Ledwie poprosiłem o to, by wstrzymać się na SN od awantur, wyzwisk, lekceważących i nieadekwatnych do sytuacji komentarzy, a natychmiast doszło do takiego zdarzenia, w dodatku sam wziąłem w nim udział. Proszę Państwa, wiem to już na pewno, że jakiekolwiek tłumaczenia, prośby i wyjaśnienia nie skutkują. Im więcej ich z mojej strony, tym gorzej jestem oceniany i tym gorzej niektórzy zaczynają się tutaj zachowywać. To smutna konstatacja, z którą powinienem się liczyć, ale sądziłem, że kiedy znaleźliśmy się tutaj w gronie mniej więcej rozpoznawalnym, uda się jej uniknąć – liczy się tylko siła i decyzje podejmowane bez możliwości apelacji. Szkoda. Pisałem już o tym, ale jak widzę nie dość długo, nie dość wyraźnie i nie dość uporczywie. Zacznę więc jeszcze raz. Zacząłem wydawać książki innych autorów z kilku ważnych powodów. Po pierwsze po to, by istniała alternatywa, rynek i różne opcje oraz segmenty, po drugie, po to, by wiele osób, które mają możliwości, jeśli idzie o pisanie, miały też zasługę i trochę radości. No i książkę, która mimo dewastującej czytelnika działalności wielkich wydawców, ciągle jest przedmiotem nobilitacji. Jestem jednym z nielicznych wydawców, który płaci. Chciałbym, żeby to dobrze wybrzmiało, bo wielu osobom wydaje się, że płacący autorowi wydawca, to jest w Polsce rzecz naturalna. Żeby zapłacić autorowi, muszę mieć jakiś dokument pozwalający na legalne wypłacenie pieniędzy i odprowadzenie od nich podatku. Umowę po prostu. Ponieważ wszyscy się tutaj mniej więcej rozpoznawaliśmy, postanowiłem, że będziemy podpisywać standardową umowę, taką, jaką można znaleźć w internecie. Do głowy mi, biednemu idiocie, nie przyszło, że znajdą się autorzy, którzy będą mnie z punktów tej umowy rozliczać. Szczególnie jeśli sami nie będą przestrzegać najważniejszego z nich, to znaczy tego, że autor musi, podkreślam – musi – włączyć się w promocję książki. Nie ma dziś innego wyjścia, autor nie jest świętą krową i dobrze, żeby sobie to każdy zapamiętał. Zawracanie mi głowy treścią umowy, w chwili kiedy magazyn jest zawalony książkami, a ja kombinuję jak koń pod górę, jak je sprzedać, uważam za wyjątkową złośliwość i przejaw złej woli. Tym bardziej, że ludzie, którzy dziś wygłaszają frazę – łączy nas umowa prawna, nie jesteśmy kolegami – w chwili kiedy chcieli wydać książkę, śpiewali dużo cieniej i wtedy byliśmy kolegami, a nawet przyjaciółmi. Kolega Wiesław zaś, który tę książkę składał był kochanym panem Wiesiem.
Proszę Państwa, problemem nie są punkty umowy i nie zawracajcie mi już głowy tym, że znacie tego czy innego prawnika. Jeśli w waszej ocenie, ja – wydawca – jestem Waszym wrogiem, który już na starcie chce Was oszukać, znajdźcie innego po prostu. Problemem jest upłynnienie Waszych książek, które wydałem, kierując się dobrą wolą, przesadną może wiarą we własne możliwości sprzedażowe, ale na pewno nie zrobiłem tego z myślą, że zarobię na tym cokolwiek. Na swoich własnych książkach, promowanych bardzo agresywnie dzień, w dzień, zacząłem zarabiać dopiero parę lat temu. Nikt poza telewizją państwową i gazownią, nie ma dziś możliwości wykreowania autora. Nikt, musicie to zrozumieć. Wydawcy zaś książek naukowych lub za takie uchodzących, nie podpisują z autorami umów i nie płacą im ani grosza. Postanawiam więc co następuje – od dziś wydaję tylko te książki, które sam wskażę, niech nikt nie składa mi żadnych propozycji i nie próbuje mnie niczym zainteresować. Niczym – podkreślam – żadnym rewelacyjnym tekstem żyjącego autora, który będzie potem zgłaszał do mnie pretensje, że nie dość szybko sprzedaję jego nakład. Nowy wzór umowy sporządzę sam. Będzie się on składał z czterech punktów i nie będzie w nim mowy o żadnych prawach autora. Nic takiego bowiem nie istnieje, w chwili kiedy wydawca bierze na siebie odpowiedzialność za skład, druk, magazyn i sprzedaż. Autor może się tylko przyglądać i siedzieć cicho. W pierwszym punkcie określimy co jest przedmiotem umowy i nazwiemy strony, w drugim określimy obowiązki autora względem wydawcy, w trzecim zakres zadań, jakie stawia przed sobą wydawca, a w czwartym umieścimy datę, po której niesprzedany nakład odjedzie na przemiał. Bez konsultacji z autorem. Nie ma on bowiem nic do gadania. Nie ma przymusu podpisywania takiej umowy, wydawców na rynku jest masa i każdy na pewno znajdzie kogoś odpowiedniego do własnych aspiracji.
