lip 192018
 

Wydarzyła się tu wczoraj rzecz niezwykła. Siedziałem z książką w ręku na wprost okna, jakieś 30 metrów nad poziomem jeziora, która się pod tym oknem rozciąga. Jezioro zasłonięte jest gałęziami klonów gęsto porastającymi brzeg i w dzień widać tylko jego fragmenty. Było już ciemno, okno otworzyłem szeroko i słuchałem głosów dochodzących z ciemności, podczytując od czasu do czasu co tam pani Arendt napisała w swojej niezwykłej książce. Nagle usłyszałem głos sowy, to znaczy wiedziałem, że to jest głos sowy, ale za nic nie potrafiłbym go przyporządkować konkretnemu gatunkowi, z całą pewnością nie był to puszczyk, prędzej włochatka, albo sowa jarzębata. Odezwała się raz, drugi, potem trzeci, a chwilę później siedziała już na parapecie okna na wprost mnie. To było naprawdę niesamowite. Obróciła głową w prawo, potem w lewo, nastroszyła się, wydała ten dziwny dźwięk i odleciała w ciemność. Słyszałem ją jeszcze przez chwilę, zanim nie odleciała na drugi brzeg jeziora. – Sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu – przemknęło mi od razu przez głowę. To znaczy, że wyjaśnić możemy tylko te sprawy, który już się zdarzyły, a nie te które dopiero będą. No nie wiem…ja sądzę, że możemy dziś podjąć pewne ryzyko i popróbować wyjaśniania spraw przyszłych.

Zaczynamy.

Arendt z sobie tylko znanych powodów łączy sprawę Dreyfusa ze sprawą Petaina. Dla niej, a sądzę, że także dla innych Żydów, to są kwestie nierozerwalne. My, postronni obserwatorzy, niewiele rozumiejacy z historii w ogóle, a z historii III Republiki prawie nic, nie potrafimy pojąć, jak zmarły w roku 1935 Dreyfus, mógł mieć wpływ na firmującego rząd Vichy Petaina. Ona to w zasadzie wyjaśnia, ale nie wprost przecież. Chodzi o armię i jej przeznaczenie. Bo w tej formule zawiera się istota obydwu afer – Dreyfusa i Petaina, a także innych afer targających III republiką. Rządy w Paryżu, po roku 1871 miały do rozwiązania jeden najważniejszy problem – jak skłonić armię do posłuszeństwa. Ta bowiem nie była wcale armią republikańską. I to nam pani Arendt pisze wprost – armia francuska, po tych wszystkich rewolucjach i komunach, była armią katolicką, armią zachowawczą, którą oczywiście próbowano wplątać w różne afery, ale szło to opornie. Armia ta miała swój sposób wyłaniania liderów, szydzono wprost, że za hierarchią wojskową we Francji stoją jezuici. Arendt zaś pisze nam, że Kościół stosował wobec armii zasadę, której był wierny zawsze – dawać szansę zdolnym, bez względu na ich pochodzenie. To się bardzo pani Arendt nie podoba, nie potrafi ona ukryć niechęci do tej zasady. Do armii aspirowali Żydzi, ale ich tam nie wpuszczano. Kiedy w końcu trafił się jeden Żyd w sztabie generalnym – Dreyfus, od razu wybuchła największa z afer, która przyćmiła nawet aferę panamską. W tej ostatniej także brali udział Żydzi, ale pani Arendt zdaje się tego nie zauważać. Jak już pisałem, Francuzi chcieli rządzić światem, poprze kontrolę globalnego transportu. De Lesseps wybudował najpierw Kanał Suzeski, który odebrał mu Rotszyld z Londynu, w imię królowej, potem wziął się za Kanał Panamski, który odebrali mu Amerykanie kompromitując przy tym III Republikę i dewastując budżety francuskich ciułaczy. Istotę tej ostatniej afery pani Arendt wyjaśnia dokładnie – żeby uzyskiwać gwarancje na obligacje pożyczkowe trzeba było przekupywać parlamentarzystów, a w III Republice rządy i parlamenty zmieniały się często. Konieczny był pośrednik pomiędzy inwestorem, a polityką. Od razu pojawiło się dwóch – Jakub Reinach i Cornelius Hertz, obydwaj Żydzi, a ten ostatni na dodatek był jeszcze amerykańskim agentem. Domagali się oni ogromnych prowizji za swoje usługi, z których w pewnym momencie przestali się wywiązywać. I tak zbankurtowało Towarzystwo Kanału Panamskiego. Pan Reinach, przerażony tym co się stało poleciał, choć Żyd, do największego w całej Francji anttsemity, pana Drumont, wydającego pismo – o zgrozo – Libre parole – i tam uzgodnił, że po kawałeczku, żeby zwiększyć udrękę polityków umoczonych w aferę, będzie publikował listę nazwisk skorumpowanych osób. Pan Hertz zachował zimną krew, a potem ze spokojem doprowadził pana Reinacha do samobójstwa. III Republika zaś zatrzęsła się w posadach. Armia w tym czasie pozostała niewzruszona. Armia nie miała zamiaru walczyć w interesach III Republiki, to ważne dla naszych rozważań, armia po doświadczeniach z roku 1871 i lat komuny, chciała zachować status quo i wciągać w swoje struktury coraz więcej zdolnych, młodych ludzi, którzy mogliby służyć Francji. O tym pani Arendt nie pisze, pisze za to o skandalicznych aferach w sztabie generalnym, o tym na przykład, jak oficerowie sprzedawali preparowane informacje niemieckim agentom. Ja zawsze myślałem, że jak jakiś oficer sprzedaje wrogowi kłamstwa i jeszcze bierze za to pieniądze, to ma zasługę. No, ale widocznie się myliłem i jest to objaw degeneracji.

