maj 012024
 

Zdecydowanie nie. Potrzebują treści, które każdego indywidualnie przekonają o tym, że jest wyjątkowy. Treści określone tu, jako wspólnotowe tylko w tym przeszkadzają. No, a najgorszej jest kiedy nie mają żadnego imprimatur. I nie chodzi mi tu o pozwolenie Kościoła na druk, ale o coś innego. O wtajemniczenie w sprawy dla innych nierozpoznane. Dobrze to opisał w jednym z komentarzy ojciec dyrektor. Człowiek bardzo łatwo może udać, że zna się na kosmosie, wystarczy, że zapamięta kilka trudnych nazw, albo nauczy się gwiazdozbiorów i będzie potrafił wskazać je na niebie. To cenne wtajemniczenie, albowiem nie wymaga ono od wtajemniczanego i wtajemniczającego żadnego wysiłku. I tego właśnie oczekują Polacy. Valser, który był tu ostatnio pokazał mi krucyfiks, który sam wyrzeźbił. Było to jego pierwsze dzieło, które otworzyło przed nim szereg furtek do różnych wtajemniczeń, znacznie bardziej skomplikowanych niż poznawanie kosmosu poprzez gapienie się w gwiazdy z pagórka gdzieś za miastem. Gadaliśmy z valserem o drewnie i możliwościach zakupu różnych jego gatunków. No, ale też trochę o polityce. Temat ten – drewno i jego ceny – jako obszar jednoczący ludzi jest w Polsce, podobnie jak inne kwestie związane z konkretnymi decyzjami i szczególnymi umiejętnościami, traktowane jako próba spostponowania rozmówcy. Polacy bowiem mogą rozmawiać tylko o kosmosie, albo – jeśli nie czują do tego tak zwanej mięty – mogą przysłuchiwać się rozmowom o kosmosie. Bo to jest skala, do której aspirują. Krucyfiks mało kto potrafi wyrzeźbić. A już o tym, żeby posprzątać po tej robocie, to mowy nie ma. Na szczęście jest kosmos i można się nań pogapić.

Można rzec, że nie ma wyjścia, albowiem wszelkie próby zorganizowania się wokół aktywności przynoszącej satysfakcje lub korzyści są albo torpedowane albo marginalizowane. Czasem kontrolowane, jeśli nie zagrażają systemowi, który firmują w Polsce partie polityczne.

Poprawiam cały czas tekst pamiętników Niemcewicza i zdumiewa mnie jedno – skala i celowość redystrybucji pieniądza w państwie polskim doby upadku. To jest niezwykłe. Niemcewicz lekko opowiada o tym, jak to ktoś jemu czy on komuś, wręczył dużą sumę z przeznaczeniem na jakiś cel i cel ten został zrealizowany. Mechanizm ten – ciągły obrót gotówką z przeznaczeniem na konkretne działania jest dla autora tak oczywisty, że niezauważalny. Budżety są rzecz jasna sporo większe niż zapotrzebowanie, co szczególnie widać przy wspominkach więziennych. Kiedy na utrzymanie więźnia przeznaczano jakąś sumę, pożywiał się na niej również strażnik, a więzień nie cierpiał z głodu.

