sty 272024
 

Nie ma drugiego, tak pociągającego złudzenia, jak wspólnota ludzi myślących. Każdy chce do niej należeć. I mało kto rozumie, że figura ta kryje za sobą werbunek, a także służy do obezwładniania mocy twórczych. Tu nie ma, dla przykładu, żadnej wspólnoty ludzi myślących. Każdy robi co chce na własną odpowiedzialność, a jak przekroczy granice, to wylatuje. To są proste, czytelne i przez każdego zrozumiałe zasady. Granice wyznaczam ja i nikt z tym nie dyskutuje. Jak chce podyskutować niech idzie na twitter, tam jest mnóstwo osób pragnących należeć do wspólnoty ludzi myślących. Wczoraj wdałem się w dyskusję z jednym z najostrzejszych tamtejszych pisaków, ironistą co się zowie, na temat Twardocha lansującego język śląski. Nie sam język był istotny, ale końcówka dyskusji, kiedy to ironista nawrzucał Twardochowi, wytarzał go w smole i w pierzu, a potem całkiem serio powiedział – ale ta Epifania wikarego Trzaski bardzo dobra. Zapytałem dlaczego tak robi. Upierał się, że mu się ta książka podoba. Nie jestem w stanie w to uwierzyć, albowiem wiem jak powszechna jest wiara w to, że ponad codzienną nawalanką istnieje świat kryształowych pojęć, gdzie, poprzez szczególną wrażliwość lub takowe umiejętności, przenoszą się autorzy wybitni. I marzeniem każdego czytelnika, a także mniej wybitnych autorów, jest znalezienie się tam choćby przez moment. No i nawiązanie kontaktu, ponad tym codziennym błotem, z ludźmi, którzy posiedli umiejętność przenoszenia się do tej krainy. Nikt, nawet największy cwaniak nie jest wolny od tej pokusy. Jest to, rzekłbym, pokusa podstawowa.

Próbowałem wyjaśnić temu człowiekowi, że na tym właśnie polega skuteczna i dobra propaganda – tworzy się ją za pomocą złudzeń i za pomocą jakości, która nie zostawia pola do dyskusji. Dlatego każda nowa władza wprowadza do obiegu swój kontent, który jest warunkiem koniecznym dla jej utrzymania. Prawo, jak widzimy, można zmienić, i to dość łatwo. Można je reinterpretować na kilka sposobów i toczyć o nie spory w nieskończoność. Książka, obraz, film, dobrze wykonane, rozkolportowane, poruszające serca i umysły, zostają. I nikt ich skutecznie ścigać nie może. Trzeba do tego zmasowanego aparatu represji, przetrząsania domowych bibliotek, zapisów cenzorskich i temu podobnych zagrywek.

Niestety wyjaśnienie ludziom, że dali się uwieść propagandzie, w dodatku nędznej, bo Twardoch nie umie pisać, jest poza moimi możliwościami. Wynika to także z faktu, że sam jestem autorem, no i odkąd pamiętam, zawsze ktoś stawi mi zarzut, że jestem zawistny. Dlaczego? Albowiem wierzy, że poprzez zakup słabej, pretensjonalnej, źle wydanej, rozłażącej się w rękach książki propagandowej, której nakład przekroczył standardowe kilka tysięcy egzemplarzy, zapisał się do wspólnoty ludzi myślących. Sam sobie zamienił kryteria ilościowe na jakościowe i myśli, że oto obcuje z absolutem. Bo tylko absolut wchodzi w grę. Musi być więc ksiądz, widzenie, pokusa, podmiana dobra na zło, czyli wszystkie te numer, które znajdujemy w każdej, ludowej opowieści o wieśniaku, co spotka diabła na rozstaju dróg. Bo tylko taki zestaw kojarzy się człowiekowi myślącemu z absolutem. Jakieś inne dodatki tylko psują to wrażenie.

Porzućmy te jałowe zajęcia, albowiem oszukany, wierzy przede wszystkim oszustowi. Liczy bowiem na to, że ten, chcąc oszukiwać dalej i pozyskiwać nowe ofiary, wzmocni jego pozycję.

Zajmijmy się innymi kwestiami. Oto gdzieś na fejsie można znaleźć obrazek przedstawiający rozpędzony pociąg. Obrazek ten jest podpisany słowami – polski film wojenny. No i jak na niego popatrzmy, widzimy, że wszystko zapowiada się dobrze, pociąg pędzi, jest dynamika i akcja, coś się na pewno wydarzy. Na kolejnym obrazku, który jest dopełnieniem pierwszego, widzimy przejazd kolejowy i wjeżdżający nań autobus, który zagradza drogę temu rozpędzonemu pociągowi. I na tym autobusie umieszczone są słowa – wątek miłosny.

