cze 132023
 

Wyemitowano wczoraj pierwszy odcinek serialu „Reset”, którego istotną funkcją jest, w mojej ocenie, umocnienie i zaklepanie kilku dziennikarskich karier. Dlaczego ja rzucam takie odium na ten, od strony technicznej, dobrze zrobiony film? Ponieważ technika robienia filmów dokumentalnych zawierających ważne informacje jest taka, że unika się w nich formalnych fajerwerków. One bowiem odwracają uwagę od tego co istotne, a skupiają ją na prowadzących. Tak, jak przypuszczałem wcześniej głównymi bohaterami tego filmu są panowie Rachoń i Cenckiewicz, którzy z trudem jedynie ukrywają, że chcą być jak Bogusław Wołoszański. Ten efekt oczywiście osiągają, bo można go osiągnąć znacznie taniej niż to widać w filmie „Reset”, wystarczy skórzana kurtka i ustawiony głos. Czego dowiódł sam Wołoszański. Prócz efektu samotnego mściciela przemierzającego ciemne zaułki wrogiego miasta Rachoń nie uzyskał w tym filmie nic. No, może prawie nic. Zanim jednak przejdę do tego prawie, poznęcam się jeszcze trochę nad formą, bo ona obnaża intencję. Tą zaś jest próba uwiedzenia widza. Są różne techniki tego uwodzenia, a ja nie będą specjalistą w tej dziedzinie, nie mogę się za bardzo wiążąco wypowiadać. Mogę jednak powiedzieć, co to jest dobry film dokumentalny robiony z właściwą intencją i co to jest film dokumentalny aspirujący i naśladujący. Dobre filmy dokumentalne robił David Attenborough, facet w prostej koszuli zapinanej z przodu i spodniach przytrzymanych zwykłym paskiem. W dodatku jego bohaterami nie byli szpiedzy i dyplomaci, ale zwierzęta, które nie słuchały poleceń zza kamery. A jednak się udało.

Film Rachonia zaczyna się od sceny w pokoju gdzie agenci KGB przygotowali truciznę dla Litwinienki, której nadwyżkę wlali do zlewu. Oglądamy ten pokój, tak jakby to było nie wiadomo co, jakby był od dwudziestu lat wyłączony z użytkowania, a Rachoń wszedł tam za specjalną zgodą MI6. No, ale nie będę omawiał po kolei poszczególnych scen. Jedno w tym filmie jest wstrząsające – rozmowa z Anną Fotygą. Mówi ona mianowicie, że kiedy przygotowywano weto dla projektu umowy handlowej UE-Rosja, ktoś jej – kiedy wchodziła na mównicę – podmieniał dokumenty. Co innego było ustalone, a co innego było w tekście. Jeśli myślicie, że redaktor Rachoń zapytał Annę Fotygę, kto to mógł być, albo, że poszedł tym tropem, to jesteście niestety w „mylnym błędzie”. Film ten bowiem będzie w każdym kolejnym odcinku przekonywał nas, że Tusk to ruski i niemiecki agent, który jest odpowiedzialny za Smoleńsk. Dokumentów na to nie będzie, ale dzięki temu filmowi nieprzekonani pójdą na wybory i zagłosują na PiS. Oby tak było. Czy to jednak wystarczy? Tusk już dziś robi kampanię wskazującą, że wybory będą sfałszowane, a dla jego zwolenników jest to kwestia nie podlegająca dyskusji. Podobnie jak dla wszystkich wrogich Polsce europosłów i członków KE. Za cztery miesiące, kiedy PiS wygra wybory, okaże się, co oni tam szykują, w tym PE, a że coś szykują dowiadujemy się wprost z tego filmu, z rozmowy z Anną Fotygą, ale także z bieżących doniesień. Wszyscy ci ludzie już zrzucili maski, nie musimy się nawet domyślać, kim oni są i jakie mają zamiary. Poseł Saryusz-Wolski ogłosił wręcz, że szykują rozbiór. Widzimy, że gotowi są na fałszowanie wszystkich dokumentów i oskarżanie PiS o te fałszerstwa. Groza narasta na naszych oczach i coś się szykuje. My nie wiemy, co, albowiem jesteśmy przekonani i codziennie poprzez media przekonywani, że to tylko takie zagrywki, z których nic nie wyniknie. Jeśli jednak obejrzymy film o złym Tusku, co nie kochał Polski jak należy, to wygramy wybory i wszystko będzie dobrze. Oby tak było. Kiedy jednak widzę redaktora Rachonia, jak chodzi z poważną miną po Londynie, albo profesora Cenckiewicza, jak opowiada o trudach kwerend, w dyskusji po filmie, podczas gdy w samym filmie pokazane były dwa dokumenty z MSZ, to zaczynam mieć wątpliwości. Widzę, bowiem, że – rozumiem iż mimowolnie, niezależnie od twórców – film ten przesuwa się do dobrze opisanego segmentu dzieł znanych jako – znów nas wykorzystali i okradli, ale za to możemy popatrzeć, jak to zrobili.

