Przenosiny biura i sprzątanie papierów trwają, a my się dziś wybieramy na targi książki pod Pałac Kultury. Namiot I, stoisko z napisem WYPOCZYNEK FUNDAMENTEM KULTURY. Tuż przy dworcu Śródmieście, ale plecami do dworca a twarzą do Kinoteki. Zaczynamy o 11.00. I tak do niedzieli.
Teraz zaś trochę plumkania na temat literackich karier. Dość wcześnie zorientowałem się, że nie są one dostępne dla osób przypadkowych, co oczywiście nie oznacza, że na książkach nie można zarobić. Można, albowiem musi być rynek i ma on być różnorodny, żeby na tle tegoż rynku wytypowani na mistrzów ludzie mogli się dobrze prezentować. To się nigdy nie udaje, ale w krainie pozorów, mając za sobą media, można ludziom wmówić wszystko. Nie jest to zresztą aż tak istotne, bo nie chodzi o tak zwanych smakoszy i znawców książek, ale o to by hurtownie i księgarnie były wypełnione produkcją określonych autorów i żeby wybór był minimalny. To się sprawdzało za komuny, ale teraz się nie sprawdza, albowiem jest Internet, a sprzedaż nie zależy od promocji medialnej, ale przeważnie od samego wydawcy. Poza tym, jaki jest sens dawać książki pośrednikom, skoro zalegają oni z zapłatą przez rok, albo i dłużej? To absurd. Zapotrzebowanie na gwiazdy literatury jednak jest i ciągle próbuje się je kreować. Tyle, że teraz prócz samych gwiazd kreuje się także ich sukces. To znaczy mówi się głośno ile to egzemplarzy jednego tytułu sprzedały i w jak krótkim czasie się to dokonało. To oczywiście jest tak samo prawdziwe, jak bajania o talencie jednego czy drugiego gwiazdora literatury. Samo zjawisko zaś istnieje ze względów propagandowych, bo musi być ktoś kto karmi i pielęgnuje zafałszowane narracje, a także dlatego, że mnóstwo słabych na umyśle ludzi potrzebuje tak zwanych duchowych przewodników. I ktoś kiedyś wymyślił, że literaci będą w tej roli najlepsi. Powód wyjaśnialiśmy tu tysiące razy – książka, podobnie jak radio, jest medium intymnym i obcując z książką czytelnik myśli, że wchodzi w jakąś konfidencję z autorem. Tymczasem nie jest to prawda, a jedynie jedno z wielu złudzeń, które stwarza literatura. I dla tego złudzenia ludzie gotowi są poświęcić wiele.
Manipulacja odbywa się na poziomie bardzo prymitywnych emocji, autorzy zaś wytypowani na czołowych propagandystów zachowują się tak, jakby wrażliwość na świat odbierała im mowę za każdym razem, kiedy widzą pisklę, które wypadło z gniazda. Dziś zostało to trochę zmodyfikowane, albowiem popyt jest tylko na ekspertów. I ci mnożą się jak króliki. Ich misja nie jest do końca rozpoznana, a przez to trudno uwierzyć w to, że ludzie ci są samodzielni i poprzez samą tylko emisję swoich pogadanek w sieci stają się wykładowcami wyższych uczelni wojskowych. O dokładnym charakterze tej misji przekonamy się później. Jeśli nie okaże się on całkowicie zgodny z polityką i doktryną państwa, a będzie dotyczył spraw obronności, na przykład, trudniej będzie takiego mistrza przywołać do porządku, albowiem otoczony on będzie nimbem literackiej i eksperckiej sławy. No i tą charakterystyczną wrażliwością i przenikliwością. Ludzie zaś, jak to ludzie, nigdy nie przyznają się do tego, że ktoś wpływowy ich oszukał, stracą bowiem wtedy podwójnie.
Ta dziwaczna sytuacja nie zmieni się nigdy, ale jest szansa, że nieco się zmodyfikuje, albowiem oto na naszych oczach pękają różne bańki i eksperci dziedzin wszelakich, ze szczególnym wskazaniem na aktorów, okazują się być zwykłymi gnojkami. A i to w najlepszym razie, bo bywa gorzej.
Z pisarzami problem jest taki, że kiedy oni umierają na ich truchło rzuca się całe stado hien, które są przekonane, że zarobią parę złotych na opisywaniu dokonań swojego mistrza. To jest prawdziwa komedia, a najlepszym przykładem tej histerii były wyczyny różnych autorów po śmierci Kapuścińskiego.