O ile Amerykanie chcieli jedynie Francuzów okraść i podporządkować ich sobie, o tyle Brytyjczycy mieli szczery zmiar wysłać ich na wojnę przeciwko Niemcom, którzy właśnie zaczęli rozbudowywać flotę i przemysł chemiczny. Reprezentatnem interesów amerykańskich we Francji był sam Georges Clemenceau. Reprezentatntem inreresów brytyjskich był wspomniany tu już pan Drumont, znany antysemita. Byli nimi także ojcowie augustianie, wydawcy rzekomo katolickiego pisma La Croix. To pismo było tak samo katolickie, jak Tygodnik Powszechny mniej więcej.

Wracajmy jednak do armii. Według Arendt armią rządzili jezuici i to oni, nie Żydzi chcieli przejąć absolutną władzę we Francji i chcieli doprowadzić do upadku republiki. Mimochodem pisze nam autorka, że bogaci Żydzi przenikali do sfer arystokratycznych i tam próbowali montować różne monarchistyczne koalicje, celem przywrócenia króla. Zawsze bowiem to lepiej pilnować jednego degenerata, niż całej ich gromady, zwanej parlamentem. No i taniej to wychodzi. Według Arendt w aferze panamskiej nie było winnych, a pan Hertz po prostu korzystał ze zdeprawowania polityków republiki. Pożyczka jakieś naród udzielił Lessepsowi przepadła co prawda, ale najważniejsze, że uratowano republikę właśnie, do której Arendt ma stosunek nabożny. Kiedy zaś pisze o Clemenceau używa zwrotu – uwaga – jakobińska sprawiedliwość. I jest to nacechowane młodzieńczym i dziewczęcym afektem. Jakobińska sprawiedliwość jest w tej książce przeciwstawiana zgliniznie moralnej armii i jezuitów. Jeśli Wam się zdaje, że ona wspomina choć raz o wyrzuceniu jezuitów z Francji, o sekwestrze nieruchomości, odebraniu im szkół i ośrodków wychowawczych, to się grubo mylicie. Ona o tym nie pisze nigdzie. To są sprawy nie istniejące. Nie ma tego. Jezuici chcieli przejąć władzę nad krajem za pomocą armii i zniszczyć jakobińską sprawiedliwość reprezentowaną przez Clemenceau, ale im się nie udało, choć stosowali różne chwyty. Oto książę Orleanu, bankrut i aferysta załorzył brygadę rzeźników, oczywście sponsorowany przez jezuitów. Należeli do niej rzeźnicy paryscy, gotowi mordować na zawołanie. Wszyscy należeli do Ligi Antysemickiej, która miała swoją siedzibę w nowoczesnym budynku zaopatrzonym we wszystkie zdobycze techniki, dzwonki elektryczne, kraty w oknach, pocztę pneumatyczną itp., itd. Brednie te opowiada Arendt bez mrugnięcia okiem. Pisze też, że największą świnią w całej armii był major Esterchazy, który zwiał do Londynu, przyznając się wcześniej do tego, że sfałszował rzekomy donos Dreyfusa pisany do Niemców. Nigdy nie zgadniecie czym się ten facet zajmował i na czym zarabiał. Otóż notorycznie obrażani przez swoich kolegów Francuzów, żydowscy oficerowie wynajmowali go jako sekundanta. Niezwykłe prawda? Kreatura środowisk żydowskich, fałszuje donos, rzekomy dowód w sprawie o szpiegostwo, w której oskarżonym jest pierwszy w historii Żyd pracujący w sztabie generalnym. A kto go tam zatrudnił i w jakim celu? My nie wiemy kim był pan Dreyfus, bo postać tę przedstawia się zwykle w aurze męczeńskiej. Pani Arendt zaś zdradza nam, że był to aspirujący przygłup, który po paru głębszych opowiadał o swoim majątku i możliwościach rodziny, a także o tym ileż to dziewcząt oglądało się za nim na ulicy, kiedy szedł w paradnym mundurze. Nie może więc nikogo dziwić, że koledzy nie przepadali za jego towarzystwem. Rodzina pana Dreyfusa wydała masę forsy, żeby nic mu się nie stało w więzieniu i na tej diabelskiej wyspie, gdzie go naprawdę, czy też rzekomo zawieziono.

