mar 212018
 

W zasadzie nie powinienem nic pisać, ani tym bardziej oglądać. Od poniedziałku mam cały czas zawroty głowy, które jakoś nie chcą ustąpić. Źle się w takich warunkach pracuje, ale jakoś nie mogę przestać. Wczoraj na dodatek oglądałem bardzo długi film, w dodatku stary, prawie tak stary jak ja. Film pochodzi z roku 1975, miałem sześć lat kiedy wszedł na ekrany, w Polsce nie był wyświetlany chyba nigdy, a jeśli już to przez bardzo krótki czas. Nikt bowiem w Polsce, poza licznym bardzo gronem sympatyków tego filmu i reżysera, nie jest w stanie zrozumieć po co ludziom takie obrazy. Nie wyobrażam sobie, że ktoś, kto odpowiada za dystrybucję mówi – chłopaki, a może zamiast tego całego Pitt Bulla puścimy to, przecież to w końcu Stanley Kubrick. Na to odezwał by się ktoś z sali – Stanley Kubrick, ten faszysta? – W jego filmach nie ma ani jednego kolorowego. I to jest prawda. W filmie, który obejrzałem wczoraj nie było ani jednego czarnego. Co dziś jest raczej normą i to nawet w obrazach kostiumowych, gdzie ani mowy być nie może o tym, by jakiś czarny pojawił się w tle. A jednak zawsze jakiś się pojawia, żeby była równowaga. Sympatyków filmu, o którym mówię jest wielu, ale oni się w zasadzie z tym kryją. Jest ich tak wielu, że jedno z tak zwanych prawicowych wydawnictw zdecydowało się na wznowienie książki, na podstawie której został nakręcony. Próbowałem ją zamówić, ale nikt się do mnie nie odezwał. Być może sprzedaż jest tak dobra, że współpraca z pośrednikami ich nie interesuje. Żartuję oczywiście, bo to jest to samo wydawnictwo, które wypuściło teksty Gadowskiego z tymi idiotycznymi obrazkami na pierwszej stronie okładki. I one właśnie, tam na stronach wydawnictwa, przedstawiane są jako absolutne hity. To jest jeszcze jeden dowód na to, że Sławomir Zapała powinien zaprosić pana Witka do wspólnych występów. Ludziom nakręcanym przez dystrybutorów treści na pewno by się to spodobało. No dobrze, ale skończmy już z tym. O jaki film chodzi? Barry Lyndon proszę Państwa, chodzi o obraz Stanleya Kubricka zatytułowany Barry Lyndon, nakręcony w czasach kiedy kino było traktowane serio. To znaczy, kiedy reżyserzy wierzyli w to, że obraz jest tworzywem. Obraz, a nie spuchnięta od wódy morda aktora. To ważne rozróżnienie, o którym dziś nikt nawet nie wspomina, albowiem omawiane tu tylekroć mordy zastąpiły wszystkie preteksty służące do pokazywania ludziom propagandy zwanej filmem.

Zanim przejdę do omówienia najważniejszych aspektów tego filmu, słów kilka o kokieterii i ludziach, którzy przywiązują się do zdawkowych komplementów. Rok wcześniej na ekrany kin w Polsce wszedł film Ziemia obiecana. Większość ludzi lubi ten film i nie ma sensu go krytykować. Różni idioci piszą i mówią, że jest to obraz antysemicki. To są jawne głupoty, propagowane przez Żydów z Ameryki, którzy chcą być uważani za wrażliwych poetów, a nie za zimnych i wyrachowanych handlarzy. Nie to jest jednak dziś ważne. Ziemia obiecana nie dostała Oskara, bo dostał go całkiem inny film, który też bardzo lubię i który ma rzeszę swoich, także ukrytych wielbicieli. Wajda został jednak mocno skomplementowany za scenografię, w polskich zaś gazetach i mediach pisano i opowiadano o tym, jako to na zachodzie ludzie myśleli, że ta scenografia powstała w studio. Słyszeliście na pewno wielokrotnie te głupstwa, które miały wszystkim poprawić humor po przegranej. Tam z całą pewnością każdy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak to jest ze scenografią w Ziemi obiecanej. Musiał sobie zdawać sprawę, bo wszyscy ci jurorzy obejrzeli film Barry Lyndon, gdzie cała scenografia jest autentyczna i nikt się jakoś temu nie dziwi, nie sugeruje, że powstała w studio.

Chciałbym uniknąć zwyczajowych, tak dobrze znanych, zachwytów nad kompozycją kadrów i światłem w tym filmie. Mówią o takich sprawach zwykle ludzie mający pretensje do zawodowstwa, którzy chcą się popisać przed publicznością. Ja nie mam podobnych aspiracji, opowiem więc o czymś innym.

Warsztat aktorów grających epizody jest w tym filmie po prostu miażdżący. Tam właściwie poza przyrodą nie ma tła. Wszystko jest na pierwszym planie. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, film nakręcono na podstawie tekstu XIX wiecznego, pełnego uproszczeń i emocjonalnej kokieterii, musi to zrobić wrażenie. Na mnie zrobiło. Historia jest prosta – parweniusz chce za wszelką cenę zrobić karierę i dostać się do wyższych sfer. I rzeczywiście udaje mu się to, głównie dzięki bezczelności, ale także fizycznej zręczności i czemuś, co na nazywam tutaj wewnętrzną dynamiką. Te same cechy jednak gubią go kiedy jest już na szczycie. Nie rozumie sytuacji, nie wie, że tak naprawdę nie ma szczytu, angielska arystokracja to tacy sami złodzieje, jak ci, których na początku swojej drogi spotkał na gościńcu, a on nie powinien się zatrzymywać. Musi grać do końca. W życiu bowiem mało jest miejsca na szampańską zabawę. Wiara w to złudzenie wyrzuciła Barrego z siodła i zakończył on swój żywot w nędzy. Zanim jednak do tego doszło przeżył różne ciekawe przygody z wielkim wdziękiem pokazane przez Stanleya Kubricka.

Słowo o obyczajowości w tym filmie. To jest coś fantastycznego. Nie ma kolorowych, bo niby z jakiej racji mieliby tam się znaleźć, brytyjska armia jednak, pełna jest sympatycznych pederastów wiodących ze sobą czułe dyskusje w czasie kąpieli w jeziorze. Gruby kapitan okazujący Barry’emy zbyt wiele serca i czułości, jak na ich powierzchowną znajomość, jest – jak to mówią niektórzy – brawurowy. To znaczy aktor grający tego oficera odstawił w ten sposób swój epizod. Dziś to są rzeczy niemożliwe do pokazania, bo wszyscy występujący w filmach geje są albo operetkowi, albo głupio agresywni. Tam, w filmie sprzed ponad 40 lat wypadają naturalnie i budzą sympatię.

Teraz rzecz najważniejsza, która nie może nam umknąć, oto czasy króla Jerzego, czasy brutalnych wojen, werbowników szalejących po gościńcach, przymusowych zesłań na odległe wyspy i kontynenty, przedstawione są przez autora książki i reżysera, jako dawne, dobre dzieje, kiedy zdarzały się cuda, a energiczni młodzieńcy, jeśli tylko chcieli mogli przeżyć prawdziwą przygodę. Oczywiście, było trochę niebezpiecznie, ale dodawało to jedynie kolorytu życiu. Oglądając ten film, który jest moim zdaniem skończoną doskonałością, jeśli idzie o obraz i grę aktorów, zastanawiałem się oczywiście, dlaczego w Polsce nie pisano takich książek i nie kręcono takich filmów. Odpowiedzi może być kilka. Moja jest następująca. Klasa, która mogłaby być zainteresowana odbiorem takich dzieł stała się nawozem historii. Jej pamiętniki zaś, a epika wyrasta wyłącznie ze wspomnień, nie łudźcie się, że jest inaczej, zostały przeniesione do panoptikum i wyszydzone przez ludzi, którzy równo od stu lat urządzają nam życie. Ludzi, którzy nie są w stanie napisać powieści, w której duża i wpływowa grupa ludzi może obejrzeć siebie samych, ze swoimi wadami, ale też z wrażliwością. Kiedy już zdefasonowano scenę, w czym najważniejszą rolę odgrywali autorzy tacy jak Żeromski i Reymont, przyszła pora na dewastowanie widowni. Z tym mamy do czynienia dzisiaj. Kiedy zniszczono wspomnienia, na podstawie których zdolni autorzy mogli pisać powieści wielkie i piękne, przeznaczone dla ludzi rozumiejących szerokie, ale także szczegółowe konteksty życia codziennego, przyszła pora na lasowanie mózgów widowni. I to się odbywa na naszych oczach. Nikt dziś, nie odnajdzie siebie, ani w książkach, ani w filmach. Nie może tego zrobić, albowiem jest szczerze i do głębi przekonany, że jego życie to nędza. I nie ma ludzkiej siły, która by go z tego przekonania wyzwoliła, albowiem obrabianie mózgów trwa już wiele dziesiątków lat. Służy ono jedynie temu, można tu na miejscu sprzedawać shomogenizowane produkty kultury służące doraźnym celom propagandowym organizacji globalnych. To jest katastrofa, bo ludzie muszą widzieć siebie, takimi jakimi widzi ich autor. Takich autorów zaś powinno być przynajmniej dziesięciu w każdym pokoleniu. To jest potrzebne jak codzienne mycie zębów, to jest higiena mózgu niezbędna dla dużych grup ludności mówiących tym samym językiem. O tym jednak nie ma mowy. Ludzie widzą siebie, jakby ich ktoś powycinał z Kuriera. Jakby ci, co o nich piszą i ich pokazują, przylecieli tu z Marsa. I teraz kolejna ważna rzecz, owo socjalistyczne zarządzanie, z którym borykamy się od stu lat, spowodowało też inną reakcje. W połowie XIX można było napisać w Anglii powieść, na której kartach otoczenie króla przedstawione jest jako banda łapowników i oszustów, niewiele różniących się od szulerów karcianych. Spróbujcie napisać powieść o tym, że urzędnicy z magistratu, żyjący w latach 30-tych to nie sympatyczni, patriotycznie nastawieni, przyszli bohaterowie wojny, ale kanciarze ograbiający miejscowych ziemian przy parcelacji ich majątku. Albo niech dzisiejsi urzędnicy tacy będą. A jeśli nie tacy, to niech nie będą sympatycznymi gamoniami, ale tym kim są w rzeczywistości – chodzącą, żywą udręką dla ludzi. Tego nie da się zrobić. Nie dlatego, że brakuje autorów, ale dlatego, że mózgi publiczności są już tak zdewastowane, że ona nie widzi potrzeby zastanawiania się nad takimi sprawami.

