lut 162024
 

Wczoraj dostałem taki oto fragment biografii króla Jana III Sobieskiego:

 

Jakże się mieli mylić ci wszyscy wielcy statyści, pomniejsi politycy, i publicyści. Naród szlachecki szykował im wielką, a przykrą niespodziankę. Pierwszy cios spadł na nich podczas sejmu konwokacyjnego, który obradował w Warszawie od 5 listopada do 6 grudnia 1668 roku. Na posiedzeniu 13 listopada, poseł województwa krakowskiego, Jan Odrowąż Pieniążek, wystąpił z żądaniem, aby w akcie konfederacji generalnej umieścić sformułowanie, że nikt nie może proponować na tron kandydata, przez którego został przekupiony.

Wywołało to wielką burzę w sejmie. Zażądano wykluczenia kandydatury Kondeusza, a prymasowi Prażmowskiemu, interrexowi, głowie państwa w czasie bezkrólewia, zarzucono, że został skorumpowany przez Francuzów. Ksenofobia osiągnęła takie apogeum, że gdy przyszło do tak zwanych rugów poselskich, to jest sprawdzania ważności mandatów, zażądano odebrania praw przedstawicielskich księciu Bogusławowi Radziwiłłowi za to, że był, jako namiestnik Prus Książęcych, urzędnikiem obcego monarchy, elektora brandenburskiego.

Tako rzecze profesor Zbigniew Wójcik, znany badacz dziejów Polski nowożytnej, specjalista od wojen kozackich, którego ojciec był przybocznym Józefa Piłsudskiego. Cokolwiek by to miało nie oznaczać. Sam zaś Zbigniew był żołnierzem AK. Jak to tu wczoraj napisałem – noblesse oblige czyli szlachectwo zobowiązuje. Jak człowiek ma takie tradycje nie może zawieść antenatów, musi basować w tonach, które zostały narzucone za ich czasów, czyli podkreślać wspaniałość władzy i nędzę oraz niedojrzałość narodu. Bo chyba o to chodzi w tym fragmencie. Mamy tu bowiem wyłożone czarno na białym jakie są źródła ksenofobii – jak ktoś podejrzewa władzę o to, że bierze ona łapówki, usiłuje działać na szkodę państwa, ten jest po prostu ksenofobem. A do tego jeszcze bigotem, nawet jeśli występuje przeciwko sprzedajnemu prymasowi. Bo każdy pijak to złodziej, jak wiemy skądinąd.

Pamiętamy, że największym marzeniem polskiego, aspirującego historyka w czasie komuny i później, był wyjazd zagraniczny na stypendium. Nie odkrycie prawdy, nie stworzenie nowej narracji do starych i zakłamanych wydarzeń, ale wyjazd na stypendium do Rzymu, gdzie czekały nań różne przygody. To znaczy życie w nędzy przez kilka miesięcy, odkładanie każdego grosza na powrót do Polski, picie wody z fontanny i studiowanie materiałów, które podsunęli takiemu „uczonemu” miejscowi. Po ich przeczytaniu „badacz” napompowany wiedzą wracał do kraju i pisał artykuły oraz książki. No i robił karierę, a przy okazji wykonywał zlecenia dla tych ludzi, którzy w czasie pobytu za granicą ocenili go jako użytecznego, gamonia co prawda, ale jednak użytecznego. I tak się hartowała polska stal akademicka przez całe dekady. Jakim  jednak naciskom ulegał Wójcik, który pisząc o Sobieskim nie musiał przecież wyjeżdżać za granicę? Wygląda na to, że jakimś masońskim. W przeciwnym razie nie używałby wyrazu „ksenofobia” na określenie sprzeciwu wobec korupcji.

