Niestety nie mogę przekonać kolegów, że demonstracyjne i szczegółowe omawianie kwestii związanych z zespołami muzycznymi czynnymi przed 40 laty, nie świadczy o tragizmie losów pokolenia, które przemija, jak to mi wczoraj zasugerował orjan, ale o czymś innym zgoła. Najpierw jednak musi być o dziurze. Oto okazało się, że jakaś przerobiona na faceta, kalifornijska kobiecina, nie tak znowu stara, napisała iż słowo vagina ubliża tym, którzy vaginy nie posiadają. A sama do niedawna posiadała przecież…należy je więc zastąpić określeniem „dziura przednia”, żeby inne, wyselekcjonowane w długim procesie deprawacji społeczeństw, tak zwane płcie nie czuły się pokrzywdzone. Tak więc pan/pani owa/ów mówi – nie vagina, ale dziura przednia. To jest wbrew szydercom spore wyzwanie dla wszystkich interesujących się tymi kwestiami. Bo choć jasne jest, że jeśli mamy opozycję przód-tył i rozpoznajemy obydwie dziury – przednią i tylną, bez pudła (No chyba, że ktoś się napił na jakimś koncercie rockowym i coś pokręcił) to nie należy zapominać o opozycji góra dół. I o ile z tą górną dziurą wszystko jest jasne, o tyle z dolną już nie. Obawiam się, że tendencja wśród kalifornijskich aktywistów LGBTi cośtamcośtam będzie taka, żeby te dolne dziury ludziom dorabiać, w sensie wykręcać, albo wygryzać, to już jak kto woli. No, ale poczekajmy mężnie i ze spokojem na rozwój wypadków. Teraz o przemijaniu. Wszelkie projekty artystyczne lub za takie uchodzące mają u swego zarania pewną skazę – zostały zaplanowane jako element propagandy politycznej lub społecznej. Po zrealizowaniu zadania, którego były narzędziem, odsunięto je do tak zwanego dowolnego wykorzystania, do zabawy po prostu. I ludzie się nimi bawią i bawią i bawią do upojenia. Nie zauważając ani tej pierwotnej skazy, ani tego, że klasyfikacja i tak zwany rozwój tych projektów jest niepoważny i fałszywy, a jeśli budzi jakieś emocje to świadczą one o nas jak najgorzej. My tutaj akurat od pewnego czasu zajmujemy się rockandrollem, ponurą historią deprawacji młodzieży, która to młodzież musiała posłużyć demiurgom świata tego jako stado królików doświadczalnych. Tym królikom aplikowano narkotyki, seks w dużych dawkach, nie przejmując się przy tym, która dziura jest przednia, a która tylna oraz brutalne morderstwa na różnym tle. Tworzono całą, tak zwaną kulturę. Kiedy owa kultura zdefasonowała całkowicie świat i wyznaczyła nowe trendy w sprzedaży wszystkiego, od płyt począwszy na ubraniach i prezerwatywach kończąc, można było cały ten obszar komuś wydzierżawić. Chętnch znalazło się sporo i rynek został podzielony. Muzyka znana jako rockandroll zaczęła dzielić się na nurty, gatunki, sekcje i sekty…Znaczenie ma jednak coś innego, jej początkiem była polityka i to polityka nieludzka, a istotą projektu było takie zdewastowanie umiejętności związanych z wykonawstwem utworów muzycznych, żeby każdy gamoń, nawet najmniej uzdolniony mógł na scenie coś zaaranżować, coś co potem mogło być nazwane „nowym brzmieniem” albo „nowym stylem” albo „nowym gatunkiem”. To nie było nic nowego, chodziło i nadal chodzi o to, żeby maksymalnie obniżyć koszta produkcji i zwiększyć zysk ze sprzedaży płyt. Tego się nie da zrobić bez muzyków niedouczonych, ale ambitnych. Zamiast szkolić muzyków, którzy graliby perfekcyjnie, inwestowano w promocję, która miała i ma ten walor, że była i jest elementem kultury masowej i sama w sobie budzi zainteresowanie, a na scene wypuszczano różnych niedorobieńców. Ci grali przez dziesięć minut jakieś solówki czy coś, albo wrzeszczeli w niebogłosy i to była ta nowa jakość. Ponieważ najważniejszym elementem tego projektu, który miał zasięg globalny, był zespół – moduł podstawowy – ryzyko demaskacji było niewielkie. Wpuszczało się na scenę kilku ludzi, z których jeden umiał trochę grać na gitarze, drugi trochę na trąbce, trzeci trochę śpiewał, a czwarty trochę bębnił. Każdy miał swój kawałek do odrobienia i jakoś to szło. Wrażliwość muzyczna publiczności wykluczała jakiekolwiek sensowne oceny poza mocno subiektywnymi i związanymi zwykle – u samego spodu, żeby nie powiedzieć jądra – z odróżnianiem w ciemnościach dziury przedniej od tylnej u znajdujących się obok koleżanek. Potem rzecz jasna to się mogło trochę zmieniać, bo jak już producent przywiązał ludzi do projektu, kiedy mieli oni po 20 lat, to doił ich ile wlazło, także kiedy się zestarzeli. No i inaczej stymulował ich wrażliwość. Nie za bardzo inaczej, ale trochę…Na tyle, żeby z tęsknoty za tym rozpoznawaniem dziur, łezka im się w oku zakręciła i zaczęli dyskusję o nowych brzmieniach, wrażliwości, różnicach pomiędzy poszczególnymi płytami czy też koncertami, na których byli. Żeby za darmo i z pełnym przekonaniem o słuszności tych działań podtrzymywali koniunkturę obycym przecież i z istoty nieuczciwym ludziom, którzy uzależnili ich najpierw od produktu, a potem lekko go modyfikując wciskali im przez całe życie. Z mojego punktu widzenia to jest niezwykłe, mam na myśli ten upór w roztrząsaniu tych kwestii. Nie mam oczywiście na to wpływu, ale chciałem tu znazanczyć swoje zdanie i swój sprzeciw wobec takich dyskusji prowadzonych uporczywie na SN, w dodatku – być może się mylę – z nieuzasadnionym poczuciem emocjonalnej wyższości.
