lip 082022
 

Dowiedziałem się też dlaczego, nie lubiłem garniturów i krawatów. Otóż dlatego, że krawaty trzeba wiązać, a ja nie potrafię. Muszkę się zapina i jest okay. Wczoraj na koncert ubrałem się wreszcie elegancko. I powiem Wam, że dobrze się czułem.

Kiedy wpadłem na pomysł organizacji tego koncertu, a w zasadzie koncertów, wszystko wydawało mi się proste. Władysława zaśpiewa, publiczność będzie klaskać, a ja będę sprzedawał książki. Nazwanie tego lekkomyślnością, to jest komplement. Przede wszystkim należało znaleźć kogoś, kto będzie akompaniował. Myślałem początkowo o jakimś miejscowym pianiście, ale koszt tego byłby zbyt duży. Całe szczęście Wawrzyniec znalazł nam panią Eugenię i zaczęliśmy próby. Należało jednak znaleźć pianino. Na jeszcze większe szczęście nasi sąsiedzi, którzy użyczyli gościny Władysławie, jej mamie i siostrze, mieli dobry instrument, który przewieźliśmy samochodem z Warszawy. Oczywiście jest to instrument elektryczny, bo inny nie wchodził w grę. Ja zaś cały czas myślałem o tym, by zorganizować kilka koncertów i jak głupi dzwoniłem po pałacach szukając odpowiedniego miejsca. Tu słowo wyjaśnienia. Ze względu na publiczność, która musi odnajdować się w miejscach niezwykłych, a tych jest w Polsce mnóstwo, nigdy nie będę organizował żadnych imprez w przestrzeni banalnej czy wręcz podłej jakościowo. To się mija z celem po prostu. Chodzi o to, byśmy wszyscy przeżyli coś niezwykłego, nawet jeśli miałoby to trwać tylko godzinę. Prezentować musimy także rzeczy niezwykłe i niezwykłe umiejętności. Tylko takie działanie ma sens. Nie ma sensu organizowanie targów w starej szkole, gdzie nie ma sprawnej toalety. Nie ma sensu organizowanie występów trzeciorzędnych grajków wykonujących popularne piosenki pod namiotem z brezentu. To są w mojej ocenie wyłącznie próby oszukania publiczności i zdegradowania jej emocji. Ja takich rzeczy robił nie będę. Oczywiście wszystkie imprezy, które organizuje mają w mniejszym lub większym stopniu charakter komercyjny, ale to jest chyba zrozumiałe. Prowadzę bowiem wydawnictwo i w opisany wyżej sposób organizuję dystrybucję. Uważam też, że mój sposób organizacji dystrybucji jest demaskatorski, albowiem każda sprzedaż kosztuje. I tylko oszuści uciekają od tych kosztów. Przerzucają odpowiedzialność za wyniki sprzedaży na odbiorcę lub pośrednika, nie dając im nic w zamian. Poza oczywiście czereśniami po złotówce za sztukę i innymi figurami retoryczno-propagandowymi. Bardzo trudno jest zorganizować wydarzenie i mnóstwo drobnych, nie zauważalnych wręcz spraw może je popsuć. No, ale wróćmy do początku. Próbowałem jednocześnie zorganizować dwa koncerty. Drugi miał się odbyć w Krakowie i od razu zacząłem zawracać głowę Wojtkowi, żeby znalazł mi odpowiedni obiekt. Oczywiście nie przewidziałem, że ściągnięcie do Polski mamy Władysławy, pokrzyżuje wszystkie moje plany, albowiem chorobliwi optymiści już tak mają. Bardzo z tego miejsca Wojtka przepraszam, za ten chaos, a także wszystkich, którzy zapisali się na krakowski koncert. Może kiedyś wrócimy do tego projektu. Na razie jest to niemożliwe.

Kiedy zaczęły się próby, wszystko jeszcze wydawało mi się proste. Dopiero jak dostałem napisany po ukraińsku plan koncertu i przetłumaczyłem go sobie translatorem na polski zrozumiałem, że jako organizator mogę ponieść sromotną klęskę. Jestem człowiekiem pozbawionym jakiejkolwiek kultury muzycznej. W filharmonii byłem pierwszy raz w życiu miesiąc temu, wcześniej moje kontakty z muzyką klasyczną ograniczały się do comiesięcznych wizyt artystów operowych w szkole średniej. Przez trzydzieści ponad lat noga moja nie postała w żadnej instytucji związanej z muzyką. Patrzyłem na ten program, jak żaba na piorun. Nie znałem żadnego poza Bachem nazwiska, z tych, które były tam wymienione. Emocjonalny charakter utworów opisany przez Władysławę, to było coś, od czego przez całe życie uciekałem. Teraz zaś musiałem to przerobić na w miarę strawny polski tekst. Całe szczęście Władzia napisała to z wielkim zaangażowaniem, tak jak tylko osoba żyjąca muzyką może pisać o swojej pasji. Było więc z czego ciąć. Przez cały czas dziękowałem Bogu, że nie muszę być konferansjerem na tej imprezie. Tej bowiem funkcji podjął się Pan Maciej Piotrowski, kolega Katarzyny, która udzieliła gościny Władzi i jej rodzinie. Bardzo dziękuję Panu Maćkowi, bo wywiązał się z zadania znakomicie. Nikt, kto nie zna i nie rozumie muzyki nie może swobodnie i bez zgrzytów prowadzić takiego koncertu. Dotarło to do mnie w czasie poprawiania programu i wystraszyłem się co to będzie, jak, na przykład, konferansjer zachoruje.