Do tego wszystkiego, o czym już opowiedziałem, dochodzi jeszcze jeden aspekt – demonstracyjna pogarda dla edytorstwa. Książki autorów kreowanych na wybitnych są przeważnie robione po taniości. I to wynika wprost z ich rzeczywistego przeznaczenia – trzeba sprzedać coś, co nie istnieje i opakować to w szmatę, albowiem tylko tak uzyska się efekt autentyczności. Kiedyś zaś coś ma jakieś, pozory choćby, profesjonalizmu warsztatowego, konkretniej chodzi mi o warsztat grafika, autentyczne już nie jest. Jest skażone próbą zainteresowania czytelnika czymś innym niż rzecz najistotniejsza czyli opakowane w ścierkę kłamstwo.
Ujmując rzecz syntetycznie – zamiast profesjonalizmu warsztatowego mamy kokieterię i emocje, bo z nimi utożsami się grupa stanowiąca pudło rezonansowe dla propagandy. Profesjonalizm zaś budzi jedynie skrępowanie, niedowierzanie i uświadamia jednemu z drugim, że tak dobrze to on niczego nigdy nie narysuje. A skoro nie narysuje, to nie ma sensu się tym zajmować i trzeba zwrócić uwagę na tych, którzy pełnymi garściami czerpią ze skarbnicy człowieczej duszy. Tam bowiem każdy znajdzie coś dla siebie.
Jest jednak coś lepszego jeszcze niż człowiecza dusza. Tym czymś jest zjawisko zwane fantastyką. Oto wczoraj dowiedziałem się, że powstał, czy też powstanie dokumentalny film o jednym z najważniejszych twórców naukowej fantastyki, czyli o Macieju Parowskim. Dziś już nieco zapomnianym autorze, którzy swoją karierę zaczął na początku lat osiemdziesiątych od wydania książki „Twarzą ku ziemi”. Była ona zrobiona według wszelkich prawideł sztuki: miała nędzną okładkę, fatalny papier, mały, degradujący ją format i treść, której nie dało się przebrnąć. Aha i leżała w każdym kiosku, jak kraj długi i szeroki. Kupiłem ją sobie, ale byłem wtedy dzieckiem i ni cholery nie rozumiałem z tego co tam było napisane. Kiedy już byłem dorosły też próbowałem przez nią przebrnąć, ale się nie udało. No, a teraz robią ten film dokumentalny i puszczają do niego zajawkę. I tam na samym początku ktoś mówi: Maciej Parowski uratował polską fantastykę przed niezaistnieniem. To jest lepsze niż Pitagoras siedzący w ziemiance i nakazujący swojej matce spisywanie tego co się dziele w mieście, po to, by potem szpanować, że wrócił z Hadesu. Uratował polską fantastykę przed niezaistnieniem?!!!!! A jakież to straty byśmy ponieśli, gdyby ta fantastyka nie zaistniała? Nie byłoby Sapkowskiego, Ziemkiewicza i paru innych? Cudownie, byłby to wspaniały świat wolny od terroru nachałów i ich poronionych pomysłów.
Sami sobie zobaczcie, że tam tak mówią:
https://www.youtube.com/watch?v=RHGq7ulr8bw&t=3s
To jest naprawdę niezwykłe. Dzięki Parowskiemu mogliśmy się bowiem zapoznać z czymś, co nigdy nie istniało i nie miało prawa zaistnieć, ale ponieważ pojawił się Parowski, musimy o tym dyskutować. Wykreowane zostało bowiem zjawisko, na które nikt – z wyjątkiem pokazanych w filmie osób – nie miał wpływu. Osoby te zaś mogły owo nieistniejące zjawisko sprzedawać naiwnym korzystając z państwowej sieci dystrybucji.
I zwróćcie teraz uwagę, że to jest norma, schemat i trend. Ludzie gotowi są płacić wyłącznie za rzeczy nie istniejące. Na przykład za idee.
My jesteśmy w tej kłopotliwej sytuacji, że na naszym stoisku są wyłącznie opisy wypadków i osób, które zaistniały, choć wielu w ich istnienie nie wierzy. No, ale trudno, nic z tym nie zrobię. Najważniejsze, że udało się umieścić na fryzie stoiska napis WYPOCZNEK FUNDAMENTEM KULTURY.
Aha, jeszcze reklama nowości:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sprawa-macocha-w-swietle-prasy-1909-1916/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/skarbowosc-rzeczypospolitej-w-latach-1587-1648/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/
Rynek ksiazki jest inny moim zdaniem, a powod zostal wyjasniony wczoraj.
Zgadzam sie z Autorem, tym niemniej mozna poruszony temat uzupelnic. Oczywiscie nadal probuje sie sprzedawac tandete i tylko promocja jest profesjonalna, czyli oddzialujaca na podswiadomosc albo proznosc klienta. W grafice na okladkach rzadza chyba nadal zlote lub srebrne swiecace litery na zmatowionym, ciemnym tle. Ale oprocz tego internet kreuje inny segment rynku ksiazki, a mianowicie ksiazki roznych malo znanych guru (a wiec nie celebrytow) mowiace o tym, jak zyc. Dziecinstwo trwa 18 lat w tym celu tak dlugo, zeby czlowiek nauczyl sie zyc. Na pewno dziecinstwo nie jest po to, zeby chodzic do szkoly.
