sty 282024
 

Ludzie używają ironii po to, by zwrócić na siebie uwagę. I to jest dramat. Żyjemy w świecie i w czasach, gdzie dość jest zjawisk, które wymykają się innemu niż ironiczny opisowi. Na dodatek dotyczy to przede wszystkim tej części spektrum politycznych poglądów, której pozostajemy wierni. Posłużę się dziś kilkoma prostymi przykładami, które wymagają ironii, ale się jej nie doczekają, albowiem cała ironią, jaką się posługujemy zużywana jest na potrzeby osobistej kokieterii.

Oto poseł Tarczyński prowadzi intensywną kampanię w mediach społecznościowych, która ma go wykreować na naturalnego lidera środowisk prawicowych. Używa do tego zdjęć gdzie widać go jak z poważną miną całuje flagę. Albo rzuca na twitterze hasło: atrakcyjni Europejczycy vs prawdziwi Polacy, oni mają w nosie Polskę, a my…Być może są ludzie, do których to trafia, ale ja się do nich nie zaliczam. Podobnie jak większość osób, które rozumieją gdzie należy używać ironii w polemice, a gdzie w żadnym wypadku nie wolno tego czynić. Poseł Tarczyński, w mojej ocenie, być może błędnej, próbuje wykreować się na lidera ludzi, przywalonych rozmaitymi kompleksami, którzy karmią swoją dusze resentymentem do lepiej od nich wyglądających Niemców. Redaguje więc inaczej i zamienia na serię obrazów i memów starą partyzancką pieśń zaczynającą się od słów: my ze spalonych wsi, my z głodujących miast. Nie przeczę, że kogoś to może uwodzić. Ja byłbym jednak ostrożny i nie pokładał w tej strategii zbyt wielkiego zaufania. Podobnie jak w jej autorze, którzy świetnie mówi po angielsku i znakomicie polemizuje z przeciwnikami w PE. Nie jestem bowiem pewien czy poza tymi umiejętnościami, ma jeszcze jakieś. Zaplanowana przez niego strategia wskazuje, że może być różnie.

Trochę inaczej, ale również mało ironicznie, choć sytuacja się tego jawnie domaga, jest w szeregach przeciwnika. Oto Mariusz Szczygieł, czołowy producent kontentu po tamtej stronie, poinformował niedawno wszystkich, że poszedł do telewizji polskiej. Obiecał sobie nie chodzić tam i nie był od dwudziestu lat, ale teraz poszedł. No i spotkał ochroniarza, jednego z tych, co biorą dziś pensję za pilnowanie, by wpisany do KRS prezes tej instytucji nie przekroczył jej progu. I ten ochroniarz wyobraźcie sobie chciał, powodowany emocjami, uściskać Szczygła. I jeszcze mu powiedział, że Orłosia już wyściskał.

To z kolei jest na nowo przeredagowana treść, sławnego niegdyś widowiska Katarzyny Gertner o żołnierzach LWP, gdzie śpiewano pieśń zaczynającą się od słów: wrócą chłopcy z wojny, jak należy, niech nam każda wierzy. Tu raczej pasowałoby słowo „każdy”, ale wiemy przecież jakie niebezpieczeństwa w tym tkwią, kiedy użyjemy go akurat w odniesieniu do omawianego tu przypadku.

Jaki z tego wniosek? Obie strony sporu ideologicznego sięgają do emocji, które zostały wyprodukowane i utrwalone poprzez komunistyczne media i komunistyczną tradycję. To trzeba powiedzieć wprost, a jak ktoś nie wierzy, niech sobie znajdzie taką piosenkę Jana Pietrzaka, pochodzącą z lat sześćdziesiątych, gdzie śpiewa on o pogardzie jaką Polacy aspirujący do miana Europejczyków żywią dla kraju, bo miast pracować przy jego odbudowie wolą jechać na zachód i tam zmywać naczynia. Jest taki utwór, naprawdę.

Jak wszyscy wiemy propaganda to poważna sprawa. Nie można więc jej zostawiać odłogiem, albo – z braku zrozumienia dla niej – posługiwać się formatami wroga, żeby osiągnąć sukces. Bo się tego sukcesu nie osiągnie. Co widać na przykładzie ostatnich wyborów. Gdyby PiS miał właściwie sprofilowaną propagandę, nie było by mowy o żadnym sukcesie tamtych. Oczywiście, ktoś może powiedzieć: gdybyście tu nie ujadali, ludzie by się nie pokapowali i nie głosowali na tamtych. To jest często spotykany zarzut wobec nas, ale mam nadzieję, że każdy rozumie iż jest idiotyczny. Nas nikt nie słucha, albowiem wzywamy tu, niemal wszyscy, do produkcji wymagającej fachowców, pieniędzy, jakiegoś rozeznania, a to jest błąd, który powoduje całkowite lekceważenie naszego środowiska, dzięki Bogu.