A propos zgrzytów i trudności organizacyjnych, mimo wielokrotnych, trwających niemal godzinę prób mikrofonu, okazało się, że koncert zaczął się od awarii nagłośnienia. I tu jeszcze raz powrócić pragnę do moich uporów związanych z jakością przestrzeni. Jeśli na koncercie w przestrzeni banalnej i słabej psuje się mikrofon, to publiczność zaczyna się niecierpliwić i kredyt zaufania do organizatora, a także samych artystów topnieje jak masło na patelni. Jeśli mikrofon psuje się w pałacowej sali na piętrze, do której prowadzą dwutraktowe, marmurowe schody, z pięknie wykutą balustradą, w sali, która ma przeszkloną ścianę, za nią taras, skąd rozciąga się widok na wielki park i stare drzewa, to nie ma tragedii. Wszyscy myślą – to tylko głupi mikrofon.

Pan Maciej przestał więc w pewnym momencie korzystać z mikrofonu i zaczął mówić do nas wprost, bez żadnego wspomagania. Wyszło to o wiele lepiej.

Tak dobrze, że w zasadzie stał się jeszcze jednym bohaterem wydarzenia. Przed samym koncertem zżerała mnie trema, co było dla mnie zjawiskiem nowym. Jak wszyscy bowiem wiedzą nie mam żadnych lęków przed występami publicznymi i przed kamerą. No, ale teraz było inaczej. Zaangażowałem mnóstwo osób w przedsięwzięcie, którego skali trudności sam nie rozumiałem. Trema dała się też we znaki Władysławie. Całe szczęście Pani Eugenia reprezentuje taki poziom profesjonalizmu, że wszystkie niedociągnięcia przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

Nie powiedziałem nikomu poza Panem Maćkiem, że jest to pierwszy, prawdziwy występ sceniczny Władzi. On zaś zdecydował, że nie będziemy o tym informować gości. Oczywiście Władzia śpiewała na egzaminach, występowała przed kolegami ze szkoły i nauczycielami, ale przed obcą i wymagającą publicznością nie śpiewała nigdy. I nigdy nie występowała w tak niezwykłym miejscu. Ojrzanów jest świetnie odrestaurowany, znakomicie utrzymany, dyskretnie położony, ma właściwą skalę, to znaczy jest obiektem raczej kameralnym, choć jest to bez wątpienia pałac. Wszyscy czuliśmy się tam na właściwym miejscu, we właściwych okolicznościach, czuliśmy się po prostu dobrze. Pani Eugenia zaś, kiedy przyjechała na pierwszą próbę do Ojrzanowa powiedziała dwa tylko słowa – kak w skazkie.

W trakcie koncertu okazało się, że zapomnieliśmy o bukietach dla artystek. Ojrzanów jest położony pomiędzy Grodziskiem Mazowieckim a Tarczynem. I ja, w swojej nieopisanej głupocie, chciałem najpierw wzywać taksówkę z Grodziska, polecając kierowcy kupić kwiaty, a potem chciałem sam tam jechać. Całe szczęście, Pan Wojciech, właściciel Ojrzanowa, przemówił mi do rozumu, wsiadł w samochód i pojechał do oddalonego tylko o siedem kilometrów Tarczyna, gdzie zakupił dwa bukiety róż.

Koncert zakończył się bisem, ale ja już go nie słyszałem. Wyszedłem odetchnąć świeżym, wieczornym, wilgotnym powietrzem. Tych wszystkich wrażeń było stanowczo za dużo.

Bardzo dziękuję wszystkim Państwu, którzy zdecydowaliście się przybyć na ten koncert i wspomóc obydwie artystki, których życie w naszym kraju nie jest łatwe. My tutaj, będziemy nadal pomagać Władysławie, a jeśli będzie taka możliwość także Eugenii. Nie możemy pomóc wszystkim uciekinierom, to jasne, nie możemy też pomagać w ten sposób, by samemu się osłabić, albowiem taka pomoc nie ma sensu. Tak się szczęśliwie złożyło, że trafiły do nas akurat osoby uzdolnione muzycznie, studentka i profesjonalistka. My zaś zrobiliśmy dla nich wszystko co było w tym momencie możliwe. Bardzo Państwu dziękuję, albowiem wynik przeszedł najśmielsze oczekiwania. Mam nadzieję, że ten wieczór był dla Państwa satysfakcjonujący.

Kiedy wychodziliśmy z pałacu w Ojrzanowie była już dwudziesta pierwsza. Nie wiem gdzie podziały się te godziny, bo miałem wrażenie, że zamieniłem ledwie dwa słowa z kilkoma tylko gośćmi. Jeszcze raz bardzo wszystkim dziękuję i przepraszam za różne niedociągnięcia, które zdarzają się zawsze. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda się zorganizować taki koncert.

Ireneusz, który podjął się roli fotografa dokumentalisty zrobił mnóstwo zdjęć, które na pewno zostaną tu opublikowane. Michał zaś nagrał całą imprezę.

  5 komentarzy do “Wczoraj po raz pierwszy założyłem muszkę”

  1. elegancka para wchodząca do  do loży Paryskiej Opery – ładne

  2. Ściskam z gratulacjami, życze dalszego szcześcia i trzymam za Ciebie nieustannie, od lat, kciuki.

    No i z leciutką zazdrościa niezłomnosci i wizji.

  3. Gratuluję udanych występów. Ps. Prawdziwie dżentelmeńskie muszki też się wiąże. I jest to troszkę trudniejsza umiejętność od wiązania krawatów. https://youtu.be/5X4aBSRt_HQ

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.