paź 202022
 

Wszyscy wierzymy w to, obawiając się jednocześnie tej myśli, że polityka jest sprawą poważną. Kiedy jednak rozglądamy się wokół, analizujemy działania polityków w Polsce, a także ludzi aspirujących do roli edukatorów w zakresie historii i polityki, mamy wrażenie, że jest jednak odwrotnie. Wczoraj w Wiadomościach pokazali szefa IPN, który reklamował sławną już „Grę szyfrów”. Mówił o tym, że trzeba dzieci zapoznać z historią, a szczególnie z tym momentem, w którym Polacy obronili Europę przed zalewem barbarzyństwa. Te idiotyzmy są od wielu lat ciśnięte na siłę, a ich usprawiedliwieniem jest gawęda o tym, że to dla dzieci, a jak dzieci dorosną to się dowiedzą prawdy. Proszę Państwa, edukacja to taki proces, który z dziecka tworzy osobę dojrzałą i świadomą, nie czyniąc jej przy tym degeneratem. O co, przyznajmy, łatwo kiedy się ludzi zapozna z mechanizmami polityki. No, ale dlatego właśnie mamy Kościół, który prowadzi nas do zbawienia, żeby nie wpaść w takie pułapki. Jeśli oddzielimy ten Kościół od polityki i zrobimy zeń grupę wsparcia dla wariatów, co nie mogą znaleźć swojej drugiej połówki, to nie miejmy potem pretensji, że edukacja polityczna idzie w kierunku infantylizacji przekazu z obawy, żeby prawda nie wykoślawiła umysłów słabych.

Dobrze wiemy, że są miejsca i nauczyciele, mało mający wspólnego ze szkołą w potocznym rozumieniu słowa, gdzie kształci się prawdziwych, czynnych, aktywnych i zdecydowanych degeneratów z przeznaczeniem wprost do polityki. Dzieciak wychowany na „Grze szyfrów” nie ma z takimi ludźmi szans. A pewnie będzie kiedyś tam musiał wobec nich stanąć.

Chciałem dziś wrócić do tematu wielokrotnie tu omawianego – reakcji zachodu na najazdy imperiów wschodnich. Opis tego, co się stało na Węgrzech w roku 1241 i latach późniejszych, a także opis politycznej technologii mongolskiej stosowanej z powodzeniem przez całą historię wzrostu imperium, nie pozostawia złudzeń co do intencji krajów cywilizowanej Europy.

Zacznijmy od tej technologii. Mongołowie zachowywali się jak Marsjanie w sławnym pastiszu filmowym. Przybywali i mówili, że chcą pokoju i trzeba się z nimi koniecznie porozumieć. Kiedy tylko ktoś przyjął ofertę, natychmiast był mordowany wraz ze wszystkimi poddanymi. Mongołowie bowiem podobnie jak Marsjanie, nie chcieli się z nikim porozumiewać. Pragnęli wyczyścić teren pod swoje przyszłe inwestycje polityczne i ekonomiczne. Plany słabych i nie umiejących się bronić ludów nie interesowały ich wcale. Żeby oferta Mongołów była przekonująca musiał przedstawiać ją ktoś, kto wzbudzał w Europie zaufanie. I tym człowiekiem był bohater książki Gabriela Ronaya – Anglik. Przybył on także na dwór króla Beli IV i zaproponował mu podporządkowanie się Mongołom, albo eksterminację. I tylko ktoś wychowany na „Grze szyfrów”, mógłby przypuścić, że to jest oferta. Wyboru w istocie nie było. Albo Węgrzy przyjmą propozycję, a wtedy Mongołowie wymordują wszystkich mniejszym kosztem, albo przyjmą walkę i będą musieli się trochę natrudzić zanim pokonają Węgrów. Ich los byłby jednak taki sam. Anglik oczywiście wiedział, jaki jest istotny sens propozycji. Był jednak wiernym sługą chana.

