paź 022023
 

Tak, jak zapowiadałem to wczoraj, rozpoczyna się dziś dwudniowa promocja na trzy nasze tytuły. Oto one:

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ryksa-slaska-cesarzowa-hiszpanii/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pieniadz-i-przewrot-cen-w-xvi-i-xvii-wieku-w-polsce/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zle-czasy-pamietnik-stanislawa-karpinskiego-z-lat-1924-1943/

Promocja trwa do jutra, do godziny 21.00

 

Nasz wydawnictwo zajmuje się propagowaniem formatów edukacyjnych. Czynią to także ludzie z nim współpracujący, tacy jak, na przykład, Paweł Zych. Tak się jednak składa, na szczęście, iż nie jesteśmy ujęci w systemie treści przeznaczonych do edukacji, które firmuje i promuje państwo. Wznieśmy okrzyk do nieba! Cóż to by bowiem było, gdybyśmy się tam znaleźli? Edukacja – nie ma znaczenia, czy podejmowana w złej czy dobrej wierze – by być skuteczna musi mieć wymiar silnie zindywidualizowany. To zaś oznacza, że najlepiej jest się uczyć samemu lub w niewielkiej grupie. Wszystko inne jest podejrzane. Najbardziej zaś podejrzana jest edukacja państwowa, albowiem ona – niezależnie od intencji ministra i ludzi z jego bezpośredniego otoczenia, zawsze się wykoślawia i degeneruje. I to jest zasada. Aha i jeszcze jedno: w żadnym wypadku nie wolno się niczego uczyć sam na sam z jakimś mistrzem, co ma liczne certyfikaty.

Nawet jeśli ktoś ma jakiś pomysł, albo naprawdę chce dobrze, w momencie kiedy przychodzi do wykonania, nad projektem pochyla się taka ilość „mądrych głów”, że finalnie nie zostaje z niego nic. Wszyscy zaś opiniujący projekt muszą dojść do konsensusu, albowiem owo opiniowanie polega na wygłaszaniu własnych, oderwanych od wszystkiego sądów i łączenie tego z wytycznymi organizacji, niezmiennymi od lat. Kiedy już każdy się wyjęzyczy i okaże się, że nie można tych elukubracji w żaden sposób dokręcić do misji, jaką ma ministerstwo czy inna jakaś placówka edukacyjna, pojawia się właśnie przemożna chęć dojścia do jakiegoś porozumienia. Efektem tego jest zawsze chorobliwe uproszczenie, które w programach edukacyjnych widoczne jest aż nadto. Wynika ono wprost ze strachu, że jakakolwiek modyfikacja edukacyjnego szajsu, który był promowany dotychczas spowoduje redukcję etatów, szukanie winnych lub inne jeszcze jakieś, znacznie gorsze rzeczy. Stąd właśnie mamy w Muzeum Powstania Warszawskiego kolorowanki z łączniczką i Zawiszakiem. Bo do tego nikt się nie przyczepi. Chodzi przecież o to, by edukować dzieci. Nie chcesz dobra dzieci? Nie chcesz, żeby w przystępny i miły sposób zapoznały się z historią Powstania? Chyba nie jesteś patriotą, człowieku?

Umieściłem tu ostatnio link do absolutnego kuriozum, czyli do projektu Teologii Politycznej zatytułowanego „Namalować katolicyzm od nowa”. Pomijam już absurd tego zdania, ale chodzi o to,  że ludzie, którzy to firmowali nie zadali sobie trudu, by zbadać jak wyglądał system mecenatu kościelnego w dawnych czasach. Nie mówię, że od razu w Italii w XVI wieku, ale choćby w Polsce w wieku XIX i na początku XX. Takie sprawy erudytów z Teologii Politycznej nie obchodzą, albowiem ich erudycja służy do hipnotyzowania węży. To znaczy do przekonywania ludzi, że z gadania i zbiórek organizowanych w sieci można wykreować budżet, który zmieni wygląd polskich kościołów. Po co go zmieniać? Szczególnie, że gołym okiem widać, iż zmiana jest na gorsze? Tego teologowie polityczni nie tłumaczą. Można się jednak domyślić, że chodzi o rozpropagowanie samej idei zmiany i zajęcie pozycji uprzywilejowanego pośrednika w procesie dystrybucji nowych obrazów religijnych. Czy na tę okoliczność teologowie polityczni się jakoś wyedukowali? Rzecz jasna nie – tak, jak napisałem – wiedza o funkcjonowaniu mecenatu i działalności księży zamawiających obrazy do kościołów jest im do niczego nie potrzebna. Oni wiedzą lepiej, a przede wszystkim mają poparcie niektórych biskupów. Czy to wystarczy? Moim zdaniem nie. Można się jednak łudzić.

