Jestem w trasie i jutro napiszę coś o wrażeniach z Baranowa Sandomierskiego, na razie jednak chciałbym wrócić do tematu monet dokumentujących istnienie państwa polskiego. Do czego w ogóle takie blaszki są potrzebne? Przecież nie były one potrzebne ani Mieszkowi I, ani Bolesławowi Chrobremu? Jak można w ogóle myśleć, że wobec czynnych w obiegu znakomicie wykonanych monet rzymskich i arabskich, funkcję reprezentacyjną dla władcy mógł spełniać jakiś nadziubany niewiadomo czym kawałek srebra? Kiedy spotykamy się z Szymonem często rozmawiamy o zaawansowanych technologiach z dawnych czasów. No więc te monety nie są dowodem na istnienie zaawansowanych technologii, są dowodem na istnienie nędzy. I teraz ważne pytanie – czy nie była to czasem, tak jak dziś nędza zamierzona? To znaczy oni bili to srebro, żeby pokazać swoim, a reszta miała z tego bekę? Tak tylko pytam, bo przypomniał mi się Terlikowski jak promował swoją książkę o tarocie, gdzieś w jakiejś norze, a potem porąbał karty do tarota na przywleczonym tam pieńku. Może to jest tradycja właśnie, trwająca od tysiąca ponad lat, polska tradycja lansu i promocji. Trochę żartuję, a trochę nie. Jest tu telewizor i wczoraj leciał film dokumentalny o wikingach. Taki jaki potrafią zrobić Brytyjczycy. U nas to się nigdy nie uda, bo Terlikowski z Górnym pobiliby się o rolę prowadzącego, a w końcu i tak dostałaby ją Anna Popek. Różne rzeczy tam mówili, ale najważniejsze było to, że wikingowie kontrolowali obieg arabskich monet na północy. Nie to było jednak najlepsze. Pan prowadzący powiedział, że oni srebro na te momenty pozyskiwali rabując brytyjskie klasztory. Wtedy też pozyskiwali niewolników. To nam się układa w całość sensowną, to znaczy w obieg zamknięty, w którym kontrahenci mają do siebie bezgraniczne zaufanie, nawet jeśli coś się czasem sypnie. Zyski są ważniejsze. Poganie i muzułmanie współpracują ze sobą na gruncie ekonomii kosztem chrześcijan. To jest dokładnie tak jak dzisiaj z uchodźcami, tylko w drugą stronę. My zaś usiłujemy z nimi dyskutować jak mnisi z wyspy Iona, mówiąc i porządku, ładzie, cywilizacji i miłosierdziu. Oni mają w dupie miłosierdzie, bo nie na to opiewają kontrakty, bardzo przepraszam panie. Szlaki handlowe i drogi przerzutu pieniędzy i ludzi są identyczne jak w średniowieczu, ale zobaczymy to dokładnie dopiero jak sytuacja na Ukrainie się ustabilizuje. I teraz ważna rzecz – już w XI wieku Jarosław Mądry mógł myśleć swobodnie o zamążpójściu swojej córki w dalekie kraje – wydał ją za króla Francji Henryka I, który był w bardzo złej sytuacji politycznej. Ja nie badałem dokładnie tej sprawy, ale z wierzchu, interes ten wyglądał dla księżniczki Anny i dla samego Jarosława słabo. Zapewne było odwrotnie – Henryk wyłożył kasę na ten ślub, który gwarantował mu protekcję organizacji handlowej reprezentowanej przez Jarosława, czyli wikingów zakolegowanych biznesowo z Arabami. Jeśli zaś taką tezę postawimy łatwo przyjdzie nam uwierzyć, że wojny Włodzimierza i Jarosława z Bizancjum miały charakter wypłaty świadczeń dla ich arabskich sojuszników. W tym czasie w Polsce ludzie zastanawiali się nad problemem czy wydać córkę księcia do Czech czy na Węgry. To jest wrażna różnica w hierarchii bytów politycznych. Ruś robi politykę globalną, a Polska lokalną. Ruś, sprzymierzona z Wikingami, kontroluje obieg dobrego i rozpoznawalnego pieniądza na dużych obszarach, a Polska wybija swoje denary z kogutem, psem i Irokezem na koniu.
Powtórzę jeszcze raz – obieg dobrego pieniądze może kontrolować jedynie duża sprzęgnięta z różnych elementów organizacja, posiadająca technologiczną przewagę. Organizacja ta jest zwykle niejawna. I to ona decyduje do jest, a co nie jest ważne na danym obszarze – reszta aspiruje i czeka, aż sytuacja ustabilizuje się na tyle, żeby przewaga technologiczna – broń, okręty, stemple mennicze – straciła nieco na znaczeniu. Jeśli idzie o świat chrześcijański to niwelował on tę przewagę stale poprzez edukację, nie tylko ewangeliczną, ale także praktyczną. Jeśli ktoś potrafił wybudować nad brzegiem morza basztę i utrzymał ją mimo ataków brodatych facetów w dziwacznych łachach i hełmach, mógł spać spokojnie. W innych dziedzinach było podobnie.
