wrz 022018
 

Miałem bardzo pracowite wakacje, niestety aktywność moja tylko częściowo związana była z pisaniem, w przeważającej części chodziło o różne rekonesanse i sprawy związane z przeprowadzką firmy do nowego lokalu, która zaczyna się jutro. Niech nas Bóg ma w opiece.

Najważniejszym problemem przed jakim stoimy jest organizacja sprzedaży. Chcę żeby to dobrze wybrzmiało – organizacja sprzedaży. Nie organizacja zbiórek na szczytne cele, nie organizacja atroficznych struktur, które służą rozrywce w istocie, ale organizacja sprzedaży. Tylko bowiem nazywając rzeczy po imieniu możemy do czegoś realnego dojść. Jakimi kanałami realizowana jest sprzedaż? Poprzez sieć, poprzez targi, w mikroskopijnym stopniu poprzez księgarnie, ze względu na skromną liczbę księgarzy godnych zaufania, a także poprzez spotkania autorskie, które w naszym przypadku w zasadzie nie występują. Dlaczego? Czy ja opowiadam słabe historie? Albo może źle wyglądam? Czy ja może liczę sobie jakieś horrendalne honoraria za te spotkania i to odstrasza ludzi? Nic takiego się nie dzieje, honoraria dostawałem zawsze od organizacji i zawsze w miastach które uważam za zaprzyjaźnione – czyli w Opolu, Świdnicy, Wrocławiu i Zielonej Górze. Kiedyś jeszcze dostawałem je od kolegów z Polonia Christiana, gdy występowałem razem z Grzegorzem Braunem, a także od studentów z KUL-u, którzy zaprosili mnie na samym początku do siebie na wykład. No i jeszcze od mieszkańców małego miasteczka Kietrz na Opolszczyźnie. I to by było na tyle. Czy to oznacza, że problemem są pieniądze, a ja powinienem proponować te swoje spotkania za darmo, jedynie z możliwością sprzedaży książek? A skąd, od kiedy pamiętam zawsze powtarzam, że spotkania są darmowe, a mój zarobek pochodzi tylko ze sprzedaży. Coś bowiem zarobić muszę, jadę nieraz daleko, muszę coś zjeść i gdzieś spać. Zresztą – z czego ja się tłumaczę, Cejrowski liczy sobie za występ 69 zł od osoby, stoi przez godzinę przy mikrofonie i opowiada jakieś dyrdymały o robakach w dżungli, a publiczność klaszcze. Jasne jest, że ja tak nie zrobię, jasne jest także, że nie tego się ode mnie oczekuje. Niczego te moje propozycje nie zmieniały. Spotkań nikt nie chciał. W zasadzie powinienem stanąć w prawdzie i powiedzieć sobie, że jestem po prostu rozczarowujący przy bliższym poznaniu i lepiej żebym się trzymał od ludzi z daleka. To byłoby wygodne wyjście, ale musimy intensyfikować sprzedaż i ja, jak każdy dobry gospodarz muszę udrażniać kanały dystrybucji czyli dbać o przyszłość mojego przedsiębiorstwa.

Czasem różni życzliwi ludzie próbowali organizować te moje wieczorki w miejscach teoretycznie odpowiednich, ale nic z tego nie wychodziło ze względu na małe zainteresowanie. Poza tym organizacja taka to jest jednak kłopot i nikt nie jest do końca przekonany o słuszności takich przedsięwzięć. Bo co innego jak przyjeżdża Braun, a co innego jak jakiś coryllus, któremu nie wiadomo co do łba strzeli. Tak wygląda jedna strona medalu.