My się tu ekscytujemy potęgą niemieckiej nauki, która wykreowała naszą historię, a zapominamy, że Francuzi też mają coś do dodania. No i Brytyjczycy również, a każda z tych polityk, angażuje się w inną epokę naszych dziejów. Niemcy w średniowiecze i wczesną epokę nowożytną, Francuzi we wszystko co było później do roku 1914, a Brytyjczycy w całość od I wojny do dzisiaj. Tyle, że pozostali także mają coś do powiedzenia o sprawach niedawno jeszcze całkiem aktualnych. Wszystkie zaś te ingerencje odbywają się za pomocą patentowanych profesorów, zaangażowanych pisarzy i wybitnych publicystów. Ci ostatni zawsze na koniec, już po swojej śmierci, kiedy nie mogą nikomu szkodzić, okazują się być agentami Moskwy. Ta bowiem trzyma swój ochronny parasol nad wszystkimi trzema ingerującymi w naszą historię formatami politycznymi. I poznajemy to po tym między innymi, że w filmach takich jak „Kompania braci” najbardziej znienawidzony jest generał Patton, a nazwisko człowieka, który odpowiedzialny był za to, że żołnierze musieli walczyć zimą w letnich mundurach, nawet nie pada. Narracja zaś skręcona jest tak, by z tej oczywistej udręki, zrobić czyste bohaterstwo.

Jak więc w takich warunkach można w ogóle deklarować chęć poznania prawdy? Dostałem ostatnio info, że w jakiejś audycji radiowej dr Dźwigała z UKSW wskazał na przeinaczenia i kłamstwa w pracy Runcimana „Dzieje wypraw krzyżowych”, chodziło o to, że nasz najbardziej nielubiany autor udowadnia jakąś tezę za pomocą średniowiecznego źródła, ale – kiedy sprawdzamy, co tam jest napisane – okazuje się, że jest dokładnie na odwrót niż pisał Runciman. Mówimy teraz o czasach zamierzchłych, a przecież metoda ta działa również dzisiaj. Do źródeł bowiem historyk, jeśli ma pieniądze i kontakty, może się dokopać i wskazać przekłamania, sformatowanego mózgu nie da się niestety niczym odmienić. Kupiłem sobie wreszcie – wyobraźcie sobie – autobiografię Cezarego Chlebowskiego. Otworzyłem ją na chybił trafił i znalazłem fragment, w którym pan Chlebowski pisze, że Jan Piwnik – Ponury –  dowodził oddziałem, w którym panowały bardzo demokratyczne zasady – przyjmował doń bowiem zarówno Żydów, jak i partyzantów Gwardii Ludowej.

Wczoraj były urodziny Cezarego Chlebowskiego i twitter obszedł je uroczyście. Rozmawiano o tym, jak cudownym był autorem i jak znakomite książki zostawił. A jeden pan dodał pewną uwagę, która mnie, przyznam, zmroziła. Zapytał mianowicie, czy Cezary Chlebowski, to ten sam Cezary Chlebowski, który podróżował po USA wraz z Waldemarem Łysiakiem, z czego powstała sławna książką „Asfaltowy Saloon”? Przyznam że choć czytałem tę książkę, nie pamiętałem nazwiska człowieka, z którym Łysiak jeździł po Stanach. Natychmiast więc sobie ją kupiłem, żeby sprawdzić. No, ale może Wy pamiętacie? Mogło być przecież dwóch Cezarych Chlebowskich.

Powtórzmy jeszcze raz – schematy wypracowane w pocie czoła na uniwersytetach przenoszone są do pop kultury, także amerykańskiej. Zacząłem wczoraj oglądać inny wojenny serial – Pacyfik. O matko, co za gówno! W tym pierwszym przynajmniej się starają, ale to pewnie dlatego, że każdy odcinek zaczyna się od wypowiedzi starych już uczestników zdarzeń. Jest tam więc kawałek prawdy. W tym całym „Pacyfiku” już tylko pieprzą bez sensu i opowiadają jakieś banały rodem z prozy Irvina Shaw’a. A do tego główny bohater, niespełniony poeta i zapewne przyszły pisarz, chodzi do dziwnej świątyni, w której są katolickie figury, ale on się żegna po prawosławnemu. No i poznaje tam dziewczynę imieniem Wiera, do której pisze listy. Mamy więc tu wyraźne i nachalne nawiązanie do filmu „Łowca Jeleni”, gdzie ukraińscy imigranci, starają się jak mogą, żeby być prawdziwymi Amerykanami. Jestem po dwóch odcinkach, no ale już mniej więcej wiem, co będzie dalej.

