lis 222023
 

Taki właśnie, paraterapeutyczny tytuł postanowiłem dziś nadać mojej notce. Jest bowiem na tym świecie tak, że wszelkie szanse na zorganizowany sukces są zawsze torpedowane poprzez frustracje stymulowane opiniami zewnętrznymi. Mówię teraz o polityce, ale można to także przełożyć na życie osobiste czy towarzyskie.

Okoliczność ta powoduje, że wszelkie sukcesy powinny być starannie przygotowywane w tajemnicy, przy dobrym rozpoznaniu przeciwnika i wszelkich trudności, albo muszą być realizowane w czasie kiedy w kraju panuje władza absolutna. Tej jednak nie można zaprowadzić z dnia na dzień i poprzedza ją zwykle kilka dekad krwawych rewolucji i wojen domowych. U nas władza absolutna miała zawsze charakter namiestnikowski. To znaczy żaden wybrany przez naród władca nigdy nie był władcą absolutnym. Wszyscy absolutni władcy rządzący Polską byli najeźdźcami i rządzili tu za pomocą wicekrólów, groźnych lub łagodnych.

Kiedy zachodzą inne okoliczności, czyli takie jakie mamy teraz, wszelkie projekty poważne mogą zostać łatwo rozbite przez wskazanie innych, rzekomo ważniejszych niż sukces państwa, celów. Właśnie przed naszymi oczami przewija się cały korowód tych rzekomo istotnych projekcji, a my nie możemy z tym nic zrobić, albowiem w procesie wyborczym odjęto nam możliwość komentowania tych absurdów. Zostało nam tylko szyderstwo, które nie jest ani dobrym doradcą, a i satysfakcji daje mało. Można się oczywiście zastanawiać, jak to już wielokrotnie czyniliśmy, nad sensem wszystkich poczynań, które miały miejsce w czasie rządów PiS, a sumarycznie złożyć powinny się na sukces kraju. Wiele z nich było po prostu absurdalnych. Czego dowodem może być choćby postawa niejakiego Tomasza Kaczmarka, niegdyś obwożonego po kraju przez Anitę Gargas, niczym małpa w klatce, a dziś straszącego polityków PiS ujawnieniem rzekomych afer. Zostawmy jednak tego dziwnego człowieka jego własnemu losowi. Żaden, podkreślam, żaden, głęboki i zmieniający sytuację nas wszystkich projekt polityczny jest w zasadzie niemożliwy do przeprowadzenia. Natychmiast bowiem opiniują go idioci, którzy – za pieniądze lub za darmo – wystawiaj temu projektowi ocenę negatywną. Zwykle z tego powodu, że nie ma w nim dość wyraźnie podkreślonych praw jakiejś grupy lub autorom krytyki nie kojarzy się on z niczym istotnym. Odpowiedzią na takie histerie zwykle jest próba przekonania ludzi za pomocą argumentów racjonalnych, że jednak projekt jest potrzebny. I to jest najgorsze. Żadne racjonalne argumenty nie trafiają do nikogo. Więcej, część z nich ma właściwości usypiające. Ludzie, jak w czasie ostatnich wyborów, siedzą w domu, zamiast się mobilizować, albowiem wydaje im się, że wszystko będzie dobrze i sprawy potoczą się tak, jak to zostało zaplanowane.

Tymczasem tak się nie stanie. Dewastacja pomysłów na kraj ma w Polsce wielką tradycję i jej częścią jest – o zgrozo – podkreślanie, jak ważne i istotne dla kraju były projekty realizowane w czasie rządów namiestnikowskich. Tego rodzaju projekcje są obecne stale także dziś, na naszym rynku politycznych pomysłów nie nadających się do realizacji. Warunkiem bowiem ich powodzenia jest utrata niepodległości, a następnie wskazanie co można robić, kiedy już okupanci przestaną rabować i mordować ludność. Na nic jednak wskazywanie tej okoliczności, bo mędrcy i propagatorzy rządów namiestnikowskich mają za sobą siłę, pieniądze i rzesze ogłupiałych zwolenników.

Zwróćmy też uwagę, że żaden, ale to żaden z projektów, które realizowano w czasie kiedy państwo było niezależne, a sejm, senat i król decydowały o nim, nie ma dobrej prasy. Więcej, nie ma żadnej prasy, albowiem historia naszego państwa zaczyna się w roku 1918. Wcześniej były zabory, a przed zaborami nie było nic. To jest z pozoru wygodny, ale całkowicie obłąkany schemat współpracy z wyborcą. Ten bowiem, czego dowiodły ostatnie wybory, nie ma w ogóle zamiaru sięgać do jakiejkolwiek przeszłości. Interesuje go tylko tu i teraz, a także przypadkowe opinie, które zgromadził siedząc przy komputerze. Ma on też poczucie sprawstwa, to znaczy zdaje mu się, że po dokonaniu przezeń aktu wrzucenia kartki do urny, sprawy potoczą się tak, jak to sobie wyobraził. Kiedy się okazuje, że jednak nie, zamyka się on w sobie i udaje, że polityka go nie interesuje. No chyba, że socjotechnicy podsuną mu coś krwistego pod nos, wtedy on znów zacznie kombinować po swojemu. Musi się jednak oprzeć na jakichś opiniach. Te zaś nigdy nie są przypadkowe, choć tak wyglądają. I to właśnie najtrudniej zrozumieć.

Kolejny akapit zacznę od anegdotki. Znajomy znajomego, przedsiębiorca pełną gębą, miał zwyczaj stawiać swoich nowych pracowników frontem do sklepowej witryny, wchodził między nich a tę witrynę i mówił – kategorycznie zakazuję samodzielnego myślenia. Macie wykonywać polecenia, a jeśli czegoś nie wiecie lub nie rozumiecie zgłaszać to do mnie lub kierownika. Powtarzam – żadnego samodzielnego myślenia.