Wróćmy jednak do denarów wczesnopiastowskich. Komu był potrzebny denar atrybuowany Mieszkowi I? Ten z wyraźnym obrysem cyrkla. Moim zdaniem przede wszystkim towarzyszowi Gomułce. A potrzebny był on na uroczystości milenijne. Podobnie jak inne artefakty zalegające muzea i magazyny archeologiczne. Poza tym moneta to najłatwiejszy do usprawiedliwienia dowód. Szedł chłop z pługiem i wyorał – o co chodzi? A gdzie ten chłop? Umarł. A dzieci? Do Ameryki wyjechały. I szlus. Inaczej jest z dokumentami. Tych nie można znaleźć przypadkiem i trudniej dokręcić do nich idiotyczną i nieprawdziwą interpretację. Dziś już żaden chłop niczego nie wyorze, a i na wszelki wypadek zabroniono chodzić z wykrywką po polu, żeby się nie okazało, że coś tam jednak leży, łatwiejszego do określenia niż ten denar Mieszka I. I nie mówcie mi, że to zarządzenie nie jest wymierzone w poszukiwaczy prawdy, a celem jego jest ochrona dóbr kultury zalegających pola. Jest dokładnie odwrotnie. Na dziś to tyle, bo muszę wracać do domu. Jutro opowiem o sytuacji w Baranowie.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Inna strona zakłamania: https://swietatradycja.wordpress.com/2018/12/29/dogmaty-kosciola-a-samopotepienie-jorge-bergoglio/
Super !!!
To srebro rabowane z brytyjskich klasztorow… na „dobra monete”… i na pozyskiwanie niewolnikow !!! REWELACJA !!!
I wcale nie musi Pan przepraszac za DOSADNE slowa – a przynajmniej mnie Pan nie musi – bo to szczera prawda, ze tu nie o milosierdzie chodzi !!!… i ze dzisiaj z „uchodzcami” jest dokladnie TAK SAMO… wprost IDENTYCZNIE !!!
Tak, Panie Gabrielu TERAZ mamy czas na EDUKACJE… i OBSERWACJE !!!… zanim sytuacja na Ukrainie sie ustabilizuje.
Dzis, Panie Gabrielu, krotko, wezlowato i na temat… konkretnie… i ge-nial-nie !!! Dzieki wielkie i szerokiej drogi do domu.
Jakoś nie przekonał mnie ten tekst. Spojrzałbym na tę kwestię jednak od strony funkcji pieniądza (to jest pewniejsze), a nie opierałbym się na hipotezach. No bo tak: Wikingowe rabowali szlachetny metal (nie monety?) z klasztorów na wyspie, po czym nie bili monety (nie mieli cyrkla i nożyc? Ale już miecze, tarcze, okręty i gwoździe tak) i wysyłali do arabów, ci zaś bili monetę i co? Kupowali za nią towary m.in na terenie obecnej Polski, Czech, Węgier, Rumunii i na Rusi? Coś tu musiało być dobrego, że kupowali, więc pieniądz (srebro, złoto) pozostawał tutaj. Wikingowie go nie rabowali? Dlaczego? Bo organizacja tu na miejscu była za silna? Pieniądz mógł również „podróżować” tutaj w formie oprocentowanej pożyczki. Aaaa, to wtedy jeden z drugim władcą mógł się zastanowić, po co płacić procent jak mam u siebie złoża srebra i może złota? Nie jestem też przekonany co do lokalnej vs globalnej polityki tutaj prowadzonej. Wikingowie prowadzili globalną politykę w tym aspekcie? A co złego w jednoczeniu organizmów na granicach własnego kraju? Czy to wyklucza prowadzenie innej, „dalszej” polityki? Jak wyglądały relacje Polski z Bizancjum? Rzymem? Co takiego było u tych Franków takiego globalnego? Ten Henryk I musiał tłuc się u siebie (lokalnie). Za dużo tutaj hipotez. Patrzyłbym na funkcje pieniądza i jego przepływy.
Zakazano kopać pod pretekstem archeologiczno – historycznym,. Pewnie pojawią się amatorzy gleboznawstwa i geologii inżynierskiej, też mają georadary i kopią szurfy (takie specjalne doły) i robią odkrywki. A że coś przy okazji wykopią , trudno
„Wróćmy jednak do denarów wczesnopiastowskich. Komu był potrzebny denar atrybuowany Mieszkowi I? Ten z wyraźnym obrysem cyrkla. Moim zdaniem przede wszystkim towarzyszowi Gomułce.”