No dobrze, ale oddaliśmy się trochę od filmu. Barry Lyndon. Tam jest jeszcze muzyka. Nie będę się tu popisywał znajomością dzieł dawnych kompozytorów, bo nie mam przecież o tym pojęcia, ale tam muzyka zupełnie rozwala serce. Sami zresztą się przekonacie. Nie można po tym zasnąć.

Teraz kilka ostrzeżeń. Jeśli ktoś rozpocznie pod tym tekstem gawędę o zawrotach głowy, albo o filmie Ziemia obiecana, który oglądał i ma przymus mówienia o nim, wyleci bez jednego słowa.

A oto najnowsze nagranie „u Michała” w księgarni Foto-Mag, tym razem:

O wydawniczych nowościach i kolejnych tomach baśni „Socjalizm i Śmierć”:

https://www.youtube.com/watch?v=D_pzN2U-hsA

 

poprzednie nagrania:

O kwartalniku Szkoła Nawigatorów o protestantyzmie:
https://www.youtube.com/watch?v=mPtOH0VMOq0

O filmie Grzegorza Brauna „Luter i rewolucja protestancka”:

https://www.youtube.com/watch?v=69RcKACAUZI

O książce Hanny Koschenbahr-Łyskowskiej „Zielone rękawiczki”:

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

O Bibliotece Historii Gospodarczej Polski:

https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Teraz uwaga – za chwilę zabraknie książek Śmiertelne niebezpieczeństwa rewolucji rosyjskiej i Handel wołami w Polsce. Jeśli ktoś zamówił te książki dawniej i jeszcze zwleka z wpłatą, niech potem nie zgłasza się z pretensjami, że nie ma dla niego książek.

I jeszcze jedno – 5 kwietnia mam wykład we Wrocławiu, przy Ołbińskiej 1, u karmelitów. 6 kwietnia w tym samym miejscu odbędzie się wieczór autorski. Na wykład osoby z miasta wchodzą za okazaniem biletu, który kupuje się u ojca Antoniego Rachmajdy

  125 komentarzy do “Zwierciadło duszy i świata”

  1. Tak, ten film to majstersztyk. O ile dobrze pamiętam to Kubrick nie używał tam sztucznego oświetlenia stąd kadry są wystudiowane niczym malarstwo Turnera. I muzyka rzeczywiście rewelacyjna. Niestety soundtrack na płycie CD trudny do kupienia i osiąga jakieś paskarskie ceny

  2. Nie mamy szansy zobaczyć siebie w książkach i filmach. A co by Pan powiedział o muzyce?

  3. To ja powiem tak: w d… mam dyskusje o filmach Kubricka, jesli w gre wchodzi zdrowie Gospodarza tutejszego przedsiewziecia.

  4. Jesli chodzi o muzyke to chyba Schubert tam wygrywa

  5. dokładnie tak. na szczęscie jest you tube.

  6. Gospodarzu, narzuciłeś sobie pierońskie tempo. Oglądałem ostatnie wystąpienie w księgarni koło stacji metra Stokłosy i powiem, że trochę zastanowiła mnie ta relacja. Zabrakło mi charakterystycznego dla Ciebie wigoru. Dzisiejszy wstęp chyba to w jakiś sposób tłumaczy.

  7. Pisalem z pamieci i widac nie zapomnialem,przejzalem teraz you tube i chyba Haendal tez tam rozbrzmiewal

  8. To prawda. Co nie zmienia faktu, że notka dzisiejsza jest wyjątkowa. Tak jak kilka ostatnich moim zdaniem. „Nikt dziś, nie odnajdzie siebie, ani w książkach, ani w filmach. Nie może tego zrobić, albowiem jest szczerze i do głębi przekonany, że jego życie to nędza.”

  9. Muzyka u Kubricka w 2001: Odysei kosmicznej powala do dzisiaj. A przecież to muzyka już dawno napisana i tylko została wykorzystana w tym filmie. Zawsze podziwiałem u tego reżysera perfekcję, którą wypracowywało się na planie, a w tym filmie także w studio animacyjnym. Pierwsza piękna malarsko sekwencja zakończona wyrzuconą w górę kością kończy to, co moglibyśmy ewentualnie obejrzeć u innych reżyserów. Reszta to czysty i niepowtarzalny Kubrick.
    Pamiętam też początek Lśnienia, gdzie kamera w sposób doskonały prowadzi z lotu ptaka samochód bohatera. To zupełny majstersztyk, bo o dronach wtedy jeszcze nie słyszano.
    Dzisiaj blue i green boxy oraz komputery strywializowały to co oglądamy i jeśli coś zostanie już włtoczone w jakieś oprogramowanie to będzie to powielane aż do znudzenia, że napiszę oględnie.

  10. Poza tematem,ciekawostka:

    Jakob Fugger dokładnie zdefiniował, kto może być beneficjentem jego społecznego kompleksu mieszkaniowego. Mieszkańcy Fuggerei musieli mieć obywatelstwo augsburskie, być katolikiem i być godnym szacunku. Rezydencje były przeznaczone tylko dla potrzebujących osób, które starały się zarobić, takich jak rzemieślnicy zagrożeni ubóstwem i pracujący w dzień z rodzinami lub bez. Zapewniono prywatną rezydencję, aby potrzebujący obywatele nie byli zmuszani do żebrania lub życia w widocznym ubóstwie. Nędzarze lub żebracy byli obsługiwani przez inne ciała, takie jak rząd i Kościół.

     

    Czynsz: Rheinish florin

    i codzienna modlitwa

    Roczny czynsz wynosił Rheinish Florin, co stanowiło wówczas około tygodniowego wynagrodzenia dla rzemieślnika. Zostało to w ten sposób na przestrzeni wieków. Dziś mieszkańcy Fuggerei płacą jako czynsz podstawowy wartość przeliczenia florenów – obecnie ok. 88 centów euro. Ponadto, mieszkańcy są zobowiązani do wypowiedzenia jednego Ojcze Nasz, jednego Ave Maria i Wyznania Apostolskiego każdego dnia dla dawców i ich rodziny. Jest to nadal aktualne w praktyce. Życzenia darczyńców były uważnie obserwowane przez stulecia i stosowane do współczesnych warunków. Dziś osoby potrzebujące pochodzą z innych środowisk niż te sprzed 500 lat. Jednak podstawowa filozofia »ssistance, aby inni mogli sobie pomóc« wciąż jest na pierwszym planie: niedrogi czynsz ma umożliwić obecnym mieszkańcom Fuggerei szansę na uzdrowienie gospodarki. Pomysł polega na zapewnieniu wsparcia osobom, które aktywnie poszukują rozwiązań (po raz kolejny) stanąć na własnych nogach. Współczesny Fuggerei przyczynia się w ten sposób do uwolnienia miasta z jego zobowiązań socjalnych.

     

    Rzeźbione w kamieniu – misja Fundacji

    W Fuggerei do dziś znajdują się trzy tablice darczyńców, które informują odwiedzających o misji Fundacji. Nazwanymi dobrodziejami są bracia Jakob, Ulrich i Georg Fugger, którzy »z pobożności i hojności udzielają mieszkańcom 106 domów, zaopatrując wszystkie zaopatrzenie w swoich pilnych, lecz ubogich współobywateli«.