Dlaczego ja się czepiam tak okropnie? Bo prowadzący nie panuje nad materiałem i jeszcze się tym szczyci. Pointę tej historii dopisze życie – tu i teraz, na jesieni tego roku. I nie jestem wcale pewien czy będzie to dobra pointa, a widząc zadowolone miny osób zgromadzonych po emisji filmu w studio, wręcz skłaniam się do przekonania, że nie będzie taka dobra.

Cały bowiem Parlament Europejski działa przeciwko Polsce, jawnie i tajnie. Anna Fotyga powiedziała wprost, że fałszowali dokumenty, a jedyną reakcją redaktora Rachonia było – łał, naprawdę!? To zaś oznacza, że „Reset” nie jest filmem dokumentalnym. Jest filmem propagandowym, którego zadaniem jest integracja środowisk patriotycznych przed wyborami i przekonanie nieprzekonanych. Czy to się uda? Większość wierzy, że tak, a im bardziej zaklina się rzeczywistość, tym wiara ta jest głębsza. Ja mam wątpliwości i mam także prawo do nich. Poza tym, jak wszyscy odwiedzający ten blog wiedzą mało co mnie tak irytuje, jak demonstracyjny i nieszczery entuzjazm. Tego zaś było w prezentacji i promocji serialu aż nadto.

Mamy przeciwko sobie cały, zakłamany, sprzedany Rosji Parlament Europejski, w którym na chama fałszuje się dokumenty. Anna Moskwa zaś ogłosiła wczoraj, że z jakąś kolejną decyzją pójdziemy do TSUE? Po co, że spytam? Żeby nam co innego napisali na wyroku, niż to, co wcześniej sami ogłosili? Przy założeniu, że w ogóle coś uzyskamy. Codziennie czytam, że UE tuszuje skandal korupcyjny na niewyobrażalną skalę. To jest skandal polityczny w istocie, wymierzony w Polskę, w jej obywateli i ziemię, a na początku filmu Rachonia i Cenckiewicza pojawia się wskazanie, że rosyjska patologia wynika z chciwości. I leci opowieść o aresztowaniu Chodorowskiego oraz innych biznesmenach, którzy wystraszeni tym poszli do Putina zapytać co mają robić. On zaś im powiedział, że mają mu oddać 50 procent? Ta figura jest bardzo malownicza, ale nie informuje nas o jakie 50 procent chodzi. Zysku en masse? Obrotu? Czego? To jest żart moim zdaniem, albowiem polityka Rosji nawet jeśli jest oparta o samą chciwość, w co nie wierzę, nie może być przez Polaków tak opisywana. To jest bowiem polityka zbrodnicza, a wskazywanie jej merkantylnego charakteru w istocie łagodzi jej wymiary. Podobnie jest z aferami w PE, za którymi stoi Rosja. Myślimy – i wtedy i dziś – o tych ludziach, jak o nędznych złodziejach, którzy chcą się nachapać. To jest metodologiczny błąd i błąd propagandowy. Paunisi nie chcą naszych koni i naszych kobiet – jak powiedział wojownik Kamienna Łydka – w filmie „Tańczący z wilkami”. Paunisi chcą naszej krwi. I z tego założenia powinniśmy wychodzić prowadząc rozmowy z członkami Parlamentu Europejskiego oraz niemieckiej dyplomacji. My zaś zachowujemy się, jakbyśmy o tym wiedzieli, ale nie wierzyli w to do końca, bo może się uda. A tłem tych nieadekwatnych przecież zachowań jest Smoleńsk. I to mnie irytuje najbardziej.