Dodam jeszcze tylko, o czym być może nie wszyscy wiedzą, że wydajemy nakłady małe, sprzedaż innych książek niż nowości, w zasadzie stoi, a ja nie mam innej możliwości jej podniesienia niż tekst na blogu lub nagranie. Jeśli jednak zacznę promować książki, które i tak się nie sprzedają, kosztem tych, które schodzą szybko i bez zachęt, będę musiał, jak to mówią, zamknąć budę. I wtedy dopiero wszyscy będą szczęśliwi. Ot, proszę, tak fikał, tak się sadził, a tu zonk…Za sprytny jesteś Moryc, możesz się nie uchować, jak powiedział Kazimierz Kaczor do Wojciecha Pszoniaka w filmie „Ziemia obiecana”. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wiele osób czeka wręcz na takie rozwiązanie, albowiem nie czują się dostatecznie przeze mnie dostymulowane. Formuła sprzedażowa od strony technicznej wygląda tak – dobrze sprzedające się tytuły, powoli ciągną sprzedaż nakładów słabszych, a są i takie książki, których nic, za jasną cholerę, nie jest w stanie uciągnąć, nawet woły Jana Baszanowskiego.
Dawny mój kolega – kłaniam się Andrzej – opowiadał taki, dość idiotyczny w wymowie, żart. Oto mrówka chcąc sprawić słoniowi przyjemność zaproponowała mu zabawę zwaną taju. Następnie wlazła do trąby słonia i drepcząc powoli wzdłuż niej, a potem, dalej przez przełyk i wnętrzności doszła po długim czasie do kresu swej drogi. Słoń w tym czasie trząsł się z uciechy i chichotał, wołając – taju, taju, taju. Bardzo mu się podobało. Mrówka zaś, jak to mrówka, widząc, że słoń jest zadowolony, zgodziła się przeprowadzić operację jeszcze raz. I kiedy tak szła w ciemnościach, słoń wsadził sobie trąbę w tyłek i zawołał chichocząc – wieczne taju, wieczne taju….
Proszę Państwa, żaden z projektów które uruchomiłem nie jest zaplanowany jako wieczne taju dla niedostymulowanych słoni. Ja zaś nie jestem mrówką, już prędzej karaluchem. I to też wszyscy powinni sobie zapamiętać.
Mam nadzieję, że wszyscy wezmą sobie powyższe do serca i znajdą w tym sercu trochę zrozumienia dla sytuacji w jakiej się wszyscy znajdujemy. Nie liczę na to specjalnie, ale też i uzbroiłem się na inną ewentualność. Siedzę więc spokojnie i czekam.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
No i bardzo dobrze!
Ja myślę, że to „piłowanie” warunków umowy przez kontrahentów, jest tylko dowodem na to jak krucho społeczeństwo stoi z kasą. Całe społeczeństwo my kupujący też.
Ja dopiero teraz mogę wykonać przelew w kwocie 75 zł, za 3 egz. książki ks. Bliźińskiego, ale ponieważ zamówiłam w połowie lipca i czekając na dopływ kasy zgubiłam moje info o numerze banku i numerze zamówienia, to nie mogę dokonać przelewu, a na dodatek moja poczta internetowa ma jakąś wadę i moja pisanina na różne adresy internetowe do Pańskiego wydawnictwa wraca jako źle zaadresowana. Przepraszam za moje gapiostwo i bardzo proszę o podanie tutaj: numeru mojego zamówienia i numeru konta. Ten kłopot jest spowodowany właśnie brakiem płynności finansowej jaka mi została po czerwcowych imieninach i po wpłaceniu zaliczek urlopowych. Przepraszam jeszcze raz za moje gapiostwo.
