gru 052023
 

Obejrzałem sobie wczoraj zajawkę filmu „Powstaniec”, który ma wejść na ekrany kin w styczniu. W zasadzie lepiej, żebym nic o tym nie pisał, albowiem reżyserem tego obrazu jest Filip Bajon, człowiek pretensja. I doprawdy nie ma ani jednego powodu, by w ogóle o nim wspominać.

Wszyscy mniej więcej wiedzą na czym polega problem filmowców. To są ludzie bezradni wobec pieniędzy i całkowicie przekonani o tym, że ta bezradność jest miarą ich talentu. To może być trudne do zrozumienia, ale postaram się kwestię te wyjaśnić.

To co zobaczyłem w zajawce filmu o księdzu Brzósce, mogłoby od biedy ujść za zapowiedź nowej wersji „Hubala”. Wszystkie żenujące zagrywki, jakie zastosował Poręba w swoim filmie są również w filmie Bajona. Intencja jest czytelna, płaska i zniechęcająca. Film nie trafi, jak sądzę,  nawet do najgorszej szurii, bo ta już od dawna nie interesuje się bohaterami ginącymi w walce. Jest to kolejna kostiumowa ramota, dla której pretekstem ma być patriotyczne wychowanie. Kończy się ta zajawka zdaniem, które powoduje, że nisko spuszczamy głowy i zaczynami oglądać sznurówki w butach. Lektor mówi mianowicie, że księdza Brzóski bardzo bali się Rosjanie. To samo mówi lektor na zakończenie filmu Poręby, kiedy ciało majora Dobrzańskiego odjeżdża polną drogą, ku nieznanemu przeznaczeniu. Nie bardzo wiadomo, kogo reżyser Bajon chce wychować tym filmem, ale co do intencji – że chce – mamy całkowitą pewność. Tylko bowiem ta intencja zapewnia mu – chyba – dobre samopoczucie. Kiedy bowiem ktoś robi film patriotyczno- wychowawczy nie musi się doprawdy przejmować żadnymi ograniczeniami. Najmniej zaś powinna go obchodzić wrażliwość widza. Ten bowiem, przymuszony przez dystrybutora i opłaconych recenzentów powinien znieść wszystko. Oczywiście kiedy wyjdzie już z kina, nie pozwoli się wychować za pomocą takich filmów i odrzuci zarówno sam obraz jak i upakowane weń emocje, ale kogo to w końcu może obchodzić? Zawsze można sobie samemu wytłumaczyć, że widz jest źle wychowany, mało czuje i ma wrażliwość podwórkowego kundla. Można też podkreślić zalety własnej produkcji i w serii dętych dyskusji próbować podnieść ich znaczenie. Co zapewne nastąpi tuż po emisji tego filmu. Przypomnę, że Filip Bajon obsesyjnie trzyma się pewnych schematów i aktorów. To on zrobił film „Magnat”, ze sławną sceną seksu – Szapołowska vs Linda – na stole pełnym makowców. Dziś zamiast makowców będzie szubienica księdza Brzóski. Nie wiem skąd się bierze w reżyserach ta fatalna skłonność do wybierania bohaterów, a raczej antybohaterów, którzy nie funkcjonują w ogóle w żadnej innej sferze poza emocjami osobistymi. I tak są profilowani, żeby ich postawa wobec wypadków dziejowych nigdy nie wyszła poza schemat z podręcznika do historii napisanego ręką Heleny Michnik. Widocznie taki schemat gwarantuje im finansowanie filmów. Czyli jest jak wszędzie – dzieło jest sumą zaniechań i dysfunkcji emocjonalnych urzędników decydujących o jego powstaniu. To samo odnosi się do dotowanych książek. I potem przychodzą ludzie na stoisko, oglądają książki Ronaya i mówią – ciekawe, ciekawe, takie nowe spojrzenie, ale nie, dziękuję bardzo…po czym odchodzą i szukają czegoś co choćby w ogólnych zarysach przypominać może Sienkiewicza.