Projekt zwany rockandrollem został wymyślony w USA i Europie Zachodniej. Jego praktyczne zastosowanie widzieli i rozpoznawali wszyscy, także władcy i zarządcy Europy Wschodniej, która nie mogła w projekcie uczestniczyć, albowiem jej mieszkańcy przeznaczeni zostali do innych zadań – do pracy w nieludzkich warunkach, przy zachowaniu militarnej dyscypliny. Taki system wykluczał zabawę w rozpoznawanie dziur w miejscach publicznych, czy to za widna czy po ciemku. Wykluczał też publiczne koncerty, rozbrzmiewające w rejestrach innych niż akceptowane wówczas w bloku wschodnim czyli ludowe, komunistyczne lub te z muzyką klasyczną. To się nadzwyczaj szybko zmieniło, albowiem władza ludowa także dostrzegła zalety muzyki zwanej rockandrollem i zaczęła w nią inwestować. Nie za dużo, ale jednak. Pozwolono na inne niż wymienione wyżej koncerty, a o rozpoznawaniu dziur w ciemnościach młódź męska dyskutowała jeszcze długie, długie lata po tych wydarzeniach. Odsłon z tak zwanym polskim, czeskim, wschodnioniemieckim czy jugosłowianskim rockandrollem było kilka i każda kolejna była gorsza od poprzedniej. Pożegnaliśmy ostatnio artystkę Korę, osobę firmującą największy z tych przekrętów, który nosił nazwę Maanam. Tam było dokładnie tak jak napisałem – jeden trochę grał na basie, drugi na normalnej gitarze, jeden trochę bębnił, a Kora darła paszczę ile wlazło. Całość dała się utrzymywać, przy wsparciu kulturotwórczych mediów, przez wiele, wiele lat. I ludzie w to wierzyli, doszukiwali się w tym piękna, wrażliwości, brzmień i czego tam jeszcze. Po śmierci prowodyrki tego urojenia, odezwał się minister Gliński, który napisał do jej męża list kondolencyjny. W nim zaś zawarł frazę, że zmarła była częścią krakowskiej bohemy…Ja nie mogę – częścią krakowskiej bohemy…Czy ten minister Gliński w ogóle wie co mówi? Jak można napisać coś takiego? Proszę Państwa, naszym tutaj zadaniem jest obcieranie z łachów tych trucheł propagandowych, tych różnych krakowskich bohem i innych projektów politycznych wymierzonych w ludzi wrażliwych, a nie podtrzymywanie w nich życia. To jest poważny błąd. Ja oczywiście nikogo nie przekonam. Człowiek się uznależnia od emocji prostych, a potem na własnych użytek je komplikuje, po to, by lepiej wypaść towarzysko. Mozna mi też zarzucić, że przemawia przeze mnie zazdrość, bo kiedy starsi koledzy już jeździli na koncerty i tam wprawiali się w odróżnianiu dziury przedniej od innych dziur, ja łaziłem po ulicy Starej w Dęblinie i ślizgałem się na krowich plackach. I nigdy w życiu nie pojechałem na żaden koncert rockandrollowy, choć okazji miałem wiele. Nie dałem się jakoś skusić. Bardzo więc proszę wszystkich by w miarę możliwości ograniczyli demonstrowanie tu swoich deficytów, które w ich pojęciu i mniemaniu jest demonstracją wrażliwości artystycznej. Te sprawy wyglądają zupełnie inaczej i mają głębszy wymiar. Muzyka zaś nie łagodzi wcale obyczajów i nie do tego została wymyślona. No, ale żeby to stwierdzić, nie wystarczy iść na koncert Portishead.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie pojawi się dziś nowa pogadanka o książkach.
Bardzo śmiesznie napisany felieton, talent satyryczny. Przy okazji okazało się, że autor ma też deficyty, jak każdy człowiek.
I jeszcze anegdotka. Bardzo krytykowałem riksze – że brzydkie, że rikszarze menelscy, że to takie trzecioświatowe. No i raz się dałem przewieźć rikszą, tak z ciekawości. Brzydkie riksze nadal są kierowane przez facetów o wyglądzie meneli, jest na głównej ulicy trochę azjatycko, ale ze mnie zeszło trochę ciśnienia i już nie narzekam na riksze przez nikogo nie poproszony.
Ano tak to dokładnie wyglądało, przyjechał „murzyn” czyli Porter i było WOW paczcie Anglik gra w Polsce, wiec mamy rocka na światowym poziomie.
Ale dużo większym i bardziej bezczelnym przekrętem było Lady Pank. Gdzie na wokal dano laureata koncertu w Zielonej Górze, którego w tym celu wyciągnięto z wojska, a teksty szły prosto z biura politycznego KC PZPR. Mniej więcej wtedy powstał z szansonistów grających w tle gwiazd PRL Perfect, a żeby Republika za bardzo nie mieszała, Ciechowski poszedł w kamasze.
Muzyka to syf. Znając matematykę, ciąg Fibonacciego, zasady złotego podziału, a także kilka sztuczek w stylu „A tu dodaj <<lalala>> żeby sobie publika mogła poczuć, że też potrafi śpiewać” można stworzyć przebój nie będąc muzykalnym. Szczytem natomiast bezczelności jest uznawanie rapu wraz z odmianami w ogóle za muzykę.
Czasem pokazują mi różne „mamtalenty” i każą podziwiać covery. A ja wtedy mówię, żeby mi pokazali jak ktoś zaśpiewa Jamesa Browna „Man’s world”.
Dla oddechu posłuchajcie sobie dziwactwa z zeszłego wieku i przy okazji spróbujcie zaprzeczyć, że są to profesjonaliści, świetnie wykształceni muzycznie.
https://www.youtube.com/watch?v=g4ouPGGLI6Q
wpraszam sobie te deficyty. Że niby każdy człowiek. prymitywna manipulacja.