Ludzie, sami z siebie, kolportują te szydercze treści, albowiem wszyscy rozumieją co jest nie tak z polskimi filmami. Są one fałszywe do samego dna. Poprzez te upiorne wątki miłosne, z którymi żaden reżyser nie jest sobie w stanie poradzić. Ma wewnętrzny przymus umieszczania takich wątków, choćby rozwalały one narrację. I nie ma doprawdy znaczenia czy czyni to przez wrodzoną głupotę, brak pomysłów, czy dlatego, że musi obsadzić kochankę w roli pierwszej naiwnej. Demaskuje go to całkiem i czyni jego pracę nieważną w oczach widzów. No, ale w Polsce reżyserzy mają w dupie widzów. Bo to nie oni załatwiają dystrybucję, nie oni piszą recenzje, nie oni dzielą pieniądze na filmy. A jak to już po wielokroć ustaliliśmy, twórczość w Polsce, to dystrybucja pieniędzy, a nie towarów, rozumianych jako skończone i ciekawe dzieła. I tak samo, jak w przypadku Twardocha i jego wielbicieli, mamy tu pewną podmianę – człowiek pobierający dotacje od rządu na film wojenny, musi wykazać się skutecznością. Czyli musi wskazać, że film ten podoba się widzom. Do tego właśnie służą owe wątki miłosne, bo żaden urzędnik oceniający taki film na nic innego nie będzie patrzył. Żywi on bowiem taką samą pogardę dla widza, jak reżyser i producent. Jest jeszcze lepiej – taki gówniany film, może być sprzedany bratnim dystrybutorom z UE lub telewizjom krajów NATO i puszczany tam będzie w porze przeznaczonej na tele zakupy Mango. W takiej sytuacji widz traci wszelką podmiotowość wobec ludzi zajmujących się dystrybucją pieniędzy na filmy. I należy tylko czekać, aż reżyserzy zaczną obsadzać w nich, nie aktorów z zaprzyjaźnionych kółek wzajemnej adoracji, ale po prostu krewnych. Bo cóż to w końcu jest za problem? I tak nikt nie kontroluje jakości.

Niebawem wejdzie na ekrany film „Monte Cassino”. Nawet nie chcę myśleć o czym on będzie, ale już widać w zajawce ten autobus z napisem „wątek miłosny”. Można więc założyć spokojnie, że nadchodzi kolejna katastrofa. Jakby tego było mało, do kin wchodzi też film „Kos” opowiadający o Tadeuszu Kościuszce, który, razem z Murzynem, zwalcza w Polsce niewolnictwo i uwalnia feministki z rąk zatabaczonych szlachciurów – ich mężów. To są rzeczy, które – w czasach gdy byłem studentem – były niemożliwe do pomyślenia. Gdyby ktoś to opisał w charakterze żartu, wzruszono by ramionami, tak absurdalna jest tak historia. No, ale mamy rok 2024, film „Kos” jest już czymś nagrodzony i kręgi dystrybuujące pieniądze pomiędzy sobą wyją z zachwytu. Nic na to nie poradzimy, albowiem jesteśmy zbędnym dodatkiem do tego zestawu. Możemy się rozejść, przestać patrzeć w ich stronę, a oni dalej będą kręcić filmy wojenne z wątkami miłosnymi.

To nie wszystko jednak. Dowiedziałem się wczoraj, że jeden z banków umieścił na swoich kartach płatniczych nowy wzór. Jest to zapaćkana zaciekami ściana pracowni pewnego artysty. Ten artysta jego kolegą Sasnala. Na tej ścianie wieszał obrazy i coś tam chlapał farbą, potem obrazy zdjął a chlapnięcia pozostały. Poprzez system dystrybucji pieniędzy, nie mówcie, że nie, w końcu chodzi o bank, znalazły się one na kartach płatniczych. Uwiarygodniła je najsławniejsza historyczka sztuczki w Polsce, prof. Maria Poprzęcka. Nie chce mi się nawet przytaczać tutaj tych bzdur, które wyprodukowała ta nieszczęsna kobieta pod wpływem honorarium. Ciekawe jest co innego. Oto, żeby w Polsce sprzedać zaciek na ścianie potrzeba instytucji bankowej, patentowanego profesora, artysty sławnego na całym świecie, takiego jak Sasnal, w końcu tego jego kolegi, którego nazwiska zapomniałem. Czyli trzeba uruchomić cały aparat, tylko po to, by dokonać szeregu transferów gotówki. Nikt przecież poza tymi, którzy wzięli pieniądze, nie wierzy w te zacieki, ani nawet nie zwraca na nie uwagi, kiedy płaci kartą. Chodzi o to, jak zawsze, żeby stworzyć wspólnotę ludzi myślących. A nie dość, że myślących, to jeszcze czujących. Dziś z rana, na twitterze, jakiś biedak umieścił nagranie różnych rzekomych artystów, którzy coś tam wykonywali, jakieś nieśmieszne rzeczy. Potem zaś napisał, że to skandal, bo sztuka kiedyś była prawdziwa, a piękno było pięknem. Nigdy tak nie było. Ten człowiek też chce się zapisać do wspólnoty ludzi myślących, tylko że takiej nie ma. Sztuka to zlecenie, budżet i wykonanie, a także odbiór i kontrola. Jeśli coś jest niezgodne ze zleceniem, nie ma pieniędzy. No chyba, że celem jest transfer gotówki, wtedy można wszystko. I tak jest dzisiaj, albowiem nie ma już mecenasów. Nie są potrzebni, chodzi przecież tylko o to, by dać jakiś rzucik na karcie debetowej. To może być cokolwiek. Mogłoby być raczej, gdyby nie hierarchie akademickie i różne wspólnoty myślące. Te bowiem selekcjonują wzory i za to są opłacane. Za chwilę żaden artysta nie będzie już potrzebny, wystarczy krytyk. Twórca i mecenas to już żenująca przeszłość, dziś wystarczy krytyk i system przelewający pieniądze na konto. No i decyzja bezimiennego zarządu, której nikt nie kwestionuje, bo niby z jakich pozycji?

