lis 212023
 

…ale też filmowców i w ogóle akwizytorów treści. Złapałem się, jeszcze latem, na tym, że zaczynam pisać książki dla siebie. To znaczy takie, z którymi czytelnik ma wyłącznie kłopot, bo nie może się zorientować o co mi chodzi i po co ja brnę w tak odległe rejony, żeby potem iść z powrotem, a finalnie znaleźć się w miejscu, o którym nikt wcześniej nawet nie pomyślał. No właśnie…Na tym polega pisanie książek dla siebie. Pomyślałem też, że trzeba to trochę zmienić i o tej zmianie chcę napisać dzisiaj.

Tak, jak już wcześniej wspominałem książki to propaganda i biznes. Nie ma w nich nic innego, a jeśli ktoś tak twierdzi, to łże. Bo nawet nie kłamie. Jest to w dodatku propaganda bardzo podstępna, bo sączona wprost do serca. Stąd należy mieć silnie ograniczone zaufanie do tych autorów, którzy potrafią wycisnąć łzy z oczu czytelnika. To się bowiem czyni zwykle według pewnego schematu. Mamy skrzywdzone dzieci, skrzywdzoną dziewicę, kobietę zgwałconą wielokrotnie i spaloną, albo porzuconych i bezradnych ludzi, których czeka okropny los, a oni sami, by przeżyć muszą jeszcze to okropieństwo pogłębiać. Takimi metodami wyciska się łzy. Można jeszcze dodać parę akapitów o podłości bliźnich i ogólnej beznadziei. I te schematy powtarza się stale, od początku świata. One nie świadczą o wielkości autora, ale o stopniu opanowania narzędzi propagandowych. Te zaś, ze względu na masowy charakter kultury są dostępne w zestawach uproszczonych. Takich skrzynkach małego majsterkowicza, które kiedyś sprzedawano wszędzie.

Ostatnią rzeczą o jakiej myślę, sam będą autorem, jest dewastacja emocji czytelnika według wskazanych prerogatyw. Cały czas szukam innych dróg i to również bywa średnio zrozumiałe. Wczoraj na przykład wszedłem na twitterze w dyskusję z człowiekiem, który stręczył – jako niekwestionowaną wielkość – Stefana Żeromskiego. Napisałem mu, że jak ktoś opisuje Wenus z Milo jako popiersie, wkłada Szczerbicowi do portfela nieistniejące tysiąc frankowe banknoty, a do tego ignoruje postaci i realia, które go otaczają, budując nastrój za pomocą wymienionych wyżej numerów, nie może być nazwać wielkim pisarzem. On na to, że wystarczy mu iż płakał przy niektórych utworach. No, ale człowiek jest istotą średnio skomplikowaną, a do tego potrzebującą wzruszeń. I każdy kto opanuje serię chwytów ze wskazanego zakresu, łatwo wywoła nagłe emocje u czytelnika. Tak notorycznie czynią filmowcy pokazując, w różnych dekoracjach, ciągle tę samą historię. Zwróćcie uwagę jak silnie ograniczony jest warsztat reżyserski. Ludzie ci mają do opowiedzenia dwie w zasadzie gawędy – kochałem ją, a ona mnie oraz jak Kościół upodlił człowieka. To wszystko. Są oczywiście różne warianty, ale żeby uzyskać efekt autentyczności pokazuje się zawsze miłość dwojga ludzi na plaży. Czasem plaża jest na plaży, a czasem w Oświęcimiu, a w roku 2017 powstał film o obozie Zgoda, który mieścił się w Świętochłowicach czy w Jaworznie i tam Polacy dręczyli Ślązaków. No i wczoraj była jakaś rocznica z tym związana. I kto się odezwał na twitterze w tej sprawie? Szczepan Twardoch rzecz jasna, który pisze, że chciałby aby wspomnienie o tym obozie budziło w Polakach niepokój. Ślązaków też nie oszczędza, pisze, że niektórzy byli strażnikami w Oświęcimiu, ale im wybacza, bo stawali wobec trudniejszych wyborów. Dla wszystkich myślących ludzi jest jasne, że Szczepan ma w dupie ten obóz, jak również Polaków i Ślązaków. Interesuje go jedynie utrzymanie pozycji, którą zdobył dzięki wpływom nierozpoznanych organizacji. Chce by wszyscy myśleli iż jest pisarzem głębokim i porusza poważne problemy. Dokonuje więc co jakiś czas pewnej prezentacji, która ma to potwierdzić. Najlepiej zaś robić to przy okazji różnych rocznic. Z grubsza zaś chodzi o to, że Szczepan stoi po stronie skrzywdzonych, a także potępia zło w każdej postaci, także w postaci śląskiej. Tylko, że wtedy potępienie jest stosownie mniejsze, bo też i Śląsk jest od Polski mniejszy.