Teraz druga. Często, nie mogę powiedzieć, że za często, ale na tyle bym to zauważył dostaję listy z pytaniami – a kiedy pan przyjedzie tu i tu. Nigdy – odpowiadam, bo tak naprawdę nikt tym moim przyjazdem nie jest zainteresowany. Nigdy, bo nikomu nie chce się tak naprawdę takiego spotkania zorganizować. To jest trudne i wymaga zaangażowania, a przy tym kosztuje. Ja nie mam wielu wymagań, ale robię się stary, a nie jestem ani tak wytrwały jak Stanisław Michalkiewicz, ani tak silny jak Grzegorz Braun. Dobrze by było na przykład, żebym miał przed spotkaniem pół dnia luzu i spokoju na różne przemyślenia, a nigdy nie miałem. Poza tym na każdym spotkaniu mówię w zasadzie o czymś innym, a więc nie mogę wyskoczyć z samochodu i gadać z marszu na temat już dobrze oklepany. To jedna kwestia. Są inne. Kiedy gdzieś jadę, od razu znajduje się pięć przynajmniej osób, które muszą ze mną porozmawiać na osobności, a co najlepsze przeważnie ja też chcę z nimi porozmawiać. To jednak całkowicie rozwala moje przygotowania do pogadanki. Nikt się tym nie przejmuje, ja sam też się nie przejmowałem, ale jak powiadam – starzeję się, a nigdy nie byłem za mocny. Trzeba to zmienić. Takich praktyk nie uprawia żaden standuper, ani żaden literat. Oni celebrują te swoje wizyty w terenie i gwiazdorzą ile wlezie. Ze mną jest inaczej, o czym wszyscy wiedzą. Przez to też jestem narażony na występy różnych lokalnych mistrzów, którzy też znają się na wszystkim i też chcieliby coś powiedzieć do kamery, a nie ma nigdy dobrej okazji. Korzystają więc z tej, którą ja stwarzam.

Tak jak już kiedyś napisałem, choćby nie wiem co, choćby z nieba leciały siekiery, nie można nigdy tracić z oczu celu. Nie trzeba o nim gadać za wiele, ale trzeba go cały czas widzieć. To nie jest zbyt odkrywcza myśl, ale ona wynika wprost z praktyki. Moim celem nie jest ustawienie się w świetle reflektorów i opowiadanie wiców, albo straszenie publiczności wojną. Chcę to wyraźnie podkreślić. Moim celem jest stworzenie rynku treści istotnych, a przy tym atrakcyjnych i atrakcyjnie podanych. I w tym przedsięwzięciu mogę co najwyżej objąć posadę głównego mechanika, o którą teraz tu właśnie będę się starał. Oto moja aplikacja.

Doświadczenia, które opisałem wyżej uczą, że nie ma najmniejszego sensu organizowanie spotkań z coryllusem, jako gwiazdą wieczoru. Wszystkich to albo nudzi, albo denerwuje. To jest behawioralne jak mniemam i nie do zwalczenia. I wynika wprost z błędu jaki popełniłem na samym początku swojej działalności, to znaczy ze skrócenia dystansu pomiędzy autorem a czytelnikiem. Tego się odrobić nie da, a ja nie będę tego zwalczał, bo ten błąd – bardziej by pasowało określenie rzekomy błąd, albo błąd wymuszony – doprowadził mnie do tego miejsca, w którym się znajduję. Dalej są już tylko smoki. I z nimi trzeba będzie walczyć. Na szczęście nie w pojedynkę.

Bez udrożnienia nowego kanału sprzedaży nie będzie mowy o żadnym rynku, bo rynek to ludzie, którzy w dodatku porozumiewają się ze sobą mając za podstawę tych porozumień ważne dla wszystkich treści. Targi, o czym wspominałem, przestają pełnić swoją funkcję, poza tym, przybywa autorów i nie ma sensu, byśmy wszyscy stali na maleńkim stoisku usiłując porozmawiać ze wszystkimi osobami, które nas odwiedzają. To już jest niewykonalne, a będzie gorzej. Są oczywiście targi, na których się nudzimy, ale na nie już przestaliśmy jeździć. Nie byłem w Katowicach od dwóch lat chyba, bo nie ma to sensu. Nikt nie pamięta o terminie targów, miasto nie jest zainteresowane promocją, a impreza traktowana jest jak piąte koło u wozu. Poza tym królują tam lokalne gwiazdy, przenoszące sprawy, o których tu mówimy na poziom tak straszliwie niski, że nikomu nie chce się tam zaglądać. No, ale to jest dygresja. Jasne jest, że żadne, tak zwane instytucje kultury nie zaproszą mnie, ani nikogo z autorów, których wydaję, na żadne spotkanie. To jest niemożliwe, albowiem instytucje kultury to sieć dystrybucji propagandy. I ona jest zawsze taka sama – albo kretyńska, albo deprawująca. Nas tutaj nie interesuje to w najmniejszym stopniu. Musimy te sprawy organizować sami, a ja muszę w tym przedsięwzięciu zostać głównym mechanikiem.

