lut 082023
 

Zanim przejdę do sedna, wspomnę o pewnej sprawie, która dziś została ogłoszona na twitterze. Oto mamy się ekscytować faktem, że Jacek Międlar wygrał sprawę w sądzie z Rafałem Gawłem. Tym, który uciekł do Norwegii i tam dostał azyl, a teraz oskarża posłów PiS siedzących w PE o rasizm. Jest to przykład pewnego modus operandi, który jest wobec nadwiślańskiej tłuszczy stosowany bez przerwy. Mamy do wyboru – trąd albo syfilis i musimy się decydować szybko, bo czas ucieka. A nie dość, że powinniśmy się zdecydować, to jeszcze okazać przy tym entuzjazm. Bez względu na to kto co ma w głowie i jak dobrze, bądź jak źle jest wykształcony.

Piszę o tym, albowiem ta metoda podobna jest do niektórych metod badawczych stosowanych w naukach humanistycznych. Chodzi o to, by odsunąć od siebie lub ukryć rzeczywisty problem, stworzyć jakąś fikcję składającą się z artefaktów i opinii, a następnie rozwijać ją w różnych kierunkach, mnożąc publikacje. Metoda ta jest nadreprezentowana przez archeologów i historyków wojskowości, a także sztuki, albowiem oni mają do czynienia z przedmiotami, z którymi ciężko się polemizuje będąc tak zwanym człowiekiem z ulicy. O ile łatwo jest zestawić teksty, zawierające jakieś informacje i pokusić się o konkluzję, o tyle z przedmiotami jest gorzej. Należy znać ich przeszłość, tradycję, w której powstały, przeznaczenie, oraz to co same przedstawiają, jeśli są przedmiotami sztuki. Jest tam mnóstwo zagadek, które napędzają koniunktury na rynku publicystyki, uwielbianych przez publiczność. Wszystko jednak i tak sprowadza się do banalnego stwierdzenia, że człowiek jest tylko etapem w życiu przedmiotu. Truizm ten powtarzany jest często z wielkim namaszczeniem, albowiem przedmiot w takim ujęciu staje się relikwią. Do badania przedmiotów stosuje się metody naukowe i szamańskie. Historycy wojskowości używają tych pierwszych, a historycy sztuki tych drugich. Jest to wymuszone przez charakter przedmiotu. Może niektórzy pamiętają jak w salonie24 wiedliśmy spory z „prawdziwymi” historykami, którzy przekonywali nas, że taki prawdziwy historyk, to może się zajmować porównywaniem średnicy luf muszkietowych i w tym się spełniać, a nie w jakimś bajaniu. Historycy sztuki, o ile nie obsiedli dziedzin łatwo sprawdzalnych i solidnie udokumentowanych, bawią się w wyszukiwanie podobieństw. Jeśli coś zostało wykonane, na przykład, w Szwecji, w XII wieku i jest podobne do czegoś, co zostało wykonane w Hiszpanii, w tym samym czasie, albo sto lat później, będą z całym impetem próbowali dowieść, że pomiędzy tymi przedmiotami jest jakiś związek. Kiedy już wymyślą, całkowicie od czapy, te połączenia, przyjdą po nich inni i powiedzą, że mieli rację, bądź też jej nie mieli, albowiem coś tam źle poustawiali. Nad kwestią taką jak badanie okoliczności innych niż stan rzemiosła w Szwecji w XII wieku, na przykład politycznych czy ekonomicznych, czasu nie mają. Poza tym, mogłoby się okazać, że ktoś im zarzuci brak profesjonalizmu. W czasie kiedy historycy sztuki będą zajmować się szukaniem podobieństw w rzeczach, które nie są do siebie wcale podobne, archeologowie utoną w masie materiału badawczego. Jest go bowiem w ziemi tyle, że tylko szczery idiota uwierzy, że można znaleźć w nim potwierdzenie tego, co znajduje się w tekstach. Pytanie najistotniejsze brzmi – komu wierzyć? Tekstom czy wykopaliskom, a jeśli wykopaliskom – wszak dają namacalne efekty – to co zrobić z tekstami? I tu w sukurs przychodzi literatura popularna i mówi – ciepnijcie bracia w kąt te teksty, gdzie wszystko jest popieprzone i nic się nie składa tak, jak wam się zdaje – wynieśmy nasze skorupy na wyżyny, nazwijmy je artefaktami i wskażmy kapłana który będzie promował nową religię. – I niech on się nazywa Indiana Jones – dobra chłopaki – doda jakaś studentka ostatniego roku studiów zaocznych.  I to jest kolejny etap rozwoju nauk humanistycznych, czyli popularyzacja. Ma on swoich zajadłych zwolenników i równie zajadłych przeciwników, którzy o popularyzacji wyrażają się z przekąsem i wracają do badania podobieństw  między szwedzką chrzcielnicą z XI wieku i fragmentem węgierskiego ołtarza z X stulecia, które w pewnym miejscu, przez takie szczególne zaokrąglenie są do siebie podobne. Entuzjaści zaś popularyzacji cieszą się, że Indiana Jones napędzi studentów na płatne kierunki studiów humanistycznych.