Żyjemy już jakiś czas i możemy sobie powiedzieć wprost, że są to manipulacje. Takie same jak u Stefana Żeromskiego. Ileż można bowiem, będąc człowiekiem poważnym, pieprzyć o różnych okropnościach, w dodatku ciągle w tej samej tonacji? To oczywiście bywa postrzegane jako zaleta, albowiem wskazuje, że zło jest jednolite i ma ciągle tę samą twarz. Otóż nie jest to prawda i takie wskazania demaskują autorów aspirujących, wynajętych i słabych. Zło jest przede wszystkim podstępne i stosuje metody, o jakich się Szczepanom Twardochom i ich promotorom nie śniło. A na pewno nie często. To zaś, co prezentują oni publicznie, służy jedynie do dewastowania emocji ludzi młodych, no i do kokieterii. W metodach tej ostatniej zaś, na pierwsze miejsce wysuwa się opisywanie zła spersonifikowanego i przebranego za dobro, albo jakiegoś takiego dobrodusznego, jak w spektaklu „Igraszki z diabłem”. I tak w koło Wojtek. Zmierzam do tego, że autorzy słabi koncentrują się na opisywaniu sytuacji typowych. Czasem trochę zapomnianych, bo obecnych w literaturze sprzed stu albo i więcej lat, ale typowych. Emocje odbiorcy podpowiadają mu, że skądś on już zna ten schemat, a poza tym łzy same się cisną do oczu, więc autor chyba trafił w to, w co miał trafić. To jest oczywiście głupstwo. W nic nie trafił i w nic nie trafi.

Dostałem wczoraj do ręki fragment kolejnej książki Gabriela Ronaya, zatytułowanej „Mit Draculi”, którą tłumaczymy. Jak i w poprzednich razach, mogę powiedzieć, że jest to rzecz zaskakująca, a momentami wstrząsająca. Autor bowiem koncentruje się na sytuacjach i postaciach nietypowych, ale autentycznych. I to go odróżnia od Twardocha. To również powoduje, że Ronay nie został wynajęty do żadnej roboty propagandowej i do wmawiania ludziom, że obudzone emocje to najszczersza prawda. Wspomniany fragment umieścimy w nowym numerze Szkoły Nawigatorów, trochę dlatego, żeby promować książkę. Obydwie rzeczy ukażą się na początku przyszłego roku, bo w grudniu już nic poza zapowiedzianymi pozycjami nie wydam. Czytam sobie ten fragment i zastanawiam się – dlaczego żaden ze znanych mi autorów nie umieści akcji swojej powieści na Węgrzech, na początku wieku XVIII, w czasie kiedy kraj uwolniony został spod okupacji tureckiej? Z tego co pisze Ronay, wynika, że były to okoliczności więcej niż wstrząsające. No, ale nie. Musi być obóz Zgoda, miłość dwojga ludzi na plaży, ewentualnie Napoleon Bonaparte, bo taki film niebawem wejdzie na ekrany.

No, ale wracajmy do książek pisanych dla siebie. Gabriel Ronay nie pisał swoich książek dla siebie i to daje mi pewną nadzieję. Pomyślałem więc, że czas stworzyć pakiet treści opakowanych atrakcyjnie, które będą omawiać epizody i postaci autentyczne ale mało znane. No i napisałem i za chwilę wydam książkę „Gniew. Bitwa Wazów”. O tym, że epizod ten jest mało znany można się przekonać czytając komentarze na fejsie. Okazało się jednak, że środowisko rekonstruktorów i znawców historii rości sobie prawo do oceny tej książki. Tak, jakby wszystkie historyczne treści wpuszczane na polski rynek musiały dostać imprimatur od świrów co interesują się średnicami luf muszkietowych i kształtami guzików przyszywanych do odzienia wojskowych. Nie powiem zdziwiłem się i oda razu dałem odpór tym zakusom. Nie będzie tak, że na rynku polskich książek wszystko podporządkowane ma być fałszywym emocjom Twardocha i obłąkaniu rzekomych znawców afirmujących stworzoną przez siebie hierarchię. Potem bowiem znów się okaże, że w Polsce nikt się niczym nie interesuje. A kto i czym ma się interesować jeśli do konsumpcji podaje się zaprawione nieszczerymi łzami śledzie, albo skamieniałe, żołnierskie suchary? Wszystko zaś po to, by czytelnik czuł się coraz gorzej. A to znaczy, by w ogóle przestał rozumieć po co istnieje. Tak, powiadam, nie będzie, albowiem wejdziemy teraz w etap przerabiania wszystkich wyprodukowanych przeze mnie, hermetycznych i słabo rozumianych treści, na formaty strawne i czytelne dla każdego, zaopatrzone przeważnie w ilustracje znanych grafików. Tak nam dopomóż Bóg.