Na wyżej opisanych przykładach widzimy wyraźnie czym jest tak zwana polityka Europejska? Jest ona próbą podporządkowania Europy Rosji, przy założeniu, że to Rosja podporządkuje się Europie. Fałsz jest więc już na samym początku. I widać, że jeden nie wierzy drugiemu. Największym atraktorem tej polityki jest wizja fantastycznie rozwiniętej Euroazji, gdzie żyją szczęśliwe ludy, mające do dyspozycji nieprawdopodobne przestrzenie. Można tam żyć, pracować i uprawiać jakąś rekreację. Wizja ta nie może się ziścić, albowiem nie ziściła się nigdy wcześniej. Główni zaś uczestnicy promocji tej propagandy – Rosja i Niemcy – odpowiedzialni są za dwa największe w historii ludzkości ludobójstwa. Nie ma więc ani jednego powodu, by wierzyć, że jakaś szczęśliwa Euroazja powstanie. To jest oszustwo. I tego oszustwa nie da się wyjaśnić chciwością. Tam jest coś o wiele gorszego, co zaowocuje nowym ludobójstwem na nieopisaną skalę i dobrze jest wyrazić to przypuszczenie już dziś, żeby potem nie mieć pretensji do samego siebie. Jeśli bowiem Niemcom najbardziej przeszkadzają inwestycje w Polsce, to jasne jest, że oni serio o żadnej Euroazji nie myślą. Myślą o wyniesieniu siebie i nadaniu sobie cech boskich. Czyli jak zwykle. O tym samym myślą Rosjanie, ale oni nie chcą być bogami, albowiem zostali wychowani w innej tradycji. Oni chcą być krzewicielami kultury. To ich kręci najbardziej.

Wróćmy do zagospodarowywania przestrzeni. Czy gdzieś na świecie mamy może jakiś przykład sensownego zagospodarowania wielkiej przestrzeni, która stała się obszarem swobodnej wymiany? Tak, nastąpiło to w USA. Czy wobec tego możemy założyć, że obecność Amerykanów w Europie zakończy się podobnym sukcesem? Jest to o wiele bardziej prawdopodobne niż w przypadku Niemców i Rosjan. Mnie dodatkowo przekonuje do tej koncepcji obecność w Polsce przedstawicieli takich nacji jak Koreańczycy i Japończycy. Mówi się bowiem o Euroazji od Lizbony do Władywostoku. Nie zaś o Euroazji od Lizbony do Seulu, czy od Lizbony do Tokio? To zaś oznacza, w połączeniu z wizytami przedstawicieli Korei i Japonii w Polsce, że kraje te zostały wyłączone z projektu Euroazjatyckiego.  Fakt ten z kolei oznacza, że w planach było poświęcenie ich na jakimś ołtarzu. Jakim? No chińskim zapewne. Bez zgody Chin bowiem żadna Euroazja – która i tak z istoty jest fałszem – się nie uda.

Czy kiedykolwiek zobaczymy jakiś film dokumentalny na ten temat? Dokumentalny to nie, ale propagandowy możemy zobaczyć za jakieś dwadzieścia lat. O ile fałszywy projekt Euroazji się nie powiedzie, bo jak się powiedzie u ujawni w całej swojej upiornej krasie, nasze wnuki będą oglądały w łagrach horrory  o złym Kaczyńskim, co wysysał krew małym dzieciom podczas snu. Dlaczego nikt nie komentuje filmem dokumentalnym bieżących wydarzeń? Dlaczego w mediach powtarzane są tylko jakieś zaklęcia? Bo wyprodukowanie filmu drogo kosztuje i ma on zawsze – prócz swojej funkcji deklaratywnej – także inną funkcję. Ma być trampoliną kariery dla twórców. No, ale w tym problem, że woda z basenu pod tą trampoliną jest sukcesywnie wypompowywana i zostało jej już bardzo niewiele. Salto więc może się nie udać, a brawa zamienią się w okrzyki grozy. Oby tak się nie stało. Radziłbym jednak uważać.

Podsumowując – od początku XX wieku nie można mówić o żadnej europejskiej tradycji politycznej i o żadnych europejskich wartościach. Być może nie można było o czymś takim mówić nigdy, a złudzenie polegające na kreowaniu tych wartości miało być przynętą na kraje Europy wschodniej, które nie dość chętnie podporządkowywały się Niemcom. Polityka europejska jest zawsze skierowana na wschód. Kwestia istotna brzmi – jak daleko na wschód? I czy wskazanie punktu granicznego wyznacza kres aspiracji i gwarantuje sukces? O tym się przekonamy naocznie niebawem. Niemcy wskazały ten punkt – jest nim Władywostok. Polska niczego nie wskazała, ale zagrała praktycznie i wiemy, że chodzi nam o dwa punkty – Seul i Tokio. Wszystko zależy teraz od tego, gdzie kres swoich aspiracji na wschodzie umieszczą Amerykanie i czym będą się przy tym kierować. Chodzi o to czy będzie to Berlin czy Warszawa i czy istotną rolę odegrają względy militarne czy interesy gangów urzędniczych. O tym trzeba by zrobić dokument, ale na to nie ma pieniędzy.