Wszyscy wiemy jaką prasę miał i ma Stanisław August Poniatowski. No, ale – przy całej niechęci do niego – musimy jednak stwierdzić, że pieniądze którymi szastał zostały jednak – w widocznych przykładach – przeznaczone na cel deklarowany. Myślę, że to ten powszechny obrót gotówką w dodatku w złocie i srebrze jednoczył Polaków przed ostatnimi rozbiorami i czynił z nich wspólnotę oraz naród polityczny, a nie idee oświecenia czy też tradycja. Niemcewicz opisuje jak bardzo się zdziwił widząc po raz pierwszy papierowe bilety wydawane rosyjskim żołnierzom jako uposażenie. W Polsce w obiegu był tylko kruszec, nawet monety miedziane, choć istniały nie miały nad nim przewagi. Mówimy o kraju w dobie upadku. Po reformie monetarnej, ale jednak w dobie upadku. Zaskakujące jest to, że przez dwadzieścia lat pomiędzy rozbiorami Polska podniosła się ekonomicznie i to mimo straty Wieliczki i Bochni, czyli dwóch najważniejszych źródeł dochodu korony. Po co jak tak daleko odbiegam od treści wspólnotowych? Wcale nie odbiegam. Oto przez dwadzieścia lat, nie bacząc w dodatku na nowe kordony naród się bogacił. Następnie zaś dyplomacja pruska podsunęła przedstawicielom tego narodu pomysł, żeby zamiast dalej się bogacić, zmienić system rządów na lepszy. Cóż to oznaczało w praktyce? Same dobre rzeczy – zamiast wydawania pieniędzy na inwestycje budowlane trzeba było je wydać na armię, albowiem wokół armii jednoczyłby się naród. Po odwróceniu uwagi od spraw istotnych i skierowaniu ich ku sprawom niewykonalnym, czyli kosmicznym, wystarczyło już tylko – za pomocą przekupionych i to nie przez siebie, a przez Rosjan posłów – torpedować i opóźniać aukcję wojska. Do momentu, kiedy główny zainteresowany upadkiem Polski i jej ograbieniem czyli Rosja, zakończy swoją wojnę z Turcją. Reszta zrobiła się sama.

Uchwalenie konstytucji majowej, której Niemcewicz ani razu nie nazywa pierwszą, demokratyczną ustawą rządową, a po prostu zmianą, dawało każdemu Polakowi poczucie indywidualnego wyróżnienia. I wielu odczuwa tę satysfakcję do dziś. I wielu wierzy, że to jest ta treść wokół której należy się jednoczyć. Nie, to jest właśnie ten kosmos, w który mamy się gapić niczego nie osiągając. Jak straszliwe były konsekwencje opisywanych tu kroków, każdy wie i rozumie, ale też każdy się łudzi, że mogło się udać. Nie mogło, albowiem swobodny obrót dobrym pieniądzem, który odbywał się w skali makro i w skali mikro za bardzo ekscytował zaborców. Skala zaś nagromadzenia dóbr w domach prywatnych była dla wielu pruskich urzędników wprost nie do pojęcia. Dla Polaków zaś, którzy czuli i czują się nadal spadkobiercami konstytucji, w tym dla wszystkich komunistów, wpisujących tę konstytucję do dziedzictwa narodowej myśli politycznej i do podręczników historii, prosperity państwa to było błoto nic nie warte.

Czy od tego, tragicznego momentu w dziejach datować możemy działanie mechanizmu, który odwraca uwagę od spraw istotnych, a kieruje ją ku kosmosowi czyli uszczęśliwianiu ludzkości i narodu? Myślę, że rzecz miała miejsce już wcześniej, ale to temat na inną pogadankę. Wtedy tylko nastąpiło delikatne przesunięcie akcentów w istotnym obszarze działań człowieczych. Priorytetem stało się wyznaczenie głównego redystrybutora pieniędzy, którym miało być państwo. Tradycja ta była podtrzymywana w czasie wszystkich insurekcji późniejszych. Kłopot był w tym, że państwa nie było. Polak jednak, zapatrzony w kosmos i niezainteresowany rzeźbieniem krucyfiksów, zachowywał się tak, jakby państwo istniało i wręczał pieniądze przeznaczone do redystrybucji osobom występującym w imieniu państwa. Kim one były? Tego do końca nie wie nikt. System jednak kontrybucji się utrwalił, zarówno w ekonomii jak i przekazie treści. Więcej – działa on do dziś. I nic, co wykracza ponad jego normy nie znajduje w Polsce uznania. Działa ów mechanizm na dobrze znanej zasadzie – przybywa emisariusz, pokazuje zapisany czymś papier, którego nikt nawet nie czyta. Ktoś tam rzuca okiem na nagłówek i rozumie, że rzecz dotyczy spraw wielkich jak cały kosmos. Emisariusz obwieszony jest pieczęciami i pierścieniami o symbolice narodowej. Mówi – wyskakujcie z kasy bracia – będzie rewolucja co się zowie, a potem rząd zorganizuje redystrybucję gotówki, by żyło się lepiej – wszystkim. Ktoś z ostatnich rzędów woła – ale mnie się już dobrze żyje! Wszyscy się odwracają i patrzą nań ze wstrętem. Następnie rozsupłują mieszki i wręczają emisariuszowi gotówkę w kruszcu. On w zamian daje im paczkę broszur wydrukowanych na słabym papierze, z narodowymi pieczęciami. Broszury brudzą ręce i nie da się ich potem domyć, bo wiadomo – rząd powstańczy oszczędzał na farbie drukarskiej. Potem odbywa się ceremonia całowania pierścienia i emisariusz odjeżdża galopem w nieznane.

