wrz 072023
 

Prawie udało mi się przenieść biuro, ale jeszcze sporo pracy przede mną. Na szczęście nie tak upiornej, jak przez ostatnie dni. I choć pięć ton książek już przenieśliśmy w inne miejsce, zostały jeszcze różne papiery. Wydawnictwo generuje masę śmieci, które należy posegregować i poupychać w worki. A dziś jeszcze trzeba zawieźć książki na targi. Tak więc trochę sobie poplumkamy, a tematy poważniejsze zostawimy na później.

Gdzieś na samym początku swojego blogowania napisałem tekst, w którym znalazła się myśl taka: najsilniejszą bronią sił postępu było i jest poczucie humoru. To lewica i liberałowie mieli zawsze po swojej stronie usłużnych błazenków, którzy wskazywali na nieracjonalne, sklerotyczne i pełne hipokryzji zachowania ludzi określanych jako konserwatyści. Czy po prostu zwyczajnych ludzi, którzy jakoś tam układali sobie życie bez przesadnych szaleństw.

Większości osób wydaje się, że poczucie humoru i jego konsekwencje oglądane w postaci występów kabaretowych, próbujących w każdym skeczu i programie na nowo je definiować, to jest coś naturalnego. Otóż nie. To są zachowania wymuszone, wyuczone i podane na tacy. Można nie próbować, ale mało kto nie oprze się pokusie. Z tymi żartami jest zawsze tak, że są one o milimetr od deprawacji i w zasadzie ją aktywują. W szkole podstawowej największym szokiem i traumą było dla mnie to, że ocenia się nas za zachowanie, które w grupie rówieśniczej jest w pogardzie i lekceważeniu. Co innego było ważne w hierarchiach dziecięcych, a co innego dla nauczycieli i rodziców. Ja przeważnie byłem grzeczny, ale to nie przysparzało mi popularności wśród rówieśników. Czasem więc, jak inni, robiłem różne głupstwa. I teraz najważniejsze – wśród dzieci były takie, którym te głupstwa uchodziły na sucho i takie, które obrywały linijką po łapach. I nie mówcie mi, że to nie jest schemat policyjnej prowokacji. Ta dwoistość postępowania wynikała z różnych przyczyn i nie wszystkie były oczywiste. Tych nieoczywistych było wystarczająco dużo, żeby się zastanawiać nad tym fenomenem. Jak wiele dzieci znajdujących się w podobnych sytuacjach, to znaczy nie umiejących pogodzić wyzwań rówieśniczych z wyzwaniami jakie stawiała przed nami szkoła, uciekałem w książki. To mi dawało jakieś tam poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ jednak chciałem też brać udział w zabawach rówieśniczych, a możliwości ich kreowania mieliśmy wprost nieograniczone i przez większość czasu byliśmy po prostu wolni, odłożyłem na bok starania o osiągnięcie jakichś sukcesów w hierarchii szkolnej. I tak byłem spokojny, więc nikt się mnie nie czepiał. Świadomość jednak tej dwoistości długo nie dawała mi zasnąć. Jakoś się w końcu z nią pogodziłem, ale to chyba przez to, że moja grupa rówieśnicza była stosunkowo mało wulgarna. Oczywiście przeklinaliśmy i próbowaliśmy, bez powodzenia, palić papierosy, ale w porównaniu z tym co działo się w innych grupach, byliśmy aniołami.

Żart i zabawa w świecie dziecięcym zawsze są blisko deprawacji – warto to powtórzyć. Dzieci zaś przede wszystkich pragną tego, by traktowano je serio. I z tym jest najgorzej. Zarówno w hierarchii rówieśniczej, opartej na charyzmatach liderów albo na jakichś ukrytych i nierozpoznawalnych mechanizmach, jak i w hierarchii szkolnej, która po szumnych zapowiedziach nie miała tak naprawdę do zaoferowania niczego poza niezrozumiałą dyscypliną, krępującą emocje, temperamenty i talenty. O tym, że obie hierarchie mogą być ze sobą połączone za pomocą wspomnianych już charyzmatycznych liderów dowiedziałem się dużo później. Tak samo jak dużo później dowiedziałem się, że nie wszyscy mają towarzyskie i urzędowe pozwolenie na opowiadanie żartów, z których reszta się śmieje, choć było to zauważalne na dość wczesnym etapie.