Nie wchodząc w jeszcze głębsze szczegóły – sprawa wyglądała tak – armia, tradycja i Kościół, a naprzeciwko parlament, aferzyści, Rotszyld i aspirujące rodziny żydowskie. W tle globalne interesy, których bez wpędzenia armii w pułapkę wojny załatwić się nie da. Żeby tę pułapkę zmontować potrzebna jest kontrola nad armią, a tę uzyskuje się za pomocą prowokacji. Nigdy nie zgadniecie kiedy zawiązała się Liga Antysemicka i kiedy na ulicach zjawiły się prawicowe bojówki bijące zwolenników Dreyfusa. Dopiero po tym, jak Clemenceau opublikował w Aurorze swoje oskarżycielskie teksty i dopiero jak swój tekst pod tytułem Oskarżam opublikował tam Zola. Nie wcześniej. Mamy tu więc klasyczny więc przykład montażu ulicznego, a pani Arendt z płaczem niemal wyznaje, że tym bojówkarzom wstrętnym pomagała policja. Oczywiście, że pomagała, bo to byli ich koledzy, tyle, że w cywilnych łachach. Mimo tych wszystkich zabiegów armia ani drgnie. W tle mamy cały czas dzikie prześladowania Kościoła i trwający proces kanonizacji Joanny D’Arc, o którym Arendt nie wspomina, bo to jest dla niej folklor bez znaczenia. Żeby zdewastować armię i wysłać ją na wojnę potrzebne są nie afery, ale całe wiązki afer i one wybuchają jedna po drugiej – Boulanger, afera fiszek i kilka pomniejszych historii. Dreyfuss ciągle jednak jest motywem wiodącym, no i ta Liga Antysemicka, co ma siedzibę w centrum Paryża w nowoczesnym budynku, którego policja nie umie namierzyć. I jeszcze jedna rzecz – kiedy drobni ciułacze pożyczają Lepepsowi pieniądze wykupując rządowe obligacje, to są według Arendt frajerami zasługującymi na współczucie. Potem zaś pada zdanie – Rotszyld pożyczył pieniądze Rosji. Zaraz, przepraszam, jak to pożyczył? Wyjął z szafki i pożyczył? No skąd, dostał gwaracje rządu i rozpoczęto sprzedaż obligacji. To jasne. Pożyczka Rotszylda zaś została oficjalnie nazwana rządową pożyczką dla Rosji. I to pani Arentd nie przeszkadza, ona nie widzi w fakcie kupienia przez Rotszylda rządu III Republiki niczego nadzwyczajnego. Pewnie nie wdziała także niczego nadzwyczajnego w wykupieniu przez durgiego Rotszylda akcji Kanału Sueskiego, bo to taka gospodarka nie związana z polityką. Co innego jezuici, którzy chcieli zawładnąć Francją i zniszczyć jakobińską sprawiedliwość.

