Jak zapewne zauważyliście umieściłem ostatnio w ofercie dwa tomy tekstów źródłowych z XVIII wieku. Tomy te są antologiami, co uważam jest skandalem samym w sobie, a do tego jeszcze jeden z nich – pamiętnik Stanisława Augusta – został krzywo podparty recenzją Janusza Tazbira, w której napisano, że nie ma pieniędzy na wydawanie źródeł, a do tego jeszcze nie wiadomo czy jak się je wyda, ktoś będzie zainteresowany ich czytaniem. To już jest z mojego punktu widzenia zgroza. Nie dość, że w czasie zaborów źródła do historii kraju były wydawane przez prywatne osoby, to jeszcze teraz w państwie rzekomo wolnym, profesor uniwersytetu tłumaczy nam, że nie, że z tymi źródłami to nie jest tak łatwo. Ponieważ po pracy nad książką czeską wiem jak prosto trafia się do źródeł historii brytyjskiej, nawet tej najbardziej okropnej, nie mogę pozostawić tego stanu rzeczy bez komentarza. Nie mogę tym bardziej, że w gronie publicystów historycznych, czyli tych wszystkich „naszych” dziennikarzy trwa nieustająca debata o jakości tekstów i jakości idei prezentowanych czytelnikowi w książkach i na łamach tygodników. Ostatnio takie właśnie kuriozum zaprezentował tu Piotr Gursztyn, upozowany na dobrego pana od historii, który poprawia przecinki i wskazuje dzieciom „gdzie Wisła jest na mapie”, skoczył na Ziemkiewicza i zaczął mu wytykać jakieś szkolne błędy w jego najnowszej książce. Podkreślał przy tym, że jest zawodowcem, a historia jest nauką. Co oczywiście w zadanych nam warunkach jest brednią. On nie jest żadnym zawodowcem, a historia pozbawiona opublikowanych i łatwo dostępnych tekstów źródłowych nie jest żadną nauką tylko oszustwem. Nie zmienia tu niczego publikowanie tekstów źródłowych w formie antologii. Oni mi tu zaraz powiedzą, wszyscy jak jeden z Piotrem Gursztynem na czele, że ich interesuje historia najnowsza, wobec czego mam się odczepić, bo teksty są i trzeba ich tylko poszukać. Otóż nic z tego mili panowie. Jak się źle dzieje na obszarach, do których rościcie sobie jakieś pretensje, jak się źle dzieje w piłce nożnej po prostu, nie można powiedzieć, że was to nie obchodzi, bo wy kibicujecie drużynom karlingowym. Jest bowiem coś takiego jak misja i każdy z was rości sobie pretensje do tego, by być w awangardzie tej misji. Czyli do tego by odkrywać prawdę, ta zaś zakopana jest głęboko. Gdyby było inaczej Piotr Gursztyn pracowałby na jakimś dobrze opłacanym stanowisku uczelnianym, a nie prowadził razem z Goćkiem rubrykę dla idiotów w głupiej gazecie. To jest jasne dla każdego myślącego człowieka, z wyjątkiem tych, którzy pracują w redakcjach i mają całkiem skrzywioną optykę.
Mamy oto publicystów, których jedyną racją bytu jest mnożenie historycznych memów, ta racja wypływa wprost z kurczącego się rynku i coraz szczuplejszych budżetów. Tak więc jeden na drugiego rzuca się coraz gwałtowniej, żeby pokazać swoją pryncypialność i umiłowanie prawdy najprawdziwszej, a nie żadnej półprawdy, czy tego ostatniego gatunku prawdy, o której swego czasu pisał ksiądz Tischner. W czasie tych ataków lecieć mają iskry tak duże, żeby się z czasem w złote dutki pozamieniały, tak to jest pomyślane, ale nic z tego nie wyjdzie. Nie wyjdzie powiadam, bo rynek się kurczy, a dzieje się tak, bo do dyskusji zostało już tylko kilka tematów i teraz trwa wyścig kto je obsiądzie i ile z tego dostanie. To jest moim zdaniem hańba. Tak właśnie, hańba…Jeśli przypomnimy sobie XIX wiecznych historyków, zamkniętych w bibliotekach, XIX wiecznych mecenasów, wydających duże sumy na publikację tekstów źródłowych, których dziś nikt nie wznawia, bo po co, nie możemy na to co się dziś dzieje patrzeć bez obrzydzenia. Co wy robicie panowie? Nie wiecie? No to spróbuję wam wyjaśnić. Robicie najbardziej płaską i podłą propagandę. Wymierzoną wprost w nas, czyli w konsumentów produkowanych przez was treści.