W naszym tutaj amatorskim teatrzyku zdarzeń dopatrzyliśmy się innych nieco zależności niż te, w które wierzą prawdziwi uczeni, Zauważyliśmy, na przykład, że ci najwięksi badacze mają lekceważący stosunek do źródeł dotyczący antyku, szczególnie tych dawnych. Najważniejsze są dla nich teksty późne, ale nie wszystkie. Głównie Platon i to, co zostało napisane w epoce Hellenistycznej. No i Tukidydes rzecz jasna, bo do niego trudno się przyczepić. Jak tam się okazało, że Herodot pomylił nazwę jakiejś rzeki w Armenii, już go odsądzają od czci i wiary, już piszą, że jest niewiarygodny. Wniosek nasz może wydawać się pochopny, ale zapewniam Was, że taki nie jest. Przekonał mnie o tym wczoraj ahenobarbus, z którym prowadzę dyskusję przez maila. Zanim powiem, co mi przysłał, wskażę jeszcze jedno ważne ustalenie, co do którego nie można mieć wątpliwości. Tak zwani polscy badacze antyku, o ile nie mieli pozwolenia na wykopaliska i nie opisywali zalewu skorup malowanych w różne kolory, które musieli segregować w pełnym słońcu, gdzieś nad Morzem Śródziemnym, zajmowali się przepisywaniem tekstów swoich zagranicznych kolegów. I tak prof. Michałowski streścił w książeczce Delfy  dzieło swojego duńskiego kolegi Poulsena. Pominął jednak istotne wątki w nim zawarte. Poulsen pisze bowiem, że Delfy to inwestycja kreteńska, podobnie jak sanktuarium na Delos. Ponieważ ahenobarbus włada językami biegle tłumaczy mi na poczekaniu co ciekawsze kawałki. I znalazł takie oto zdanie u tego Poulsena:

W delfickim rytuale i legendzie jest część, która wskazuje na silny wpływ Krety. I tak, według Plutarcha, pierwszym człowiekiem, który wykrył inspirujące działanie wyroczni, był Koretas, imię, które przypomina nam kreteńskiego kapłana, Kouretesa.

Mamy tu fragment – pierwszym człowiekiem, który wykrył inspirujące działanie –  Nie można przejść koło tego obojętnie. Mamy do czynienia z badaczem, z którego zżyna największy polski archeolog, całkiem bez żenady. I ten badacz pisze, że Koretas odkrył inspirujące działanie wyroczni założonej przez Kreteńczyków! Na czym ono polegało? Przyszedł obstawić zakłady w wyścigach rydwanów i dzięki pytii wygrał trzy razy pod rząd? Możliwe. Szkoda, że nie zapytał, który rydwan i którego woźnicę obstawiali sami kapłani z Delf.

W każdym razie możemy powiedzieć, że my także wykryliśmy inspirujące działanie tekstów antycznych, a także tekstów, które je omawiają, szczególnie takich, nacechowanych całkiem współczesnymi emocjami i demaskujących różne istniejące w nauce tajne związki, które nic się nie zmieniły od czasów kiedy opisywał je Tukidydes.

