cze 222023
 

Zanim zacznę, powiem, jak wyglądał wczorajszy dzień. Najpierw z Michaliną, którą od 10 dni boli brzuch pojechaliśmy do szkoły przy Świętokrzyskiej w Warszawie, bo coś tam trzeba przed końcem roku załatwić. Gorąco, oczekiwanie, w końcu wyszła. Brzuch ją boli nadal. Wszystkie badania zrobione, ginekolog dziecięcy umówiony na 30 sierpnia. Nie ma innych terminów. Nie ma też diagnozy. Obok jest co prawda szpital dziecięcy, ale jedziemy do domu, bo objawy są takie same jak wcześniej. Na USG nic nie widać. Umawiamy wizytę, kolejną już, u lekarza w Grodzisku na następny dzień. W domu zaczyna rosnąć gorączka. Tego jeszcze nie było. Nie wiadomo co robić. Jest dwunasta w południe. Czekamy. W końcu wzywamy pogotowie. Dwaj starsi ratownicy uznali nas za sensatów. Michalina gorączkuje i płacze. W końcu zabierają ją do szpitala w Grodzisku na SOR. Trzy godziny na SOR. W sumie krótko. Nowe USG, w którym nadal nic nie widać i nowe badania krwi. CRP- 50. Brzuch boli, nie ma chirurga. Dostajemy skierowanie do szpitala w Warszawie, jest 18.00. Do wyboru – Żwirki, albo Kopernik, przy którym byliśmy rano. Wybieramy Kopernika. Błyskawiczne przyjęcie na badania, kolejne USG. Okazuje się – tym razem lekarz chyba jakoś inaczej robił to USG – że Michalina od dłuższego czasu chodzi z zapaleniem wyrostka robaczkowego, którego nikt nie mógł zauważyć, albowiem wyrostek schował się za pęcherzem, a brzuch był całkiem miękki i jak powiedziała pani doktor – nieoperacyjny. Przyjęcie na oddział. Dziś zabieg. Do domu ściągnąłem na dwunastą w nocy. Uważam, że tempo i obsługa rekordowe. Czekamy co tam jeszcze znajdą w tym brzuchu. Przepraszam, że o tym piszę, ale jako ojciec realizuję się właśnie w takim gadaniu. Służba zdrowia, przynajmniej w przypadku dzieci, jakoś działa. Lepiej niż kiedy mój syn miał różne zdrowotne przygody jako dziecko. A teraz przechodzimy do meritum.

Nie mogę przestać myśleć o książce Leona Cahun o Fenicjanach, wróciłem nawet do starych tekstów Szymona wydrukowanych w kwartalniku „Szkoła nawigatorów” w roku 2018. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Leon żył na początku XX wieku, kiedy wszystko było inne i inaczej interpretowano różne opisy i znaleziska z przeszłości. Szymon zaś żyje teraz i miał dostęp do ważnych tekstów ukazujących się w Europie i Ameryce. No, ale Leon, jako pracownik biblioteki Mazariniego też miał dostęp do ważnych tekstów, być może ważniejszych niż te, z których korzystał Szymon.

Chodzi, jak zwykle ostatnio tutaj, o relację pomiędzy Hellenami a Semitami, silnie złożoną, która w końcu w czasach chrześcijańskich przekształciła się w jawną wrogość. No, ale przejdźmy do szczegółów. Filip, król Macedonii miał poznać swoją żonę Olimpias, matkę Aleksandra na misteriach ku czci Kabirów, które odbywały się na Samotrace. Nie myślmy nawet na czym te misteria polegały, bo okrywała je tajemnica, a jak ktoś ją zdradził – ginął. Pozostańmy więc w niewiedzy, ale przypomnijmy kim byli ci Kabirowie. Według tego co napisał Szymon i tego co znalazłem w sieci, Kabirowie to duchy podziemi, istoty podobne do Krasnoludów. Tak to przynajmniej zrozumiałem. Według Leona, który dość sprawnie i przekonująco opisuje system, w którym funkcjonowali Fenicjanie – zawodowi żeglarze i kupcy – Kabirowie to po prostu gwiazdy Małego Wozu wskazujące północ. Według Szymona i tekstów w sieci Kabirowie to postaci z mitologii greckiej, a według Leona, żyjącego przed stu laty pracownika Biblioteque Mazarin, to kreacje fenickie. Tych połączeń grecko-fenickich jest jak wiemy więcej. I zapewne zawodowcy zajmujący się tymi problemami na co dzień mieliby teraz okazję do tego, by się z nas pośmiać, ale to nic. Nie przejmujmy się tym, bo mamy tu swoje sprawy i swoje przygody.