Takie rzeczy odbywają się ciągle, mimo że mamy państwo i ono zajmuje się od jakiegoś czasu redystrybucją gotówki na zasadach, które mogą budzić nadzieję, bo przecież nie satysfakcję. Można wiele złego powiedzieć o ostatnim królu Polski, ale brał on pieniądze od obcych, a inwestował w Warszawie. Jak jest urzędnikami współczesnymi, którzy pracują dla dobra kraju? Ja co jakiś czas słyszę, że pracują oni za pieniądze z naszych podatków, a nieruchomości kupują sobie w Portugalii lub Chorwacji, wiecie, w razie gdyby system powstańczej redystrybucji pieniądza został zakwestionowane przez maszerujące z Petersburga roty.  Takie, szczere jak mniemam, wyznania krążą po sieci. No, ale Polacy nie zwracają uwagi na te sprawy, albowiem pochłonięci są od pokoleń gromadzeniem broszur przywożonych przez tych emisariuszy. Kiedy one już dobrze wyblakną i nie brudzą rąk, kiedy papier zaczyna się już rozpadać, pokazuje się je wnukom jako skarb największy. Treść wokół której należy się jednoczyć i tworzyć wspólnotę. Dziad pamiętający Kościuszkę powoli rozwija skrzyneczkę z jedwabnej szmatki, przeciera nią inkrustowane mosiądzem wieczko. Powoli je otwiera i wyjmuje zetlałe już dobrze papiery, rozkłada je na stole i pokazuje wnukom. Ci ziewają i nie wiedzą o co chodzi. Jeden w końcu, żeby dziadkowi nie było przykro, odczytuje ledwie już widoczny tytuł na stronie pierwszej odbitki. A tam jest napisane – encyklopedia antykultury. Dziadek wzdycha ciężko i przymyka oczy ze wzruszenia. Łza toczy się po jego pooranym zmarszczkami policzku. Wnuki patrzą się nań głupowato i niczego nie rozumieją.  W końcu jeden nie wytrzymuje i szarpie dziadka za wylot kontusza, w którym starzec kochający tradycję chodzi na co dzień. Mimo iż dawno już wszyscy przebierają się za Niemców i noszą pudrowane peruczki. – Dziadku – mówi – dajcie na lody. Starzec kręci głową, wyjmuje zza pazuchy pugilares i wyciąga zeń, zamiast królewskiego srebra, bilety petersburskiego banku, drukowane na trochę tylko lepszym papierze niż te powstańcze broszury. Tymi biletami właśnie najjaśniejsza imperatorowa płacić kazała żołnierzom rabującym dwory i pałace nad Wisłą. Zrabowane dobro zaś nakazała przewozić do Carskiego Sioła. Nie miała bowiem zamiaru niczego redystrybuować, ale gromadzić i wymieniać na bezwartościowy papier. Po latach, jakiś dociekliwy badacza starożytności odkrył, że zarówno te carskie bilety, jak i odezwy powstańcze o antykulturze były drukowane w tej samej drukarni. Uśmiechnął się pod nosem i chciał zrobić z tego sensację na skalę międzynarodową, ale okazało się, że nikogo to nie obchodzi, albowiem nie miał się on czym uwiarygodnić. Nie posiadał ani pierścienia, ani pieczęci powstańczej. W obiegu zaś były wówczas treści kolportowane przez nowych emisariuszy przypominających wszystkim, że każdy Polak to cham, od chłopa pańszczyźnianego pochodzący. Prym w tym dziele wiódł redaktor Janicki, dawniej szef portalu o nazwie „Ciekawostki historyczne”.

Na dziś to tyle. Pamiętajcie o naszej nowej książce

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojna-domowa-w-polsce/

  21 komentarzy do “Czy Polacy potrzebują treści wspólnotowych?”