  11. To samo zauważyłem. Trochę mnie to martwi. Ale nie chciałem już nic pisać. Właśnie dlatego na co sam gospodarz zwrócił tam uwagę (że walczy o życie). Więc dziś zdrowia tylko życzę.

    A wracając do tematu sformatowania odbiorców literatury, filmu i muzyki. To jest rzeczywiście tak (na własnym przykładzie dziś to widzę) że karmi się ludzi od małego zmyślonymi historiami. Człowiek jest wręcz otoczony, bombardowany i oswajany z czymś co można nazwać brakiem wrażliwości na świat rzeczywisty a z drugiej strony tresowany w kierunku głodu czegoś czego nigdy nie zazna… Zamiast poznawać ludzi i świat takim jak go Pan Bóg stworzył, pragnie fikcji wytworzonej przez „Ducha czasu”… Aż wychodzi ze szkoły i zderza się z rzeczywistością że ten świat w który uwierzył ma go kompletnie gdzieś. Dociera do niego że wcale nie czekają na niego sława, pieniądze i co tam jeszcze, ale że ma stanowić nawóz/tło dla innych… Dobrze jeśli się ostatecznie od tych sztucznie wytworzonych  potrzeb uwalnia, i zaczyna czytać pamiętniki ludzi którzy odnieśli prawdziwy sukces żyjąc według całkiem innych zasad. Staje na ziemi którą dobry Bóg stworzył z miłości do człowieka, i widzi w końcu tego człowieka, a nie jakieś groteskowe zwierzę które tylko kopuluje i konsumuje, a jedyną jego rozterką jest kolejność tych czynności.

    Tu zostawię fragment znanej zapewne książki
    „…Jedyny konstruktywny fragment twego ostatniego listu to ten, w którym wzmiankujesz, że spodziewasz się wciąż jeszcze dobrych rezultatów mogących wyniknąć ze zmęczenia pacjenta. Z tym można by się zgodzić. Lecz to nie wpadnie samo przez się w twoje ręce. Zmęczenie może bowiem doprowadzić także do krańcowej łagodności, spokoju umysłu, a nawet do czegoś w rodzaju wizji.
    Jeśli widywałeś często ludzi, których zmęczenie doprowadzało do gniewu, złośliwości i zniecierpliwienia, to dlatego, że ludzie owi mieli skutecznie działających kusicieli. Jest rzeczą paradoksalną, że umiarkowane zmęczenie jest podatniejszą glebą dla złego humoru niż zupełne wyczerpanie. Zależy to częściowo od przyczyn natury fizycznej, lecz częściowo także od czegoś innego. To nie zmęczenie jako takie jest powodem gniewu, lecz niespodziewane żądania, które stawia się człowiekowi już zmęczonemu. Jeżeli ludzie czegokolwiek się spodziewają, to wkrótce ulegają złudzeniu, że mają do tego prawo, a wtedy świadomość zawodu, przy odrobinie zręczności z naszej strony, łatwo można przemienić w poczucie krzywdy. Dopiero gdy ludzie poddadzą się nieuniknionej konieczności, zrezygnują z wszelkich nadziei na ulgę i odprężenie oraz przestaną wybiegać myślą choćby na pół godziny naprzód, zjawia się niebezpieczeństwo pokornie go i łagodnego znużenia. Dlatego by uzyskać jak najlepsze rezultaty że zmęczenia pacjenta, musisz karmić go złudnymi nadziejami. Karm go pozornie słusznymi i przekonywającymi argumentami na to, że nalot się już nie powtórzy. Dołóż starań, by pocieszał się myślą o tym, jak bardzo będzie się rozkoszował swym łóżkiem następnej nocy. Staraj się sztucznie spowodować jego znużenie, podsuwając mu myśl, że ono wkrótce minie; z chwilą bowiem gdy napięcie nerwowe mija, lub wydaje im się, że mija, ludzie uważają, że doszło ono już do ostatecznych granic i byłoby na dalszą metę nie do zniesienia. W tej sprawie, podobnie jak w wypadku tchórzostwa, należy unikać całkowitego zdania się pacjenta na łaskę Nieprzyjaciela. Niezależnie od tego, co pacjent mówi, niech wewnętrznie będzie nastawiony nie na zniesienie wszystkiego, cokolwiek go spotka, lecz na zniesienie’ tego „przez rozsądny okres czasu” – a ten rozsądny okres niech będzie krótszy niż przypuszczalne trwanie próby. Nie ma potrzeby, by był o wiele krótszy; przy atakach na cierpliwość, czystość i męstwo jest rzeczą bardzo zabawną sprawić, by pacjent zrezygnował z walki właśnie wtedy, gdy (o gdybyż on to wiedział) był tylko o krok od zwycięstwa.
    Nie wiem, czy jest rzeczą prawdopodobną, aby pacjent spotkał swą dziewczynę w warunkach takiego napięcia nerwowego. Jeśli spotka, zrób użytek z tego faktu, że do pewnych granic zmęczenie czyni kobiety bardziej rozmownymi, a mężczyzn mniej. W takich okolicznościach można wywołać; nawet między zakochanymi, wiele skrytych rozdźwięków i uraz. Przypuszczalnie sceny, których obecnie jest świadkiem, nie dostarczą materiału do intelektualnego ataku na jego wiarę; twoje poprzednie niepowodzenia wytrąciły ci tę broń z ręki. Lecz istnieje pewna możliwość, uczuciowe zaatakowania wiary, którą to próbę można jeszcze podjąć. Polega ona na tym, aby pacjent po raz pierwszy zobaczywszy rozbryzgane na ścianie szczątki ludzkie, odczuł, że to jest obraz tego, „czym w rzeczywistości jest świat”, i że cała jego religia była tylko fantazją.
    Chciej zauważyć, że zupełnie zagraliśmy w ich świadomości znaczenie wyrazu „rzeczywisty”. Ktoś z ludzi mówi na przykład o pewnym głębokim duchowym przeżyciu: „Wszystko, co się rzeczywiście zdarzyło, to to, że usłyszeliśmy trochę muzyki w jasno oświetlonym budynku”; tu rzeczywisty” oznacza nagie fakty fizyczne oddzielone” od innych elementów doświadczonych w przeżyciu. Z drugiej strony ten sam człowiek powie: „Łatwo wam dyskutować o tego rodzaju skoku, gdy sobie tutaj siedzicie w fotelach, ale wzbijcie się tam w górę i zobaczcie sami jak to rzeczywiście wygląda”; tu „rzeczywisty” użyte jest w sensie zupełnie przeciwnym, dla oznaczenia nie faktów fizycznych (które jeż znają, gdy siedząc w fotelach dyskutują na ten temat), lecz emocjonalnego oddziaływania tych faktów na świadomość człowieka. Jednego i drugiego zastosowania tego wyrazu można bronić; w naszym jednak interesie leży, aby oba te znaczenia szły zawsze ze sobą w parze, tak aby emocjonalna wartość wyrazu „rzeczywisty” mogła być umieszczona raz po jednej, raz po drugiej stronie przeżywanego doświadczenia, w zależności od tego, co nam będzie bardziej odpowiadało. Ogólne prawidło, któreśmy im dość zręcznie zasugerowali, brzmi: we wszystkich przeżyciach, które mogą ludzi uczynić lepszymi lub szczęśliwszymi, rzeczywiste” są jedynie fakty fizyczne, zaś wszelkie duchowe elementy są „subiektywne”; przeciwnie, we wszystkich przeżyciach, które mogą zniechęcić lub duchowo rozbroić, jedyną rzeczywistością są elementy duchowe, a kto je ignoruje, jest dezerterem, uciekającym przed rzeczywistością.
    I tak, według naszego prawidła, kiedy się człowiek rodzi, liczą się jako „rzeczywiste” krew i ból, zaś sama radość narodzin jest tylko subiektywnym złudzeniem; w śmierci natomiast jedyną „rzeczywistością” jest trwoga i brzydota. Nikczemność znienawidzony osoby jest „rzeczywista” – nienawiść pozbawia złudzeń, pozwala ludzi osądzać trzeźwo i widzieć takimi, jakimi są; natomiast czar ukochanej osoby jest jedynie subiektywnym otumanieniem, kryjący „rzeczywistą” przyczynę tego zjawiska, którą jest żądza seksualna lub nadzieja materialnych korzyści. Wojna i ubóstwo są „rzeczywiście” okropne; pokój i dostatek to są nagie fakty fizyczne, o których zdarza się ludziom myśleć z sentymentalny upodobaniem. Stworzenia zawsze się oskarżają wzajemnie o to, że chcą równocześnie „zjadać ciastka i posiadać je”, lecz dzięki naszym wysiłkom znajdują się częściej w tej niemiłej sytuacji, że płacą za ciastka, a nie jedzą ich. Jeśli należycie pokierujesz twoim pacjentem, to bez trudności uzna on swe wzruszenie na widok ludzkich wnętrzności za objawienie Rzeczywistości, natomiast wzruszenie, którego dozna na widok szczęśliwych dzieci lub pięknej pogody, tylko za zwykłą uczuciowość.
    Twój kochający stryj Krętacz…”
    (Listy starego diabła do młodego, Lewis Clive Staples)

  12. PS.. Dzięki za polecenie filmu. Nigdy nie widziałem a teraz już będę musiał 🙂

    Pokolenie Matrixa

  13. Muzyka okazała się dobrze znana… Ale nie z tego filmu akurat… Przywołuje Rob Roya, Brave Hearta… Często słucham bo lubię… Za to co  właśnie co gospodarz napisał.

