lut 172024
 

Ponieważ wczoraj ministra Dziemianowicz-Bąk skreśliła z listy bohaterów zarówno Józefa Kurasia-Ognia, jak i całą Brygadę Świętokrzyską NSZ, chciałem tu dziś wspomnień o prawdziwych bohaterach. Tych co pozostali na liście i nikt ich stamtąd nie ruszy. Zdecydowałem się na tych, pochodzących z Gór Świętokrzyskich, bo są jakoś bliżsi mojemu sercu. Poza tym z tychże gór pochodziła skreślona wczoraj z listy bohaterów, przez ministrę brygada. Pomyślałem, że trzeba użyć do tego celu jakiejś nowatorskiej narracji, albowiem wszelkie popularyzujące fakty i postaci gawędy usypiają tylko czytelnika, a jak są za bardzo płynne i uwodzicielskie, rodzi się podejrzenie, że coś tam jest zmyślone. Najlepiej więc będzie opowiedzieć o tych ludziach za pomocą tego, co jest o nich napisane w sieci, cytując gołe fragmenty ich biogramów, albo – jeśli takowych nie ma – wzmianki o jednostkach, w których służyli lub czynach, których dokonali. Zaczynamy.

Jak wiemy największym bohaterem Gór Świętokrzyskich był Stanisław Supłatowicz – polski Indianin, który wysadził most, idąc do przęsła po dnie rzeki z rurką w ustach, żeby móc swobodnie oddychać. Informacja ta zniknęła z Wikipedii, ale są tam inne równie ciekawe. Na przykład ta:

W roku 1940 został aresztowany przez Gestapo i skierowany do obozu koncentracyjnego Auschwitz, jednak podczas transportu do obozu wyskoczył z wagonu bydlęcego i uciekł. W czasie ucieczki został ranny, ukrywał się na wsi. Następnie został żołnierzem Armii Krajowej (ps. „Kozak”), walczył w III batalionie 72 pułku piechoty AK w rejonie Częstochowy, w Okręgu AK „Jodła” .  Wielokrotnie ranny, za męstwo w walce odznaczony Krzyżem Walecznych.

Informacje te pochodzą, jak wskazuje przypis w tekście ze strony Muzeum Indian Północno-amerykańskich imienia Sat-Okha w Tucholi. Jest to takie sobie źródło, szukamy więc czegoś o tych jednostkach, gdzie służył nasz bohater.

Ponoć służył on tam w III batalionie, w 10 kompanii, którą dowodził Stanisław Henryk Podkowiński „Ren”, dołączył on do pułku 30 września 1944 roku. W wiki nie ma nikogo o takim nazwisku i takich imionach, jest Stanisław Podkowiński, oficer PSZ na Zachodzie, który zmarł w Toronto, w roku 1970. Tak więc nie jest to jedna i ta sama osoba. O Stanisławie Henryku Podkowińskim, dowódcy Sat-Okha, polskiego Indianina, przeczytać możemy kilka słów na stronie ogrodywspomnień.pl. Jest tam jedno wspomnienie o nim, zakładce znajdujemy nekrolog, a także fragment jakiejś książki, znajduje się tam następująca informacja:

Po wyzwoleniu organizował posterunek MO w Szydłowcu z myślą o samoobronie partyzantów i żołnierzy AK po wkroczeniu wojsk radzieckich. Komendantem posterunku był W. Lisiowiec. Niestety niebawem posterunek nie stanowił już zabezpieczenia przed UB i NKWD, więc załoga musiała znów przenieść się do podziemia. Powstał oddział „Lot” pod dowództwem Stanisława Henryka Podkowińskiego, który przyjął pseudonim „Ostrolot”. Grupa licząca około 40 żołnierzy kwaterowała w podobwodzie „Wanda” (Ciepła, a rakże Chustki). Oddział był dobrze uzbrojony, a także wyszkolony. Brał udział w akcji uwolnienia aresztowanych partyzantów w Kielcach, a później w Radomiu. Zginęło wtedy 2 żołnierzy, a 3 zostało rannych.

W późniejszych latach „Ren” działał na terenie Radomia w oddziale ZBOWiD oraz w Światowym Związku Żołnierzy AK, pełniąc rolę prezesa. Organizował wspólnie z kolegami z AK akcje upamiętniające, spotkania koleżeńskie, itp. Jest oficerem w stopniu majora, w stanie spoczynku. Przebywa obecnie na emeryturze i mieszka na stałe w Radomiu. Kilkakrotnie odznaczony za waleczność. Otrzymał: Krzyż Virtuti Militari, Krzyż Walecznych, Krzyż Armii Krajowej.