Pisał nam Szymon w 2018 roku, że kariera i sukces Aleksandra w podboju Azji były wynikiem łapczywości bankierów greckich, którzy zachłannie patrzyli na skarby gromadzone w Persepolis i wszystkich satrapiach Azji. Wymienia nam Szymon dwóch takich bankierów z imienia. Obaj są Fenicjami. Może istnieli jacyś greccy bankierzy i ktoś może przypomnieć ich imiona? Ja mogę dodać tylko  jednego – twórcę stoicyzmu Zenona z Kition, który także był Fenicjaninem z kolonii na Cyprze – z miasta Kition właśnie.

Na opcję i inspirację greckich finansistów wskazuje, według Szymona, gwałtowny zwrot na południe, jaki wykonał w pewnym momencie Aleksander, zajęcie miast fenickich, a przede wszystkim uporczywe oblężenie Tyru, a następnie wymordowanie jego najbogatszych mieszkańców i zniszczenie miasta. To ma świadczyć o tym, że nienawidzący Fenicjan Grecy postanowili się z nimi ostatecznie rozprawić. Tyle, że – na co wskazują przykłady podane przez Szymona – Fenicjanie żyli wśród Greków w najlepsze i jeszcze zakładali w Atenach banki. Jako inspiratorów wyprawy na Egipt Szymon wskazuje dwie babilońskie rodziny żydowskie, finansujące operacje armii macedońskiej. Oni rzeczywiście mogli mieć taki plan, by pozbyć się Fenicjan. No, ale królestwo Judy było zapleczem rolnym dla miast na fenickim wybrzeżu. Niszcząc je, Babilońscy Żydzi przyczyniliby się także do zniszczenia tego królestwa. Trzeba by więc uznać, że stosuneczki wśród semitów były jeszcze bardziej upiorne niż te panujące wśród Greków. Fenicjanie zaś mieli o wiele więcej do powiedzenia w greckim świecie i mogli się tam czuć swobodniej i pewniej niż wśród swoich braci semitów.

Zanim w ogóle doszło do wyprawy na Azję Macedończycy wykonali jeden ważny ruch. Zniszczyli Scytów. To zaś oznacza, że przejęli nadzór nad produkcją żywności na północnym wybrzeżu Morza Czarnego. Zapewnili sobie więc dostawy dla armii. Tym bardziej dziwi późniejsza decyzja Aleksandra o marszu na Egipt i długotrwałym oblężeniu miast na wybrzeżu dzisiejszego Libanu. Motywacja – bo chciał zagarnąć skarby i zboże Egiptu jest fajna, ale strategicznie bez sensu.

Teraz omówmy kwestie wewnętrznej lojalności wśród Fenicjan. Leon Cahun wytyczył oś narracji w swojej powieści tak, by ujawnił się konflikt pomiędzy Tyrem a Sydonem. I taki konflikt zapewne istniał. U Leona ma on wymiar przygodowy. Instancją, która mogła go rozwiązać, jak czytelnicy powieści już wiedzą – ale nie na trwałe – była Kartagina. Miasto było wystarczająco daleko od głównych frontów wszystkich wojen i miało wystarczająco głębokie zaplecze ekonomiczne, by mieszać się do polityki mocarstw i ją kształtować.