To nie koniec. Poulsen pisze, że mieszkańcy Krissy, przez którą stoczono dwie święte wojny o Delfy byli Kreteńczykami. Pobierali oni haracz od pielgrzymów, albowiem czuli się w prawie. Kiedy w końcu Krissę zniszczono, wybuchły jeszcze dwie święte wojny o to, co należy zrobić z ziemią, która pozostała po mieście, poświęconą Apollinowi. Aha i dodaje, że Delfy leżały na skrzyżowaniu szlaków handlowych.

Na koniec wisienka. Przysłał mi ahenobarbus fragment z Platona, w tłumaczeniu Witwickiego. Oto on:

A tu żebrzące klechy i wieszczbiarze do drzwi bogatych ludzi pukają i wmawiają, że jest u nich moc od bogów zesłana, żeby z pomocą ofiar i śpiewnych modlitw, jeżeli na kimś ciąży zmaza grzechu albo na jego przodkach, zdejmować ją bardzo przyjemnie i przy uroczystych nabożeństwach.

 

Potem zestawił to nasz kolega z automatycznym tłumaczeniem fragmenty pracy Richarda Seaforda o Dionizosie dotyczącym tego samego fragmentu Platona: Brzmi on tak:

Platon (Państwo 364b-e) twierdzi, że pewnym jasnowidzom i wędrownym kapłanom udaje się przekonać „nie tylko osoby prywatne, ale i miasta (poleis)”, że istnieją wyzwolenia (luseis), oczyszczenia i teletai (mistyczne rytuały), które uwalniają nas od cierpień w przyszłym świecie.

Jak widzimy profesorowi Witwickiemu wszystko się pokręciło. I nie napisał on w swoim tłumaczeniu tego, o co chodziło Platonowi. Zawarł tam za to treści i emocje bliskie swojemu własnemu sercu. I jak tu, po takiej konstatacji, traktować serio tłumaczenia Platona? Kiedy na drodze do poznania prawdy stoi Witwicki, z takim oto życiorysem: https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Witwicki Sami widzicie, że metoda na Indianę Jonesa, to jedyny kierunek rozwoju nauk humanistycznych. Jeśli coś w tekstach starożytnych się nie zgadza lub nie pasuje do obrazu, jaki próbują stworzyć badacze współcześni, tym gorzej dla tych tekstów. Niestety na Witwickim nie da się zarobić tyle ile na Indianie Jonesie. Widzimy jednak wyraźnie, że w jego osobie najpełniej wyraża się interdyscyplinarny charakter badań humanistycznych, choć wielu specjalistów chciałoby temu zaprzeczać. Mówię Wam, że to na pewno z zazdrości.

Na dziś to wszystko. Jeszcze prośba od mojego kolegi

 

Polski Związek Niewidomych Okręg Lubelski Koło w Rykach zwraca się z prośbą o wsparcie finansowe na rzecz Koła.

 

Polski Związek Niewidomych w Rykach zrzesza osoby niepełnosprawne z dysfunkcją narządu wzroku, które z racji swojego inwalidztwa często żyją w izolacji. Organizujemy szkolenia, wycieczki, spotkania, które integrują osoby niewidome i słabowidzące w celu ich społecznej integracji, wyrównywania szans w dostępie do informacji, edukacji, zatrudnienia i szeroko pojętej aktywności społecznej a także w celu ochrony ich praw obywatelskich.

Efektem spotkań są min. oddziaływania psychologiczne, przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu, akceptacja niepełnosprawności, które mają ogromne znaczenie w przypadku osób niewidomych.

Dzięki przyjaznej dłoni ludzi dobrej woli możliwa jest realizacja naszych celów i zamierzeń. W imieniu naszego stowarzyszenia oraz jego członków wyrażamy głęboką wdzięczność za ofiarowaną pomoc i życzliwość.

 

Jeśli nie masz innej możliwości – można nam pomóc w działaniu przeznaczając 1,5 % podatku na PZN w naszym powiecie.

