kw. 272024
 

Ponieważ ruszam w drogę, zostawiam dziś Państwu fragment broszury napisanej tuż po wojnie, przez Stanisława Sojczyńskiego – Warszyca. Miłej lektury

Jestem synem chłopa. W przedwrześniowej Polsce zaliczałem się do tych bardzo nielicznych, którzy ówczesne stosunki potępiali w najtwardszych słowach, jakie rodzi krzywda i społeczne upośledzenie. Sanacja, OZN jeszcze dziś, mimo że zmory przykrych wspomnień zaprzepaściły się w przeżyciach wojny, budzą we mnie uprzedzenie. Jestem przeciwnikiem wszelkich sztucznych i narzuconych „ozonów”; byłem, jestem i będę przeciwnikiem panowania klik, ale klik w ogóle, wszystko jedno – wodzowskich, prawych czy lewych. Demokracja, tylko czysta, oparta na braterskiej miłości; wielkie reformy społeczne, dokonane w jej duchu; jedność narodu, oparta na wzajemnym przyznaniu sobie słusznych uprawnień i na wzajemnych, z poczucia dobra ogólnego wynikających ustępstwach, a ponad wszystko – wolna, niezależna i jak największa oraz najsilniejsza Polska – to cele, które przyświecają milionom, i którym ja, jak tylko potrafię, służę.

Oto niektóre dane z przebiegu tej służby. W roku 1939 byłem jednym z tych, którzy utrzymali się jako żołnierze stosunkowo najdłużej dopóty, dopóki nie zawiodły wszelkie nadzieje ocalenia ojczyzny przed utratą niepodległości. Pomimo rozbrojenia mnie przez „braci Słowian” – Sowietów, któregoś dnia około 20 września, udało mi się uniknąć niewoli i znów zgłosić się do kontynuującej walkę grupy. Pod koniec września postanowiłem przedrzeć się do Warszawy, aby wziąć udział w jej obronie. Celu nie osiągnąłem, jednak mundur zdjąłem dopiero 4 października (nad Wisłą). Następnie już w listopadzie tego roku przystąpiłem do pracy w konspiracji i wyłącznie jej się poświęciłem (w szeregach ZWZ i dalej AK). Pełniłem różne funkcje, przeszedłem przez partyzantkę, brałem udział w koncentracjach oraz walkach oddziałów AK w związku z powstaniem warszawskim. Słowem, przez te kilka długich i ciężkich lat, które należałoby liczyć na miesiące, a w wielu przypadkach na tygodnie i dni, starałem się zrobić tyle, na ile mi pozwoliły warunki, moje siły i zdolności. Za skuteczny udział w działalności oraz walce niepodległościowej zostałem odznaczony Krzyżem Walecznych i dwukrotnie awansowany.

Od połowy 1943 r. byłem intensywnie poszukiwany przez gestapo i żandarmerię. Moja rodzina poniosła ciężkie ofiary: jeden z braci za ojczyznę oddał życie w partyzantce, drugi brał udział w powstaniu warszawskim i przepadł bez wieści; jeden z członków najbliższej rodziny został zamęczony w Oświęcimiu; inny – partyzant – rozstrzelany (egzekucje trzeciomajowe 1944 r.); ojciec mój siedział przez kilka tygodni w więzieniu.

Obecnie, aby uniknąć losu moich byłych licznych współpracowników i podkomendnych, którzy już w pierwszych dniach po opanowaniu tutejszych terenów przez „czerwoną armię wyzwolenia” – zostali za wierną służbę Polsce i niepopełnione winy aresztowani i wywiezieni w nieznane – ukrywam się.

Przytoczone powyżej fakty wydają się być dostateczną legitymacją obywatelską, upoważniającą mnie do zabrania głosu nawet w sprawach narodu i państwa czy rzeszy ludzi nie godzących się z dzisiejszym układem stosunków i warunkami bytu. Jestem również zdania, że głosy tego rodzaju powinny być wzięte pod uwagę przede wszystkim przez czołowych przedstawicieli państwa.

Chcę wypowiedzieć się w słowach, nazywających rzeczy po imieniu, pozbawionych balastu obłudnych frazesów, rzucić prawdę prosto w oczy widzące u innych diabła, a u siebie nie widzące belek; chcę wypowiedzieć się otwarcie, po żołniersku, w imieniu własnym i tych, z którymi dzieliłem żołnierską dolę i niedolę, i tych wielu, którzy myśląc i czując tak samo – niejako upoważniają mnie do zabrania głosu w ich imieniu. Chcę się wypowiedzieć z przepełnionego serca i duszy, aby dać odpowiedź nikczemnikom, szukającym natchnienia w oskarżeniach pod adresem AK, zamiast w martyrologii narodu i tragedii jego rozbicia – aby zabrał głos człowiek, znający walkę podziemną AK i „ludzi z lasu” z tego, że przez ileś lat żył tym wszystkim, brał czynny udział – w przeciwieństwie do krzykaczy, chcących prawdziwych bojowników zdystansować najpospolitszą blagą.

Poruszę sprawy zasadnicze i kwestie związane z nimi tylko pośrednio: niech obraz naszego pojmowania ich będzie możliwie pełny. Nie piszę dla pieniędzy ani przypodobania się komukolwiek; podejmuję trud w warunkach niesprzyjających i, mimo że nie jestem rutynowym publicystą, podejmuję z poczucia obowiązku bojownika o Polskę i sprawiedliwość; na podstawie stopnia zacietrzewienia i znajomości niskiego morale przeciwników – tylko z nikłą nadzieją, że wysiłek mój może się przyczynić do dobra Polski. Będę pisał prawdę, a jest to prawda dla przeciwników piekielnie nieprzyjemna. Należy się więc spodziewać, że wywoła pianę wściekłości. Ale „ludziom z lasu” nie wolno pomijać żadnego sposobu walki ze złem, tym bardziej, gdy to zło godzi w Polskę. Zatem piszę.