Dla porządku, odbiegając nieco od głównej linii naszych rozważań, przypomnieć możemy, ale już tylko w formie linka, życiorys współautora książek Stanisława Supłatowicza, Sat Okha, polskiego Indianina. Oto Yacta-Oya, co w języku Indian Ojibwa ma podobno znaczyć „Samotny wilk”

https://pl.wikipedia.org/wiki/Y%C3%A1ckta-Oya

No i dla jeszcze większego porządku życiorys jego syna

https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Bral

A teraz przechodzimy już do kolejnego bohatera Gór Świętokrzyskich, który nie jest co prawda tak sławny jak Stanisław Supłatowicz, upamiętniony sporym kawałkiem obwodnicy miasta Szydłowiec, noszącej jego imię, ale przecież też rozpoznawalnym. Oto Jan Piwnik-Ponury. Zacznijmy od jego sławnej akcji, która jednak nie miała miejsca w Górach Świętokrzyskich, ale w Pińsku.

W listopadzie 1942 r. Komendant Główny AK, gen. Stefan Rowecki ps. „Grot” wyznaczył go do zadania przeprowadzenia akcji odbicia 3 ludzi (kpt. Alfreda Paczkowskiego ps. „Wania”, komendanta III odcinka „Wachlarza”, Mariana Czarneckiego ps. „Ryś” i Piotra Downara ps. „Azorek”) z więzienia w Pińsku. Po długich przygotowaniach akcja odbyła się 18 stycznia 1943 r. Uwolnieni oficerowie AK zostali przetransportowani do Warszawy. Za tę akcję J. Piwnik został odznaczony Orderem Virtuti Militari.  Akcja pińska została uznana za wzorcową i na jej podstawie prowadzono szkolenia dywersji. W odwecie za jej przeprowadzenie Niemcy kilka dni później rozstrzelali 30 zakładników.

Do postaci kapitana Paczkowskiego jeszcze wrócimy, ale śledźmy dalej karierę Jana Piwnika:

Po powrocie z Pińska J. Piwnik zaczął starania o uzyskanie zezwolenia na sformowanie leśnego oddziału partyzanckiego. Z uwagi na działalność w Kieleckiem coraz większej liczby bandyckich grup w marcu 1943 r. KG AK wyraziła zgodę. W połowie maja J. Piwnik formalnie przyjął funkcję dowódcy Zgrupowania Partyzanckiego AK „Ponury”. W krótkim czasie stworzył zgrupowania liczące ok. 100 ludzi. 4 czerwca został też komendantem Kedywu Okręgu V Radomsko-Kieleckiego AK. Wprawdzie początkowo nie chciał przyjmować tej funkcji, lecz uczynił to, gdyż obawiał się, że inny komendant będzie ograniczał działania jego oddziałów partyzanckich. 

Wiki dyskretnie omija tę kwestię, ale skądinąd wiemy, że była to poważna, aczkolwiek lekceważona przez wielu autorów sprawa.

Pierwsza uroczysta przysięga i symboliczne wręczenie orzełków nastąpiły 11 lipca.

Następnego dnia, w odwecie za pacyfikację Michniowa oddziały „Ponurego” przeprowadziły nocny atak na pociąg pośpieszny relacji Kraków–Warszawa, co mogło być pretekstem do systematycznej masakry mieszkańców wsi rozpoczętej przez Niemców we wczesnych godzinach rannych 13 lipca.

Porzućmy teraz na chwilę, ale nie zbyt długą, sylwetkę naszego bohatera i zajmijmy się Michniowem, wsią dwa razy w odstępie dwóch dni, spacyfikowaną przez Niemców.

Oto informacja na temat pacyfikacji

Prawdopodobnie w wyniku donosów konfidentów, zwłaszcza ppor. Jerzego Wojnowskiego ps. „Motor”, w dniu 12 lipca 1943 niemiecka ekspedycja karna spacyfikowała wieś. Tego dnia 102 mieszkańców zostało zamordowanych, w większości przez spalenie żywcem w stodołach. 10 Polaków podejrzewanych o współpracę z podziemiem zostało deportowanych do obozów koncentracyjnych (przeżyło troje), a 18 młodych kobiet i dziewcząt wywieziono na roboty przymusowe.