Jest taki zwyczaj, wie Pan, że jak człowiek czegoś nie rozumie do końca to nie komentuje…a swoje pochwały może Pan sobie wsadzić w dziurę tylną…tylko niech się Pan nie pomyli
Satyryk!
Może różnie rozumiemy słowo deficyt. Wg mnie każdy gdzieś ma braki. Np. w uzębieniu, w czytaniu ze zrozumieniem.
Pacz Pan, a taki Stefan Kisielewski nawet jak znał ciąg Fibonacciego, to w swojej „muzycznej” twórczości z pewnością z niego nie korzystał. A był równie wielkim kompozytorem PRL, co działaczem politycznym, felietonistą, powieściopisarzem. Prawdziwy człowiek Renesansu…
Mam wrażenie, a właściwie pewność, że wreszcie przeczytałem na temat rockandrolla, szczególnie jego polskiej mutacji, opis odpowiadający rzeczywistości. Dziękuje.
Rap to jedno, ale dużo bardziej niebezpieczne jest reggae, które ma za zadanie „zagospodarowanie” młodzieży nastawionej bardziej duchowo. Ta muzyka to wrota do pogaństwa.
„ale chciałem tu znazanczyć swoje zdanie i swój sprzeciw wobec takich dyskusji prowadzonych uporczywie na SN,”…Popieram
A chrześcijański rap i katolickie reggae (Malejonek) – ciekaw jestem opinii. Próba egzorcyzmowania diabła?
Życie bez muzyki jest deficytowe. https://www.youtube.com/watch?v=PE6HmArln_k
Moim dzieciom, ksiądz katecheta puszcza na religii rapującego księdza…
Moje bratanki słuchają tzw. chrześcijańskiego hip-hopu, polskiego. Mszy nie opuszczają jak na razie.
tak samo rozumiemy słowo deficyt ciekawe czy tak samo rozumiemy „każdy”?
…przemijamy.
'Wszelkie projekty artystyczne lub za takie uchodzące mają u swego zarania pewną skazę – zostały zaplanowane jako element propagandy politycznej lub społecznej.’
Głównymi narzędziami duraczenia stała się piekielna triada w postaci państwowego monopolu edukacyjnego,niezależnych mediów głównego nurtu, w których zoperowane uprzednio karne kadry deprawują intelektualnie telewidzów, radiosłuchaczy i czytelników, przesłaniając rzeczywistość potiomkinowską rzeczywistością podstawioną, no i wreszcie – przemysłu rozrywkowego, który dostarcza swoim klientom prefabrykowanych marzeń i wzorców do naśladowania…
Marzenia Gramsciego początkowo nie wywołały rezonansu, ale kiedy w 1968 roku wybuchła na Zachodzie młodzieżowa rewolta, to jej przywódcy odkryli Gramsciego na nowo, nazwali to „kontrkulturą” i zapowiedzieli „długi marsz przez instytucje”
Janusz Szpotański w „Carycy i zwierciadle” tak charakteryzuje tę metodę którą, nazywa „duraczeniem”: „Na czarne białe mówić nada, bo to przemawia do Zapada. Nada ich przekonywać mudro, że wojna – mir, że chlew, to źródło, a okupacja – wyzwolenie. I będą cieszyć się szalenie. A kiedy zwolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą, to moją staną się zdobyczą. Poniał ty mienia, jołop Greczko?” – tłumaczyła Caryca Leonida marszałowi Greczce, dlaczego ta metoda jest lepsza i skuteczniejsza od „bombardirowania atomnymi kartaczami” zachodniej Europy („Atomnych nielzia nam kartaczy! Nam nada tolko oduraczyć!”). Nawiasem mówiąc, Carycy chodziło również o stronę ekonomiczną przedsięwzięcia: „Niszczyć swą zdobycz? Kakij smysł!”
…„Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata.” Tym „śladem przeszłości” jest nic innego, jak łacińska cywilizacja…
Jeszcze raz wymienisz tu katolickie regge i Malejonka i dopiero zobaczysz jaki ze mnie satyryk
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2960
Z perspektywy lat jak to „pięknie” wygląda. Diabelska machina deprawacji w prostym jak drut schemacie. Na koncertach totalna histeria i zgłupienie, a po koncertach dziesiątki lasek w garderobach tych degeneratów. I ciągłe westchnienia tych rockendrollowych aligatorów za imprezkami w PRLu.
Deficyt encyklopedycznie: „niedostateczna ilość czegoś, niepokrywająca zapotrzebowania”.
Deficyt potocznie: „brak”.
Deficyt satyrycznie: „rozchodzi się a przychodzić nie chce”.
„Każdy” – wszyscy. Jeśli ktoś twierdzi, że niczego mu nie brakuje na ciele, umyśle i w portfelu, to bardzo gratuluję i ostrzegam przed pychą. Pycha, proszę Pana…a zresztą, nie będą się już rozpisywał, wiadomo jakie to zagrożenie dla „każdego”. Wymądrzanie się to grzech pychy, nie mam kompetencji do oceny innych ludzi z netu pod tym względem.
Nie mam zamiaru z Tobą polemizować o tym.
Nie ma takiego zwrotu w języku polskim – polemizować o tym…
Jakie ty masz hobby o sobie synu…?
Posłuchaj sobie Cantigas de Santa Maria Alfonsa Mądrego. To jest nieprzemijające piękno katolickiej muzyki i siła zdolna do przemiany serca, nadal. Tylko trzeba się do niej dokopać.
Odnowa w Duchu Świętym pewnie chętnie wprowadziłaby nabożeństwa w rytmie reggae albo „chrześcijańskiego” metalu. Parę miesięcy temu w Grodzisku odbyła się msza w rytmie Rock and Rolla, chyba dla motocyklistów….
Fałszywa skromność, obłuda – to ci dopiero pycha! 🙂
Felieton coryllusa – celny nadzwyczaj, choć początki tego procederu to żaden tam Maanam czy Perfdect, ale wczesny Gomułka jeszcze i eksperymenty partii nieboszczki z „dżezem”.