Kluczową sprawą jest tu moim zdaniem skasowanie przez Filipa jeszcze, trwałego niczym sojusz francusko-turecki w dobie nowożytnej, porozumienia ateńsko-scytyjskiego. Akt ten otworzył drogę do wszelkich zmian.  Uważam, że był on finansowany przez Kartaginę, która – zgodnie z tym co pisał Szymon – chciała przekierować i zintensyfikować kolonizację zachodnich terenów wokół Morza Śródziemnego. No, ale jak to?  Przecież Fenicjanie stanowili trzon perskiej floty? Którzy Fenicjanie? To ważne, albowiem oni zwalczali się między sobą bardzo gwałtownie, do czego przekonuje nas Leon Cahun. Ich ambicją zaś, każdego miasta z osobna, było stworzenie takiego uniwersum, w którym wszyscy mogliby żyć spokojnie, o ile wpłacaliby regularne datki na świątynię Astrate. Wizję tę zaczął realizować Aleksander, zmienił tylko patronów projektu. Kiedy już było wiadomo, że wizja ta na pewno przeważy, do interesu dołączyli się Żydzi z Babilonu. Największym przegranym był Tyr, miasto stanowiące wielką konkurencję dla Kartaginy i systemowo wobec niej nielojalne, na tyle pyszne i potężne, by rościć sobie prawa do reprezentowania przed królem Persji całego fenickiego świata. Wyprawa do Azji, która miała zakończyć się likwidacją imperium perskiego, została w pewnym momencie przekierowana na Egipt. Przez kogo? Przez Babilońskich Żydów, przekonanych ostatecznie pieniędzmi kartagińskimi, że stary świat się kończy. Interesy zaś będzie można robić nie w Tyrze, ale w nowo wybudowanym na rozkaz Aleksandra mieście, które nazwane zostało tak od jego imienia. Postawili oni jednak jeden warunek – najpierw likwidacja i podporządkowanie miast na wybrzeżu fenickim, potem marsz na Egipt. Na koniec zaś dopiero ostateczna likwidacja imperium Achemenidów. Dlaczego tak? Być może trzeba było dokonać pewnych przetasowań wewnątrz struktury imperium, by Aleksander mógł je łatwiej przełknąć. Tak to sobie tłumaczę. To wszystko jest oczywiście projekcją, która być może kiedyś zamieni się w jakąś książkę, napisaną w nieco innym stylu niż powieść Leona Cahun, ale pokusa, by wziąć ją właśnie, jako schemat jest duża. Po to też ją wydałem.

Sydończycy i Kartagina mieli od czasów najdawniejszych najwyraźniej dość Tyryjczyków. W Atenach zaś zbyt wielu było fenickich bankierów i byli oni zbyt potężni, by mówić jeszcze o jakichś bankierach greckich. I jeszcze jedna kwestia – być może Grekom, to znaczy demokratom ateńskim, pozwolono trochę pofikać, dając im złudzenie równorzędnego partnerstwa w kontaktach z imperium perskim. Być może pozwolono na to także czołowym macedońskim propagandystom, którym się zdawało, że za pomocą swoich sztuczek kierują wypadkami naprawdę wielkimi. Kiedy jednak otruto w końcu Aleksandra, oni sami – Diogenes z Synopy i Arystoteles – przestali być potrzebni i zostali zlikwidowani. Do tych aktów terroru dodano oczywiście jakieś urocze i uwodzicielskie gawędy powtarzane do dziś i traktowane jako najszczersza prawda.

Powtórzymy więc wszystko raz jeszcze. Kartagina ma dosyć handlu ze wschodem i zależności ekonomicznej od wschodu. Nie chce być, jak współczesna Rosja, wyłącznie dostawcą surowców z dzikich terenów Iberii i północnej Afryki. Chce, by na zachodzie powstała taka sama cywilizacja, jak na wschodzie. Zaczyna więc kreować politykę przez kraj, który do tej pory był lekceważony i nie miał znaczenia większego niż inne aspirujące monarchie leżące na północ od Hellady. Filip dostaje najpierw żonę, która jest kartagińską agentką, a poznaje ją na misteriach Kabirów na Samotrace. Potem dostaje pieniądze i zlecenie by uporządkować sprawy wokół siebie. I to się udaje. Kolejnym zleceniem jest złamanie przymierza scytyjsko-ateńskiego i przejęcie kontroli nad Pontem. To też się udaje, ale Filip wyraźnie słabnie i przestaje rozumieć jak daleko sięgają plany.