To nie jest idiotka, myliłem się, to jest bardzo kokieteryjna oszustka. Petain zaś łączy się w jej umyśle ze sprawą Dreyfusa, ponieważ Petain był ostatnim żołnierzem starej Francji i doskonale wiedział, jakie były kulisy afer toczących się przed I wojną i po niej nad Sekwaną. On także, podobnie jak jego poprzednicy, próbował w czasach trudnych ocalić armię, armię która miała się wykrwawiać na froncie w imię interesów amerykańskich i brytyjskich. Miała być kartą przetargową w wewnętrznych anglosaskich ustaleniach dotyczących podziału wpływów na globie. Petaine zaś grzecznie skapitulował, przez co nazwano go zdrajcą i wytoczono mu proces. Nie wystąpił w obronie jakobińskiej sprawiedliwości, bo wiedział czym to się skończy. Całe szczęście znaleziono innych frajerów, którzy dzielnie stawili opór niemieckim kolumnom pancernym wyekwipowanym przez niemiecki przemysł, w który wpompowano amerykańskie pieniądze. Tymi głupkami byli oczywiście Polacy.

I teraz ważna rzecz – w roku 1907 powstają słynne Brygady Tygrysa, zorganizowane przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Georgesa Clemenceau. Wymierzone są one rzekomo w uliczny terror. No, ale jeśli mamy z jednej strony armię, która – jak pisze Arendt – próbuje w sposób pokojowy przejąć władzę. Tak to jest sformułowane nie inaczej – armia próbuje w sposób pokojowy przejąć władzę – to w takiej sytuacji potrzebne są jakieś siły o nadzwyczajnych prerogatywach, które by się temu pokojowemu przejęciu władzy mogły przeciwstawić. Oczywiście Brygady Tygrysa osaczają Bonnota i jego bandę, dochodzi do dzikiej strzelaniny, ale nie zapominajmy, że Jules Bonnot, to dawny kierowca sir Arthura Conan Doyle’a.

Jak ja to teraz wszystko połącze z Listkiewiczem i przepowiadaniem przyszłości? Prosto, z wdziękiem prestidigitatora…Oto wczoraj w radio pasierp Urbana, niejaki Strzyczkowski, prowadzący w radio ciekawe audycje, zacytował Listkiewicza. Ten zaś w jakimś wywiadzie powiedział, że w polskiej piłce źle się dzieje ze względu na deprawujący młodzież dobrobyt. Tak właśnie, młodzież nie ma motywacji, a przez to nie chce jej się grać w piłkę i nasza ojczyzna musi znosić te gorzkie porażki. A taka Francja na przykład wygrywa. Czemu? Bo tam grają imigranci, którzy mają motywację, bo chcą się wyrwać ze slumsów i podnieść swój status. I wyobraźcie sobie, że pasierb Urbana przyklasnął tej koncepcji. Ktoś tam co prawda zadzwonił do radia mówił, że to nie tak, że rodzice zdolnych chłopców płacą mnóstwo pieniędzy, żeby oni mogli trenować piłkę w dobrych klubach, że poświęcają temu życie, ale głos te utonął w cmokaniu i zachwytach jakie wydobywały się z wnętrza urbanowego pasierba, w związku ze słowami Listkiewicza. Ja nie wiem co trzeba zrobić z tym Listkiewiczem, łamanie kołem to chyba za mało, moim zdaniem. Kiedy oni wszyscy, mam na myśli piłkarskich działaczy, wreszcie wyzdychają? Nie mogę się tego momentu doczekać. Po meczu finałowym, w telewizji pokazali Gmocha, który bez żadnej żenady powiedział, że tam są interesy i różne ustalenia i ten wynik nie pownien nikogo dziwić. Listkiewicz zaś mówi, że nam się w dupach poprzewracało z dobrobytu i dzieci nie chcą przez to latać za piłką. To niezwykłe prawda? Jak myślicie, kiedy Listkiewicza zaczną zapraszać do programów publicystycznych w telewizji? Kiedy on zacznie wprost mówić o tym, że tylko przyjęcie dużej grupy imigrantów może uratować polski futbol? No, a jeśli nie imigranci, to zostaje nam już tylko gwałtowne pogorszenie statusu życia i upadek na dno, w ubóstwo i nędzę. Wtedy zaczniemy zwyciężać, a do zwycięstwa poprowadzi nas miły pan Misio. Niech go jasny szlag…