Wieść o akcji pacyfikacyjnej dotarła do „Ponurego” zbyt późno by interweniować. Dowództwo oddziału zdecydowało się więc na akcję odwetową. W nocy z 12 na 13 lipca pod posterunkiem blokowym Podłazie żołnierze AK zatrzymali pociąg pośpieszny relacji Warszawa-Kraków i zastrzelili co najmniej kilkunastu Niemców. Na burtach wagonów partyzanci wyryli napisy „Za Michniów”. Następnego dnia Niemcy ponownie spacyfikowali Michniów, tym razem mordując wszystkich przebywających we wsi Polaków bez względu na wiek i płeć. Łącznie ofiarą masakr dokonanych w dniach 12 i 13 lipca 1943 padło co najmniej 204 mieszkańców Michniowa (tyle nazwisk udało się ustalić historykom). Najmłodsza ofiara – Stefan Dąbrowa – miał 9 dni. Nie jest przy tym wykluczone, że w gronie osób zamordowanych w dniach 12-13 lipca 1943 znalazły się nierozpoznane dotąd osoby, nie będące stałymi mieszkańcami Michniowa. Wieś została doszczętnie spalona (ocalały tylko dwa budynki). Władze okupacyjne zakazały odbudowy wsi i uprawy michniowskich pól[

 

Jak pamiętają ci, co się trochę głębiej interesują tematem. W całej świętokrzyskiej partyzantce był tylko jeden zdrajca – Jerzy Wojnowski-Motor, agent gestapo o pseudonimie „Garibaldi”.

W osobnym artykule Wiki, dotyczącym pacyfikacji Michniowa, czytamy:

Michniów już od czasów powstania styczniowego był znany z patriotycznych tradycji[2]. We wrześniu 1939 wielu mężczyzn z Michniowa walczyło w szeregach Wojska Polskiego. Jeden z nich, Józef Dulęba, znalazł się w gronie obrońców Westerplatte[3]. Jesienią 1939 roku mieszkańcy Michniowa udzielali pomocy oddziałowi majora „Hubala”[4]. We wsi szybko zawiązały się także pierwsze struktury ruchu oporu. Pochodzący z Michniowa ppor. Hipolit Krogulec ps. „Albiński” stał się jednym z pierwszych organizatorów Związku Odwetu (ZO) na terenach województwa kieleckiego. Z czasem liczebność komórki ZO w Michniowie wzrosła do ok. 10 członków, a sam „Albiński” objął stanowisko zastępcy komendanta ZO w Okręgu Kieleckim ZWZ[5]. Po przemianowaniu ZWZ na Armię Krajową w Michniowie uformował się zakonspirowany pluton AK, ukryty pod kryptonimem „Kuźnia”. Dowódcą „Kuźni” został Władysław Krogulec, podczas gdy funkcję jego zastępcy pełnił Franciszek Brzeziński. W przeddzień pacyfikacji ponad 40 mieszkańców wsi było zaprzysiężonymi członkami AK[a][6]. Mieszkańcy Michniowa wspierali także partyzantów z oddziału Gwardii Ludowej im. Ziemi Kieleckiej (dowódca: Ignacy Robb ps. „Narbutt”)[7]. Ludność wsi miała również udzielać pomocy zbiegłym z obozów sowieckim jeńcom wojennym

W biogramie zaś Jana Piwnika, mamy fragment, niejako kończący opis jego działań w Górach Świętokrzyskich:

W tym czasie Komenda Okręgu zerwała ze zgrupowaniami wszelkie kontakty w obawie przed dekonspiracją. Jednocześnie J. Piwnik dowiedział się nieoficjalnie, że dowódca Okręgu złożył wniosek dyscyplinarnego zdjęcia go z dowodzenia zgrupowań z powodu narażania ludności cywilnej na represje niemieckie po brawurowych, a – jego zdaniem – niepotrzebnych akcjach[potrzebny przypis], m.in. po pierwszej pacyfikacji Michniowa. Sprawa przeniosła się ostatecznie na szczebel Komendy Głównej AK, która ostatecznie w grudniu podjęła decyzję pozbawienia go dowództwa (dodatkowym faktem był zamiar samowolnego przejścia J. Piwnika wraz z jego oddziałami na Lubelszczyznę, co zostało potraktowane jako zamiar zerwania z AK i wypowiedzenie posłuszeństwa). 2 stycznia 1944 r. J. Piwnik otrzymał odpis stosownego rozkazu Komendanta Głównego AK, gen. Tadeusza Komorowskiego ps. „Bór”. Następnego dnia napisał on dramatyczny raport i prośbę o rewizję decyzji, ale Komenda Główna nie zmieniła rozkazu[potrzebny przypis]. W związku z tym na początku lutego zameldował się w Warszawie do dyspozycji KG AK, od której dostał przydział do Okręgu Nowogródek.