  14. Marsze znam z filmu Waterloo (tego https://youtu.be/7vlcuvrM1po) ale bardziej mi się podoba jego francuski odpowiednik o ten https://youtu.be/ZjHw3pkrY-A (też z tego filmu)

  15. Zawroty głowy – warto zbadać poziom magnezu.

  16. Trochę odrzuca, ale jest jeszcze Mechaniczna pomarańcza. Można sobie darować Oczy szeroko zamknięte, ale to i tak wyżyny przy bieżącej produkcji.

  17. Ten film jest takze historyczny z punktu widzenia filmowej technologii. Jest to bowiem pierwszy film, w ktorym nakrecono scene przy swiecach nie uzywajac zadnego dodatkowego swiatla. Wszystko dzieki obiektywowi o szybkosci f/0.7. Zeiss wyprodukowal tylko kilka tych obiektywow na zamowienie NASA (doslownie jest ich tylko kilka na swiecie). Stad owa naturalnosc/malarskosc scen.

  18. Wizyta, czyli kontakt z żywym lekarzem.

  19. Mój Boze, przecież to jest jasne, że ta muzyka jest nieśmiertelna, Bach, Mozart, Bethoven, Chopin … i wielu innych, to geniusze kosmosu, boskiej przestrzeni i ta muzyka nigdy się nie zestarzeje. I jakże marni są ci, którzy mówią, że ona jest nudna. Sami sobie wystawiają świadectwo, że nic w tym nie rozumieją.

  20. … o świetle 0,7 (1 : 0,7), szybkość to kalka z angielskiego.

  21. Jeszcze Ligeti i Straussowie to z 2001: Odyseja kosmiczna.

  22. To jest planar 50/1:0,7, dziesięć takich wyszło, sześć wzięłą NASA do programu Apollo, jeden został u Zeissa, a trzy dostał Kubrick. Jest sporo głosów o tym, że lądowanie na księżycu, a w każdym razie filmową relację, w studio robił dla NASA Kubrick. Historia Planara 0,7 jest na to mocną przesłanką.

  23. „Nikt dziś, nie odnajdzie siebie, ani w książkach, ani w filmach. Nie może tego zrobić, albowiem jest szczerze i do głębi przekonany, że jego życie to nędza.”

    Ciekawa myśl. Porozmawiam o tym z żoną, dziećmi i przyjaciółmi.

    Czy tak jest, jak pisze Autor?

  24. Pierwsze dźwięki Tako rzecze Zaratustra Kubrick wprowadził do popkultury i wielu myśli, że to taki dżingiel.

  25. Żeby nie było… Znam te filmy z fragmentów. Cały obejrzałem tylko Odyseje… Reszta mnie nigdy nie zdołała przyciągnąć. Zwłaszcza te Oczy szeroko… (Grey tamtych czasów). Ale do tego Londyna się przymierzę. Zaufam instynktowi gospodarza, bo skoro ta muzyka (mnie również bliska) go tak „porwała” to pewnie i obraz będzie taki jak napisał… A na tym co do tej pory napisał jeszcze się nie zawiodłem…

    Bieżąca produkcję oglądałem dopóki mnie bawiła, potem trochę dla beki, a po części żeby w rozmowach ze znajomymi móc im opowiedzieć co sam zobaczyłem. Żeby mi wreszcie dali spokój z tym swoim „musisz to obejrzeć… nie wiesz co tracisz” itp… No i mam spokój po kilku takich akcjach. Nie poruszają już przy mnie tematów kina… Od dłuższego czasu nie oglądam nic prócz powtórek ze starych produkcji. Ile razy zabiorę się za jakąś nowość po kilku minutach wiem co mnie czeka i jak się to skończy. Nuda i syf

  26. Na jednym z filmów/rekolekcji ks prof Guz stawia problem dwunasto tonowej muzyki (o ile czego nie pomyliłem). Skąd się wzięła i po co. Mówi o braku harmonii, hałasie.

    Polecam nie tylko ze względu na ten temat.  Rekolekcje wielkopostne 2015 cz VII Miłość nie jest na próbę https://youtu.be/EkP8uyg4DMs

  27. Wyjąłeś mi to z ust kolego…

    Bacha „Air”  (on the G string)

    https://youtu.be/E2j-frfK-yg

    Człowiek czuje po co oddycha… I jakby się unosił

  28. Najpiękniejszy i najsmutniejszy film, jaki widziałam. No i stylowy bardzo. Marisa Berenson i Ryan O’Neil – absolutnie wspaniali. A właściwie wszyscy aktorzy. I nie wiadomo, co jest w tym filmie najlepsze: muzyka, scenografia, oświetlenie czy – wszechogarniające poczucie daremności ludzkich wysiłków.

    Dzisiaj takie dzieło jest niemożliwe do zrobienia. Nikt nie dałby na to pieniędzy a widownia ma średnio lat 20 i  „przemysł filmowy” ma inne zadania wobec niej.

    Chociaż jedna młoda pani próbowała nakręcić biografię Marii Antoniny. Inny poziom ale i tak – nieosiągalny w tutejszym „przemyśle filmowym”.

    Film tzw. polski miał swoje artystyczne apogeum w latach 60-tych a potem już tylko się staczał, aby ugrzęznąć w szambie po roku 1989. Dosłownie w szambie.
    Film jest ważnym narzędziem propagandy i to, co wyprawiają obecnie władze rozdające środki na filmy – woła o pomstę do Nieba. I pomsta – nadejdzie.

  29. O nadejdzie… Na gorszycieli i ich promotorów/sponsorów… Ktoś kiedyś Glińskiemu odda za każdą złotówkę. A Kurskiemu za każde kliknięcie na YouTube. którymi to liczbami obaj bezwstydnie się chwalą… I nie piszę tego z pragnienia zemsty, ale bezsilnego gniewu na to że biorą na to od nas pieniądze i zmuszają do współfinansowania zgorszenia.

  30. Muzyka służy jako narzędzie inżynierii społecznej wielokrotnie skuteczniejsze niż teksty pisane. Jeśli czytanie wymaga dość dużej koncentracji, słuchanie muzyki wymaga od odbiorcy koncentracji znacznie mniejszej niż czytanie. Panowanie nad muzyką danego narodu oznacza panowanie nad nim samym. Arystoteles w Polityce podkreśla, że młodzi powinni uczyć się jednych skal muzycznych, a innych powinni unikać. To odzwierciedla się również dziś: skale i style pobudzające namiętność, podobno młodzieżowe, są promowane, skale i style uspokajające, które pomagają duszom kierować się w stronę nieba, zostały zepchnięte do piwnicy. W tych okolicznościach nic dziwnego, że konieczne było między innymi niemal całkowite skasowanie chorału gregoriańskiego na rzecz banalnego plimkania.

    Zauważ, jaka muzyka wiąże się na przykład z obrzędami buddyjskimi – transowa, mantrowa, która zmniejsza u słuchaczy zdolność myślenia. A z tym wiąże się stosunek do prawdy. To samo ujawnia się w literaturze lub w filmie. Chodzi o to, czy prawda jako pojęcie samo w sobie promowana jest wśród wartości obecnych w, za przeproszeniem, przestrzeni publicznej. Wcale nie, bo stoi ona w sprzeczności z promowaniem pokojowych i inkluzywnych społeczeństw.

  31. Ten poziom antypolskiej agresji, który jest ładowany do filmów opłacanych przez ministrów kultury III RP via PISF – to jest – regularne wypowiedzenie wojny Polakom.  Skutki też widać: młode pokolenie jest niebywale wulgarne. I to nie jakieś męty z marginesu ale „człowieki sukcesu” a zwłaszcza – kobiety. Klną, bluźnią – nawet bez jakiejś specjalnej złości. Chyba uważają, że to jest oznaka przynależności do wyższych sfer.

  32. Bardzo ciekawa i niesłychanie pożyteczna informacja. Mnie wnerwiają elektryczne organki i gitary używane przez różne „Odnowy”, kiedy na górze siedzi organista przy organach. To jest zaśmiecanie totalne. Podprogowe. I oczywiście używani są do tego – pożyteczni głupole.