Dorosli ludzie nie potrafia jesc (poradniki diety), ubierac sie, wyposazac mieszkan, zachowywac sie przy stole, tworzyc relacji miedzyludzkich. Te luke wypelniaja poradniki, na przyklad w dziedzinie psychologii. Dla znudzonych zyciem i lekturami ze szkoly sa harlequiny i ostatnio tez ostrzejsza pornografia, ktora zalega w miejscach na widoku w empikach.
Generalnie ksiazki nie sa nikomu potrzebne, poza ksiazkami specjalistycznymi potrzebnymi do pracy w waskich dziedzinach wiedzy.
* „konkretniej chodzi mi o warsztat grafika”
Zanim czytelnik zapozna się z treścią to zapoznaje się z okładką!
Jak wydawałem książki 😉 to też dbałem aby grafik był z najwyższej półki 😉
Polka powinna byc na wysokosci wzroku (doroslego albo dziecka) albo troche nizej. Sa takie specjalne na pudla na wejsciu w empikach, ze czlowiek musi na to wpasc, potknac sie – nie przejdzie obojetnie. W dobie sprzedazy przez internet okladka nie ma takiego znaczenia, bo na monitorze albo na smartfonie widac tylko maly obrazek. Liczy sie zawartosc ksiazki i cena.
W momencie przyjecia Iranu do grupy krajow BRICS, USA nie sa juz hegemonem na swiecie, rowniez pod wzgledem dyktowania stylu zycia, ktory u nich jest rzekomo najlepszy i najbardziej uniwersalny. Co ciekawe, w literaturze i kulturze BRICS zwyciezyl juz dawno temu (Coelho, Iran, Turcja, pisarze z innych kontynentow), wiec nie musimy juz dluzej przejmowac sie tym, „co powiedza Stany Zjednoczone” lub UE. Teraz mozna sobie wybrac, jaki styl zycia najbardziej nam odpowiada.
Niemcy wybrały islam.
Jak to drzewiej bywało na przykładzie kryminałów. W ramach MSW funkcjonował Wydział Prasowy ze specjalnie powołanym zespołem „recenzentów milicyjnych”, ci czytali kryminały i je opiniowali, służyli też autorom radą i pomocą. Fantastyka była drukowana w Młodym Techniku, który kontrolował MON… jak tam było nie wiem, może niezależni twórcy powiedzą.
Ja jestem praktykujacy, ale niewierzacy w islam, bo nie pije alkoholu i traktuje kobiety bez dyskryminacji i wykluczenia.
Wybrał Pan .
To jest kwestia swiatopogladu, a nie wyboru. Na przyklad mozna wybierac co chwile inna pania do tanca, ale od swiatopogladu zalezy, ze nie tanczy pan z panem. Od wyboru zalezy, ze nie pije piwa x, y lub z, a od swiatopogladu zalezy, ze nie pije piwa w ogole. Abstynencja moze byc wyborem albo swiatopogladem.
Od swiatopoglade bedzie zalezalo, do ktorego stoiska na targach Pan podejdzie, a od wyboru – ktora ksiazke Pan kupi.
https://nypost.com/wp-content/uploads/sites/2/2017/11/171114-borat-men-mankini-arrested-feature.jpg?quality=75&strip=all&w=1200
Jak się nie pije, to się ma 😉
„Nie byłoby Sapkowskiego, Ziemkiewicza i paru innych? Cudownie, byłby to wspaniały świat wolny od terroru nachałów i ich poronionych pomysłów.” – podobne opinie nt. fantastyki spotykałem nieraz. Są one dla mnie dość zabawne, bo niemal bez wyjątku głoszą je ludzie, którzy z fantastyki przeczytali bardzo mało (1-2 pozycje) albo wręcz nic. W przypadku gównonurtowych pisarzy, krytyków i wydawców (którzy bez dotacji i stypendiów musieliby „wykładać chemię” w Biedronce) – oraz nauczycieli polonistów – takie poczucie wyższości czy wręcz pogarda jest zrozumiała: pozwala podnieść sobie samoocenę, odciąć się od tych gorszych i poczuć się „młodym wykształconym z dużych miast”. Dziwi w przypadku PT Gospodarza, który chyba coś tam czytał a nawet 1 opowiadanie fantastyczne tu opublikował. Może kryje się za tym założenie, że to jakaś konkurencja, kto czyta Ziemkiewicza nie przeczyta Cahuna a jakby ludzie nie czytali Sapkowskiego, to rzuciliby się tłumnie na Radoryskiego i Ronaya?