 

Krajowy Rejestr Sądowy – nr KRS: 0000007330

z dopiskiem na cel: Koło w Rykach

 

  8 komentarzy do “Główne kierunki badań w naukach humanistycznych”

  1. Dzień dobry. No właśnie Panie Gabrielu, przez (nabytą, nie wrodzoną) grzeczność nie pokażę paluchem kto też tu jest naszym Indianą Jonesem 😉 A najbardziej znaczące Pańskie odkrycie to właśnie ten dysonans między Platonem a Witwickim. Nie waham się zestawić tych dwóch, obaj bowiem mieli swoje za uszami, a ja jako neofita realizmu historycznego – gorliwie wystrzegam się postawy wyznawcy. Dalej ciągnąc to dzięki Pańskiej syntezie wiemy, że różnica pomiędzy agentami Persji, Fenicji czy Egiptu czynnymi w Atenach sprzed 2500 lat a agentami Moskwy, Berlina czy Londynu, których możemy oglądać na żywo u nas – jest kosmetyczna. No i nie wiem, czy ktoś kiedyś zada sobie tyle trudu, żeby tych nowych „ubrązowić” – jak to się stało z Platonem czy Pitagorejczykami. Myślę, że metody udoskonalono i jednak wylądują zwyczajnie na śmietniku. Będzie taniej…

  2. Hmm, a dlaczego zestawiać teks TŁUMACZENIA Witwickiego z tekstem TŁUMACZENIA  Seaforda? Takie postępowanie  musi nasuwać skojarzenia z tym co pisał Pan na wstępie a więc wyborem między „trądem a syfilisem” i to jeszcze z sugestią, że „syfilis” jest wiarygodniejszy. Obaj panowie znali języki klasyczne i korzystali z różnych starych źródeł. Tutaj taki mały cytat z biogramu Seaforda  Richard Seaford – Wikipedia, wolna encyklopedia „Seaford zaakceptował palestyńską prośbę o poparcie międzynarodowego akademickiego bojkotu Izraela i odrzucił zaproszenie do zrecenzowania książki dla izraelskiego czasopisma Scripta Classica Israelica. W raporcie opublikowanym przez European Jewish Press cytował „brutalny i nielegalny ekspansjonizm oraz powolne czystki etniczne” przez państwo Izrael.”. Musimy uwzględnić także  fakt, iż prawdopodobnie najstarszy OBSZERNY rękopis Platona jest datowany dopiero na 895r. MS. E. D. Clarke 39 – Wikipedia, wolna encyklopedia  czyli 1250 lat po śmierci Platona (choć istnieją niewielkie fragmenty pochodzące z III w.  Oksyrynchos – Wikipedia, wolna encyklopedia  ) którego publiczna historia zaczyna się w 1801r. dzięki temu panu Edward Daniel Clarke – Wikipedia, wolna encyklopedia

    którego działania trudno zestawiać z poczynaniami Hunów bez obrażania tych drugich.  8 lat później manuskrypt był już w Oxfordzie, gdzie posłużył m.in. jako „cefeida” do datowania innych manuskryptów. Obecnie jest dostępny tutaj Bodleian Library MS. E. D. Clarke 39 (ox.ac.uk)

    w formie elektronicznej, czyli formie mniej wiarygodnej niż obcowanie z oryginałem. Poza tym należałoby jeszcze zbadać ów manuskrypt czy jest wolny od interwencji chociażby skoczogonków, a pamiętam jak Pan pisał kilka lat temu, że u niejednego antykwariusza można zakupić średniowieczne pergaminy, dodam – z kompletem pieczęci oderwanych np. z aktów fundacyjnych UJ.

  3. To ahenobarbus wskazał ten dysonans

  4. Dlatego, że my nie znamy greki, a Seaford znał. Teraz już pan rozumie? To co wychodzi po przełożeniu greki przetłumaczonej na angielski w języku polskim nijak się ma do tego co zrobił Witwicki. Jeśli pan zna grekę, proszę śmiało tłumaczyć Platona

  5. Z dziesięć razy o tym pisałem. Pan jest tu nowy?

  6. Taki news o dowodach na globalne sieci handlowe w  VII i VI wieku p.n.e.:

    https://kopalniawiedzy.pl/Egipt-balsamowanie-szlak-handlowy-substancja,35991

  7. Dowody na globalne szlaki handlowe nie są potrzebne.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.