej strateg niż wojownik, polityk, manipulator, a przy tym nauczyciel

i wizjoner – Jakub radził sobie w życiu znakomicie i stał się człowiekiem

o wiele potężniejszym i zamożniejszym niż Abraham czy Izaak18.

Żyjący bez mała tysiąc lat później Tales wykazywał zdecydowanie bardziej

korzystny profil biograficzny: urodzony w rodzinie należącej do ówczesnej

arystokracji jońskiej, nie przeżywał – z tego, co nam wiadomo – poważnych

kryzysów tożsamościowych, a jego relacje z rodzeństwem prawdopodobnie

nie rodziły jakichś przełomowych konfliktów. Mimo to, właśnie przez swoją

pasję do bezinteresownej kontemplacji natury narażał się na kpiny ze strony

swojego otoczenia. W oczach tłumu mógł uchodzić za nieudacznika, a uprawiane

przez niego dociekania za synonim godnego potępienia próżniactwa.

Oczywiście nie ma prostej symetrii między losami Talesa i Jakuba, tym co

pozwala nam przeprowadzić taką nieco forsowną analogię jest osobliwe

połączenie stygmatu śmieszności z wysoką rangą, jaką obydwaj osiągnęli

w oczach potomnych.

Skupmy się na dwóch kwestiach – Tales z tekstu Platona jest przepisaną z podstawionym imieniem bajką Ezopa. Nie ma nic wspólnego z rzeczywistym Talesem. To jednak nie przeszkadza autorowi zestawiać go, asekurując się różnymi wstępnymi założeniami, ze starszym odeń o 1000 lat biblijnym Jakubem. Mamy więc całkowitą fikcję zestawioną z przepisanym o Johnsona wyobrażeniem na temat jednego z biblijnych bohaterów. To jest kwintesencja współczesnej nauki proszę Państwa. No, ale korzystajmy z tej metody, póki można. Platon opowiada bowiem jeszcze jedną anegdotę o Talesie. To znaczy Sokrates opowiada, a Platon to rzekomo spisuje. Oto Tales chcąc udowodnić, że nie jest pierdołą, ale radzi sobie w życiu zakupił po sezonie większość znajdujących się w Jonii tłoczni oliwy, bo koniunktura spadła. W następnym sezonie zakontraktował oliwki od producentów i stał się monopolistą. Platon mówi nam – patrzcie filozof, a jednak nie jest oderwany od życia! Taka jest wizja Platona, która pochodzi z IX wieku po Chrystusie, a pogląd ów włożony jest w usta całkiem fikcyjnego Sokratesa, opowiadającego o zmyślonym Talesie. Prawdziwego Talesa możemy poznać czytając Herodota. To jest człowiek znajdujący się stale przy królu Lidii, Krezusie, który wyrusza w pole przeciwko Persom. Zanim stał się doradcą królewskim, namówił miasta Jonii, by nie popierały Krezusa, ale zawiązały między sobą pakt i czekały na rozwój wypadków. Do tego paktu nie przystąpił Milet, rodzinne miasto Talesa. Krezus przegrał, o mało nie został spalony na stosie, był niewolnikiem Cyrusa, a miasta Jonii zostały podbite przez Persów. Pytanie istotne brzmi – dlaczego Sokrates w tekście Platona nie odnosi się do tych wypadków znajdujących się w jednej z nielicznych, nie budzących wątpliwości relacji z epoki? Bo ma co innego do załatwienia. Tyle można powiedzieć na pewno. Można też zadać pytanie – kto naprawdę płacił Talesowi i za co? No, ale takie pytanie jest niegodne filozofa, ani też pracownika naukowego współczesnej uczelni.