Zacznę od sprawy nie najważniejszej, ale stanowiącej istotę zarówno wielkiego powodzenia, jak i wielkich katastrof. Poprzedni Rząd Tymczasowy, w dodatku nieuznany przez świat, zachował się w różnych sytuacjach tak, jakby faktycznie miał przynajmniej połowę społeczeństwa za sobą. Zasugerował się swym programem i fanatyczną żądzą utrzymania się przy władzy, a w konsekwencji, nie dopuszczając do otrzeźwiającej krytyki jakże licznych przeciwników w kraju, stracił w nim realny grunt pod nogami.

Analogicznie postępuje obecny Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej. Nie bierze się tego w ogóle pod uwagę, że chłop i robotnik polski, podobnie jak inteligent, nie jest dzisiaj ciemną masą, której można wmówić pojęcia niezgodne ze zdrowym rozsądkiem, że propaganda oparta na kłamstwach, osiąga rezultaty przeciwne zamierzonym. Sprawa wygląda tragicznie, gdy zaczyna się wierzyć w hasła i obietnice propagandowe do tego stopnia, że przeszkadzają w podjęciu decyzji. Decyzje nie mogą być opierane na fikcjach, muszą mieć dobrze rozpoznane podłoże. Poprzedni, jak i obecny rząd wie tylko to, co mówią zadowoleni, a ci zadowoleni to element dość często mierny i bezkrytyczny. Rządowi trudno jest zorientować się w prawdziwym nastawieniu społeczeństwa, bo chcąc widzieć jak najwięcej swoich zwolenników – czyni wysiłki nie ku rozpoznaniu występujących w społeczeństwie potrzeb, a ku wywołaniu sztucznego entuzjazmu. Obłuda, zakłamanie, gra, tłumienie terrorem przejawów prawdy, walka z nią podłymi sposobami – czy przyniesie to spekulantom pożądane rezultaty, czy uchroni ich przed konsekwencjami?

Nikt bowiem w Polsce, komu leży dobro ojczyzny na sercu, nie uwierzy, że przyjaźń z ZSRR, za którą płacimy prawie połowę od niepamiętnych czasów polskich ziem, jest przyjaźnią opartą na zdrowych zasadach, że gdy podobnie postąpiła szlachta za czasów zaborczej imperatorki Katarzyny, to było źle. Teraz, gdy tego samego czynu dopuszcza się tzw. rząd robotniczo-chłopski, to jest to właściwe. Natomiast miliony obywateli państwa polskiego rozumieją, że obecny fakt jest zaprzedawaniem się za cenę przywileju utrzymania się przy władzy. Żaden argument idei panslawizmu nikogo nie przekona (poza zarządcami spryciarzami, milicjantami z szumowin społecznych itp.), że jest to polityka słuszna, bo na takiej polityce zawsze wychodziliśmy źle i obecnie spotkało nas to samo.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/

  9 komentarzy do “Co myślą ludzie z lasu o polskiej rzeczywistości. Fragment”

  1. autor wyróżnia w społeczeństwie trzy klasy społeczne – chłopstwo, robotnicy , inteligencja, a jakie klasy są dzisiaj,  zapewne z punktu widzenia miejsca pracy to takie same,  tylko że dziś patrzymy na społeczeństwo z politycznego punktu widzenia czyli jak na wyborców i stąd mamy inny podział tj. europejczyków, patriotów i tych pozostałych którzy jako resztówka są oczywiście mocno zróżnicowani

    socjologiczne podejście wyróżniające trzy klasy społeczne gdzie dla autora oczywistym było że budowa państwa to -braterski/demokratyczny wysiłek wszystkich

    zamieniło się w podejście polityczne tj walki o miejsca w sejmie

    a taka np. klasa chłopska przyjęła rolę koalicjanta i zawsze jest w sejmie  choć czasami nadwyręża swój wizerunek

  2. no tak, ma Pan rację , to są rolnicy, od 2004 roku zdominowani przez lokalsów doczepionych do  sejmików, powiatów itp

  3. Galopujące parszywienia myśli czynów wytwarza rzeczywiste podziały. Zabawa w klasy chyba nie ma większego sensu. Sukces manipulacji pod hasłem „jebać PiS” ukazał słabe zakorzenienie państwa polskiego. A ponadto udowodnił kolejny raz, że ostrym jak brzytwa narzędziem dzielenia społeczeństwa są emocje żywiące się nienawiścią.

  4. ludziom z lasu nie mieściło się w głowie że środkowa Europa zostanie na 40 lat zamieniona w projekt wstępny który pozwoli  odpowiedzieć na pytanie ile ludzie są w stanie wytrzymać i co trzeba zastosować żeby wytrzymali np 40 lat

    no i przeprowadzono wywłaszczenie, nacjonalizację sklepów, piekarni, młynów aptek, szkół,  kamienic, chyba wszystkiego prywatnego, no i po 40 latach , kiedy społeczeństwo nie miało już nic do stracenia i szykowało się do marszu na barykady a jednocześnie staliśmy się tanim rynkiem pracy  – autorzy projektu odpuścili – zrobili przerwę  na 30 lat

  5. to nie jest ludź z lasu, to jest podchmielony spacerowicz z parku utworzonym na poniemieckim cmentarzu

  6. Złudzenia dzielnego człowieka. Że jest o czym rozmawiać, że jest co rozważać, że aktorzy na scenie cokolwiek znaczyli, że poza legitymacją kapo czymś istotnym dysponowali.

    Jak to się ma do koalicji 13 grudnia?

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)