Wylałem kawę na klawiaturę… 🙂
W nawiązaniu do angielskich filmów dokumentalnych, oglądałem ostatnio jeden o podróży reporterki BBC, między innymi przez Chiny, babka całkiem milutko wcisnęła kawał propagandy, zapominając o grzechach przodków popełnianych w tychże właśnie Chinach, a które to są między innymi przyczyną, a może są wręcz fundamentem, takich właśnie a nie innych Chin. Najlepsze mimo wszystko, były miny które strzelała babeczka, jakby nie mogła się pogodzić z utratą utraconych wpływów, przez jej ojczyznę oczywiście.
Ogladalam sporo…
… i nadal dosyc czesto przydarza mi sie ogladac „angielskie filmy dokumentalne” i nie tylko – na arte, NG czy francuskojezycznych kanalach – i rzeczywiscie one CIAGLE FALSZUJA historie, czyli wciskaja kawal propagandy, jak to Pan ujal…
… i rzeczywiscie nalezy sie tylko zgodzic z Gospodarzem bloga, ze FILM to najwieksza ze sztuk WCISKANIA ludziom KITU… czyli propagandy… i nalezy sie do nich odnosic z duzym przymruzeniem oka, a czesto bywa, ze nawet obydwu oczu !!!
1000 lat Rusi Родина i monety
Wydaje mi się, że pojawią się bardziej amatorzy z wykrywaczami metali. Pracując kiedyś w geofizyce, później geologii inżynierskiej nigdy nie miałem czasu na własne poszukiwania. Teraz jest czas ale sprzętu nie ma. Chyba tylko jakiś pasjonat musiałby zostać ministrem, aby coś w Polsce ruszyło. Chyba, że pasjonat jest ale za bardzo patrzy na prezesa czy prezes wyjdzie z taką inicjatywą. Może podsuńmy prezesowi film z serii Bibliotekarz może się zarazi historią archeologią.
Pierwszy zbiór ilustracji zatytułowałem rosyjskim słowem Родина, gdyż nic nie oddaje lepiej czasu Rurykowiczów, Włodzimierza I Wielkiego, Jarosława I Mądrego (Prawodawcy), jego dzieci… i propagandy Rosji w chwili trwogi i potrzeby.
Pierwsza ilustracja (Krew Mórz) to dzieło siedmiolatka z elitarnej szkoły angielskiej, oddająca dzisiejszą modę na wikingów. Druga ilustracja to grób Jarosława, który łączy z wikingami to, że założone przez niego miasto Ярославль/Jarosławl powstało w miejscu, gdzie zburzył pogański posąg Finów przypominający niedźwiedzia (a nie w miejscu, gdzie wg legendy upolował niedźwiedzia). Trzecia ilustracja, to Anna córka Jarosława, która potrafiła się podpisać na akcie małżeństwa z francuskim niepiśmiennym Henrykiem I, który postawił jedynie krzyżyk.
Kolejne ilustracje, to rozpaczliwa sowiecka próba ratowania imperium w roku 1988, 22 lata po przykładzie Gomółki. Ostatnie – to odtworzenie twarzy Jarosława na podstawie czaszki.
Następny zbiór ilustracji, to monety kolejno z czasu Włodzimierza, Jarosława i Światopełka I.
W Beskidzie Niskim spotkałem działaczy kulturalno-historycznych zachwyconych (!) tym nowym prawem penalizującym chodzenie z wykrywaczem.
Fanatycy gnicia w ziemi skarbów, żeby tylko ktoś tego nie zabrał, ukradł, zniszczył. Niech gniją, bo samodzielne kopanie jest i zawsze było bezprawne.
Nie bez przyczyny piszę fanatycy, bo ogień w oczach przy potępianiu amatorów był taki, jak przy protestanckich stosach w średniowieczu. Całkowicie impregnowani na jakiekolwiek argumenty, z powodów ideologicznych.
Gomułki (chyba ?!), choć nie jestem pewna, ale nie chce mi się faceta szukać w wiki, a zresztą i tak nie ważne, dobrze że to minęło.
emisja srebrnych denarów zapewne jest owiana mgłą tajemnicy, natomiast elementy skarbu średzkiego (korona i monety) oglądane dzisiaj okiem współczesnego turysty to duże przeżycie, no bo jak by nie liczyć, patrzymy na precjoza liczące 600 lat, a monety zamiast być w obiegu, przeleżały bezczynnie w garnku tyle lat.
No a wokół skarbów zawsze jakaś tajemnica, przy skarbie średzkim np. legenda epidemii dżumy.
Narzędzi do niszczenia źródeł jest wiele: próba wymuszenia oddawania zbiorów do muzeów przez kolekcjonerów, którzy nie mają odpowiednich systemów alarmowych, a ostatnio nakaz zaspawania broni przez Policję odpowiednim spawem (kwadratowy, 500zł. za spaw) prowadzi do likwidacji kolekcji, niekiedy znakomitych, przy których zbiory MWP wyglądają blado. Jak kogoś nie stać, musi pozbyć się eksponatu.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.