Ja oczywiście specjalnie i przez przekorę napisałem o tym wydawaniu źródeł. Jasne jest przecież, że ani Piotr Gursztyn, ani nikt z nich nigdy nie wyda złotówki na to, by opublikować jakiś tekst źródłowy, a niechby był on nawet dostępny w jednym egzemplarzu na całym świecie i chwała z tego wydania była wielka. Ich to nie interesuje, bo nie widzą tam żadnego zysku, przeciwnie, widzą w tym wyłącznie zagrożenia, bo w miarę jak ludzie, tak zwani „prości” czyli inżynierowie, fizycy, informatycy, lekarze, zdobywać będą dostęp do źródeł historycznych i będą mogli je komentować w sieci, ich rola, jako pośredników po prostu się wypełni. Staną się niepotrzebni i będzie można ich zwyczajnie zwolnić z roboty. Nie ważna stanie się kwestia, czy Ziemkiewicz popełnił błąd pisząc „wybrzuszenie kurskie” zamiast „łuk kurski”. Bo ona jest nieważna z istoty, tylko Piotr Gursztyn próbuje nas przekonać, że jest inaczej, bo należy do licznego grona ludzi poprawiających błędy w dziesiątym miejscu po przecinku i nie zwracających uwagi na to, że jedności im się nie zgadzają. To jest bardzo specjalny rodzaj satysfakcji i on za każdym razem prowadzi w to samo miejsce – do wariatkowa.
No, ale dobrze, mają te kredyty, nie chcą wydawać tekstów źródłowych, trzęsą się o te pensje i ten rynek książki, o którym nie mają pojęcia, niech im będzie. Mam dla nich inną, tańszą misję. O wiele tańszą i przynoszącą jeszcze więcej splendoru niż flekowanie posmutniałego Ziemkiewicza. Oto rynek zalany jest absurdalną i kłamliwą, nie dającą nam, jako narodowi żadnej dziejowej szansy, publicystyką historyczną pisaną przez autorów anglosaskich. Może zbiorowa szarża na tych durniów byłaby sensownym przedsięwzięciem? Może książki wydawane po polsku przez profesorów z Oksfordu nadawałby się do tego, by je poszatkować szablą na kawałki i zrobić z nich wyściółkę do kociej kuwety? Nie? Oczywiście, że nie. Już tłumaczę czemu. Otóż w kilku przypadkach wydawcy naszych bohaterów i wydawcy autorów brytyjskich i amerykańskich to ci sami ludzie. Nie można więc z prostego powodu krytykować książki tego samego wydawcy, bo mogłoby to być źle odebrane. Sprzedaż by spadła po prostu. I tu dochodzimy do demaskacji istotnej, o której już pisałem, ale nie zaszkodzi przypomnieć: na rynku książki nie ma żadnego życia intelektualnego z prawdziwego zdarzenia, nie ma też życia duchowego, jest wyłącznie życie biznesowa, na coraz mniejszych pieniądzach. Żeby polemizować ponadto z zagranicznym autorem dobrze byłoby to zrobić w dwóch językach, żeby on także się o tym dowiedział. No i tu też jest kłopot. Nawet jeśli załatwiliby sobie tłumacza, to przecież nie ma gdzie tego opublikować, a gdyby atakowany autor zwrócił na polemikę uwagę i okazałoby się, że atakujący go „zawodowiec” prowadzi na co dzień rubrykę typu „śmichy chichy” wraz z Goćkiem, mogłoby być różnie.
Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to co tu piszę, jest dla wymienionych osób bajką o żelaznym wilku i oni po prostu nie zrozumieją tego tekstu. Nie potrafią, bo jak….? Ich świat ograniczony jest wyraźnie, twardym i wysokim płotem do polemik wzajemnych. To wszystko. Cyrk pcheł, wejście za okazaniem legitymacji dziennikarskiej.
No, ale my się tym nie musimy przejmować i dlatego od przyszłego roku kwartalnik „Szkoła nawigatorów” zacznie publikować fragmenty tekstów źródłowych do historii Polski i innych państw. Nie bacząc na to, że niektóre z nich leżą w bibliotekach i „wystarczy tylko sięgnąć”….
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, gdzie można kupić nasze książki i komiksy.
Kilka może moich spostrzeżeń dodam odnośnie do nie tylko publikacji źródeł ale też i do edycji.