Persowie, a co za tym idzie pewnie także Tyr, wspierają ateńską demokrację, ta zaś zwalcza agentów macedońskich, a to znaczy – perypatetyków. Utrzymuje też swoich ludzi na kierowniczych stanowiskach w akademii po śmierci Platona. No, ale są to sami degeneraci bez wpływu na cokolwiek. Poza tym w mieście pojawia się człowiek, który ewidentnie realizuje interesy nieznanego patrona – Zenon z Kition. Zajmuje się on ubezpieczaniem statków wypływających w dalekie rejsy. Żeby takiej sztuki dokonać, trzeba znać wszystkich piratów operujących od wybrzeży Libii po Hellespont. Nie da się inaczej sprzedawać polis ubezpieczeniowych i gwarantować w ten sposób bezpieczeństwa towarów. Ci piraci jak przypuszczam, są wszyscy jak jeden na żołdzie Kartaginy.

Arystoteles zostaje wychowawcą Aleksandra na polecenie Kartagińczyków. Następnie, zaś kiedy przestaje być potrzebny dostaje czapę. Pieniądze kartagińskie rozkładają imperium perskie od środka, ale dowódcy tyryjskiej floty są pewni, że obronią Azję. Okazuje się, że nie mają racji. Kiedy zachodnia część imperium jest już podbita, w grę włączają się babilońscy Żydzi. To oni kierują impet Aleksandra na południe, a czynią to zapewne pod presją. W Babilonie prócz nich żyli też zapewne bankierzy z Tyru, którzy mieli swoje plany i jak przypuszczam bezpośrednie dojście do króla Persji. Deal jest więc taki – dajemy pieniądze na podbicie miast fenickich i zniszczenie Tyru, ale musi powstać nowe emporium, w którym będziemy mieli najwięcej do powiedzenia. Deal – mówi Aleksander, ale będzie się ono dla niepoznaki nazywać Aleksandria, żeby było widać, kto tak naprawdę rządzi. – Siojn – mówią Żydzi z Babilonu i układ staje.

Ten stary dureń Arystoteles jeszcze żyje i wydaje mu się, że jest siłą sprawczą. Wraz z Antypatrem postanawiają więc otruć Aleksandra, bo ten nie realizuje jakichś ich mrzonek o zarządzaniu imperiami i pieniądzem. Wkurzeni Kartagińczycy nasyłają na niego seryjnego samobójcę. Arystoteles ginie mimo, że próbuje się, jak dziecko zupełnie,  ukrywać. Żydzi zaś, chcąc ratować tak korzystny biznes, jak jednolite, podporządkowane im w połowie imperium, szukają jakichś następców króla. Nie wiadomo kogo obstawić: Seleucydów, Macedonię, Pergamon czy Ptolemeuszy? Świat się bardzo komplikuje. Jakie to szczęście, że Arystoteles wcześniej wymyślił logikę, dzięki której wszystko da się wytłumaczyć.

Na dziś to tyle. Zapraszam do lektury i przypominam, że w następny weekend odbędą się w Grodzisku Targi Książki i Sztuki – 1-2 lipca – Mediateka.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/

A tu nowy nawigator, także o morzu, ale w czasach nam bliższych

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

 

  10 komentarzy do “Aleksander Wielki i Fenicjanie”