  1. Jak najbardziej potrzebują piłki nożnej 🙂

    I trochę siatkówki !

  2. Bilety Narodowego Banku Polskiego były prawnym środkiem płatniczym w Polsce do 1982. Natomiast na tych wprowadzanych od 1982 r. umieszczono: Banknoty emitowane przez Narodowy Bank Polski są prawnym środkiem płatniczym w Polsce. I tak zostało do dnia dzisiejszego co podkreśla niezbicie pochodzenie III RP od PRL. Rolę zamiany papieru na kruszec rozumieli Żydzi, którzy zamieniali w czasie IWŚ chłopom złote ruble na ruble papierowe dając im 100% nominalną przebitkę. Ale wiadomo chłopi Coryllusa nie czytali i co gorsza nie czytają 😉

  3. Bo czytają Janickiego i płaczą nad losem swoich udręczonych przez dziedzica przodków

  4. Że też musiałeś wspomnieć Kościuszkę. Ech! Wczoraj obejrzałem „Kosa”. Słaby bardzo film, pod każdym względem. Ale bogaty jest w treści wspólnotowe. Najważniejszą jest to, że szlachta jest czymś gorszym, niż oddział carskich dragonów. Chłopi zresztą też nie grzeszą w tym filmie ani przesadną mądrością ani kulturą. Więcej kultury i rozumu ma czarny przywieziony przez Tadeusza „Biedę” Kościuszkę zza oceanu. Schludniej wygląda, rozsądniej gada.

  5. mechanizm opisywany przez Autora jest tożsamy dla każdego społeczeństwa. Oparte jest to o fałszywe poczucie bezpieczeństwa wynikające z wiedzy. Tymczasem wiedzieć jak coś zrobić to nie znaczy umieć coś zrobić. Jest to jednocześnie ilustracja problemu bogactwa i braku działań przedstawionego przez Autora. Co z tego, że ówcześni byli bogadzi, jeżeli to bogactwo nie dotyczyło środków prowadzenia wojny. Jak do drogiej restauracji wpadają rabusie z bronią i po kolei kasują portfele, kolczyki, pierścionki etc. to przecież klienci w tej restauracji są w sumie bogatsi niż ci rabusie, a mimo to przegrywają. A jak by wyglądała ta restauracja, gdyby goście swoje bogactwo (zamiast w kolczyki i pierścionki) zainwestowali w równie kosztowne: broń, pancerze i szkolenia taktyczne ? I dlatego historia tego kraju w XVIII w. wygląda tak jak wygląda. Dlatego między innymi tzw. zaborcom szło tak łatwo i teraz idzie jeszcze łatwiej, bo wystarczyło obiecać obniżenie składki zdrowotnej, żeby przy 70-procentowej frekwencji wyskoczyła na jaw prawidłowa hierarchia wartości. Ezaw to przynajmniej miskę soczewicy dostał, a nie tylko jej obietnicę.

  6. Tych naszych tfurców to już całkiem trafiło. Czy to się jakoś leczy?

  7. Obawiam się, że bez egzorcysty i rozpalonego pogrzebacza nic się nie zdziała

  8. Łączy nas (brak) Euro.

  9. I chęć pozbycia się złota z NBP?

  10. Gromadzenie złota nie ma sensu ekonomicznego. Kanada ma 0 ton złota i ma spokój.

  11. Tadeusz Kościuszko jest postacią ze świata antykultury tak samo, jak Thomas Müntzer, którego dom rodzinny dzisiaj oglądałem – pierwowzór nowoczesnego komunisty i wodza rewolty chłopskiej. Też zaczął powstanie na wiosnę. Unia Europejska i Bank Światowy od lat daje nam pieniądze pod warunkiem redukcji polskiej armii – robi dokładnie to samo, co Rosja i Prusy przed insurekcją. Boję się, że doktor Bartoszewicz targnie się na życie, bo jako jeden z nielicznych rozumie politykę UE.

    Jestem pewien, że traktat o wstąpieniu do WE został podpisany 1 maja, ale odpowiednie zaklęcia i gusła nad nowymi członkami odprawiono w noc Walpurgii z 30 kwietnia na 1 maja. Niemcy mają szajbę na tym punkcie i nawet dużo turystów z Polski przyjechało w góry Harz, żeby wziąć udział w „orgii”.