Jak widzimy, Jan Piwnik, odwrotnie niż działająca na tym samym terenie Świętokrzyska Brygada NSZ miał zamiar ruszyć na wschód, w Lubelskie, by tam kontynuować działania partyzanckie. Niestety zabroniono mu tego, ale dziwnym się wydaje, że nie ma do tej informacji żadnego przypisu. Choć przecież historia Jana Piwnika jest dokładnie opisana, między innymi przez Cezarego Chlebowskiego. No, ale sami powiedzcie czy nie miał szczęścia? Dziś jest patronem szkół, ulic i placów. A jakby – wzorem tej brygady – ruszył na zachód, dziś Wielomski znany naukowiec badający historię oraz ministra Dziemianowicz Bąk mogliby go uznać za współpracownika Gestapo.

Pora na kolejnego bohatera, który swoją wielkością przyćmiewa dwóch poprzednich. Na pewno o nim nie słyszeliście. To Ignacy Robb, podobnie jak Jan Piwnik związany z Michniowem, straszliwie doświadczoną przez wojnę i okupanta hitlerowskiego wsią w Górach Świętokrzyskich. W rzeczywistości nazywał się on Ignacy Rosenfarb i nosił pseudonim „Narbutt”.

Oto jego biogram skrócony do kilku linijek

Ignacy Robb-Narbutt właśc. Ignacy Robb (Rosenfarb)ps. Narbutt (ur. 12 października 1912 w Warszawie, zm. 25/26 lipca 1958 tamże) – działacz komunistyczny, oficer Gwardii Ludowej (GL), Armii Ludowej (AL) i WP, dowódca Okręgu GL Radom, Okręgu GL Warszawa-Lewa Podmiejska i Okręgu Częstochowsko-Piotrkowskiego AL, dziennikarz, literat, pełnomocnik Rządu Tymczasowego na miasto stołeczne Warszawę, komendant główny SOK.

A tu kilka słów rozwinięcia:

Służbę wojskową odbył w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zambrowiegrudziądzkiej Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii i wileńskim 4 pułku ułanów. W 1935 wstąpił do KPP. Podczas kampanii wrześniowej walczył w batalionie Obrony Narodowej, m.in. pod Gródkiem Jagiellońskim, gdzie został ranny. Przeniósł się do Stanisławowa, potem do Lwowa, gdzie pracował w redakcji „Czerwonego Sztandaru” i współpracował z sowieckim radiem polskojęzycznym. Za protest przeciwko aresztowaniu Władysława Broniewskiego i innych pisarzy przez NKWD w styczniu 1940 został usunięty z redakcji i z sowieckiego Związku Pisarzy. Podjął wówczas pracę w lwowskiej fabryce wyrobów cukierniczych. Od czerwca 1941 do lipca 1942 był robotnikiem rolnym.

No i najważniejsze:

W lipcu 1942 wrócił do Warszawy i wstąpił do PPR i GL. Na początku sierpnia 1942 został mianowany dowódcą oddziału GL im. Ziemi Kieleckiej i dowódcą Okręgu Radom GL. Na jesieni 1942 udał się na czele 6 partyzantów w odwiedziny do rodziny Henryka Sienkiewicza. Mimo początkowej niechęci krewnych noblisty do komunistycznych partyzantów ludzie „Narbutta” zostali ciepło przyjęci.

Do tego fragmentu mamy przypis. Pochodzi on z książki Kazimierza Satory „Emblematy, godło i symbole GL i AL. Stosowny fragment jest tam zacytowany w całości

Jednym z powodów tej wizyty był prowadzony przez „Narbutta” eksperyment mający na celu udowodnienie Dowództwu Głównemu sens przyjęcia przez GL polskich symboli narodowych i patriotycznych. Partyzanci ubrani byli w przedwojenne polskie mundury wojskowe, mając na czapkach furażerkach, obok regulaminowego trójkącika z inicjałami GL i czerwonego obszycia, polskie przedwojenne orzełki wojskowe ale bez korony, a także biało-czerwone wstążki na lewym ramieniu.