Nie widać na razie ratunku, to znaczy nie widać drogi, która by nas wyprowadziła z tych chaszczy, a i niebezpieczeństwo, że wyskoczy z nich jakiś jaguar czy choćby tylko kapibara jest spore. No, ale nic to, czas ostrzyć maczety i przedzierać się do przodu. Wiele jeszcze wyzwań przed nami.

  19 komentarzy do “O źródłach ksenofobii i bigoterii”

  1. Te wyjazdy na stypendia to był łakomy kąsek dla małorolnych naukowców.

    Po drodze do Rzymu czy NY trzeba było jednak jeszcze podpisać małe co nieco przed odebraniem paszportu  😉

  2. Koło Rycerskie Szwabii było korporacją cesarskich rycerzy Szwabii od XVI wieku do 1806 roku. Reprezentował ich interesy w Szwabskim Kręgu Cesarskim.
    Proszę zauważyć w ikonie heraldycznej jakie związki już wtedy były widoczne z chrześcijaństwem wschodu.

    https://tiny.pl/dqgsv

  3. Dzień dobry. Szkoda, że nikt nie napisze książki „Runciman kłamie!” – składającej się z cytatów – na prawej stronie kartki – on, na lewej źródło. Albo odwrotnie… Ja nie znam tego Wójcika, ale przeczytałem ten cytat kilka razy i w zasadzie odbieram go jako pozbawionego zabarwienia emocjonalnego. Może poza użyciem słowa homofobia, tfu, to jest ksenofobia. Oba – moim zdaniem – same z siebie określają postawę nie wartościując jej. Wartościowanie, czyli „gęba” zostało z czasem dorobione przez propagandzistów. Nikt się ne zajmował na przykład klaustrofobią… Ja nie chcę bronić Wójcika, choć mam podobne obciążenia rodzinne. Tyle że ja uznałem, że w tej sytuacji najlepiej zamknąć się na kilka pokoleń.

  4. Jak to jest, że Amerykanie nakręca film ,że Ukraińcy chcą być jak Amerykanie, a my nie potrafimy zrobić prostego serialu o aspirujących Ukraińcach zmieniających się w Polaków, no chyba że Dziewczyny że Lwowa o tym były, a ja nie oglądałem

  5. Źle pan myśli. Francuzi nie byli obcy, oni tu byli cały czas od początku XVII wieku

    A tu definicja ksenofobii https://pl.wikipedia.org/wiki/Ksenofobia Wójcik więc użył tego z premedytacją

  6. Może wręcz to koło przejęło tradycję cesarską wschodu

  7. Fryderyk II – Zakon Krzyżacki – Prusy – Niemcy

  8. – dobra definicja. Nic tylko znaczek w klapę sobie z nią zamówić. Jak kiedyś „EA”…

  9. Powiem tak: gdybyśmy poszli razem z Zachodem przeciw bolszewikom w 1939 roku tak jak zachodnia Ukraina, to bylibyśmy dzisiaj lepiej traktowani i dostalibyśmy dużo więcej oskarów.

     

    Oto ukraiński aktor Jack Palance, który zagrał bogatego producenta filmowego i bzykał Brigitte Bardot w filmie „Pogarda”:

    https://youtu.be/2wjDWnKTROI?si=VbPnUsW_fRRzcNph

     

    A Polacy dostają tylko parszywe role w filmach:

    https://youtu.be/BUmAS4q4yhU?si=23ooyAL8A91Yrdn2

     

    Dlatego Ukraińcy śmieją nam się w twarz:

    https://youtu.be/g426J4Uh2m4?si=Scrw0-rMIqo3TZyg

  10. W „Łowcach jeleni” głowni bohaterowie to Łemkowie, lub raczej środowisko okolołemkowskie, w typowo po amerykańsku pomieszanymi rekwizytami czy słowami.