Można by teraz zapytać – dlaczego Węgry, a nie Polska i wybrzeża Bałtyku? Sprawa jest prosta, ale dla współczesnego, polskiego odbiorcy mało zrozumiała. Król Bela, rzucił wyzwanie Niemcom i nie mogąc przeciwstawić się ich polityce na zachodzie, chciał zbudować analogiczne do rzymskiego imperium na stepach. Miał po temu powody, albowiem nad Wołgą żyły jeszcze madziarskie plemiona, trwające w pogaństwie, które – wraz ze stale sprzymierzonymi z Węgrami Kumanami – stanowić miały trzon chrześcijańskiej cywilizacji wielkiego stepu. Nad Wołgę zostały wysłane misje, a wielu Kumanów przyjęło chrzest w obrządku katolickim. Taki pomysł spotkał się z natychmiastową reakcją, przede wszystkim Mongołów, ale także Niemców. Mieli oni gotowego kandydata do korony węgierskiej, a był nim książę Austrii Fryderyk II. Mieli też gotowe stronnictwo, które – co za niespodzianka – nazwane zostało w literaturze stronnictwem niemieckim. Ludzie ci rozpowszechniali na Węgrzech wieści, że zagrożenie mongolskie jest fikcją, że wymyślił je sam król, aby podnieść podatki i w ogóle to Puitn jest dobry i chce tylko handlować gazem. Kiedy Mongołowie uderzyli na Kumanów, a ci wraz ze swoim chanem – Kocjanem uciekli na Węgry, niemieckie stronnictwo rozpoczęło akcję propagandową przeciwko nim, doprowadzając w końcu do tego, że większość Kumanów została zamordowana, przez nie wierzącą w inwazję mongolską szlachtę. Tak piszą w książkach. Kto jednak w rzeczywistości wymordował Kumanów w Budzie, nie wiemy. Podejrzewać jednak możemy, że ktoś, kto sprawniej posługiwał się bronią i był taktycznie lepiej wyszkolony niż oni. Kolejna fala Kumanów, która przybyła na Węgry, widząc co się dzieje, nie czekała, aż stronnictwo niemieckie ich wymorduje, ale pustosząc kraj ruszyła przez Bułgarię do swoich starych siedzib i tam podporządkowała się Mongołom. Potem wraz z nimi atakowała Węgry.

Stronnictwo niemieckie zaś zajęło się uspokajaniem Węgrów, którzy nie powinni bać się Mongołów, bo ten strach to wyraz rusofobii Kaczyńskiego, szczególnie wyróżnił się wtedy Radosław z Chobielina Sikorski. Dopiero kiedy tiumenie znalazły się w granicach królestwa, rozpoczęto koncentrację wojska, którą poprzedzono wielkim sejmem. Tracąc przy tym wiele cennego czasu. Czas bowiem, w konfrontacji z Mongołami był najważniejszy. Drugim istotnym czynnikiem była intuicja. Ze wszystkich opisów jakie czytałem, dotyczących taktyki i strategii wodzów mongolskich wynika, że byli oni obdarzeni niezwykłym wyczuciem sytuacji. Takie rzeczy brały się oczywiście z praktyki bojowej, przede wszystkim. Tej zaś nie miał żaden europejski dowódca. Żaden też nie myślał o wojnie takimi kategoriami, jakie stosowali w praktyce najniżej nawet postawieni dowódcy mongolscy. I aż dziwne się wydaje, że cała teoria dyplomacji i teoria pola bitwy znajdowały się wówczas po stronie Mongołów. Mimo, że nie istniały żadne traktaty pisane na ten temat.

Wróćmy jednak do koncentracji wojsk. Kiedy ją rozpoczęto, na miejsce przybył ze swoimi ludźmi Fryderyk Austriacki, ale wycofał się natychmiast, zorientowawszy się zapewne, że armia nie ma szans w starciu z najeźdźcą. Pytanie czy zorientował się sam, czy ktoś mu to powiedział? Skłaniałbym się raczej do tej drugiej wersji.

Porównajmy teraz ten opis do naszej współczesnej sytuacji. Co by było, gdyby Putin nie był tym kim jest, czyli tanim oszustem, otoczonym jeszcze gorszymi degeneratami? Ukraińcy przybyliby do Polski znacznie tłumniej, a tu ogłoszono by ich winnymi sprowokowania wojny i banderowcami – bo nie potrafili się porozumieć  z Rosją i nie odpowiedzieli jak należało na dojrzałe propozycje dyplomatyczne Ławrowa. Do tego jeszcze wymieszaliby się z nachodźcami przerzucanymi przez granicę białoruską, a partia niemiecka zaczęłaby kampanię zmierzającą do odsunięcia PiS od władzy, pod pretekstem jawnej rusofobii. Ukraińcy zaś zostaliby zaatakowani przez prawdziwych patriotów, którzy chcieliby porozumienia z Rosją. Czy taka postawa uchroniłaby Polskę przed likwidacją, a nas przed śmiercią w wyniku interwencji Fryderyka II Austriackiego, albo samych Mongołów? Nie przypuszczam. Nikt bowiem nie składa poważnych ofert ludom, które nie potrafią się bronić.

