Jeden z komentatorów umieścił wczoraj pod tekstem o Arystotelesie dwa cytaty z dwóch książek, opisujące ten sam moment w dziejach. Ja je tu przytoczę, żeby wszyscy dokładnie widzieli o co chodzi.
(…) Uniwersytet Paryski (.) istnieje już przeszło sto lat. W utworze Meunga odnajdziemy echo sporów, jakie toczyła „jego matka” – tymi słowami określa to czcigodne zgromadzenie – z zakonami żebrzącymi, którym mistrz Wilheml z Saint-Amour pragnął zabronić nauczania, korzystając z poparcia swoich konfratrów.
Uniwersytet Paryski zrodziło pragnienie wolności: profesorom i studentom tworzącym liczne grupy zależało na uchyleniu się od kontroli biskupa Paryża i ukazywaniu autonomii, co nastąpiło w pierwszych latach XIII stulecia i zyskało aprobatę zarówno papieża jak i króla Francji. (.) Profesorowie wykładający na uczelni dążyli o zachowania katedr tylko dla siebie i wykluczali wszystkich nowo przybyłych, a szczególnie tych, których sukces niepokoił ich i rozdrażnił, czyli braci kaznodziejów oraz braci mniejszych(…) Doprowadziło to w końcu do tego, że zabroniono tam nauczania Tomaszowi z Akwinu czy też Bonawenturze.
Uniwersytet Paryski jest więc – na co warto zwrócić uwagę – w posiadaniu klucza nie tylko o wiedzy, ale i o ortodoksji w dziedzinie religii….
To cytat z książki Regine Pernoud „Kobieta w czasach katedr”
A teraz kolejny, pochodzący z pracy Edwarda Granta „Średniowieczne podstawy nauki nowożytnej”
(…) Wprowadzenie dzieł Arystotelesa do świata chrześcijaństwa łacińskiego przysporzyło Kościołowi i jego teologom wielu problemów.( ) Chociaż starcie nie było nieuniknione, doszło do niego dość szybko. Wydaje się że najostrzejsze formy przybrało na Uniwersytecie Paryskim.( )
W roku 1210, krótce po tym, gdy dzieła Arystotelesa stały się dostępne w łacińskim tłumaczeniu, synod prowincjonalny dekretował, że pod karą ekskomuniki niewolno czytać w Paryżu, czy to publicznie czy prywatnie, ksiąg Arystotelesa z zakresu filozofii przyrody ani komentarzy do nich. ( ) Dnia 13 kwietnia 1231 roku zakaz ten został zmodyfikowany i otrzymał sankcję papieską Grzegorza IX, który w słynnej bulli „Parens scientiarum” ( ) nakazał, by oburzające traktaty Arystotelesa zostały oczyszczone z błędów. W tym celu 23 kwietnia utworzył trzyosobową komisję. Z powodów nieznanych komisja ta nie przedstawiła swojego sprawozdania i nakaz oczyszczania ksiąg Arystotelesa z błędów nie został nigdy zrealizowany. Zastanawiające, że papież Innocenty IV rozciągnął ów zakaz na Uniwersytet w Tuluzie, z którego przed kilkunastoma laty, w 1229 roku, wyszło zaproszenie, skierowane do mistrzów i studentów, by przybywali do Tuluzy , gdzie księgi Arystotelesa, zakazane w Paryżu, można otwarcie studiować.( )
W latach ’60 i ’70 XIII wieku rozgorzała w Paryżu druga faza walki. Konserwatywni teologowie, zainicjowani przez św. Bonawenturę próbowali wprowadzić ograniczenia w odniesieniu do filozofii arystotelesowskiej, która stanowiła trzon nowej nauki pogańskiej i arabskiej. ( ) W 1272 roku nauczyciele wydziału sztuk Uniwersytetu Paryskiego złożyli przysięgę zobowiązującą ich do unikania rozważań kwestii teologicznych. ( ) Spór zaostrzył się po opublikowaniu w latach 1207-1274 traktatu Idziego Rzymianina „O błędach filozofów”, w którym autor przedstawil listę błędów zaczerpniętych z dzieł filozofw niechrześcijańskich, takich jak Arystoteles, Awicenna, Algazel, Al-Kindi, Mojżesz Majmonides.()”