Może dla tych co nie wiedzą opisze na przykładzie średniowiecznych kronik bo w tym w sumie się najwięcej orientuje. Otóż najpierw trzeba się dowiedzieć gdzie leżą rękopisy, w których archiwach/bibliotekach, trzeba tam pojechać, dostać dostęp do danego rękopisu, przeczytać go, do tego trzeba mieć porządne przygotowanie paleograficzne, czyli umieć przeczytać te literki co oni w średniowieczu pisali, trzeba przepisać to sobie i pojechać po następny rękopis, i tak z wszystkimi do których się dotrze, im więcej tym lepiej. Oczywiście wiadomo, wyjazd do kolejnych archiwów kosztuje, chociażby za transport, za zakwaterowanie, często za dostęp do źródła też się płaci. Gdy już się ma wszystkie rękopisy rozpracowane to się robi wydanie krytyczne czyli pisze się w języku oryginalnym(dla Europy najczęściej łacina) z uwzględnieniem wszystkich różnic o których się informuje, czasem ciężko rozgryźć która wersja jest słuszniejsza gdy np ma się dwa rękopisy i w jednym jest w tym samym miejscu inne słowo niż w drugim. Oprócz tego oczywiście jakieś przypisy i opracowanie tez trzeba zrobić. Przykładem najlepszym wydania krytycznego niech będzie Monumenta Poloniae Historica Bielowskiego. Oczywiście wydanie tego kosztuje jak wydanie każdej książki. Całkiem miło jest robić takie rzeczy pro publico bono ale nawet żeby tak to zrobić to trzeba na to mieć skądś fundusz jakiś, a przeżyć jednak za coś trzeba, coś do garnka włożyć. Potem przychodzi inny człowiek który mając to wydanie krytyczne tłumaczy z języka oryginalnego na jakiś inny np. Polski i wydaje to co czytają „zwykli” ludzie. Kolejny etap za który trzeba zapłacić. Więc tak, problemem w wydawaniu źródeł są pieniądze, a raczej ich brak. Całkiem przyjemnie by było jak by znalazł się ktoś kto by za ta robotę płacił.
Inne spostrzeżenie to takie, że jakiś czas temu jeden z moich profesorów powiedział że niemcy wydają źródła do średniowiecza polskiego, i robią to o wiele lepiej niż u nas się robi, konkretnie on mówił o kronice Mistrza Wincentego. Dlaczego oni to robią lepiej od naszych? Mają lepszy warsztat, lepiej ich uczą podstawowych rzeczy nawet tak bardzo jak łacina. U mnie na uniwersytecie jest tak ze po dwóch latach nauki łaciny większość kolegów i koleżanek na roku nic łaciny nie ogarnia bo się jej nie chce uczyć, bo nie widzi sensu, nie ma jak ich zmotywować żeby się chcieli nauczyć. A ta niewielka liczba jak ja która chce to zbytnio nie ma możliwości z powodu małej liczby godzin na to przeznaczanej.
ja też się nie chciałem uczyć łaciny. Wie pan dlaczego? Bo misja uczelni jest odwrócona i fałszywa. Wszyscy to wiedzą i rozumieją. W Niemczech jest inaczej. Ten tekst jest rzecz jasna szyderstwem. Oni nic nie zrobią, o wydawaniu źródeł średniowiecznych mowy nie ma. Pieniądze by się, sądzę, znalazły, ale gorzej z chęciami. Myślę o źródłach późniejszych, które można wznowić, można udostępnić, można komentować. Oni tego wszystkiego nie robią, bo walczą o rząd dusz…To jest idiotyzm tak przerażający, że strach….
Dziennikarz chroni swoje źródła informacji 😉
Mysle sobie, ze te wszystkie Gusztyny, Gocki, Ziemkiewicze i i reszta towarzystwa na etatach nie jest brana juz przez nikogo na powaznie. Oni i ich pisanie zwykle sa do zalatwienia jednym faktem, jednym cytatem z tekstow, o ktorych oni nie chca slyszec.
WP emituje dzis film Suworowa, ktory mowi w poprzek tego co mowil kiedys o sowieckiej interwencji w Polsce w 1980-81 roku. Wychodzi, ze Jaruzelski nas jednak uratowal przed sowiecka inwazja…
http://historia.wp.pl/kat,1038455,title,Wiktor-Suworow-dla-WP-gdyby-nie-bylo-stanu-wojennego-armia-radziecka-weszlaby-do-Polski,wid,17096901,wiadomosc.html
jak sie raz bylo agentem GRU to jest sie nim juz do smierci. Albo rzeczywiscie sie wektory koniunktur i sojuszow sie odwracaja.
Myślę, że pan Suworow to już przeszłość.
Moge sie mylic, ale mam wrazenie, ze widzialem gebe Suworowa w filmach Brauna, a tam o Jaruzelskim i sowieckiej interwencji to on mowil w druga strone.
Misja uczelni?