podaję adres. Niech go Pani skopiuje coryllusavellana@wp.pl
Czekam na wiadomość
Zawsze też autor może założyć firmę – ponoć w jednym okienku. Stać się wydawcą. Jeżeli za książki naukowe nie płaci się autorowi ani złotówki, to mówi nam iż wiedza fachowa i istotna jest zbędna państwu polskiemu. To jest zacheta dla młodych pokoleń do emigracji, do gloryfikacji miernot. Jeżeli wiedza nukowa jest tak wynagradzana, to oznacza iż takie państwo nie ma żadnej przyszłości. Jeżeli wiedza za kopanie rowów jest o tysiąckrość lepiej opłacana od wiedzy naukowej – nie mylić z tytumi naukowymi, to jest bardzo źle. Czy coś takiego byłoby możliwe u JKM czy Prusach.
Skoro za prace – artykuły czy książki – nukowe, jest 0 złotych to autor powinien tekst po tekście publikować np. na szkole, salonie czy własnej stronie. Wtedy bedziemy wiedzieli, że to patrioci.
W państwie poważnym wiedza naukowa nie jest zbedna i źle opłacana. Jest gloryfikowana i doskonale opłacana. Dotyczy to wielu dziedzin, priorytet to wiedza o państwie w tyj jak ma to być zorganizowane aby dobrze funkcjonowało od wewnątrz i zewnątrz.
Jeżeli ktoś się dzieli tak istotną wiedza – wartą niekiedy grube miliony zielonych, która moźe pozwoli rządzacy uniknać poważniejszych błędów to jest patriotą. W zamian słyszy od debili – prowokatora iż może sprzedałby wiedze za flaszkę. Niestety.
!!!!!!!!!!!!
Swietny tekst, Panie Gabrielu…
… uwielbiam te Pana teksty… takie porzadkujace, wyjasniajace… nazywajace rzeczy po imieniu. One maja swoje przelozenie nie tylko w „branzy”, ktora Pan reprezentuje. Sytuacja na RYNKU – ogolnie – jest bardzo zla i jeszcze na dodatek „ktos” usilnie sie stara aby nie ulegla ona poprawie…
… Pana dzisiejsze tlumaczenie jest bardzo klarowne… a przygotowanie NOWEJ, Panskiej umowy to strzal w 10… a juz straszenie Pana prawnikiem to naprawde chucpa i duza zuchwalosc… zeby nie powiedziec bezczelnosc.
A propos mozliwosci kreowania nowego autora przez tzw. tv panstwowa i gazownie… to te mozliwosci dzis sa mocno na wyrost… ani kurwizja ani gazownia braci Kurskich, „naszego” i „nienaszego” – juz nic nie „wykreuje”…
… jesli juz – to tylko PRZEWAL panstwowych dotacji na SWOICH darmozjadow !!!
No niestety…
… ale z odklamanej przez Gospodarza i z nim wspolpracujacych autorow SN polskiej historii wyraznie wynika, ze Polska panstwem POWAZNYM to NIGDY nie byla… i jeszcze sporo wody w Wisle uplynie zanim sie nim stanie… a juz napewno nie stanie sie to za kadencji „dobrej”… i jeszcze „lepszej zmiany” !!!
I nie przesadzalabym, ze ci „kopiacy rowy” zarabiaja taaakie znowu pieniadze !!!… bo BANDA naLukAwa przewala nie takie pieniadze… i jest OK. Wystarczy tylko popatrzec… i zliczyc te cala swolocz „doradcza” powolana chocby – zeby daleko nie szukac – np. do „rady” PAD’a… wystarczy popatrzec na te niedouczone i zaklamane ryje, marzace tylko o utrzymaniu sie przy korycie… czyli do wzbudzania entuzjazmu wsrod lemingow… watpliwego zadawania szyku… i oczywiscie przede wszystkim do zakANszania… jak to juz kiedys bardzo trafnie okreslil Gospodarz.
Nie wspominam o calej rzeszy zidiocialych presstytutek strugajacych debilne narracje… i o calej, liczonej w milionach patologicznej BIURWOKRACJI… i oczywiscie o 460 darmozjadach w sejmie i prawie 100 w senacie… intelektualnych kalekach…
… oczywiscie przez male „s” !!!