    A Łemkowie to Wołosi, imigranci do Polski od XIV wieku, którzy zasiedlili podnóże Karpat, na którym nie ma śladów zasiedleń wcześniejszych.

  11. Jack Palance też pochodzi od imigrantów z ośrodków przemysłowych w Pensylwanii, jak bohaterowie filmu Łowcy jeleni. Może faktycznie jest łemkiem a nie Ukraińcem. Zresztą ten przystojniak nie ma typowych ukraińskich rysów twarzy.  Szukamy dalej.

     

    https://images.app.goo.gl/EQYCEWjFBsf21L6f8

     

  12. Jack Palance zagrał w filmach Drakulę i dr Jekylla/mr. Hyde’a.

    W tym nurcie kinematografii tło historyczno – wojenne nie ma żadnego znaczenia (Łowcy jeleni). Chodziło o możliwość pokazania konserwatywnym widzom dewiacji seksualnych i zaburzeń osobowości. Nurt ten w literaturze nowożytnej istnieje co najmniej od czasów Szekspira i rozwijał się na przykład w północnych Włoszech (Mediolan). Chodziło o wymyślenie najbardziej odrażających historii w celu zszokowania publiczności. Przykładem tego nurtu w kinie jest Antoni Hopkins i jego najbardziej odrażający film Tytus Andronikus (nie Milczenie owiec) oparty na sztuce Szekspira. Z tego nurtu wywodzi się też piękna i bestia – w wydaniu dla dzieci.

    Jest to fascynacja złem typowa dla środowisk masońskich czy pewnych sekt, podlana pseudointelektualnym sosem (Dr. Jekyll) lub pseudohistorycznym (Łowca jeleni, Dracula).

     

    Z oczywistych względów ksenofobia i bigoteria jest celem ataku tych środowisk.

     

    Moim zdaniem jest to zagadnienie dla dobrego psychologa.

     

    Zapraszam zainteresowanych przeżywaniem przeżyć sadystyczno – masochistyczno – narcystyczno – psychopatycznych do kina.

    Perły z lamusa:

     

    https://youtu.be/eVgn31OV760?si=-r_R-4EygxWdhy3f

  13. Według psychologów takich ludzi, jakich grali Palance, de Niro, Hopkins, Linda, Arkadiusz Jakubik nie ma sensu leczyć. Terapia jest nieskuteczna, a w przypadku narcyzów często jest udawana. Narcyzm leży w spektrum psychopatii.

    Można by się zastanowić, dlaczego Hollywood wywlekał z jakichś ciemnych zakamarków górniczej Pensylwanii najgorsze typy osobowości spośród przedstawicieli najmniej cywilizowanych grup etnicznych, ale zdaje się, że ci ludzie właśnie dorwali się do władzy w Polsce w resortach zdrowia, kultury i edukacji, żeby dać upust swoim namiętnościom.

     

    https://youtu.be/T6jEUmHZfv0?si=xMTmSGmCq4Vg_2zl

     

    https://youtu.be/t7_wd2_M914?si=6KnnA88_v-4jyaME

  14. Valasske Mezirici ?

  15. Pani Kaja idzie jak burza z piorunami 🙂

  16. Dodam jeszcze, że kowboje i Wołosi to jest ta sama grupa zawodowa, która zajmuje się wypasem bydła albo owiec na pustkowiach. Geograficznie (klimat, lasy, górnictwo) Pensylwania jest podobna do Transylwanii poza drobnymi różnicami, więc imigranci z Karpat czują się tutaj, jak u siebie.

  17. „Nie ma wspólnoty bez ksenofobii”  – prof.W.Musiał, współpracownik prof.B.Wolniewicza

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.