lip 212022
 

Wczoraj wieczorem wszystkie media społecznościowe zelektryzowała wieść o dymisji ministra Naimskiego. To w jaki sposób zareagował twitter jest modelowym przykładem szaleństwa. Zacznijmy jednak od tego, że sam minister poinformował wszystkich o swojej dymisji w tym właśnie medium. To wywołało natychmiastową reakcję wszystkich, którzy mieli na swoich profilach wpisaną frazę – w czasach kryzysu strzeżcie się agentów – oraz portret Józefa Piłsudskiego. Pojawiła się seria komentarzy sugerujących, że premier odwraca się od polityki transatlantyckiej i zaczyna prowadzić jakąś inną. Na razie nie wiadomo jaką, ale na pewno gorszą niż poprzednia. Potem pojawiły się komentarze wymieniające zasługi ministra Naimskiego i stawiające go w jednym rzędzie z Antonim Macierewiczem i Janem Olszewskim. Stąd zaś – jak wiemy – już tylko krok do stwierdzenia, że obecny rząd to ta sama ekipa, która obaliła Olszewskiego na polecenie Wałęsy. Próbowałem wdawać się w jakieś dyskusje, ale nie miało to najmniejszego sensu, albowiem ludzie przerażeni tą dymisją, sugerowali nawet, że Baltic Pipe nie zostanie dokończona, a MON zamiast kupować sprzęt wojskowy od USA zacznie go kupować od Koreańczyków, co i tak czyni. Potem przyszły kolejne komentarze dotyczące relacji personalnych Naimskiego z Obajtkiem, które ponoć nie były najlepsze. No, a za nimi inne jakieś cienkie podejrzenia. Większość komentujących zgadzała się jednak, że nie jest dobrze i być może Polska znów zmierza ku przepaści.

Dla porównania – w Wielkiej Brytanii zmuszono do dymisji premiera i większości Brytyjczyków fakt ten nie obszedł w najmniejszym stopniu. Na Ukrainie toczy się wojna, ale nikt tam nie wierzy w to, że może się ona zakończyć źle. W Polsce, kraju histeryków dotkniętych chorobą afektywną dwubiegunową pojedyncza dymisja ministra odwraca wszystko o 180 stopni i wszyscy gotowi są już do emigracji lub głosowania na Hołownię. Sprawę pogarsza jeszcze fakt, że medialni celebryci z opozycji, tacy jak Borys Budka, natychmiast wyrazili swoją solidarność z Naimskim, który – moim zdaniem – powinien się zastanowić zanim ogłosił sam swoją dymisję na twitterze. To są niepojęte rzeczy. Zasugerował w dodatku Piotr Naimski, że zarzucono mu, iż nie można się z nim porozumieć, bo wszystko blokuje. To wystarczyło niektórym do ogłoszenia Morawieckiego człowiekiem podejrzanym, a myślę, że za parę dni można go będzie po prostu nazwać zdrajcą, albowiem w miejsce Naimskiego mianował jakiegoś Tchórzewskiego, którego twitterowi eksperci nie znają.

Gdzie tkwi problem? To jest proste do wskazania – ludzie idący na służbę państwa, uważają, że to oni – ze względu na swoje krystaliczne intencje – są tym państwem. Inni zaś powinni się przede wszystkim z nimi liczyć. Nikt nie odejmuje zasług ministrowi Naimskiemu. Nie o to przecież chodzi. Sprawa jest innego rodzaju – jeśli mamy premiera, to on jest odpowiedzialny zarówno za misję, jak i personalia. Każdy zaś kto godzi się na współpracę z nim powinien powstrzymać emocje i nie traktować siebie jak kogoś wyjątkowego. Czy Morawiecki zrobił dobrze czy źle okaże się później. Na razie nikt na jego decyzje nie ma wpływu. Jeśli zaś próbuje taki wpływ zdobyć poza swoimi kompetencjami, to znaczy, że jest szkodnikiem i nie rozumie co to jest dyscyplina polityczna. Uważam, że lepiej by było gdyby Polacy nie interesowali się polityką w ogóle niż gdy interesują się nią w taki oto sposób. Całe szczęście to tylko twitter, no, ale jest to medium kształtujące wyobraźnię i jakieś trendy, jest to także medium, gdzie niektórzy szukają sprawiedliwości, a inni usprawiedliwień. Tak nie może być, albowiem od polityka oczekujemy przede wszystkim tego, by nie zachowywał się w sposób histeryczny i nieobliczalny. Jeśli zaś to czyni, musimy mieć pewność, że rzecz przemyślał i robi to dla naszego dobra, po to, by wprowadzić wrogów państwa lub durnowatą opozycję w jakąś pułapkę. Najmniej nam jest potrzebna wiedza o jego deficytach, słabościach i oczekiwaniach, a także o tym co też by zrobił jeszcze dla kraju, gdyby mu pozwolono działać. Jego kompetencje bowiem to służba, nie twórczość, o czym wielu polityków zapomina.