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  21 komentarzy do “Budzimy sowy o świcie – Dreyfuss, Petain. Listkiewicz”

  1. Listkiewicz – nie wiem czyje interesy reprezentuje. Historia ze śmiercią jego matki i te jego relacje z zabójczynią rodzą wątpliwości (obawy?), że był (jest?) tam przez kogoś dyscyplinowany. Zresztą, takich „dyscyplinujących” śmierci w polskim życiu publicznym było co najmniej kilka – zabójstwo matki adwokata/scenarzysty Piesiewicza, „samobójstwo” syna Edwarda Wnuk-Lipińskiego do głowy mi przychodzi…

    A Hannah snuje po prostu kolejną hagadę 🙂

  2. no co tu dodać… nic, wszystko wyjaśnione

    a z ta sowa Minerwy,  to było ogromne przeżycie po drugim semestrze, kiedy trzeba było zdać egzamin z filozofii, przedmiotu wykładanego przez człowieka utytułowanego, ale z jego wykładów, starając się  zrobić sensowny bryk dla całego roku, udało się wydestylować tylko jedno zrozumiałe zdanie  „Hegel: sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu” taki to był utalentowany dydaktyk.

    Myślę ,że  p. Hanna A. stwierdziłaby, że wina była po naszej stronie –  myśmy nie dorośli (ok. setki osób na roku) do tak subtelnie wykładanej nauki.

  3. Czyli dewastacja Kościoła jednak. Cel nadrzędny. I ludzi w nim, dzisiaj już na chama. Dziesiątki lat doświadczeń tamtej strony, zaczynają przynosić efekty. Brytyjczycy już dawno są nie wiadomo kim, a jak to sobie roboczo nazwałem, tutaj na tej Wyspie stworzono międzynarodowy obóz pracy (nie)przymusowej, bo jak jeden z drugim duren nie chce pracować, zwłaszcza, gdy to jest czarny albo Mahometanin, świete krowy nowego systemu,  to państwo na niego płaci. Na kontynencie idzie to oporniej ale cały czas ta machina rewolucyjna jedzie i „miażdży” nasze dusze.

  4. Znalazłem artykuł Gazety Krakowskiej o rodzinie Michała Listkiewicza; to nietuzinkowa rodzina.
    Zamordowania jego matki dokonano w sposób wyjątkowo brutalny; nieodparcie nasuwa się analogia do śmierci matki Piesiewicza, czy profesora Eugeniusza Wróbla.
    Sposób skrępowania zwłok matki Krzysztofa Piesiewicza nie pozostawiał wątpliwości, że to kara za zaangażowanie się jej syna po stronie oskarżycielskiej w proces morderców ks. Jerzego Popiełuszki. Dlaczego tak zginęła matka Listkiewicza nie jest dla nas czytelne, ale myślę iż tylko dla nas.

  5. Draniu na SN przypomniał mi pewną sprawę, więc może trochę o obecnych władzach PZPN.
    W roku 1980 Burzyński, bramkarz Widzewa, w stanie nietrzeźwym śmiertelnie potrącił pieszego i zbiegł z miejsca wypadku. Po tym zdarzeniu pojawił się w mieszkaniu obecnego prezesa PZPN, gdzie roztrzęsionego sprawcę wypadku gospodarz poczęstował koniakiem. Do mieszkania Bońka przyjechali koledzy z zespołu i po wizji lokalnej miejsca wypadku doszli razem do wniosku, że sprawy przyjęły taki obrót iż sprawca musi zgłosić się na posterunek MO. Tam pobrano mu krew i miał coś około 1 promila alkoholu.
    Jak sprawy alkoholu traktowane są w dawnym i obecnym PZPN to w poniższym linku

    https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/724392/bedzie-rekonstrukcja-afery-na-okeciu-zabawny-wpis-zbigniewa-bonka

  6. Można teraz inaczej spojrzeć na całe to wysmiewanie Francuzów, że niby biała flaga, 5 biegów do tyłu w czołgu i generalnie że tchórze, a oni po prostu nie chcieli da się wyrznac w interesie różnych prowokatorow. Szkoda że my tak nie zrobiliśmy.