Składając w jedno dwa postulaty – kiedy pan do nas przyjedzie oraz nie mogę jeździć za darmo, a także biorąc pod uwagę fakt, że sam jeden nie mogę występować, proponuję co następuje: jeśli się uda to raz na kwartał, a jeśli się nie uda to rzadziej, odbywać się będzie promocja ważnych książek i ważnych autorów. Będzie się ona odbywać za każdym razem w miejscu niezwykłym, wybranym arbitralnie przeze mnie czyli głównego mechanika. Rozumiem, że zaufanie do mnie w takich kwestiach nie podlega dyskusji, a każdy też zrozumie, że nie zawsze wybrane miejsce będzie dla niego łatwo dostępne. Postanowiłem, że za każdym razem będzie to obiekt leżący w pobliżu jakiegoś ośrodka miejskiego, na tyle jednak nieznany, by nie zanudzić przybywających tam gości. Jeśli jednak nie uda się znaleźć takiego obiektu w jakimś regionie, a chodzi także o to, by książki trafiły pod strzechy, to znaczy, żeby ludzie mieszkający daleko od Warszawy mieli możliwość spotkania ważnych i poważnych autorów, wyznaczymy dogodne miejsce przy szlakach komunikacyjnych. Niestety uczestnictwo w takich wydarzeniach będzie ograniczone warunkami lokalnymi i będzie płatne. Warunki lokalne to wielkość sali konferencyjnej w obiekcie, a cena zależeć będzie od ilości prelegentów i cen proponowanych przez właścicieli obiektu. Obiekty nie zawsze zdołają pomieścić wszystkich chętnych, a więc uczestnicy o zakwaterowanie i wyżywienie będą musieli troszczyć się we własnym zakresie. Choć pewnie na miejscu będzie jakiś bufet. Oznacza to, że udział w takim wydarzeniu nie będzie tani. To jest oczywiście ograniczenie i ja się długo zastanawiałem na tym, czy rozpocząć to przedsięwzięcie. Jeśli jednak tego nie zrobię czeka nas atrofia, bez względu na to, jak różowo wyglądają sprawy dzisiaj. Ostatecznie przekonałem się do słuszności tego pomysłu, kiedy stanąłem w piątek na stacji benzynowej przy autostradzie. Z toalety wyszedł nagle Michał Wiśniewski. Ten sam, z dawnego zespołu „Ich troje”. Pan Michał reprezentuje typ mężczyzny, który w dawnych czasach określało się mianem „sucha dupa”. Każdy wie o co chodzi. Ja zaś widząc go przypomniałem sobie, że nasza pani ekspedientka ze sklepu na wsi jest jego fanką i wraz z innymi dziewczynami w swoim wieku – 40+ jeździ za nim wszędzie wydając niemałe pieniądze na udział w koncertach i spotkaniach. Jakakolwiek zaś krytyka Michała wywołuje u niej może nie wściekłość, ale na pewno poważną irytację. Nasze eventy na pewno będą tańsze, to mogę Wam obiecać. Nie będziemy też śpiewać, to także gwarantuję i nikt raczej nie ufarbuje sobie włosów, choć nie za wszystkich mogę ręczyć.

