mar 242023
 

Wielu ludzi uważających się za estetów to w istocie fetyszyści. Być może jest ich nawet większość. Można także wprost powiedzieć, że przez ostatnie dwa dziesiątki lat, kategorie estetyczne służyły dwóm celom – maskowaniu psychicznych i seksualnych dewiacji oraz finansowych przekrętów. W zasadzie można by nawet napisać dzieje tych zastosowań, ale nie mam na to czasu, bo są ciekawsze rzeczy. Chciałem się dziś zastanowić nad tym, w jaki sposób problemy, pojęcia i zjawiska stają się fetyszami, służącymi do zaspokajania emocjonalnych głodów osób, które uważają się nie tylko za estetów, ale w ogóle za znawców.

Z mojego punktu widzenia wygląda to następująco. Najpierw musi dojść do aktu wybraństwa, żeby w ogóle można było mówić o zastosowaniu fetysza, czyli ktoś musi wskazać jakaś osobę, a ona powinna uwierzyć, że pakiet narzędzi, jaki jest przeznaczony dla niej i jej działalności, ma znaczenie inne niż praktyczne. Musi też uwierzyć, że jest on kluczem do wolności twórczej, politycznej, badawczej, w zasadzie każdej. Nie zaś, że jest on kluczem do klatki, w dodatku działającym tylko z zewnątrz. Przypadków zastosowania tego mechanizmu jest dużo i możemy je obserwować w zasadzie wszędzie, ale nie potrafimy ich opisać w ten sposób. Pewnie z tego powodu, że wskazane osoby są albo tak bardzo zmanipulowane, że mogą przekonać każdego, albo świadome sytuacji, w jakiej się znalazły i przez to walczące jak lwy, żeby ukryć jej mizerię. To zaś oznacza podnoszenie znaczenia fetyszy. Najważniejszym fetyszem dziś jest eksperckość, której korzenie tkwią w akademii. Czym jest wykształcenie akademickie wszyscy wiemy – to zapoznanie się i wyuczenie na pamięć treści dokumentów i publikacji podsuniętych przez promotora. Są one wyselekcjonowane i, można rzec, przebrane, po to, by człowiek, który się z nimi zapoznał nie miał pokusy korzystania z własnego mózgu. Pokusa ta przychodzi dopiero wtedy kiedy jego pozycja jest mocna, on sam wychowuje swoich następców, a progu jego gabinetu zjawia się tajemniczy jegomość z nowym zestawem fetyszy i mówi – błądziliście towarzyszu, ale my was wyprostujemy. Porzućcie te mrzonki, którymi żyliście do wczoraj, bo przed wami wyższe cele. – Ale jak to? – dziwi się zaskoczony luminarz nauki. – Normalnie – odpowiada gość – oto Karina. W tym momencie odwraca się o wyciąga zza pleców dziewoję lat piętnastu, która wystrojona jest jak Rihanna na koncercie, a nawet troszkę bardziej ekstrawagancko. – Od dziś – powiada gość – będziecie towarzyszu estetą. I wtedy następuje cudowna przemiana, którą obserwujemy jako zmianę kierunku badań, albo poglądów naszego luminarza nauki. W miejsce piętnastoletniej Rihanny można sobie wstawić coś innego: nieruchomość nad morzem, lamborghini, albo walizkę gotówki. Dla niezorientowanych fetyszystów wystarczy czasem zwykły awans i jakaś nędzna podwyżka. Te okoliczności nie dotyczą w żaden sposób estetów, którzy dopiero mają się zasłużyć. Oni muszą wystukiwać na pamięć teksty i powtarzać to, co mają w programach i okólnikach. Żeby było wiadomo kogo reprezentują.

Ktoś może powiedzieć, że to nie jest wcale moment kiedy fetyszysta zaczyna korzystać z własnego mózgu, ale ordynarny szantaż. To prawda, ale nie do końca. Kiedy już ofiara ulegnie szantażowi, spływa na nią dziwna błogość, albowiem w pakiecie były – nie wiadomo co prawda jak pewne, ale jednak – gwarancje. Nowe zaś okoliczności – Rihanna, lamborghini, nieruchomość nad morzem – stymulują powstawanie tak zwanych luźnych refleksji, co widoczne może być jako wytężona praca mózgu nad ogarnięciem całości wszystkich zagadnień. Możemy obserwować takich ludzi często, oni zawsze są profesorami i można by się nawet zakładać o to jaki rodzaj estetyzmu został im podsunięty, kiedy już wychowali odpowiednią ilość adeptów, a sami przesunięci zostali na inny odcinek badań, bo koniunktury się zmieniły lub otworzył się nowy front. Estetyzowanie w świecie akademickim ma jednak pewne wady. Nie sposób wymieniać ekspertów jak rękawiczki, a także nie sposób pozbyć się niepokoju związanego z ryzykiem. To zaś wynika wprost z faktu, że nie wiadomo co takiemu estecie, który całe życie estetyzował o przewadze marksizmu leninizmu, albo innych jakichś doktryn odbije na starość. Lub nawet nie na starość, ale tak po prostu. Nie każdego da się dyscyplinować, tak jak Terlikowskiego.