Niestety nie działa Szkoła nawigatorów, nie wiem więc kiedy wrzucę tam tekst

  10 komentarzy do “O istotnej funkcji pisarzy…”

  1. Dzień dobry. To dobry pomysł. Nie żeby dotychczasowe formaty mi nie odpowiadały, ale to co mi akurat się podoba z każdym dniem jest mniej użyteczne dla oceny strategii rynkowej. A takową mieć trzeba, co obejmuje przede wszystkim realne spojrzenie na potencjalnego odbiorcę i ewentualną konkurencję. Ten pierwszy jest, powiedzmy, coraz mniej wyrobiony i co raz mniej skłonny do wysiłku, a dzieje się tak dlatego, ze ta druga go systematycznie demoralizuje. Cywilizacja obrazkowa nie jest niczym nowym, a znawcy tematu twierdzą, że w pierwszym ułamku sekundy człowiek rozpoznaje kształt napisanego słowa, potem dopiero rozróżnia litery. Może i tak jest, w każdym razie warto sobie nie odbierać tych szans, jakie daje przemyślane wykorzystanie obrazu. Szczególnie, że postaci, którymi chce Pan zainteresować czytelnika – barwne pod każdym względem – świetnie się nadają na przedstawianie graficzne. „Obraz jest wart tysiąca słów” – mówi wschodnie przysłowie, większość ludzi to wzrokowcy, a i promocja utworu graficznego bywa łatwiejsza niż treści pisanych. Wiem, że to nudne – ale jeszcze raz przypomnę; trzeba zabezpieczyć prawa i tak zaprojektować obrazy – żeby były trudne do przejęcia. Szkoda wysiłku…

  2. Ja tak trochę (w zasadzie całkiem) obok tematu. Obóz Zgoda mieścił się – jak najbardziej  – w dzielnicy ZGODA w Świętochłowicach (w Jaworznie był jakiś inny obóz). A w dzielnicy tej były jeszcze zakłady ZGODA (obecnie już nie istniejące, jak wiele innych fabryk), choć nie wiem co było pierwsze.

    Miejsce to jest mi doskonale znane, jako że spędziłem tam (w resztkach tych obozowych baraków, co prawda już bez strażników) ładnych kilka lat (1974-1983) jako pracownik bardzo ambitnego podówczas (ale teraz także już nieistniejącego) Instytutu Maszyn Matematycznych Oddział Śląski, przemianowanego później na Instytut Systemów Sterowania (ISS). Nota bene ISS zajmował wówczas wiele innych, podobnie ekskluzywnych, obiektów.

    A wracając do ZGODY, to niezłe podsumowanie sformułował, gdzieś tak w 1974-75 roku, kolega, którego również już nie ma (tzn., pardon, mam nadzieję że mu się dobrze wiedzie w tej Francji). Otóż brzmiało to tak: Najpierw Niemcy trzymali tu Ruskich, potem Ruscy trzymali Niemców (nie wiem, czy razem ze Ślązakami), a TERAZ Gierek trzyma nas (młodych, ambitnych i niestety sporo spośród nich mocno naiwnych).

  3. Graficy rysują, jak kupuję i mam prawo własności. Nic tu więcej nie trzeba kombinować

  4. Tylko, że o Was Szczepan nawet nie wspomni, bo do wyciskania łez się nie nadajecie. Co najwyżej do tak zwanej beki

  5. – ja to rozumiem, ale powiedzmy, że „wylansuje” Pan jakąś postać, jej charakterystyczny wizerunek stworzony przez wybitnego grafika, ludzie zaczną to rozpoznawać i dobrze kojarzyć, z Panem oczywiście i pańską firmą. No i wtedy różne łachmyty będą sobie chciały zrobić zdjęcie na tle Pana utworu… Będzie trzeba ich pozywać.