Wracajmy do oliwek. Jasne jest, że ta anegdota jest jakąś bardzo naiwną dydaktyką, która – jeśli postawić ją obok opisu Herodota – dewastuje całkiem wyobrażenia o Sokratesie. No, ale musimy skorzystać z metody zaproponowanej nam przez Rafała Michalskiego. Czy znamy jeszcze kogoś, kto, podobnie jak Tales z tekstu Platona, dorobił się na oliwie monopolizując rynek? Nie musimy się specjalnie ograniczać, skoro można zestawić Jakuba z wymyślonym Talesem, można wszystko. Oczywiście, że znamy kogoś takiego, jest to Don Vittorio Corleone z II części filmu Ojciec chrzestny, nakręconego na podstawie powieści Mario Puzo. Czy możemy go porównać z Talesem? Jak najbardziej, albowiem w handlu oliwą niewiele się zmieniło od czasów kiedy ojciec filozofii stawiał tam pierwsze kroki. Na podstawie zaś filmu Coppoli możemy wywnioskować co to dokładnie znaczy – kupił tłocznie, bo koniunktura spadła i zmonopolizował rynek. Możemy nawet zaryzykować hipotezę taką – Tales przyszedł do archontów miast jońskich i powiedział – będzie dobrze, a ja wam daję gwarancje. – Co za to chcesz? – zapytali. – Wszystkie tłocznie oliwy na waszym terenie w dzierżawę na rok. Goście z Efezu parsknęli śmiechem, a Tales popatrzył na nich życzliwie i nic nie powiedział.

– Daj nam czas do namysłu – powiedzieli archonci z Kladzomenaj, gdzie urodził się inny sławny filozof Anaksagoras. – Ile? – Tales starał się nie okazywać zniecierpliwienia. – Trzy dni – rzekli. – Dobra, niech będzie.

Spotkanie odbywało się na neutralnym terenie, w Fokai. Jakoś nie można było przekonać delegatów Efezu, żeby przystali na warunki Talesa. Nie wiadomo dlaczego, w końcu chodziło tylko o jakieś głupie tłocznie oliwy dzierżawione ledwie na rok. Na szczęście pod wieczór, drugiego dnia obrad, znaleziono archontów Efezu martwych, a oględziny zwłok wykazały, że zjedli za dużo oliwek. Tales dostał dzierżawę tłoczni, a kiedy Persowie zdobyli Jonię, już jej nie oddał. I wszyscy plantatorzy oliwek, a także producenci należeli odtąd do niego. Potem zaś, kiedy zmarł, branżą kierował jego kolega Anaksymander, ten, który uważał, że początkiem wszystkiego jest bezkres.

I nie mówcie mi, że nie mogę budować takich zestawień. Mogę, albowiem można, w artykułach punktowanych na wyższych uczelniach, porównywać postawę Jakuba z Biblii z postawą bohaterów Ezopa, przebranych za Talesa. I to jest właśnie historia filozofii.

  10 komentarzy do “Tales z wizytą u Platona”

  1. Dzień dobry. Dobrze, że pojawiło się nazwisko Johnsona, nie można będzie więc posądzać mnie o jakąś antyangielską obsesję… Nb. dziennikarza, nie historyka, co w tym wypadku można mu ostrożnie zapisać na plus. Ja jednak chcę zwrócić uwagę ponownie na utylitatarny charakter całej tej pisaniny. Bardzo interesującej oczywiście i wartej zgłębiania, głównie przez to, że pozwala z dystansem spojrzeć na pisaninę dzisiejszą. „Ten człowiek w życiu słowa prawdy nie powiedział” – pada w jednym polskim filmie (cały przekaz jest w sferze pop), a teraz widzimy, że nie jest to przypadłość komunistycznych aparatczików jedynie. Ciągnie się to przez tysiąclecia. Żeby mi to ktoś powiedział 40 lat temu…

  2. W nawiązaniu do Platona i wcześniejszego tekstu o tłumaczeniach Witwickiego. Tutaj ciekawa analiza „szaleństwa tłumacza”:
    https://www.youtube.com/watch?v=fc5uVI3fUXs

  3. I w jakim świetle teraz stoją wykładowcy z wydziałów filozofii?

  4. A mnie polecono wtydy książkę Lampeduzy „Lampart” ( ” Wszystko musi się zmienić, by nic się nie zmieniło.” )

  5. Ale zaraz zaraz my też mamy filozofa, ale ten robi chyba w alkoholach.

  6. Nie w alkoholach.Zawsze robił w szambie i tam talej robi.

  7. Za ileś lat napiszą, że pisma się nie zachowały, ale uczeń wiernie zapisał jego złote myśli. O Szambie nikt nie wspomni, a jak coś tam dotrze, to powiedzą, że zawistnicy rozsiewali mowę nienawiści.

  8. Czyli próby stworzenia człowieka doskonałego trwały od zawsze.

  9. Tak, gnoza ma się doskonale.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.