  33. Zgadza się… Wulgarność i nieskromność w zachowaniu, fizjonomii, ubiorze itd… Naleciałości z tego szlamu medialnego. Wzory czerpane z „bohaterów” dużego i małego ekranu… Im bardziej bezczelne w zachowaniu i mowie tym wyższą we własnym mniemaniu pozycję społeczną zajmują…

    To jest niesamowite jak na głowie postawiono zwykłą Przyzwoitość. Kulturę zachowania się. Jeszcze za moich czasów ludzi którzy się w ten sposób zachowywali uważało się za patologię i margines… Dorośli zaś mieli odwagę zbesztać publicznie takich delikwentów czy delikwentki. A i besztani potrafili przeprosić za zachowanie albo się zaczerwienić i głowę spuścić… Dziś można się spodziewać odwetu w postaci bluzgów albo wyzwisk, a i oberwać można jak grupa większa.

  34. Muzyka ta została ponad pół wieku temu wprowadzona do liturgii zamiast chorału gregoriańskiego po to, by wierni przyjęli homoseksualizm. Dlatego musi ona być prymitywna i sentymentalniacka jak Obłudnik Powszechny. Zaprotestuj, a prawdopodobnie usłyszysz, że chorał gregoriański jest antysemicki, faszystowski i wykluczający.

  35. Ciekawe, że całemu światu muzycznie najwięcej dała Europa. Czyżby szło o to, że każdy z muzyków starał się jak najlepiej i najpełniej chwalić Pana?

  36. Tak… Słyszałem o tym na jakimś wykładzie znalezionym w internecie. A i czytałem na tym blogu jakiś czas temu przy okazji którejś dyskusji. Z całą pewnością tak jest że muzyka może i oddziałuje na człowieka. A więc to oznacza że może oddziaływać dobrze lub źle.

  37. Oni są wszyscy przegrani – na starcie. Natomiast takie zachowanie wiele mówi o atmosferze rodzinnej. Że nie było żadnej tamy i żadnego wpływu wychowawczego tylko „aspirowanie do wzorców telewizyjnych”.  To jest przejściowe, na szczęście.

  38. Kiedyś przekonywano,że taka muzyka „przyciągnie młodych”. NIE przyciągnęła. Raczej – wręcz przeciwnie. Natomiast chorał gregoriański – przyciągnąłby bardzo wielu.

    PS. Nie próbuję protestować bo wystarczy reakcja młodego księdza na uporczywe próby starszych parafianek klękania do przyjęcia Komunii  Św. Agresja.  To jest „nakazane z góry” i taki młody „nic nie może”. Zapłacimy wysoką cenę za te ekstrawagancje.

  39. Oczywiście, że taki stawiali sobie cel.

  40. Gdzie wy zyjecie, Kochani? U nas jest i dobry organista, i z Komunią na klęczkach nie ma problemu, jeśli kto chce. Chorału gregoriańskiego nie ma, bo trzeba by komuś zapłacić, żeby go wykonywał, ale to jedyna przeszkoda.

  41. Piękne,

    wstyd się przyznać, mi najbardziej z marszów podoba się ten:

    https://www.youtube.com/watch?v=xg4AHoBJgvY

  42. Dokładnie tak. A jeszcze świadomość, że wspomniani przez Pana kompozytorzy tworzyli bez współczesnych cudów techniki, to już w ogóle czyni ich przedstawicielami „innych światów”.

  43. Zdaje się, że jakąś komedię w 2015 o tym nakręcili, że niby Kubricka biorą na nakręcenie lądowania na Księżycu. Chyba Moonwalkers to tytuł tego filmu.

  44. Film polegał na charakterystycznych ubiorach i portretach Joshuy Reynoldsa, pejzażach Johna Constabla, a co do udźwiękowienia to nawet po zakończeniu tego etapu Stanley Kubrick z niechęcią opuszczał studio inżyniera dźwięku Billa Rowe i wracał często bez powodu, po prostu by upewnić się, że to prawda.

    Dla realiów epoki warto też odnotować, że biedny Irlandczyk Redmond Barry zaczął karierę od zaciągnięcia się do wojska za jednego szylinga dziennie (15 funtów rocznie), co stanowiło połowę przeciętnego brytyjskiego dochodu w latach 1750-1760.

    Artyści w tle filmu

  45. Co samo w sobie oznacza, że norma nie funkcjonuje jako norma.

  46. Najlepsze jest to że do komunii świętej można klękać, można stać, byleby skinieniem lub przyklęknięciem oddać cześć. Mało kto to robi jednak.

  47. Problem z tymi naszymi filmami jest nie tylko techniczny, w rodzaju, że nie mamy Zeissa Planara 0,7, ani Stanleya Kubricka. My nie wiemy, jakie historie chcemy opowiadać. Ani po co.

    Ja mam taką historię i tu właśnie chciałem ją rzucić: o Legionistach, którzy po zwycięstwie niewolników na San Domingo zostali tam przez Francuzów porzuceni, wsiedli więc na jakąś łódkę i dopłynęli na Jamajkę, ale tam Anglicy kazali im spie… z powrotem.

    Coryllus by napisał scenariusz, Tomek Gwinciński zająłby się reżyserią i może muzyką, całość na Haiti, gdzie jest tanio i jest fajne światło i kolory za free, warto by pozyskać jakąś koprodukcję haitańską, budżet nie musi być straszny… dobra, żartowałem.

  48.  
    Jest teoria, że naturalną częstotliwość dźwięków z 432 Hz zamieniają w irytującą i prowadzącą do złego częstotliwość 440 Hz 🙂 Ale to chyba jednak dość kontrowersyjne. Mam kolegę dźwiękowca i kiedyś robiliśmy testy. Wyszło, że dla mojego ucha jedne melodie łagodniej i ładniej brzmią w 440Hz, a inne w 432Hz…nie było ewidentnej preferencji tylko i wyłącznie naturalnej częstotliwości. Choć to prawda, że kiedyś strojono instrumenty tylko do częstotliwości 432 Hz.
     
    Jednak muzyka z Lyndona rozrywa serce bez względu na częstotliwość.
     

  49. U mnie też nie ma z tym problemu. Są też organy. I choć zdarza się czasem (rzadko ale jednak) gitara do której to obecności w kościele jestem krytycznie nastawiony (irytuje mnie), to nie pozwalam sobie na dekoncentrację czy marudzenie w duchu z tego powodu. Nie ma też u nas tradycji klękania do komunii, ale jak ktoś chce to klęczy… Stwierdzam nawet że coraz więcej osób tak u nas robi choć na początku było to zdaje się tylko troje wiernych… Ludzie czują tę potrzebę więc się przełamali. Choć słyszałem że podobno nasz proboszcz nie do końca to akceptuje, ale nie wiem czy to prawda, bo publicznie nigdy tego nie powiedział. Ale nawet jeśli jest to prawda to dla mnie żaden problem. Ani dla pozostałych których jak wspominałem przybywa.

    Klękam gdziekolwiek jestem na mszy i nikt nigdy nie bronił mi tego gdziekolwiek byłem. Byłem też w kilku parafiach gdzie tylko w ten sposób ludzie przyjmują Jezusa, albo w zdecydowanej większości… Wszędzie też grały organy, w jednym tylko grała gitara i dziewczęta śpiewały, ale nie wiem czy tak jest w tym kościele na wszystkich mszach czy tylko wieczorem.

    Nie stosuję więc odpowiedzialności zbiorowej 🙂 I nie pozwalam sobie na chmurne myśli nawet jeśli coś mnie w kwestii oprawy irytuje.

  50. Kurcze mi też 🙂 Ale nie chciałem dorzucać po brytyjskim i rewolucyjnym jeszcze tego… No świetne są i tyle… Naszym niestety czegoś brakuje i nie słucha się tego tak dobrze jak wymienionych.

  51. Jest w orkiestrach dętych jakaś siła… 😉

    Muzyka (pieśń) jako zniewalające narzędzie propagandy – wspaniałe i przerażające.

    O, choćby: https://www.youtube.com/watch?v=z9utjothjEU

    Jednak zdecydowanie lepszy na uciszanie burz w duszy John Sheppard: https://www.youtube.com/watch?v=4R2TidP-UwU&list=FLBHMLmVl4pc0Qppzr2HN73Q&t=256s&index=109

  52. Ta teoria nie jest najmocniejsza, historycznie nie było żadnych uniwersalnych wzorców i w zależności od tego, skąd i z kiedy pochodzi instrument. różnie jest nastrojony, mowa oczywiście o instrumentach strojonych „na stałe”, jak flet, czy organy. Dźwięk A zdarza się od 400 do 460 Hz mniej więcej i w erze przemysłowej ujednolicono to, najpierw do kilku standardów, z których żaden nie miał 432 Hz 🙂 , a potem do 440. Amerykański wygrał, nie wszystkim się to podobało.

  53. Bill czyli William Oliver Rowe był „tylko” rozchwytywanym dżwiękowcem, a jednak doczekał się Oscara za „Ostatniego cesarza” Bertolucciego.