1. danie „studentowi” legitymacji na pół roku-rok żeby miał zniżki w komunikacji
2. danie studentowi papierka, że ma wykształcenie wyższe bez nauczenia go czegokolwiek. I student się nie chce za bardzo czegokolwiek uczyć, z mojego przykładu u mnie na roku raczej mniej niż więcej jest studentów którzy naprawdę chcą się nauczyć jak być historykiem, co się z tym wiąże, warsztatu, metodyki itd. Całe stadko jest studentów którzy są bo są, studiują bo studiują, uczyć się to nie za bardzo, i jeszcze jeśli któryś profesor czegoś rzeczywiście zacznie wymagać to na niego narzekają, najchętniej to by dostali ten papier za ukończenie studiów bez potrzeby zdania choćby jednego egzaminu czy przyjścia na choćby jeden wykład. Niestety uczelnia wtóruje temu w imię zatrzymania studentów u siebie i przyciągnięcia ich, a przychodzi ich coraz mniej, i przepuszcza z roku na rok ludzi którzy nic albo prawie nic się nie uczą. Dochodzi już do tego że władze „stopują” profesorów którzy cokolwiek wymagają i przez to robi się zbyt duży przesiew.
Przy tym wszystkim znacznie więcej(jak na razie przynajmniej, może to dopiero będzie na przyszłych rocznikach choć nadziei zbytniej nie mam na to) nauczyłem się na spotkaniach Koła Naukowego od starszych kolegów niż na zajęciach takich spraw metodologicznych czy warsztatowych. Już nie mówiąc o filozofii historii, obowiązkach historyka itp.
To jest dziwna sytuacja z Suworowem, bo z jednej strony drukują go np w W sieci, chyba ze względu na jego popularność, a z drugiej strony, krytykują, np. prof. A. Nowak, bo jak nie krytykować gdy ten wciska poprostu kit, że Rosja za dziesięć lat wymrze z powodu alkoholizmu. Nie tak prosto.
Z innej beczki, ale na rzeczy: wczoraj zadzwonił do mnie znajomy i pyta się czy znam wyniki ostatnich sondaży, PO 48%, PiS coś ponad 20, PSL … 9%. Złapałem się za głowę, gdzie ja żyję. Co to za kabaret. Ale myślę sobie, spokojnie, nie dać się zwariować. Tylko spokój. Analizuję, analizuję i wychodzi mi że chłopaki z mafii znowu się naparzają, system nie spójny bo jednak złożony z gangów, że marsz jest ok, bo to jednak pospolite ruszenie, a nie prowokacja. Sondaż pokazuje, że przekręt odbija się w postaci konkretnej zadymy, marsz dokłada swoją porcję. Raczej nie jest powtórką z Czerwonych A.D. 1861-63, biskupi trochę podobnie jak bł. Feliński, ale nie całkiem. Podobieństwa tylko częściowe. Co to ma wspólnego? Ano właśnie diabeł tkwi w pudełku, trzeba to pudełko otworzyć i nie dać się zaskoczyć, a pod sprężynką jest kluczyk, teksty historyczne. Jak będziemy znali szczegóły historii pragmatycznej, intencje ukryte króla Stasia i Mierosławskiego, to zrozumiemy, to, co teraz, kto Staś, kto Mierosławski, kto bł. Feliński. Możliwe, że role są nieco zmodyfikowane. Z resztą Staś to chyba już nie enigma, po książce Rymkiewicza i po blogu Corrylusa.
To najgłupsze tłumaczenie pod słońcem. Nie musieli wchodzić bo mieli tu swoje wojsko i milicje na miejscu. A te miejscowe siły były silne aż nadto na bezbronny naród. A jakby Jaruzelski albo zwykły szeregowy się zbuntował to czapa i 10 na jego miejsce.
I Anne Appelbaum też i paru innych.
Obrotowy Suworow zarabia na życie, literaci żyją z ubarwiania rzeczywistości.
Na uczelniach wyzszych już od długiego czasu ( może -naście lat , moze dłużej ) funkcjonuje system przepychania studentów na wyższe lata. Koledzy dydaktycy wykładający na latach powyżej pierwszego , licza na określoną ilość godzin do pensum … a byli też przezwyczajeni do nadgodzin . W takim systemie ci oblewający na pierwszym roku nieporadnych studentów są zwyczjnie sekowani .
Znałam sytuację , gdy dydaktyk- praktyk w swojej dziedzinie – miał na tyle silna pozycję osobistą , ze dziekani kolejni dawali tzw ,,warunkowe ” zaliczenie roku , aby studenci szli wyzej i nie psuli nic nikomu .