We wczorajszych twittach pojawiły się także sugestie, że w PiS do władzy powraca jakiś mityczny, partyjny beton. Popatrzyłem na zdjęcie ministra Naimskiego i zacząłem się zastanawiać kogo też ci twitterowicze mogą mieć na myśli? Nie udało mi się jednak zgadnąć.

Ostatnie wypadki związane z wojną spowodowały, że Polacy znacznie podnieśli sobie samoocenę, co jest z jednej strony dobre, ale z drugiej skutkuje przekonaniem, że skoro już jesteśmy tacy fantastyczni, możemy w zasadzie wszystko. Kwestionowanie decyzji premiera także się w tym mieści. Zawsze jednak znajdzie się ktoś kto wyleje kubeł zimnej wody na blachę rozgrzanych emocji. Te jednak są już doprowadzone do takiej temperatury, że mowy nie ma o tym, by ochłonąć. Oto dziś z rana zauważyłem informację o zbiórce, której efektem ma być zbudowanie nagrobka Jerzego Targalskiego, zmarłego w zeszłym roku, współautora książki „Resortowe dzieci”. Przyznam, że nie uwierzyłem. Jerzy Targalski nie był bohaterem mojego romansu i uważałem go zawsze za egotystycznego histeryka. Ludzie jednak z jego otoczenia, którzy prezentowali się na pogrzebie mówiąc o tym, jak wspaniałym był człowiekiem, mieli o nim jak najlepsze zdanie. Wśród tych ludzi byli, między innymi prof. Zybertowicz, a także Dorota Kania. I co? Środowisko zafascynowane jego bogatą osobowością oraz dokonaniami, jego myślą polityczną i każdą inną, a także zdolnościami do nauki języków nie mogło przez rok ufundować prostego nagrobka? Trzeba aż zbiórki Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie, żeby ten nagrobek powstał? Oczywiście informacja o tej zbiórce pojawiła się na twitterze, ale póki co skomentowałem ją tylko ja, oczywiście krytycznie. Jest to bowiem, w mojej ocenie, wielki skandal. Nagrobek – prosty, bo rozumiem, że inny nie wchodzi w grę – kosztuje pewnie około 12-15 tysięcy. Cóż to jest za kwota dla oddanych przyjaciół nieboszczyka? I jak pięknie mogłoby to ich wyróżnić z tłumy nieużytych, grających sobie wzajemnie na emocjach cwaniaków kręcących się wokół polityki z nadzieją, że uda się skądś wyrwać parę groszy. No, ale chyba ten zachwyt dla zmarłego miał bardzo krótki termin ważności. Ponadto są inne ekscytacje, którym można się oddać bez reszty, jak choćby dymisja Naimskiego, z której wynika rzecz najważniejsza dla stymulowania zbiorowych emocji – kontemplacja, we łzach rzecz jasna, kolejnej już zdrady narodu i upadku państwa. Wyżej na liście frajd jest tylko niewdzięczność Ukraińców wobec dobra, jakiego doświadczają w Polsce. Nad tym mamy już tylko próżnię kosmiczną.

  4 komentarze do “Twitter czyli metody sterowania histerią”

  1. Ta dymisja jakoś bardzo przypomina dymisję pana profesora Szyszko. Zamienił stryjek siekierkę na kijek.

  2. Naimski coś tam napaprał przy pozbyciu się przez Polskę części Bałtyku, dzięki czemu mógł powstać Nord Stream II. Tak więc dobry ruch premiera. Zapomnieli już niektórzy obrońcy Naimskiego, jak w TV Republika groził E. Stankiewicz, że zamknie jej program? Poszło o pytania o energetykę (jeszcze było przed wojną- chyba, to do sprawdzenia). I program nie został wyemitowany.

  3. Liczy się to co zrobił dla naszej energetyki, a nie co tam kiedyś komuś powiedział. Nie przyjmuje się pozycji kamerdynera, który krytykuje Napoleona, bo o zgrozo, miał rozwiązaną sznurówkę.

  4. Komuchy miały czas wyselekcjonować kadry. Poza ściśle tajnymi komórkami selekcja odbywała  się w miarę naturalnie. Pierwsze szły czerwone legitymacje, dalej według różnych innych kryteriów – umiejętności, łokciowania, kolesiostwa, kuzynostwa, dla wszystkich było dużo, niekoniecznie dobrych, ale jednak, miejscówek.

    Na tle komuszej selekcji pookrągłostołowe kadry wyglądają jakoś tak szaro i niezdarnie, na czele na ogół TW, dalej tłum kalek jak w El Topo. W tłumie frankista Naimski z frankistą Glapińskim, selekcja to proces długotrwały, powolny, pokoleniowy …

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.