Wszyscy, którzy czytali „Kredyt i wojnę” widzą, że w pierwszym tomie wskazałem iż źródłem herezji był dwór w Konstantynopolu, a w drugim, że świat islamski i cesarski dwór Staufów. I teraz mamy te dwa źródła myśli, z których wychodzą wprost na Sorbonę teksty Arystotelesa. I wobec sprzeciwu jaki wywołują w Paryżu, obydwa te nurty spotykają się w Tuluzie. I nie mówcie mi, że to jest po pierwsze przypadek, po drugie, że uniwersytet był instytucją kościelną. Oczywiście, że był, bo Kościół go fundował, ale jak napisała nam Regine Pernoud profesorom i studentom zależało na uzyskaniu niezależności od biskupa. A skoro tak, to pewnie także od króla, jeśli mamy w pamięci to, że królowa Blanka pod nieobecność swojego syna wysłała siepaczy na Sorbonę, żeby zrobili z tym szacownym zgromadzeniem, pełnym agentów kalifa, jakiś porządek. Jak wszyscy dorośli ludzie wiedzą, jeśli ktoś chce się wyzwolić spod czyjegoś wpływu, musi mieć możniejszego protektora. Kto był wobec tego protektorem paryskich żaków i ich profesorów? Tego właśnie nie wiemy, ale to straszliwe pytanie wisi w powietrzu. Imię tego kogoś to „Wolność”, ale każdy na pewno domyśla się jak należy rozumieć tutaj tą wolność. Tak samo, jak w przypadku Adama i Ewy. No, ale nie zagłębiajmy się w metafory. Problem jest taki – jak długo powoływane przez Kościół ośrodki studiów, zwane uniwersytetami, wyrosłe ze szkół przyklasztornych, rzeczywiście podlegały władzy biskupów? Kiedy następowało wrogie przejęcie? Na przykładzie Sorbony i Tuluzy widzimy, że dość wcześnie. Widzimy też, że kradzież takiego ośrodka, jest sprawą poważną, to znaczy nie można tam wysłać wojska, nie można tego spacyfikować powołując się na akt założycielski, albowiem wyczyn taki unieważni całą wielką idę wspólnego chrześcijańskiego uniwersum. Można tylko się do tych aktów odnieść mniej lub bardziej rzeczowo i próbować je jakoś otorbić, tworząc zupełnie nową narrację. To jednak musi mieć swoje konsekwencje w przyszłości. I w przypadku uniwersytetów Francuskich, Arystotelesa i herezji miało takie konsekwencje.
Dlaczego my o tym nic nie wiemy i dlaczego kwestie te nie są dyskutowane? Bo nauka Arystotelesa stała się częścią nauki Kościoła. Technologia zaś i polityka zrobiły swoje i dziś mamy to, co mamy. I stoimy wobec takich samych wyzwań jak w XIII wieku. Tyle, że na ulice miast uniwersyteckich nie wychodzą znawcy pism filozofów, ale zwyczajni, agresywni durnie, domagający się nie szacunku bynajmniej, ale władzy. Islam zaś, tak samo bojowy jak w XIII wieku puka do naszych drzwi i domaga się, byśmy go wpuścili, nakarmili i złożyli mu hołd. I tego Kościół już niestety otorbić nie może, albowiem odrzucono już wszelkie pozory. I żaden system filozoficzny nie ma znaczenia. Uniwersytety nie są zaś już żadnymi ośrodkami gdzie wykuwa się doktrynalna stal, ale zwykłymi fabrykami propagandy. My zaś tego nie widzimy, albowiem poprzez kulturę popularną wmówiono nam, że profesor to dobrotliwy staruszek w berecie, który chce wszystkim przychylić nieba. Nikt nie rozumie, że podobnie jak w XIII wieku jest to agent wrogiej organizacji, który domagając się wolności dla siebie i swoich pomysłów, kolportowanych dziś na koszt państwa, a nie Kościoła, marzy o karierze zarządcy lokalnym obozem koncentracyjnym. Uniwersytety zaś nie służą nauce i studentom, bo ci są jedynie pretekstem, zasobem z którego można wybrać jakichś ludzi z przeznaczeniem na werbunek. Są one ośrodkami, w których swobodnie i bez lęku wrogowie organizacji zamierzających zniszczyć państwo mogą się spotkać i porozmawiać.
Nie wiem czy zauważyliście, ale nie istnieje żaden chyba tekst kultury, jak mówią na uniwersytetach, który szyderczo i prawdziwie opisywałby panujące tam stosuneczki. Choć może nie, dziś dostałem link do filmu dostępnego na platformie HBO, pod tytułem „ Zaginiony król”, w którym ponoć widać, jak uniwersytety kupione przez Tudorów fałszowały historię Ryszarda III. Swoją drogą ciekawe czy dopieprzyli Szekspirowi. No, ale chyba nie.
Jeśli ktoś może, niech obejrzy i podzieli się z nami wrażeniami. Ja kończę na dziś, albowiem nie mam prądu i ma tego prądu nie być przez cały dzień. Przypominam, że w dniach 1-2 lipca w grodziskiej Mediatece, odbywać się będą Targi Książki i Sztuki
Wydaje mi sie, ze nalezaloby zapytac tomistow, czy Arystoteles jest w calosci heretycki, czy tylko fragmentarycznie. Innej filozofii oprocz greckiej po prostu nie bylo. Filozofia chrzescijanska dopiero raczkowala i nie byla w stanie nia konkurowac.