Wydarzenia te będą miały charakter niespodzianki, ogłaszał je będę z dużym wyprzedzeniem, żeby każdy miał czas na zastanowienie się i podjęcie decyzji, czy chce w takim evencie uczestniczyć czy nie. Nie będę jednak od razu zdradzał wszystkich szczegółów. Cenę pierwszego spotkania zdradzę już w tym tygodniu, miejsce zaś dopiero później, kiedy ustalę z prelegentami tematy wykładów i potwierdzę ich udział. Mogę jedynie zdradzić region od którego zaczniemy – to Wielkopolska. Tak będzie najlepiej, ponieważ dawno nie byłem w Wielkopolsce, a mamy tam wielu oddanych czytelników. Poznaniaków uprzedzam, że jeśli się zdecydują będą mieli kawałek do przejechania. Nie idziemy na łatwiznę. Poza tym zaczynamy w bardzo niesprzyjającej porze – późną jesienią. Wybrałem więc obiekt, który swoją urodą zdeklasuje pogodę, nawet bardzo niesprzyjającą. Niech nikt nie zgaduje co to może być i nie układa żadnych rankingów, bo jestem jeszcze przed rozmową z menedżerem zawiadującym spotkaniami biznesowymi. Mam jedynie wstępną deklarację.

Myślę też o tym, żeby w tym samym systemie organizować wieczory autorskie – oddalony, ale luksusowy obiekt, wstęp płatny, a co za tym idzie możliwość spokojnej rozmowy z autorem i możliwość zadawania pytań. Ilość szaleńców zmniejszona do minimum, event trwać może nawet trzy godziny jeśli czytelnicy sobie tego zażyczą. Ponieważ staram się tu o posadę głównego mechanika, który udrażnia kanał, a przez ten z kolei ma popłynąć wartko strumień sprzedaży, nie mogę sam do tego strumienia wskoczyć. Na początek więc wrzucimy do niego Szymona. Co Wy na to? Czy taki sposób organizacji promocji Wam odpowiada? Wycieczka wieczorem do pałacu lub dworu, niewielki koszt, spotkanie z autorem, sprzedaż książek, autografy, może jakieś wino i powrót do domu. Głosujcie. Wszystkim, którzy już się denerwują, że będę za bardzo eksponował swoją osobę oświadczam, że spotkanie ze mną odbywać się będzie maksymalnie dwa razy do roku, nie częściej. A realnie pewnie tylko raz w roku, przy okazji jakiejś nowej książki.

Tyle jeśli idzie o kwestie praktyczne. Teraz teoria. Jak widzicie dyskusje wirtualne prowadzone na portalu Szkoła Nawigatorów, zaczynają przypominać przepychanki. Ja nie będę oceniał intencji i motywów jakie kierują ludźmi, którzy tak jak bloger genezy, czytając moje uwagi na temat publikacji o tak zwanych zespołach, natychmiast wrzucają tekst o nich właśnie, żeby były, prawda, jakieś jajca. Jak wielokrotnie wpisałem nie mam i nie mogę mieć wpływu na to co ludzie chcą robić na przeznaczonym dla nich portalu, bo musi tu panować swoboda. To jak ludzie z niej korzystają jest ich prywatną sprawą. Mogę za to i do tego zmierzam – przenieść poważną dyskusję ze świata wirtualnego do świata realnego. I temu też będą służyć omawiane tu wydarzenia. To jest ich najważniejszy aspekt. Nie myślałem nad nazwą tego przedsięwzięcia, ale ona pojawiła się sama. Jeden z kolegów użył na naszą działalność określenia uniwersytet leszczynowy, pomyślałem, że warto dopisać do tego słowo – latający. Latający Uniwersytet Leszczynowy, w skrócie LUL. Niebawem zainaugurujemy działalność.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  30 komentarzy do “Wnioski czyli aplikacja o posadę głównego mechanika”

  1. Jako kolejny region wykładów w ramach LUL proponuję Małopolskę – Niepołomice wydają się być do tego stworzone zamek, kościół i las gdzie można na wycieczkę się wybrać.

  2. Odpada, bo to za blisko Krakowa, a Kraków i tak nie przyjedzie, choćbyśmy zorganizowali ten event w Kościele Mariackim. Niepołomice – nie. Poza tym to ja będę wybierał, więc nie ma o czym gadać

  3. Problem w tym, Coryllusie, że jesteś zupełnie anonimowy, praktycznie szerzej nieznany, mimo tylu lat wytężonej pracy. W tym momencie nie ma znaczenia, ile będziesz mieć pozycji w internetowej księgarni, czy ile byś rocznie książek nie napisał.