Ten inspirujący przykład można rozwinąć i stwierdzić, że władza, która chce realizować projekty istotne dla kraju, powinna – wobec oczywistej niemożności posługiwania się batem – rozdać marchewki i urządzić igrzyska. Potem zaś, za zasłoną tych igrzysk przeprowadzić swoje plany, których istota musi być do końca niezrozumiała przez większość wyborców. Konsumują oni bowiem preparowane opinie sił państwu wrogich i w zasadzie nic więcej. Czy tak się w Polsce działo? Częściowo tak, ale tylko częściowo, mamy bowiem wśród klasy politycznej olbrzymią grupę osób, które są przekonane, że wszystkie te projekty służą temu, by oni mogli zarabiać na igrzyskach. Tak to dokładnie wygląda. Stąd mamy stale obniżający się poziom igrzysk, które powoli przestają kogokolwiek interesować. I z całą pewnością nie można za nimi niczego ukryć. Stanowią za to wdzięczny obiekt do ataku sił, które domagają się bojkotu i unieważnienia wszystkich dobrych dla kraju przedsięwzięć.

Załóżmy więc, że Tusk przejmie władzę, albowiem wygląda na to, iż premier Mateusz Morawiecki próbując utworzyć rząd, chce się upodobnić do Tuska. To jest niemożliwe, tak samo jak niemożliwe jest udawanie Wołoszańskiego, kiedy żyje i jest aktywny prawdziwy Wołoszański. Nie ma żadnego projektu, który pozwoliłby uratować plany PiS, pozostaje tylko naśladownictwo paradygmatu opozycji. I to jest najgorsze. Może bowiem zakończyć się dla PiS prawdziwą katastrofą.

Powróćmy do igrzysk. Te były bardzo nędzne. I nadal takie są. Choć przecież był budżet przeznaczony na coś lepszego. Nikt jednak nie pomyślał o istotnej funkcji igrzysk. Ich organizatorom zdawało się, że są one po to, by załogi obsługujące poszczególne areny mogły błyszczeć. Tak nigdy nie było, jak świat światem. I trzeba to wreszcie zrozumieć. Tusk wyjaśni to wszystkim dokładnie, a w swoich igrzyskach odwoła się do przykładów z czasów najdawniejszych. Myślę, że zacznie o spektaklu zatytułowanego „ Kastrowanie Mieszka II”. Tego się nikt nie spodziewa, mimo wielu zapowiadających to widowisko znaków. Dobrze by było, żeby ktoś znalazł sposób, jak do tego nie dopuścić.

  19 komentarzy do “Dlaczego szanse na wielkość i sukces uzależniamy od opinii innych?”

  1. O mieszkach to my możemy zapomnieć. Zniknie nie tylko zawartość ale i same mieszki.

  2. Zaskoczyć można tylko nowymi pomysłami. Stare pomysły to Sztuczna Inteligencja  wyszukuje najszybciej i zna najlepiej 😉

  3. rzesza  ogłupiałych zwolenników, chcących być europejską elitą   –   niedawno wprowadzono walutę -tę najlepszą w Europie-  w jednym turystycznym kraju i podczas ostatnich wakacji koszt wynajęcia leżaka wynosił 40 euro gdy rok wcześniej wynosił 40 kun.

    szyderczo powiem że nic się przecież nie zmieniło  poza nominałem

    nadmienię że 1 euro wynosiło 7 kun

  4. To zmartwienie turystów, a nie Chorwatów. O ile pamiętam, cena litra benzyny wynosiła jakieś 11-12 HRK. Obecnie – 1,5 EUR. Czyli właściciel leżaka za jednorazowe wypożyczenie kupi sobie nie 4, a 25 litrów paliwa. Nie mówię, że per saldo dobrze wyjdzie na zmianie waluty, ale ten przykład jest chyba niezbyt trafny.

  5. Ile zapłaci podatku i innych danin?

  6. to co proponujesz, biegniemy do tej waluty, czy poczekamy do zrównoważenia gospodarek?

  7. Biegniemy, bo strefa euro trzeszczy, mamy złoto w NBP, musimy być solidarni.

  8. Zanim to się stanie utopią nas w demagogii i duszoszczypatielnych gadkach.

  9. niezłe jest to ich odwrócenie znaczenia słowa

    -solidarność-

    u nas to znaczyło wspomaganie , coś jakby jeden drugiego brzemiona noście, a dla urzędników UE to jest charakterystyczne przerzucenie kłopotów silnych państw na kraje słabsze

  10. taka aksjologia urzędnicza

    -nacisk

    -przymus

    – szantażyk

    itp

  11. Bo z pewnymi gremiami się nie dialoguje.

  12. na SN wyświetla takie coś:

    Service Unavailable

    The server is temporarily unable to service your request due to maintenance downtime or capacity problems. Please try again later.

     

    Apache Server

  13. wróciło.

  14. Dobranoc.

  15. Dziwię się, że nikt nie proponuje temu panu stanowiska ministra oświaty: „Czerpię z rytuałów dawnych zielarek i wiedźm” – wyznanie nowego posła KO | Fronda.pl

  16. Jeżeli założymy, że wspomniane liczby odzwierciedlają rzeczywistość, to możemy przyjąć, że socjalizm obciąża nim opanowanych 7-tnie.

    Skądinąd wiadomo, że jednostka nadmiernie obsiadła biurwą może pozbyć się biurwy tylko w jeden sposób – upadając.

    Z tego wypływa jeszcze jeden wniosek – sympatykiem tego bloga nie może być biurwa – z powodów oczywistych.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.