Mamy tu dobry przykład jak ludzie głoszący potrzebę edukacji, w dodatku ciągłej i odbywającej się w nowych czy też rzekomo nowych formatach sami tej edukacji unikają jak ognia. Czynią tak, albowiem proces ten zdewastowałby i unieważnił wszystkie ich deficyty. Oni zaś nimi żyją. I to widać po tytule projektu. Jak można w ogóle wymyślić taką brednię, jak namalowanie katolicyzmu od nowa? Już sam fakt, że ktoś, nie mając żadnych urzędowych, ani tajnych mocy, próbuje zorganizować na wielka skalę jakąś dystrybucję i włącza w to duchownych jest podejrzany. No chyba, że teologowie polityczni jakieś moce posiadają, no ale wtedy sprawa wygląda jeszcze gorzej.

Weźmy teraz jakiś przykład z prawdziwego zdarzenia. Taki ksiądz Józef Borodzicz, żyjąc w okolicznościach bardzo opresyjnych, potrafił, wbrew carskim urzędnikom, zbudować osiem kościołów. Fakt faktem, że prawo budowlane było wtedy o wiele mniej restrykcyjne niż dzisiaj. Wystarczyło zgromadzić pieniądze i znaleźć ludzi. I to wszystko. Jeśli człowiek miał swój plac, mógł budować. Wzniesienie kościoła zajmowało Borodziczowi sześć tygodni. Tyle trzeba było czasu, by podnieść świątynię do stanu surowego zamkniętego. Czy to jest dziś w ogóle możliwe? Nie sądzę. Nawet w bardzo oddanych sprawie parafiach. A nikt przecież nas nie prześladuje. Poza oczywiście Teologią Polityczną, która zjawia się pomiędzy wiernymi a hierarchią i wyciąga z kieszeni swoich kusych pludrów, jakieś wizualizacje. A skrobie się przy tym w łeb i poprawia na nim pruską peruczkę.

Problemem edukacji są pośrednicy, którzy oczyszczają przekaz z jakości i elementów wartościowych. Czynią zeń coś, co nie interesuje nikogo, nawet ich samych, ale nie wywołuje też żadnych emocji poza negatywnymi. System ten się nie sprawdza. Dzieci, młodzież i dorośli nie chcą się uczyć i nie interesuje ich to, co przekazuje szkoła. Ta zaś musi pełnić swoją misję przede wszystkim dla urzędników, którzy bez niej nie mogliby pobierać pensji. Wszystko co zagraża temu systemowi jest niszczone w zarodku bądź ignorowane.

Stąd właśnie nie ma Pawła Zycha w systemie państwowej edukacji, a jest tam Lolek Skarpetczak. On bowiem nikomu nie zagraża. Jest dokładnie i całkowicie beznadziejny.

Jest jeszcze jedna kwestia – edukacja państwowa to teren walki na śmierć i życie z organizacjami państwu wrogimi, które poprzebierane w różne dziwne łachy udają kogoś kim w istocie nie są. No i próbują podnieść edukację na inny, wyższy poziom. To zwykle oznacza jej całkowitą dewastację. Mamy więc państwo, które broni edukacji rozumianej jako bezpieczeństwo finansowe urzędników oraz wrogów państwa, domagających się, by zmienić system na lepszy. Czy tkwiąc w tym po uszy ktoś się może czegoś w ogóle nauczyć? Jeśli jest wybitnie zdolny, tak. Ludzie zdolni bowiem, w swoich zdolnościach nawet dysfunkcyjni, nie potrzebują szkoły. Chodzi o to, by ktoś im wyznaczył kierunek. Potem radzą sobie sami. Szczególnie w dziedzinach ścisłych. Pozostałe nie mają znaczenia, albowiem są polem ścierania się i walki systemów propagandowych. Nasz system propagandowy,  kreowany przez edukację państwową jest żałosny i słaby. I trzyma się tylko dzięki temu, że nie ma znaczenia w rozgrywkach globalnych. Jest bo jest. Wartością jednak tego systemu jest to, że są w nim dzieci i młodzież. I to o te istoty toczy się najcięższa walka. Kto wygrywa, a kto przegrywa i jakich narzędzi w tej walce się używa, każdy dobrze wie.