  6. Nikt tego nie zrobi, bo to promocja. A promocję można robić sobie, a nie innym

  7. „Wielki pisarz” to kategoria bardziej społeczno-moralna niż literacko-estetyczna. Żeromski był postrzegany jako „wielki”, ba! „największy bodaj pisarz współczesnej Europy” (tak żegnały go „Wiadomości Literackie”) przez wystarczająco wielu i przez wystarczająco długi czas, żeby uznać go przynajmniej za historyczną egzemplifikację takiego właśnie społeczno-moralnego fenomenu. Prawda, że styl jego mocno się zestarzał i z naszej perspektywy zbliżył się do do literatury typu Mniszkówna, którą zresztą SŻ chwalił jako pisarkę. 😉

    Przy tym nawet najbardziej interesującym i ważnym autorom zdarzają się pomyłki i anachronizmy. Franz Kafka na przykład opisuje Statuę Wolności jako postać z uniesionym mieczem, co w niczym nie umniejsza wartości i znaczenia jego „Ameryki”. W prawdziwej Ameryce nie był, a statuę mógł widzieć na niezbyt wyraźnej fotografii w gazecie. Czy Żeromski pisał „Ludzi bezdomnych” po jakimś pobycie w Paryżu, tego nie wiem. Na pewno wyjechał tam w 1909, ale to było kilka lat po wydaniu powieści. Możliwe, że o Wenus z Milo miał tylko wyobrażenie wyniesione z lektury tego samego, pozbawionego ilustracji Baedekera, z którym zwiedzała Luwr panna Podborska i jej podopieczne. Jednakże nigdzie nie opisuje „popiersia” tylko „tors”, a dalej nawet „statuę”, czyli wyobrażenie pełnofigurowe. Mógł widzieć jedną z tych rycin, gdzie tors i reszta są rzeczywiście osobno, ponieważ tak zostały odnalezione. Trudno mieć o taki (ewentualny) błąd pretensję. W Wikipedii przecież nie mógł sprawdzić.

    My za to możemy się z Wikipedii dowiedzieć, że banknoty tysiącfrankowe istniały odkąd Bank Francji w ogóle zaczął banknoty emitować (pierwsze dwa to było właśnie 1000 i 500 Fr, w kolorze czarnym). Od 1880 roku nominały 50, 100, 500 i 1000 Fr. drukowano przy użyciu dwóch farb – błękitnej i różowej – i w takiej formie pozostawały w obiegu przez prawie 60 lat, czyli także w okresie, kiedy toczy się akcja „Ludzi bezdomnych”. Tutaj przykład z roku 1892 <a href=”https://www.bourseducollectionneur.com/product/1000-francs-bleu-et-rose-5/”>LINK</a>.

  8. Gabriel Ronay, którego jako pierwszą w moim życiu książkę zacząłem w końcu czytać, broni się sam wiernością opisu historii i pasjonująca akcja, a do tego oddaniem konektu obyczajowego . To sprawia że przenosiny się do zamierzchłych czasów i czujemy jak członkowie mongolskich hord i niepotrzebne są nam wzruszenia. Podobnie pisze Arturo Perez-Reverte. Żaden Twardoch i Tokarikowa z pozorujacymi obraz rzeczywistości opisami fikcyjnych historii nie zastąpią tej autentyczności w odtwarzanej historii Reverte, ani Roneya. Ronay daje tylko opis historii, a jest on tak fascynujący że jej ocena i komentarz są już zadaniem czytelnika, który prowadzony po nitce do kłębka jest zaskoczony i zachwycony.

    Goła fabuła i wartka akcja przeciwko wzruszającym treściom magicznym i szokujących okrucieństwem, a prawda wysoko wysoko gdzieś poza twardochami.

  9. Twardoch musi zmyślać swoje historie, a ma pod nosem materiał na dobry thriller:Donald Tusk. Będą komisje śledcze. Konferencja prasowa – YouTube

  10. https://wpolityce.pl/polityka/671647-halicki-zaglosujemy-przeciw-zmianie-traktatow-ue

    Tu też się dzieje ciekawa historia. Co dalej? Czyżby wajcha poszła w drugą stronę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.