Do tego jeszcze dochodzi jeden aspekt – wysyp strategów medialnych, którzy lansowani niczym gwiazdy rocka w latach siedemdziesiątych – opowiadają na wyprzódki co trzeba robić, żeby ocalić kraj. To jest piąta kolumna po prostu, w co uporczywie nie chcemy wierzyć. Jedyna nadzieja w intuicji i praktyce naszych polityków, którzy – raczej na pewno inspirowani – sięgnęli po sposoby i technologię z dalekiego wschodu, z miejsca gdzie wojna nigdy nie zamiera i trzeba ciągle trwać w gotowości. Teoria zaś wojny i technologie jakie się na niej stosuje wywodzą się z doświadczeń praktycznych. I miejmy nadzieję, że ten transfer technologii i sprzętu powiedzie się, zanim partia niemiecka znów okrzepnie. Wczoraj zaczęła się nowa afera z Tuskiem w roli głównej. Czy będzie miała poważne konsekwencje, to znaczy czy trwale odsunie tego człowieka od władzy? Nie wiem, ale mam wrażenie, że część polityków PiS uważa, że to w czym uczestniczą to „Gra szyfrów” wypuszczona na rynek przez IPN. Kiedy zaś zdejmą z głowy symulator, wszystko wokół będzie kolorowe i piękna, a politycy opozycji będą się do nich uśmiechać. Wszak wszyscy dobrze się znają.

Będzie inaczej, ale możliwości naprawy sytuacji nikt politykom PiS nie da. Nie po to się organizuje inwazję i nie po to się dewastuje kraj, żeby ocali jego nic nie rozumiejących obrońców z głowami pełnymi pomysłów wprost z przedszkola.

  15 komentarzy do “Anglik tatarskiego chana – stałe fragmenty gry w polityce europejskiej”

  1. Dzień dobry. Cóż, nie raz już tu napisałem, że uważam, ze tak zwani „polscy politycy” nie mają nic do powiedzenia, a dziś mogę tylko dodać – na szczęście. Od przeszło stu lat są tylko wykonawcami poleceń skądsiś z daleka, a może nawet nie aż tyle, w zasadzie są wynajęci do wyjaśniania tubylcom zaistniałych okoliczności i wmawiania im, że tego właśnie chcieli. Ci, którzy istotnie rządzą – wykorzystują nas jak zawsze do tego, do czego się nadajemy. A to – w ich poprawnej percepcji – głównie wojaczka. Bitwa Warszawska, Odsiecz Wiedeńska, przykłady możnaby mnożyć, jeśli dodać do tego różne Krzyże Walecznych pokazywane od święta przez dziadków, wręczane przez samego, panie, Maczka – mamy komplet. Tak jesteśmy wychowani, to jest nasz świadomy i podświadomy zestaw wartości i umiejętności, wcale nie tak powszechnych w tej części świata. No to dobrze, powiedzą, mamy dla was robotę. wyposażenie dostaniecie, nie za darmo wprawdzie, się was przeszkoli i hajda… Czy to źle? Ja myślę, że nie. Nawet jeśli czasu i pary nie starczy na opracowanie strategii, ta przyjdzie razem ze sprzętem, to stara prawda jest wciąż w mocy; najgorzej to nie mieć armat…

  2. No właśnie o tym napisałem. Kwestią najważniejszą jest czas

  3. – dobrze Pan napisał. Żeby tylko czytali…

  4. że też wiadomość o tym jacy brutalni są Krzyżacy nie dotarła z Węgier do Konrada  Mazowieckiego,  no zostaje nam mała ale …  satysfakcja że Prusacy doznali brutalnego krzyżackiego  rządzenia i zwrócili się  do polskiego króla z prośbą o ratunek /Zygmunt Stary, Kopernik/.