  7. niby masz rację, daliśmy się wyrżnąć w interesie różnistych prowokatorów,  ale na samą myśl o tego rodzaju rządzie Vichy na ziemiach polskich   – gula robi się w gardle

  8. No właśnie taka była narracja, że gula robiła się w gardle na myśl o kolaboracji, a łatwo przełykało się śmierć Orląt Lwowskich, czy harcerzy na wieży spadochronowej w Katowicach, że napiszę o tych najmłodszych.
    Jedno tylko jest pytanie, czy Niemcy zmieniliby postępowanie względem nas po przystaniu na „współpracę”, czyli zaniechaliby uczenia polskich dzieci w szkołach liczenia tylko do 10, uczenia niemieckiego, aby można było czytać Bekanntmachungi i czy zarzucono by plany eksterminacji narodu?

  9. Przyznam rację że taka kolaboracja jak ta francuska w czasie II wojny światowej chyba byłaby nie do przyjęcia dla nas. Zastanawia mnie jednak czy naprawdę nie można było uniknąć tej hekatomby narodu Polskiego w jakiś sposób, czy nikt nie pomyślał że będziemy się zmagać z wrogami na 2 frontach naraz i sojusznicy nas oleja.

  10. A z drugiej strony ostatnio zainteresowałem się wojnami z XIX wieku i czytam sobie o wojnie krymskiej i właśnie francusko-pruskiej i patrzę pod kątem poniesionych strat to Francja była zrzucana na pierwszą linię, zwłaszcza przez Anglików którzy jakoś tak dziwnie nie ponosili w stosunku do innych walczących dużych strat i zawsze starali się je minimalizować. Na przykład oficjalnie według Wikipedii podczas wojny krymskiej siły francuskie wynosiły około 300tys a brytyjskie 250tys żołnierzy, jednak straty już 95tys zmarłych Francuzów i tylko 22tys Brytyjczyków. Cały ciężar wojny przerzucany na sojuszników, chyba warto o tym pamiętac gdy robi się sojusze z Londynem.

  11. Listkiewicz-choć rzecz jasna paskudny zeń człowiek, ma racje w sprawie piłki nożnej i młodzieży,kiedyś dla wielu,a moich kolegów w zasadzie wszystkich,była to jedyna,zasadnicza rozrywka o ile uskładało się pieniądze na piłkę-ja swoją pierwszą kupiłem dzięki odszkodowaniu za złamany obojczyk,poza tym ciężko było w lecie znaleźć wolne boisko,no a dziś?Dziś lepiej pograć na konsoli,może to duże uproszczenie ale tak po prostu jest i po co kombinować tu coś z jakimiś imigrantami,dla mnie i moich kolegów jedyną mająca sens lekcją w szkole była lekcja w-f,a dziś młodzież mówi że fajnie mieć zwolnienie.

    Żartem nieco – Proszę też zwrócić uwagę, że w takiej reprezentacji Francji większość to rzecz jasna imigranci,a może nawet i wszyscy,widać nieco za mały jest tam socjal no to się garną do robienia kariery, a w takiej Szwecji-wiadomo raj tam-w reprezentacji ichniejszego kraju sami rdzeni Szwedzi.

  12. Temat trudny, o tyle dla mnie jednak latwiejszy, że pod koniec komuny znałem pasjonata historii, który obecnie wałkowane tezy sojuszu z Niemcami i inne podobne miał obcykanae w detalach i nas nimi zarażał. Brzmiało to jak utopijne fantazje, dzisiaj jest popularnym elementem dyskusji.