Dlatego o wiele łatwiejszą grupą do manipulacji i kreowania są eksperci niezależni i literaci. Oni są przede wszystkim łatwi w obsłudze i można i szybko wymienić. Lub, jeśli nie ma takiej potrzeby, najpierw schować, a potem znów wyciągnąć. Ludzie zawsze się na to nabiorą, albowiem opowieści o przygodach związanych z warsztatem twórczym działają na każdego. Najlepiej zaś kiedy połączy się niezależnego eksperta z literatem. To jest idealne, bo wtedy można już wszystko. Ludzie tacy łatwo zarażają swoim estetyzmem i postawą całe rzesze i w żaden sposób tym biednym, nie wskazanym przez nikogo tłumom, nie posiadającym istotnych legitymacji nie można wyjaśnić, że kiedy dwóch mówi to samo, to nie to samo znaczy. Fetyszyzm bowiem polega na naśladownictwie, w dodatku bezmyślnym. To znaczy ludziom się zdaje, że jak przejdą pięć kroków boso po chodniku, albo nawet po Saharze, to będą Cejrowskim. Nie będą. Nie staną się nim, nawet jeśli będą wygłaszać z tym samym zaśpiewem te same brednie co Cejrowski. Będą tylko naznaczeni pewną postawą, która nie jest bynajmniej autentyczna, jest spreparowana i stymulowana za pomocą fetyszy. Te zaś, co było wskazane na początku mają zaspokajać emocjonalne głody. Najważniejsze z nich to głód bezpieczeństwa – zaspokajany w grupie osób powtarzających ten sam tekst bez zrozumienia, i głód wybraństwa, który jest jawną pułapką zakończoną zwykle śmiercią, najczęściej samobójczą. Ten pierwszy dotyka zwykle wystraszonych osób mieniących się konserwatystami, ten drugi zaś dzieci, którym wmówiono, że istnie kilkadziesiąt rodzajów płci, przez co one nie mogą się w zasadzie już skupić na niczym, poza ustaleniem, do której z nich przynależą.

Głód bezpieczeństwa łączy się z uczuciem osobliwym – zgodą na degradację. To znaczy sporo osób gotowych jest na wyzbycie się swoich pragnień czy w ogóle ujawnienie ich, byle tylko móc powtarzać przynależne do fetysza mantry. I to widzimy w tych momentach, kiedy rozpoczyna się dyskusja o szansach na zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją. W zasadzie na gwizdek masy całe gotowe są przyjąć degradację, ukorzyć się i wrócić do swoich nor, byle tylko zyskać akceptację grupy, która przyjęła narzucony jej zestaw fetyszy. Zwróćcie uwagę, że nie mówię – która zaczęła myśleć, bo nie o myślenie tu chodzi, ale o dokonanie powierzchownego bardzo wyboru. Kto jest lepszy – ten czy tamten ekspert? O tym, by zastanowić się nad całkiem doraźnymi celami eksperta, który może chce sprzedać trochę swoich książek i robi wokół siebie szum, a poza tym jest tak samo niezorientowany jak wszyscy, nikt nie pomyśli. Poprzez bowiem kontakt z ekspertem człowiek czuje, że wchodzi do nowej rodziny, do grupy ludzi, którzy muszą co prawda zapłacić jakiś haracz, by się nie wyróżniać, ale dostają w zamian certyfikowane bezpieczeństwo. To znaczy – realnie – że zakonserwowany zostaje ich strach. Zalewa się go pleksiglasem i pokazuje potem znajomym w przerwach na kawę. – Patrzcie jakie to fajne – mówi jeden z drugim – wszyscy takie mamy i nosimy w kieszeniach, ciesząc się kształtem i gładkością powierzchni.