Kiedyś okazało się , że student po napisaniu pracy magisterskiej , chciał jej bronić i dopiero wtedy dziekanat odkrył , ze brakuje mu tamtego egzaminu z trzeciego roku .
Przy czym nie był to przedmiot , który kończył sie … i już …. Miał kontynuację… prowadzoną już przez kogo innego …. I nie przeszkadzał w tej kontynuacji brak zaliczenia podstaw ?? 🙂
Zdanie chyba najważniejsze w całym artykule: ,,..Otóż w kilku przypadkach wydawcy naszych bohaterów i wydawcy autorów brytyjskich i amerykańskich to ci sami ludzie”.
Jest Pan jednym z nielicznych, którzy opisują ten obszar w taki sposób, czyli jak jest.
Dla kogoś niezorientowanego, z zewnątrz mogłoby się wydawać, że ten rynek i jego twórcy to klimat sielankowości, kultury, wyższej duchowości, spełniania się i środowisko tzw. inteligencji przez duże ,,I”.
A jak jest, mamy próbkę powyżej.(Cyrk)
Co do Panów Gorsztyna i Ciećka (też i innych ,,bohaterów”) pełniących rolę ,,posłusznych idiotów”,stojących w kolejce po zapłatę od tych [pierwsze zdanie] mam pewne porównanie;
,,Na końcu zjeżdżalni, na placu zabaw, dwa głodne pająki utkały pajęczynę.
Jeden mówi do drugiego: – Jak się wszystko powiedzie, to nieźle się obeżremy”.
Na nasze poczty elektroniczne są przysyłane rekomendacje
różnych księgarń…….
Przeważnie je wycinam, …
ale dziś przejrzałem przysłaną listę z księgarni poczytaj.pl
do końca, a tam podpis rekomendującego i to czyj?
Rekomenduje – Grzegorz Braun?
….a na pierwszym miejscu listy jest Suworow…
Przeczytałem od deski do deski kilka książek Suworowa i nie żałuję. Podaje informacje o ZSRR do których Polscy uczeni się nie dokopią. Ale jego demaskacje tego systemu są jakby częściowe przy jednoczesnej fascynacji i nigdy nie dopuści tezy że może tym systemem manipuluje ktoś inny. Ale to może dlatego że dostał azyl na Wyspach. Dlaczego natomiast publikuje właśnie w Polsce ? Nie rozumiem …
Czyli Grzegorz do reklamy przeszedł, nieźle….
Uśmiałem się, dzięki….
Po prawdzie ekranu, jest czas prawdy czasu..
Jeszcze warto się zapytam samego zainteresowanego, czy przypadkiem nie użyto jego nazwiska przez przypadek, z domniemania albo „w pakiecie z umową o pracę”.
Jest inny sposób na opornych wykładowców. Brak godzin. „Niestety nie mamy dla Pana/Pani godzin na przyszły semestr. Musimy się rozstać …” Przede wszystkim chodzi o to, że koleżanki i koledzy, przede wszystkim dziekana, albo prorektora, albo i rektora, dostają extra godziny. Kanibalizm ekonomiczny. Przy okazji czyści się szkołę z katoli i solidaruchów. I pewnie są jeszcze jakieś nieprzewidziane korzyści. Tak się to robi na polskich uczelniach. Nędza.
Cytat z Kowalskiego: „Już sam nie wiem co się z wami dzieje. Czy kiepscy z was handlarze, czy kiepscy złodzieje? … Za marne pieniądze jesteście skąpi dla innych, chamscy dla siebie.”
Takie suworowy to sie robi żeby wypuszczały odpowiednie aromaty w odpowiednim czasie.Gdyby zagrażały układowi naprawdę,już dawno pośliznęłyby się na skórce od banana…czy cóś.
Chyba traktowałem Suworowa podobnie. Jako pewną dawkę faktów przemieszanych z konfabulacjami i naciąganymi tezami. W takiej sytuacji fakty trzeba uchwycić. Z reszty próbować się pośmiać. Jak odróżnić jedno od drugiego? Ot – zagwozdka.
Tą metodę staram sie stosować do wszystkich „wieszczów”.
Nic gorszego, jak wpaść w sekciarskie uwielbienie dla proroka.
Może jest jednym z tych którzy mają nas przekonać że Putin oszalał na punkcie tworzenia imperium i my Polacy mamy się poświęcić w świętej wojnie o prawdziwą demokrację. W Baśni Czeskiej jest o rabunku Rosji przez Legion Czechosłowacki. Znamy złodzieja a co z paserem. I czy przypadkiem to nie paser zlecił skok ? Jako jedna z ofiar grabieży mamy prawo tego dociekać ?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.