    Braun, Michalkiewicz, nie mówiąc o Cejrowskim to nazwiska, które się od lat przewijają w prasie, TV, radiu i internecie. Nie da się sprzedać najlepszego nawet produktu, jeśli mało kto o nim wie.

  4. Dziękuję ci za ten komentarz, naprawdę, nikt chyba nie powiedział mi nigdy większego komplementu, a już to rozpoznawanie przez media ludzi takich jak Michalkiewicz, Braun i Cejrowski to po prostu miód na serce. Jeszcze raz dzięki

  5. Mój pies znakomicie rozpoznaje inne psy, całkowicie ignoruąc ptaki, koty,…….

  6. Kiedy w końcu wydacie książki autorskie Maciejewskiego jako ebooki ?? Dlaczego e-czytelnicy są dyskryminowani w tym zakładzie?

  7. Nigdy. Nie ma kogoś takiego jak e-czytelnicy

  8. Stalgamit rękojmią sukcesu frekwencyjnego na pierwszym sympozjum.

  9. To jest Panie bardzo dobry pomysł.

  10. >Wybrałem więc obiekt, który swoją urodą zdeklasuje pogodę, nawet bardzo niesprzyjającą. Niech nikt nie zgaduje co to może być…

    Pałac, w którego stajniach warto przenocować

  11. A to sie Drzazdze  udalo…

    … Coryllus i  „anonimowosc”…  no, to sa jaje  jak  Himalaje  !!!   Dlugo  Drzazga o tym myslala  zanim to napisala  ?!?!?!

  12. Powtorze za Kluczu, Panie Gabrielu…

    … ze pomysl  LUL  jest wprost  doskonaly  !!!   Pomimo wielkiej sympatii i uznania dla Pana Szymona… to raczej na seminarium do pieknej Wielkopolski nie bede sie mogla wybrac… ale mam nadzieje, ze seminarium bedzie filmowane i obejrze je sobie na PGR.  Natomiast moj udzial w seminarium, na moim ukochanym  Mazowszu – jest jak najbardziej mozliwy… da Bog, ze pojawie sie nawet ze skromna ekipa.

    Trzymam kciuki… i niech Pan Bog dopomoze,

    Oczywiscie, ze jestem zachwycona pomyslem

  13. Obiekt piekny, ale za blisko Poznania (jesli uwaznie czytam tekst Coryllusa). Obstawiam okolice Konin-Kalisz. Jakos tak z kilku powodow, ale byla prosba o nie zgadywanie, wiec juz cicho siedze.

  14. kropla-> georgius

    A ja stawiam na Strykowo

    Tam ślicznie a poza tym, przyjęłam pewien klucz, a czy jest on zbieżny z Gospodarzem ?

    Tego oczywiście nie wiem

    Poza tym jakoś wszystkich wymiotło

    Podpisują zeszyty na rozpoczynający się rok szkolny ?

    kropla

  15. @ coryllus

    To jest, Gabrielu, spore wyzwanie dla artystów i emerytów :))) Ale projekt interesujący bardzo. Bardzo.

    Jakieś ramy finansowe muszą być jednak określone, by ci artyści i emeryci mogli ogarnąć kwestię – czy podołają.

  16. i jeszcze….

    Baborówko ewentualnie

    Dobrze myślę ?

    kropla

  17. Czekam na Śląsk dolny,tu mamy na całe szczęście największy potencjał miejsc…ale Corylluss-raz, dwa razy do roku-brzmi słabo…

  18. znalazłam

    ;-))))))))))))))))))

    Gębice

    Super

    Klucza nie odkryje

    Pozdrawiam podpisujących zeszyty

    kropla

  19. Nie bez powodu wstawiłem ten pałac. Lat temu ok. 30 odbyła się tam impreza o podobnym charakterze jak ta, którą zamierza zorganizować Coryllus, a ja byłem jednym z prelegentów. Nie wiem jak wyglądały sprawy organizacyjne, bo robił to geniusz menadżerski, którego tylko przez brak znajomości nie poproszono o zarządzanie imprezami w Sali Kongresowej. W każdym razie częścią wydarzenia pałacowego był szaszłyk barani w specjalnym miejscu parkowym, do którego dowieziono uczestników powozami. Szaszłyki były pyszne i w nadmiarze, a po tym daniu oznajmiono, że to była tylko przystawka i wniesiono dania królewskie, których nie ruszyłem, bo nie mogłem już się ruszać. Może warto nadmienić, ze to nie była impreza finansowana przez państwo lub samorząd.