Zapewne już się domyślacie kogo Bajon obsadził w roli księdza Brzóski? Tak, zgadliście – kamerdynera. Czas Szyca minął i nie będzie on już grał postawnych brunetów z wąsem, patrzących chmurnie w dal. Teraz drobnych brunetów, będzie grał wysoki blondyn, który – z przyczyn niepojętych – zatrudniany jest do wszystkich filmów o tematyce mającej cokolwiek wspólnego z patriotyzmem. A cechą charakterystyczną ról, w których się go obsadza jest brak tekstu do wypowiedzenia lub jego minimalna ilość. Pan ten w omawianych filmach zajmuje się głównie siedzeniem na kamieniu i ponurym spoglądaniem przed siebie. W „Kamerdynerze” udaje jeszcze, że umie grać na fortepianie. Ja nieopatrznie zajrzałem na jego biogram w wiki i to co tam znalazłem jest co najmniej zastanawiające. https://pl.wikipedia.org/wiki/Sebastian_Fabija%C5%84ski

Słowo o tym filmie, który był tu już omawiany. Jest jakaś niepojęta frustracja, która każe Bajonowi umieszczać polskiego bohatera wśród niemieckiej arystokracji i nakazuje mu do niej aspirować. Reżyser zaś stawia sobie zadanie, by przekonać widza, że ten bohater we wszystkim przewyższa Niemców, ale uczynić to w taki sposób, żeby tym Niemcom nie było przykro. Dla każdego widza w Polsce jasne jest, że nikt w Niemczech nie ogląda filmów Bajona, bo to, co tam jest pokazane nie interesuje niemieckiej publiczności. Może jakieś niewielkie grupy, ale te akurat nie chcą widzieć Polaków, którzy grają na fortepianie lepiej niż Niemcy. Format proponowany przez Bajona może interesować tylko niewielką część polskich widzów, która lubi historie retro z wielkim majątkiem w tle. Jest trochę takich osób, ale one przeczytały wszystkie pamiętniki ziemian, jakie wydano w kraju i cześć zagranicznych. To zaś powoduje, że wymysły Bajona nie są dla tych ludzi w najmniejszym stopniu interesujące. Dlaczego? Bo są pretensjonalne w najgorszy możliwy sposób. Reżyser Bajon bowiem rości sobie prawo do wychowywania dorosłych ludzi. I to właśnie jest nie do zniesienia.

Nie tylko on zresztą. Wielu reżyserów tak czyni, ale tylko niewielu udaje się trafić w emocje widza. Jednym z takich twórców jest Patryk Vega, wnuk Lucyny Krzemienieckiej, autorki książki „Z przygód krasnala Hałabały”. Ktoś powie, że żartuję. Wcale nie, Patryk Vega bowiem jest reżyserem policyjnym i albo on sam, albo ludzie rozumiejący czym jest hierarchiczna struktura, wyjaśnili mu jakie emocje towarzyszą służbie. Są one stale na pograniczu patologii. W filmie zaś takim, jak „Służby specjalne” granicę tę przekroczyły z impetem. Vega bowiem pokazuje nam grupę degeneratów, którym należy się współczucie, albowiem dochowują wierności hierarchii. I to właściwie wszystko. Owi degeneraci są dobrzy, a źli są tylko ci, którzy próbują im utrudniać życie. W domyśle Macierewicz i spółka, czyli likwidatorzy WSI. I to jest wychowawcze, a także trafia do serc i umysłów ludzi, którzy w służbę i różne niebezpieczne zadania są zaangażowani. Skąd ja to mogę wiedzieć? Domyślam się, albowiem nie słyszałem by ktokolwiek wyśmiał ten film zarzucając mu przekłamania i infantylizm. Być może dlatego, że Vega jako reżyser nie zaprząta już niczyjej uwagi, a być może z jakiegoś innego powodu.

Pora na podsumowanie. Bajon kręci nieszczere i fatalne filmy, które można sprowadzić do formuły – jak ja nienawidzę publiczności. Nie da się bowiem inaczej wyjaśnić jego poczynań, jak tylko głęboką pogardą dla widza. Varga zaś i jego wykwity to wskazanie na dysfunkcyjny charakter funkcjonariuszy, którzy są jacy są i inni nie będą. Nie ma więc sensu ich wychowywać, trzeba im powiedzieć, że są w porządku. Cokolwiek by nie zrobili.

Nie widzę, żeby jakiś reżyser czy inny twórca próbował wyjść z opisanych tu schematów. To jest niemożliwe, albowiem nie pozwala na to schemat dystrybucyjny. Nikt nie zaakceptuje i nie wpuści na ekranu filmu, które nie spełnią wymagań Bajona albo wymagań ludzi, którzy potrzebują mieć do dyspozycji funkcjonariuszy wychowanych według recepty Vargi. I tyle.