BTW nie ma czegos takiego, jak „Grecy”. Wiki podaje, ze do polowy XX w. Grecy nazywali siebie Rzymianami. Byli Danajowie, Achajowie, Hellenowie.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grecy
Federico II byl na tyle uczciwy, ze sam ufundowal sobie uniwersytet niezalezny od Kosciola i wypuscil najwybitniejszego absolwenta i teologa chrzescijanskiego, czyli sw. Tomasza z Roccasecca z hrabiow Akwinu.
Dylemat zwiazany ze „starymi mistrzami”, ktorzy okupuja katedry polega na tym, czy wazniejsza jest wiedza jako substancja, czy jej przypadlosci a wiec inspiracje i metody nauczania.
Arystoteles powiedzial, ze prawda raz ujawniona obowiazuje na wiecznosc, wiec metody nauczania tez podlegaja jakims niezmiennym regulom.
Dzień dobry. Ano właśnie. Jest problem, który zawsze ujawnia się w konfrontacji chrześcijaństwa z innymi cywilizacjami, które nie zostały ufundowane na miłości bliźniego i nadstawiania drugiego policzka. XIII wieczni biskupi, związani tymi nakazami byli bezbronni wobec frontalnego ataku agentury cywilizacji obcej – bezwzględnej i nie mającej skrupułów. Przeto jednak potrzebujemy władcy świeckiego, wyposażonego w solidny kołek, na którym odwiesi na jakiś czas i tę miłość bliźniego i nadstawianie drugiego policzka. Osoba konsekrowana jest nimi zbyt ograniczona, król – może. Bóg go osądzi i tak. Ryzyko oczywiście istnieje, że jego zdecydowanie przerodzi się w jakiś despotyzm, ale praktycznie musi istnieć jakiś konsensus między władcą a ludem. Ten ostatnie ne może mieć zbyt dużo do powiedzenia, zresztą – jego interesy i tak reprezentuje Hierarchia, ale powiedzmy jakaś elita może i powinna władcę kontrolować. Chyba, że wybierze raczej utworzenie gangu z władcą na sztandarze tylko, przykłady znamy. Wtedy sprawa wygląda naprawdę źle. Ale gangi najczęściej walczą ze sobą. Lud – czyli wszyscy poza gangami – ma więc jakiś wybór. Niewielki – ale ma. No i wtedy głos Hierarchii staje się bardziej ważący, bywali Papieże, którzy detronizowali królów. To był naprawdę dobry system…
Uniwersytety trzymają łapę od zarania nad wiedzą, która uchodzi za hermetyczną. Na IX wtajemniczeniu w Ordo Templi Orientis adept sztuki dowiaduje się że God = dog, na X porównuje kulturę minojską, gdzie skupia swoją uważność nad symbolami Dionizosa: byk, wąż, kobieta, bluszcz. Gdyby uniwersytety funkcjonowały na tekstach a nie falsyfikatach nie byłaby potrzebna magija, zakony i gematryczne brednie.
Wczoraj była Ewangelia o powołaniu Apostołów. Ich imiona zostały zapamiętane. Jezus wybrał doborowe towarzystwo: Piotr przedsiębiorca, przeciwnik przedsiębiorcy – poborca podatkowy Mateusz, Szymon zelota – czyli terrorysta. I tu znowu, pomijając profile poszczególnych panów, należy zastanowić się, w jakim języku zostało to spisane, w jakim głoszone, a w jakim celu nauczane.
Zaprzeczenie kulturze minojskiej nie wystarczało, pomimo tuszowania przez Izajaszów czy słowom Jana „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym”. O ten krzew się rozchodzi – gorejący, który przemówił do Mojżesza i ten zawierający sensy „zoe” i „bios”.
Jeśli teraz przedstawić, że o to toczą się do dziś wojny, jedni drugich zabijają, to serio ewolucja człowiekowi rozumnemu zrobiła psikusa.
Dlatego ostatecznie najlepsze okazaly sie uniwersytety niemieckie i niderlandzkie, poniewaz uczyly dyscypliny. Uniwersytet w Neapolu byl zorganizowany, jak koszary wojskowe i lewactwo musialo trzymac sie od niego z daleka.
Na medytacji guru zadal mi mantre ajin czyli 70 w gematrii. Co to moze znaczyc?
Trzeba to zobaczyc
https://youtu.be/wWBRVfU1yuk
A w Paryzu…
https://irs.www.warnerbros.com/gallery-v2-jpeg/the_name_of_the_rose_photo_7-1235571312.jpg
Ja tylko z jedną uwagą dotyczącą „nastawiania drugiego policzka”.