I popatrzcie jak świetnie na tle tych wydarzeń wygląda taki oszust jak Jan Saudek z Pragi. To jest człowiek o kryształowych intencjach. Wprowadził się kiedyś do starej piwnicy, gdzie był grzyb na ścianie. Ściągał tam różne dziewczyny, grube i chude i robił im zdjęcia na tle tego grzyba i łuszczącej się farby. Raz sprowadził pewną Amerykankę i ona od niego te zdjęcia kupiła za jakieś parę setek zielonych. No i się zaczęło. Co by nie mówić, człowiek ten zaczynając od zera, zawalczył na rynku i wygrał. No i całą pulę zgarnął sam. Nie potrzebował sponsora, czarnoksiężnika z praskiego instytutu historii sztuki, który go uwiarygodni, nie potrzebował nikogo poza klientem, który patrząc na zaciek i gołą babę stojącą na jego tle, wyciągał portfel z kieszeni i płacił za odbitkę. Było jeszcze lepiej, okazało się, że to ci wszyscy, którzy są odpowiednikami opisanej tu hierarchii czynnej w Polsce, potrzebują Saudka. I takich wzorów się trzymajmy.

Wymyśliłem wczoraj, na bazie tego co firmuje dziś pani prof. Maria Poprzęcka, definicję historii sztuki. Otóż historia sztuki, to orzekanie o ilorazie inteligencji na podstawie wyglądu drugorzędowych cech płciowych.

I tym optymistycznym akcentem kończę, a wszystkim czytelnikom życzę miłego dnia.

  13 komentarzy do “Wspólnota ludzi myślących”

  1. Po zakończeniu każdego roku szkolnego sprzedawałem swoje używane podręczniki za podwójną cenę okładkową. Fakt podręczniki były nie używane ale dziewczyny, bo to one w wyłącznie je nabywały, były przekonane na 100% , że część mojego pomyślunku jest w nich zawarta 😉

  2. Nie było to zachowanie rycerskie.

  3. Ale one nie zgłaszały pretensji, przeciwnie były szczęśliwe

  4. W moim świecie istnieje pojęcie szlachetności. Nigdy nie zachowuj się jak prosiak, tak mnie w domu uczyli.

  5. @Ada, to nie wypada, tak być nie może, trudna rada!

    Na widok wszystkich twoich fantastycznych psot aż oblewa zimny pot 😉

  6. ile zapłacono za loggo Orange, co to jest takim małym pomarańczowym kwadracikiem, nie pamiętam ale było to nie kompatybilne z małym kwadracikiem w pomarańczowym kolorze

    może wtedy  szło nie o kwadracik ale o coś iinneeggoo

  7. To są sprawy poza naszym spektrum zainteresowań.

  8. no jak… a tekst jest między innymi o transferze … gotówki

  9. No tak, ale nikt nam tam nie pozwoli zajrzeć. Pewnie grube miliony poszły do odpowiednich ludzi z ten projekt. No, ale co ja mam z tym zrobić. To samo było z logiem Orlenu i innymi znakami

  10. Raczej: ” Nie płacz Ewka, bo tu miejsca brak…”

  11. Janda ostatnio spotkała się z ministrem kultury i po tym spotkaniu w wywiadzie publicznie zaproponowała, że sprzeda TVP swoje spektakle teatralne sztuk 80. To się nazywa przepływ gotówki.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.