To z czym mamy do czynienia dzisiaj, dzięki mediom społecznościowym, tak silnie krytykowanym przez tradycję wyrosłą z komunistycznej szkoły podstawowej, jest próbą odwrócenia tego, dobrze nam znanego porządku.

To znaczy, że ci którzy nie mieli urzędowego pozwolenia na zgrywę, zaczynają z niej korzystać bez żadnych certyfikatów i idzie im to świetnie. Nie można, na razie, zlikwidować mediów społecznościowych, a więc modyfikuje się je w taki sposób, by ograniczyć możliwości wpływania przez niecertyfikowanych kabareciarzy na publiczność. Taka jest, moim zdaniem geneza twittera, który wszyscy uwielbiają, albowiem każdy jest tam równy i nie ma niebezpieczeństwa, że ktoś zajmie – w sposób naturalny – jakaś lepszą pozycję. To też jest mechanizm wprost wyjęty z komunistycznej podstawówki. Dzieci się cieszą i machają kwiatkami z krepiny, bo pani zaczęła grać na pianinie ich ulubioną melodię. No, ale jest to przynajmniej ich ulubiona melodia, a nie wymyślony na poczekaniu przez pana od muzyki hymn szkoły.

Poza mediami społecznościowymi sytuacja pozostaje bez zmian. To znaczy naznaczone deprawacją poczucie humoru prowadzi nas wprost ku pointom politycznym. Bardzo chamskim przeważnie, trochę chamskim, albo udającym niezwykłą sublimację. I wszystko, jak w szkole, oparte jest na postaciach charyzmatycznych liderów. Publiczność w mediach społecznościowych szydzi z tego ile wlezie, ale nie ma żadnej świadomości, że walczy o życie. Wszyscy myślą, że to takie żarty i że wreszcie oni także będą mogli powiedzieć coś śmiesznego. Wielu z zaskoczeniem dostrzega, że jednak nie, że tamci, mimo iż krytykuje się ich i wyszydza takimi samymi metodami, jakich oni używają, nie śmieje się wcale. Nie rozumieją już tych żartów, które przed chwilą sami opowiadali. Sytuacje, które sami wykreowali, kiedy to oni stają się bohaterami dowcipów, nie śmieszą ich wcale. I to mimo lansowanej wszędzie wysokiej kultury tych osób. Nie chodzi o to bowiem, by wszyscy się śmiali, ale by śmiech i możliwość korzystania z niego był cyrografem. Diabeł nie ma poczucia humoru, to jest oczywiste. I nie mają go też ludzie, którzy deklarowali wielokrotnie, że potrafią śmiać się z siebie. Nie potrafią. Umieją tylko szydzić z innych, a i to w momentach, kiedy ci inni nie mogą się bronić. Występy artystów sceny, tych bardzo zabawnych i tych trochę mniej, adresowane są do publiczności zniewolonej i bezradnej. Okazało się jednak w pewnym momencie, że sprzedaż biletów spadła tak wyraźnie iż trzeba było coś w układzie zmienić. No i powstały media społecznościowe, a powstały z myślą o zwiększeniu dystrybucji wszystkiego. I swój cel osiągnęły. Okazało się jednak, że osiągnięto także coś innego – ludzie mogli przemówić i nawet wymyślone przeciwko nim algorytmy wiele w tym temacie nie zmieniły. Niestety tak już jest, że wolność ma swoje granice. Te zaś wytyczają charyzmatyczni liderzy, którzy są przeważnie niepewni swojej charyzmy. Szukają więc jej potwierdzenia gdzieś na krańcach kosmosu. I sami już dobrze wiecie kogo tam spotykają. Swoją ulubioną nauczycielkę z podstawówki, surową, a jednocześnie łagodną, która zawsze wiedziała kogo nagrodzić i za co, a komu przyrżnąć linijką po łapach.