Chodzi mi o to, że zachowanie zaleconej w Ewangelii bierności wobec spoliczkowania interpretowane jest jako odmówienie sobie prawa do obrony koniecznej, a ja stanowczo sprzeciwiam się takiej interpretacji.
Przede wszystkim, dlaczego symbol „uderzenia w policzek”, czyli spoliczkowania, uparcie wykładany jest jako atak fizyczny na osobę, czyli prosty akt przemocy, na który chrześcijanin „nie powinien odpowiadać”? Czy dlatego, że wcześniej napisane jest: „Nie przeciwstawiajcie się złemu”, choć nie pada tam słowo typu: napad, przemoc, agresja, za to użyte zostało słowo: zło, które w kontekście całej Ewangelii można (albo i należy) interpretować, jako odmówienie bliźniemu miłości, czyli okazanie mu pogardy (Nad znaczeniem słowa „zło” chrześcijanin zawsze powinien się pochylać, mając na uwadze pierwszy zły uczynek Ewy i Adama w Raju). Bo przecież pod koniec tejże Ewangelii wg św. Mateusza jest napisane: „67. Wtedy pluli na Jego oblicze i policzkowali Go, a drudzy bili Go pięściami”, czyli że policzkowanie było już wtedy czymś innym, niż napaść i agresja, wyrażone poprzez „bicie pięściami”, co dobitnie zostało tam podkreślone i rozróżnione.
Nasuwa się więc jasna konstatacja, że „uderzenie w policzek”, czyli spoliczkowanie kogoś oznaczało od zawsze poniżenie, czyli było jednoznacznym, ale i wyłącznym aktem pogardy wobec spoliczkowanego. Jasne, że jest naruszeniem nietykalności, ale z bardzo konkretną intencją. A przy takim rozumieniu „spoliczkowania” zalecenie Jezusa, by po otrzymaniu takiego uderzenia w policzek nie odpowiadać podobnym spoliczkowaniem przeciwnika, czy , np. przekleństwem bądź agresją, a wręcz nadstawić mu swój drugi policzek, prowadzić powinno do jakże prostej i logicznej interpretacji: gdy ktoś chce cię poniżyć, nie lękaj się, ale i nie używaj pogardy do walki z pogardą. Zignoruj po prostu czyjś akt, czyjąś próbę znieważenia ciebie i pokaż mu, że to cię nie dotyczy i jeśli ów ktoś chce, może cię policzkować dalej, bo na ciebie to po prostu nie działa, a do poziomu agresora się nie zniżysz. I nie ma to nic wspólnego z prawem do obrony koniecznej, choć niewątpliwie warto pamiętać, że zło lepiej, a przede wszystkim skuteczniej i trwalej pokonuje się dobrem.
Czyli trzeba zachowac sie z godnoscia, jak ktos cie policzkuje – jak Giorgia Moll w filmie „Pogarda”?
https://youtu.be/2wjDWnKTROI
głupi ten, który nie jest guru 😛
Na szczescie to bylo 30 lat temu, jak wchodzila moda do Polski na rozne dziwactwa ze wschodu i zachodu.
Z tym policzkiem nie należy brać tego zawsze dosłownie. Moim zdaniem, poza warstwą praktyczną wskazującą, jak to już ujęto w komentarzu, że reagowanie na takie zaczepki jest „dowartościowywaniem” napastnika, a nasza reaktywność powoduje, że to napastnik, w gruncie rzeczy, kieruje naszym postępowaniem, jest jeszcze w tym zawarta spora doza metafizyki. Dzisiaj często spotykamy się z tym schematem: nieważne – źle czy dobrze – ważne aby mówili. Poświęcając komuś swoją uwagę, swoje emocje „doładowujemy” jego ciało astralne i nie jest istotne czy to są emocje pozytywne czy negatywne. Ładunek energii płynie i „zasila zło” dlatego zignorowanie takiego typa (jeśli możliwe) jest najlepszym rozwiązaniem (patrząc metafizycznie).
Dajcie sobie po razie i konczymy temat.
Korwin dobrze Boniemu dał plaskacza bo tamten zatail i się wypierał że nie donosił na kolegów za komucha. W ten sposób symbolicznie ukarał Boniego za tchórzostwo i bycie zaklamanym kapusiem. Sądy w Polsce i tak swoich nie tykaja. Kolaboranci wszystkich krajów łączcie się.
Ciało astralne powiadasz?
Bohater wybitnej noweli „Powrót” Rylskiego dostał w twarz w czasie melancholijnego spaceru po dzielnicy portowej. Nawet nie drgnął od ciosu, a po chwili, nieproszony, próbował dać napastnikom portfel, mierząc ich szalonym spojrzeniem. Przerażeni uciekli.
Aha, i to nie był plaskacz tylko konkretny poczęstunek.
Hehe, przebiliśmy Sorbonę i Neapol, ale jaja!
https://youtu.be/lKCZbXffXE0
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.