Komuniści zamierzali naprawdę przejąć Polskę i to zrobili. Tak, jak wszyscy inni najeźdźcy za pomocą dobrze sprofilowanej, brutalnej, ale też uwodzicielskiej propagandy. No i przymusu. Można było zbierać po łbie, albo śpiewać „My ze spalonych wsi”. Wiadomo na co się każdy zdecydował, choć potem mruczał coś tam pod nosem i konspirował na trzepaku.

To ważna konstatacja, choć prosta i powinna być już dawno przez wszystkich odczytana: propaganda komunistyczna funkcjonowała wraz z terrorem. Bez niego nie funkcjonowała, nawet dzieci zafascynowane serialem o pancernych, w końcu z niego wyrastały. No, ale wtedy docierało do nich gdzie są i sprawa była czytelna dla wszystkich.

Współczesne interpretacje formatów propagandy komunistycznej są więcej niż lekkomyślne. Ludzie ufają, choć ja w to do końca nie wierzę, że ich ponowne zastosowanie – bez przemocy – dla naszych, szlachetnych celów, pozwoli przekonać nieprzekonanych. Skąd ta aberracja wymykająca się logice? To proste – bo tak jest taniej. Lepiej założyć, że odbiorca jest idiotą, który uwielbia dokonywać samookaleczeń mentalnych niż wydać forsę na coś, co pochodziłoby spoza znanego spektrum formatów, albo chociaż na opis zjawisk zgodny z rzeczywistością. Stąd moja niewiara w to iż oni wierzą w te swoje zagrywki. To jest próba przekonania ludzi po taniości. Pieniądze zaś kieruje się gdzie indziej, żeby – w razie katastrofy – można było gdzieś uciec. Na przykład, do Chorwacji, tam bowiem różni działacze partii kupują sobie nieruchomości.

Pocieszające jest to, że w tę taniość uwierzył także Szczygieł i sadzi kocopoły o strażniku, co rzucił mu się na szyję, jak białoruski chłop na szyję żołnierza armii czerwonej, wyzwalającego go ze straszliwych łap polskich panów. Widać, że cięcia na promocję nie oszczędziły także tamtych. No, ale oni się odkują i wzorem komunistów, tak jak to wcześniej czyniła gazownia, będą produkować swój kontent. Czyli będą kreować autorów, aktorów, reżyserów teatralnych i filmowych, których zadaniem będzie, jak w komunie – wyręczanie oficerów KBW i SB w czarnej robocie. Im więcej uwiedzionych propagandą tym mniejsze zmęczenie w przedramieniu odczuwać będzie strażnik więzienny wykonujący wyroki śmierci. To jasne. Ktoś powie, że przesadzam. Wcale nie. Gazeta Wyborcza miała tu absolutną władzę przez lat dwadzieścia i nikt nie napisał, ani nie powiedział żadnego wiążącego słowa w przestrzeni publicznej bez akceptacji Michnika. On sam zaś, o czym swego czasu było głośno, straszył różnych autorów śmiercią cywilną i zamilczeniem. Dziś zmierzamy do tego samego. Co w zamian proponują nasi? To o czym wszyscy wiemy – felietony pisane przez najważniejszych ludzi prawicy. Oni co prawda nie mają już czasu na to pisanie, bo muszą występować w podcastach, na mitingach i realizować się towarzysko, ale jakaś podkładka pod wypłatę być musi. Nasi bowiem wierzą, że to oni są kontentem, treścią, którą powinniśmy konsumować, żeby utwierdzać się w naszych przekonaniach. Czy będę daleki od prawdy jeśli powiem, że naśladują wprost pochody pierwszomajowe z lat pięćdziesiątych, gdzie szczęśliwy lud roboczy maszerował z flagami i portretami Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina? No może trochę, ale tu mogę sobie z całym spokojem włączyć ironię, bo jest ona teraz na miejscu. Nasi proponują propagandę surową w wymowie, wojenną – bo przegrali. Tamci zaś rozrywkową…a la porucznik Borewicz, którego ciągle puszczają na wszystkich kanałach. Są bowiem zwycięzcami i stać ich na pewien luz. No, ale widzimy tych ochroniarzy, co rzucają się na Szczygła w spontanicznym porywie emocji i coś nam tam zaczyna świtać. No, a nasi – z tą swoją wojenną gawędą, całowaniem flagi, bojową postawą i szeregiem innych aberracji – czym mogą postraszyć tamtych? I co mogą pokazać w razie, gdyby przyszedł prawdziwy kryzys? Mariana Kowalskiego chyba tylko, bo nikt inny nie wchodzi w grę.