A jednak była państwem poważnym a nawet w wielu okresach bardzo poważnym, zwłaszcza jak trzymała się reguł wyznaczanych przez kościół katolicki w aspekcie społecznym, gospodarczym i politycznym, mimo głupich polityków. Stworzyła system, który działa do dziś w jedynym Imperium, który sobie przywłaszczyły. To są dyrdymały w stylu produkowanych przez pana historyka Jabłonkę w stylu, że powstania były po to, aby przetrwać a nie aby wygrać lub dzięki temu PW udało im się uniknąć marksizmu i nazizmu i tego co one niosły.
Spróbuje pani powiedzieć takiemu od rowów iż mu pani nie zapłaci to bedzie pani sama taki rów kopała, jak pani będzie potrzebny.
lubię Panią i Pani wpisy, które snajpersko trafiają w sedno, ale tym razem się Pani myli. na szczęście dla Polski 🙂
I owszem…
… tych dyrdymalow naprodukowana jest cala masa… dlatego juz od dlugiego czasu trzymam sie TYLKO tego miejsca… i ucze sie od nowa…
… a co do kopania rowow…
… byl czas, ze tez go kopalam… i nic mi sie nie stalo ani mnie nie ubylo, wyszlo na dobre… ale przede wszystkim jak juz komus cos obiecuje albo sie na cos godze to staram sie dotrzymac slowa… slowo drozsze pieniedzy. Nie ma takiej opcji zebym za wykonana przez kogos prace NIE zaplacila… po prostu nie ma takiej opcji…
… dlatego SAMA ciezko pracuje… i jeszcze do Pana Boga wzdycham o zdrowie do pracy.
Nie moze byc sytuacji, ze szerzy sie patologie, tworzy sodomie-gomorie… i jeszcze nazywa sie to praca „zgodna z prawem”… i to sie toleruje placac za to krocie… tzw. place kominowe, ktore do dzis istnieja !!!
Moze zdziebko przeszarzowalam…
… w tym uogolnieniu… ale chyba tylko zdziebko.
Jednak była bardzo poważnym i to przez setki lat w aspekcie politycznym, gospodarczym i społecznym. Zarówno wtedy jak przyjmowala chrzest, jak wprowadzała liberalizm gospodarczy, jak wychodził dzieki zorganizowaniu państwa przez Kościól z rozbicia dzielnicowego, kiedy zadbala aby przez jej ziemie nie przechodzily liczne wojny dewastujace wszystko, czyli dbała o państwo i jak dziś byśmy określili kapital ludzki a nie o ducha w narodzie. Takže wtedy kiedy dała chłopom prawa zakupne i dopuścila jego dzieci do Akademii. Kiedy od 1207 roku kościól najpierw w szkołach parafialnych kształcił dzieci chłopskie a nastepnie w kolegiach. Kiedy pozwoliła swoje nadwyżki eksportować do Gdańska. Parła ku Morzu Czarnemu, Bramie Smoleńskiej i Brzeskiej. Kiedy stworzyła system polityczny, ktory dał jej okoł 300 lat unikniecia dewastacji ziem i kapitalu ludzkiego. Potop i opłacone Powstanie Chmielnickiego ten okres niszczy definitywnie. I tak można te okresy wyliczać. Popelniono mase błedów np. Ordynacje rodowe dziedziczne, urzedy dożywotnie, hol pruski, kwesie armii krolewskiej można było zrobić znacznie lepiej. Także sady, zwłaszcza odwołanie sie do sadu krolewskiego – dziś nazwali byśmy sądem najwyższym dla chłopa z dóbr szlaceckich było takim dużym wyłomem społecznym. Zatarcie ścigania chłopa ze wsi nastepowało po roku.
Jeżeli to nie jest przejaw polityki podmiotowej a tym samym skutek państwa poważnego, to co nim jest. Ile tej biedoty było – garstka.
Jeżeli ktoś – protestanci buduja w byłych koloniach panstwo oparte na niewolnictwie – czy szykuje sie Imperium do podporzadkowania swiata, aby wszyscy na JKM robili, likwidujac podmiotowość czlowieka tu na ziemi a z drugiej strony drze morde jakie to wolności i prawa człowieka daje a tu, to taki wzór jak RON nie może przetrwać. Musi być zniszczony. RON czyli republikanizm wypełniony personalizmem trzeba było zniszczyć. Inaczej cały plan szlak trafiał. Dzis byśmy taką propagandę nazwali – nie byliscie nigdy poważnym państwem czyli jak nie byliśmy to nie mamy do czego wracać i sie odwoływać. Zostaje tylko Geremek i Michnik oraz Ci co potraktowalinas jako zasoby a nie kapitał ludzki i prowadza od ponad 300 lat do systematycznej dewastacji ziem i kapitału ludzkiego aby duch w narodzie socjalistycznym trwał – czyli liczy sie dla nich duch w narodzie a nie kapitał, w tym ludzki i panstwo oparte na własności i wolności. Nie ma wolności bez własnosci a godność każdy katolik z mlekiem matki dostaje.