  5. Słyszałem argument, że” Amerykanie” celowo trzymają Tuska na pozycji lidera opozycji, bo mają na niego haki, co gwarantuje jego nieskuteczność i klęskę opozycji. Pytanie kiedy należałoby odpalić sprawę np o działalność agenturalną, morderstwo itp. Być może najlepszy czas na krótko przed wyborami, aby nie urósł  inny lider. Prawda taka, że to nie gra i litości dla zdrajców być nie może.

  6. Jeżeli Amerykanie (z korzeniami czy bez) tym razem poważnie zaangażowali się na naszym „pomoście” /”pivocie” (a tak na razie wygląda), to przed wyborami można spodziewać się róznych cudów. Obstawiam ujawnienie kolejnych kompromitujących nagrań małpozycji. Coś w stylu sowy, ale może nawet cięższy wagomiar: może rozmowy ws. ciamajdanu, może coś z ostatniego Pegasusa. Może nawet coś o Smoleńsku.

    Nie wykluczałbym też innego zagrania: przecwelowania którejś z małpozycyjnych jaczejek na koalicjanta dla PISu („w poczuciu odpowiedzialności za Ojczyznę … bla. bla bla …”). Pożywiom – uwidim, jak mawiają bardziej europejscy „Europejczycy”.

  7. gdyby to prusactwo nie było takie zawzięte to już Brunon z Kwerfurtu ze swoimi 18 misjonarzami  czy potem Wojciech, czy bp Christian, dali by rady ..

    no ale było inaczej

  8. Bałtycka zawziętość na coś się przydała. Mam na myśli Litwinów. Teraz też ostro grają – w sprawie Tajwanu, Białorusi. Bałtowie to widać zawodnicy ataku.

  9. Jeśli wybory w ogóle się odbędą. Udział Iranu w wojnie nie nastraja optymistycznie. Gra się toczy o pełną stawkę i nie nędzy kompromisu, tylko zwycięzcy i przegrani. Czyli być może stan wojenny także u nas.

  10. Od lat mówiłem, żeby metodą turecką zapukać do Seulu i tam poszukać gotowych rozwiązań. Różnych- broni, transportu, infrastruktury. Przypomina mi się wyśmiewany przez Niemcewicza szlachciur, który nawoływał do sojuszy z Ameryką i Chinami, w przeciwieństwie do oświeconych aliansów z Francją i krajami niemieckimi. No i na czyje wyszło? Jak się układa współpraca z Niemcami, Izraelem i innymi krajami? Niemcewicz, goń się.

  11. no jeśli będzie jak mówisz to szkoda, a nawet duża szkoda dla nas

  12. No nie, nie sądzę. Ożywcza bryza, jeśli chodzi o Bałtów. A co do wojny, to szkoda, że jest. Ale niekoniecznie oznacza ona stratę dla Polski.Na razie bliski wschód eksportuje wojnę na Ukrainę. Prawdopodobnie po wyborach 1 listopada okaże się , że Izrael dostarczył Ukrainie knows how i środki do zwalczania dronow, rakiet balistycznych i komandosów z al Kuds, bo przypuszczam, że i oni się tam pojawią. Byli onegdaj w Bośni. To smutne. Republika Islamska pewnie ma już bombę a chytrze oddała atak na własne terytorium, ale myślę, że to się nie uda. Wojna rozleje się. Każdy woła, lub podpuszcza drugiego, by wolał: sprawdzam !

  13. To tak nie działa, po prostu w sposób inteligentny jako członek NATO kierowani przez Amerykanów do Seulu, gdzie ich azjatycki sojusznik ma sprzęt akurat gotowy do przehandlowania dla Polski, zbroimy nasz kraj w mgnieniu oka. Wybija godzina W jak widać i PL nagle bierze 1000 czołgów K2 oraz ileś systemów artylerii, które są produkowane w połowie przez Lockheed MArtin. Dawniej był problem z paroma F16, latami trwały offsety, latami nie było nowych czołgów tylko jakieś Leopardy po remoncie od Niemców. Przepłacaliśmy za Caracale bo ktoś nabrał łapówek, może też w reklamówce z Biedronki, choć w tym przypadku raczej z InterMarche… Jak biorą się za to Amerykanie i nikt nie sypie paisku w tryby (np. żadni kontrolerzy lotów z Okęcia), to modernizacja armii zajmuje jak widać JEDEN ROK w porywach DWA.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.