    Trzeba jednak podnieść, że słowo kolaboracja jest niezbyt trafione. Byłyby zupełnie inne rozdania i nie wiadomo na kogo byłaby spuszczana ostatecznie bomba atomowa. Można sobie np. Wyobrazić, że Niemcy powstrzymali y się od tak szalonych rozwiązań, choćby ucywilizowani polskim sojusznikiem? Nieprawdopodobne? Dlaczego? Do pewnego momentu zepsuci kolesie liczą się z tym kulturalniejszym. A zanim rozkręcili by się z mordowaniem, Rosją byłaby wolna, a Hitler już mógł być na emigracji w piekle. Takie bajeczki, ale to jest nieobliczalny bilard…

  13. Po pierwsze: Niemcy nie zgłosili propozycji kolaboracji.

  14. Ta sowa to Wenceslaus Hollar w podzięce za wspomnienie w Baśni Czeskiej. Zamiast rzymskiej Minerwy i sowy wieszczącej troski, umieścił na akwaforcie ateńską Pallas i siebie jako sowę w centrum studia Coryllusa wypełnionego niezliczonymi wątkami.

  15. Przestań chrzanić, okay…

  16. no to do ofiary z młodzieży moja rodzina dodała by także młodzież grodzieńską, ale nie zapominaj że w ich wcześniejszych i nazistowskich planach nie mieściło się społeczeństwo polskie jako podmiot. Zwróćcie też uwagę,  że podany ( ze 2 miesiące temu ?) przez Ewarysta F, na SN tekst o wesołej współpracy francuskich kobiet z odpoczywającym we Francji Wermachtem też pokazuje gdzie jest miejsce połowy (kobiety)  francuskiego społeczeństwa. A my mieliśmy być wygonieni za Ural. Nigdy nam nie robiono złudzeń że mamy mieć lepsze miejsce niż jako pasterze niemieckich krów.

  17. oczywiście to „ich planach” odnosi się do agresywnych teutonów , nie do młodzieży grodzieńskiej  .

  18. Czuję niedosyt wiedzy jakie były naprawdę relacje polsko-niemieckie po dojściu narodowych socjalistów do władzy. Wiem, że naszą rzeź szykowali długo przed wojną. Słuchałem wspomnień córki bydgoskiego profesora. Profesor był na liście do eksterminacji w 39, przyszli po niego do domu. A on nie żył od trzech lat.

    Ale Niemcy mogli szykować się na różne warianty, a w życie wcielili akurat ten  bestialski.

    Poza tym jest coś takiego jak gra na zwłokę – czasami udaje się przeczekać burzę.

    I jeszcze historia Jugosławii – do czasu zorganizowanego przez brytoli przewrotu Niemcy rzekomo nie planowali inwazji, byli ponoć dobrze nastawieni. Po przewrocie musieli interweniować i co się dalej działo – w zarysie wiemy.

    Podsumowując – przydałaby się rzetelne opracowanie na temat stosunków polsko- niemieckich w dwudziestoleciu.

    Jest coś godnego polecenia?

  19. Jeden z braci mojej Babci był rzeźbiarzem w Bydgoszczy. Był na liście proskrypcyjnej, więc wywlekli go z domu zaraz po wkroczeniu i ślad po nim zaginął. Ponoć wysłano go do Schtuthofu, ale powojenne poszukiwania w samym muzeum, jak i przez Czerwony Krzyż nie dały żadnego rezultatu.

  20. Sir John Monash ( tak na marginesie urodził się niedaleko Brześcia i jako niemowlak przyjechał do AU) dowódca ANZAC w czasie I wojny światowej mówił, że brytyjscy generałowie są bardzo odważni i są w stanie walczyć „do ostatniego australijskiego żołnierza”.

  21. Brednie o białej fladze i pięciu biegach do tyłu opowiadają ahistoryczne cymbały które nic niewiedzą o Westfeldzug.  Ci kretyni od „5 biegów do tyłu” nawet niewiedzą, że największa klęska niemieckiej panzerwaffe to bitwa o  Gembloux gdzie Francuzi (pewnie na tym wstecznym biegu) rozjechali XVI Korpus Pancerny gen. Hoepnera. Mniejsza o to, że Niemcy ponieśli tam trzykrotnie większe straty w ludziach, pięciokrotnie w czołgach i sześciokrotnie w samolotach, nie mówiąc już o tym że Francja w chwili podpisania posiadała jeszcze 59 dywizji i kontrolowała około 50% obszaru kraju.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.