„Piękno katolickiej muzyki i siła zdolna do przemiany serca, nadal.” Bezapelacyjnie!
https://www.youtube.com/watch?v=Dl2Yomq0WS4
Dlaczego puszczaja nam ciagle muzyke murzynska ze slumsow? Zebysmy sie do niej przyzwyczaili. Normalna muzyka ma wywolywac niechec i odruch protestu. W tym celu m. in. powstal festiwal „Warszawska jesien”.
Trochę z innej beczki. Polska Fundacja Narodowa nie próżnuje, Rob Roya zatrudnili. Film z Melem coraz bardziej realny. Oczywiście w tej narracji ma znaczenie metaforyczne. Szkoda.
https://www.youtube.com/watch?v=0Yhgwp94lEo
miało być – oczywiście w tej narracji słowo cud ma znaczenie metaforyczne.
W pewnych muzyczno-sociologicznych szczegółach bym się nie zgodził (jako miłośnik jednak Monteverda i Dufaya przede wszystkim, ceniący jednak wczesnych Rolling Stones czy powiedzmy Carla Perkinsa), ale ogólne wnioski jak najbardziej OK.
Z czym bym się nie zgodził, spyta ktoś? No więc: 1. Blues i takie różne muzyki o celtyckich korzeniach (plus pewnie sporo innych folklorów) dają się świetnie grać samą muzykalnością, bez muzycznego wykształcenia czy wirtuozerii, więc często te zespoły były z początku autentyczne i (w kategoriach „folkloru”) muzycznie wartościowe, tylko potem zostawały przejęte przez macherów. Rolling Stones to b. ewidentny przykład. Potem zaś faktycznie CAŁY TEN ROCK został przejęty – tu Autor ma rację. 2. Ortodoksyjne muzyczne wykształcenie nie pomaga w rocku, a nawet nie zawsze w jazzie, a często po prostu b. szkodzi. To właśnie było widać w PRL, gdzie tacy Skaldowie (Jezu!) mieli średnie szkoły muzyczne pokończone, a to co robili, było nie do wyobrażenia obrzydliwe i miało udawać rock.
Muzyka. i sztuka w ogóle, to jednak osobna dziedzina, wymagająca stosowania osobnych kategorii, nie zaś po prostu ekonomicznych i socjologicznych, jak Autor by chciał, mając muzykę w nosie i głosząc np. że trubadurzy to po prostu szpiedzy i tyle. (Marks z Engelsem dalej by się nie posunęli! 😉
Jednak ogólnie z tym o macherach, rujnowaniu kultury, więzi i psychiki jak najbardziej zgoda.
Pzdrwm
Muzyka ma wiele wymiarów – DJ Qubert – mistrz świata DJ we wszystkich kategoriach x razy pod rzad został w końcu wybrany sędzią i poproszony by już nie starował i dal szanse innym. (sic). Tu jego stare video promujące DVD „https://www.youtube.com/watch?v=IiPL-d5cNoY&list=PL1BAFAA93BB845FC8” jak się nauczyć grać na vinylu. Przepraszam za słabą jakość nie znalazłem lepszej. Proszę zwrócić uwagę na „opanowanie instrumentu”. Nie da się tak po prostu kopic sobie technicsa i grac. To praca i talent by ten poziom osiągnąć. Oczywiście napędza rynek sprzedaży płyt i urządzeń bo każdy chłopiec chce być jak Qubert. Do dziś nikt go nie przebił. Jego przygoda z „instrumentem” zaczęła się gdy złamał nogę na deskorolce i przez pół roku cały czas grał. Czy był inspirowany przez służby? Szczerze wątpię…
Zwykła literówka, nie wyłapałem. Od razu widać, żem Niepolak. Po co zresztą wdaję się na te dyskusje, zdrowia szkoda…
To nie jest żadna literówka, tylko błąd składniowy…kim ty w ogóle jesteś?
Raz głupiec, co prosto z konkursu powracał
gdzie innych głupców przewyższył rozumem
rad był zabłysnąć i przed obcych tłumem
krzyknął, że on liczbami aż do 100 obraca
gdy ludzie odchodzili, gdy się śmieli cicho
a jemu odpowiedział człowiek litościwy
że u nich już w przedszkolu znają takie dziwy
obraził się i zagrzmiał: „Wy grzeszycie pychą!”
Moja emocjonalność była zbudowana na słuchaniu rocka z południa USA (southern rock), czyli zespołów takich jak Lynyrd Skynyrd, Molly Hatchet, Allman Brothers Band, Outlaws itp. Zastanawiałem się do tej pory po co pozwolono na taki rozwój tego typu grania? Wszak tego typu rock i identyfikowanie się z szeroko pojętym Dixie mogło podtrzymać tradycję Południa. Chyba, że chodziło o alkohol i narkotyki i przednią dziurę? I paradoksalnie o zamknięcie tradycji konfederackiej do rezerwatu muzycznego? Nie wiem. Albo wymknęło się to specom od propagandy?
Wiem to, że popołudniowa drzemka najlepsza jest przy płynących z głośników nut niderlandzkich kompozytorów barokowych:
https://www.youtube.com/watch?v=-8a1wfYBEGc
Był sobie amerykański rokmen, nazwisko nieistotne, w każdym razie niewątpliwie obdarzony inteligencją, który w jednym z wywiadów, będąc zapewne w rzadkim dla niego stanie bliskim trzeźwości, zagadnięty z emfazą przez dziennikarza o twórców kultury pod brandem „dzieci kwiaty” odpowiedział jakoś tak: Ci, którzy myśleli, że są twórcami nowej kultury byli jedynie jej ofiarami. Nieszczęśnik wiedział co mówił bowiem krótko potem, ledwie co odzyskując przytomność po wieloletnim okresie nadużywania umarł, nie dożywając 30-tki.