My zaś jak zwykle bawimy się po swojemu. Oto jeden z rozdziałów książki, którą napisałem jesienią – Między próżnią a metafizyką, czyli histerie starożytnych Greków – odczytany i zaaranżowany muzycznie przez Andrzeja Ciborskiego.

https://prawygornyrog.pl/tv/2023/12/miedzy-proznia-a-metafizyka-czyli-histerie-starozytnich-grekow-diogenes/

  12 komentarzy do “Trzy filmy czyli o wychowaniu”

  1. Dzień dobry. Otóż to – Helena Michnik. To ona jest kluczem do całej historii i spina w całość pozornie nie związane elementy. Całość ta – to mizeria naszej egzystencji, materialna i duchowa, pielęgnowana skutecznie przez organizację, do której pani ta należy, a która zgodnie z zasadą naczyń połączonych – dba o to, by gdzieś było dobrze a skutkiem tego gdzieś – tu – źle. Is fecit qui prodest – gdybyśmy mieli wątpliwości kto to sponsoruje…

  2. Przyznam, że już rzygam tymi historycznymi formatami…wszystko się na Helenie opiera

  3. Wikipedia nie podaje że Fabiański miał ,,stosunek przerywany,, z Rafalalą czyli facetem udającym kobietę i napadającym na małe dziewczynki na ulicy.To musiało Bajonowi zaimponować .

  4. Nie zauważyłem, zerknę raz jeszcze

  5. mnie fascynuje ,że ci co się mają dostać do Akademii Teatralnej dostają się za którymś razem, Gajos też zdał n-razy ,

  6. Mały limit przyjęć, wielu kandydatów – w przeliczeniu na jedno miejsce więcej niż na najbardziej obleganych kierunkach uniwersyteckich. W tym roku na 20 miejsc na kierunku aktorstwo dramatyczne w warszawskiej PWST zdawało 700 osób. Trzeba naprawdę się wykazać, żeby zająć 21. miejsce na 700 współzawodników, a i to okazuje się zbyt mało. Dlatego najbardziej zdeterminowani próbują wielokrotnie, aż do sukcesu lub zniechęcenia. Oczywiście nie wykluczam (a nawet jestem pewien), że z umiarkowanym talentem zrekompensowanym naprawdę mocnym poparciem można osiągnąć cel za pierwszym razem, ale prawdopodobnie pp. Gajosa i Fabijańskiego nie miał kto poprzeć.

  7. Mógłby się wreszcie jakiś reżyser wziąć za film o Kazimierzu Leskim. Ten człowiek, jeśli nie był genialny, to o geniusz na pewno się ocierał. Wg nie do końca potwierdzonych źródeł w czasie II wojny światowej, działając w ramach polskiego kontrwywiadu i podróżując sobie po Rzeszy w mundurze niemieckiego generała i na lewych papierach, udało mu się zdobyć plany Wału Atlantyckiego. Nawet jeśli to tylko legenda, to bohater odznaczający się takim tupetem, bezczelnością i odwagą, mógłby samego Hansa Klossa rozłożyć na łopatki. A przy tym nie ma się do czego przyczepić w jego biografii, patriota czysty jak łza i do tego prześladowany w PRL-u. No i przystojny. Scenariusz to byłby samograj i wreszcie powstałby film, na którym widz nie musiałby po ran kolejny oglądać tej samej historii o męczennikach. Choć jak znam życie, to polskie środowisko filmowe zrobiłoby z tego niestrawny gniot.

  8. Owszem, ale to jest fabularyzowany dokument, a mnie chodzi o porządny film sensacyjny, który elegancko zmieniłby mentalność widzów. Tylko superprodukcja kinowa może mieć odpowiednio dużą siłę oddziaływania.

  9. Fabianski vs Rafalala 😛

  10.  albowiem reżyserem tego obrazu jest Filip Bajon

    Reżyserem filmu „Powstaniec 1863” jest niejaki Tadeusz Styka, który także jest autorem scenariusza. Filip Bajon nie ma z tym filmem nic wspólnego.

  11. Syka, nie Styka. „Freudowska” literówka. 😉
    Niemniej jednak unieważnia to wszystkie odniesienia do Bajona. Czyli znaczną część felietonu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.