Trwa kampania wyborcza, która na wiele lat ma zdecydować o kształcie naszego państwa i o formatach edukacyjnych, które będą w nim obowiązywać. Na ekrany wszedł film „Zielona granica”, o którym wszyscy dyskutują. Jednocześnie, przez te ekrany przemknął całkiem nie zauważony, film pod tytułem „Raport Pileckiego”. Był to kolejny już zmarnowany film o Pileckim. Nikt na ten film nie zareagował. Wszyscy urzędnicy państwowi zaś, łącznie z ministrami kultury i edukacji od wielu dni wypowiadają publicznie opinie na temat filmu Holland. I mowy nie ma nawet, żeby im ktoś wyjaśnił, że lepiej byłoby jakby milczeli. Próbują oni wejść w tej samą rolę, co pan Karłowicz, specjalista od malowania katolicyzmu od nowa. Człowiek nie potrafiący malować, ani nawet ciekawie pisać. Ministrowie zaś wierzą, że ich słowo ma taką moc, która unieważni film Holland. Będzie dokładnie na odwrót. Pokusa i pułapka polega na tym, że wypromowanie swojego produktu jest wysiłkiem dla większości ludzi zbyt monstrualnym. Reakcja na prowokację zaś, zawsze jest łatwa, lekka i przyjemna. Daje przy tym poczucie uczestnictwa w czymś ważnym i potrzebnym.

Pewnie wygramy te wybory, ale w naszej tutaj misji i działaniu zmieni się niewiele. Dziękujmy za to Bogu.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/dobre-czasy-jak-zarobic-w-sredniowieczu-autor-pawel-zych/

  10 komentarzy do “Edukacja = propaganda”

  1. władza edukacyjna chyba jest zakotwiczona w kuratoriach no i chyba jednak w mentalności każdego pedagoga …,

    kiedyś był marsz czarnych parasolek , czy jako on się tam nazywał a znajoma której wnuczek chodzi do szkoły tzw. integracyjnej mówiła,  że połowa nauczycielek przyszła do pracy ubrana na czarno, tak to ją wzburzyło  że zadała pytanie, jak im ich aborcyjne poglądy co do chorych, pozwalają opiekować się dziećmi specjalnej troski , nauczycielki odpowiedziały że

    -nie ma to nic wspólnego-

    no taka głęboko intelektualna odpowiedź, żeby nie uznać, że odlot, albo może było wskazanie od jakichś  związkowców, że czarny kolor ubrania jako manifestacja jedności poglądowej pracowników oświatowych …   nawet wbrew logice

  2. Nauczanie  rzadko kiedy okazuje się skuteczne z wyjątkiem tych szczęśliwych przypadków kiedy jest nieomal zbędne. Znam trzy takie przypadki Henry’ego, Gabriela no i ten trzeci  😉

  3. Bo są rzeczy poważne i niepoważne. Parasolki są serio a uczenie dzieci, to zawracanie głowy i nuda

  4. Jazda po tym gniocie to rodzaj terapii. Naprawdę wiele osób odczuwa ulgę. Nareszcie odważyli się w przestrzeni publicznej mówić to, co już dawno należało powiedzieć.

  5. Parasolki nie przybyły na milionowy marsz. Mają kaca i potrwa to jeszcze trochę.

  6. Nie zostały zaproszone bo wilkołaki przebrały się w owcze skóry.

    Nie było haseł 8 gwiazdkowych też 😉

  7. Za późno. O pruskich peruczkach zapomnieli.

  8. OT.. 😉

    https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/adama-pawlikowskiego-w-prl-u-okrzyknieto-zdrajca-skonczyl-tragicznie/v8ymbfn

    tu kluczowy fragment

    Do wyglądu Pawlikowskiego odniósł się bloger „Coryllus” Gabriel Maciejewski, określając go „aktorem podobnym do Heinza Reinefartha i przez to zawsze obsadzanym w rolach złych akowców, co służą faszyzmowi”. Generał SS Heinz Reinfarth to – nigdy nie ukarany – niemiecki zbrodniarz wojenny, odpowiedzialny za Rzeź Woli podczas Powstania Warszawskiego.

    powinno być chyba pisarz i wydawca a nie sam bloger..ale czego ja wymagam?

     

    Pozdrawiam

  9. No ale tabliczki mnożenia gdzies dzieci się powinny nauczyć. I innych podstawowych pojęć przyrodniczych. Reszta to minimum programowe. Faktycznie, odrobinę bardziej zdolni dadzą sobie radę. Dla reszty zostanie matura na poziomie podstawowym.

  10. ogrodniczka….też mi się podoba 😉

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.