A tekst świetny, dający do myślenia. Nie pierwszy i z pewnością nie ostatni!
W latach 70-tych podniecaliśmy się/większość/ówczesną muzyką,cóż to nie było np. Radio Luksemburg,kompletnie nie znając tekstów, bo kto wtedy mówil po angielsku.
Przepraszam, oto przykłady gustownych nazw utworów/za http://www.okiem.pl/
Rollingstones
„Brazowy cukier” (Brown Sugar), – w slangu o narkotykach
„Chce sie z toba kochac” (I Just Wanna Make Love to You ),
„Do ich szatanskich majestatow”(Their Satanic Majesties),
„Dziwka” (Bitch),
„Inwokacja do mego brata diabla”,
„Klub Woodoo” (Voodoo Lounge),
„Maly czerwony kogucik” (Little Red Rooster), – w slangu o penisie
„Nacpani” (Stoned),
„Na dnie” (Down in the Bottom),
„Najgorszy” (The worst),
„Niech krwawi „(Let It Bleed),
„Pieprzacy gwiazdy” (Starfucker),
„Siostra morfina” (Sister Morphine),
„Slodki czarny aniol” (Sweet Black Angel),
„Srebrny pociag” (Silver Train), – w slangu heroina
„Sympatia do diabla” (Sympathy For The Devil), (niektórzy błędnie interpretują nazwę jako „współczucie” – „sympathy with”, formuła „sympathy for” oznacza jednak sympatię)
„Still Life” (Martwa natura – pojęcie malarskie ale też i ogólne)
„Smiertelne kwiaty” (Dead Flowers),
„Wskocz na mnie” (Jump on Top of Me),
film: „Blues pijacej sperme” (Cocksucker Blues)
KISS (Noże w ręku szatana)Knife in satan sleeve (dosłownie: „noże które szatan ma w zanadrzu”)
„Bog grzmotu”
AC-DC (przeciw Chrystusowi – smierc Chrystusowi)Interpretacja „Prąd Stały Prąd Zmienny” jest formą oficjalną
„Dzwony piekielne”
Martwi z rodziny Kennedych
„Zabijam dzieci”
Electric Light Orchestra (ELO)
„Podpalaj wioski”
The Beatles
„Dewil’s Whites Album”
Queen
„Zabojcy” (Killers),
Jeszcze jeden wyciagnal nogi” (Another One Bites the Dust)
The Doors
„Piekno umiera mlodo” (The Beautiful Die Young),
„Lansuj swoja smierc” („Bring Out Your Dead”),
„Kopulacje” (Copulatinions),
„Krol Jazczur” (The Lizard King),
„Nie ma granic, nie ma prawa” (No limits, no laws),
„Nikt stad nie wjdzie zywy” (No One Here Gets Out Alive)
Drugstore (apteka ale też i sklep z narkotykami)
„Pogrzeb” (The Funeral)
Fun Lovin’Criminals (krymilaści lubiacy uciechy)
100%Columbian
10th Street
(jak sami określają to slangowa nazwa haszyszuoraz hold dla „miłego marihuanowego miejsca na Manhattanie”)Pidzama Porno
„Gnijąca modelka w taksówce”
Osbourne Ozzy (Black Sabbath)
„Mówiac o diable” (Talk Of The Devil)
„Samobójstwo jako rozwiązanie” (Suicide Solution)
The Who
„Huligani” (Hooligans)
I jeszcze kilka nazw zespołów:
Napalm Death (Napalmowa śmierć)
Carcass Ścierwo)
Baddfellaz – (Żli-kolesie – wymowa z zabarwieniem slangowym)
Morbid Angel (Makabryczny anioł)
Cannibal Corps (Trup ludożercy)
Decomposed (Zgnilizna – dosł. rzecz uległa biologicznemu rozkładowi)
Pagans (Poganie)
Brain Demage – (Uszkodzenie mózgu)
DJ Assault – (DJ Napad)
Zippers (gra słów zipp – „zamek błyskawiczny” oraz ZIPP – Zen Inspirated Proffesional Pagan – „Zenem Inspirowani Porfesjonalni Poganie”)
Richard Hell and Voidoids – (Ryszard Piekło i przepaść)
Skulls – (Czaszki)
Agression – (Agresja)
Butthule Surfers – (Odbytowi podróżnicy)
Alkaholiks – (Alkoholicy – wymowa z zabarwieniem slangowym)
Beastie Boys – (Chłopcy bestie)
Bone Thugs-n-harmony – (Do cna opryszek i harmonia – „bone” – dosł: kostny)
DJ Murdermixx – (DJ Morderca-mix)
Bloods and Crips – (krew i kalectwo)
Bad Boyz – (Zli chłopcy)
Public Enemy – (Wróg publiczny)
Swollen Membersv – (opuchnięci członkowie)
Mr Dead – (Pan śmierć – „zmarły”)
Killa Priest – (Kapłani zabójstwa – wymowa z zabarwieniem slangowym)
House of Pain – (Dom bólu)
Fuck That – (Pieprz to)
Kilka tytułów z użyciem słówka „fuck”Fucktrance, Fuck Your Mind, Don’t Fuck With It, Fuckcore, Fuck All, Fucking Guitar, Let The Motherfucking Beat Go, Bad Bad Motherfucker, Hyperfuck, Happy Motherfucker, Fucking Hardcore, Fuck My Ass, Somebody Kill That Motherfuckin’ Pig, Dj Ass Fucker, Don’t Fuck With Me, Fuck It, Shoot That Motherfuck, Fuckem All, Brontofuck, Suck Dis Mutha Fucker, Fucking Boots, Fuckem Outro, Fuck You Up, Anti Fucking Anti, Mutha Fucka Remix, Formica Table (Chicago Fuckin’ Hard Mix), Fuck That Happy Shit, I Don’t Give A Fuck, Don’t Fuck With Daddy, Motherfuckers, Shut The Fuck Up, Go Fuck Yourself, Fuck That, Fuck Dj Mutha Fucker, Izumi Fucking, Fuck Your Head, Fuck Them (U.AnarchistRmx), Get The Fuck Out, Who’re You Fucking With, Anthem (Don’t Fuck With A Ruffneck), Xtc Motherfucker, Low Motherfucker, Softy Motherfucker, Fuck Pussy, Shut The Fuck Up!, Have You Ever Fucked On Cocaine, The Mindfuck, Bitch (Where’s Ya Fucking Drummer), Fuck S.F., Fuck The Politics, Fucking Greedy