    Papież kazał nam się nie bać członkostwa we Wspólnocie Europejskiej, ale ja się boję.

    https://youtu.be/4xZpVYp1OKY?si=qOf8TDkocM9VCCcB

     

    https://youtu.be/MR9rYmfrh2A?si=ipZLSFiX1kCY62PG

     

    W tym filmie „Kos” chodzi o to, żeby pokazać, że Polacy też „rezali” przy pomocy kos i siekier tak samo jak Ukraińcy, ale nie wiem, dlaczego w filmie mówi się po ukraińsku a nie po rosyjsku?

  12. Nie wydaje mi się, żeby o to chodziło.

  13. Teraz wszystkie filmy muszą mieć klimat bezbożny, pogański lub satanistyczny, bo inaczej producenci nie dostaną funduszy. Wystarczy wspomnieć serial „Polowanie na ćmy”, „Chłopów” czy „Białą odwagę” oraz całą serię innych filmów.

    Maślona jest politologiem, ale dawał gwarancję, że film będzie zły, ponieważ wcześniej współpracował robiąc scenariusz do filmu „Demon” z Marcinem Wroną, który powiesił się podczas festiwalu filmowego w Gdyni.

    Może się Panu nie wydawać, ale tak jest.

    Dlatego ja nie brałem udział w orgii nocy Walpurgii, bo jestem przyzwoity i boję się czarownic i demonów. Mogę wziąć udział w orgii, ale w innym terminie.

  14. Oglądanie na dużym ekranie przemocy skutkuje przyzwyczajaniem się do widoku krwi, obojętnością i przebaczeniem zbrodniarzom.

    Rozumiem, że Pan jest niewierzący?

    https://youtu.be/E2CvxhGPLQo?si=rNoaiVvMit2VoG7L

  15. Z takich satanistycznych produkcji należy też wymienić „1670” na netfliksie. Jest recenzja na YT porównująca obydwie produkcje. Moim zdaniem chodzi o propagowanie przemocy jako środka do osiągania celów.

  16. Co to są treści wspólnotowe? Samce alfa szympansów z Ngogo polują na małpy gerezanki, zabijają je i zjadają świeże mięso. Najwięcej punktów u kumpli dostaje się za podzielenie się kawałkiem jedzenia. Narrator tego filmu dokumentalnego mówi, że polowania mają charakter pseudoreligijny. Nic tak nie jednoczy, jak zabijanie i zjadanie razem wrogów i o tym są te głupie filmy.

    Ja jestem pacyfistą i uważam, że da się żyć nie robiąc krzywdy innym istotom, a potrzeby społeczne, wspólnotowe można realizować np. w klubie szachowym.

  17. Naukowcy doszli do wniosku, że polowania na słabsze gatunki, a także krwawe starcia z innymi szympansami walczącymi o swoje terytorium wzmacniają solidarność w stadzie i są doświadczeniem parareligijnym. Autorzy odważyli się użyć takiego określenia w pracy naukowej w stosunku do zwierząt.

    Ekonomia jest zbyt trudna dla większości z nas – uważa doktor Bartoszewicz. Strach i obietnica bliżej nieokreślonej nagrody lub przyjemności działa silniej, niż racjonalne argumenty.

    Tak samo jest w relacjach damsko – męskich. Największe szanse ma agresywny samiec łamiący obowiązujące normy i mający słabo rozwinięte płaty czołowe w mózgu.

    Bełkot poruszający nasze emocje jest najsilniejszym argumentem:

    https://youtu.be/pgPX5NEwXNc?si=wCCJioqFbyHr_U3v

  18. Solidny lomot od Niemcow bardziej spaja narod, niz sukces siatkarzy, a oplywajace w luksusy tenisistki wywoluja raczej uklucie zazdrosci, dlatego zawsze bedziemy kochac nasza reprezentacje narodowa w pilce noznej niezaleznie od wynikow meczow.

  19. Bo w siatkowce nie ma fauli, nie ma krwi i gryzienia trawy.

  20. Czy zatem może należy się bogacić w UE, a polexit to jakiś kosmos?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.