    Oscara za muzykę do filmu Barry Lyndon dostał Leonard Rosenman. Kubrick twierdzi, że przesłuchał wszystkie dostępne longpleje z muzyką osiemnastowieczną, ale nie znalazł tragicznych tematów miłosnych, więc sięgnął do Schuberta z roku 1828. Jeśli o muzyce decydował Kubrick, to jaka była rola Rosenmana oprócz dyrygowania orkiestrą filharmoniczną? Niekiedy musiał zmienić i uprościć oryginalną aranżację. Tak było z Sarabandą Handla, która dla Kubricka nie była wystarczająco dramatyczna.

  54. Wiesz, czemu gmach kościelny i gmach państwowy jeszcze się nie zawaliły? Bo wielu ludzi wciąż wierzy po staremu wbrew nowocześniackiej doktrynie i wciąż łudzi się, że 3RP to unowocześniona Polska przedrozbiorowa. Podobnie z literaturą – wielu ludzi wierzy, że literatura popularna obecnej doby nie służy do sowietyzowania ich, jak służyła w epoce leninowskiej i w epoce stalinowskiej.

  55. Podczas długich podróży z moją przyjaciółką słuchamy w aucie i muzykę, i czytane lektury. Przy którymś liście stryja Krętacza /czytanym fantastycznie przez Zapasiewicza/ myślałam, że wyskoczę przez okno. Wyłączyłyśmy i szczęśliwe, oglądałyśmy piękną Polskę zza kierownicy 🙂 A to mędrkowanie – przecież nie głupie! – starego diabła powoduje u mnie do dzisiaj zniechęcenie do życia :)))

  56. Jeszcze o pieniądzach.

    William Makepeace Thackeray opublikował „The Memoirs of Barry Lyndon, Esquire” najpierw w angielskim czasopiśmie „Fraser’s Magazine” w roku 1844, a pierwsze wydanie książkowe „The Luck of Barry Lyndon: A Romance of the Last Century” ukazało się w latach 1852-1853.

    Tak się składa, że natrafiłem na anons amerykańskiego domu wydawniczego D. Appleton & Co. z 6 stycznia 1853 w „New-York Daily Tribune”, gdzie dwutomowe oprawne w płótno wydanie oferowane jest za 1 dolara. Porównałem z ceną gazety – 2 centy.

    Jeśli dobrze szacuję (nie kupuję gazet, więc nie znam dokładnych cen), to przeliczając kursem gazety cenę dwutomowej książki otrzymujemy dziś ponad 200 złotych.

  57. Przyjaciel grał Brahmsa. Aż podskakiwałam za każdym razem, gdy rozpoznawałam brahmsowskie frazy w wielu późniejszych utworach, nie wyłączając muzyki filmowej i… „Deutschland, Deutschland u”ber Alles”.

    Nie ma innej potęgi w muzyce, jak Europa. W innych sztukach zresztą też. Ameryka jest wtórna /choć „błyskotkowa”/, może z wyjątkiem pewnych form jazzu. Pianista Jazzowy, Keith Jarrett, gdy jakby wyczerpał baterie przyrodzone /a przecież niezłe!/ zaczął studiować Bacha. I ponoć tego nie strzymał; zakończyło się studiowanie Bacha jakimś kolapsnięciem psychicznym.

    I tej Europy najbardziej mi szkoda wobec natłoku New -czegoś tam.

    /Jest jeszcze taki nurt w muzyce jak new age. To muzyka dla kretynów w zasadzie. Po kilkunastu minutach muzy njuejdżowej jestem w stanie wziąć kałacha i strzelać do wszystkiego, co się rusza. To rzewne i bezsensowne pitulenie od czapy powoduje u mnie niesamowitą agresję. Hmm…/

  58. Tak było i w malarstwie – chwalenie dzieła stworzenia i Pana Boga, i ludzi. I tego się trzymajmy.

  59. Jesteśmy na Podhalu, w T., na Mszy Św.. Cały kościół przystępuje do Komunii. Wszyscy klękają. Osoby kalekie klękają w swoich ławkach, do których podchodzi kapłan. Po Mszy rozmawiamy z x. proboszczem, jednocześnie dziekanem. Z prawdziwym wzruszeniem mówimy o tym klękaniu do Komunii. A x. dziekan: „U nas w całym dekanacie nie ma mowy o przyjmowaniu Komunii na stojąco”. A mówimy dlatego, że dzień wcześniej, na Jasnej Górze, wierni przyjmowali Komunię na stojąco, nieliczni klękali.

  60. U nas najpiękniejsze są POLONEZY! No i w czasie krwawego nawalania się do marszów – Polski /państwa/ w zasadzie nie było.  Przeto zostały te polonezy – szlachetna, piękna, nie krwawa muzyka.

  61. Nie lubi Pani Enyi? B)

  62. Tradycja. Ale nie widzę problemu, bo w naszej współczesnej kulturze postawą najwyższego szacunku (co jest jest liturgicznie właściwe) jest postawa stojąca.

  63. Bo Europa to chrześcijaństwo. A pomyśleć, że niektóre dupki jeździły do Indii by szukać natchnienia by lepiej grać. :)))

    W pierwszej chwili przeczytałem ze zgrozą, że „Brahmsa” wpleciono w osławiony hymn, a Ty tylko stwierdzasz, że w muzyce Niemcy rządzą.  🙂

    Czyżbyś chciała na przykładzie organizmu testowego, niejakiego Keitha Jarretta, dowodnie pokazać, że iść od muzyki poważnej do jazzu tak, a w drugą nielzia i nie nada?

  64. U nas jest też chorał gregoriański. Z tego co mi mówiono, to kiedyś nie było. Wtedy to ksiądz poprosił jedną panią z Alzacji, która dojeżdżała wcześniej na msze do Bazylei, by raczej dojeżdżała do nas i u nas prowadziła chór.  Teraz w chórze śpiewa z siedmioro osób, a reszta parafian wtóruje.  Poza tym jest jeszcze chór dla dzieci. Dzieci w zasadzie tylko się uczą i śpiewają na mszy może ze dwa razy w roku. Moja córka też się z przejęciem uczy chorału. Myślę, że w Polsce w wielu miejscach została zerwana pewna ciągłość. Nie ma już wśród parafian wielu ludzi, którzy by mogli śpiewać chorał na mszy.  Natomiast ciągle wiele zgromadzeń zakonnych pielęgnuje chorał, na przykład Paulini na Skałce w Krakowie, czy Sakramentki na Nowym Mieście w Warszawie.

  65. Raczej nie; myślę, że Jarretta – mimo jego talentu pianistycznego i improwizacyjnego – geniusz Bacha po prostu przerósł. Jarrett jest kolorowy. Bach jest biały… Żeby nie było – szalenie lubię Jarretta, na jego koncercie na Jamboree bawiliśmy się jazzowo doskonale /to taka dość specyficzna 🙂  reakcja jazzowej publiczności na muzykę jazzową, całkowicie niedopuszczalna podczas innych koncertów/.

    Fajna była reakcja Japońców, gdy Jarrett grał u nich ze swoim trio /Garry Peacock, Jack DeJohnette/ – mam to nagranie na  żywo. No więc najsamprzód Japsy uprzejmie, jak nakazuje ichnia kultura, „szeleszczą” – czyli dyskretnie klaszczą po każdym utworze. Ale sytuacja się rozwija i rozkręca, ta muzyka tak działa, że w końcu Japsy tracą kontrolę nad tym szeleszczeniem łapkami i atmosfera robi się jak na jamboree w Polszcze 🙂 Wrzeszczą, gwiżdżą, pohukują etc.. Pewnie marynary fruwały /nie wiem, miałam taśmę/.

  66. Wiem… I dzięki temu że ofiara jest odprawiana… Jak to było z Sodomą i Gomorą? Ilu sprawiedliwych by wystarczyło?

    Co jakiś czas staram się do Pana z tym dotrzeć 🙂

  67. Przecież to tylko mędrkowanie 🙂 po co się zniechęcać… ZWŁASZCZA że świat jest piękny (pomimo)

  68. Bo też u nas jazda Psze Pani szła do ataku… piechota to wsparcie było… Polonez to nie marsz w końcu 🙂

  69. A ja tam nie zgadzam się. Po prostu żyjemy w czasach człowieka wyzwolonego gdzie od kilku już stuleci pozwolono mu zgodnie z tym co powiedział Mikołaj Davilla na plebejski sposób bycia. Nie wrzucałbym całej współczesnej muzyki do worka pt. hałas czy szmira.

    Od 18 już lat słucham transu i uważam, że ta muzyka ma w sobie potencjał i wielokrotnie odnosi się do muzyki klasycznej. Odnośnie psychedeli i goa, które odnosi się do Dalekiego Wschodu możliwe, że racja, ale również tego słucham jak jestem w nastroju.

    W muzyce klasycznej też jest wiele dzieł przez którą trudno przebrnąć. To przez co rozumiemy muzykę klasyczną to tak na prawdę są same hity muzyki klasycznej, ale nawet Szopen czy Bach wyprodukowali utwory, które grają tylko bardzo zdeterminowani. Oczywiście dzieło dziełu nierówne, ale ten problem zawsze istniał, że jedni tygodniami komponowali a inni klepali na sztukę tak jak dzisiaj wielu klepie, produkuje muzykę poprzez naciśnięcie dwóch guzików.