Proszę Państwa, znajdujemy się dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdowaliśmy się w roku 2010. Przez te wszystkie lata tak zwani nasi nie wyprodukowali ani jednego autora, ani jednego kompozytora, ani jednego reżysera teatralnego, który zwracałby na siebie powszechną uwagę i mógłby – poprzez swoje kompetencje i swoją produkcję, znieść szykany tamtych. Mieli Kilara, ale on umarł. Jest gorzej, wszyscy z całych sił starają się by takich kreacji nie było, bo jakby wtedy można uprawiać lans bezpośredni? Toż ludzie nie widzieliby bohaterów, a jedynie te rozmyte treści, które ja tu proponuję.

Kochani, jestem przekonany, że PiS dostanie w dupę. Właśnie przez takie rzeczy. Potem zaś znów zwróci się do ludzi, żeby coś wymyślili. A jak już wymyślą, to się im pokaże figę z makiem, Łepkowska zaś zacznie produkować serial o partyzantach AK, ratujących Żydów z nazistowskiej opresji.

Dlaczego przez te wszystkie lata popieraliśmy PiS? Bo wiedzieliśmy, albo przypuszczaliśmy tylko, że po tej stronie gromadzą się ludzie z potencjałem, którzy ironizują nie tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę. Byliśmy pewni, że to tu są osoby, potrafiące coś wokół siebie wykreować. Ufaliśmy w to, nawet kiedy prezes zatrudnił Migalskiego i Poncyliusza. Nawet kiedy po raz kolejny okazało się, że nikt w PiS nie rozumie co to jest i po co jest kampania wyborcza. Dziś też w to wierzymy, ale dlatego, że tworzymy swoje środowisko, które głosuje na tę partię. Nie dlatego, że mamy do czynienia z jej prominentnymi działaczami. Gdyby doszło do takiej konfrontacji, mogłoby się zdarzyć, że niektórzy z nas wyściskaliby spontanicznie spotkanego na ulicy Mariusza Szczygła. Wyraźnie bowiem widać, że pisowski kontent składający się, jak przed laty, z przemądrych głów zatroskanych losem ojczyzny i piszących o tym felietony, nie chce nas wcale. Naród zaś widzi w roli Piętaszka, który dzielnie pomagał Robinsonowi na wyspie, ale kiedy tamten miał już odpłynąć do Anglii, dyskretnie usunął się z tego świata, żeby nie przeszkadzać. Takie spozycjonowanie komunikacji gwarantują działaczom PiS ludzie uprawiający komunistyczną propagandę na chama. I wywołujący tym entuzjazm wśród osobników, którzy nie wyobrażają sobie telewizji bez porucznika Borewicza. Nie będę tu wymieniał nazwisk, ale każdy wie o kogo chodzi.

Powróćmy teraz do ironii i jej zastosowania. Jest ona obecna w treściach produkowanych przez najwybitniejsze umysły po naszej stronie. Służy jednak do kokieterii, albo do utwierdzania ludzi w bezradności. To znaczy ironizuje się zwykle na temat hipokryzji tamtych. Tyle, że oni mają to w nosie. Właśnie na tym polega istota ich machiny niszczącej – są hipokrytami i nie aspirują do niczego, poza władzą opartą na sile maskowanej produkcjami Szczygła i innych gwiazd.

Czy naprawdę nie ma już prawdziwych ironistów po naszej stronie? No, nie jeden przynajmniej jest. Ja o nim do niedawna w ogóle nie słyszałem, ale okazuje się, że to jest, panie dziejaszku, prześmiewca co się zowie…Prawie Witkacy, tylko niestety malować nie umie. Oto jeden z jego występów.

https://twitter.com/Bekartsmekart/status/1750810771318050880

Pan ten prowadzi satyryczny program w TV Republika. Miłego oglądania i wesołej zabawy, że tak zażartuję.