  20. I to sa najlepsze imprezy…

    … te panstwowe albo samorzadowe to tylko przewalanie pieniedzy i utrzymywanie calych rzesz  biurasow i darmozjadow… wiec, omijajmy to dziadostwo panstwowe  szerokim lukiem  !!!

  21. Panie, jak Małopolska, to tylko góry! 😉

  22. Coryllus nie jest anonimowy,jest zamilcznany bo jego treści sa niewygodne a nawet grożne dla systemu.Taki Michalkiewicz z Cejrowskim mogą lać wodę przez lata i są w obiegu.Widocznie nie są grożni.

  23. A czy G. Braun jest groźny dla systemu?

  24. Jeżeli jest w mediach to nie.Grożny to za mocne stwierdzenie,raczej niewygodny.

  25. Gospodarzu.
    Moim zdaniem dobry pomysł do którego dodam swoje 2 spostrzeżenia.
    Przede wszystkim to Pan powinien mówić bo mam Pan do tego dar i wie co mówi.
    Po drugie wszędzie gdzie dostarcza się wiedzę najlepszej jakości każe się za to płacić niemało. Szkolenie weekendowe kosztuje kilka tysięcy. Wiem, że są to branże gdzie na wykorzystanej wiedzy się potem zarabia. Nie wiem czy na tej da się zarobić. Myślę że tak bo biznesowi choćby taka wiedza się przyda.
    Uważam, że takie spotkania powinny być drogie a kto będzie je cenił znajdzie kasę.
    Czy każdy może na takie spotkanie przyjechać, myślę tu o sobie.

  26. Ja bardzo cenię wiedzę przekazywaną przez Coryllusa, ale czy tak prosto wykorzystać ją w praktyce zawodowej? Póki co, unikam zaciągania kredytów i uodparniam się na presję 😉

    Też uważam, że Pan Gabriel powinien mówić i być wypoczęty – wtedy będzie najlepsza jakość, naturalny dar, dokładnie tak. Chciałem napisać to samo, ale nie znam aż tak dobrze innych autorów, a oni na pewno posiadają równie ciekawe dary 🙂

  27. Lepszy ten Stalagnit od całej czeredy pismaczącej dla emeryckiego towarzystwa.Co to za target ,któremu nic się nie chce.Książka i msza święta nie są tylko dla postraszonych śmiercią i wojną.Skoro komuś chce się w życiu coś robić piwinien czuć się zaproszony na taką imprezę .

    Michlkiewicz ,Braun ,Cejrowski i jeszcze do tego następni promowani przez Brauna ,Gryguć ,Patlewicz a w kolejce nowi eksper i od geopolityki to nudy na pudy .Wałkują w pustosłwiu te swoje tematy ,przynudzają ,straszą wojnami,że niby wiedzą co i jak .Potem się pkazuje ,że nie ta wojna i nie tam gdzie zapiwiadali .A jak już przeminie to stają sie jej ekspertami i komentują post faktum no bo ekspert wie .

    Wjelosłowie ,puste figury retoryczne ,częstepowtórzenia i tak mija godzina nudnej pogadanki .

    Gwiazdorstwo i flaki z olejem .

    Pogadanki naPGR to nieporównywalna frajada .To już inna bajka .

    Widzę światłość.

  28. Po co miałbym jechać na płatne spotkanie? Wszystko, czego mi potrzeba – mam na stronach Coryllusa, a czytam, że nową otworzy. A ta lampka wina – brzmi strasznie. Może nie mam racji i sam będę próbował się przecisnąć przez tłum na spotkanie, ale czy można z własną flaszką?

  29. Tak…

    … niewygodny – to dosc adekwatne slowo… ale absolutnie niegrozny.

  30. Tez nie jestem amatorka wina…

    … mysle, ze zawsze bedzie mozna przemycic mala piersioweczke… oczywiscie, na wlasna odpowiedzialnosc  !!!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.