Głód wybraństwa bierze się z samotności. Może lepiej rzec – z opuszczenia. Kiedy człowiek czuje się opuszczony, musi robić coś, co go jednoznacznie wyróżni i to jest potężna siła i motywacja. Już dawno ją zauważono i opisano. Może nie tak dosadnie jak ja to czynię, ale na pewno dość wyraziście. Kiedy osoba opuszczona rozpozna dokładnie swoje położenie, popadnie w stupor lub zacznie szukać jakichś dróg, które ją ze stanu opuszczenia wyzwolą. Tych dróg jest mnóstwo, ale one wiążą się z ryzykiem, podążanie nimi trwa długo i nie można liczyć na natychmiastowe zaspokojenie głodów związanych z opuszczeniem. Stąd tak łatwy dostęp różnych diabłów do tego rodzaju osób. Po co robić cokolwiek, żeby się wyróżnić, skoro można zainteresować się swoją tożsamością? I tu w ręce osoby opuszczonej trafia cały pakiet treści, które niczym się nie różnią od zestawu, jaki otrzymuje na początku swojej drogi pracownik naukowy. Awans i współdziałanie w grupie następują od razu, a do tego jeszcze wskazany jest wróg, który odpowiada za opuszczenie każdego nieszczęśnika z osobna. Jest nim Pan Bóg i jego Kościół. Potem już idzie z górki i nie można się wyzwolić, aż do ostatecznego końca, czyli samobójczej śmierci, kiedy człowiek zorientuje się, że jest tak samo opuszczony, jak był wcześniej. Mimo doskonałego opanowania pakietu informacji, który diabeł wręczył mu na początku drogi.

Czy wobec tego nie istnieją kategorie estetyczne? Oczywiście, że istnieją i one są najważniejsze ze wszystkich kategorii, a także stosowane mimowolnie, w sposób naturalny przez wszystkich ludzi. Idziecie na targ i stajecie przy stoisku mięsnym, a baba mówi – pan popatrzy jaki piękny schab. Nie mówi – niech pan policzy ile kotletów można pan zrobić z tego kawałka schabu. Nie mówi też – proszę zwrócić uwagę na jego wartości odżywcze. Czasem może wskazać na cenę, ale nikt nie kupuje mięsa ze względu na niską cenę. Kupuje się je ze względu na jego obiektywne piękno. Kategorie estetyczne istnieją, ale nie są fetyszami. Istnieją same dla siebie albowiem wskazują na doskonałość dzieła Bożego.

Fetyszyści zaś usiłują je zawłaszczyć i zbudować wokół nich jakieś pogańskie kulty, których celem jest krwawa ofiara. Mordowana przy milczącej aprobacie zadowolonego, bezpiecznego i zdegradowanego tłumu, albo mordująca się sama w oczekiwaniu na reakcję tych, którzy mienili się jej bliskimi.

  4 komentarze do “Fetyszyzm”

  1. Dzień dobry. Muszę przyznać, że odkryłem coś czytając dzisiejszy tekst. Faktem jest, że zagadnienia stanowiące jego treść zasadniczą interesują mnie tyle o ile – to znaczy o ile są częścią reguł działania systemu w którym muszę żyć. Zgadzam się z konkluzją oczywiście, ale do rzeczy. Otóż dość już dawno temu odkryłem, że wiele działań odbywających się dookoła mnie a i – niestety – z moim mimowolnym udziałem – to działania pozorne, rodzaj teatru, którego zadaniem jest przysłonięcie istoty rzeczy, ukrycie jej a w jej miejsce stworzenie w oczach widzów-uczestników przedstawienia iluzji, czyli fałszywego obrazu systemu, to bowiem uniemożliwia walkę z nim. Do Pańskiego opisu zasady eksperckości jako fetysza chcę zatem dodać coś o jego genezie. Poznać ją po efekcie – czyli tworzonej iluzji. Obejmuje ona rodzaj scenki, odgrywanej przed oczyma gawiedzi – w której jakiś wielki tego świata, np. POTUS, ale niekoniecznie, może być w zasadzie którykolwiek z nich, ma jakiś trudny orzech do zgryzienia, obawia się popełnić błąd i szuka dobrego rozwiązania. Setki filmów o tym zrobiono. I co on wtedy robi? Ano wzywa swoich ekspertów, lojalnych jak żona Cezara fachowców od wszystkiego, którzy zbiorową mądrością skutecznie pomagają mu odnaleźć rozwiązanie. I wolny świat znowu jest ocalony. To oczywiście iluzja, robiona po to żeby ukryć fakty; kto kogo wzywa, kto kogo wybrał, kto podejmuje decyzje i kto wydaje polecenia, a kto jest na pensji. Ja oczywiście mogę się tylko domyślać, ale sądzę, że jest dokładnie odwrotnie niż w tych filmach i innych przedstawieniach z udziałem profesorów i różnych takich..

  2. Konfa na trzecim.

  3. Mordowana Ofiara to może Wartości. W medycynie zamordowano  etapami Przysięgę Hipokratesa, przy milczącym tłumie lekarzy

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.