Dalej życiorys naszego bohatera wygląda tak:

W kwietniu 1943 został dowódcą Okręgu GL Warszawa-Lewa Podmiejska. Jesienią 1943 jako przedstawiciel PPR i GL prowadził rozmowy z przedstawicielami RPPS i PAL 25 września 1943 otrzymał pochwałę I stopnia i awans na majora. Wkrótce został oficerem Wydziału I Operacyjnego Sztabu Głównego GL. Za krytykę sposobu kierowania Gwardią Ludową przez Franciszka Jóźwiaka „Witolda” i tendencji sekciarskich w PPR (Jóźwiak, Bierut) 24 listopada 1943 został zdegradowany, zawieszony w czynnościach i przeniesiony na dowódcę batalionu GL im. Józefa Bema. Od likwidacji, którą rozkazał Jóźwiak bezpodstawnie oskarżający „Narbutta” o dezercję, uratowała go interwencja Władysława Gomułki, za którego sprawą 25 lutego 1944 Dowództwo Główne AL mianowało „Narbutta” dowódcą Częstochowsko-Piotrkowskiego Okręgu AL. W sierpniu 1944 został zmobilizowany do Ludowego WP w stopniu podpułkownika i mianowany oficerem do zleceń Naczelnego Dowództwa, potem przez krótki czas pełnił obowiązki w 2 Armii WP, a 4 września 1944 został zastępcą ds liniowych dowódcy 8 Dywizji Piechoty WP im. Bartosza Głowackiego. W grudniu 1944 przeniesiono go do rezerwy w związku z zarzutem o niewłaściwy stosunek do oficerów sowieckich i uleganie wpływom byłych akowców.

Wiem, że nie powinienem, ale zwrócę tylko uwagę na jeden fragment: W kwietniu 1943 został dowódcą Okręgu GL Warszawa-Lewa Podmiejska. W kwietniu 1943!!!!!?

Na tym skończę dzisiejszy tekst. I bardzo proszę nie mówić mi, że czegoś tu nadużywam lub kogoś szkaluję. Umieściłem tu wyłącznie powszechnie dostępne materiały, które każdy, podkreślam, każdy może znaleźć w Internecie.

Byłbym zapomniał! Jeszcze Alfred Paczkowski pseudonim „Wania”, którego Jan Piwnik uwolnił z więzienia w Pińsku:

Alfred Paczkowski w 1950 roku rozpoczął współpracę ze służbami specjalnymi Polski Ludowej. Był konfidentem Informacji Wojskowej, później UB i SB. Rozpracowywał środowiska AK oraz repatriowanych żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Zadenuncjował ukrywającego się pod fałszywym nazwiskiem ppłk. Wincentego Ściegiennego, szefa sztabu Białostockiego Okręgu AK.

I na ty już dziś naprawdę kończymy.

  10 komentarzy do “Trzej Bohaterowie Gór Świętokrzyskich”

  1. Kombatantów ze ZBOWiDu i ZKRPiBWP nikt nie ruszy 😉

  2. Czy z tego porównania życiorysów, z którego dowiadujemy się, że jedni napadali na pociągi, a inni je ochraniali wynika, że żydzi są bardziej ogarnięci?

  3. Coryllus, najważniejsza jest wszak komunikacja! Wizyta u Sienkiewiczów zasługuje na Oskara.

  4. Oczywiście, to kulminacja…Powinni to filmować po kilka razy, co roku i puszczać zamiast Potopu i Pana Wołodyjowskiego

  5. Pamiętam refektarz w klasztorze w Wąchocku, gdzie został pochowany Ponury. Wzbudzalismy zaufanie i mnisi uznali, że mogą nas wpuścić do środka.

    Gdyby zrobić serial w konwencji Pana Samochodzika o pracy w Straży Leśnej i SOK w świętokrzyskiem (SL vs. SOK), to obie służby miałyby dużo chętnych do pracy. Jeżeli ktoś lubi broń palną, nie był karany i reprezentuje wysoki poziom etyczny, to najlepiej nadaje się do takiej służby. A jaki jest sens promowania działalności partyzanckiej?

    Pomimo wymiany przedwczoraj całego zarządu  PKP PLK, sokistów to chyba nie rusza, bo oni są jakby z innego pionu. MSWiA miało zakusy, żeby ich wziąć pod skrzydła.

    Słyszy się czasem o brutalności pracowników szybciej kolei miejskiej w Trójmieście, ponieważ SKM ma własną, odrębną jednostkę SOK i konduktorzy czują się zbyt pewnie. Ludzie nad morzem w ogóle są jacyś inni. Tym niemniej  lepiej realizować się jako pracownik służb, jeżeli już ktoś musi, niż zostać przestępcą i działać nielegalnie.

  6. Mnisi wpuszczają każdego, jak zwykle konfabuluje pan i opisuje wszystko z pozycji człowieka wyższej cywilizacji, który trafił do bantustanu. Nie wiem dlaczego pan wrócił i nie interesuje mnie to. Powiem tyle, że mocno się zmieniło od czasów ostatniej tu pańskiej bytności, jestem znacznie mniej cierpliwy

  7. Jest  taka książka ” Burza nad Czarną”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.