Bitch, I Don’t Fuck Around, Mo More Fuckin Soul, 1-2-3-Fuck, Fuckin Hardkor, Industrial Fuckers, Outro – Abso „Fucking” Lutely, Three Times Fuck, Fuck You We Are NTSC, Motherfuckers So Dead, Tokyo Mother Fucker, Fuck the rest, Fuck U Up, World Hardest Motherfuck, Fucking Nightmare, Motherfuck, Fuck This, Fucking Hostile, Fuck The Bitch, Fuck You, Fucking People, He’s Fuckin’ Dead, Fuck (what else?), Motherfuckin’ Real Speed, Crash Fuckers, Fucking Ass, Fuck Me, Don’t fuck with gundso, Don’t Fuck With An S. R., S-Fucking, Mother Fucker, Born Fuckin’ Killers 2, Muthafucker, Block Fucking Beats, Fuck Fiction, Fuckin’ Animals, Can’t Fuck With This, I’m Half Fucking Shark Mate, I’m The Fuck You Man, Sisterfuck …
Czym gitarzysta różni się od akordeonisty
Ubawiłeś mnie setnie 🙂
Tak dzieci kwiaty śpiewały „Zabij swego ojca” powtarzając za Jimem Morrisonem ale nikt tego nie brał na poważnie – kończyli studia i brali się do roboty w zgniłym kapitalizmie by za kilka lat jeździć mercedesem, mieszkać w willi i wyjeżdżać 5 razy w roku na wakacje. Przecież ta rewolucja się nie udała dlatego należało myśleć już o następnej deprawacji. A to oczywiście muzyka elektroniczna czyt. techno – zero treści tylko rytm jak za ludów pierwotnych gdy wali się kijem w wydrążony pień a publika tańczy w transie. I tak przy zerowych kosztach produkcji muzyki – średnio ogarnięty 15 latek z domowego PC robi 10 kawałków dziennie – i dystrybucji narkotyków powstała „kultura” Extasy. Dzis w takiej Holandii odbywa się 10 tys festiwali techno rocznie gdzie spożycie narkotyków jest praktycznie obowiązkowe – nikt tam trzeźwy nie przychodzi. Nikt tez nie pije alko. To zorganizowany rynek do dystrybucji extasy. Nie wiem czy państwo zdają sobie sprawę ale u nas to jest masowe od początku wieku. Dzieci żadnego rock’a nie słuchają. Dzis w klubach wszędzie jest techniawa i w każdym klubie dealer. I tak jak w SN ludzie wspominają szukanie dziur przedich po alko na koncertach tak za kilka lat ci co dożyją będą wspominać odloty po narkotykach podczas tzw afterparty z otumanionymi panienkami. Powtarzam to jest masowe jak wódka w PRL. W Warszawie najlepszy klub ochraniany a jakże przez Policje ma własnych dealerów, których można rozpoznać po skarpetach wyjętych na spodnie. Jest rynek jest dystrybucja i złapani w pułapkę ludzie a najlepsze jest to, ze tam podobno przebywa „elita”, do której aspiruje większość naszej młodzieży… – proszę się przekonać na własne oczy = https://www.smolna38.com/pl
„Muzyka. i sztuka w ogóle, to jednak osobna dziedzina, wymagająca stosowania osobnych kategorii, nie zaś po prostu ekonomicznych i socjologicznych, jak Autor by chciał”
– chyba zbyt poważnie traktujesz rock/rockandroll, dlaczego ten rodzaj muzyki nie miałby zostać wykreowany i wykorzystany do przeprowadzenia rewolucji i później wykorzystany do swoich celów przez postrewolucjonistów – jak u nas w PRL? Przecież o tym właśnie napisał Gospodarz i to jest właśnie odkrywcze i daje do myślenia.
Ta 'muzyka’ została wykreowana przez bardzo krótki okres czasu, nie trwało to setki lat, jak np. muzyka organicznie wyrastająca z Kościoła (szeroko ujmując). Mamy wyraźny kontrast i 2 różne schematy działania – Kościół i rewolucja. Jak dodamy do tego całą otoczkę rewolucji seksualnej (przecież to olbrzymi biznes, którego wcześniej nie było, nowo wykreowany rynek) to wszystko trzyma się kupy, spontaniczny rozwój czy raczej eksplozja muzyki rockowej na taką skalę wydaje się jakąś naiwną bajeczką. Zresztą słusznie gospodarz zauważa – najpierw ktoś poważny (jak np. władze PRL) powołuje i promuje dany zespół, a potem „Po zrealizowaniu zadania, którego były narzędziem, odsunięto je do tak zwanego dowolnego wykorzystania, do zabawy po prostu.” Zatem zapewne w większości przypadków było odwrotnie niż sugerujesz (najpierw spontan, a potem przejecie przez macherów) i bardzo możliwe że cały gatunek tak został wykreowany.
Jak ktoś chce posłuchać czegoś awangardowego, to ja polecam np. Hildegard von Bingen: https://www.youtube.com/watch?v=v6qFCYRQKVA, a z klasyki bardzo lubię flamandzkiego Josquina Desprez np. Missa Gaudeamus: https://www.youtube.com/watch?v=zLoXLR2zKes – piękne Salve Regina od ok. 44 min; no i lubię poszperać w latynoamerykańskim baroku – tam pięknie widać, jak muzyka lokalna, ludowa została zaadaptowana a raczej rozwinięta przez Kościół (Jezuici oczywiście). Poszukiwaniem różnych perełek zajmuje się werbista ks. Prof. Piotr Nawrot https://www.youtube.com/watch?v=6Od9FaRqIXQ https://www.youtube.com/watch?v=rWn23_Tk_JY, – taka muzyka to jest osobna dziedzina, wymagająca osobnych kategorii!