Już mniej niż miesiąc pozostał do Targów Książki i Sztuki w Grodzisku Mazowieckim, edycja II. Odbędą się one w grodziskiej Mediatece w dniach 1-2 lipca. Zapraszam wszystkich, którzy się ze mną zgadzaj oraz tych, którzy się nie zgadzają, ale gotowi są milczeć przez całą imprezę dla dobra sprawy.

Wszystkim, którzy dorzucili się do naszej zrzutki na mieszkanie dla Saszy i Ani bardzo serdecznie dziękuję. Jeśli ktoś jeszcze zechce nam pomóc, będę wdzięczny.

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_confirmation

 

  5 komentarzy do “Dokąd ma sięgać Euroazja. Rozważania po filmie „Reset””

  1. Mолодец! Brawo!

  2. Dzień dobry. Nie wiem czy warto w ogóle używać takiego określenia – Euroazja. Europa – ok, mniej więcej jasne, Azja – też była na greckich mapach, ale znaczyła coś innego niż dziś. Mniejsza z tym. Jeśli cokolwiek dobrego uda się stworzyć na tych wielkich terenach na wschód i południe od nas, to na pewno nie da się tego zrobić usiłując połączyć wodę z ogniem. To znaczy szczerze nienawidzące białego człowieka ludy tureckie i Han z ich niedawnymi ciemiężycielami, w tym wypadku włącznie z nami, bo z wyjątkiem może (niektórych) Chińczyków – nikt nas nie będzie pytał. Ludzie, którzy znają przyszłość, bo… sami ją przygotowują, już kombinują jak tu wbić klin między nich, bo jak się porozumieją, to będzie prawdziwy kłopot, przy którym ambicje carskiej Rosji to nieznaczący drobiazg. A my? jeśli ktoś uzna nas za wartościowych uczestników projektu – dziś wszystko na to wskazuje, to pozostaje nam jedynie kierunek Cejlon – jako punkt graniczny, nie sądzę bowiem, żeby pozwolono Chińczykom dostać się aż do Łukaszenki. Oni też grają raczej na kierunek północny, bo tam są konfitury. Wiele będzie zależało na ile ludy tureckie dadzą się nastawić przeciwko Chinom, no i od Persji, która jest dla mnie pewną zagadką, ale świat się zmienia, więc i tam mogą pójść po rozum do głowy. Indie – skazane są na rywalizację z Chinami. Japonia i Korea muszą się przed nimi bronić – więc nowy sojusz wyłania się sam. Ani Rosja ani Niemcy nie będą miały nic do powiedzenia. Oni są tylko do straszenia nas i nam podobnych…

  3. Jeżeli będziemy grać uczciwie, to obecna cywilizacja europejska się rozleci.

  4. – dla mnie to ona się rozleciała dawno temu, o ile kiedykolwiek istniała. Jak kiedyś Gospodarz napisał o Polsce – była ona zawsze w budowie. I chętnych, żeby ją rozwalić i coś na tym ugrać, zawsze było sporo. A propos;

    https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1584136%2Cpod-powierzchnia-warszawy-ciagle-kryje-sie-drugie-miasto.html

    Dla mnie powalający jest „Domek Imama”. Nihil novi…

  5. mam nadzieję, że w Warszawie nikt z decydentów nie poczuł się zbytnio uwiedziony nowym otwarciem w relacjach Trójkąta Weimarskiego… Chociaż przyznam że Prezydent Duda miał kilka dobrych i stanowczych słów nt. uchodźców i solidarności europejskiej.

    forum-0782975947-768×512.jpg (768×512) (wszystkoconajwazniejsze.pl)

    i proszę europoseł Krasnodębski zaprosił nawet panelistów z Francji na spotkanie dot.  wzajemnych relacji. To bardzo dziwne uczucie kiedy oba kraje rozmawiają o Niemcach bez ich udziału, to tak jakby ktoś otworzył wreszcie okno w zatęchłym pokoju:

    Polska i Francja – nowe przywództwo w Europie? (PWP 2023) – YouTube

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.