Obawiam się więc, że wolność mediów społecznościowych zostanie wkrótce ograniczona na wniosek samych ich użytkowników, którzy zaczną domagać się jeszcze lepszej wolności.

Na razie jeszcze do tego daleko. Udało się zmusić ludzi wysokiej kultury, posiadających subtelne i wyrafinowane, ale czasem dosadne poczucie humoru, by – przepraszam za wulgarny dowcip – spieprzali po polu przytrzymując jedną ręką kalesony. Nie da się bowiem inaczej nazwać tego, co ostatnio dzieje się w mediach. Czyli występów Lisa, pani Jandy, samego Tuska, który wymyślił, że kreowane z fikcji, rzekome ruchy aktywistów, wyniosą go do władzy i całej reszty. Należy jednak zawsze pamiętać o tym, że to nie są żarty, choć się przecież śmiejemy. To jest, dla nas wszystkich, walka o życie.

 

Przypominam, że od jutra stoimy na targach książki pod Pałacem Kultury, namiot I, stoisko z napisem WYPOCZYNEK FUNDAMENTEM KULTURY

Od wczoraj zaś mamy w sprzedaży dwie świetne książki

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/skarbowosc-rzeczypospolitej-w-latach-1587-1648/

  6 komentarzy do “Czego nie zauważyliśmy śmiejąc się z zabawnych żartów?”

  1. Na nauczycielki (żeby nie wyjść na seksistę – na nauczycieli też) miałem prosty sposób.

    Nie będę panią męczył pytaniami, na które nie zna pani odpowiedzi i liczę na wzajemność.

    Miłego dnia 😉

  2. Dzień dobry. Szczerze mówiąc ja sam jestem ciekaw jak to będzie z tymi mediami społecznościowymi i ogólnie tak zwaną „wolnością w internecie”. Są one, jak widać solą w oku dla wielu, także tych, którzy je urządzili i chcieli osiągnąć jakieś swoje cele. Ale nic nie idzie tak, jak ludzie sobie wymyślą i jest jak jest. Z użytkownikami internetu jest tak jak z klasą robotniczą w czasach komuny; tak długo mieszano im wodę w mózgach rzekomą wolnością, że w nią w końcu uwierzyli – i pomogli pogrzebać swoich sponsorów. Ponadto – istotny jest element pokoleniowy. Nastolatki za wszelką cenę muszą się odróżnić od rodziców. Nawet mediów społecznościowych nie mogą używać tych samych, bo to „siara”, „przypał” czy jak tam się teraz mówi. A że jest to spory rynek, to zawsze dostaną co chcą – bo pokusa dla sprzedawców jest za silna. Tak i szatan strzela sobie w stopę. W tym nasza nadzieja…

  3. Jaaasne… Heniu rozstawial wszystkich po katach, a moze bylo tak?:

    https://youtu.be/L2zTT7uxAek?si=i6mQQ8a6AAuqkLIP

  4. ……. jak ty mnie zaimponowałeś………….

    ale tak w ogóle to jesteś złośliwy, co ci szkodzi, że on pamięta że się nauczycielom nie kłaniał

    ja pamiętam swoje przedszkole, takie sobie było, tyle że w pałacyku fabrykanta

  5. Tam po drugiej stronie są jacyś kompletni debile (sąd pozwolił) chcą tworzyć generator memów. Jak mogą ośmieszać kogoś ludzie nie znający hymnu, daty Powstania Wwskiego czy traktatu o Obrotach Sfer”  Niemieckich”…

  6. Jakoś mi nie do śmiechu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.