  15 komentarzy do “Destrukcyjni ironiści”

  1. … mieli Kilara, ale on umarł …

    Było jeszcze gorzej: mieli Kilara i nie skorzystali, wzięli Zenka. A potem Kilar umarł.

  2. No tak…bo Killar deprymował Kurskiego swoją znajomością warsztatu kompozytora. A Kurski tylko brzdąkał na gitarze

  3. Tamtym nie potrzeba dużo. Wystarczy zdecydować o kontynuowaniu tych kilku inwestycji , które rozpoczął PiS aby przekonać elektorat, że jego polityczne cwaniactwo z głosowaniem na „trzecią drogę” to prawdziwy majstersztyk i dalej już można puszczać w telewizji serial „Dom”, a PiS idzie w niebyt. Nie byłaby to wielka cena za taki sukces bez walki ale sądzę, że Niemcy jednak na to nie pozwolą i będziemy dalej uprawiać te zapasy w kisielu, do końca, jak to powiedział Franc Mauer, do końca naszego albo jej (Rzeczpospolitej).

  4. Ironia po pokaz bezradności (jak w moim wpisie powyżej) ale co zrobisz jak nic nie zrobisz. Można tylko robić swoje.

  5. No tak, dlatego trzeba jej używać ostrożnie, prywatnie, albo w kwestiach naprawdę istotnych, kiedy inne formuły nie mogą mieć zastosowania

  6. Partia przemocy, kontra partia niemocy, w partyjce wrestlingu 😉

  7. To tak, jak przedstawiają nam Jezusa z Chosen, gdy Ten jest w Tabernakulum.

  8. Mignęła mi gdzieś w sieci notka, że były premier Mateusz odgraża się, że PiS szybciej wróci do władzy niż się wszystkim wydaje co by wskazywało na to, że nie ma żadnej koncepcji poza bieżącym „odszczekiwaniem się” i jeszcze ze dwie, trzy takie imprezy wystarczą aby publika zobojętniała. No chyba, że Pan Janek trzy dni pod rząd , o świcie, zaintonuje „Żeby Polska” to już będzie pewne, że czwartego dnia o siódmej rano wstaniemy z kolan. Ciekawym przyczynkiem o sposobach komunikacji PiS-u, a nawet o sposobie uprawiania polityki jest ten fragment, piętnaście sekund, od 17,50 do 18,05. Gość przy okazji, w kilku zdaniach, wyłożył sedno problemu z jakim nie potrafią się uporać działacze PiS-u.

    https://www.youtube.com/watch?v=Q6w97GqkUMY

  9. Może lepiej posłuchać od 17,30 do 18,05

  10. Może i posłowie z PiS popełniają jakieś błędy komunikacyjne, ale takich analfabetów prawnych to wśród nich nie ma: Kompletna kompromitacja znanego posła Platformy [WIDEO] (tysol.pl)

  11. Tylko dlaczego taki analfabeta wygrywa wybory. Jaka była stawka tych wyborów to właśnie widzimy. Byliśmy lepsi ale przegraliśmy. Jaki jest powód, że Tusk ze swoim jakże zakłamanym i prymitywnym przekazem znalazł drogę do wyborców , a PiS nie. Co było złe w przekazie i w praktyce sprawowania władzy, że wyborcy „nie kupili tego”. Ten krótki fragment wypowiedzi na temat CPK odsłania część przyczyn, które powodowały „nieprzyswajalność i niestrawność” pisowego przekazu. Projekty pisowe były z oczywistych względów kontynuacją prac i koncepcji wcześniejszych, były dobrą bazą do budowania „pisowej polityki miłości” na bazie modernizacji kraju, przyswajalnej dla młodych i dla starych. W sytuacji gdy „pińcet” straciło już swój powab jako coś co „sie należy” było konkretem, z którym można było trafić do każdego odbiorcy, kwestie rozliczeń, ideowych pojedynków załatwiać na zapleczu, na froncie prezentować „modernizacyjnego master szefa”, z którym mogli się identyfikować wszyscy, polityczną kiełbasę robić na zapleczu.

  12. To oczywiste jak słońce na niebie.

  13. Listę pociągnął Joński, startował z ostatniego miejsca , był rozpoznawalny.

  14. Mamy ten sam problem co Włosi. Konstytucje są tak pomyślane, że nie można utworzyć sensownego rządu, bo zawsze ktoś z koalicji bryknie…

  15. tyle w kwestii promocji treści
    https://culture.pl/zht/artist/olga-tokarczuk

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.