  1. Dzień dobry. To wspaniałe, doprawdy. Bardzo warto moim zdaniem poświęcić trochę pracy tym właśnie zagadnieniom, efekt jej bowiem pozwoli nam wyprostować poglądy w wielu ważnych sprawach. Aleksander, Fenicjanie i inne dramatis personae nie są bowiem jakimiś skamielinami, ale wręcz terminami językowymi tak zwanych „ludzi wykształconych” – jak jakaś, nie przymierzając, siłaczka… Dlatego ważne jest żebyśmy pozbyli się tego narzuconego nam przez nie wiedzieć kogo (wiedzieć…) fałszywego obrazu uniemożliwiającego rozumienie tych spraw a przez to także rozumienie spraw zupełnie współczesnych. Żydzi i Babilon. Ileż to nasłuchaliśmy się o wielkiej doktrynalnej wrogości między tymi bytami. „Nierządnica Babilońska” – mówi tradycja biblijna i tak to się od pokoleń przekazuje. Skąd wyszedł Abraham? Z Ur chaldejskiego. Czegoś więcej trzeba? Z Cyrusa zrobiono bohatera, co to uwolnił Żydów z niewoli babilońskiej, ale to w niej właśnie po raz pierwszy spisano Stary Testament. Ależ tam musiał panować ucisk! Dość powszechnie panuje przekonanie o międzynarodowej solidarności Żydów. To doświadczony lud i raczej chętnie ze sobą współpracuje, ale doraźne interesy wewnątrz tej społeczności potrafią przeważyć. Zapewne tak samo było z Fenicjanami. Nawet jeśli skoncentrujemy się tylko na ostatnim etapie, po roku 1000 przed Chrystusem, możemy dostrzec ewolucję tego imperium. I wewnętrzne sprzeczności. Z całą pewnością Tyr, Sydon, Kartagina, Kadyks i inne ośrodki miały swoje lokalne, sprzeczne interesy. Ale nic o tym nie wiemy…

  2. Możemy jednak pospekulować i to jest najfajniejsze. A niewola w Babilonie była pewnie tak samo opresyjna, jak więzienie Michnika na Rakowieckiej

  3. A co moglo byc na tych misteriach?… Babki i alkohol zapewne.

    Film z Jerzym Kryszakiem z 1983 r. moze cos powiedziec na ten temat (potrzebny kod na potwierdzenie, ze jest sie osoba dorosla)

    Akcja filmu toczy sie w Aleksandrii. Scenariusz na podstawie prozy jakiegos Francuza – swintucha oczywiscie.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Thais_(film)

    https://www.youtube.com/watch?v=Q2xaJ3rAvUg&pp=ygUKZmlsbSB0aGFpcw%3D%3D

  4. Myślę, że misteria zaczynały się od pieczenia niemowląt na rożnach, a potem napięcie cały czas rosło

  5. Trzeba by zapytać Kryszaka, jak tam było naprawdę. Wersja light to wg mnie imprezy, jak w hotelu Dom Poselski na Senackiej, a hard to wolę nie myśleć.

  6. 20-06-2023 [14:22] – NASZ_HENRY | Link: @smieciu dla @Coryllusa
    @smieciu dla @Coryllusa

    Korzystając z tego, że autor notki wywołał Coryllusa (byłego autora NB) do tablicy proponuję zapoznać się bliżej z jego obecną działalnością a nawet go osobiście poznać.
    Na początek proponuję odwiedzić Targi Książki i Sztuki, które odbywać się będą w Grodzisku Mazowieckim, w Mediatece, w dniach 1-2 lipca tego roku, w godzinach od 11:00 do 19:00.
    Coryllus zaprasza wszystkich, którzy się z  nim zgadzają oraz tych, którzy się nie zgadzają, ale gotowi są milczeć przez całą imprezę dla dobra sprawy. Sprawy PiSowskiej ma się rozumieć

  7. Smieciu niech nie przyjeżdża. Nie jest mile widziany

  8. @smieciu robi tylko za słup ogłoszeniowy

  9. Dochodze do wniosku, ze na dluzsza mete bardziej licza sie zasady, niz sila militarna czy nawet pieniadze. Bez doktryny, dobrego prawa, dobrej religii i obyczajow zbyt daleko sie nie zajedzie.

    Zenon odkryl te zasade ponad dwa tysiace lat wczesniej.

  10. jasne, inaczej wpadamy w chaos,

    no bo norma spiżowa i przestrzegana ułatwia życie wszystkim, także krętaczom bo przywołuje do porządku.

    nie jest to odkrywcze ale jest istotne

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.