  70. Ale już zawsze z Krętaczem będzie kojarzył mi się Zapasiewicz 🙂

  71. No w ogóle to na wojnie poloneza nie było 🙂 We dworach był. A kotyliona potrafiono tańczyć z koni /panowie/ w sali balowej.

    Husaria szła „na gwizdki”.

  72. Dzięx. Poczytam chętnie, ale najpierw muszę wyjść z Lulką, bo żre frędzle od dywanu, więc sam Pan rozumisz 🙂

    Tu Trio Jarretta na zimną pogodę, na wieczór. Ja cały czas słucham w tle:

    https://www.youtube.com/watch?v=lBnwDTAoAC8

  73. No więc ja właśnie o tym… Inna tradycja wojenna więc i marsze takie sobie… A polonez fantazyjny i lekki  jak konie w galopie, a nie że do skarży bitewnej 🙂

    Ale nic nie poradzę że te marsze wpadają mi w ucho… Kawał dobrej roboty aż nogi gdzieś chodzą 🙂 Kto wytupał trochę musztry w wojsku ten wie

  74. Biedny Krętacz 😉

    Ale czyta świetnie

  75. Ja tupałam w Harcerstwie. Musztra była ważna. Naturalnie „cywilna” 🙂

    Ale marsze są fajne, fakt. Mój ukochany to Marsz Radetzkiego, oczywiście. No ale ten marsz jest do koni 🙂

  76. Tylko on był, jest i będzie godzien Korony Króla Jazzu. ;))

  77. Nie ma potrzeby, żeby parafianie śpiewali chorał. De facto byłoby to wbrew tradycji, bo to właśnie osoby konsekrowane zajmowały się tym, historycznie. Może po prostu trzeba nam więcej powołań, a nie chorału jako takiego?

  78. No to proszę sobie wyobrazić, że Polska zostanie potraktowana o ząbek łagodniej niż nasi sojusznicy zachodni, bo w Polsce mieszka jeszcze trochę więcej sprawiedliwych niż piątka. Skoro na Sodomę, Gomorę i trzy inne miasta spadł deszcze ognia, to co stanie się z miejscami, gdzie zachowania się sodomicko-gomoryckie stanowią normę? Gdzie za umieszczenie krytyki sodomii na tłiterze można trafić do aresztu?

  79. Muzyka w propagandzie śliczny temat na wszelkie dyplomy.

    Sowieckie piosenki, pieśni i utwory to temat rzeka. Zawsze można posłuchać dla żartu, ale i dla zadumy też.

    Jan Pasterz- ma Pan rację, uspokaja.

  80. no a ja nazwiska Jarrett ,  skojarzyłam z Garrettem  Davidem. Jako gamoń, nie załączę linka, ale Lacirmosę w jego wykonaniu ( na ten refleksyjny czas)  dla Was polecam.

  81. Jestem za młoda, żeby wiedzieć jak było w Polsce w kościele przedsoborowym. Tu jednak w niektóre części stałe mszy parafianie się włączają ze śpiewem i wiele starszych babć umie naprawdę ładnie śpiewać. „Gloria” jest nawet tak śpiewana na zmianę, dwa wersy chór, dwa wersy parafianie. Może to są owoce pierwszej reformy liturgicznej , która miała zachęcić lud do czynnego udziału we mszy?  Wierni odpowiadają też księdzu po łacinie, na przykład drugie „Confiteor” przed komunią mówią wszyscy a nie tylko ministrant.

  82. W mojej rodzinnej parafii u Jezuitów na Rakowieckiej w Warszawie na mszy świętej w  jakieś większe święto potrafi uczestniczyć sześćdziesięciu zakonników i kleryków a chorału nie ma.

  83. To są takie owoce, ale warto podkreślić coś więcej – kapłan został sprowadzony do roli przewodniczącego zgromadzenia, a wszyscy wierni zostali w zakłamanych dokumentach z lat 60. poprzedniego wieku ogłoszeni kapłanami. Nie wiem, co jeszcze można uznać za idiotyczniejszy numer ostatnich dekad. Poza tym Kościół tak zwany oficjalny funkcjonuje jako narzędzie jedności z całym rodzajem ludzkim. To się nazywa socjalistyczne zarządzanie.

  84. Bo może nie chcą parafianie? To są wszystko rzeczy piękne i dobre, ale jeśli człowiekowi świeckiemu w liturgii potrzeba czegoś więcej niż Ciała Chrystusa to albo jego wiara jest martwa, albo minął się z powołaniem.

  85. Skoro tak twierdzisz, głosisz protestantyzm. Nic więc dziwnego, że przy takim standardzie mamy to, co mamy.

  86. W żadnym razie. Głoszę właśnie katolicyzm. Ultra-ortodoksyjny. Liturgia nie jest dla wiernych.

  87. Skoro słusznie uważasz, że liturgia nie jest przeznaczona jest dla wiernych, bo przeznaczona jest dla Trójcy Przenajświętszej, po co uczestniczysz w obrzędach, których cel stanowi zjednoczenie wszystkich wierzących i niewierzących, tak żeby wierzący nie dostrzegali różnicy między wierzącymi a niewierzącymi?

  88. Trudno uświadomić sobie zakres zniszczeń, które dokonały się w dwudziestym wieku. Rzeczywistość kościelna nie odbiega w tym względzie od katastrofy w literaturze i filmie.

  89. A jeśli jest to potrzebne do zbawienia? Cóż za pożytek z masy ludzi w kościele, jeśli są oni tam dla korzyści doczesnej? Żeby władza i moc Kościoła wspierała ich w życiu, albo choćby tylko żeby posłuchać pięknej muzyki?

  90. De gustibus, koloribus et biustibus… jak wiadomo 🙂

  91. Nie wnikam w niczyją duszę. Mówię jedynie, że od ponad pół wieku wierni w prawie całym świecie nie dostają w kościołach tego, co mają prawo dostawać. A tego, co dostają, nie ma sensu brać. Jeśli katolicy modlą się w dobrej wierze i otrzymują łaski, dzieje się tak mimo uczestniczenia w postępowych obrzędach. To jest ocena obiektywna, nie subiektywna ocena poszczególnych ludzi.

  92. Dostają to, co najważniejsze. O resztę nie my się mamy kłopotać i nikt nas z tego rozliczać nie będzie.

  93. Ja nie wiem jak zostanie potraktowana Polska… Historia uczy że może jej całkiem nie być, jeśli dalej z uporem maniaka „nasze” władze będą się angażować w utrwalanie rewolucyjnego (nie) porządku… Bardziej interesuje mnie co będzie z duszami poszczególnych ludzi. Zwłaszcza tych którzy są mi bliscy, bo wszystkich kochać raczej nie dam rady (niech mi Bóg wybaczy), ale co z tego że mi to leży na duszy skoro nawet własnego serca nie jestem pewien… Jeden Bóg wie co z tym wszystkim zrobić. Moja rola modlić się i prosić za każdego.

    Pan też nie masz pojęcia jak zostanie potraktowana Polska. Ani nawet jak sam zostanie Pan potraktowany… Straszyć więc nie ma sensu

  94. Dokładnie. Amen

  95. Nie dostają.

  96. Jasne, że pewności nie mam, ale mogę z dużym prawdopodobieństwem wysuwać przypuszczenia co do skali tego, co się zdarzy. Godzi się dodać, że z drugiej strony im więcej łask, tym ostrzejsze rozliczenie. Na myśl o tym drżeli najwięksi święci.

    Jeśli straszyć nie ma sensu, to Księga Objawienia została niepotrzebnie ogłoszona, bo z niej wychodzi jedna wielka groza. Tylko że nie o straszenie chodzi, a o ujawnienie przyszłych wydarzeń.

  97. Czyli Twoja wiara jest martwa, skoro uzależnia Sakrament od spełnienia zewnętrznych wymogów.

  98. Odnoszę się tylko do zewnętrznych przejawów, które stanowią świadectwo o tym, że w obecnych czasach na pierwszym miejscu stawiane są uczucia, nie obiektywne wykonywanie czynności. Rozumowanie wygląda tak: skoro uczucia ma każdy człowiek i skoro religia opiera się na uczuciach, wszystkie religie są równie dobre. Taka sama dewastacja przesunięcia obiektywnej oceny działań na uczucia dotknęła literatury, muzyki, filmu. Krytykujesz sztuki teatralne? Ranisz uczucia tych, którzy je wychwalają.

  99. Jest różnica między uświadamianiem ludzi co w tej kwestii stoi w Piśmie, a przedstawieniem własnych prognoz.

    Zemsta i sprawiedliwość, ich wymiary i dolegliwość nie od ludzkiej fantazji i wyliczeń zależeć będą. Może nas spotka właśnie coś o ząbek gorszego? Bo niby czemu nie skoro już zechciał Pan postawić tak kategoryczną diagnozę tylko na podstawie samej muzyki i ceremoniału. Ale jeśli bierze Pan pod uwagę wiarę i pobożność to może wypadałoby zachować pewien umiar w prywatnym prorokowaniu?