Do Paris
Dekalog i przykazanie miłości to wskazanie jak być przyzwoitym w życiu codziennym. Oświecenie i cała ide pogańska od czasów Rzymu mówi liczy się prawa. A prawo stanowione przez człowieka jest wypełnione różną etyką, nasze sytuacyjną. Dlatego dewiacje.
„Do głowy mi, biednemu idiocie, nie przyszło, że znajdą się autorzy, którzy będą mnie z punktów tej umowy rozliczać.”…..”Zawracanie mi głowy treścią umowy, w chwili kiedy magazyn jest zawalony książkami, a ja kombinuję jak koń pod górę, jak je sprzedać, uważam za wyjątkową złośliwość i przejaw złej woli…..” – ????? Zdajesz sobie sprawę z tego, co napisałeś?
Goście od gry w trzy karty są bardziej godni zaufania
No tak…
… pieknie napisane… i przyjemnie sie to czyta… i to prawda !!! Mamy piekna, ciekawa historie, kulture i tradycje… i mamy z czego czerpac. Tylko KTO i GDZIE o tym mowi ?!?!?!… oprocz Gospodarza tego bloga, SN i PGR !!! Bo przeciez nie w tv panstwowej… czy innych detych instytutaH… Sobieskiego… wolnosci… albo – juz nie daj Boze – u Ssssakiewicza !!!
Na sile, wbrew narodowi pchaja „nasi” regionalizacje… innowacje… kAstytucje biznesu… itp. debilne wynalazki…
… nie bedzie dobrze… bo i nie ma prawa byc dobrze… ale jeszcze dla conajmniej polowy Polakow rzeczywiscie liczy sie TYLKO dekalog i zwykla ludzka przyzwoitosc – jak Pan to wyzej napisal.
To graj w trzy karty, po co tu przyłazisz? Nie masz zajęcia w obejściu?
Republikanizm wypełniony personalizmem a Dekalog jako wskazówki jak w życiu codziennym być przyzwoitym – i wystarczy.
Umowa nie daje podstaw do duszenia za gardło. Umowa to założenia opisujące współpracę stron zawsze z uwzględnieniem „vis maior”.
Aby wydać książkę naukową najlepiej odziedziczyć dobrze prosperujący folwark.
Dzieje Polski nowożytnej
A ja mówiłem, żeby sprzedawać książki Gospodarza w Anglii prosto z bagażnika samochodu. Tutaj Polacy są w przeliczeniu bardziej dochodowi.
Ja jednak zgadzam się z tym, że cen nie powinno się zaniżać, mają być one adekwatne dosłownie do ilości stron. Jeśli komiks to co innego. Jak ktoś chce kupić makulaturę na podpałkę to niech sobie kupi gdzie indziej. W Polsce to nie tylko bieda, ale wydaje mi się również upadek czytelnictwa. Tak jak w Internecie jest dużo informacyjnego chłamu tak też dużo chłamu rzuca się na rynek książki z podobnym zamiarem, aby ludzie traktowali ten materiał bardziej ale to bardziej niepoważnie. I zamiast za sprawą magnetyzmu prawdy łączyć się w klastry działalności mają odbijać się jak te wolne elektrony.
Zobaczcie ile Michael Jones kasuje za swoje pozycje, fakt cegły, ale te ceny nawet mnie odstraszają.
Jeśli odbierzesz ode mnie książki za gotówkę w cenach widocznych w sklepie, możesz je sprzedać w Anglii z bagażnika, nie mam nic przeciwko temu
Jeżeli chodzi o wiedzę fachową to autor artykułu naukowego nie tylko nic nie zarobi ale musi zapłacić za publikację w najlepszym czasopiśmie z danej branży np. 2000 $ plus podatek:) To konkretne wydawnictwo zarabia na samych autorach, którzy chcieli u nich coś opublikować ok. 3,5 miliona złotych rocznie. Nie mówiąc o tym, że czasopismo ma wyłączność na artykuł a autor przed upływem roku nie może go nigdzie udostępnić. Chcesz mieć dostęp do artykułu-płać (np. 30$).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.