„terror nachałów” – nie rozumiem, nikt nikogo nie zmusza do czytania fantastyki (tak samo horroru, kryminału, sensacji). To jest literatura rozrywkowa, tylko tyle. Ludzie sięgają po to z własnej woli, żeby nie nudzić się w podróży albo odstresować po pracy. Zmusza się natomiast dzieci i młodzież do czytania różnych wykwitów gównonurtyzmu. W moim przypadku efektem jest silna niechęć do „wybitnej literatury”.
Co do „poronionych pomysłów” pisarzy fantastów, to ocena subiektywna. Na pewno wpadają oni na idee, które „normalnemu” człowiekowi nie przyszłyby do łba. A po latach ten pomysł okazuje się rzeczywistością jak lemowskie sieci komputerowe czy fantomatyka (zwana obecnie VR – virtual reality). Przeczytałem bardzo dużo SF, troszkę fantasy, horroru i kryminałów. Ale nigdzie w tej pogardy godnej „nie-literaturze” nie natrafiłem na taką scenę, że się dziecko pakuje na 3 zdrowaśki do pieca. Albo inne dziecko zostaje zatłuczone na śmierć za kradzież skrzypiec. Takie rzeczy tylko w tej „wybitnej”. Rozumiem, że to nie są poronione pomysły.
Podsumowując: może to dobrze, że ktoś ma „poronione pomysły” i dzieli się nimi. „Ostrzeżony = uzbrojony”. Marek Oramus w powieści „Dzień drogi do Meorii” zamieścił taki pomysł, że ludzkie zwłoki nie są grzebane ani palone: fabrycznie przerabia się je na żywność dla ludzi. Na razie postępacy chcą nas karmić robalami oraz żywnością syntetyczną, ale to tylko mądrość etapu. Mogę się założyć, że jakieś aktywiszcze które nigdy Oramusa nie czytało wyjedzie na poważnie z takim pomysłem, jako „niskoemisyjnym”, „dobrym dla planety”, „ekologicznym” itp itd.
I jeszcze jedno. Dawno temu trafiłem na szkolenie przedstawicieli handlowych. Powiedziano tam 1 ważną rzecz: nigdy, pod żadnym pozorem nie wolno do klienta mówić źle o konkurencji. Jeśli już porównywać to coś w ten deseń „firma X to dobry wybór ale nasza firma, Y może zaoferować panu lepsze warunki takie i śmakie”.
A fantastyka NIE JEST dla Kliniki Języka żadną konkurencją. Wręcz przeciwnie: może rozbudzać zainteresowanie i skłonić czytelników do sięgnięcia po pozycje „poważne”. Wbrew pozorom te nisze rynkowe są bardzo blisko.
Dwa lata temu jakiś szwedzki profesor, nie pamiętam nazwiska, już o jedzeniu ludziny mówił.
Co do SF nie przepadam, ale fantasy lubię. „Walc stulecia” Ziemkiewicza jest jego najlepszą książką.
Który z panów, bo są tu miłośnicy kryminałów, zna ” Zieloną granicę” Zygmunta Sztaby? Jakoś zaintrygował mnie ten tytuł.
Nie znam, za to z czystym sumieniem polecam dzieła wszystkie Leifa GW Perssona (z zawodu profesor kryminologii). Inspektor Backstrom jest moim idolem.
Ziemkiewicz zresztą napisał 3 powieści głównonurtowe. Zgreda i Żywinę przedkładam nad jego twórczość F i SF.
Wypociny tego lekarzyny, którego główną zasługą jest to, że przeżył zagładę w mojej opinii są słabe. Żadne proroctwo Staśka Gliny (Lehma) nie spełniło się w 100%, a człowiek jest taką maszyną, która przewyższa fantastykę i nadal nie wiadomo, jak „toto” działa.
Zgreda da się czytać, ale Żywina mnie odrzuciła.
Ps. Czepiam się Lema dlatego, że jego pomysły to plagiat, poza tym był kreowany na naukowca, którym nie był.
Można powiedzieć, że pisarz Lem to był taki żydowski Ziemkiewicz w połączeniu z Wołoszańskim o wyglądzie Plastusia.
100/100
Ja bym się go nie czepiał, osiągnął wyżyny wyżyn opisując Ijona Tichego podsycającego ogień w stosie atomowym pogrzebaczem.
Chyba, że to był plagiat, nie wiem. Mnie w każdym razie nie plagiatował 🙂
Takie przypadki zdarzają się. Przebierańcami okazują lekarze, patrole drogowe i prof. Bydłowski.
Sytuacja jak z Mrożka.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.