     

    Niech się Pan lepiej w prognozy na ten temat nie bawi, i powoli by Bóg zamiast stosować się do surowości jaką Pan wszystko wokół ocenia wymierzył wszystkim według własnego miłosierdzia. Inaczej nikt się nie ostoi. Niech lepiej ludzie chodzą do tych kulawych kościołów i na posoborowe msze jak mieliby szukać kolejnej wersji „prawdziwego kościoła”. Chrystus nie obiecywał że będzie łatwo, ale obiecał że będzie z nami do końca w sakramencie, a bramy piekielne nie przemogą jego kościoła. Jeśli natomiast ojcowie duchowni robią coś nie tak to przecież nie samemu Chrystusowi a sobie szkodzą.

    Ja bym też bardzo chciał żeby tylko organy, i żeby schola (tak to się chyba nazywa?) była, i żeby tak w rycie rzymskim mszę odprawiano a komunię wszyscy na kolanach przyjmowali itd itp. Tymczasem nie dam sobie z powodu tych tęsknot odebrać radości na widok chostii którą być może i niegodny tego kapłan unosi do góry w trakcie przemiany w ciało Chrystusa…. Już raz kiedyś mi tę radość odebrano. Nigdy więcej

  100. Przepraszam ale o ile dobrze pamiętam to „Deutschalnd etc” jest z kwartetu Haydna…

  101. Chorał spiewa CALY KOŚCIÓŁ (pięknie)  w Poznaniu  u Dominikanów na Roratach Wprowadził to nieodżałowany o. Jan Góra + (za jego czasów ) byly czytania Ojców Pustyni…. Teraz już nie

  102. To nie jest to samo. Sztukę teatralną tworzy człowiek, w Eucharystii jest zywy Bóg. Nawet w niegodnie sprawowanej. Mozna krytykowac nędzę liturgii, czy moralnosci celebransa ale to nie zmienia Sakramentu.

  103. Nie mylisz się, to Haydn.

  104. W Brahmsie te frazy też są.

  105. Ja jestem surowy? Litości. Poza tym wierni mają prawo otrzymywać od Kościoła wszystkie sakramenty w taki sposób, w jaki Kościół sam się do tego zobowiązał wieki temu. Mają prawo tego żądać, żeby Kościół wywiązywał się ze swoich zobowiązań w takim samym stopniu, w jakim Kościół ma prawo egzekwować wobec wiernych zobowiązania w zakresie wiary i moralności.

  106. Zachodzi fundamentalna różnica między ofiarą składaną przez kapłana na ołtarzu a ofiarą, którą lud składa sam z siebie podczas obrzędu stanowiącego połączenie mszy świętej i uczty przeznaczonej dla wszystkich. Ta różnica odbija się w stosunkach rodzinnych i ogólnospołecznych, w sztuce, w polityce. Np. skoro istnieje Kościół katolicki, ONZ jest zbędny. Wierni mają prawo słuchać takich rzeczy co niedzielę, ale tego nie dostają.

    Nie wystarczy to, że sakrament jest ważnie i godziwie udzielany. Musi temu towarzyszyć odpowiednie nauczanie. Jeśli z tego wszystkiego zostaje tylko ważność, puste miejsca wypełnia sentymentalizm, za którym kryje się wojskowy terror.

    Powyższe stanowi odbicie tego, co Coryllus prawidłowo opisuje jako panowanie globalnych organizacji, ze szczególnym uwzględnieniem organizacji banksterskich.

    W skrócie: albo Kościół katolicki, albo państwo położone w Ziemi Świętej. Zgody między nimi być nie może.

  107. Rzecz w tym że hymn deutschlandu W CALOŚCI opiera sie na jednej z części kwartetu Haydna (znajdę go). Jeszcze lepiej jest ze słowam : to jakiś wiersz -hitlerowscy używali 1. zwrotki, a teraz wzięli dalsze. Pragmatyzm w imię ciągłości przede wszystkim!

  108. A ja, ze swojej strony, dokopię się do tego utworu Brahmsa. /Za Haydnem nie przepadam, a więc – nie znam. Dzięki za info!/

  109. Błąd. Chcesz wprowadzić Królestwo Boże na ziemi na sposób doczesny. A to jest ciężka herezja.

  110. Społeczne panowanie Chrystusa Króla nie jest herezją. Ale postulat ten porzucono ponad pół wieku temu, i to w Kościele. Katastrofalne skutki da się łatwo zauważyć.

  111. No właśnie, litości. Przecież nie w takim sensie o tej surowości napisałem. I proszę mi wierzyć że ja Pana żądania podzielam, ale kościoła nie zamierzam atakować, a już z całą pewnością kogokolwiek potępiać… Każdy odbierze to na co zasłuży od Tego który widzi wszystko. Rzecz jasna ważne i potrzebne jest zdawać sobie sprawę z błędów, i jeśli to możliwe wpłynąć na ich wyrugowanie, ale też pamiętać o tym żeby te błędy nie przesłoniły nam (a przez nasze gadanie innym którzy być może poważnie się wahają czy zostać czy odejść) tego co dobre i wieczne, właśnie w tym kulejącym i składającym się z grzeszników Kościele. Który będzie mniej lub bardziej kulał do końca, ale jego głową pozostaje ciągle Chrystus Król.

  112. Może być też kwestia zatok oraz kręgosłupa na odcinku szyjnym. Na YT są podane sposoby poprawiania ustawień kręgów.

  113. Podobnie i ja się na to zapatruję.

  114. Panowanie Chrystusa musi się objawiać w życiu społecznym, nie w aktach prawnych, czy organizacji urzędów. I klasztory drzewiej nie były solą tego świata, a wyspami rzeczywistości nie z tego świata.

  115. Barry Lyndon, arcydzieło, jasny obiektyw Planar. Przeszedłem – lata temu – tę samą drogę co komentujący, czyli: lista najważniejszych filmów, Casablanca/Obywatel Kane …Barry Lyndon, Stanley Kubrick, obiektyw Zeiss, fałszywe lądowanie na Księżycu, podobno studio w UK – mała ekipa, (udało się …ale) podobno zginęli wszyscy zaraz potem oprócz Kubricka – bo Amerykanie wpadli w panikę. Nawet po wielu latach koleiny prowadzą w te same miejsca.

  116. W życiu społecznym, ale nie w aktach prawnych? A co innego wyznacza reguły życia społecznego, jeśli nie akty prawne? Co innego tworzy granice uprawnień urzędników państwowych, jeśli nie akty prawne? Jeśli prawo Boże i prawo naturalne nie wpływają na kształt aktów prawnych, nie ma społecznego panowania Chrystusa Króla, a jest mętna woda, w której wiadomo kto panuje. Mętny koncyliaryzm, ideologia panująca w Kościele od przeszło pół wieku, nie jest katolicyzmem.

    A dlaczego nie ma społecznego panowania Chrystusa Króla? Przez strach katolików przed prześladowaniami, nierzadko uzasadniony. Kwestię strachu odnoszę również do siebie.

  117. Nie da się prawnie wymusić stosowania Praw Bożych. Mozna karać za ich naruszanie, ale to nie to samo. W ten sposób buduje sie raczej pieklo niz raj na ziemi. Nasz swiat musi ulec zniszczeniu, żeby nastalo Królestwo Boże.

  118. No i w tym kierunku nasz świat zmierza.

  119. Bo i tak w Piśmie stoi. A my przecież na to właśnie czekamy.

  120. Dobry tekst, tylko wciąż nie mogę pojąć, dlaczego „socjalizm”, a nie „liberalizm”, skoro Anglia nigdy się przecie z żadnym „socjalizmem” nie obnosiła, a z „liberalizmem” jak najbardziej. W dodatku, co mało kto dziś wie, a K*winy tego świata starannie to zacierają, liberalizm chodził przecie przez większą część swych długich (Locke to lata 1680′) dziejów pod nazwą SPOŁECZNY RADYKALIZM (SOCJALRADYKALIZM), więc o żadnej „prawicowości” nie może tu być mowy (w każdym razie przed Reaganem i „Imperium Zła”, kiedy już z prawdziwej prawicy nie było ani śladu.)

    Tak że rację ma Dávila, mówiąc że: „Liberalny burżuj to starszy brat bolszewika”, a co może być bardziej „socjalistyczne”, w coryllicznym znaczaniu, niż bolszewik?

    Oczywiście to poniekąd tylko kwestia nazw, ale atakowanie Anglii akurat jako rozsadnika „socjalizmu”, przy jednoczesnym zapominaniu o tym, co ona w rzeczywistości przez stulecia (Oświecenie we Francji skąd się wzięło? Oczywiście było i parę innych czynników, zgoda.) rozsiewała i co nas dzień w dzień w realu dręczy… Nie do końca rozumiem i podejrzewam (sorry!), jakieś k*winiczne wpływy.

    Pzdrwm

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.