Chciałem zamieścić ilustrację o szarpidrutach, ale okazało się, że to nowomowa młodzieżowa sprzed 20+ lat. Dlatego sięgnąłem do roku 1911. Muszę usprawiedliwić dziwne kolory. To wina sztucznej inteligencji, która próbuje szare obrazy zinterpretować na podstawie analogii do wielkiej bazy analogicznych obrazów barwnych. Działa zadziwiająco dobrze przy pejzażach, portretach a nawet scenach batalistycznych, ale głupieje przy bazgrołach. Czarno widzę sztuczną inteligencję w samochodach, nie mówiąc o urzędach.
georgius! Jesteś znakomity chłopaku i tak trzymaj! Nie tłumacz się bo psujesz efekt 😉
Ale mnie podpuściłeś. Chłopakiem byłem na koncercie Animalsów w Warszawie w 1965, potem na prywatce z Dzikusami niewiele później, a w 1990 na niesamowitym koncercie Jarre’a w Paryżu. Potem mi przeszło, ale nie do końca. Reszta jest milczeniem.
Również popieram.
Nareszcie! /Chce się rzec./
Rewelacja – takie zestawienie.
Ja bylam na kilku koncertach w zyciu… na Limal’u, 2 razy na Budce Suflera w Kongresowej… i raz w Francji na Julien Clerc’u (ostatnio nagrywajacym z cama Carla Bruni-Sarkozy). Raz zaistniala szansa ponownego, jedynego koncertu Jean-Michel Jarre w Paryzu, bo on tak ogolnie to juz nie koncertowal i nadal nie koncertuje. To bylo po 2010 roku… chyr poszedl ponoc straszny po Paryzu, Francji i po calym swiecie… juz mialam prawie bilety wstepu dla siebie i Mariki po 190€ od osoby w sektorze dla VIP’ow… jednak koncert nie doszedl do skutku… organizatorzy nie mogli sie dogadac co do finansow… zapodano, ze bilety moga byc od 300€ w zwyz… no ale w koncu wszystko sie rozwialo.
Przyjaciolka byla wlasnie na tym koncercie JMJ w ’90 roku i byla – pomimo uplywu lat – nim oczarowana.
przepraszam, czy Pani mogłaby nam coś przetłumaczyć tutaj z francuskiego, do notki sprzed paru dni naszego Gospodarza?
Lingwiści twierdzą, że to słowo ma inne znaczenie w języku angielskim – nie tak mocne, jak w polskim 🙂 To podobnie jak polskie sądy, dla których nazywanie kobiety tak, jak samicy psa – to zwyczajowe określenie, nieobraźliwe. Pionierem tego kierunku w językoznawstwie był Cyrankiewicz, który twierdził, iż lawirant może oznaczać kapitana okrętu, co go na spokojne wody wyprowadził.
Chciałem napisać – polemizować Z tym, albo rozmawiać O tym. Po kliknięciu „prześlij komentarz” nie ma możliwości edycji. A jestem czytelnikiem, do czytania „Baśni jak niedźwiedź” zachęcała mnie znajoma, 2 tomy Baśni dostałem w prezencie. No i nolens volens natrafiliśmy na tego bloga. Czy już wam jasne?
@ Coryllus
„… albo czy rzeczywiście przemijamy”
Dopóki jesteśmy zainteresowani mechanizmami świata i każdym nadchodzącym dniem – nie przemijamy.
Zaczęłam czytać książkę /dobrze napisaną/ o Janis Joplin. Ot tak, z ciekawości wakacyjnej i artystycznej. No i spod tego – dobrze właśnie – napisanego tekstu wyłaniają się uporczywie i wyłącznie wóda, dragi i owe dziury przednie. Zaniechałam czytania. To książka o… żałosnym niczym, choć Joplin była fenomenalną artystką. Żałuję, że w ogóle rozpoczęłam czytanie. Trudno mi więc zrozumieć fascynację tymi sprawami sprzed czterdziestu lat. Zostało kilka fajnych utworów /coraz mniej fajnych, w istocie/ i siedemdziesięcioletni, rozpadający się rockmani w tym swoim śmiesznym, estradowym anturażu. Skaczące po scenie dziadeczki. Very funny…
Ale które to słowo, Wolframie?
Coś podobnego z tą psicą i sądami… Przebywając często pośród psiarzy i ich psów stwierdzam kategorycznie :), iż psiarze nie używają słowa „suka”. Mówią: „suczka”, „panienka”, dziewczynka”, „sunia”.
Młodzi na wyjątkowo wredną babę mawiają „sucz”. Niezłe! 🙂
Niestety, prosze Pana…
… nie moge sie podjac tlumaczen – nie dlatego, ze nie chce, ale dlatego, ze moja znajomosc jezyka francuskiego jest – no powiedzmy powierzchowna i wystarczajaca jak na moje potrzeby… w razie moich niedomagan mam przyjaciela Franka pod reka.
Jezyk francuski to piekny jezyk, ale baaardzo trudny… podobnie zreszta jak jezyk polski dla Frankow, potrzeba naprawde ladnych paru lat sumiennej nauki i praktyki aby podjac sie odpowiedzialnych tlumaczen.
Mam nadzieje, ze teraz po tym moim wstepie wyrozumie Pan moja odmowe.
Rozumiem, rozumiem, myślałem w swojej naiwności, że to będzie bułka z masłem, bo to artykuł z prasy francuskiej, bez naukowej napinki.
Tak czy siak podam link i jak znajdzie Pani chwilkę, to proszę ocenić czy to skomplikowane 🙂
dzięki z góry
https://www.lemonde.fr/shoah-les-derniers-temoins-racontent/article/2005/07/25/le-temps-de-dire-merci_674531_641295.html?xtmc=le_temps_de_dire_merci&xtcr=2
Super…
… oj, jak mi brakuje Pani trafnych komentarzy.
A te zapocone dziadeczki maskujace to skakanie… to az przykro patrzec… po prostu – zenada i upadek.
A propos dziadków skaczących po scenie i trzepiących grzywami, czy też piórami, to takie zażenowanie przeżyłem na koncercie Uriah Heep, którzy to wystąpili na Jazzie nad Odrą w swoim czasie (albo to był 1989 albo 1990). Oni pewnie nie byli jeszcze wtedy tacy starzy, a ja we wczesnej młodości trochę ich słuchałem, no ale styl życia robi swoje i to co może ujść jakiemuś młodocianemu bałwanowi, to już w poważnym wieku tylko śmieszy i krępuje widza. Takie orzeszki podskakujące na scenie.
Sucz jest cool, sam nadużywam:)
Tak, tutaj wlasnie sa te „bawoly przezuwajace zetlale paprochy”, piesn przeszlosci. Rzeczywistosc naszych dzieci (wnukow tych bawolow) jest juz inna, inne bagno dla nich przygotowane. Mechanizmy podobne.
Przeczytalam sobie ten link…
… no i nie jest to – dla mnie – taka bulka z maslem… ale jest to dla mnie do przetlumaczenia… usiade sobie nad tym tekstem podczas weekend’u bo on mnie bardzo zaciekawil – przy okazji podszlifuje swoj francuski… co tez ten LM napisal o tej historii w 2005 roku…
… to bardzo ciekawy link jest.
Dziekuje.
🙂
Wszystko przez jedną Lulu /brak czasu/ – psicę borzojkę, znaczy :)))
Nie znam Uriah Heep 🙁 A byłam/jestem zapaloną jazzfanką. Właściwie to nigdy nie spotkałam jazzmanów śmiesznych w swojej starości /jak rockmani/. Wielkie nazwiska starzały się normalnie.
Owszem, niektórzy byli nieco sztywni od dragów i alkoholu, ale nie robili z siebie małp.
On, ten ś.p. DelPech, to napisał w 2001 ale pod tym linkiem trzeba byłoby zapłacić za doczytanie ciągu dalszego, a pod linkiem z 2005 już nic nie trzeba płacić 🙂
https://www.lemonde.fr/archives/article/2001/05/02/le-temps-de-dire-merci_4171041_1819218.html?xtmc=le_temps_de_dire_merci&xtcr=3
Początek jest taki sam, więc zakładam, że ciąg dalszy także…
Uriah Heep to zespół w zasadzie hard rockowy, progresywny, czy jak to tam się zwało, powstał w 1969 a w ramach łamania konwencji wystąpili na Jazzie nad Odrą 🙂
Skoro to Panią zaciekawiło to może oceni Pani te filmy? Ciekawi mnie też zdanie Pani przyjaciela Franka na ten temat.
https://www.youtube.com/watch?v=z3R3ZFGsBqE
https://www.youtube.com/watch?v=WNSaEr6WtLA
https://www.youtube.com/channel/UCze-2o1gliT4tt46vnhN1DQ/videos
Miałem te same odczucia po przeczytaniu wakacyjnej lektury – biografii Micka Jaggera. Facet szukał na siłę sensacji i kontrowersji i świetnie mu się udawało trzymać łapę na pulsie w biznesie muzycznym, którego odbiorcy bezkrytycznie łykali papkę do przeżucia. Miał kumpla wydawcę, Araba, świetnie się dogadywali. Do biznesu filmowego już nie miał takiej ręki. W pewnym momencie uznał, że to satanizm będzie mu się najlepiej w Stonsach sprzedawał, bo ile można o seksie i narkotykach. 3 partnerki Jaggera próbowały popełnić samobójstwo, przedostatniej się to udało. Z szatanem trzeba trochę uważać, z Jaggerem też.
Moglo byc tak ,ze za tymi diuram i rockandrolem stoja jacys zblazowani klezmerzy, ktorzy caly czas mutuja.
Sprobuje zawalczyc z oboma tekstami…
… ale historia ta nie spedza snu z oczu legEdziaZy z LM… wyjatkowa konsekwencja – 2001 potem 2005… a Wandy Ossowskiej juz nie ma na tym swiecie… potem ten oskarowy gniot filmowy…
… no i ktos „pilnuje narracji” caly czas.
W argumentacji gospodarza kasa sie nie zgadza. Najlepsi wykonawcy muzyki przez niego akceptowanej to groszoroby w porownaniu do gwiazd muzyki rockowej. Promotorzy zarabiaja na odbiorcach rocka liczonych w miliony. W USA w muzyce r0ckowej dominuja czarni. Kolejna oprocz sportu mozliwosc trafienia na szczyty. I to dziala. Ameryka jest kolorowa przez sport, muzyke i media. Jaka jest reszta nie widac, ale pewnie biala.
Imho mijasz sie z prawdą. Kasa sie zgadza jak najbardziej a przypominam, ze rynek muzyczny to nie tylko USA – Ameryka jest kolorowa przez emigracje i jej wspieranie. Muzyka dla czarnych bedzie robiona przez czarnych to oczywiste – jednak najlepszym raperem ostatnich lat z wynikiem sprzedaży pod niebiosa jest białas EMINEM 😉 The Beatels, The Doors, Led Zeppelin, wiekszość Rocka to białasy. Soul Blues Funk Jazz – o tam duzo Nigro znajdziesz tak jak w muzyce POP – gdzie króluje Michel J. Elvis poprzedni przed MJ Król Rock & Rolla był biały. Wydaje mi sie, ze rasa nie ma tu wielkego zanczenia – po prostu sprzedaje sie co chwyci i ten wskakuje. Chodzi przeciez o $$$ i selekcje odpowiednich treści dla odpowiednich grup. Z pewności wylansowanie czarnego, do którego bedą wzdychać nastoletnie córki konserwatywnych rasistów z południa było projektem zamierzonym 🙂
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.